Wariacja na temat, który w różnych odsłonach chodzi mi po głowie od dawna.
Wariacja na temat, który w różnych odsłonach chodzi mi po głowie od dawna.
Przeżyłam kolejny dzień – pomyślała Ani, kiedy Tessa układała brudne dziecko na materacu.
Zerknęła na wyblakłe fotografie ustawione na półce. Na jednej stara kobieta pochylała się nad urządzeniem, które – od dawna nieczynne – stało wciąż w kącie.
„Kiedyś wyłączymy komputery. Albo same przestaną działać” – mówiła Babcia, kiedy mała Ani pytała, co robi.
Wtedy, prawie czterdzieści lat temu, Babcia drukowała wszystko, co się dało. Ani zerknęła w stronę kotary oddzielającej główne pomieszczenie od ciemnej, pozbawionej okien wnęki. Wiedziała, że wysiłek nie na wiele się zdał: papier zamókł, wydruki były częściowo nieczytelne.
Matka znikła rok po tym, jak Ojca – którego obecność Ani ledwie pamiętała – rozstrzelano za próbę zdobycia ponadprzydziałowej czystej wody. Została Babcia, a potem i ona odeszła, dziesięcioletnią Ani zaś przygarnęła Tessa.
– Wiesz, że on tu nie zostanie. – Głos przyjaciółki wyrwał ją z zadumy.
– Nie możemy zrobić wyjątku? – zapytała błagalnie.
– Nie.
Surowa i praktyczna Tessa odeszła z wojska, by zająć się ratowaniem dzieci, których rodzice nie wytrzymywali tego, że są ostatnim pokoleniem żyjącym w świecie nadającym się do życia. Ani była pierwsza – i jedyna, która została. Zamieszkały wśród wspomnień dawnego życia, choć Tessa wolałaby spalić leżące w pudłach papiery, oddać metal do przerobienia, wyrzucić pamiątki. Patrzyła wyłącznie w przyszłość. Sięgającą kilku dni, a czasem tylko kilku godzin.
– Zostaw przeszłość tym w Rezerwacie – powtarzała.
Za zasiekami z drutu kolczastego i zardzewiałego żelastwa wciąż pracowały komputery, a Badacze usiłowali wykorzystać pozostałości naukowej wiedzy, by przywrócić ludzkości utraconą wodę i utraconą nadzieję. Syn Tessy, Maks, mieszkał w Rezerwacie.
– Odnajdę cię, mamo – szepnęła Ani do młodej kobiety o oliwkowej skórze i ciemnych oczach.
Tessa odwróciła się do niej.
– Znowu chcesz szukać kapsuły? – zapytała. – Nie szkoda ci czasu?
Nie – pomyślała Ani. – Przyszłości nie ma, pozostała tylko przeszłość.
I opowieść Babci o tym, że Ojciec poznał Mamę w obozie dla uchodźców. Ona – przerażona dziewczyna, która przebyła z nieznanymi ludźmi setki kilometrów z płonących rejonów świata w północne obszary, gdzie upał był jeszcze znośny. On – wolontariusz, który zakochał się w podopiecznej.
Ostatnie wspomnienie o Mamie: drobna postać pochylona nad biurkiem, pisząca coś na kartce. A potem ginąca w mroku twarz nad łóżeczkiem Ani.
„Wybacz mi, serce” – wyszeptała Mama. „Znajdziesz mnie w kapsule czasu”.
Potem była ciemność i straszna wiadomość, której sześciolatka nie zrozumiała. I z którą czterdziestolatka wciąż nie chciała się pogodzić. Twarz o oliwkowej cerze nigdy więcej nie pochyliła się nad łóżeczkiem. Została Babcia, która nie chciała o tym mówić. Potem Babcia odeszła, a pojawiła się Tessa z karabinem i zaciętą miną. A jeszcze później przyszła wojna, taka prawdziwa, i nikt już nie mówił o przeszłości.
– Tak – odpowiedziała Ani. – Jutro ruszam do Ruin. Jutro nasz dzień wolny.
Tessa nawet wolne chwile poświęcała na przerzucanie znalezionych na ulicach maluchów w bezpieczniejsze miejsca na wsi. Nie wszystkie dzieci przeżywały, a większość mogła zostać tylko Luźnymi. Jak Ani, córka samobójczyni, niepewny materiał genetyczny.
Następnego dnia założyła ubranie ochronne i ruszyła ku ruinom starego miasta. To miejsce nie potrzebowało zasieków, by mało kto miał ochotę się tam zapuszczać. W przeciwieństwie do bloków, które po prostu zawaliły się w czasie wojny albo tuż po niej, starsze budynki często nadal stały, choć nikt w nich nie mieszkał. Nie było tu szans na wodę, a wszystkie przedmioty pokrywał kurz. Krążyły pogłoski, że zawarte w nim substancje mogą przeżreć płuca albo zniszczyć skórę.
Ani poprawiła maskę. Do ruin obowiązywały przepustki i specjalne zabezpieczenia, ale strażnicy ją znali z wspólnych z Tessą wypraw po porzucone dzieci, jak i z samotnych wycieczek w poszukiwaniu śladów przeszłości.
W wydrukach Babci nie było nic o kapsule czasu, Maks też niczego nie wiedział. Ani myślała czasem, że wszystko jej się przyśniło, albo Mama miała na myśli…
Wzruszyła ramionami. Ci, którzy wierzyli w życie po śmierci, pozamykali się w Azylach i nikt właściwie nie wiedział, co się tam dzieje. Może popełnili zbiorowe samobójstwo, licząc na drugi żywot.
Z całych Ruin nigdy jeszcze nie była na wzgórzu, więc brnęła teraz przez sterty cegieł i kamieni, wypatrując szabrowników i trzymając broń w pogotowiu. Kto zginął w Ruinach, ten tu pozostawał, dopóki patrol sanitarny nie natknął się na ciało. A wzgórze uchodziło za najniebezpieczniejsze.
Nie napotkała jednak nikogo, może dzięki paskudnej pogodzie. Przez sterty gruzu dotarła do lasu filarów, gdzie błądziła przez chwilę, przypatrując się potrzaskanym rzeźbom, fragmentom malowideł wyzierającym z kikutów ścian, łukom podtrzymującym niegdyś sklepienie.
Serce zabiło mocniej – była tu z bardzo już chorą Babcią w swoje dziesiąte urodziny. Spacerowały wśród grobów, oglądały to, co zostało z dawnej świetności. „Musisz pamiętać” – powiedziała Babcia.
Babcia rzadko robiła cokolwiek bez powodu. Czyżby tutaj…?
Na odgłos kroków za sobą Ani odwróciła się gwałtownie – za późno. Żylasty mężczyzna, sporo starszy od niej, stał tuż obok. Nie ma szans na ucieczkę, oceniła, pozostaje tylko mieć nadzieję…
– Witaj, Ani. Czekałem na ciebie. – Chwycił ją za rękę.
Usiłowała się wyrywać, ale ciekawość walczyła ze strachem.
Zaprowadził ją niedaleko, na częściowo zawalony dziedziniec pałacu.
– Wiesz, co to jest? – zapytał, wskazując na nieforemny metalowy przedmiot, którego najwyraźniej nie zdołali rozebrać szabrownicy. Uzmysłowiła sobie, że stoi obok jednego z nich, a on na razie nie zrobił jej krzywdy.
Pokręciła głową.
– Kapsuła czasu – odparł.
– Twoja babcia była nauczycielką historii. Moją nauczycielką, ja jeszcze chodziłem do szkoły.
Patrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem. Choć znała wszystkie słowa, sens tego, co mówił, nie docierał do niej.
– Byłaś tu w twoje dziesiąte urodziny, pamiętasz?
Skąd on…? Potaknęła, czując napływające do oczu łzy.
– Babcia wiedziała, że niedługo umrze – wyszeptała.
– Tak – odparł mężczyzna. – Miała nadzieję, że zapamiętasz to miejsce, że tu wrócisz. Dała mi wtedy to. – Wyciągnął z kieszeni metalowe pudełeczko. – Dla ciebie.
– Jesteś… – Głos grzązł jej w gardle. – Jesteś szabrownikiem. Nie rozumiem.
Zaśmiał się krótko, chrapliwie.
– To działa, prawda? Podobnie jak ten trujący kurz? Tu są skarby… Sporo tego, co dało się sprzedać, rozkradli złodzieje. Została przeszłość, którą chcę ocalić. Twoja babcia wierzyła, że to ważne. Nauczyła mnie tego.
– Dlaczego mnie wcześniej nie znalazłeś?
Patrzył na nią z powagą.
– To ty musiałaś znaleźć kapsułę. Wiedziałem, że szukasz w Ruinach, znam się ze strażnikami. Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz. Nie chcesz zobaczyć, co jest w pudełku?
Wzięła je ostrożnie do ręki i otwarła. W środku było kilka złożonych, zapisanych kartek.
„Świat spłonie, za sto lat już go nie będzie” – przeczytała na pierwszej. – „Wybacz mi, Ani, że zostawiam ci tylko wspomnienia koszmaru, i tych kilku cudownych lat, które przeżyłam z twoim Ojcem. Słuchaj Babci, ona jest mądrą kobietą. Napisałabym, że cię kocham, ale wiem, jak pusto i egoistycznie to zabrzmi. Bądź silna i pamiętaj o przeszłości”.
Dalsze karty były zapisane pospiesznym pismem.
Ani podniosła wzrok na mężczyznę.
– Co właściwie robisz?
Wskazał na najlepiej zachowany budynek.
– Nazwałem się Archiwistą, ale możesz mówić mi Archie. Mam kilku współpracowników – odrzekł. – Zbieramy, w Ruinach i nie tylko, pamiątki. Zapiski, przedmioty, obrazy. Kiedyś ci z Rezerwatów oddadzą ludziom życie, a wtedy my oddamy im pamięć. Kapsuła to tylko symbol, naiwne wizje ludzi sprzed stu lat.
Ani pomyślała o Tessie, zapatrzonej w najbliższą przyszłość. Zawdzięczała jej wszystko, ale… ona sama zawsze wolała spoglądać w przeszłość. Tu wreszcie nabierało to sensu.
– Mogę tu zostać? – zapytała.
Archie skinął głową.
– Miałem nadzieję, że o to zapytasz – odparł.
----
Agnieszka Fulińska
miło się czyta, wzrusza :)
pozdrawiam
Jestem niepełnosprawny...
Prosty styl, ale czyta się nawet dobrze. W końcówce drażnią początki akapitów – poczuła, usłyszała, pokręciła, patrzyła, zerknęła, podniosła… tak nie pisz, staraj się to urozmaicić. Stosujesz też zdania wielokrotnie złożone, dużo przecinków, to przytłacza czytelnika. A fabuła? Taka sobie, ot prosta historyjka. Dialogi suche, pozbawione emocji. Ogólnie spodziewałem się, że będzie lepiej. Pozdrawiam.
Już się zabieram za początki akapitów ;) dzięki
Co do emocji – chyba nie potrafię pisać “na wysokim C”, ale też nie lubię czytać takich tekstów…
http://altronapoleone.home.blog
Matka znikła rok po tym, jak Ojca
Czemu słowo “ojciec” jest tutaj z dużej litery? Jak i cała reszta członków rodziny “Babcia” “Mama” itd. przecież to nie są nazwy własne. Chyba nawet w opisanym w opowiadaniu świecie, by nimi nie były.
Ogólnie podoba mi się styl. Jest prosty, ale elegancki. Natomiast jeśli chodzi o samą historię, to dla mnie trochę za prosta i zbyt sentymentalna. Skoro nie ma tutaj miejsca na psychologię postaci, to – przynajmniej mi – trudno się jakoś specjalnie zaangażować emocjonalnie.
Podoba mi się takie podejście do emocji. Nie powinny być na powierzchni. Mnie ten tekst poruszył.
Killmanie – dziękuję za opinię. Co do Ojca, Matki, Babci – klucz jest prosty. Perspektywa w tym opowiadaniu jest Ani, a dla niej to są “imiona”, którymi nazywa te postacie (nie będzie o swoich rodzicach mówiła imieniem i nazwiskiem, prawda?). Współcześni mają prawdziwe imiona – ci z przeszłości są przez nią nazywani tak, jak ona ich widzi, pamięta. Ona nie może o nich “mówić” (bo to “przez nią” oglądamy świat) imionami i nazwiskami. Natomiast te określenia są dla niej jak imiona własne – przecież poza wszystkim często używamy w sytuacjach emocjonalnych, pisząc np. o własnych rodzicach, dużych liter. Dlatego zresztą w wypowiedzi Archiego, dla którego pani X (jakkolwiek się nazywała, nie wymyślałam tego ;) ) jest “babcią Ani”, jest babcia małą literą, jako nazwa pospolita.
Nikolzollernie – dziękuję, miło znaleźć osobę, która też woli stonowane emocje :)
http://altronapoleone.home.blog
Jak wszystkie w tym konkursie, opowiadanie skondensowane do granic możliwości. Aby zrozumieć ten świat, trzeba nie tylko przeczytać je dwa, trzy razy – ale dodatkowo wyczytać jak najwięcej między wierszami. Ja przeczytałem raz i na pewno jeszcze tu wrócę. Na razie napiszę tylko tyle, że świat i bohaterowie przemówili do mnie – mam nadzieję, że nie doprowadzimy naszej planety do takiego stanu. No, i oczywiście czytało się dobrze.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
@drakaina → Dzięki za wyjaśnienie. Tak myślałem, że właśnie o coś takiego ma w tych dużych literach chodzić. Do mnie osobiście to nie przemawia, choć rozumiem sam koncept i ogólnie sam w sobie brzmi rozsądnie.
Dość zwięzły szort, a właściwie to scena, odwołująca się do przeszłości, rzucona na tło z przyszłości. Mam nieodparte wrażenie, że opowiadanie powstało by Ani mogła zadać ostatnie pytanie, a Archie jej odpowiedzieć. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cóż, Reg, nietrafiony… Akurat te słowa padły, bo zabrakło limitu na rozwijanie interakcji tej dwójki i cały finał wymyśliłam jako ostatni. Opowiadanie powstało, bo wymyśliłam sobie, że nieumiejąca już żyć matka pisze w ramach tego konkursu do córki list, który zamknie w kapsule czasu, ale potem sobie policzyłam i nijak mi z tego sto lat nie wyszło, więc cała koncepcja – od tegorocznego konkursu do sto lat później – poszła się bujać :( Pierwotnie matka miała chcieć popełnić rozszerzone samobójstwo, a babcia ocalić wnuczkę, ale na to też zabrakło limitu, poza tym chyba przekroczyłoby to moją odporność na emocje w tekście :/
http://altronapoleone.home.blog
Dopisz po konkursie, bo szkoda żeby się pomysł zmarnował. Ja “Kod” przerabiam, jest już trzykrotnie dłuższy i to nie koniec.
Do mnie przemówiło. Miałam kilka skojarzeń z “Metrem”. Kiedy wcześniej czytałam Twoje teksty, drakaino, styl mnie przytłaczał, ale tu bardzo mi się podobał, może dlatego, że pasował do przedstawionego świata i emocji. Tak, tu trzeba czytać między wierszami, ale to duży plus. Zmuszasz czytelnika do myślenia podczas czytania lektury. Nie mogę powiedzieć, że tekst wywołał u mnie pozytywne emocje. Wzruszył mnie i przejął, może nawet trochę przeraził, mimo prostej historii. Dobre. Bardzo mi się podobało.
Cóż, Reg, nietrafiony…
Cóż, w takim razie będę musiała porozmawiać i rozprawić się wrażeniem, które zaprowadziło mnie na manowce. ;)
No i dziękuję, Drakaino, że rzuciłaś na całą rzecz nieco światła.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Kolejny tekst w konkursie, który bardziej stawia na symbolikę niż na dokładne futurologiczne analizy. Trochę czuć okołostalkerowskim klimatem. Spodobała mi się autoreferencja do kapsuły czasu. Myślę, że ten końcowy komentarz Archiego będzie istotny przy odczytywaniu tekstów za sto lat, o ile oczywiście kapsuła i ludzkość (lub jej następcy) zdołają przetrwać.
Sugestie poprawek:
Na jednej stara kobieta pochylała się nad urządzeniem, które, od dawna nieczynne, stało wciąż w kącie.
Zdania podrzędne następujące bezpośrednio po zaimku względnym lepiej wydzielać półpauzami, żeby uniknąć ujęcia zaimka w przecinki z obu stron:
które – od dawna nieczynne – stało wciąż w kącie.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przecinek-po-spojnikach-i-zaimkach-wzglednych;14938.html
Jutro nasz dzień wolny.
Tutaj chyba jest literówka – nie powinno być “masz”?
Mama miała na myśli… Wzruszyła ramionami.
Tu po wielokropku dałbym nowy akapit, żeby zaznaczyć zmianę wątku. Obecnie można odnieść wrażenie, że to Mama wzruszyła ramionami.
Przez sterty gruzu dotarła lasu filarów
Zgubiony przyimek:
Przez sterty gruzu dotarła do lasu filarów
Skąd on…? Potaknęła, czując napływające do oczu łzy.
– Babcia wiedziała, że niedługo umrze… – wyszeptała.
– Tak – odparł mężczyzna. – Miała nadzieję, że zapamiętasz to miejsce, że tu wrócisz. Dała mi wtedy… to. – Wyciągnął z kieszeni metalowe pudełeczko. – Dla ciebie.
– Jesteś… – Głos grzązł jej w gardle. – Jesteś szabrownikiem. Nie rozumiem.
Spore nagromadzenie wielokropków, wyciąłbym któreś z nich.
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Zacząłem czytać i dość mocno się wciągnąłem w oczekiwaniu na zakończenie, które bardzo mi się podobało. Lubię taką symbolikę, do tego przedstawiona wizja świata również mnie zainteresowała.
Czytało się łatwo i przyjemnie, nie czuło się od tekstu sztuczności, więc to też na plus.
No i szczerze mówiąc myślałem, że trochę się wzruszę, ale jak dla mnie trochę za mało było tu opisu emocji, co sprawiło, że tak się niestety nie stało.
Mimo wszystko opowieść oceniam pozytywnie ;)
Pozdrawiam serdecznie ;)
Nosz, miałam napisać jako pierwsza, ale nie zdążyłam, choć opowiadanie przeczytałam błyskawicznie.
Dobrze się czytało, bo masz, Drakaino, styl i warsztat. Tutaj nie było się do czego czepiać. Sama historia mnie specjalnie nie ruszyła. Miałam wrażenie, że jest strasznie pośpieszona, że można by opowiedzieć więcej, ale nie powiem, że nie byłam zaintrygowana. Chyba szczególnie zakończenie wydało mi się urwane, bo jakoś… Nie wiedziałam jaki impakt decyzja Ani będzie miała na nią i jej przyjaciół, więc też nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Wydawała mi się czymś oczywistym wręcz.
Niemniej ogólnie na plus i ode mnie na pewno jest nominacja do biblioteki. :)
EDIT: Po przeczytaniu komentarzy, widzę, że moje odczucia nie wzięły się z niczego. Mam nadzieję, że zdecydujesz się rozpisać tę opowieść, bo pomysł wydaje się bardzo obiecujący. ;)
Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.
Jeszcze à propos deficytów wody – akurat wyskoczył mi taki artykuł:
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Interesująca wizja przyszłości. Prawdopodobna, niestety.
Ech, przedpiścy często wspominają o emocjach, o wzruszeniach. Mnie nie wzruszyło, ale tak jest OK. Pewnie, gdybyś za mocno próbowała to zrobić, tylko bym się nastroszyła.
Babska logika rządzi!
Pewnie, gdybyś za mocno próbowała to zrobić, tylko bym się nastroszyła.
Nie próbowałabym, bo sama się stroszę na nadmiar emocji :D
Wszystkim dziękuję za komentarze :)
Rosebelle – zasadniczo najchętniej napisałabym dłuższą opowieść na motywach tego szorcika…
Tu w zasadzie nie chodziło o impakt i fabułę, ale o punkt zwrotny w życiu kobiety 40+, która w postapokaliptycznym świecie od lat egzystuje – i znajduje wreszcie sens tej egzystencji. Nie taki ogólny, bo ratowanie ludzi jest obiektywnie bardziej potrzebne, ale taki, który dla niej osobiście będzie jakąś namiastką spełnienia.
http://altronapoleone.home.blog
To miejsce nie potrzebowało zasieków, by mało kto miał ochotę się tam zapuszczać. – bo?
Przez sterty gruzu dotarła lasu filarów… – do lasu?
Moją nauczycielką, ja jeszcze chodziłem do szkoły. – jak?
Hej, drakaino!
Fajna wizja, dobrze opisana, przyjemnie spędzony czas podczas lektury. Osobiście emocji większych nie uświadczyłem. To znaczy widać w tym tekście, że nimi nie emanujesz na prawo i lewo. Jakiś taki… dziwny, nieopisany dystans czułem między wykreowanymi bohaterami a samą Autorką. Opowiadanie czytałem zatem z zaciekawieniem i z zadowoleniem, jednakowoż losami Ami bardzo się nie przejąłem. Dodatkowo może, choć nie musi, być to sprawka pierwszej części tekstu. Jest ona w formie opowieści, czyli x lat temu stało się to i tamto itd. W ten sposób trudniej mi się zaangażować niż gdybym te informacje poznał podczas akcji, dialogów, na żywo. Ale rozumiem, limit itp. A, i jeszcze to:
– To ty musiałaś znaleźć kapsułę.
Dlaczego? To znaczy rozumiem czemu służy ten zabieg, tak jest w większości tego typu opowieściach, jednak często drażni mnie, że nie ma na to dobrego i logicznego wyjaśnienia. Często w filmach czy książkach mamy setki możliwości aby wydarzyło się coś wcześniej lub w wygodniejszy sposób, ale NIE, bo bohater musi zrobić to sam wtedy i wtedy bo jakoś fabułę trzeba poprowadzić. W tym przypadku nie jestem przekonany, dlaczego bohaterka musiała sama odnaleźć kapsułę. Chyba, że coś mi umknęło. To nie jest zarzut tylko takie moje rozterki, mam nadzieję, że w miarę jasno się wyraziłem.
Reasumując, podobało mi się!
Czytało się nieźle, ale historia mnie nie porwała. Zabrakło mi emocji, które powinna wzbudzać taka wizja. Myślę, że ta historia zyskałaby, gdyby była dłuższa. Część losów Ani została podana czytelnikowi jako informacje od wszechwiedzącego narratora, wolałabym dowiedzieć się tego z akcji. Wiem, limit. :)
Postapo w wersji “umierającej Ziemi”. Nawet z nutką nadziei, a przynajmniej jej złudzeniami, które funduje Archie swoją wypowiedzią :)
Jest tu prezentacja świata, stonowane emocje i klimat zadumy nad przeszłością. Punkt zwrotny bohaterki, która odnajduje to, co straciła. Treść daje jednak wrażenie “wstępu” – spokojnie mógłby to być prolog większego tekstu :)
Technicznie czyta się dobrze.
Tak więc ładny koncert fajerwerków, skoncentrowany bardziej na zadumie niż akcji czy emocjach.
Edycja:
Aha, byłbym zapomniał. Motyw meta z kapsułą i zapisami wizji przyszłości to ciekawe puszczenie oka ;)
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Cześć, drakaino! :)
Mam podobne odczucia, co pozostali – tekst broni się przede wszystkim warsztatem, który masz prześwietny i bardzo go lubię :). Ciekawa wizja przyszłości świata, aż szkoda, że limit powstrzymał cię przed jej rozwinięciem (czytałam twoja odpowiedź na komentarz reg).
Ogólnie jest w porządku, bez fajerwerków, ale zjadliwie :) Plusik za potraktowanie dosłownie tematu konkursu i ukazanie światełka w tunelu na końcu opowiadania. Miło w postapo trafić na tekst, który daje choć trochę nadziei na szczęśliwe zakończenie :D
Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne
Posępna wizja opisana bardzo przystępnie. Pokazujesz przez pryzmat jednej sceny, jaka przyszłość może nas czekać bardzo umiejętnie. :)
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Cóż więcej mogę dodać? Gdybyś napisała fantastyczne przygody worka kartofli, przeczytałabym. Jesteś, drakaino, na takim poziomie, że cokolwiek nie tkniesz, warsztat obroni każdy pomysł.
Nie wiem, co mogę więcej napisać, ale w tym przypadku to dobrze :)
No, jak zwykle świetnie napisane, choć przyznam, że sama historia specjalnie mnie nie ruszyła. Decyzja matki wydaje mi się mocno egoistyczna i dziwię się, że babcia dziewczyny nigdy jej tego nie powiedziała, a na dodatek pokazała jej miejsce, gdzie matka ukryła swoje przesłanie.
Podobała mi się natomiast rola Archiego i przesłanie, które wyczytałam z jego postaci. Mamy dzisiaj świra na punkcie dygitalizowania wszystkiego i zapominamy, że elektronika może przetrwać krócej niż papier.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dzięki, Irko :) Chyba nie dość mocno podkreśliłam, że matka jako uchodźczyni miała wyjątkowo pod górkę i nie ogarniała, a Babcia to w końcu zrozumiała i dlatego zdecydowała się dać wnuczce wybór, czy będzie szukać, czy nie… W sumie mam jeszcze zapas znaków, bo te 8k to wg worda, ale i tak nie zmieszczę wyjaśnienia, obawiam się ;) Może rozwinę to kiedyś w dłuższą historię.
Dzięki, Deirdriu i Verus za miłe słowa!
http://altronapoleone.home.blog
Popieram pomysł z rozbudowaniem tej historii.
Jeśli za drutami kolczastymi i zardzewiałym żelastwem pracowały komputery, to mogły archiwizować efektywniej. Wszystko. Pewna niekonsekwencja.
Neurologu, dziękuję za uwagę. Z powodu morderczego limitu kontekst może umykać, choć wzmianka o “prawdziwej wojnie” coś tam podpowiada. Nie ma pełnej “ciągłości kulturowej” w pracy komputerów, tzn. w czasie wojny pewnie coś tam pracowało, ale zasadniczo kultura internetu, wielkich dysków, chmur itd. sprzed wojny się skończyła. Nie ma fizycznych (sprzętowych i ludzkich) możliwości, żeby archiwizacji dokonywać na komputerach. No i nie jest to priorytet – w Rezerwatach odzyskiwana jest wiedza naukowa (science), a nie dziedzictwo kulturowe.
Poza tym jak miałyby archiwizować coś, co jest nieznane? Komputer nie zrobi wykopalisk za archeologa czy kwerendy archiwalnej za historyka… (W drugim przypadku być może dałoby się opracować zaawansowany algorytm, który poszukiwałby odpowiednich danych, pod warunkiem, że zawartość archiwum zostałaby wprowadzona do jego pamięci. A to kwestia albo odczytania tekstów i ich wklepania na dysk, albo bardzo ale to bardzo zaawansowanego OCR, na poziomie SI).
Dane przechowywane na komputerach są znacznie bardziej narażone na zniszczenie/utratę w razie totalnego konfliktu lub kryzysu niż na tradycyjnych nośnikach.
http://altronapoleone.home.blog
Naprawdę ładna, melancholijna wizja dość prawdopodobnego obrazu przyszłości. Sądzę, że tekstowi zaszkodził (pieruńsko wyśrubowany) limit – na początku opisem tkasz atmosferę bardzo spokojną, malującą przed oczami obrazki warstwy leżącego kurzu, pustych pól odgrodzonych zasiekami i zmęczonych ludzi, a potem podkręcasz (szczególnie końcowym dialogiem, który moim zdaniem został rozegrany trochę za szybko, by w pełni wybrzmieć).
Ciekawa i trafna rzecz, która przykuła moją uwagę – potraktowanie potomków samobójcy jako niepewny materiał genetyczny. Coś w tym jest – niezależnie od tego, czy twarde dowody genetyczne się znajdą, czy nie.
Nieźle, gratuluję.
Powodzenia w konkursie, spotkamy się przy kapsule z wynikami!
Dzięki, Wiktorio :) Tak, limit zabił ostatnią scenę, zdaję sobie sprawę, ale pokazanie świata uznałam tu za ważniejsze. Super, że zwróciłaś uwagę na kwestię materiału genetycznego. Rozważam rozwijanie tego świata i to kluczowa sprawa dla konstrukcji społeczeństwa.
Będę czytać inne konkursowe teksty od soboty!
http://altronapoleone.home.blog
Zastanawiam się od czego zacząć, bo dużo myśli ciśnie się na usta, ale chyba niekonsekwencja jest tym, co najbardziej rzuca mi się w oczy. Postapo to trudny temat i rzadko spotykam się z naprawdę porządnymi i gruntowo przygotowanymi opowiadaniami. U Ciebie zaraz na początku pojawiły się dwa znaki zapytania, jak “brudne dziecko i urządzenie od dawna nieczynne”. Rozumiem, że chciałaś wprowadzić dane, ale wydaje mi się, że zbyt szybko. Brudne dziecko może oznaczać przynajmniej kilka powodów, tak samo jak urządzenie, które samo w sobie jest niewiadomą. Nie żebym rozbierał opowiadanie na czynniki pierwsze, ale przy innych Twoich opowiadaniach raczej nie potykałem się na początku.
Dalej pojawia się, wspomniana wyżej niekonsekwencja. Rozumiem, że bohaterka została sierotą, rozumiem, że ktoś się nią zajął, ale dlaczego akurat Tessa? Obie sprawy z nią związane, to znaczy wojsko i dzieci nie mają finalnie większego znaczenia. Owszem, niech będzie, że żołnierka lepiej ich obroni w tych ciężkich czasach, ale to nie jest jakiś mocny argument. A dzieci? Sumarycznie, nie mają wpływu ani na bohaterkę, ani na akcję, bo finalnie to pamięć o przeszłości, babci i stara kapsuła czasu jest najważniejsza.
Przypadkowym wydaje się też spotkanie z samym starszym mężczyzną. Przecież:
ale strażnicy ją znali z wspólnych z Tessą wypraw po porzucone dzieci, jak i z samotnych wycieczek w poszukiwaniu śladów przeszłości.
Więc dlaczego akurat teraz, tego dnia:
– Witaj, Ani. Czekałem na ciebie. – Chwycił ją za rękę.
I tak jak on niespodziewanie pojawia się w tekście, tak samo ja jestem zaskoczony, ale nie w ten pozytywny sposób tylko z pytaniem dlaczego teraz, dlaczego on, dlaczego stary i dlaczego po kilku sekundach Ani idzie za obcym mężczyzną, który może zrobić jej krzywdę? Wszak wprowadziłaś, myślę, że świadomie, bohaterkę Tessę, która broniła Ani przez te wszystkie lata, dając tym samym pewien obraz świata, który jest niebezpieczny.
Same pogłoski na temat ruin, które wydają się być rozpuszczane przez samego dziadka, brzmią trochę naiwnie. Czy ludzie, którzy każdego dnia walczą o przetrwanie, porzucą być może atrakcyjny w towar teren, przez pogłoski? Możliwe, ale argumenty w opowiadaniu brzmią zbyt słabo.
Ostatecznie sama kapsuła czasu okazuje się być niczym specjalnym, ale to akurat dobrze, najgorsze co mogłabyś zrobić to stworzenie świętego Graala…
Przepraszam, ale jakoś postapo najczęściej bezwiednie poddaję logicznej analizie, chyba jak żadne inne opowiadania.
Znalazłem jeszcze takie rzeczy:
– Twoja babcia była nauczycielką historii. Moją nauczycielką, ja jeszcze chodziłem do szkoły.
Wzięła je ostrożnie do ręki i otwarła.
Nie otworzyła? Ten wydaje mi się potoczny, wykorzystywany bardziej przy chęci nakreślenia braków w edukacji, ale to tylko wrażenie.
Napisane – jak to Ty– oczywiście na poziomie. Jednak tematyka i kierunek opowieści niespecjalnie mnie ujęły. Ostatnia scena taka zbyt łatwa. Wiadomo, że limity, ale jednak ta łatwość mi zgrzytnęła. Czytało się dobrze:)
Rzecz klimatem stoi, zbudowanym na porządnym warsztacie. Autoreferencja do kapsuły czasu – takie miłe mrugnięcie okiem. Ale historii mi tu brak, konfliktu bądź problemu do rozwiązania, płynie sobie ładnie, leniwie, jak truchło szczura ściekiem między zniszczonymi budynkami, sterczące jak spróchniałe pieńki zębów w paszczy miasta, aż się rozleniwiłem i nie poszedłem za gryzoniem.
Mam takie przeczucie, że gdybyś wzięła samo przesłanie Archiego i wokół niego zbudowała fabułę szorta, mogłoby być znacznie bardziej interesująco.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Dzięki, psychorybo, cóż, nie zawsze musi być konflikt – ja jestem długodystansowcem, więc fabuły na 8k raczej nie sklecę ;) Konkurs opiewa na wizję świata przyszłości, co więcej, w tej wersji pozaportalowej jest wzmianka o małych ojczyznach – no więc napisałam możliwy obrazek z Krakowa, nie pretendując do pisania porywającej fabuły ;)
Dzięki jednakowoż za wizytę :)
Aryo – takoż, dzięki, że wpadłaś. Tak, limit zabił ostatnią scenę… Zob. wyżej w kwestii dystansów… I tak jestem zdumiona, że udało mi się ścisnąć pierwszą scenę na tyle, że na drugą w ogóle zostało miejsce.
http://altronapoleone.home.blog
Prąciem uprzejmie.
Psychoryb. Dumnie dostarcza komcie od początku internetów.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Siemanko drakaino. Piszesz laserowo: precyzyjnie, równo, imponująco sprawnie. Ale, to chyba nic nowego :) Podoba mi się uchwycony klimat, trochę jak z Kantyczki dla Leibowitza. Staram się czytać sukcesywnie opowiadania konkursowe. Próbę mam na razie niewielką, ale tak sobie myślę, że w tym konkursie czytelnicy nie powinni liczyć na rozbudowane fabuły. Przecież tu chodzi o wizję świata, c'nie? Twoja wizja jest przedstawiona bardzo elegancko i sugestywnie. Pozdro.
Kiedyś ci z Rezerwatów oddadzą ludziom życie, a wtedy my oddamy im pamięć.
Pięknie napisane. Zwłaszcza, że historia prowadzi do tej puenty, a dzięki temu ona wybrzmiewa.
Cóż, nie była to historia Gienka, ale też była ciekawa. Jak zwykle wykonanie na poziomie. Czy to jest postapo, postapo? Może nie do końca… and so what? Nie wiem do końca dlaczego, ale miałem podczas lektury skojarzenie z Terminatorem. Może przez Tessę i fakt, że świat w jakimś sensie funkcjonował. Spodobały mi się pomysły z babcią historyczką i archiwistami – było w nich wiele uroku. Całkiem ciekawa fabuła i dość przekonujący bohaterowie. I wielki plus za zdanie zacytowane wyżej ;)
Ciekawa (i sprytna) interpretacja tytułu konkursu. Ujęła mnie scena gorączkowego drukowania zawartości zagrożonych “wyginięciem” komputerów – to oryginalny i poruszający motyw. Dalej było już bardziej klasycznie, jeśli chodzi o dekoracje postapo. Limit wyraźnie cisnął, Tessa tylko przemknęła przez opowiadanie. I nie wiem, kim jest “on” w zdaniu:
– Wiesz, że on tu nie zostanie
Tak bardzo mnie wkręciło i chciałam wiedzieć co dalej. Zagadka, poszukiwania, zadrukowane kartki z potencjalnie wartościową treścią. Czyta się jak dobry kryminał, z zaciekawieniem i emocjami. Tylko zakończenie takie bez odpowiedzi i fajerwerków.
Pomysłowe, klimatyczne i bardzo efektownie napisane, ale co ja ci będę wiele mówić, u ciebie to norma. Bardzo ładnie, na niewielkiej przestrzeni, nakreślony melancholijny świat raczej dystopijnej, ale nie tragicznie niszczycielskiej przyszłości. Podoba mi się skupienie na bohaterce i jej psychice raczej niż na akcji.
ninedin.home.blog
stało wciąż w kącie
Przestawiłabym: wciąż stało w kącie.
kotary oddzielającej główne pomieszczenie od ciemnej, pozbawionej okien wnęki
Hmm.
rodzice nie wytrzymywali tego, że są ostatnim pokoleniem żyjącym w świecie nadającym się do życia
Skróciłabym, tylko w tej chwili nie wiem, jak dokładnie.
Ani była pierwsza – i jedyna, która została.
Troszeczkę się potknęłam. Może: i jako jedyna została? Chociaż wtedy gubi się paralelizm, hmm.
Patrzyła wyłącznie w przyszłość. Sięgającą kilku dni, a czasem tylko kilku godzin.
Jesteś pewna, że przyszłość sięga?
To miejsce nie potrzebowało zasieków, by mało kto miał ochotę się tam zapuszczać.
Angielskawe.
Nie było tu szans na wodę
A nie: na znalezienie wody?
strażnicy ją znali z wspólnych z Tessą wypraw
Ze wspólnych wypraw. Fonetyka.
porzucone dzieci, jak i z samotnych
"Jak" psuje mi tu bieg zdania.
Z całych Ruin nigdy jeszcze nie była na wzgórzu
Czegoś tu brak. Nie była tylko na wzgórzu?
ten tu pozostawał
Jakoś mi to nie brzmi.
lasu filarów
Jesteś pewna tego "lasu"? Nie za optymistyczny?
wyzierającym z kikutów
Mało spójne.
była tu z bardzo już chorą Babcią w swoje dziesiąte urodziny
Wtrącenie: była tu, z bardzo już chorą Babcią, w swoje dziesiąte urodziny.
nierozumiejącym wzrokiem
Choć znała wszystkie słowa, sens tego, co mówił, nie docierał do niej.
Skróciłabym: Choć znała wszystkie słowa, sens do niej nie docierał.
Ładna końcówka, przypomniał mi się "Mnemon" Sheckleya, ale poza tym – trochę to na kolanie pisane. Poniżej Twoich możliwości. Są miejsca, w których dobrze by było przystrzyc, tło cokolwiek pospiesznie nakreślone, emocje cokolwiek odgrzewane. Nie chodzi o to, żeby były "na wysokim C", tylko żeby było wiarygodnie, a tutaj wiarygodność cierpi na tym, że tło takie schematyczne. Zdecydowanie najlepsze dałaś na koniec – ale byłoby dobrze to zapowiedzieć, bo przecież w końcówce wygłaszasz tezę tego szorta. A teza powinna go przenikać, nie?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie wesołe. Zmusza do refleksji. Dobrze, że krótkie. Jest wystarczająco dużo smutku. Wystarcza do przemyśleń