- Opowiadanie: charlotta - Nieznajomy

Nieznajomy

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Nieznajomy

Mając ponad dwadzieścia lat praktyki na karku, Jack niejednokrotnie zadał już sobie pytanie, po co właściwie został tym pieprzonym lekarzem? Mogłem wybrać spokojniejszy zawód i mieć normalną pracę w określonym wymiarze godzin, pomyślał. Z tyłu głowy pojawiła mu się jednak ta sama myśl, która zawsze dawała odpowiedź na to pytanie. Zrobiłeś to dla kasy frajerze. Jack tylko pokiwał głową. Dzięki temu, że praktycznie nie było go w domu, bo ciągle dyżurował i czasami weekendy spędzał w szpitalu, w ogóle z niego nie wychodząc, a w tygodniu prowadził prywatną praktykę, teraz zaparkował na przyszpitalnym parkingu swoim nowym jeep'em.

Taa… Coś za coś.

Jack wysiadł z auta, zamknął je i poszedł na SOR, gdzie miał mieć dzisiejszy nocny dyżur. Wcale nie chciał go wziąć, bo robota na SOR-ze była najbardziej niewdzięczna ze wszystkich, ale migał się od niej już tak długo, że w końcu nie miał wyjścia. Jego obawy rychło się potwierdziły, gdy zobaczył kilku pacjentów siedzących w kolejce. Rozmawiali i przeglądali coś na smartfonach. Niech mnie szlag, jeśli któryś z nich wygląda na chorego, pomyślał Jack. Westchnął i poszedł do swojego gabinetu.

Na zegarze wybiła trzecia nad ranem. Jack przed chwilą uporał się z ostatnim, miał nadzieję, pacjentem na tym dyżurze. Poinformował pielęgniarkę, że będzie w swoim gabinecie i gdyby coś się działo, to mają go obudzić. Teoretycznie nie powinien spać, ale miał okazję żeby zmrużyć oko i był wykończony, więc stwierdził, że ma to gdzieś. Wyciągnął koc z szafki, położył się na kozetce i zasnął. I wtedy zaczął się jego koszmar.

We śnie Jack siedział w tym samym gabinecie, w którym teraz spał. Panował półmrok, a jedynym źródłem światła była zapalona na biurku lampa. Jack wypełniał zaległe dokumenty i czuł, że strasznie go to nudzi. Pogrążony w myślach, nagle poczuł, że owiewa go zimny podmuch. Przecież nie otwierałem okna, pomyślał. Odruchowo podniósł głowę żeby na nie spojrzeć i nagle odsunął się od biurka tak gwałtownie, że omal nie spadł z krzesła. Przy oknie ktoś siedział. Był odwrócony tyłem, jedyne co Jack mógł stwierdzić to to, że był to mężczyzna.

Ogarnęło go przerażenie, a serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi. Kim była ta osoba i jak do cholery się tu znalazła? Dałby sobie głowę uciąć, że był w gabinecie sam i nie słyszał żeby ktokolwiek do niego wchodził, nie mówiąc o tym, że na pewno usłyszałby odgłos przesuwanego po podłodze krzesła. Jack wstał i zapytał:

– Kim pan jest i co tutaj robi?

Nieznajomy zdawał się nie usłyszeć pytania. Nadal siedział w tej samej pozycji i patrzył przez okno.

– Zadałem panu pytanie.

Nadal nic. Jack poczuł, że nagłe zaskoczenie i strach zastępuje złość. Nie znosił, gdy ktoś go lekceważy, a dokładnie z tym miał tutaj do czynienia. Obszedł powoli biurko i przybrał jedną ze swoich, w jego ocenie groźnych min, która sugerowała, że albo zaraz nie spuścisz z tonu i nie zaczniemy rozmawiać jak dorośli, albo żarty się skończą.

– Proszę się przedstawić i powiedzieć kim pan jest albo wzywam policję.

Od strony Nieznajomego (tak nazwał go już w myślach) usłyszał dziwny dźwięk, coś jakby ochrypły śmiech, który zmroził mu krew w żyłach. Jack poczuł, że po plecach przebiega mu dreszcz a włosy na rękach unoszą się. Nieznajomy wstał i powoli odwrócił się w jego stronę. Jack prawie wrzasnął. Nawet w słabo oświetlonym pomieszczeniu zobaczył twarz Nieznajomego. A była to twarz potwora. Jego skóra była biała jak kreda, a w miejscu gdzie ludzie mają usta, ziała czarna dziura. Nosa nie miał wcale. Ale najgorsze były oczy. To na ich widok Jack omal nie sfajdał się w gacie. Nieznajomy spoglądał na niego bowiem wielkimi czerwonymi ślepiami, a wokół nich widoczne były ślady czegoś, co wyglądało na krew.

Jack z przerażeniem zauważył, że potwór zbliża się do niego. Chciał krzyknąć, wołać pomocy, ale był tak przerażony, że głos uwiązł mu w gardle i nie mógł oderwać stóp od podłogi. A Nieznajomy był bliżej, coraz bliżej. Jego straszna imitacja oczu zdawała się go hipnotyzować. W pewnym momencie, gdy był już blisko, Jack zdołał w ostatniej chwili cofnąć się do tyłu i wpadł z impetem na stojącą przy ścianie szafę. Na podłogę spadło kilka teczek z dokumentami, które na niej leżały. Nieznajomy wyglądał na rozbawionego, jeśli cokolwiek można odczytać z tak potwornej gęby i szedł dalej. Jack wiedział już, że nie ucieknie. Że jest zdany na łaskę tego potwora.

– Rozpętałem. To koniec – powiedział w końcu świszczącym, ledwie słyszalnym głosem Nieznajomy. Jack nie rozumiał o co mu chodzi, ale szczerze mówiąc nie chciał (i nie mógł) dopytywać. Chciał, żeby ten koszmar już się skończył.

– Już niedługo – dodał Nieznajomy i podniósł dłoń uzbrojoną w długie, zakrwawione pazury. Sięgnął nią w stronę Jack'a i jednym ze szponów nakłuł jego podbródek, po czym zlizał świeżą krew. Zanim zemdlał, Jack ponownie usłyszał ten sam ochrypły śmiech.

Obudził się zlany potem. W gabinecie robiło się jasno, więc na zewnątrz musiało już świtać. Jack usiadł i przetarł twarz rękami. Dawno nie śnił mu się taki koszmar. Najgorsze było to, że pamiętał każdy szczegół, a na ogół sny zapominał w momencie, gdy otwierał oczy. Nie ma czego rozpamiętywać, w końcu to tylko… Jack rozejrzał się po gabinecie i zakrył twarz dłonią, żeby stłumić krzyk. Lampa na biurku była włączona. Niby nic dziwnego, może po prostu zapomniał jej zgasić? Jego wzrok przykuło jednak krzesło stojące przy oknie. Ono na pewno nie mogło się tam znaleźć, bo dobrze pamiętał, że wcześniej stało po drugiej stronie biurka. Chryste, przecież to był tylko sen, pomyślał Jack, a jego wzrok padł na porozrzucane koło szafy teczki z dokumentami i wolno leżące papiery, które z nich wypadły. To nie był sen, uświadomił sobie nagle. Ale jak to możliwe? Ze strachem dotknął miejsca, w którym we śnie zranił go Nieznajomy. Bolało, a na palcach została mu krew. Wstał i na trzęsących się nogach podszedł do umywalki. Z szafki wyciągnął apteczkę, po czym zdezynfekował ranę. Spojrzał w lustro i przypomniały mu się te potworne oczy. Dosyć tego, skarcił się w myślach, opanuj się i ogarnij, bo za chwilę kończysz dyżur.

Posprzątał leżące na ziemi papiery, otworzył okno, żeby wywietrzyć gabinet i odstawił krzesło na swoje miejsce. Gdy wyglądał już jako tako, wyszedł na korytarz i poszedł do dyżurki pielęgniarek. Przeszło mu bowiem przez myśl żeby zapytać, czy któraś z nich nie widziała kogoś w nocy. Oczywiście nie miał zamiaru opisywać Nieznajomego, bo na pewno uznałyby go za wariata. Okazało się, że żadna z nich nie widziała niczego podejrzanego, a już na pewno nikt nie wchodził do jego gabinetu.

Za niedługo na zegarze wybiła siódma i Jack czym prędzej wyszedł ze szpitala. Marzył o tym, żeby już wrócić do domu (i najlepiej nigdy już nie przyjść do pracy). Jadąc odtwarzał w myślach to co dokładnie się stało. To nie mogło być rzeczywiste. Nie ma czegoś takiego jak czerwonookie potwory. Może po prostu lunatykował i we śnie przestawił krzesło i zrzucił teczki z szafy. Ale co z raną? Pewnie sam się zadrapałem jak spałem, pomyślał. Teraz, gdy był już dzień, światło i budzące się dookoła życie dodawało mu odwagi, a nocne przerażenie powoli ustępowało racjonalnemu podejściu do rzeczy.

Tak. To na pewno był tylko koszmar, a reszta to zbieg okoliczności.

Gdy dotarł do domu, jego żona już nie spała i przygotowywała śniadanie.

– Wyglądasz okropnie. Ciężki dyżur? – spytała.

– Nie najgorszy. Miałem nawet okazję zmrużyć oko.

Przez chwilę zawahał się bo nie był pewny, czy opowiedzieć jej swój koszmar, ale stwierdził, że po tylu latach małżeństwa nic jej już nie zdziwi.

– To nie dyżur mnie wykończył, tylko ten sen właśnie – kontynuował.

– Dlaczego?

Jack opowiedział jej wszystko ze szczegółami dodając do tego swoje niedawne przemyślenia, które miały dowieść, że to był definitywnie tylko koszmar.

– Dziwny zbieg okoliczności – zamyśliła się na chwilę – no, a ty przecież nigdy nie lunatykowałeś. Może ktoś był w gabinecie i narobił bałaganu, żeby ci zrobić kawał.

– A ja niczego nie słyszałem?

– Przecież dobrze wiesz, że jesteś wykończony i nie wysypiasz się tyle ile trzeba. Może wybuch bomby by cię obudził. W przeciwnym razie, nie byłabym tego taka pewna – dodała.

Sącząc kawę Jack stwierdził, że rzeczywiście mogła mieć rację i znacząco poprawił mu się humor.

Popołudniu, gdy już zaczął powoli zapominać o całej sprawie, usłyszał w wiadomościach coś, co na nowo obudziło w nim to okropne uczucie – przerażenie.  

Na całym świecie ludzie masowo zgłaszają się do szpitali z objawami podobnymi do grypy. Występuje wysoka gorączka, kaszel, zaburzenia oddychania oraz bóle mięśni i stawów. Odnotowano już kilka przypadków śmiertelnych. Nie wiadomo, co spowodowało nagłą epidemię i apelujemy o ostrożność. Warto dodać, że wyżej wymienionym objawom towarzyszą także halucynacje, wywołane najprawdopodobniej wysoką gorączką. Większość z pacjentów opowiada bowiem, że widziała potwora o bladej twarzy i wielkich czerwonych oczach…

Dalej Jack już nie słuchał. Jak we śnie wstał i pobiegł szukać żony. Znalazł ją w ogródku gdzie pieliła grządkę.

– O, dobrze, że jesteś. Wiesz, chyba coś mnie zbiera, bo wszystko mnie boli. Jezu, Jack, co ci się stało? – zerwała się i podbiegła do niego, podtrzymując go za łokieć.

– Mówili o tym przed chwilą…

– O czym?

– O moim śnie!

– Jack zwariowałeś? O czym ty mówisz?  

– Powiedzieli, że na całym świecie zapanowała nagła epidemia i wszyscy twierdzą, że go widzieli.

– Kogo?

– Nieznajomego! – wrzasnął Jack, po czym chwycił go nagły atak kaszlu.

Minęło kilka godzin. Jack wraz z żoną leżeli w izolatce na oddziale zakaźnym. W tym samym szpitalu, w którym rano skończył dyżur, i w którym zaraził go Nieznajomy. A więc to to rozpętałeś sukinsynu, pomyślał Jack i była to jego, ostatnia trzeźwa myśl, zanim osunął się w nicość.

Koniec

Komentarze

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dość przewidywalny tekst z apokaliptyczną grozą w tle. W tego typu opowiadaniu przewidywalność fabuły czy wydarzeń nie musi być wadą, może spokojnie być częścią konwencji, która nikomu nie będzie przeszkadzać, jeżeli tekst będzie miał inne zalety. Tu, żeby docenić inne zalety, najpierw trzeba byłoby popracować nad formą: interpunkcja kuleje, po jej poprawieniu na pewno będzie się czytać lepiej. Pomysł, że by główny bohater był dość niemiłym typem, jest fajny, ale w tej fabule trochę za mało wypala, niestety. 

ninedin.home.blog

Zdecydowanie brakuje przeciwników i ogonków, trzeba ulepszyć samą formę, żeby lepiej się czytało. Psychologiczny rys bohatera i pomysł na jego cynizm i chciwość pozostał niestety bez echa, ponieważ nie gra w jego perypetiach żadnej roli. A mógłby. Enigmatyczny potwór całkiem zgrabny.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Dziękuje za opinie! Postaram się poprawić błędy. Co do samej fabuły i bohatera, chyba po prostu chciałam się zmieścić w limicie znaków, który obowiązywał do konkursu, dlatego spłyciłam zarówno charakter bohatera jak i całą fabułę. No, ale cóż, uczymy się na błędach, więc następnym razem obiecuję poprawę :) 

 

Hm, nie wiem do końca, co by tu powiedzieć, bo z jednej strony pomysł z rozpętaniem epidemii to ciekawy plot twist, nie do końca przewidywalny. Aczkolwiek jest sporo rzeczy do dopracowania, na przykład dialogi nie do końca mi grają, zwłaszcza te końcowe są takie nieklimatyczne. I dawkowanie napięcia rozciąga się całkiem dobrze na główną scenę spotkania z tajmeniczym potworem, żeby polecieć na łeb na szyję w zakończeniu, które aż prosi się o lekkie rozbudowanie. Ale ujęcie ciężkiego dyżuru w ten sposób tak czy inaczej mi podeszło.

Opowiadanie, niestety, nie przypadło mi do gustu. Mam wrażenie, Charlotto, że poszłaś na łatwiznę, opisując wydarzenia łudząco podobne do dziejących się wydarzeń, a w charakterze elementu fantastycznego wcisnęłaś senną wizję Jacka.

Wykonanie, delikatnie mówiąc, pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Mając ponad dwa­dzie­ścia lat prak­ty­ki na karku… ―> Można mieć na karku lata przeżyte, ale nie lata praktyki.

 

Dzię­ki temu, że prak­tycz­nie nie było go w domu, bo cią­gle dy­żu­ro­wał i cza­sa­mi week­en­dy spę­dzał w szpi­ta­lu, w ogóle z niego nie wy­cho­dząc, a w ty­go­dniu pro­wa­dził pry­wat­ną prak­ty­kę, teraz za­par­ko­wał na przy­szpi­tal­nym par­kin­gu swoim nowym jeep'em. ―> Czy dobrze rozumiem, że nieobecność w domu, częste dyżury, weekendy w szpitalu i prywatna praktyka pozwoliły Jackowi postawić auto na przyszpitalnym parkingu?

Parkuje się samochód, nie samochodem.

Parkowanie na parkingu brzmi fatalnie.

Albo: …nowym jeepem. Albo pisownia spolszczona: …nowym dżipem.

 

Prze­cież nie otwie­ra­łem okna, po­my­ślał. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Przy oknie ktoś sie­dział. Był od­wró­co­ny tyłem, je­dy­ne co Jack mógł stwier­dzić to to, że był to męż­czy­zna. Ogar­nę­ło go prze­ra­że­nie, a serce o mało nie wy­sko­czy­ło mu z pier­si. Kim była ta osoba i jak do cho­le­ry się tu zna­la­zła? Dałby sobie głowę uciąć, że był w ga­bi­ne­cie sam i nie sły­szał żeby kto­kol­wiek do niego wcho­dził… ―> Początki byłozy i zaimkoza. Miejscami nadużywasz zaimków.

 

Jack po­czuł, że nagłe za­sko­cze­niestrach za­stę­pu­je złość. ―> Piszesz o dwóch czynnikach, więc: Jack po­czuł, że nagłe za­sko­cze­nie i strach za­stę­pu­ją złość.

 

Nie zno­sił, gdy ktoś go lek­ce­wa­ży… ―> Dlaczego różne czasy?

 

groź­nych min, która su­ge­ro­wa­ła, że albo zaraz nie spu­ścisz z tonu i nie za­cznie­my roz­ma­wiać jak do­ro­śli… ―> …groź­nych min, która su­ge­ro­wa­ła, że albo zaraz spu­ścisz z tonu i za­cznie­my roz­ma­wiać jak do­ro­śli

 

Jack z prze­ra­że­niem za­uwa­żył, że po­twór zbli­ża się do niego. Chciał krzyk­nąć, wołać po­mo­cy, ale był tak prze­ra­żo­ny, że głos uwiązł mu w gar­dle i nie mógł ode­rwać stóp od pod­ło­gi. A Nie­zna­jo­my był bli­żej, coraz bli­żej. ―> Czy to celowe powtórzenia?

 

zdo­łał w ostat­niej chwi­li cof­nąć się do tyłu… ―> Masło maślane – czy można cofnąć się do przodu?

 

– Roz­pę­ta­łem. To ko­niec – po­wie­dział w końcu świsz­czą­cym, le­d­wie sły­szal­nym gło­sem Nie­zna­jo­my. Jack nie ro­zu­miał o co mu cho­dzi, ale szcze­rze mó­wiąc nie chciał (i nie mógł) do­py­ty­wać. Chciał, żeby ten kosz­mar już się skoń­czył. ―>

– Roz­pę­ta­łem. To ko­niec – po­wie­dział w końcu Nieznajomy świsz­czą­cym, le­d­wie sły­szal­nym gło­sem.

Jack nie ro­zu­miał o co mu cho­dzi, ale szcze­rze mó­wiąc nie chciał (i nie mógł) do­py­ty­wać. Chciał, żeby ten kosz­mar już się skoń­czył.

Narracji nie zapisuje się z didaskaliami. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Się­gnął nią w stro­nę Jack'a… ―> Się­gnął nią w stro­nę Jacka

 

może po pro­stu za­po­mniał jej zga­sić? ―> …może po pro­stu za­po­mniał zga­sić?

 

Ze stra­chem do­tknął miej­sca, w któ­rym we śnie zra­nił go Nie­zna­jo­my. ―> Ze stra­chem do­tknął miej­sca, w któ­re we śnie zra­nił go Nie­zna­jo­my.

 

Po­sprzą­tał le­żą­ce na ziemi pa­pie­ry… ―> Po­sprzą­tał le­żą­ce na podłodze pa­pie­ry

 

wy­szedł na ko­ry­tarz i po­szedł do dy­żur­ki pie­lę­gnia­rek. Prze­szło mu… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Za nie­dłu­go na ze­ga­rze wy­bi­ła siód­ma… ―> Niebawem na ze­ga­rze wy­bi­ła siód­ma

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest jakiś pomysł. Dużo przewidywalnych i ogranych chwytów. Do tego nawiązanie do aktualnej sytuacji. Niech będzie, ale tak bez przekonania.

Trochę mi przeszkadzały przeskoki narracji między trzecio– i pierwszoosobową. Weź, sygnalizuj jakoś, że to bohater myśli.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka