- Opowiadanie: Realuc - Szelest wiecznego cierpienia

Szelest wiecznego cierpienia

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Szelest wiecznego cierpienia

Pada zbawienny deszcz. Spłukuje krew, która mnie oblepia. Poskramia smród rozkładających się ciał. Przegania żerujące w truchłach czarne ptaszyska.

Przynosi ukojenie.

Odrzucam natrętne wspomnienia ostatnich dni. Powinienem już dawno się do tego przyzwyczaić. Stać się obojętnym. Przyjąć do świadomości, że przecież nie mam na to wpływu. Nie ma jednak niczego gorszego od przymusowo biernego patrzenia na cierpienie. To zmienia. Zmienia na zawsze.

Chłonę kojący deszcz. Każdą kroplę. Każdą chwilę. W końcu nie wiem co, a raczej kogo, przyniesie jutro.

 

 

*

 

 

Patrzę na nich z bliska choć są tego zupełnie nieświadomi. Dwóch uzbrojonych ludzi. Stalowe, czarne zbroje. Szkarłatne pióropusze sterczące na lśniących szyszakach. Zakrzywione miecze o zdobnych rękojeściach. Roześmiane, paskudne gęby. Przed nimi cztery leśne driady. Purpurowe siniaki i różnego rodzaju rany szpecą ciemnozielone, nagie ciała. Choć ludzie wybijają niemal wszystkie obce rasy, mieszkanek Paprockiej Puszczy jeszcze tutaj nie widziałem. Mimo bezkrwawej z zasady metody pozbawienia życia, czerwień jest nieodzownym kolorem tutejszych egzekucji. Dranie uwielbiają pastwić się nad ofiarami w ostatnich chwilach ich życia. I to na różne sposoby. Twarze mieszkanek lasu, na których rysuje się żal i bezradność, wyglądają dokładnie tak samo, jak u wszystkich innych. Każda istota przed śmiercią przeżywa to samo.

Cierpienie.

Ludzie rechoczą. Wkładają dłonie między poranione uda skazanych, miętolą intymne miejsca. Jedna się przeciwstawia, otrzymuje w odpowiedzi cios żelazną rękawicą prosto w niczym nie osłonięty brzuch. Wymiotuje. Oprawcy wyjmują z juków stojących tuż obok koni sznury z gotowymi już pętlami. Wciskają zastępnik katowskiego topora na szyje driad nie tracąc przy tym dobrego humoru. Uznają się za najbardziej rozumną rasę. Za tych, którzy powinni sprawować władzę na światem. Ja zaś byłem świadkiem tylu okrucieństw, podyktowanych jedynie nienawiścią do inności, iż mam całkowicie odmienne zdanie. Za rozumem powinny iść czyny. To tak niewiele, a może aż tak wiele.

Driady wiedzą, że zaraz umrą. Że dołączą do reszty niesprawiedliwie osądzonych za pochodzenie bagniaków, wężowych, górskich faunów i innych. Modlą się pod nosem do Inn, bogini natury. Nie uratuje ich. Wiem to. Słyszałem już tutaj dziesiątki modlitw do dziesiątek różnych bóstw. Nigdy żadne nie odpowiedziało.

Stłumione jęki. Zaciśnięcie sznurów. Krótkie szamotanie.

Zbrojni odjeżdżają pogwizdując radośnie. Czarne ptaki skrzeczą i krążą nad świeżymi trupami, wiedząc, że niebawem czeka je kolejna wieczerza. Tylko ja stoję i przyglądam się temu wszystkiemu pogrążony w smutku i bezradności. Oglądam spektakl tańczących na wietrze ciał. Nie mogę odwrócić wzroku.

Jestem na to skazany.

 

 

*

 

 

Pada deszcz. Spłukuje krew, która mnie oblepia. Poskramia smród rozkładających się ciał. Przegania żerujące w truchłach czarne ptaszyska.

Z pięknych driad nie zostało już nic pięknego.

 

 

 

*

 

 

Każdej nocy śnię o dniu, od którego zaczęła się moja udręka.

Kroczyłem przez pogrążony we śnie las. Nieznani jeźdźcy wtargnęli do naszego gaju miotając ognistymi pociskami. We wszystko i we wszystkich. Ukryłem się. Trzaskało drewno, leciały iskry, rozbrzmiewały krzyki. Ostatecznie zostali zwyciężeni. Ogromnym kosztem. Na miejscu pożogi czekał na mnie Ydgrin.

– Pozwoliłeś na to. Patrzyłeś jak płoną i nic nie zrobiłeś – powiedział smutno.

– Bałem się. Okropnie się bałem, że spotka to i mnie. Pokonał mnie strach.

Ydgrin zwiesił łeb i westchnął przeciągle. Był dla mnie drugim ojcem. Przewodnikiem. Wiedziałem jednak, że nie zrobi dla mnie wyjątku. Nigdy nie robił.

– Znasz nasze prawa. Złamałeś najważniejsze z nich. Jesteśmy jednością. Tylko dzięki temu jeszcze istniejemy.

Patrzyłem na dogasające ogniste jęzory oplatające ciała braci i sióstr.

– Jestem winny i dobrowolnie poddam się karze.

– Dziękuję. Wiesz, że nie ma innego wyjścia.

– Wiem.

– Wiesz też, że już nigdy się nie zobaczymy, prawda?

– Wiem.

Ten, przez którego zostałem skazany, objął mnie wtedy jak najlepszego przyjaciela. Czułem jego żal, jednak doskonale wszystko rozumiałem. Czym bowiem byśmy się stali gdyby nie ustanowione przez przodków prawa?

To była ostatnia noc. Ostatnia noc wolności. 

 

 

*

 

 

Kolejny raz tędy przejeżdżają.

Ojciec z synem. Chyba chłopi z którejś z okolicznych osad. Za każdym razem młodzik patrzy na dyndające ciała i zadaje trudne pytania. Nie uzyskuje mądrych odpowiedzi. Nie przez głupotę wychudzonego tatki. Odnośnie pewnych spraw nie jest możliwe dobranie idealnych słów. Tym bardziej, gdy są wypowiadane do dziecka.

Jak bowiem logicznie uzasadnić zabijanie?

I tym razem, wraz z zachodzącym słońcem, znikają za pobliskim wzgórzem. A ja, tak jak zawsze, mogę tylko patrzeć, jak przemija kolejny dzień.

 

 

*

 

 

Pada deszcz. Spłukuje krew, poskramia smród, przegania ptaki.

I co z tego?

 

 

*

 

Kolejni oprawcy.

Już nie w zbrojach a w dziwacznych, bufiastych strojach. Pstrokate płaszcze ciągną się po ziemi, obrzyny dyndają u pasów. Minęło w końcu wiele lat. Nie zmienia to faktu, że krew jest krwią, a śmierć śmiercią, niezależnie od tego, jakie przybiorą szaty.

Ofiary też nieco się zmieniły. Bagniaki nie noszą już śmierdzących futer oblepionych glonami tylko porządne, skórzane kamizele i kapelusze z ptasimi piórami. Gdy ponaglani przez ludzi zmierzają w moją stronę, nie słyszę ich pospiesznych modlitw, które niegdyś były nieodzownym elementem egzekucji. W zasadzie nie słyszę tego i u przedstawicieli innych ras. Jakby czas, przemijając, zostawiał bogów w tyle. A ci albo nie mogli, albo wcale nie chcieli go dogonić.

Kaci odeszli, skazani wiszą na moich ramionach. Ramionach, które nie mają już siły dźwigać ciężaru, jakim jest śmierć. Ramionach, których liście szeleszczą odgłosem wiecznego cierpienia. Ramionach ponad pięćsetletniego enta, który za dawne błędy został skazany na niekończącą się wartę łącznika między dwoma światami.

Ramionach drzewa wisielców. 

Koniec

Komentarze

Fajny pomysł na ukrycie, czyj to dyżur. Ogólnie na plus, ciekawa historia i przemyślenia bohatera.

Jedna rzecz mi nie pasuje: skąd pod drzewem tyle krwi, skoro egzekucja odbywała się przez powieszenie? Nie chcę pisać obrzydliwych szczegółów, po takim skazańcu może zostać coś innego i nie jest to krew. Podczas rozkładu ciało też nie krwawi. Mógłbyś zmienić np. na różne rodzaje egzekucji.

 

Tu mi zazgrzytało:

Dwoje uzbrojonych ludzi.

Dwoje, czyli kobieta i mężczyzna. Czy nie powinno być “dwóch”?

Ando, dzięki za komentarz!

Dwóch, racja!

A co do krwi to wyjaśnione w tekście. Ludzie znęcali się nad ofiarami na różne sposoby, jest napisane chociażby, że driady miały rany. Krew nie jest więc wynikiem powieszenia, co oczywiste, jeno tego co działo się wcześniej.

Pozdrawiam smiley

Dobre, mocne.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, cieszę się, że zajrzałaś i dzięki za klik!

Pozdrawiam smiley

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mnie też się podoba, chociaż, jak zauważyła Drakaina – mocne :) Dobry pomysł i dobra realizacja. I za to ode mnie kolejny biblioteczny kliczek :)

Powodzenia w konkursie :)

Katiu, bardzo Ci dziękuję! smiley

Podobało mi się. Smutny ten tekst, przygnębiający, a jednocześnie – w pomysłowy i twórczy sposób realizujący temat konkursu. Trochę klimatem podobny do najpaskudniejszych kawałków Sapkowskiego, z tym poczuciem, że niewiele jest dobrego w ludziach – choć ten dzieciak zadający trudne pytania daje jakąś tam maleńką iskierkę nadziei. Niewiele wiemy o narratorze, a jednocześnie – trudno nie współ-odczuwać jego cierpienia na “dyżurze”, na który został skazany, bo napisałeś tę postać w przekonujący i konsekwentny sposób. Klik ode mnie.

ninedin.home.blog

Ninedin, hej :) Coś ostatnio mi się same smutasy piszą, ale co zrobić. Na humor też przyjdzie czas. Cieszę się z Twojej opini i dzięki!

Cześć, Realuc. Czuję że zostaję Twoją fanką. Potrzebuję tylko więcej czasu żeby przestudiować Twoje dzieła. ;)

Świetne opowiadanie. Rewelacyjny klimat. Smutek i beznadzieja aż wylewają się z tych słów. Brakuje mi tylko podkładu muzycznego… Jak na razie mój faworyt w konkursie.

 

Mam dwie maleńkie uwagi techniczne.

– ptaszyska żerują "na", robactwo ewentualnie "w"

– "nie jest możliwym dobrać idealne słowa." Tego nie jestem pewna. Nie jest możliwym – co? – dobranie idealnych słów? Tak mi bardziej pasuje.

Djehuty, dziękuję za wszystkie miłe słowa blush

Co do Twych uwag to mam zagwozdkę… W obu przypadkach :P

W przypadku dobrania słów może rzeczywiście brzmi nieco lepiej a może i tak jest poprawniej, sprawdzę jeszcze.

Co do ptaków, hm… Niby słusznie prawisz choć akurat biorąc pod uwagę fakt, że ptaki grzebią we wnętrznościach, oczodołach itd. to według mnie “w” również się nadaje.

Tak czy siak przemyślę temat i dzięki za te uwagi!

Pozdrówka :)

 

 

 

Bardzo smutne i bardzo przygnębiające.

 

miesz­ka­nek Pa­proc­kich Pusz­czy jesz­cze tutaj nie wi­dzia­łem. ―> …miesz­ka­nek Pa­proc­kich

Pusz­cz jesz­cze tutaj nie wi­dzia­łem. Lub: …miesz­ka­nek Pa­proc­kiej Pusz­czy jesz­cze tutaj nie wi­dzia­łem.

 

Krót­kie sza­mo­ta­ni­ny. –> Raczej: Krót­ka sza­mo­ta­ni­na. Lub: Krót­kie sza­mo­ta­ni­e.

 

Kro­czy­łem przez po­grą­żo­ny w śnie las. –> Kro­czy­łem przez po­grą­żo­ny we śnie las.

 

Od­no­śnie pew­nych spraw nie jest moż­li­wym do­brać ide­al­ne słowa. –> Od­no­śnie pew­nych spraw nie jest moż­li­we do­branie ide­al­nych słów.

 

Ra­mio­nach ponad pięć­set let­nie­go enta… –> Ra­mio­nach ponad pięć­setlet­nie­go/ ponadpięć­setlet­nie­go enta

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej Realuc, niezły tekst. Posępny i ciężki, z klimatem. Masz Ty ciągoty do masakr, przynajmniej w tych Twoich tekstach, które znam. 

Jedno czepnięcie. Nie pasuje mi słowo “niweluje” w, nazwijmy to, refrenie. Robisz tu solidny klimat, a tym bardzo grzecznym i w sumie trochę technicznym i nowoczesnym słowem lekko go psujesz. Tak mi jakoś w oko wpadło, do przemyślenia. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Reg, przepraszam, że wprowadziłem w przygnębiający nastrój :( Niedopatrzenia poprawione, dziękuję! :)

 

Łosiot, fajnie, że wpadłeś :) Wiesz, ja to mam takie skrajności zazwyczaj, czyli albo piszę smutnawe, przygnębiające teksty, albo baśnie i bajeczki z happy endem. Następny w kopii roboczej również jest smutny, ale chyba muszę pomyśleć w najbliższym czasie o czymś z humorkiem :)

Co do niwelowania, mi z kolei jakoś to słowo pierwsze wbiło się do głowy i kurczowo uczepiło. Ale przemyślę to jeszcze, dzięki za komentarz! :)

 

Arnubis, dzień dobry :)

 

 

Nie przepraszaj, Realucu, nie trzeba.

Zdecydowanie wolę opowiadania, które wprawiają w przygnębienie niż takie, które nie zostawiają po sobie żadnych wrażeń. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A, chyba że tak :) W takim razie cieszę się, że wprawiłem Cię w przygnębienie :D

Twoja radość jest uzasadniona. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Smutne. Poszło mi w pięty. Kropka.

 

Moją uwagę też zwróciło słowo “niweluje”. Sprawdziłam w sjp i znaczeniowo niby może być. Ale coś dalej mi nie pasuje użycie tego określenia w odniesieniu do zapachów.

Słyszałem już tutaj dziesiątki modlitw do dziesiątki różnych bóstw.

Wydaje mi się, że powinno być “do dziesiątek różnych bóstw”, chyba że tych bóstw było dokładnie dziesięć.

Pozdrawiam.

Trochę ponarzekam.

Najlepsze, co spotkało to opowiadanie, to pomysł. Dla mnie świeży i przewrotny, dobrze poprowadziłeś narrację i pozwoliłeś mi się zdziwić (lubię takie zwroty). Z drugiej strony to właśnie forma narracji jest przesadnie wręcz ciężka, przypominająca mi nieco ględzenie starego, przepitego włóczykija. Takiego, któremu nie wolno przerywać i odejść. Przez to większość szorta jest jak prasa okropnych emocji, których nie mogę poczuć, bo próbujesz je we mnie przymusowo wtłoczyć i zmuszasz do wzdychania nad werteryzmem narratora, zamiast opisać to wszystko właściwą akcją. Przykład:

 – Bałem się. Okropnie się bałem, że spotka to i mnie. Pokonał mnie strach.

Już po pierwszym razie wiedziałem, że narrator się bał. Dzięki opisowi otoczenia, wiedziałem, że miał prawo okropnie się bać. W tym wypadku trzy razy powiedziałeś mi, że to co mnie właśnie potrąciło, to był tramwaj.

Również wspomnę o niwelowaniu. Podobnie jak eksterminacji. Nie pasują do tekstu, bo kojarzą się z zupełnie innymi dziedzinami (a więc i realiami, w których dzieje się akcja). 

Jak dla pomysł i wykonanie (techniczne) są mocną stroną szorta, jednak wybrana forma narracji mi bardzo nie leży.

 

(Tak, pisałem to świadomie, mając w głowie uwagę na moje bohomazy (formy narracji) z poprzednich opowiadań ;)

Facies_Hippocratica, dzięki za komentarz :) I skoro wszyscy uczepili się niwelowania to w takim razie podejmę się zmiany tego słowa…

 

stn, Rozumiem, że sposób narracji mógł Ci nie podejść. Dla mnie był jednak najlepszą z możliwych opcji na opowiedzenie tego typu historii zamkniętej w niewielkiej ilości znaków. Przytoczony przez Ciebie fragmencik jest dialogiem. Bohater powtarza te słowa nie do Ciebie/czytelnika (oczywiście też, ale nie o to tutaj chodzi), jeno do rozmówcy, któremu w tym przypadku próbuje się wytłumaczyć. A był w sytuacji beznadziejnej, stąd taka a nie inna, podkreślająca przyczynę jego zachowania wypowiedź. Poza tym myślisz, że innym sposobem narracji: wszechwiedzącego, z góry, z boku, z oczu innego bohatera, byłbym w stanie pozwolić Ci się zdziwić? Osobiście nie sądzę…

Słowa o których wspomniałeś zmienię, niech Wam wszystkim będzie :)

No i dziękuję za dostrzeżenie świeżości i za komentarz :)

Wiecie co? Czarną dziurę mam przez Was. Nie mogę znaleźć teraz idealnego słowa zamiast tego nieszczęsnego niwelowania. Zmieniłem na tłumi ale też coś mnie gryzie, bo niby bardziej się z dźwiękami kojarzy, choć według słownika tłumić=likwidować.

ZATEM SZYBKI KONKURS! Póki można wprowadzać poprawki :P

Podawać jakieś wypasione synonimy do słowa NIWELUJE (Tak, by nie trzeba w żaden sposób przebudować tego konkretnego zdania). Ten, którego słowo wybiorę, zazna mojej nieskończonej wdzięczności! Wszyscy inni też :)

Wiesz, Twoje wyjaśnienia brzmią pięknie i są pełne sensu – ale przez narrację (i mówię to bezwstydnie subiektywnie) tego nie poczułem. A jakby spróbować innym narratorem? Myślę, że opowiadanie z perspektywy tych żołdaków i krążące wokół legendy o przyglądającym się im drzewie, dałoby formalnie radę. Tylko musiałbyś się wczuć w psychę takiego gwałciciela. ;)

Ale to już podchodzi pod jojczenie. Chciałem tylko dać Ci spojrzeć na formę z innej strony.

Tylko musiałbyś się wczuć w psychę takiego gwałciciela. ;)

Fajny pomysł i też mogłoby wyjść z tego coś ciekawego (może i lepszego, kto wie). Jednak teraz nie będę już tak drastycznie przebudowywał tekstu. Tym bardziej, że jak mówiłem, wybrana przeze mnie narracja wydaję mi się najlepsza w tych okolicznościach, oczywiście bezwstydnie subiektywnie :)

Każdemu pasuje co innego więc rozumiem Cię doskonale i nie odbieram tego jako jojczenie a raczej subiektywną opinię, za którą również dziękuję :)

 

Realucu, proponuję: Stępia/ osłabia/ ujarzmia/ dławi/ poskramia/ kiełzna smród rozkładających się ciał.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, jesteś niezastąpiona, dzięki! Z tego z pewnością coś wybiorę i wieczorem zmienię :)

Jakże mi miło, że mogę się przydać. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podręcznikowy dyżur, choć tutaj w formie pokuty.

Wyładowywania frustracji wszelkiej maści na bezbronnych to taki myk z “dark fantasy”, trochę takie generyczne zło, które jest złem, bo coś być nim musi. Ludzie źli, mniejszość rasowa uciśniona. Wolałabym zobaczyć u Ciebie coś wykraczającego poza schemat. Tekst jest tak nacechowany negatywnie, że powinien zniszczyć, obrzydzić i rozwścieczyć czytelnika, jednak bez kontekstu jest mi ciężko oddać się tym emocjom. Zbyt mało wiemy o protagoniście, jest tylko tchórzliwym filozofem bez imienia. Scenka pasowałaby na coś zwieńczającego dłuższy rozdział albo może do niego wprowadzającego, żebyśmy mogli – z czasem i z bohaterem – poczuć jego ból.

Chciałabym więcej o Ydgrinie – świetne imię – i o jego mądrości.

 

Jak bowiem logicznie uzasadnić zabijanie?

Pewnie by dało radę ;)

 

Zgrzytają mi nieco te: “mieszkanki”.

 

Podsumowując: posłuchałam, jak bajki, jednak niezbyt wiem, komu mam współczuć i dlaczego. Klimat i Ydgrin najmocniejszymi elementami.

Żongler, bardzo Ci dziękuję za komentarz. Wszystko o czym piszesz wiąże się z: więcej. Jednak limit konkursowy jest limitem. Wiem, że miałem jeszcze trochę znaków, ale jak rozpisałem sobie poszerzenie wątków o których wspomniałaś i innych, zwyczajnie bym się nie zmieścił. Tak więc jest taka a nie inna forma. Myślę, że kontekst tutaj jednak jest, tak samo jak mamy komu współczuć, mimo wszystko rozumiem Twój punkt widzenia. Raz jeszcze dzięki! :)

 

Od czego zacząć, dobra, od najlepszego.

Najlepszy jest wstęp, pierwszy fragment jest świetny. Nie wiem, na ile to moje postrzeganie, na ile fakty, ale wstępy tak często są kulawe, że zacząłem “wybaczać” je autorom i nie sugeruję się nimi w końcowej ocenie. A Tobie wyszedł naprawdę dobry. :)

Za to potykałeś się w drugim fragmencie, co niestety stanowi, dla mnie, spory dysonans.

Purpurowe siniaki i różnego rodzaju rany szpecą ciemnozielone, nagie ciała.

Mimo bezkrwawej z zasady metody pozbawienia życia, czerwień jest nieodzownym kolorem tutejszych egzekucji.

Twarze mieszkanek lasu, na których rysuje się żal i bezradność,

Jedna się przeciwstawia, otrzymuje w odpowiedzi cios żelazną rękawicą prosto w niczym nie osłonięty brzuch

Oprawcy wyjmują z juków stojących tuż obok koni sznury z gotowymi już pętlami.

Dialog z Ydgrinem też mnie nie przekonał, brzmi nienaturalnie.

 

Za to cała reszta, z pomysłem na enta, z tym ponurym klimatem, dojmującym smutkiem, jest rasowa i idealnie wpisuje się w gatunek dark fantasy.

Pozdrawiam.

Darconie, dzięki za odwiedziny :)

Bardzo się cieszę, że mimo potknięć, znalazłeś dobre strony tekstu i że to czy tamto wyszło w Twojej ocenie dobrze :)

Pozdrawiam również :)

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet, dzięki za przeczytanie i rozbudowany jak na Ciebie komentarz :D

Bardzo mi się podobało. Świetne jest tempo tego opowiadania i zdania jak rozkazy, które narzucają momentami bardzo określony rytm (szczególnie na początku). Ciężki, gęsty klimat mocno na plus a i pomysł na dyżur zacny. Z jakiegoś powodu w miarę szybko domyśliłem się, że to drzewo (choć nie ent), ale co z tego :). Czytało się niezwykle przyjemnie.

Edwardzie, bardzo Ci dziękuję za wszystkie miłe słowa i cieszę się, że lektura okazała się przyjemna :)

P.S. Starałem się jak mogłem, aby nie było zbyt szybko oczywistym, że bohater jest drzewem. No ale jak widać akurat Ty znalazłeś ku temu odpowiednie poszlaki :)

Pozdrawiam!

Wszystko co mądre powiedzieli inni. Pozostało mi drobne czepialstwo. Nie rozumiem, jak wyglądaja “ukośnie miecze”? W końcowej scenie ubrani na landsknechtów kaci mają obrzyny. Obrzyn to z definicji skrócona, oberżnięta długa broń, używana raczej przez bandytów lub partyzantów. Powinni mieć krócice, czy arkebuzy.

Nikolzollern,

Wiem, że znasz się na tych tematach. Ja troszkę też ale w tekstach takich jak ten umyślnie unikam szczegółowych opisów czy mniej powszechnych nazw. Z różnych powodów.

Ukośne miecze? Wyglądają dokładnie tak, jak sobie to wyobrazisz. Z pewnością nie jak miecz krzyżacki chociażby więc pewnie bliżej im do czegoś na wzór szabli. To ogólnik, który nie zadowoli z pewnością takiego smakosza tych kwestii jak Ty, ale nie chciałem wybijać z rytmu i nastroju.

Co do obrzynów podobnie. Myślę, że nie każdy wie co to krócica. A w takim tekście nie ma miejsca na wybicie czytelnika i zatrzymanie. Przynajmniej według mnie. Zgadzam się również co do przeznaczenia samych obrzynów, jednak dlaczego w fantastycznym świecie w którym występują różne rasy nie miałby mieć innego zastosowania? A może ci kaci zwyczajnie lubili akurat ten rodzaj broni i nosili ją ze sobą nie tylko służbowo. A może właśnie owe obrzyny miały symbolicznie ukazać bandyckość tych, którzy wymierzają prawo.

Trochę sobie popolemizowałem a teraz dziękuję Ci bardzo za komentarz i pozdrawiam! :)

Nie wiem dlaczego upierasz się przy tych nieuzasadnionych dziwactwach. Nie trzeba być żadnym znawcą, żeby “ukośne miecze” przeszkadzały w czytaniu generalnie zgrabnego i dobrze zbudowanego tekstu, gdyż robi to wrażenie pomyłki. Użyłbyś sformułowania “ukośny ręcznik”, czy “ukośne prześcieradło”? Gdyby to była jakaś groteska gdzie wszystko jest dziwaczne to by jakoś uszło, ale tutaj to wywołuje właśnie efekt wybijający “z rytmu i nastroju” i to bardzo skutecznie. Obok masz bowiem normalny opis zbroi i szyszaków. Gdyby miecze były powiedzmy krótkie lub zakrzywione, nie byłoby żadnych pytań.

Obrzyny w ogóle nie są rodzaj broni, tylko chałupnicza przeróbka dłuższej, fabrycznej broni na krótszą i jednoznacznie kojarzą się z XIX -XX wiekami. Robiono je z powtarzalnych karabinów bądź strzelb myśliwskich. Z powodu pochyłej rękojeści kształtem przypominają pistolety XVI-XVII wieków, czyli krócice.

Przesadzasz, Niko, ani ukośne miecze, ani obrzyny mi nie przeszkadzały. Choć z samej poprawności językowej wolałbym “zakrzywione”.

Diabeł tkwi w szczegółach ;)

Dobra Panowie, będą zakrzywione :)

Teraz mogę kliknąć.

Ciekawie potraktowany temat konkursowy. Dyżur jako pokuta za tchórzostwo a ent jako drzewo szubieniczne. Ponury obraz rzeczywistości jest przytłaczająco przekonujący, choć brakuje w nim jakiegoś światła i nadziei odkupienia.

Niko, dzięki za ekstra dodatek do wcześniejszego komentarza :) Cieszę się, że pomysł uznałeś za ciekawy. A co do światełka nadziei zacytuję fragment komentarza ninedin, mam nadzieję, że się nie obrazi:

 

Trochę klimatem podobny do najpaskudniejszych kawałków Sapkowskiego, z tym poczuciem, że niewiele jest dobrego w ludziach – choć ten dzieciak zadający trudne pytania daje jakąś tam maleńką iskierkę nadziei.

:)

Ciężki klimat, chyba dosłownie potraktowałeś nazwę konkursu. A może to forma – monolog. Niby podzielony na fragmenty, ale jednak monolog, z przebłyskami strumienia świadomości.

Bardzo fajny pomysł na bohatera.

Nie wiem wiele o entach. Jak to jest – został skazany na bycie drzewem szubienicznym czy na stanie w określonym miejscu na granicy, a ludzie zaczęli go wykorzystywać w taki sposób?

Babska logika rządzi!

Finklo, w zasadzie jedno i drugie. Został skazany na bycie takim a nie innym drzewem, no ale ludzi do niczego enty zmusić nie mogły. Więc może przeznaczenie, a może miejsce w którym stał sprawiło, że ludzie zaczęli go wykorzystywać. Zresztą jest to bardzo dobre pytanie, należące do takich, na które nawet autor tekstu nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Więc taka jest moja wizja choć tę kwestię zostawiam do dowolnej interpretacji :) No i cieszę się, że uznałaś pomysł za fajny.

Ciężkie i mocne, a i kiedy się odkrywa, czyj to tak naprawdę dyżur, to ma się taką satysfakcję z bycia zaskoczonym poniekąd rozwojem tekstu. Dobre i ze względu na plastyczne opisy (nie) smaczne smiley

Oidrin, dzięki za komentarz! Fajnie, że udało się zaskoczyć :) Pozdrawiam.

“miętolą intymne miejsca"

– jakoś tak nie pasuje, że w relacji pierwszoosobowej, bynajmniej nie na potrzeby artykułu w gazecie, nie pada tu więcej złości, wyrażonej choćby dobitniejszym słownictwem.

 

"władzę na światem"

– nad.

 

Tekst solidny, smutny, dołujący. Ale… czy daleko minę się z prawdą, jeśli założę, że czytałeś “Pana lodowego ogrodu”? I nie chodzi mi o sposób narracji z punktu widzenia drzewa, bo ten sposób jest tu zwyczajnie dobry. Trochę podobieństw można tu znaleźć, mimo że tekst mówi o innej historii.

 

Tak czy inaczej jest w tym tekście coś ważnego. Nawet takie drobiazgi, jak zaprzestanie modlitw, czy fakt, że ostatecznie mieszkańcy lasu już nie do końca są “jednością” (skórzane kurtki w ich przypadku trochę można interpretować właśnie jako porzucenie jedności, choć może to być nadinterpretacja) dokładają klimatu.

 

Lektura udana.

Wilku, dzięki za komentarz i bardzo się cieszę, że uznałeś tekst za udany. Co do Twego pytania to tak, przeczytałem całego Pana Lodowego Ogrodu choć pisząc to opowiadanie nie miałem go w głowie, jak i żadnej innej książki. No ale kto wie. Jak wiadomo inspiracje czerpiemy często gęsto podświadomie :)

Przygnębiające to okrutnie. Nie wywołuje u czytelnika złości na oprawców, ale poczucie beznadziei. Okrutną karę zafundowałeś temu entowi. A jednak w jakiś sposób przyciąga to Twoje opko. Podobało mi się, choć to chyba nieodpowiednie słowo.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, fajnie, że przeczytałaś i że się podobało. I cóż rzec mogę… przepraszam, jeśli czujesz się przeze mnie przygnębiona :( To teraz jakaś komedia/ tekst na wesoło + lampka wina na ukojenie :D

Pozdrówka

Mocny, fajny tekst. Dużo emocji zawarłeś w tak krótkim opowiadaniu.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dzięki Verus! ;)

Nowa Fantastyka