- Opowiadanie: ANDO - Mała Księżniczka

Mała Księżniczka

Na pewno znacie książkę, którą miałam na myśli w czasie pisania tego tekstu.

W niektórych sytuacjach najbardziej wzniosłe słowa zawodzą. Mam nadzieję, że nikt z nas nie będzie musiał tego sprawdzać w praktyce w najbliższym czasie.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Mała Księżniczka

– Narysuj mi wiewiórkę. – Dziewczynka o króciutkich, pszenicznych włosach wcale się mnie nie boi.

– Po co ci wiewiórka? – dziwię się.

– Żeby biegała za mnie.

Patrzę na drobne ciało Małej Księżniczki, przykute do łóżka z pościelą w misie. W pokoju unosi się ostra woń lekarstw. Na kolorowych mebelkach, obok książek z bajkami i pluszowego jednorożca, stoi otwarta paczka pampersów.

Wychudzona rączka podaje mi notatnik.

Chcę zapytać, czy nie wolałaby kota albo papugi, ale odpowiedź wisi nad łóżkiem; wielki plakat z filmu „Alvin i Wiewiórki”. Na poduszce maskotka głównego bohatera.

Stukam palcem w czystą kartkę, pojawia się na niej mała, futrzasta kulka z puchatym ogonem. Na uszach sterczą śmieszne pędzelki.

– Jak to zrobiłaś? – dziwi się Księżniczka.

– Takie tam sztuczki – odpowiadam.

Jeszcze nie koniec pokazu. Stuk, stuk. Wiewiórka zeskakuje z kartki na pościel, robi kółko wokół poduszki, biegnie po kołdrze, po czym daje susa na szafę.

Na buzi dziewczynki pojawia się uśmiech rozświetlający blade policzki.

Wiewiórki już nie widać, schowała się za pudełkami.

– Uciekła, szkoda… – wzdycha Księżniczka.

Sięgam do kieszeni. Trzymam w dłoni kilka orzeszków, które podaję jej, mówiąc:

– Możesz ją oswoić.

Dziewczynka patrzy ze smutkiem, w jej oczach widzę mądrość, jakby miała kilkadziesiąt lat więcej.

– Nie wiem, czy zdążę – szepcze.

– Spróbuj.

Mała Księżniczka obraca orzeszek w rączce, nad czymś się zastanawia. W końcu odzywa się:

– Jeśli ją oswoję, stanę się dla niej ważna. Będzie płakała, kiedy zostanie sama.

– Lepiej być ważnym dla kogoś, nawet przez krótki czas, niż nie płakać – odpowiadam.

Dziewczynka uśmiecha się i wyciąga rączkę z orzeszkiem. Wiewiórka podchodzi powoli, chwyta przysmak, ucieka w róg łóżka, gdzie pochłania zdobycz. Zaraz przychodzi po następny orzeszek. Przy kolejnym daje się pogłaskać.

Wkrótce siedzi na poduszce Małej Księżniczki, razem przeglądają kolorową gazetkę o kucykach.

– Nazwę ją Kitka – mówi dziewczynka.

– Dobre imię dla wiewiórki.

 

*****

 

– Narysuj mi podwórko z wielkim dębem – prosi Księżniczka.

– Twoja wiewiórka może biegać po meblach – odpowiadam.

– Ach nie, nie o to chodzi! Narysuj podwórko dla mnie, żebym mogła jeszcze raz zobaczyć drzewa przed naszym domem, ławkę i piaskownicę.

– Bardzo tego chcesz?

– Najbardziej na świecie! – woła.

– Pójdziemy tam razem.

– Przecież wiesz, że ja nie mogę, nie dam rady wstać. Wyleczysz mnie? Umiesz czarować, prawda? – Patrzy z nadzieją.

Za wcześnie, by tłumaczyć, na czym polega moja moc. Jestem pewna każdego słowa, które wypowiedziałam.

– Niedługo wyjdziesz na podwórko, obiecuję. Ale jeszcze nie teraz, najpierw coś ci opowiem. Daleko stąd żył chłopczyk, mniej więcej w twoim wieku. Miał różę, o którą się troszczył. Była dla niego wyjątkowa, najpiękniejsza na świecie, chociaż ktoś inny powiedziałby, że to zwykły kwiat, jakich rosną tysiące w ogrodach.

– Na naszym podwórku też są róże. Chyba… dawno nie wychodziłam. Mama posadziła je przed domem, może jeszcze tam rosną – mówi Mała Księżniczka. – Dla mnie to były zwykłe kwiaty, nigdy nie wybrałam jednego z nich.

– Róża nie zawsze jest różą – odpowiadam. – Czasem bywa młodszą siostrą, koleżanką, albo mamą.

– Moja mama, tak! Ona jest najważniejsza!

Nagle milknie i patrzy na mnie ze smutkiem.

– Mama nie pozwoli mi pójść na podwórko, ciągle boi się, że wiesz… Że odejdę na zawsze i zostawię ją samą. Możemy tak zrobić, żeby nic nie wiedziała? Musiałybyśmy wyjść po cichu…

– Hmmm, myślę, że nam się uda.

Nadszedł czas na opowieść o planetach: latarnika, króla, geografa, pijaka, próżnego, bankiera. Dzieci w wieku Małej Księżniczki uczą się o takich ludziach, żeby nie stać się nimi w dorosłym życiu. A później i tak się w nich zmieniają.

Tym razem pominę tę historię.

Mama dziewczynki wchodzi do pokoju ze szklanką wody. Wygląda, jakby dawno nie spała. Kosmyki przedwcześnie posiwiałych włosów wymykają się z uczesania i opadają na zmęczoną twarz. Jest blada, z czerwonymi smugami na policzkach i opuchniętymi oczami. Widać, że cały czas walczy ze sobą, żeby powstrzymać łzy.

– Dam ci lekarstwo, kochanie – szepcze, jakby bała się obudzić to najgorsze.

Przypomina popękany wazon, który trzyma się w całości, sklejony niewidzialną siłą, chociaż lada podmuch powinien obrócić go w skorupy.

– Duszno tu. – Kiedy kobieta otwiera okno, wiewiórka czmycha na podwórko.

– Kitka ucieka, łap ją, mamo! – woła dziewczynka.

– Tutaj nikogo nie ma, kochanie.

Muszę później wyjaśnić Małej Księżniczce, że czasem dorośli widzą mniej niż dzieci.

Kobieta otwiera podłużne pudełko, odkręca buteleczkę. Dziewczynka krzywi się, ale dzielnie łyka lekarstwa.

Pokazuję jej na migi, już pora wyjść na podwórko. Uśmiecha się, rozumie.

Obiecałam, że matka nie będzie widziała. Pstrykam palcami. Rozlega się huk i brzęk tłuczonego szkła, rodzinne zdjęcie leży na podłodze w salonie. Obok wisiał portret zmarłej babci, ale ta fotografia została nienaruszona.

Kobieta patrzy niespokojnie w stronę drzwi, lecz nie puszcza ręki córeczki.

– Co to? – pyta dziewczynka.

– Później zobaczę.

Pstrykam palcami drugi raz. Łupnięcie okna o framugę.

– Słyszysz? Sprawdź, mamo, co się stało – prosi Księżniczka.

Kobieta wzdycha ciężko, w końcu puszcza dłoń córeczki i wychodzi z pokoju.

– Pospiesz się, idziemy – mówię do dziewczynki, dotykając jej ramienia.

Na początku nie dowierza, więc biorę ją za rękę, pomagam usiąść. Na wychudzonej twarzy maluje się ogromne zdziwienie, które szybko zmienia się w radość. Nawet nie zakłada kapci, zeskakuje z łóżka i boso biegnie na zewnątrz. Powoli idę za nią.

Na dębach harcują wiewiórki, biegają po pniach, chowają się w dziuplach, przeskakują z gałęzi na gałąź, balansując ogonkami. Mała Księżniczka śmieje się, kiedy je widzi. Podchodzi do ławki, siada na niej, po chwili rusza do piaskownicy, stamtąd biegnie do rowerka opartego o szopę.

– Jak tu pięknie! Cudowne słońce! – woła, a jej oczy śmieją się do znajomego miejsca.

Podążam za nią spokojnie, nigdzie się nie spieszymy.

Jedna z wiewiórek zeskoczyła z drzewa, chwyciła w łapki orzeszek.

Mała Księżniczka przestaje się śmiać, patrzy na zwierzątko, później na dęby, gdzie biegają inne rude iskierki.

– Mojej wiewiórki tutaj nie ma. – W głosie dziewczynki pobrzmiewa smutek.

Skąd wie? Wszystkie zwierzątka wyglądają podobnie, lecz żadne z nich nie zostało oswojone.

– Kitka! Kitkaaa! – woła.

Ale wiewiórka nie przybiega.

Idę w stronę bramy. Ja już wiem.

Na szosie leży nieruchome, rude futerko, jakby przyklejone do asfaltu. Księżniczka też dostrzegła Kitkę. Drży jej bródka, a w oczach skrzą się łzy.

Schylam się nad tym, co zostało ze zwierzątka. Przesuwam dłonią i po chwili trzymam w ręce trochę przyblakłą Kitkę, poruszającą wąsikami. Podaję ją dziewczynce, która mocno przytula wiewiórkę, a ta wcale nie ucieka.

Mała Księżniczka stawia ją na ziemi, znów zaczyna biegać po podwórku, wiewiórka za nią. Widać, że cieszą się obie, śmiechowi i gonitwom nie ma końca.

Nagle dziewczynka przystaje, zagląda przez okno do swojego pokoju. Radość natychmiast gaśnie na jej twarzy.

Podchodzę do niej.

– Patrz! – Księżniczka pokazuje bezwładne ciało, wciąż leżące w pościeli w misie.

– Nie możemy zabrać go ze sobą. Jest za ciężkie, a nas czeka długa podróż – tłumaczę.

– Chcę tu zostać. Tata wróci wieczorem.

– Musimy iść, przykro mi.

Dziewczynka patrzy na mnie zbolałym wzrokiem. Nie lubię tego momentu, który przychodzi nieuchronnie, za każdym razem. Łatwiej jest mi go znieść, gdy chodzi o starszych ludzi, ale przy dzieciach nawet ja czuję dławiącą kulę w gardle.

– Tam polecimy. – Pokazuję na niebo.

Księżniczka zadziera głowę.

– Na inną planetę?

– Można tak powiedzieć.

Dziewczynka podbiega do grządki z białymi różami.

– Zerwę je dla mamy. Będzie smutna, chcę jej zostawić coś ładnego.

– Już zostawiłaś. Tu. – Pokazuję na pierś. – Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.

Mała Księżniczka ma oczach smutek dorosłego człowieka. W takiej chwili nie pomogą wzniosłe słowa, zamieniają się w kupkę zeschniętych liści. Za każdym razem.

– Czas już na nas. – Biorę dziewczynkę za rękę, drugą przytula swoją wiewiórkę, szepcząc do niej:

– Nie bój się, Kitko, będzie dobrze.

Rozpościeram czarne skrzydła i razem lecimy do gwiazd.

 

Koniec

Komentarze

Bardzo ładnie napisane, ale ilość nieszczęść na raz mnie przytłoczyła – i śmiertelna choroba dziecka, i śmierć wiewiórki, i jeszcze mimochodem wspomniany ojciec, który odszedł… Trochę się czuję przybita. Ale styl ładny, nawiązania do “Małego księcia” wpisane w narrację zgrabnie, a finałowy twist z tożsamością rozmówcy dziecka – pomysłowy. 

ninedin.home.blog

Dzięki za komentarz. Masz rację, było za dużo nieszczęść, dlatego sytuacja z tatą zmieniona. Wiewiórka i dziewczynka musiały zostać, z powodu fabuły. Żywa wiewiórka nie mogłaby polecieć z nimi, a nawiązania do lektury miały sens tylko w przypadku dziecka w tak trudnej sytuacji. Pozdrawiam. :)

Też muszę przyznać, że poczułam się przytłoczona ilością nieszczęście. Na pewno broni się sposób opisania historii. Nigdy nie byłam fanką “Małego księcia”, więc wszelkie odniesienia nie robią na mnie większego wrażenia. 

I jak to domknąć? Uwaga, ładnie napisane, ale przytłacza nieszczęściami. Trochę tego za dużo, nawet jak na moje czarne jak smoła serce.

Może zabrzmi, to dziwnie, ale dla mnie ten tekst jest świetny. Chwyta za serce i z jednej strony sprawia cierpienie, przygnębienie, ale jest naprawdę dobry. Autorze, dokładasz nam z każdym kolejnym słowem, ale w tym krótkim opowiadaniu są emocje i nie można koło niego przejść obojętnie. Duży plusik ;)

No, byłam tu.

Ładnie napisane, więc czytało się bardzo dobrze, ale jakoś mnie nie porwało :/

Przynoszę radość :)

Jak dla mnie tekst czyta się świetnie, potrafi też chwycić za serce. Finalny twist dobrze pomyślany.

Lubię “Małeo Księcia” i Twoja Mała Księżniczka też mi się spodobała :) Tylko takie to wszystko smutniutkie, ale bardzo ładnie opisane. Dużo tu emocji i jakiegoś takiego ciepła. Trochę poetyki i trochę bajki… Klikam bibliotekę :) 

Świetne. Niby wyciskacz łez, ale tylko niby. Bo historia, choć smutna i jeszcze przyozdobiona dodatkowymi smuteczkami, ma w sobie (tak, teraz patrzę na komentarz katii ciut wyżej, ale mam ten sam odbiór co ona) ciepło i nadzieję. To naprawdę piękna próba oswojenia tragedii. Udana, z fajną kompozycją. Zdejmuję z szacunkiem kapelusz i klikam Bibliotekę w sposób bardzo zdecydowany :)

pozdro

Dziękuję za wszystkie komentarze. :)

Treść chyba nie nadaje się do konkursu z wiewiórkami, dlatego zdjęłam tag.

 

Deirdriu, cieszę się, że uważasz tekst za ładnie napisany.

 

Yamir, fajnie, że Ci się podobało.

 

Anet, dzięki za odwiedziny.

 

Jokerze, miło, że tekst świetnie się czyta.

 

Katiu, dziękuję za klika i komentarz. Cieszę się, że Ci się spodobało.

 

Łosiocie, dziękuję za klika i miłe słowa. Smutne zgadzam się z Tobą i Katią. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać trochę bardziej ludzką postać śmierci.

Przy wszystkich tych nieszczęściach śmierć jawi się tu jako wyzwolenie i przejście do życia wiecznego. Tożsamość narratora jest intrygująca. Jak na anioła jest za bardzo ludzki, na dodatek jest kobietą. Gdyby nie to mógłbym go wziąć za anioła konwojenta, który według opisów losów pośmiertnych spotyka człowieka na tamtej stronie razem z aniołem stróżem. Ale to już nie fantastyka tylko eschatologia.

Napisane czule i zgrabnie. Klikam

ANDO, bardzo proszę, żebyś przywróciła tag konkursowy opowiadaniu :) Jest osobne głosowanie dla tekstów nieanonimowych, nie chciałabym, żeby ta wariacja na temat mojej ukochanej książki znikła z konkursu :)

Zgadzam się, że natłok nieszczęść jest troszkę za duży (ale to dla mnie tekst z triggerem, co może wpływać), niemniej opowiadanie mi się podobało, jest ślicznie napisane, a wiewiórki do niego bardzo pasują.

http://altronapoleone.home.blog

Nikolzollernie, dzięki za klika. Nie opisuję jednoznacznie postaci narratorki. Dla mnie jest to śmierć, celowo wyposażona w ludzkie cechy, żeby pokazać, że w niektórych sytuacjach nawet ona nie pozostaje obojętna. Zdaję sobie sprawę, że to czysta fantastyka, daleka od wyobrażeń religijnych tej postaci. Pomysł z czarnymi skrzydłami wzięłam z wyobrażeń Tanatosa.

 

Drakaino, tag przywrócony. :) Dziękuję za klika i za miłe słowa. Zgadzam się, że dużo nieszczęść pojawiło się w tekście, ale bez nich nie wybrzmiałyby odwołania do “Małego Księcia”. Po komentarzu Ninedin wyrzuciłam wątek z odejściem ojca.

P.S. Co to jest trigger w opowiadaniu?

Smutne, na koniec aż mnie ciarki przeszły… co tylko dowodzi, że tekst jest dobry. Zgadzam się, wiewiórki idealnie pasują.

Dziękuję!!! heart

 

“Trigger” w opowiadaniu to to samo, co “trigger” w filmie czy czymkolwiek innym wszędzie to coś, co powoduje, że niekoniecznie chcesz czytać dalej, bo jakiś element jest dla ciebie zbyt bolesny lub obrzydzający…

http://altronapoleone.home.blog

Smutne to straszliwie, ale odważę się powiedzieć, że umieranie opisane ładnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Grzelulukas, cieszę się, że Ci się podobało.

 

Drakaino, dziękuję za wyjaśnienia.

 

Regulatorzy, dzięki za komentarz.

Bardzo proszę, Ando.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Smutne, ale piękne. Z emocjami trafiasz w punkt. I wbrew pozorom sporo ciepła jest w tym opku. Napisane też świetnie. Pomysł z wykorzystaniem Małego księcia jest znakomity.

Podobało mi się. Bardzo :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję za ostatniego klika.

 

Irko, bardzo się cieszę, że Ci się spodobało.

Smutny to tekst, ale rzeczywiście ładny. Nie wiem tylko dlaczego autorka zrezygnowała z anonimowości, ale to chyba nie szkodzi. Pięknie operujesz w tym tekście językiem. Jedno z porównań, które szczególnie przypadło mi do gustu, to kiedy opisałaś mamę i stwierdziłaś, że jest jak posklejana waza. To bardzo podziałało na moją wyobraźnię. Świetna robota, choć od początku domyślałam się, kim jest tajemnicza postać w pokoju dziewczynki.

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Nigdy nie podobał mi się “Mały Książę”, za to “Małą Księżniczką” jestem zachwycona.

Przepiękna, wzruszająca opowieść. Oczy mi się zaszkliły. Nie wiem, co napisać, ten tekst jest tak niesamowity.

Ależ smutne!! Ale pięknie napisane… Śmierć dzieci okropnie mnie rusza,bo sama mam dwójkę;) to opowiadanie zarówno mnie zachwyciło prostotą jak i poruszonym trudnym tematem :) 

N.S.N.P

Dzięki za kolejne komentarze.

 

Rosebelle, opowiadanie odanonimowione, bo miałam wątpliwości, czy pasuje do konkursu.

 

Yantri, dziękuję za miłe słowa.

 

Unicorn, właśnie to chciałam pokazać w opowiadaniu, cierpienie dzieci wzrusza, nawet samą śmierć.

No, ostro po emocjach!

Czasem na granicy przeszarżowania (ta pościel w misie), ale w sumie – wzruszyłem się!

No i Za nawiązania do Exupery’ego – wieeeelki plus! Uwielbiam nawiązania!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Smutne, wzruszające, ale moim zdaniem też pełne ciepła. Do tego pięknie napisane i bardzo mi się podobało. 

Sceny z ciałem, które musi zostać w sumie spodziewałam się od początku tekstu, ale nie zmienia to faktu, że opowiadanie jest dobrze napisane. Fabuła może nie powala oryginalnością, za to całość chwyta za serce.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dzięki za nowe komentarze i za punkty w głosowaniu. :)

 

Staruchu, miało poruszać emocje, cieszę się, że się udało.

 

Patryku, fajnie, że Ci się spodobało.

 

Verus, miło, że uważasz opowiadanie za dobrze napisane i że chwyta za serce.

 

Tekst odważnym połączeniem stoi. Zestawienie takiej nieco bajkowej formy z motywem śmierci zawsze jest ryzykowne. A już wybór akurat śmierci dziecka uważam za poryw brawury. ;)

Niby nie ma śmierci lepszych i gorszych, mniej lub bardziej zasadnych, a jednak śmierć dziecka zawsze jest szczególnie bolesna. I już naprawdę nie ma znaczenia, czy jest to dziecko nasze, znajomych, czy zupełnie obce. Niewrażliwość śmierci w tym punkcie zawsze trafia nas szczególnie mocno.

A po co o tym wszystkim piszę? Ano po to, że wybrałaś sobie takie połączenie, które albo Ci tekst wybroni, albo położy. Tutaj chyba nie ma wariantów pośrednich.

Napisałaś to dobrze, więc wybroniło. Połączenie, jak pisałem, jest ryzykowne, ale to bardzo dobrze. Trzeba próbować. Szukać odważnych zestawień. Z takich prób potrafią się rodzić najciekawsze teksty. Ten, w swojej krótkiej formie, uważam za dobry. Naprawdę dobry. Zwróć uwagę, na takie bardzo wymowne komentarze:

Niby wyciskacz łez, ale tylko niby.

Napisane czule i zgrabnie.

Smutne, ale piękne.

Smutne, wzruszające, ale moim zdaniem też pełne ciepła.

Bo widzisz, to wszystko, co podkreśliłem, jest niejako robotą tego połączenia. Piszesz o sprawach smutnych, ale dzięki tej bajkowości nie wyciskasz łez. Historia jest poruszająca, ale przemyca gdzieś w sobie taki promyk ciepła, którego przełamuje przygnębienie.

Jest gdzieś też w tym wszystkim jakiś element Ciebie jako Autorki, bo to kolejny Twój tekst, który poprzez fantastykę porusza ludzkie (lub zahaczające o ludzkie) problemy. I dobrze, że jesteś w tym konsekwentna. Że wiesz, co chcesz pisać. Bo wtedy, jak sądzę, najłatwiej o rozwój.

Fabuła nie powala. Jest to tak naprawdę wyrywek historii, która ma zagrać nieco na emocjach, tańcząc czasami, jak już wspomniał Staruch, na granicy przeszarżowania. Ta śmierć wiewiórki była, moim zdaniem, już na przykład niepotrzebna. I, żeby było śmieszniej, większą krzywdę robi Tobie niż czytelnikowi. ;-)

Bo to, co tak ładnie zarysowałaś subtelnością, nagle podkreślasz wprost. Jest ładnie napisany smutek wypełniony delikatnym promykiem ciepła, a tu nagle: BUM! Kolejny dramat, który zachwiał tak fajnie dobranymi proporcjami prozy życia i bajkowości. To jednak szczegół.

Wracając do fabuły. Ona nie powala, bo to tak naprawdę niejako pewien obrazek, który, by zapunktować fabułą, potrzebuje szerszej historii. Oczywiście wiem, jak się będziesz bronić, więc będę podły i Cię wyprzedzę. ;-)

Wiem, że limit. Dlatego nie stawiam zarzutu, że słaba fabuły, itp. Bo widzisz, pisząc każdą historię trzeba szanować limit. I jeśli limit nie pozwala szarżować, to lepiej właśnie ładnie, rzetelnie napisać taki “skrawek” niż pchać wszystko na rympał i liczyć, że jakoś się wybroni.

Wiadomo, że się nie wybroni. ;-)

Fabuła więc nie powala, ale dodaję to tylko z obowiązku, żeby komentarz był pełny i rzetelnie oceniał wszystkie aspekty opowiadania.

Dobrego opowiadania.

Tyle.

Pozdrowił i poszedł.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Smutne i chwyta za serce. Nawiązania do Małego księcia – śliczne. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

CM, dzięki za rozbudowany komentarz i opisanie dobrych stron opowiadania.

Będę się bronić. ;) Naprawdę, musiałam uśmiercić wiewiórkę. ;) Żywa, nie mogłaby polecieć z bohaterką w zaświaty. Poza tym, postępowanie ze zwierzakiem pokazuje okrucieństwo śmierci, mimo całej uczuciowości tej postaci w kontakcie z dziewczynką.

Gdybym historia była dłuższa, musiałabym zmienić narratora, a bardzo chciałam napisać opowiadanie akurat z tej perspektywy. Dla śmierci ta dziewczynka jest jedną z wielu, powinna pozostać anonimowa, a jednak dzieje się inaczej. Miałam pomysł, żeby uchwycić właśnie tę szczególną sytuację i pokazać, jak wtedy zmienia się sens przesłań z “Małego Księcia”.

 

Asylum, dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że opowiadanie wzbudza emocje.

Ładne, nastrojowe i dobrze napisane. Nie mniej jednak emocjonalność tego tekstu od samego początku budziła we mnie bunt. Pisząc o sprawach takich jak nieszczęście dziecka, choroba, czy śmierć , łatwo jest przeszarżować. To są niestety często typowe chwyty mające wywołać wzruszenie w czytelniku, i to one właśnie wywołują u mnie ten bunt. Mój umysł widzi to jako sztuczkę.

I bynajmniej nie posądzam Cię tu o cynizm. Wierzę, że pisałaś tę historię, bo była dla Ciebie ważna lub piękna, a mimo to nie mogłem podczas lektury się oprzeć wrażeniu, że próbujesz mną jako czytelnikiem manipulować.

Jak można by temu zaradzić? Myślę, że w dłuższej formie mogłabyś czytelnika na to przygotować, dać mu poznać Małą Księżniczkę, gdy była jeszcze zdrowa, pożyć z nią, pocieszyć się życiem, a dopiero na końcu poprowadzić na tamten świat. Możliwe, że kupiłbym ten tekst jako zakończenie długiego opowiadania.

Tu jednak pokazałaś mi od razu łoże śmierci, małą dziewczynkę, i kazałaś patrzeć jak umiera. Bez ostrzeżenia. Jak kowalskim młotem między oczy.

 

Mam nieco podobnie odczucia jak po przeczytaniu “Coś ważnego”.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Chrościsko, dzięki za odwiedziny i komentarz.

Myślę, że w dłuższej formie mogłabyś czytelnika na to przygotować, dać mu poznać Małą Księżniczkę, gdy była jeszcze zdrowa, pożyć z nią, pocieszyć się życiem, a dopiero na końcu poprowadzić na tamten świat.

Gdybyśmy wcześniej poznali Małą Księżniczkę, mogłoby okazać się, że tekst wywołuje jeszcze więcej trudnych emocji. Plus kwestia limitu: niecałe 10 tys. znaków pasuje do innego typu opowieści niż przekrój przez życie.

Poza tym, w tym tekście nie chodziło o przedstawienie historii znanej z imienia dziewczynki, lecz o pokazanie bardziej uniwersalnych problemów, jak w “Małym Księciu”.

Tematyka być może jest kontrowersyjna (powiedziałabym: życiowa), ale na pewno podjęta bez intencji “sztuczek”.

 

Plus kwestia limitu: niecałe 10 tys. znaków pasuje do innego typu opowieści niż przekrój przez życie.

Pisałem tutaj nie o tym konkretnym konkursie, ale ogólnie.

Gdyby to było opowiadanie na 40-50k, Twój szort w obecnej formie mógłby być bardzo ładnym zakończeniem.

 

Gdybyśmy wcześniej poznali Małą Księżniczkę, mogłoby okazać się, że tekst wywołuje jeszcze więcej trudnych emocji.

Ale trudne emocje to nie problem, chodzi o sposób ich przedstawienia.

Zobacz jak to zrobiła Bellatrix w “Obiecaj, że nie zaśniesz nim spełnią się twe sny”.

Równie trudny temat. Również chora, umierająca dziewczynka. A jednak wszystko przedstawione jest tak, że ani na chwilę nie masz wrażenia, że coś zostało przesadzone, że autorka uderza w czułe nuty zbyt mocno.

Przez 2/3 tekstu bawisz się jej bohaterką, poznajesz ją wirtualnie, nie wiesz, że to jej ostatnie dni życia. Nie podejrzewasz tego nawet. I dopiero na końcu, wszystko łączy się w jedną całość, poznajesz cały dramat i zbierasz szczękę z podłogi. Chodzi o sposób wprowadzenia do historii, subtelny, nienachalny, lekki, a mimo to mierzący się z trudnym problemem.

U Ciebie tego mi zabrakło. Już od pierwszych akapitów czułem, jeszcze zanim przeszłaś do rzeczy, że z dziewczynką jest coś bardzo nie tak, że wisi tu jakiś dramat. Że ta pozorna sielanka to zasłona dymna.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Mój pomysł był zupełnie inny. Tekst zaczyna się akurat w takiej chwili, bo wtedy przychodzi śmierć, która jest narratorem.

Nie chcę oceniać cudzego opowiadania pod własnym tekstem, ale to dwie zupełnie różne historie i koncepcje.

Odnośnie ostatniego zdania: w moim opowiadaniu od początku widać, że dziewczynka jest bardzo chora, nie ukrywam tego. Tu chodzi o coś więcej niż subtelne wzruszenie, dlatego odwołuję się do "Małego Księcia". To jedna z lektur przygotowujących dzieci do życia, o ile mają przed sobą to życie. Wolę mówić wprost, właśnie w takim stylu i rozumiem, że nie każdemu to się spodoba.

Ciężki pod kątem emocjonalnym tekst, wzruszający. Nawet spodobała mi się formuła z potwórzonym otwarciem drugiej części utworu. Co do Małego Księcia – z reguły wolę bardziej niszowe nawiązania, ale tutaj zagrało to OK. 

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wicked G, dzięki za odwiedziny i komentarz. Cieszę się, że tekst Ci się spodobał.

Hmmm. Nawiązanie oczywiste. Pominęłaś z “Małego księcia” to, co mi się w nim najbardziej podobało – ważne prawdy podane w prosty sposób, rozważania zahaczające o filozofię… Zostało tylko dziecko i emocje. Miałam wrażenie, że próbujesz zmusić mnie do odczuwania tego czy tamtego. Ładny tekst, ale nie jestem adresatem.

Aż zaczęłam się zastanawiać, czy “Mały książę” nawiązywał w jakiś sposób do “Małej księżniczki” Burnett. W treści jakoś tego nie widać, ale tytuły… Ale może to przypadek. Dopiero teraz o tym pomyślałam.

Babska logika rządzi!

Właśnie te prawdy z "Małego Księcia" stanowią nawiązanie i dodatkowo pokazuję, jak te wartości zmieniają się w trudnej sytuacji. Mamy Lisa pod postacią wiewiórki i oswajanie. Jest róża jako synonim miłości i planety dorosłych. Jak poszperać głębiej, nazbierałoby się tego sporo. Masz nawet w tekście najbardziej znane stwierdzenie z tej lektury: "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".

W sytuacji umierającego dziecka te prawdy zmieniają znaczenie.

A wąż, który połknął słonia, nagminnie mylony z kapeluszem? Ja z tej książki najlepiej zapamiętałam, że Król powinien wydawać tylko takie rozkazy, które zostaną spełnione.

Babska logika rządzi!

Węża nie ma, ale są nowe symbole, np. podwórko. Króla pamiętam. :)

Dobre! 

“Dzieci w wieku Małej Księżniczki uczą się o takich ludziach, żeby nie stać się nimi w dorosłym życiu. A później i tak się w nich zmieniają.” – trafne. 

“Lepiej być ważnym dla kogoś, nawet przez krótki czas, niż nie płakać” – co do tego, to pewna nie jestem, ale to już oczywiście dygresja poza tekstem. 

 

 

Beatrycze, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało.

Nowa Fantastyka