Do Włoch przyjechał na zaproszenie przyjaciela, który szczególnie usilnie nakłaniał go do odwiedzin właśnie w ten weekend, gdyż obchodzono tradycyjnie tak zwane „notte bianca”, co tu, w Reggio, oznaczało darmowe jedzenie i alkohol we wszystkich restauracjach w całym mieście, a przecież uwielbiał włoską kuchnię i przepadał za butelką dobrego, czerwonego wina.
Dodatkową atrakcją tego, raz w roku obchodzonego święta, było to, iż w każdej restauracji grała inna muzyka, zdążył, więc już posłuchać zarówno tutejszego folkloru, jak i rzewnych melodii skrzypiec, czy skocznych rytmów dyskotekowych. Zdążył też zjeść wyśmienitą pizzę z ciągnącą się metrami mozzarellą oraz napić zarówno aromatycznego espresso, podawanego tradycyjnie ze szklanką wody mineralnej Perroni, jak również Castellani Poggio Al Cassone – czerwonego wina o bardzo bogatym i wykwintnym bukiecie.
Urzeczony tradycją przemierzał wraz z Cezarym trasę od restauracji do restauracji, aby odwiedzić – o ile będą w stanie – je wszystkie, kiedy to jego towarzysz spotkał znajomych jego wuja, z którymi wdał się małą pogawędkę i postanowili się rozdzielić, planując spotkać nad talerzem spaghetti Aglio di Olvio, oczywiście z dużą ilością czosnku i ziół, posypane oczywiście obfitą ilością parmegiano reggiano, który to ser ukochał już w Polsce, a produkowany zaledwie kilometr stąd miał być jeszcze pyszniejszy. Fabrykę parmezanu zresztą planowali z Cezarym również zwiedzić za dzień lub dwa, w zależności jak długo pozostaną w tym pięknym miasteczku.
Postanowił tym razem nieco zboczyć z utartych ścieżek i zagłębić się w malowniczą alejkę miedzy starymi kamieniczkami, gdzie sam jak palec w ciemności miał spotkać czarną królową, chcącą pozbawić go części jego ciepłej i smakowitej krwi, nęcąco krążącej w jego żyłach.
Jej zapach zwabił ją już z daleka, więc oderwała się od ściany, na której siedziała, z lekkością motyla rozkładając swe zwiewne, błoniaste skrzydła, chcąc znaleźć się jak najbliżej niego, pozostając do końca niezauważoną.
Obserwował to jej kochanek, który nie polował na ludzi i ich krew, a zwłaszcza nie na młodych mężczyzn – nie podniecało go to – dla niego wystarczało nasycanie się miłością do swojej królowej. Zauważył, że cel zaczyna coś podejrzewać i już miał ją ostrzec, ale w ostatniej chwili krwiopijczyni zrobiła zwrot i znalazła się z przeciwnej strony właśnie w momencie, kiedy jej ofiara odwróciła głowę.
Nie było już na co czekać – rzuciła się na jego wyprężoną szyję, kiedy odchylił kiwającą się już od wypitego wina głowę i zaczęła wysysać życiodajny płyn z jego żył.
Poczuł nieprzyjemne ukłucie i aż syknął z bólu. Kątem oka zobaczył przyczynę całego zajścia i jego oczy wnet się rozszerzyły. Zaczął się miotać i szamotać na wszystkie strony wymachując rękami i próbując odpędzić od siebie oprawcę.
I udało mu się. Komary odleciały, a on zaczął masować swędzącą szyję…