- Opowiadanie: adanbareth - Kagura

Kagura

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Kagura

– Pijesz?

Pot spływał ze mnie strumieniami pod grubą warstwą bawełnianego kimona. Z wdzięcznością przyjąłem gliniany kubek i pociągnąłem łyk. Mocny trunek niemal przepalił mi gardło, ale zaraz poczułem otępiające ciepło w zmęczonych kończynach. Następnego dnia z pewnością nie będę w stanie podnieść się z łóżka, jeżeli nie przez kaca, to z powodu obolałych mięśni. Ta noc jednak należała do bogów. Jakże można było oszczędzać się podczas świętego tańca kagura?

– Czy przypadkiem nie kolej na ciebie, Shunsuke? – zapytałem sąsiada, który jak gdyby nigdy nic siedział obok, popijając sake. W tym roku alkoholu mieliśmy niewiele przez nieurodzaj i panujący w kraju głód, nie wspominając już o tym, że smakował paskudnie, ale całonocny taniec bez wsparcia w jego postaci byłby niemożliwy.

– Jeszcze nie – odparł tamten. – Teraz tańczą kijinmen. Ja w tym roku występuję w kanshii. Widzisz tamte miecze? Tępiliśmy wczoraj ostrza.

– Rozumiem – przytaknąłem, nieszczególnie zainteresowany wspomnianymi rekwizytami. Zamiast tego mój wzrok powędrował w kierunku zebranych dookoła wieśniaków. Jedzono, pito i wykrzykiwano zachęcające komentarze pod adresem tańczących przed ołtarzem. Głuchy głos bębna niósł się daleko w tę gwieździstą, grudniową noc. Dostrzegłem znajomą twarz w tłumie. Kruczoczarne włosy odcinały się mocnym kontrastem od porcelanowej skóry, błyszczące ciemne oczy patrzyły w naszą stronę. Moje serce drgnęło i przez ułamek sekundy ocknęło się we mnie uczucie…które zaraz zniknęło bez śladu. Westchnąłem w duchu. Żona Shunsuke, niegdysiejszy obiekt pożądania wszystkich mężczyzn we wsi, spoglądała wilgotnymi oczami na męża. Jej twarz jak zwykle pozostawała nieodgadniona. Choć mogła bez trudu uwieść każdego młodzieńca, pozostała, jak mówiono, wierną prostackiemu nawet według chłopskich standardów Shunsuke. Dlatego też, mimo że nie było mężczyzny, który by się za nią nie oglądał, nikt już nie próbował składać jej dwuznacznych propozycji.

Mężczyzna w masce zakończył taniec. Przyszła kolej na mojego sąsiada. Wychylił resztę sake z kubka i rzucił go niedbale na ziemię.

– No to idę. Twoja kolej na pełnienie warty.

Skinąłem głową i zająłem miejsce przy ołtarzu, które przed chwilą zwolnił. Żartowaliśmy często, nazywając tego, kto siedział najbliżej ołtarza, wartownikiem. Gdyby bogowie zechcieli dać nam jakiś znak, jego zadaniem było dostrzec go przed kimkolwiek innym. Za mojego życia nic takiego nie miało co prawda miejsca. Mój ojciec twierdził jednak, że gdy był chłopcem, podczas kagury nad ołtarzem pojawił się ledwo zauważalny cień, niby strzęp dymu. Było to w rok wielkiej powodzi i znak uznano za dowód na to, że za kataklizm odpowiadali bogowie, karząc ludzi za ich grzechy.

Obecnie zdarzało się najwyżej, że ktoś wypił za dużo i widział różne rzeczy, których jednak boskim znakiem nazwać się nie dało. W takich wypadkach delikwent dostawał od starego kapłana karny dzień sprzątania świątyni za podniesienie fałszywego alarmu.

Mój wzrok odruchowo powędrował w stronę miejsca, w którym powinien stać staruszek. Miał w zwyczaju przystawać na schodach do chramu i stamtąd uważnie obserwować, czy obrzędy przebiegają jak należy. Ale tym razem nie dostrzegłem znajomej zgarbionej sylwetki, tylko mój wzrok zatrzymał się na wysokim, poważnym młodzieńcu. Zamiast starego kapłana tamtej nocy po raz pierwszy kagurę nadzorował jego najstarszy syn. Nasze spojrzenia się spotkały, skinął mi głową. Odpowiedziałem głębokim ukłonem.

Głos bębna niósł się daleko w zimową noc. Tancerze wytrwale potrząsali mieczami. W jednej chwili trzymali w ręku głownię, zaraz znowu rękojeść. Dźwięczały dzwonki, stopy uderzały rytmicznie w ziemię. Dałem się na chwilę ponieść temu rytmowi, przymknąłem oczy.

Coś przyciągnęło moją uwagę. Poczułem się, jakby ktoś nachylił się nade mną i przysłonił mi całe światło. Po mojej lewej ktoś stał, wyraźnie wyczuwałem obecność.

Z tym że nikogo nie powinno tam być. Siedziałem obok samego ołtarza. Uchyliłem powieki.

I zaraz otworzyłem szeroko oczy.

***

 

– Mam nadzieję, że wasz ojciec szybko poczuje się lepiej, wielebny.

Młody mężczyzna o surowej, ponurej wręcz twarzy skinął głową. Sołtys przestąpił niepewnie z nogi na nogę. Nie czuł się dobrze w obecności tego człowieka. Ze starym kapłanem zawsze wiedział na czym stoi, jego syn jednak miał w sobie coś twardego i nieustępliwego, co nie pasowało do młodzieńca w jego wieku.

– Dziękuję – odparł cichym głosem. – Postaram się dzisiaj jak najlepiej wypełnić obowiązki ojca.

– To twój pierwszy dyżur przy kagurze, prawda? – Sołtys starał się zamaskować zdenerwowanie śmiechem. – Nie musisz się za bardzo denerwować, grunt żeby wszyscy dobrze się bawili.

Młody kapłan zmierzył go uważnym spojrzeniem.

– Kagura jest przejawem naszej wdzięczności bogom, a nie pijacką zabawą – zauważył. Sołtys mimowolnie skrzywił się. Za co mieli dziękować bogom? Za powodzie wiosną? Susze latem? Tajfuny jesienią? Ledwo powstrzymał się przed zadaniem młodzikowi tych pytań. On jednak był kapłanem i w jego oczach kagura mogła faktycznie mieć głęboko sakralne znaczenie. Dla sołtysa była okazją, by pozwolić steranym, wygłodniałym chłopom na chwilę rozrywki i zapomnienia.

Mężczyźni wymienili jeszcze kilka zdawkowych zdań i rozeszli się. Kapłan zajął miejsce na schodach, jak to zawsze robił jego ojciec. Na krótką chwilę jego myśli powędrowały do starca, którego zostawił u lekarza, w sąsiedniej wiosce. Gdyby ojcu coś się teraz stało, nie będzie w stanie wysłuchać jego ostatnich słów.

Potrząsnął głową ze złością. Nie należało martwić się na zapas, ale skupić na wypełnianiu obowiązków jego rodziny. Nie mógł zawieść ojca ani pozwolić, by święto zmieniło się w popijawę. Tej nocy to on stał na straży świętego tańca.

Nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju. Oczywiście, z powodu stanu zdrowia ojca, ale było coś jeszcze. Zdarzenie sprzed kilku tygodni, które nie dawało mu spokoju. Westchnął w duchu. Zastanawiał się, kiedy i czy w ogóle, z tych chmur, które widział zbierające się na horyzoncie, spadnie ulewny deszcz.

Otrząsnął się z nieprzyjemnych myśli i skierował uwagę na tańczących. Zauważył, że siedzący tuż przy ołtarzu mężczyzna patrzy w jego stronę. Jeżeli dobrze odgadł po kiepsko widocznych w świetle świec rysach twarzy, był to Yukitaro, spokojny, rozsądny chłop, który uprawiał poletko ryżu we wschodniej części wsi. Skinął mu uprzejmie głową i wrócił do szukania przedmiotu jego niepokoju w tłumie gapiów. W głębi serca miał nadzieję, że jej nie znajdzie.

A jednak była tam. Kobieta o twarzy lalki i wilgotnych oczach. Poczuł ukłucie strachu. A jeżeli coś się wydarzy? Wróciło wspomnienie deszczowego popołudnia i ojca z zakrwawionymi bandażami w rękach. Może i lepiej, żeby coś się wydarzyło. Bogowie nie powinni pozostawiać takich zbrodni bez kary.

A jednak. Wolałby żeby nie było to tej nocy.

Wpatrzony w twarz kobiety nie zauważył, co działo się wśród tańczących. Nie dostrzegł, jak jeden z nich wybił się z rytmu i rzucił naprzód z wyciągniętym przed siebie mieczem, ani też jak to ostrze dosięgnęło celu, barwiąc się krwią. Nie ujrzał zastygłej w wyrazie skrajnego zdumienia twarzy Yukitaro ani cienia, który unosił się przez krótką chwilę nad ołtarzem. Usłyszał dopiero krzyki pełne przerażenia.

Dopiero potem zdał sobie sprawę, że cały czas patrzył w niewłaściwą stronę.

***

– Słyszałeś przecież, że chłopak przyznał się do bycia jej kochankiem

Twarz młodego kapłana była pełna powagi jak zawsze, ale oczy zdradzały ogromne zmęczenie. Niemal poczułem wyrzuty sumienia, że wracam przy nim do incydentu, który wydarzył się podczas pierwszej kagury pod jego opieką.

Musiałem jednak wiedzieć, czy cień, który ujrzałem nad ołtarzem mógł mieć związek z morderstwem Shunsuke. To był mój obowiązek jako wartownika.

– Owszem, ale nie do zabójstwa – zauważyłem. – Nawet teraz twierdzi, że nie miał takiego zamiaru. Że jego ciało poruszało się jakby samo…

– Yukitaro – przerwał mi stanowczo kapłan. – Naprawdę wierzysz w takie śmieszne wymówki?

Przygryzłem wargę. Aż do tamtej nocy sądziłem, że nie

– Wielebny, widzieliście tego chłopaka. – Spróbowałem kolejnego argumentu. – To chorowity młodzieniec, który ma problemy z pracą w polu. Jak mógłby przebić tępym niemal ostrzem mężczyznę takiego jak Shunsuke?

Sfrustrowany patrzyłem, jak kapłan ze smutkiem kręci głową. Położył mi niespodziewanie dłoń na ramieniu i spojrzał prosto w oczy.

– Gniew potrafi zrekompensować człowiekowi brak siły – powiedział cicho. – A chłopak miał wszelkie powody, by nienawidzić Shunsuke. – Niedowierzanie musiało być mocno widoczne w mojej twarzy, gdyż kapłan po chwili wahania kontynuowałam cichym głosem, jakby wyjawiał mi tajemnicę nieprzeznaczoną dla uszu innych. Zapewne dla moich także nie. – Słyszałeś o wypadku, jaki spotkał jego żonę?

– Straciła palec prawej ręki podczas pracy w polu – odparłem od razu. Wszyscy o tym wiedzieli.

– To Shunsuke go odgryzł. – W pierwszej chwili nie zrozumiałem, o czym właściwie kapłan mówi. – Wiesz, że przez powódź powodziło mu się o wiele gorzej niż innym. – Młodzieniec kontynuował cichym głosem. – Nie wiem, czy był po prostu pijany, czy powoli tracił z głodu zmysły. Ale jego żonę opatrywał mój ojciec, widziałem więc ranę na własne oczy. Kobieta mówiła prawdę.

Milczałem przez dłuższą chwilę, zszokowany tym, co usłyszałem i niepewny, jak na to zareagować. Kapłan westchnął ciężko, uznając najwyraźniej, że udało mu się mnie przekonać.

– Czasami bogowie wymierzają karę ludzkimi rękami – zakończył, patrząc gdzieś ponad moim ramieniem. – Taka zbrodnia nie może pozostać bez ich odpowiedzi.

Podążyłem wzrokiem za jego spojrzeniem. Zimowe słońce zalewało korony drzew chłodnym blaskiem. Z jakiegoś powodu poczułem, że otrzymałem moją odpowiedź, choć byłem pewien, że kapłan miał na myśli coś zupełnie innego.

– Co to za bóg, który żeby wymierzyć sprawiedliwość, używa człowieka niczym marionetki? – wyszeptałem, raz jeszcze mając przed oczami wątły cień unoszący się nad ołtarzem.

Kapłan nie odpowiedział, jedynie zwiesił bezradnie głowę. 

 

Koniec

Komentarze

Po przeczytaniu spalić monitor.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Fabularnie jest nieźle, tekst jest spójny, bohaterowie prowadzeni konsekwentnie. Nie podejmuję się ocenić realiów japońskich, ale nie wątpię, że na portalu znajdą się osoby, które to umieją :). Wykonanie poprawne, gdzieś tam brakuje jakiejś pojedynczej kropki. Nie porwał mnie ten tekst i nie zachwycił, ale jest niewątpliwie poprawny i solidny. 

ninedin.home.blog

Trochę jak takie nowe ujęcie japońskiej legendy o miłości i zemście, poprowadzone dobrze i sprawnie, chociaż może brakuje mi jakiejś mocniejszej puenty. Duży plus za dobrze oddane dalekowschodnie klimaty, bo bliskie mojej własnej specjalizacji (sinologia). Aż przypomniał mi się lektorat i zajęcia z mitologii japońskiej.

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

 

Mimo że lubię japońskie klimaty, to opowiadanie nie wywarło na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Owszem, czytało się nieźle, ale nie przemówił do mnie ani opis rytuału, ani dramatyczne wydarzenia, które miały miejsce w czasie tańca.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak dla mnie – maławo fantastyki. Pozostaje domniemana. Albo bogowie się wmieszali, albo nie. Ale niech Ci będzie.

Poza tym tekst w porządku, solidnie napisany. Egzotyka na plus.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka