- Opowiadanie: chalbarczyk - O pocieszeniu, jakie dają książki w każdym z możliwych światów

O pocieszeniu, jakie dają książki w każdym z możliwych światów

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

O pocieszeniu, jakie dają książki w każdym z możliwych światów

An­zelm zmiął w rę­kach kart­kę pa­pie­ru, na któ­rej urzę­do­wą czcion­ką stało: „Za­wia­do­mie­nie”. Oku­la­ry zsu­nę­ły mu się na nos, więc po­pra­wił je zmę­czo­nym ru­chem.

Jakaś młoda ru­sał­ka przy­szła oddać książ­kę. Była tak nie­wiel­ka, że ledwo ją było widać zza kon­tu­aru. Bi­blio­te­karz wy­chy­lił się i za­py­tał:

– A cóż to, moja droga, nie spodo­ba­ła się?

Ru­sał­ka za­ci­snę­ła ustecz­ka i po­krę­ci­ła prze­czą­co głową.

– A cze­muż? Czy ry­ci­ny nie­ład­ne? A może zbyt smut­na?

Ru­sał­ka się roz­pła­ka­ła.

– Ach – po­wie­dział do sie­bie – takie hi­sto­rie nie są dla wraż­li­wych dzie­ci.

Wziął od niej „Dziew­czyn­kę z za­pał­ka­mi” i pod­pie­czę­to­wał zwrot.

– Chodź, znaj­dzie­my ci coś we­sel­sze­go.

Bi­blio­te­karz z ru­sał­ką za rękę za­głę­bi­li się mię­dzy półki z książ­ka­mi. Aby do­stać się do dzia­łu dla dzie­ci, mu­sie­li przejść przez ciem­ny ko­ry­tarz „Hi­sto­rii na­tu­ral­nych”, minąć regał z po­wie­ścią awan­tur­ni­czą oraz dział ksią­żek dla do­ro­słych.

– Pro­szę pana, co to są książ­ki dla do­ro­słych? Czy one też się źle koń­czą?

Bi­blio­te­karz za­kło­po­ta­ny po­dra­pał się po łysej gło­wie.

– Eee… do­ro­śli uwa­ża­ją je za cał­kiem roz­ryw­ko­we.

W dzia­le dzie­cię­cym było przy­tul­nie, a ni­skie półki za­chę­ca­ły do się­ga­nia po książ­ki. Były tam kla­sy­ki takie jak „Se­za­mo­we klech­dy”, „O skrza­tach i dziew­czyn­ce sie­rot­ce z rów­no­le­głe­go świa­ta”, jak i now­sze np. „Nie­wia­ry­god­ne przy­go­dy Glu­sia i Fi­kan­dra”. Bi­blio­te­karz podał ru­sał­ce „Cza­ro­dziej­skie mia­sto”, na okład­ce któ­re­go Filip wal­czył ze smo­kiem. Ru­sał­ka prze­czą­co po­krę­ci­ła głów­ką. A, nie lubi mon­strów, do­my­ślił się An­zelm.

– A może coś o in­te­li­gent­nych ma­szy­nach?

Ru­sał­ka za­cie­ka­wio­na spoj­rza­ła na tytuł: „Wiel­ka, więk­sza i naj­więk­sza”. Uśmiech­nę­ła się szczę­śli­wa i usia­dła przy sto­li­ku, by od razu prze­czy­tać po­czą­tek.

Za re­ga­ła­mi z po­ezją, które stały w od­le­głym kącie bi­blio­te­ki, dał się sły­szeć nie­wąt­pli­wie od­głos dar­te­go pa­pie­ru. O, nie! An­zelm przez la­bi­rynt półek potruch­tał w tamtą stro­nę. Na ziemi dy­żur­ny z po­przed­niej zmia­ny wy­ry­wał kart­ki jedna po dru­giej z „Bar­ba­rzyń­cy w ogro­dzie”.

– Czy można. – Wy­rwał jedną kart­kę.

– Po­rwać w drob­ny. – Tra­aach! Druga kart­ka.

– Mak. – Trze­cia.

– Całą wie­dzę ro­zum­nej cy­wi­li­za­cji? – Pró­bo­wał wy­rwać czwar­tą, ale An­zelm wcze­pił się w jego ramię i nie pusz­czał.

– Gau­ni­lo­nie!

– Zo­staw mnie! Za­mie­rzam po­rwać wszyst­kie, wszyst­kie! Sły­szysz?!

– Prze­cież to nie ma sensu.

– My­ślisz, że to co oni robią ma sens?!

An­zelm w cier­pie­niu przy­ło­żył sobie palce do skro­ni.

– Ko­niecz­nie po­trze­bu­ję zio­ło­wej her­ba­ty na uspo­ko­je­nie – jęk­nął. Ze­brał po­wy­ry­wa­ne kart­ki z za­mia­rem po­skle­ja­nia ich taśmą i spoj­rzał na Gau­ni­lo­na z wy­rzu­tem.

Gdy miał na­sta­wić im­bryk, przy­szła Róża. Miała dłu­gie, pra­wie do ziemi uszy, jak wszyst­kie mal­win­ki. Jej mięk­kie fu­ter­ko błysz­cza­ło od li­sto­pa­do­wej wil­go­ci.

– Pro­szę pana, wy­jeż­dżam i chcę wy­po­ży­czyć coś do czy­ta­nia w po­dró­ży.

– Da­le­ko?

– Na An­ty­po­dy.

– Och, to długa po­dróż.

– Nie wrócę już tu – po­wie­dzia­ła z jakąś za­cię­to­ścią.

– A więc to po­dróż w jedną stro­nę. – Po­ki­wał głową. Za­sta­na­wiał się, jak ma po­ży­czyć książ­kę, któ­rej czy­tel­nicz­ka nie bę­dzie w sta­nie zwró­cić. Może da się pocz­tą? A jeśli hi­sto­ria się jej nie spodo­ba i odda książ­kę komuś przy­pad­ko­we­mu, spo­tka­ne­mu w prze­lo­cie w po­cią­gu lub na pa­row­cu, to co wtedy? An­zelm zu­peł­nie świa­do­mie z a p o m n i a ł o urzę­do­wym pi­śmie, które przy­szło dziś rano.

– Nie bę­dzie mnie pan prze­ko­ny­wał, żebym zo­sta­ła? Wszy­scy tak robią, sta­ra­ją się być mili, mówią, że wszyst­ko się ułoży, ale tak na­praw­dę nic ich nie ob­cho­dzę. Nie mogę żyć, jakby się nic nie stało, jak­bym nigdy go nie ko­cha­ła. To by­ło­by zbyt okrut­ne.

Bi­blio­te­karz za­uwa­żył łzy w jej oczach. Po­czuł się za­kło­po­ta­ny.

– Czy chce pani prze­czy­tać coś o roz­sta­niu? Coś rzew­ne­go, aby oczy wy­pła­kać?

– Chcę prze­czy­tać coś o mi­ło­ści – od­par­ła cicho.

An­zelm od­szu­kał wła­ści­wy regał. Książ­ki miały pod­nisz­czo­ne okład­ki i po­za­gi­na­ne brze­gi, ale bi­blio­te­ka­rza to nie de­ner­wo­wa­ło. Do­brze le­ża­ły w rę­kach, a nie­któ­re miały pod­kre­ślo­ne ołów­kiem ważne zda­nia albo do­pi­ski na mar­gi­ne­sie. Książ­ki się nie sta­rze­ją, po­my­ślał tro­chę fi­lo­zo­ficz­nie, książ­ki są wiecz­nie młode.

– „Bohiń”. – Mal­win­ka prze­czy­ta­ła na okład­ce.

– Pro­szę się nie kło­po­tać zwro­tem. To już nie jest takie ważne – po­wie­dział ła­god­nie.

Przez długi czas sie­dział w ciszy i nie za­pa­lał lamp. Szary mrok pod­pełzł pod jego biur­ko i za­gnieź­dził się mię­dzy li­sta­mi, które przy­szły dziś rano. Dzwo­nek przy drzwiach roz­chy­bo­tał się i wy­rwał star­sze­go bi­blio­te­ka­rza z le­tar­gu. Przy­szedł efeb. Miał przy­stoj­ną twarz o szla­chet­nych ry­sach, kę­dzie­rza­we błysz­czą­ce włosy, któ­rych pukle za­kła­dał za ucho. Ten do­pie­ro jest szczę­ścia­rzem, my­ślał An­zelm, nic mu nie bra­ku­je. Ma urodę, mło­dość, całe życie przed…

– Od­da­ję wszyst­kie książ­ki. – Chło­pak z hu­kiem po­ło­żył na bla­cie cały stos gru­bych tomów.

An­zelm skru­pu­lat­nie za­brał się za sta­wia­nie pie­czą­tek zwro­tu na kar­tach wy­po­ży­czeń. Głów­nie to była fan­ta­sty­ka po­tocz­na, którą bi­blio­te­karz nie­zbyt lubił i cenił. Wolał hi­sto­rie mocno osa­dzo­ne w rze­czy­wi­sto­ści, z peł­no­krwi­sty­mi bo­ha­te­ra­mi, jasno skon­stru­owa­ną fa­bu­łą, która nie koń­czy się Deus ex ma­chi­na z po­wo­du twór­cze­go wy­pa­le­nia au­to­ra. Ech, gdyby miał tro­chę czasu, to by na­pi­sał na­praw­dę dobrą po­wieść…

– A co chcesz dziś wy­po­ży­czyć?

Chło­pak po­krę­cił głową, jakoś tak osta­tecz­nie.

– Nic.

– A może coś z fan­ta­sty­ki na­uko­wej? Mamy duży wybór… „Bajki hu­ma­no­idów”, „An­dro­ia­dę”…

– Pro­szę pana, nic nie chcę – po­wie­dział tam­ten zdła­wio­nym gło­sem.

– Czy coś się stało? – Bi­blio­te­karz za­wa­hał się. Czy ma prawo wy­py­ty­wać kogoś ob­ce­go?

Mło­dzień­co­wi za­drża­ły usta.

– Nie było mnie przy nim, gdy po­sta­no­wił… Nie byłem na jego po­grze­bie… prze­pra­szam, tak bar­dzo cię prze­pra­szam. – Ukrył twarz w dło­niach i długą chwi­lę trwał bez ruchu. Potem spoj­rzał na bi­blio­te­ka­rza pu­stym i nie­obec­nym wzro­kiem, jakby pró­bo­wał się prze­do­stać do in­ne­go świa­ta.

– Wiem, że na mnie czeka.

– Któż taki?

– Mój naj­bliż­szy przy­ja­ciel.

An­zelm szu­kał od­po­wied­nich słów, ale żad­nych nie zna­lazł. Iro­nia. Tyle tu ksiąg, a on nie wie, jak skle­cić wła­ści­we zda­nie.

– Życie stało się dla mnie nie­zno­śne, od­wra­cam wzrok za każ­dym razem, gdy widzę sie­bie w lu­strze… nie umiem zrzu­cić cię­ża­ru, który przy­gnia­ta mi serce.

– Czy… czy nie zna­lazł się nikt, kto by oka­zał ci współ­czu­cie?

Bi­blio­te­ka to­nę­ła już w cie­niu, który sza­ry­mi pła­ta­mi kładł się na jego włosy. Wy­da­wa­ło się, że chło­pak jest spo­koj­ny, bo na twa­rzy nie drgał mu żaden mię­sień, a oczy po­zo­sta­ły suche.

– To ja już pójdę. – Uśmiech­nął się nie­obec­nym uśmie­chem i sztyw­no ni­czym robot od­wró­cił się, żeby odejść.

– Chcesz umrzeć razem z przy­ja­cie­lem – rzekł An­zelm ma­to­wym gło­sem. – Ja wszyst­ko ro­zu­miem. Uda­jesz. Roz­ma­wiasz z nimi, nawet cza­sem żar­tu­jesz i każdy z ulgą myśli, że ci prze­szło, że jest już w po­rząd­ku. Nikt nie zdaje sobie spra­wy, że je­steś opusz­czo­ną sko­ru­pą, po­wło­ką, w któ­rej nic nie ma. Nikt nie wie, jak bar­dzo cier­pisz… Hm… co to ja…

Chło­pak za­trzy­mał się i zgar­bił, a An­zelm spe­szo­ny swoją zbyt długą prze­mo­wą, po­drep­tał do dę­bo­we­go re­ga­łu i przy­niósł książ­kę.

– A może, gdyby jed­nak warto było żyć, prze­czy­tasz to?

Na okład­ce zdob­ny­mi li­te­ra­mi było na­pi­sa­ne „Treny”.

– Pro­szę pana – Mło­dzie­niec pod­niósł coś z pod­ło­gi. – Chyba coś pan zgu­bił.

An­zelm wy­gła­dził kart­kę ja­kimś szorst­kim ru­chem. Spoj­rzał na tekst.

 

Za­wia­da­mia się, iż z po­wo­du spa­da­ją­ce­go czy­tel­nic­twa i ana­chro­nicz­no­ści książ­ko­wej wie­dzy, Bi­blio­te­kę za­my­ka się. Aby jed­nak Urząd nie wydał się bez­dusz­ny, spie­szy­my z wy­ja­śnie­niem, że w tym przy­krym dla wszyst­kich wy­da­rze­niu nie­ma­łą rolę od­gry­wa prze­su­nię­cie środ­ków fi­nan­so­wych i oso­bo­wych z tra­dy­cyj­nych bi­blio­tek pół­ko­wych na bi­blio­te­ki do­raź­ne.

Pod­pi­sa­no:

Asy­stent do Spraw Wdra­ża­nia Re­for­my In­for­ma­cyj­nej

Aloj­zy Mol

 

Mu­siał wresz­cie to sam przed sobą przy­znać. Dziś jest jego ostat­ni dyżur. Pra­cow­ni­cy fi­zycz­ni, któ­rych jutro rano przy­śle mi­ni­ster­stwo, za­czną pa­ko­wać książ­ki do skrzyń, potem za­ła­du­ją je na kon­te­ne­row­ce, a na­stęp­nie od­pra­wią gdzieś na pół­noc, gdzie opala się domy bry­kie­tem. Za­pew­ne Mi­ni­ster­stwo do Spraw Wdra­ża­nia Re­for­my za­dba­ło i o to, żeby książ­ki nada­ły się na opał, może wy­my­ślo­no nawet piec ze spe­cjal­ną ko­mo­rą… Serce bi­blio­te­ka­rza zro­bi­ło się gorz­kie, jakby najadł się mig­da­łów.

 

Za oknem było już cał­kiem ciem­no, więc zdzi­wił się, gdy uj­rzał przed swoim biur­kiem nie­du­że ludz­kie dziec­ko. An­zelm wpraw­dzie nie za bar­dzo się znał na ludz­kich dzie­ciach, ale prze­cież od razu zo­ba­czył sińce pod ocza­mi z nie­wy­spa­nia i cią­głe­go na­pię­cia, za­dra­pa­nia na rę­kach i wy­sta­ją­ce go­le­nie z chu­de­go ciał­ka.

– A co ty tutaj ro­bisz tak późno? Czy ro­dzi­ce… – Ugryzł się w język.

– Ro­dzi­ce? – Chłop­czyk za­drżał. – Oj­ciec jesz­cze nie wró­cił, chciał­bym prze­cze­kać tu, w bi­blio­te­ce, aż w domu za­śnie.

Bi­blio­te­karz przy­glą­dał się bez słowa mi­zer­nej twa­rzycz­ce. Ile ono jesz­cze po­ży­je? Jeśli bę­dzie miało szczę­ście, to może znaj­dzie się ktoś, kto je na­kar­mi…

– Pro­szę pana?

– Tak, ludz­kie dzie­cię?

– Czy mogę coś po­czy­tać?

– Umiesz czy­tać? – Cicho zdzi­wił się dy­żu­ru­ją­cy bi­blio­te­karz.

An­zelm po­sa­dził go w mięk­kim fo­te­lu i dał do ręki „Wa­ka­cje z du­cha­mi”. Ludz­kie dziec­ko otwo­rzy­ło książ­kę na pierw­szej stro­nie i wo­dząc pal­cem po li­te­rach, za­czę­ło czy­tać. Star­szy bi­blio­te­karz wi­dział, jak mię­śnie chłop­czy­ka się roz­luź­nia­ją, a jego twarz na­bie­ra ła­god­niej­sze­go wy­ra­zu. Oczy mu błysz­cza­ły, a w ką­ci­ku ust od czasu do czasu po­ja­wiał się uśmiech. Przy­naj­mniej tyle mogę mu ofia­ro­wać, po­my­ślał. Chło­piec ode­rwał się od książ­ki i za­py­tał po­god­nie:

– Chciał­bym przy­cho­dzić do pana bi­blio­te­ki, tu jest tak spo­koj­nie. Czy bę­dzie pan jutro?

Koniec

Komentarze

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ale to było ładne i przyjemne. 

Czytało się płynnie, bibliotekarz dobrze wykreowany, taki dobroduszny. Czytelnicy też kolorowi. Przeraziłam się tylko raz…. że co spalić?! surprise

Kliken machen.

SaraWinter – dziękuję za przeczytanie :)

Bajkowe i słodkie, ale nie przesłodzone. Ciekawi bohaterowie, najbardziej spodobał mi się bibliotekarz i malwinka Róża. Przekaz też niczego sobie. Bardzo przyjemnie się czytało. 

Ode mnie biblioteczny kliczek :)

 

Bardzo przyjemne, ciepłe. I ten bibliotekarz taki poczciwy. 

Idąc tropem imion bibliotekarzy, szukam jeszcze trzeciego dnacool

Pozdrawiam smiley

Facies_Hippocratica – Ooooo! Znalazł się ktoś, kto ich zna :) Jestem mile zaskoczona i cieszę się, że okazało się przyjemną lekturą.

"z za­mia­rem po­skle­ja­nia je taśmą" – ich taśmą. Chodziło o kartki. Lepiej sprawdź raz jeszcze interpunkcję.

Po przeczytaniu spalić monitor.

mr.maras – poprawione, dziękuję!

Kawałek bardzo ładnej historyjki. Od samego początku poczułam się zaangażowana w życie bibliotekarza i była zaciekawiona, kto jeszcze do niego podejdzie. Końcówka wyśmienita. Tak jakoś wprowadziła mnie w lekko melancholijny nastrój. 

Ode mnie też zaraz poleci klik, bo warto czytać, chociaż od czasu, takie urocze opowiastki. Pozwalają docenić wiele rzeczy – nie tylko czytanie książek :)

Jaki piękny korowód bohaterów tu się uzbierał :) Zauroczyło mnie, jak kilkoma celnymi słowami zarysowałaś charakter każdego z czytelników. Bibliotekarza aż by się chciało przytulić, bardzo sympatyczna postać. Dodatkowy plusik za skłaniające do myślenia zakończenie i podejście do tematu dyżuru.

Deirdriu

Clevish

Niezmiernie się cieszę, że się podoba, zwłaszcza, że autor nie ma już wpływu na to, historia której postaci poruszy najbardziej. Z wielkim zaciekawieniem czytam Wasze komentarze. Dzięki za lekturę!

 

Lepsze od napuszonego “Harrego Pottera”, słowo daję. Ładne i czarowne, a przy tym wyjątkowo obrazowe. :-)

maciekzolnowski – ooo! a dlaczego Harry Potter? Filozofowie, holokaust, Lem – to, owszem, jest, ale Harry? (skonfundowany autor drapie się po głowie w zamyśleniu)

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Przemyślane od początku do końca i tak samo zgrabnie napisane. W krótkim tekście zmieściłaś sporo głębszych tematów. Choć fantastyka jest trochę wepchana na siłę, bo gdyby zastąpić różne stworki zwykłymi ludźmi niczego by to nie zmieniłio, to w takim lekkim i przyjemnym tekście, dającym do myślenia, nie przeszkadzało mi to. Przyjemna lektura w drodze do pracy, pozdrawiam :)

Nie słuchaj mnie, tak mi się po prostu skojarzyło, to są luźne moje konotacje. Ale opinia jest jak najbardziej na plus. :) 

Realuc – pomysł spalenia książek z tego powodu, że mogą być zastąpione wikipedią wciąż uważam za fantastyczny, ale może już niedługo…

Dzięki za przeczytanie!

Droga Chalbarczyk, wybacz mi, proszę, ten mały off-topic:

 

Choć fantastyka jest trochę wepchana na siłę” – pisze Realuc.

Realuc, a może by tak zaproponować naszym adminom stworzenie podstrony z tematami i “opkami” nieco mniej fantastycznymi? Chodzi o to, ażeby nie zaśmiecać forum “NF” (oczywiście ja uważam się za głównego winnego i naczelnego “śmieciarza” tego portalu). ;-) Intencja jest następująca: każdy albo prawie każdy z nas popełnia czasem teksty, które są nieco mniej albo wręcz mało fantastyczne. I co wtedy? A poza tym kryteria i genologie nie są aż tak znowu wyraźne. Kwestia pod rozwagę, a ja raz jeszcze przepraszam za pisanie nie na temat. Aha, i spokojnie, tekst Chalbarczyk jest wg mnie w stu procentach fantastyczny. 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Ujmujące klimatem opowiadanie. Dałam mu się ponieść i była to czarowna podróż :)

Jako wielbicielka papierowych książek, mam nadzieję, że nigdy ich nie zabraknie. Nawet jeśli to będzie tylko niszowy produkt dla wyalienowanych dziwaków ;)

 

 

Matka Chrzestna jeśli fantastyka stałaby się rzeczywistością, to chyba wszyscy tutaj znajdziemy się w mniejszości czytających książki… Cieszę się, że przypadło do gustu :)

No ale zaraz, dlaczego chcą zamknąć Bibliotekę? Przecież przychodzą do niej czytelnicy i nawet ludzki chłopiec przyszedł i chciałby móc tu wracać. I w tym układzie, to ja się nie zgadzam na żadne zamykanie!

Fajnie się czytało fajną historyjkę. ;)

 

A, nie lubi mon­strów, do­my­ślił się An­zelm. ―> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

An­zelm zu­peł­nie świa­do­mie z a p o m n i a ł o urzę­do­wym pi­śmie… ―> Przy rozstrzelonym druku, aby zwiększyć czytelność zapisu, sugeruję użycie dodatkowych spacji: An­zelm zu­peł­nie świa­do­mie  z a p o m n i a ł o urzę­do­wym pi­śmie

 

sta­ra­ją się się być mili… ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Uśmiech­nął się nie­obec­nym uśmie­chem… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

od razu zo­ba­czył sińce pod ocza­mi z nie­wy­spa­nia i cią­głe­go na­pię­cia, za­dra­pa­nia na rę­kach i wy­sta­ją­ce go­le­nie z chu­de­go ciał­ka. ―> Raczej: …od razu zo­ba­czył pod oczami sińce z nie­wy­spa­nia i cią­głe­go na­pię­cia, za­dra­pa­nia na rę­kach i chude łydki, wy­sta­ją­ce ze spodenek.

Gdyby golenie wystawały z ciałka, Anzelm musiałby też widzieć udka dziecka, a może i dupkę.

Golenie zupełnie mi nie pasują do wizerunku małego chłopca.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo miła opowiastka. Nieco smutna, ale mimo wszystko, na jakiejś płaszczyźnie, pocieszająca. Szczególniej urzekł mnie wachlarz postaci. Czytałem już jakiś czas temu, ale zapomniałem wrzucić komentarz (co chwilę ktoś coś chce i mi burzy koncentrację). Nadrabiam więc zaległość.

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

regulatorzy – dziękuję za przejrzenie tekstu.

Co do goleni, w przypadku niedożywienia wystają kości. Wszystkie.

Bardzo proszę, Chalbarczyk. Pragnę też dodać, że nie ograniczyłam się do przejrzenia tekstu – przeczytałam go od tytułu, aż po kropkę po ostatnim zdaniu. ;)

 

Co do goleni, w przypadku niedożywienia wystają kości. Wszystkie.

Z tego, co mi wiadomo, goleń nie jest kością, a dolną częścią nogi, między stopą i kolanem i ma dwie kości: piszczelową i strzałkową. Golenie chyba nie mogą wystawać z ciała.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Urocze.

Zastanawia mnie tylko brak konsekwencji w modyfikowaniu tytułów książek. Czy to też ma wyrażać pomysł, że nasz świat jest częścią większego uniwersum?

cobold

 

W bibliotece są oczywiście książki z wielu światów. Z naszego też laugh

Tak myślałem. Myląca jest tylko proporcja (chyba przewaga “naszych”) i to, że książki innych światów mają tytuły będące trawestacjami tych ludzkich. Ale zamysł fajny.

regulatorzy

“wystawanie kości” jest frazeologizmem, mającym konotacje zabiedzonego, wychudzonego ciała, zresztą nie tylko człowieka, ale też i zwierząt. Czy ma inne znaczenie, neutralne? Być może czasem tak. Mogą wystawać żebra, łopatki etc. I w takiej funkcji tu użyłam tego zwrotu. Czy jest niezrozumiały?

cobold

najtrudniejsze przy pisaniu były dla mnie właśnie tytuły :) jasne, że musiały być jakąś sugestią tych ze “świata naszego”, bo takie książki bez skojarzeń nie niosłyby żadnej treści. Tak sobie myślałam, pisząc.

A tym razem, Chalbarczyku, zajrzałem na tekst fantasy od ciebie ;-) Odniosłem wrażenie, że lepiej się czujesz jednak w tej konwencji, opko wyszło jakby przystępniej od ostatniego sci-fi.

Z twoim utworem skojarzyłem dwie książki, po pierwsze: “451° Fahrenheita” Raya Bradbury’ego, po drugie: “Wśród obcych” Jo Wolton. Temat porzucania książek i bibliotek nie jest oczywiście nowy, lecz widać, że nadal budzi emocje. Wspominam o tym, bo sam tych emocji nie czuję i miewam problemy z odbiorem utworów dramatycznych, dlatego trudno mi się odnieść do głównego motywu. Trochę mnie nie przekonuje, ale za to wyczułem w tekście ciekawy wydźwięk przywiązania do książek oraz historii zawartych w nich i ten element wydał się mieć wiele uroku. Dlatego wspomniałem o “Wśród obcych”, bo przyszło do mnie to skojarzenie z tym przywiązaniem do literatury. Poza tym widzę tutaj całkiem dobre wykonanie, czytanie przeszło lekko i bez bólów. Dodatkowo niezła kreacja. Kolejne dobre opko :-)

Scena z małą rusałką jest genialna. Świetnie opisana, dosłownie widziałem to wszystko. Pomysł ze spalaniem książek nawiązuje chyba do Fahrenheita. Ogólny pomysł jest bardzo dobry.

Jest kilka zdań, które mi trochę zgrzytnęły, na przykład:

Bibliotekę zamyka się. – może “Biblioteka zostaje zamknięta (likwidowana)”.

aż w domu zaśnie. – może jednak normalnie “aż zaśnie.”

Przez długi czas siedział w ciszy i nie zapalał lamp. – to i nie zapalał lamp można chyba też wyciąć, bez żadnej straty.

 

Idaho – A jednak rusałka. Do tej pory nikomu za bardzo się nie podobała, więc się cieszę, że znalazła i ona swego czytelnika :) Pozdrawiam!

Lubię Twój sposób pisania, ładnie budujesz historie i dajesz im bogate tło. Pamiętam “Matkę” Twojego autorstwa, tekst przesycony znacznie silniejszymi emocjami, do mnie osobiście bardziej trafił. To opowiadanie również mi się podobało, a czytanie książek trzeba popierać we wszystkich światach. :)

Bardzo ciekawy kalejdoskop postaci się przewinął w tak krótkim tekście. A i bibliotekarz zacny :) Ciekawie ujęłaś problem zaniku książek i czytelnictwa, które dotyka najwyraźniej nie tylko nasze uniwersum. Postacie autentyczne mimo ich fantastycznego rodowodu. Świetny jest pomysł na modyfikowanie tytułów książek i chętnie zobaczyłbym ich więcej np. Cierpienia Młodego Wampira, Janko Minotaur itd. :). Dzięki za to :)

 

Ando Dzięki za przeczytanie!

 

Edward Pitowski Bardzo fajne te tytuły! Przystępując do pisania, myślałam, że opowiadanie będzie bardziej się podobać dziewczynom, więc podwójnie się cieszę, że krąg czytelniczy okazał się szerszy :) Pozdrawiam!

W sumie to powinnam chyba jak Anet napisać “Sympatyczne”, bo to było moje główne uczucie po przeczytaniu. Nie zachwyciło mnie, w sensie – nie zapamiętam na zawsze, bo to trochę “nie moje” pisanie – ale czytało się bardzo przyjemnie, także dlatego, że wykonanie bardzo, bardzo porządne. 

ninedin.home.blog

Boziu, jaka urocza, nieco smutna historia. Rozczuliła mnie na amen. Do pana Anzelma nie da się nie czuć sympatii :)

 

„Wielka, większa i największa”

znalazłam kiedyś tę książkę w biblioteczce dziadka! Nie sądziłam, że ktoś jeszcze będzie o niej pamiętał :3

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

sy “Wielka, większa i największa” to super książka, klasyka fantastyki za żelazną kurtyną ;)

PS. Masz u mnie jakieś sto plusów za tytuł :)

ninedin.home.blog

Podoba mi się strasznie wachlarz postaci, które przewijają się przez bibliotekę i ich historie. Bardzo dobrze widać dzięki nim charakter głównego bohatera. Bajkowa atmosfera też na duży plus.

Piękny list miłosny do książek. Przeczytałem jednym tchem a zakończenie lekko ścisnęło za serce. Proste a jednocześnie urocze :)

No i tytuł… w punkt.

Dziękuję wszystkim za przeczytanie :)

Na opowiadania, które mają w sobie potencjał, by być świetnymi, jestem bardziej zła od tych całkiem słabych. Bo to opowiadanie jest w porządku, sympatyczne – miałaś pomysł na świat, bohaterów i tytuły książek, poprowadziłaś łagodną ręką historię i niejeden czytelnik nie znajdzie tu nic do zarzucenia…

 

A ja jestem na ciebie zła.

Wystarczyłoby kilka zmian, by tym opowiadaniem ścisnąć czytelnika za serce i przyprawić go o kaca moralnego na tydzień. Tu jest taki potencjał, a opowiadanie wyszło zaledwie letnie. Pierwsze zdanie, choć dobre merytorycznie, nie zassało, bo dlaczego miałoby mnie obchodzić jakieś zawiadomienie? A gdybyś tak napisała coś o reakcji Anzelma, gdybyśmy wiedzieli, że przyprawiło go o utratę rozumu, pot na czole, ścisk w żołądku, gulę w gardle, zaraz byśmy bardziej się zaciekawili, co to za zawiadomienie tak go załatwiło.

 

Wyjaśnienie tej zagadki zaś pojawia się zbyt szybko – zamiast dobić czytelnika w ostatnich linijkach tekstu (i przeprowadzić atak artyleryjski na jego serce, bo do tego byłabyś zdolna – ostatnie zdanie ma w sobie ogromny potencjał), ty spokojnie wyjawiasz tajemnicę i równie stoicko przechodzisz do kolejnego klienta.

 

A mogłaś zmiażdżyć.

 

Serio, takich opowiadań żal bardziej niż nieumiejętnych wprawek początkujących twórców. Weź pisz dalej, chalbarczyk, bo masz talent, tylko jeszcze nie do końca wiesz, jak dzielić się nim ze światem.

 

I jeszcze jedno. Zapisałaś jedną wypowiedź w taki sposób, że wygląda ona jak dialog. Nie można tak. Albo tworzysz jedną wypowiedź przerywaną wtrąceniami, albo czynności zapisujesz od nowej linijki, a zamiast kropek wielokropki? Znalazłoby się parę opcji.

 

– Czy można. – Wyrwał jedną kartkę.

– Porwać w drobny. – Traaach! Druga kartka.

– Mak. – Trzecia.

– Całą wiedzę rozumnej cywilizacji? – Próbował wyrwać czwartą, ale Anzelm wczepił się w jego ramię i nie puszczał.

www.facebook.com/mika.modrzynska

kam_mod

Co się napisało, już się nie odstanie. Autor może mieć tylko n a d z i e j ę, że napisał to, co zamierzał i czytelnik to wyczyta, i zrozumie, i… Jak zobaczysz wyżej w komentarzach, tylko dla niektórych czytelników problem “zawiadomienia” jest gwoździem programu, inni znaleźli co innego.

Nie wydaje mi się, żeby miazga pasowała do konwencji, której użyłam :)

A mogłaś zmiażdżyć.

Zupełnie nie.

Anzelma reakcja na list to mechanizm obronny, wyparcie i oszukiwanie siebie, a nie pot czy szloch– to gwoli wyjaśnienia.

Dzięki za przeczytanie!

Zapisałaś jedną wypowiedź w taki sposób, że wygląda ona jak dialog

Też mi to nie grało, ale nie wiedziałam, jak to rozegrać graficznie. dzięki za podpowiedź!

Najwyraźniej nieprecyzyjnie się wyraziłam, więc wyjaśniam – przykłady reakcji Anzelma były przykładowe i zupełnie losowe. Chodziło mi o to, by Anzelm coś poczuł, a wraz z nim – by coś poczuł również czytelnik.

 

PS. Rozsuwanie wyrazów potępiano już w Emilce ze Srebrnego Nowiu (1923). Bardzo ładnie ten zabieg współgra ze staroświeckim tytułem i klimatem tekstu.

www.facebook.com/mika.modrzynska

przykłady reakcji Anzelma były przykładowe

No tak, teraz rozumiem, o co Ci chodzi. Rzeczywiście na początku nie ma wglądu w duszę Anzelma.

Jurorska ocena ;)

 

Tekst bardzo „do czytania”. Rozkład dialogów w połączeniu z opisami, które wydały mi się całkiem niewymuszone i niespecjalnie toporne, sprawia, że przez tekst czytelnik płynie, bez zmęczenia, nawet jeżeli na odgłos słowa fantasy ma różnego rodzaju negatywne odruchy…

A wymowa tekstu? O czym jest tak naprawdę to opowiadanie? O ciężkim dyżurze. Takim prawdziwym, bo ostatnim. Może fabuła i postacie robią się więcej niż ckliwe, próbując z wysiłkiem zagrać na emocjach czytelnika. Może reakcje głównego bohatera bywają nad wyraz patetyczne – tak jak miało to miejsce w scenie z młodzieńcem, którą można rozumieć wielorako (wybrałem, tę z korzyścią dla autora, gdzie efeb to nie zaczytany w książkach samolub, który nie zauważył problemów przyjaciela, bo książki są najważniejsze…). Może autor idzie najmniejszą linią oporu zamykając opowieść niewymownie słabym motywem bitego dziecka, które szuka schronienia przed okrutną rzeczywistością/prozą trudnego dzieciństwa, ale wszystko jest po to, aby wyrazić, dookreślić i oszacować ciężar tego ostatniego wieczoru dla bibliotekarza – dziecko zadaje finalne pytanie, a bibliotekarzowi pęka serce. To świadectwo, że autor zaplanował tekst, miał ambicje pisania na zadany temat, a nie doklejania, dopasowywania na siłę tekstu do tematu. 

To duży plus. Tekst jest na temat. Dla mnie przedstawiony dyżur to naprawdę ciężki dyżur. Właśnie takich wrażeń oczekiwałem z lektury konkursowych opowiadań. Chociaż to tylko jeden ze sposobów rozumienia tematów…

Czy fantastyka była konieczna, aby przedstawić to, co zostało przedstawione? Nie. Bezapelacyjnie. Rusałka, czy cokolwiek innego mogło być człowiekiem, a akcja mogła mieć miejsce w niemal każdym polskim mieście, gdzie nie brakuje zapomnianych małych bibliotek pamiętających lepsze czasy, będących dla wielu schronieniem, ucieczką, rozwojem, pracą.

A to już nic innego jak strzał w stopę.

Gdyby tylko zachować zamiar, a zmienić sposób realizacji, to ten dyżur byłby kompletny.

 

Pozdrawiam Czwartkowy Juror

Uch! Jaki długi komentarz! Czekałam na niego.

Pod koniec tego super komentarza znów pojawia się najbardziej popularne pytanie na portalu: “a gdzie tu fantastyka?” Ale trochę odpowiadając, trochę się broniąc, chcę powiedzieć, że dla mnie w tej wizji fantastyka jest istotna, chociaż owszem, szczątkowa. Tytuł opowiadania to oczywiście parafraza Boecjuszowego “O pocieszeniu, jakie daje filozofia”. Absolutny uniwersalizm wartości opowieści mówionych, słowa pisanego, wszelkiej literackiej twórczości nie mógł był zostać pokazany inaczej, jak poprzez rozciągnięcie tematu na wszelkie możliwe światy istot rozumnych. W mojej ocenie zupełnie by się to nie udało, gdyby akcję umieścić w bibliotece dajmy na to w Lubartowie. Zresztą, Twój (jurorów) komentarz pokazuje, że każdy wyczytał trochę co innego z tego tekstu, co zresztą autora niezwykle elektryzuje, że tak się wyrażę.

No tak, jeśli nie ma paskudnych alienów i apokalipsy, to nie ma fantastyki – już się do tego przyzwyczaiłam :)

To był super konkurs, naprawdę dzięki!

Nie mogę pominąć tego tytułu, już z samego tytułu… tytułu :)

 zmęczonym ruchem

Standardowe Czepialstwo Tarniny. Ruchy zmęczone nie są.

 młoda rusałka przyszła oddać książkę. Była tak niewielka, że ledwo ją było widać zza kontuaru

Rusałka – czy książka?

zagłębili się między

Czy można się zagłębiać między?

 „Historii naturalnych”,

W zasadzie powinno być singularis, ale może masz na myśli coś zupełnie innego, więc tylko zaznaczam.

 Rusałka przecząco pokręciła główką.

Nie musisz dodawać "przecząco" – kręcenie głową rozumiemy jako przeczące automatycznie (potakujące jest kiwanie).

 Anzelm przez labirynt półek truchtem pobiegł

Skróciłabym: Anzelm potruchtał przez labirynt półek.

wczepił się w jego ramię

Anglicyzm: wczepił mu się w ramię.

 że to co oni robią ma

Wtrącenie: że to, co oni robią, ma.

 Anzelm w cierpieniu przyłożył sobie palce do skroni.

"W cierpieniu" trochę dziwnie mi tu brzmi. Może jest za ogólne, nie wiem.

 długie, prawie do ziemi uszy,

Wtrącenie: długie, prawie do ziemi, uszy. Spróbuj to sobie przestawić w głowie: długie uszy, prawie do ziemi, a zobaczysz, o co chodzi.

 Nie wrócę już tu

Nienaturalne. Nie wrócę tu już.

 podkreślone ołówkiem ważne zdania albo dopiski na marginesie

Przestawiłabym, dla jasności: ważne zdania podkreślone ołówkiem albo dopiski na marginesach.

 Książki się nie starzeją, pomyślał trochę filozoficznie, książki są wiecznie młode.

heart

Szary mrok podpełzł pod jego biurko i zagnieździł się między listami, które przyszły dziś rano

heart

 Dzwonek przy drzwiach rozchybotał się i wyrwał starszego bibliotekarza z letargu.

Problem z tym opisem polega na tym, że patrzymy oczami Anzelma, a on nie zwraca uwagi na dzwonek, dopóki nie zadzwoni. A wtedy już się chybocze.

 pustym i nieobecnym wzrokiem

SCT :)

 kto by okazał ci

Szyk: kto by ci okazał.

 Wydawało się, że chłopak jest spokojny

Nie musisz tego podsumowywać, wystarczy opis chłopaka. Zrozumiemy.

 nieobecnym uśmiechem

SCT.

 Rozmawiasz z nimi, nawet czasem żartujesz i każdy z ulgą myśli, że ci przeszło, że jest już w porządku.

heart (wiecie, że serduszka mogą być linkami?)

 Anzelm speszony swoją zbyt długą przemową, podreptał

Wtrącenie, dwa przecinki: Anzelm, speszony swoją zbyt długą przemową, podreptał.

 Na okładce zdobnymi literami

Ozdobnymi. Litery mogą być zdobne w zawijasy i ornamenty – "zdobny" to ozdabiany, nie ozdabiający. Arbitrariness of the sign.

 Anzelm wygładził kartkę jakimś szorstkim ruchem.

Czemu "jakimś"?

 Serce bibliotekarza zrobiło się gorzkie, jakby najadł się migdałów.

Moje też by się zrobiło, ale migdały nie są pierwszym skojarzeniem z goryczą, nawet gorzkie (kto w naszych czasach widział gorzkie migdały?)

 wystające golenie z chudego ciałka

Golenie, wystające z chudego ciałka. Nie można rozdzielać określeń złożonych z kilku słów, to dezorientuje.

 Czy będzie pan jutro?

Ugh, my heartstrings…

Wiesz, że mam spokrewniony, choć różny pomysł? Teraz muszę z nim zaczekać, ale to nic, i tak potrwa, zanim coś się z niego urodzi (jeśli w ogóle).

Ale do rzeczy – śliczny, nostalgiczno-smutny kawałek. I tyle. Twoja historia stoi uczuciami i atmosferą, choć trochę fabuły też tu jest, i na pewno dałoby się ją rozbudować. Ale myślę, że to dobre miejsce na zakończenie, gdybyś napisała coś dłuższego, musiałabyś dodać solidniejszy konflikt. Tak jak jest, jest na pewno ładnie i mądrze. I ja też nie lubię takich ogólnych komplementów ;)

 I w tym układzie, to ja się nie zgadzam na żadne zamykanie!

Tak jest, piszemy z reg petycję.

Jeszcze muzyczka: https://www.youtube.com/watch?v=ku9cOsNfqh8

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina

Bardzo dziękuję za obszerny i szczegółowy komentarz. Przestawienie szyku wyrazów daje naprawdę inny poziom pisania.

 

ale migdały nie są pierwszym skojarzeniem z goryczą, nawet gorzkie (kto w naszych czasach widział gorzkie migdały?)

Hm, czy dziś z goryczą kojarzy się piołun lub dziegieć? A powinny. Myślę, że zawsze można poszerzać swoje frazeologiczne przyzwyczajenia i utarte ścieżki, po których wędruje nasze pióro. Może migdały te ze sklepu nie są gorzkie. Może teraz się myśli, że wszystko musi być w cukrze.

 

Najepsze są serduszka, a tego, kto umie je wstawiać będę darzyć niebotycznym uwielbieniem!

Hm, czy dziś z goryczą kojarzy się piołun lub dziegieć?

Piołun tak, choć nie sądzę, żeby większość używających tego frazeologizmu wiedziała, jak piołun wygląda (a widują go na podwórku). Żeby nie było, wcale nie nawołuję do ograniczenia palety skojarzeń, porównań i frazeologizmów – ale ważne, żeby czytelnika nie alienować. Za bardzo ;)

 

Jak wstawić serduszko: kliknij na tę uśmiechniętą buziuchnę koło tego czegoś do zaznaczania cytatów. Pokaże się paleta, z której wystarczy już wybrać (klikiem) odpowiedni symbol.

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina

 

heart Eureka!

ale ważne, żeby czytelnika nie alienować. Za bardzo ;)

No właśnie, z jednej strony powinno się być takim “grzecznym” pisarzem, pisać to, co czytelnik dobrze zna, aby miał radość przy czytaniu, z drugiej chciałoby się być Kreatorem, żeby nie powiedzieć Wieszczem!

Dzięki za przeczytanie i odwiedziny!

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczny tekst. Ładna zabawa tytułami. Ale palenie książek to barbarzyństwo!

To faktycznie musiał być ciężki dyżur…

Babska logika rządzi!

laugh

 

Nowa Fantastyka