- Opowiadanie: Verus - Foki i kruki

Foki i kruki

Zdecydowanie nie jestem mistrzem tytułów, nie mogłam się więc zdecydować na żaden z tych, które przyszły mi do głowy, rzuciłam więc kością. Tak też skończyliśmy przy Fokach i krukach. Na liście były jeszcze Dziecko Przeznaczenia, Focze sztuczki oraz Nie rozdziobią nas foki ni kruki.

Tytuł jednak, jak powszechnie wiadomo, jest sprawą mniej istotną. Opowiadanie samo w sobie to powrót do stylu nieco bardziej przyziemnego niż w moim ostatnim publikowanym tu tworze,  a także swoista rozgrzewka po dość długiej przerwie od pisania.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy III, Finkla

Oceny

Foki i kruki

Przepowiednia była zapisana na ścianie toalety na obskurnej stacji benzynowej. Ukryta pomiędzy wulgaryzmami i wyznaniami miłości, które przypomniały się komuś, gdy srał. Tak, aby nikt niepożądany nie zwrócił na nią uwagi, ale ja rękę Dziecka Przeznaczenia umiałem rozpoznać wszędzie. A szczególnie rękę Karo.

Szybkie zdjęcie telefonem i już po chwili oglądaliśmy je, wsiadając do samochodu. W końcu po dwóch dniach tułaczki w atmosferze niepewności, mieliśmy dowód na to, że wcale nie zgubiliśmy śladu.

Marek odpalił jakąś rockową stację, a ja usiadłem na tylnym siedzeniu, żeby jeszcze raz sprawdzić broń. Teraz musiała być w pełni gotowa, nawet jeśli nie wiedzieliśmy, czy w kolejnym punkcie nie zastaniemy jedynie następnej wskazówki. Zastanawiałem się, czy właściwie zinterpretowałem przepowiednię i wróciłem znowu do naszego pierwszego spotkania, do dnia, kiedy wystraszoną, dwunastoletnią Karo wprowadzono do agencji. Była potargana i brudna, nie miała butów – i następne trzy tygodnie odmawiała założenia jakichkolwiek – a mimo to szła z podniesioną głową pomiędzy biurkami. Jeden z towarzyszących jej operacyjnych skinął na nas. Poszliśmy do jednego z pokojów przesłuchań, Karolina usiadła na krześle, a naprzeciwko niej staliśmy my – czterech dorosłych facetów z bronią przy paskach. Byłem pod wrażeniem, że nie płakała.

To wtedy poznaliśmy jej historię. Była jednym z czworaczków urodzonych ze związku czarownicy oraz demona. Jedynym wciąż żyjącym potwierdzeniem, że wbrew temu, co sądzili naukowcy, geny tych ras mogą się skrzyżować. Jedynym żyjącym Dzieckiem Przeznaczenia. Nazwa ta była, oczywiście, jedynie potoczna, ale w laboratorium używano jej częściej niż kodu, który nadano eksperymentowi na niej i jej rodzeństwie.

Karo nie znała innego świata niż ciągle monitorowane pomieszczenia bazy badawczej, dokąd zabrano ich niedługo po urodzeniu, kiedy w końcu odnaleziono miejsce pobytu ich matki. Kobieta po zajściu w ciążę, zdezerterowała z armii i ukryła się w górskim domu należącym do przyjaciół. A teraz my mieliśmy chronić Karo przed winnymi zniszczenia laboratorium i śmierci jej rodzeństwa.

Przydzielono ją do nas, bo po sprawdzeniu częstotliwości jej magii z danymi agencji, okazało się, że mam najbardziej zbliżony marker. Sądzili, że dzięki temu będę w stanie pomóc skończyć to, czego ośrodek badawczy nie zdążył i jednocześnie znaleźć z nią nić porozumienia.

Zabraliśmy ją więc na obiad i wtedy okazało się, że przynajmniej w jednym mieli rację. Moja magia, mimo że była pasywna i jak dotąd bezużyteczna, mogła pomóc mi ją lepiej zrozumieć. Dzięki niej dużo łatwiej niż przed innymi otwierały się przede mną jej przepowiednie, bezwysiłkowo wyłapywałem je z tego, co mówiła, magiczna intuicja podpowiadała mi również, gdzie mogę znaleźć to, czego przepowiednia dotyczyła. W dodatku z czasem okazało się, że moja obecność wzmaga częstotliwość przepowiedni. Prawdopodobnie, gdyby laboratorium wiedziało o moim istnieniu, już dawno by mnie do siebie ściągnęli.

Szliśmy na obiad przez park. Ośmielała się powoli i wypytywała o wszystko. Choć przepowiadała mniejsze i większe wydarzenia na całym świecie, zadziwiająco mało o nim wiedziała. A co to za stworzenie, które lata, a dlaczego tamto ma inne kolory, a dlaczego ktoś tu nalał tyle wody, kruki lubią rogale… paplała dalej, a Marek nie zwrócił uwagi na to, co powiedziała, odpowiadając jej cierpliwie. Mnie jednak siła tego wtrącenia uderzyła tak, że się zatrzymałem, a oni zorientowali się dopiero po kilku krokach. Dowiedziałem się wtedy jeszcze jednej ważnej rzeczy: Karo nie zawsze wiedziała, że przepowiada. Ja za to pierwszy raz w życiu poczułem coś w warstwie magicznej i to było jak wybuch, jakby te słowa wypadły z jej ust, rozpadły się na miliony kawałeczków i pomknęły po nitkach czasoprzestrzeni. Dokąd? Wtedy jeszcze nie wiedziałem.

Przekonałem się po strzelaninie w barze, w którym jedliśmy. Kopiąc zwłoki jednej z dwóch osób, które zastrzeliliśmy, rozumiałem już, że krukami w jej oczach są osoby chcące ją porwać i skrzywdzić. Ci, którzy zniszczyli laboratorium i zabili jej rodzeństwo. A z kieszeni trupa wystawał rogalik, którego dopiero co kupił dla niepoznaki.

Z metalicznym kliknięciem zamknąłem magazynek ostatniego pistoletu. Broń była gotowa. Za oknem przebłyskiwało już morze. Byliśmy coraz bliżej.

Kruki świecą najjaśniej, widniało wciąż na zdjęciu na ekranie mojej komórki. To musiała być latarnia morska, czułem to. Wkrótce znowu zobaczę Karo i ocalę. W końcu to moja wina, że została porwana. Zacząłem traktować jak córkę i zwykłą nastolatkę, mimo że znajdowała się w pierwszej trójce światowego rankingu siły magii i na pierwszym miejscu w kategorii rzadkości jej typu.

Przez ostatnie trzy lata jednak, jej świat dzielił się pomiędzy pracę dla agencji – każda jej przepowiednia musiała zostać opisana i opatrzona interpretacją przeze mnie, następnie przekierowana do odpowiedniego rządu lub sprzedana, za co dostawała niemały procent na poczet przyszłego startu w dorosłość – a normalne życie. Chodziła do szkoły. Miała przyjaciół. Fakt, że praktycznie cały czas znajdowała się pod obserwacją moją i Marka lub innych agentów utrudniał to, ale nie uniemożliwiał. To przecież tylko dziecko próbujące wejść w świat, od którego wcześniej zostało odcięte.

Kłóciliśmy się, jakby rzeczywiście była moją córką i tak samo się godziliśmy. Niedawno, może tydzień temu, kolejny raz sprzeczaliśmy się o jej chłopaka. Z trudem pojmowałem, że piętnastolatka może mieć już sprawy sercowe. Ale w końcu zgodziłem się, żeby zostawić ją bez obserwacji agentów na jeden wieczór, bo chciała iść na randkę. Chłopaka znaleziono martwego, a ją kruki porwały prosto z parku, przez który wracali do domu. Nie było jeszcze nawet ciemno, po prostu padało, jedynym więc świadkiem tego wydarzenia był bezdomny, którego ze snu wyrwał hałas.

Co mogłem zrobić? Rozpoczęliśmy śledztwo, gdy tylko się dowiedzieliśmy. Bezdomny opisał samochód, do którego ją zawlekli, wkrótce jego tablice rejestracyjne i nazwisko właściciela miały służby na całym świecie. Właściciel zresztą szybko się znalazł. Martwy. A potem, po trzech dniach od jej porwania, trzech dniach odchodzenia od zmysłów, dostaliśmy sygnał, że oprogramowanie analizujące obraz z monitoringu z całego kraju znalazło ją. Rozpoznało jej twarz, gdy przechodziła w towarzystwie trójki ubranych na czarno ludzi przez parking z samochodu do przydrożnego, taniego motelu. Pojechaliśmy tam, mając już pełne dane osób, które jej towarzyszyły, niestety dotarliśmy zbyt późno. Wyjechali godzinę przed naszym przybyciem.

Przeszukaliśmy z Markiem dwa pokoje, które zajmowali i wtedy znaleźliśmy pierwszą przepowiednię, wydrapaną zwykłym kuchennym nożem do masła w ramie łóżka. Zostawiła nam wskazówkę. To dzięki niej ruszyliśmy na północ. Prowadziło mnie magiczne przeczucie, ale przez dwa dni krążyliśmy bez efektów. Marek się starał, jednak powoli tracił cierpliwość. Mimo to, ufał mi i w końcu się opłaciło. Coś mnie tknęło, gdy przejeżdżaliśmy obok tej stacji. Magia poprowadziła mnie jak po sznurku, gdy tylko wysiadłem z samochodu. I tak znaleźliśmy się tutaj.

Kiedy pierwszy raz w końcu zobaczyliśmy światło latarni morskiej, miałem wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi, choć już przed chwilą tłukło się tak, że mogłem je bez problemu usłyszeć. Zatrzymaliśmy samochód w lesie, może kilometr od wzgórza, na którym stała latarnia, założyliśmy kamizelki kuloodporne, zabraliśmy pistolety i karabiny. Powoli zmierzchało, kiedy zaczęliśmy mozolną wspinaczkę na wzgórze porośnięte lasem.

Dotarliśmy na szczyt nie napotykając nikogo i zaczailiśmy się za linią drzew, aby obserwować wejście do latarni. Na parkingu, do którego dało się dojechać z dołu asfaltową drogą, stały dwa samochody, oba czarne. W jednym z nich rozpoznałem ten uchwycony na monitoringu motelu. Nie było za to widać żywej duszy, choć czysto teoretycznie mogliśmy się spodziewać od dwóch do dziecięciu osób.

– Co sądzisz? – szepnął Marek, tak cicho, że dla kogoś stojącego nawet dwa metry od nas brzmiałoby to co najwyżej jak szum liści.

– Jeśli tu jest, z tej odległości powinienem poczuć, gdy będzie przepowiadać. Nie rozumiem tylko, po co ją tu zabrali. Podała przepowiednię o jakimś statku? Chcą go okraść, rozbić czy upewnić się, że dotrze do brzegu? Dlaczego nikogo tu nie ma? – odparłem, próbując przeniknąć ciemność roztaczającą się nad morzem, jednak nawet w świetle latarni, które omiatało taflę wody w regularnych odstępach czasu, nie zobaczyłem nic.

– Pułapka?

– Też możliwe – przyznałem. Na pułapkę miejsce wydawało się idealne. Do latarni było tylko jedno wejście, a ktoś z góry miałby czysty strzał na schody. Marek milczał, wiedząc, że nawet z tą świadomością nie zostawię tu Karo.

Wtedy to poczułem. Coś na szczycie latarni poruszyło warstwę magiczną, pękając i rozpływając się we wszystkich kierunkach. Ona tu była. I właśnie coś przepowiedziała. Spojrzałem na Marka. Od razu wiedział. Teraz, gdy mieliśmy pewność, mogliśmy nadać sygnał do agencji, żeby przysłali posiłki, jednak próbę odbicia jej powinniśmy podjąć we dwóch. Subtelnie, byle nie została ranna. Urządzenie nadające sygnał pozostawiliśmy w krzakach i już mieliśmy zacząć zbliżać się chyłkiem do latarni, gdy drzwi otworzyły się i Karo dosłownie wypadła przez nie na asfalt wypchnięta przez kogoś, kto wciąż stał na dwóch schodkach prowadzących do wejścia. Spiąłem się momentalnie, przygotowując się do wyskoczenia z ukrycia, ale Marek pokazał mi ręką, bym czekał.

– Nic więcej wam nie powiem! – krzyknęła Karolina, wstając i obracając się do kobiety, która zbliżała się do niej z zimnym uśmiechem przyklejonym do twarzy, celując jej z pistoletu w głowę.

– Powiesz albo po dobroci, albo uwięziona i torturowana. W każdym razie, uzyskamy informacje. Zastanów się, którą opcję wolisz.

– Lepiej mnie zabij!

Kobieta strzeliła, Karo zaczęła krzyczeć, upadając na ziemię, gdy ugięło się pod nią przestrzelone kolano. Na twarzy miała łzy, krew lała się na asfalt, kobieta uśmiechała się chłodno.

Otrząsnąłem się i oddałem strzał. Byłby celny, ale kula odbiła się od magicznej bariery. Odnotowałem w myślach, że to taką zdolność posiada przeciwniczka.

– Mamy gości – zauważyła, kierując lufę pistoletu w moją stronę. Nie zważając na to, biegłem do Karo. Wiedziałem, że Marek mnie ubezpiecza. Kolejny strzał rozległ się, gdy tylko skończyła mówić, a ja zobaczyłem mojego partnera, stojącego tuż za nią z pistoletem w dłoni. Jego magiczna umiejętność teleportowania się na niewielkie, sięgające około stu metrów, odległości, już nieraz uratowała nam życie.

Dopadłem zapłakanej Karo i szybkim ruchem zdjąłem pasek, żeby użyć go jako opaski uciskowej, którą założyłem na jej udzie. Słyszeliśmy już, jak po schodach zbiegają ludzie.

– Nie ruszaj się. – Nie usłyszałem zbliżania się osoby, która wypowiedziała te słowa. Bez wahania uniosłem broń w stronę ściany lasu po stronie przeciwnej niż ta, z której wybiegliśmy. Właśnie wychodził stamtąd pulchny mężczyzna ubrany w garnitur. Obok niego szło jeszcze trzech facetów, tych rozpoznałem z monitoringu motelu. A więc jednak zasadzka. – Rzućcie broń. Inaczej zaczniemy strzelać, a na początek do dziewczyny.

– Nie zabijecie jej, jest dla was zbyt cenna – warknąłem.

– Ma jeszcze drugie kolano i wiele innych części ciała. – Mężczyzna uśmiechnął się, odsłaniając zęby. W przeciwieństwie do swoich towarzyszy, którzy cały czas do nas mierzyli, nie miał broni, ale pozostała mu jeszcze magiczna zdolność, której przecież nie znaliśmy. Z latarni tymczasem wypadły dwie kobiety i choć znajdowały się wciąż na muszce Marka, same również trzymały pistolety. Za dużo ludzi na nas dwóch, jeśli zaczniemy strzelać, prawdopodobnie zabiją całą trójkę. Myślałem gorączkowo, gdy przerwał mi kolejny wystrzał. Kula odbiła się od asfaltu przede mną, Karo krzyknęła ze strachu. Nie musiałem na nią patrzyć, żeby wiedzieć, że potrzebuje pomocy, krew lała się z jej kolana bardzo intensywnie. Upuściłem broń na ziemię i usłyszałem, jak za moimi plecami Marek robi to samo.

– Mądra decyzja, panowie. – Mężczyzna uśmiechnął się znowu i skinął na swoich ludzi, którzy ruszyli od razu by nas do reszty rozbroić i skuć.

– Opatrzcie ją teraz, bo się wykrwawi – warknąłem, gdy spinali mi ręce kajdanami.

– Nie sądzę, aby to było konieczne – usłyszałem głos Karo. Chciałem się obejrzeć, ale krępujący mnie facet nie pozwolił na to. Zaraz jednak podeszła bliżej, nawet nie kulejąc. Krew na jej nodze zniknęła. Iluzja. Cisnęła mi pasek pod nogi.

– Karo? – szepnąłem, nie rozumiejąc, a raczej nie chcąc zrozumieć tego, co się właśnie stało.

– Świetnie się spisałaś, córko – powiedział mężczyzna, z którym wcześniej rozmawiałem, kładąc jej rękę na ramieniu. Iluzja wokół niego również się rozwiała. Na wierzch wyszły oczy bez białek, zęby wyglądające jak kły, czarna poświata wydobywająca się z jego ciała. Demon. Jej ojciec.

– Nie bierz tego do siebie, Adam – powiedziała Karo beztrosko. – Polubiłam cię, byłeś dla mnie przemiły, dobrze o mnie dbałeś. Ale chyba się nie mylę sądząc, że byś nie zrozumiał? No właśnie.

Co mogłem powiedzieć? Że była dla mnie jak córka i jej zdrada złamała mi serce? Że naraża świat na niebezpieczeństwo? Tylko po co? Przecież wiedziała. Była świadoma własnej mocy, w każdym tego słowa znaczeniu.

– Dlaczego? Po co wam ja? – spytałem zamiast tego, wiedząc już, co usłyszę.

– Ty? Bo rozumiesz moje przepowiednie bardziej niż ja, wzmagasz ich częstotliwość, a tata sądzi również, że jeśli odpowiednio wykorzystamy twoją magię, możemy je ukierunkować. A co do pytania, dlaczego… A dlaczego miałabym chcieć służyć mocą ludziom, którzy trzymali mnie w zamknięciu przez dwanaście lat, zabili mi mamę i odizolowali od taty? Foki opływają basen. – Pokręciła głową i obejrzała się na ojca. Tym razem poczuła, że to była przepowiednia. – Ludzie z ich agencji zaraz tu będą. Okrążą nas. Musimy się wynosić.

Gdy zaczęli prowadzić nas do auta, abstrakcyjnie wręcz przypomniało mi się, dlaczego nazywała agentów w przepowiedniach fokami. Na początku naszej znajomości powiedziałem jej, że podczas szkolenia do agencji uczą nas sztuczek, tak jak foki w cyrku. Z tą myślą spojrzałem na Marka. Skinął głową.

Jedna z kobiet otworzyła drzwi, a prowadzący nas faceci wepchnęli do środka najpierw mnie, potem Marka. Rzuciliśmy sobie ostatnie porozumiewawcze spojrzenie i mój partner zniknął, a w następnej sekundzie samochód ruszył z piskiem opon. Skutymi rękoma prowadziło mu się mniej wygodnie, ale dawał radę. Nie zdążyliśmy nabrać dużego rozpędu nim wjechaliśmy z impetem w resztę osób, które zmierzały właśnie do samochodów, ale wystarczyło, by przy zderzeniu z maską odlecieli na kilka metrów lub, jak w przypadku jednej z kobiet, uderzyli głową w szybę, zostawiając na niej pęknięcie i krwawy ślad. Ta zginęła od ręki. Pozostali na nogach dwaj faceci i kobieta zaczęli strzelać, ale już miałem rozkute ręce, a gdy Marek się zatrzymał, przetoczyłem się po asfalcie po karabin. Na szczęście oni mieli jedynie pistolety, więc nie byli w stanie nic zaradzić, kiedy otworzyłem ogień, używając samochodu jako tarczy. Jeden z nich trafił w moją rękę, ale kula ledwo mnie drasnęła. Gorsze rany się zdarzały. Marek wysiadł i dobijał właśnie drugą z osób, które potrąciliśmy. Jeśli liczyć kobietę od barier, sześć trupów, Karo i jej ojciec. Poza nami byli jedynymi żyjącymi osobami na placu, ale spotkanie z maską samochodu ogłuszyło Karolinę i sprawiło, że demon doznał otwartego złamania nogi. Słyszałem, jak zaczyna mruczeć inkantacje, żeby rzucić na nas czar, ale nim skończył, Marek wpakował mu cały magazynek w klatkę piersiową. Stanęliśmy nad Karoliną.

– Trzymasz się? – spytał.

– A mam wybór? – odparłem. Nie pytał o więcej. Wiedział zarówno, że dało mi to w kość, jak i że sobie poradzę.

– Nie spieszyliście się zanadto – rzuciliśmy równocześnie, gdy po kilkunastu sekundach na plac wypadł tuzin komandosów. Rozejrzeli się, mierząc wszystko i wszystkich lufami karabinów.

– Skujcie ją – dodałem.

To ich dowódcy po raz pierwszy przedstawiłem historię tego, co się wydarzyło. Potem zmuszony byłem opowiedzieć ją jeszcze niezliczoną liczbę razy.

Po tej akcji wróciliśmy z Markiem do pracy w terenie. Karo jest najpilniej strzeżonym i najmłodszym więźniem agencji. Dalej ją widuję, bo pomagam rozszyfrowywać jej przepowiednie. Żadne tortury nie były potrzebne – słowa po prostu uciekają z jej ust. Raczej nie rozmawiamy, gdy ją odwiedzam. Ona na przemian bluzga i płacze, a ja staram się zachować kamienną twarz. Czasami przyłapuję się na myśli, że być może kiedyś, gdy przejdzie jej złość, będzie chciała z własnej woli wykorzystywać moc do dobrych celów i nie będzie konieczne trzymanie jej pod kluczem. Potem uświadamiam sobie, że bycie zamkniętą i zmuszoną do pracy dla znienawidzonej agencji jedynie bardziej ją rozsierdza.

Skłamałbym mówiąc, że nie była to najbardziej bolesna rzecz, jaką przeżyłem. Prawie zabiło mnie to, że traktowałem ją jak córkę, ale też to właśnie mnie uratowało. To przez to nigdy nie przyznałem się jej, że przed pracą dla agencji byłem złodziejem. Może wtedy powiedziałaby krukom, żeby pilnowali kluczyków do auta i kajdanek.

Wszystkie foki mają swoje sztuczki.

Koniec

Komentarze

Temu tekstowi przydałoby się chwilami zdynamizowanie (środkowa część, gdzie narrator opowiada o przeszłości, trochę się ciągnie) i poprawki stylistyczne (np. “zginęła od ręki” nie brzmi najlepiej, chyba “zginęła na miejscu” byłoby naturalniejsze). Co powiedziawszy – IMHO masz pomysł i na świat urban fantasy, i na to konkretne opowiadanie. Bohater jest wiarygodny, nieprzegięty w swoich mocach, emocjonalnie przekonujący, fabuła się układa w spójną całość z twistem (a nawet dwoma, bo na początku miałam wrażenie, że bohaterowie ścigają Karo, by ją zabić, a nie ocalić) i z dobrym zamykającym zdaniem, a pomysł na świat z magią może nie powala oryginalnością, ale tworzy fajne tło dla postaci i ich dziejów. Po doszlifowaniu ten tekst może być naprawdę solidnym kawałkiem fantastyki. 

Natomiast dodałabym tag urban fantasy, bo sporo osób widząc tytuł, kategorię i tagi założy, że to klasyczna fantasy heroiczna i – ponieważ takiej nie czyta – nawet nie zajrzy. A szkoda, bo tekst wart lektury.

ninedin.home.blog

Dzięki po pierwsze za radę o tagu, dodany! Jakoś nie przyszedł mi wczoraj do głowy, a rzeczywiście pasuje. I po drugie za resztę komentarza oczywiście też – jeśli chodzi o świat, zdaję sobie sprawę, że oryginalnością nie powala, sklecony był po prawdzie przypadkiem, na potrzeby tego jednego opowiadania. Można wręcz powiedzieć, że jest jego skutkiem ubocznym. Nad resztą uwag z pewnością popracuję w przyszłych tworach!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

W urban fantasy powalająca oryginalność świata nie jest jakimś niezbednym elementem, zwykle starcza jeden-dwa pomysły na świat, resztę robią postacie, klimat i fabuły, a te akurat masz obiecujące :)

ninedin.home.blog

Podobało mi się. Ciekawa, oryginalna historia, całkiem przyzwoicie napisana, choć stylistycznie przydałoby się tekst dopieścić. Momentami trochę przegadana, ale ja akurat należę do tych, którym to nie przeszkadza. Główny bohater bardzo fajnie i wiarygodnie przedstawiony. Narracja pierwszoosobowa jest trudna i nieczęsto wychodzi dobrze, ale Tobie się udała naprawdę przednio.

Reasumując, fajne opko.

Mam nadzieję, że poprawisz to, co jest do poprawki, bo idę nominować do Biblioteki. :)

 

a ją porwały kruki prosto z parku, którym wracali do domu.

Lepiej: a ją kruki porwały prosto z parku…

 

Rozpoczęliśmy śledztwo jak tylko się dowiedzieliśmy.

Gdy tylko się…

 

Bezdomny opisał nam samochód

 

Zaimek jest zbędny

 

zwykłym kuchennym nożem do kanapek w ramie łóżka

Hmm, istnieją noże do kanapek?

 

Jeden z nich dał radę trafić w moją rękę, ale kula ledwo mnie drasnęła.

Jakoś to nie brzmi, może po prostu: trafił

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Masło. Chodziło o nóż do masła, oczywiście.

Jako że w innych przypadkach również uznaję Twoją rację, z przyjemnością korekty wprowadziłam. Dzięki!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

PS. Tytuł jest jak najbardziej udany i IMHO najlepszy z możliwości podanych w przedmowie :)

ninedin.home.blog

No cóż, przykro mi to pisać, ale Foki i kruki nie przypadły mi do gustu. Prościutka historia Karoliny została opowiedziana w sposób dość monotonny, miejscami wręcz nużący i nie była w stanie wykrzesać we mnie choćby odrobiny ciekawości ani dla losów dziewczyny, ani jej opiekunów.

Wykonanie, co stwierdzam z wielkim smutkiem, pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Mam nadzieję, Verus, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

 

czy wła­ści­wie zin­ter­pre­to­wa­łem prze­po­wied­nie… ―> Literówka.

 

cią­gle mo­ni­to­ro­wa­ne po­miesz­cze­nia bazy ba­daw­czej, gdzie za­bra­no ich nie­wie­le po uro­dze­niu… ―> …cią­gle mo­ni­to­ro­wa­ne po­miesz­cze­nia bazy ba­daw­czej, dokąd za­bra­no ich niedługo po uro­dze­niu

 

Jak na to, że prze­po­wia­da­ła mniej­sze i więk­sze wy­da­rze­nia na całym świe­cie, za­dzi­wia­ją­co mało o nim wie­dzia­ła. ―> Raczej: Choć prze­po­wia­da­ła

 

i po­mknę­ły po nit­kach cza­so­prze­strze­ni. Gdzie? ―> …i po­mknę­ły po nit­kach cza­so­prze­strze­ni. Dokąd?

 

Za­mkną­łem ma­ga­zy­nek ostat­nie­go pi­sto­le­tu z me­ta­licz­nym klik­nię­ciem. ―> Jak wygląda pistolet z metalicznym kliknięciem?

Proponuję: Z me­ta­licz­nym klik­nię­ciem za­mkną­łem ma­ga­zy­nek ostat­nie­go pi­sto­le­tu.

 

zo­ba­czę Karo i  ocalę. W końcu to moja wina, że po­rwa­no. Za­czą­łem trak­to­wać jakby była moją córką… ―> Nadmiar zaimków.

Proponuję: …zobaczę Karo i ocalę. W końcu to moja wina, że została po­rwa­no. Za­czą­łem trak­to­wać ją jak córkę

 

Była tylko dzieckiem próbującym wejść w świat, od którego wcześniej było odcięte.

Kłóciliśmy się, jakby rzeczywiście była moją córką i tak samo się godziliśmy. Niedawno, może tydzień temu, kolejny raz sprzeczaliśmy się o jej chłopaka. Ciężko było mi pojąć… ―> Lekka byłoza.

Proponuję: To przecież tylko dziecko próbujące wejść w świat, od którego wcześniej zostało odcięte.

Kłóciliśmy się, jakby rzeczywiście była moją córką i tak samo się godziliśmy. Niedawno, może tydzień temu, kolejny raz sprzeczaliśmy się o jej chłopaka. Z trudem pojmowałem

 

pro­sto z parku, któ­rym wra­ca­li do domu. ―> …pro­sto z parku, przez który wra­ca­li do domu.

 

je­dy­nym więc świad­kiem tego wy­da­rze­nia był bez­dom­ny, któ­re­go ze snu w me­li­nie wy­rwał hałas. ―> Czy w parku na pewno była melina?

 

ale przez dwa dni krą­ży­li­śmy nie­mal bez celu. ―> Jak to bez celu? Cel mieli – znaleźć Karo.

Pewnie miało być: …ale przez dwa dni krą­ży­li­śmy nie­mal bez efektu.

 

ubra­li­śmy ka­mi­zel­ki ku­lo­od­por­ne… ―> W co ubrali kamizelki???

Kamizelki można włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się w nie, ale kamizelek, tak jak żadnej innej odzieży, nigdy, przenigdy, nie można ubrać!!!

Za ubieranie kamizelek kuloodpornych grozi sroga kara ― trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze!

 

za­czę­li­śmy mo­zol­ną wspi­nacz­kę lasem po­ra­sta­ją­cym wzgó­rze. ―> Raczej: …za­czę­li­śmy mo­zol­ną wspi­nacz­kę na wzgó­rze porośnięte lasem.

 

Do­tar­li­śmy na szczyt bez pro­ble­mu… ―> Jak bez problemu, skoro zdanie wcześniej piszesz, że wspinaczka była mozolna?

 

Otrzą­sną­łem się i od­da­łem strzał, wy­ska­ku­jąc z krza­ków. ―> Zrobił to jednocześnie???

 

już nie raz ura­to­wa­ła nam życia. ―> …już nieraz ura­to­wa­ła nam życie.

Życie nie ma liczby mnogiej.

 

Wy­cho­dził stam­tąd wła­śnie ubra­ny w gar­ni­tur pulch­ny męż­czy­zna. ―> Skąd wiadomo, że pulchny mężczyzna właśnie ubrał się w garnitur?

A może miało być: Właśnie wy­cho­dził stam­tąd pulch­ny męż­czy­zna ubra­ny w gar­ni­tur.

 

i usły­sza­łem, jak bez kon­sul­ta­cji za moimi ple­ca­mi Marek robi to samo. ―> A z kim Marek miałby się konsultować za jego plecami?

 

krę­pu­ją­cy mnie facet nie po­zwo­lił mi na to. We­szła jed­nak zaraz w moje pole wi­dze­nia, nawet nie ku­le­jąc, a krew na jej nodze znik­nę­ła, gdy tylko na nią spoj­rza­łem. ―> Nadmiar zaimków.

Czy dobrze rozumiem, że krew zniknęła pod wpływem spojrzenia bohatera?

 

uczą nas sztu­czek, tak jak fok w cyrku. ―> …uczą nas sztu­czek, tak jak foki w cyrku.

 

otwo­rzy­ła przed nami drzwi, a pro­wa­dzą­cy nas fa­ce­ci umie­ści­li w środ­ku naj­pierw mnie, potem Marka. Rzu­ci­li­śmy sobie ostat­nie po­ro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nie i mój part­ner… ―> Kolejny przykład nadmiaru zaimków.

Czy owi faceci wkładali bohaterów do samochodu?

 

spo­tka­nie z maską sa­mo­cho­du ją ogłu­szy­ło, a jemu do­ro­bi­ło otwar­te zła­ma­nie nogi. ―> Czy aby na pewno spotkanie z maską samochodu może komukolwiek cokolwiek dorobić?

Może: …zderzenie z maską sa­mo­cho­du ogłuszyło Karo i sprawiło, że demon doznał otwar­tego zła­ma­nia nogi.

 

Potem zmu­szo­ny byłem opo­wie­dzieć ją jesz­cze nie­zli­czo­ną licz­bę razy. ―> …nie­zli­czo­ną ilość razy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Moją pierwszą myślą po przeczytaniu Twojego komentarza, regulatorzy, było, że ewidentnie zapomniałam o istnieniu słowa “dokąd” podczas pisania.

Drugą za to “o jeżu”. Jedyna uwaga, do której realnie mam obiekcje, to ta nieszczęsna liczba i ilość. Jestem przyzwyczajona, że do rzeczy policzalnych stosuje się raczej słowo “liczba”, do niepoliczalnych za to “ilość”, stąd też w tym wypadku moja wersja tego zdania wydaje mi się bardziej poprawna.

Niemniej, dziękuję za uwagi, poprawki i sugestie. Ciężko mi ustosunkować się do każdej, tym bardziej, że w większości byłoby to po prostu skwapliwe kiwanie głową.

Jeśli chodzi o samą dynamikę, ninedin zwróciła mi już wcześniej uwagę, że definitywnie jej tutaj brakuje, będę nad tym pracować. Ja również mam nadzieję, że moje opowiadania będą w przyszłości znacznie ciekawsze i lepiej napisane! Dzięki.

 

PS – Wolę spytać, bo przyznam, że nie jestem pewna zasad panujących na forum, mimo że kręcę się już tutaj dosyć długo. Jak to właściwie jest z tym poprawianiem tekstów, edytować tę wersję na portalu, nie edytować?

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Edytować. W ten sposób każdy kolejny czytelnik będzie miał do czynienia z lepszym tekstem. :)

I edytować tekst, który jest, Boże broń nie usuwać i wrzucać na nowo, bo wtedy przepadają komentarze, a to irytuje. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Och nie, druga opcja do głowy by mi nie przyszła, toż to marnowanie materiału, gdy się tekst z komentarzami usuwa. ;) Dzięki za rozwianie wątpliwości, w takim razie poprawki uwzględnione.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Je­dy­na uwaga, do któ­rej re­al­nie mam obiek­cje, to ta nie­szczę­sna licz­ba i ilość. Je­stem przy­zwy­cza­jo­na, że do rze­czy po­li­czal­nych sto­su­je się ra­czej słowo “licz­ba”, do nie­po­li­czal­nych za to “ilość”, stąd też w tym wy­pad­ku moja wer­sja tego zda­nia wy­da­je mi się bar­dziej po­praw­na.

Ja bym nie umiała policzyć rozmów.

 

Nie­mniej, dzię­ku­ję za uwagi, po­praw­ki i su­ge­stie. Cięż­ko mi usto­sun­ko­wać się do każ­dej…

Verus, nie musisz się ustosunkowywać do uwag – jeśli zgadzasz się z nimi, wprowadź poprawki i już.

Cieszę się, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niestety, ale temat szczególnie uzdolnionych dzieciątek jest tak przemaglowany przez popkulturę, że ciężko mi było cieszyć się lekturą. To, co mi się podobało, to użycie polskich imion. Gdyby to była Caroline ścigania przez FBI – nie doczytałbym. Z zastrzeżeniem powyższego, czytało mi się, pomimo potkięć, dość płynnie. Przedstawiony świat mógłby być ciekawy, gdyby tylko był obszrniej przedstawiony. Za to, wbrew zapowiedzi, podoba mi się tytuł. Fajnie mi się uzupełnia z tekstem. Osobiście nie lubię też narracji pierwszosobowej, a miejscami akcja mogłaby być bardziej wartka. Wartoby też przyłożyć się bardziej do budowy napięcia przed twistem. W każdym razie, w przyszłości będę zaglądał do Twoich opowiadań.

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Usunęłam swój ostatni komentarz, szczerze powiedziawszy nie jestem pewna, w jaki sposób. Chyba zmęczenie dało o sobie znać i próba zaznaczenia tekstu podwójnym kliknięciem skończyła się trafieniem w “usuń”, a potem “potwierdź”. Niemniej, w skrócie mówiąc – używajmy polskich nazw, bo są ładne, czego długo nie rozumiałam, i dziękuję za opinię, w przyszłości zapraszam oczywiście!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

 Przepowiednia była zapisana na ścianie toalety na obskurnej stacji benzynowej.

heart

 Tak, aby nikt niepożądany nie zwrócił na nią uwagi, ale ja rękę Dziecka Przeznaczenia umiałem rozpoznać wszędzie.

Trochę to zdanie nieuporządkowane i cierpi na tym jasność. Moja propozycja: Nikt postronny nie zwróciłby na nią uwagi, ale ja wszędzie rozpoznam rękę Dziecka Przeznaczenia.

 Szybkie zdjęcie telefonem i już po chwili oglądaliśmy je

Tu też nie do końca widać, co oglądali. Po chwili zastanowienia przypuszczam, że zdjęcie, ale – potrzebowałam chwili.

 W końcu po dwóch dniach tułaczki w atmosferze niepewności, mieliśmy

Wtrącenie: W końcu, po dwóch dniach tułaczki, mieliśmy. Ta "atmosfera" jest dziwna i, moim zdaniem, psuje efekt.

 być w pełni gotowa, nawet jeśli nie wiedzieliśmy, czy

Jakieś to angielskawe.

 do dnia, kiedy

Może jednak "do dnia, w którym"?

 wystraszoną, dwunastoletnią Karo

Przecinek możesz wyciąć.

 i następne trzy tygodnie odmawiała

I przez następne trzy tygodnie…

 Byłem pod wrażeniem, że nie płakała.

C.t. – że nie płacze. Ale "byłem pod wrażeniem" też mi tu jakoś nie całkiem leży, choć może budować postać narratora… Nie wiem.

 geny tych ras mogą się skrzyżować

To nie geny się krzyżują.

 Nazwa ta była, oczywiście, jedynie potoczna, ale w laboratorium używano jej częściej

Na tym polega potoczna nazwa.

 kodu, który nadano eksperymentowi na niej i jej rodzeństwie

Coś tu nie gra. Jest jakieś takie "prawie".

 Karo nie znała innego świata niż ciągle monitorowane pomieszczenia bazy badawczej, dokąd zabrano ich niedługo po urodzeniu, kiedy w końcu odnaleziono miejsce pobytu ich matki

Nie do końca jest jasne, do czego odnosi się "ich". "Baza badawcza" źle brzmi – myślę, że wystarczyłaby "baza", a jeśli nie – "baza naukowa".

 Kobieta po zajściu w ciążę, zdezerterowała

Wtrącenie: Kobieta, po zajściu w ciążę (lepiej: kiedy zaszła w ciążę), zdezerterowała.

 po sprawdzeniu częstotliwości jej magii z danymi agencji

Porównaniu, jak już.

 mimo że była pasywna

Ludzie, co Wy z tym "mimo że"? Co się stało z "chociaż?" <marudzenie mode OFF> Lepiej używać polskich słów, więc raczej "bierna", niż "pasywna".

 Dzięki niej dużo łatwiej niż przed innymi otwierały się przede mną jej przepowiednie, bezwysiłkowo wyłapywałem je z tego, co mówiła,

Hmm. Zwłaszcza "bezwysiłkowo" zamieniłabym na "bez wysiłku" – naturalniejsze.

 obecność wzmaga częstotliwość

Zwiększa. Ale ten rym jest nieładny.

 Marek nie zwrócił uwagi na to,

Na pewno nie powinno być formy częstotliwej?

 Mnie jednak siła tego wtrącenia uderzyła tak, że się zatrzymałem, a oni zorientowali się dopiero po kilku krokach.

Hmm.

 Ja za to pierwszy raz w życiu poczułem coś w warstwie magicznej i to było jak wybuch, jakby te słowa wypadły z jej ust, rozpadły się na miliony kawałeczków i pomknęły po nitkach czasoprzestrzeni.

Niezłe, niezłe. Trochę rwący strumień świadomości, ale w tym miejscu właśnie to jest odpowiednie.

 z dwóch osób, które zastrzeliliśmy, rozumiałem już, że krukami w jej oczach są osoby chcące ją porwać i skrzywdzić.

Powtórzenie. W ogóle skróciłabym: z dwóch osób, które zastrzeliliśmy, zrozumiałem. Kruki to ci, którzy chcą ją porwać i skrzywdzić.

 rogalik, którego dopiero co kupił dla niepoznaki.

… nie kumam?

 Kruki świecą najjaśniej, widniało

Supozycja materialna (przytoczenie) powinna być w cudzysłowie: "Kruki świecą najjaśniej" widniało…

 Wkrótce znowu zobaczę Karo i ocalę.

To nie do końca poprawne, ale w myślach podekscytowanego faceta może być.

 Zacząłem traktować jak córkę

Tu musi jednak być "ją": zacząłem ją traktować.

 za co dostawała niemały procent

Ta przepowiednia? Hmm?

 kolejny raz sprzeczaliśmy się

Kolokwialne, ale w myślach – ujdzie. W narracji pierwszoosobowej kolokwializmy w ogóle łatwiej przechodzą, tylko uważaj, jeśli kiedyś przejdziesz na trzecioosobową.

 zgodziłem się, żeby zostawić ją

Zgodziłem się zostawić ją.

 Pojechaliśmy tam, mając już pełne dane osób, które jej towarzyszyły, niestety dotarliśmy zbyt późno.

Koniecznie skróć, żeby nie rozmydlać: Pojechaliśmy tam z kompletem danych jej towarzyszy. Niestety, spóźniliśmy się.

 wydrapaną zwykłym kuchennym nożem do masła w ramie łóżka

Raczej na ramie.

 Mimo to, ufał mi

Bez przecinka.

 Kiedy pierwszy raz w końcu

"Pierwszy raz"? To ile będzie tych razy? Czy kalkujesz z angielskiego?

 Dotarliśmy na szczyt nie napotykając nikogo i zaczailiśmy

Wtrącenie: Dotarliśmy na szczyt, nie napotykając nikogo, i zaczailiśmy.

 do którego dało się dojechać z dołu asfaltową drogą

To nie brzmi dobrze.

 tak cicho, że dla kogoś stojącego nawet dwa metry od nas brzmiałoby to co najwyżej jak szum liści.

Przesadne.

 Coś na szczycie latarni poruszyło warstwę magiczną, pękając i rozpływając się

Znaczy, to coś pękło?

Subtelnie, byle nie została ranna.

Nie rozumiem?

 obracając się do kobiety

Odwracając się do, albo obracając się twarzą do. Albo obracając się w stronę.

W każdym razie, uzyskamy

Bez przecinka.

 Odnotowałem w myślach, że to taką zdolność posiada przeciwniczka

Chyba dobrze by to skrócić, ale nie mam w tej chwili pomysłu, jak.

 Jego magiczna umiejętność teleportowania się na niewielkie, sięgające około stu metrów, odległości, już nieraz uratowała nam życie.

Za długie. Jego magiczna umiejętność – teleportacja w granicach stu metrów – już nieraz uratowała nam życie.

 zdjąłem pasek, żeby użyć go jako opaski uciskowej, którą założyłem na jej udzie

Jak wyżej: zdjąłem pasek, żeby jej go założyć na udo jako opaskę uciskową. Czy to się da tak szybko zrobić?

 Nie usłyszałem zbliżania się osoby, która wypowiedziała te słowa.

Przedłużone na siłę.

 w stronę ściany lasu po stronie przeciwnej niż ta, z której wybiegliśmy. Właśnie wychodził stamtąd pulchny mężczyzna ubrany w garnitur

Coś mi tu nie gra.

 ale pozostała mu jeszcze magiczna zdolność, której przecież nie znaliśmy.

W sumie obeszłoby się bez tego.

 znajdowały się wciąż na muszce

Były. Nie używaj na siłę wymyślnych słów.

Za dużo ludzi na nas dwóch, jeśli zaczniemy strzelać, prawdopodobnie zabiją całą trójkę.

Hmm.

 krew lała się z jej kolana bardzo intensywnie

Krew lała się z jej kolana. Kropka. Nie zapewniaj, pokazuj. Jeśli już pokazałaś, to zapewnianie może zaszkodzić.

 ruszyli od razu by nas do reszty rozbroić

Ruszyli od razu, by nas do reszty rozbroić.

 spinali mi ręce kajdanami

Kajdany są w lochu, aresztanta skuwa się kajdankami.

 , nie rozumiejąc, a raczej nie chcąc zrozumieć tego, co się właśnie stało.

O, widzisz? To jest zapewnianie, które psuje efekt. Zostaw nam miejsce na domyślenie się tego – damy radę.

 zęby wyglądające jak kły

Opisz te zęby.

 chyba się nie mylę sądząc

Chyba się nie mylę, sądząc.

 Po co wam ja?

To nie brzmi dobrze.

 rozumiesz moje przepowiednie bardziej niż ja,

Rozumieć można nie bardziej, a lepiej.

 abstrakcyjnie wręcz przypomniało mi się

A może się przypomnieć konkretnie? Domyślam się, że chodzi Ci o oderwaną, "bezsensowną" myśl – ale nie wygląda to dobrze.

 sztuczek, tak jak foki

Wycięłabym "tak".

 rozpędu nim wjechaliśmy z impetem w resztę osób

Rozpędu, niż. W pozostałych – "osoby" to książkowo-formalne słowo, nienaturalne w takim opisie.

 przy zderzeniu z maską odlecieli

Osoby odlecieli? Uważaj na rodzaje gramatyczne.

 Ta zginęła od ręki.

Źle to brzmi.

 miałem rozkute ręce

Powtórzenie.

 Na szczęście oni

Na szczęście, oni.

 nie byli w stanie nic zaradzić

Nic poradzić – ale w ogóle warto skrócić to zdanie, żeby było dynamiczniej.

 trafił w moją rękę,

Anglicyzm. Trafił mnie w rękę.

 Gorsze rany się zdarzały.

Zbędne, rozmydla.

 Marek wysiadł i dobijał właśnie drugą z osób, które potrąciliśmy.

Skróciłabym.

 Jeśli liczyć kobietę od barier

Hę? To zabili ją, czy nie?

 Poza nami byli jedynymi żyjącymi osobami na placu,

Szybciej i intensywniej: Poza nami tylko oni na placu jeszcze żyli.

 sprawiło, że demon doznał otwartego złamania nogi

Coś tu nie gra. Zapewniające jakieś.

 Wiedział zarówno, że dało mi to w kość, jak i że sobie poradzę.

Hmm.

 Nie spieszyliście się zanadto – rzuciliśmy równocześnie

Trochę dużo tych przysłówków. (I – prawa narracji stanowią, że pomoc nigdy nie przybywa przed ostatnią chwilą, a czasami przybywa po ;D.)

 przedstawiłem historię tego, co się wydarzyło.

Przedstawiłem tę historię. Kropka.

 nie była to najbardziej bolesna rzecz

Hmm.

 

Dobrze rozkładasz napięcie, choć psujesz to zbyt długimi zdaniami. Karolina też mówi trochę za okrągle i książkowo, jak na nastolatkę, ale może to i zasadne w jej sytuacji.

Oryginalny, to ten kawałek nie jest. Dobrzy, źli, kopanie tyłków, koniec. Solidnie odrobione emocje – i to w zasadzie tyle. Trochę mi brakuje szerszego tła, bo w sumie nie wiem, co czyni Karolinę i jej ojca tymi złymi, a agencje tymi dobrymi – równie dobrze może to być po prostu fakt, że narrator pracuje dla jednych, a nie dla drugich. Ale też nie jest to pięciotomowy cykl powieści. Z drugiej strony – dajesz przebłyski i kusisz, jakby to miało być wprowadzenie do takiego właśnie cyklu.

I ten cykl mógłby być całkiem niezły.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina, dzięki za odwiedziny i obszerną opinię, przyjrzę się na pewno bliżej. Cyklu z tego nie planowałam, pomysł był raczej jednorazowy, a od dawna miałam ochotę napisać coś o agentach czy policjantach. Zobaczymy, może jeszcze kiedyś wrócę do koncepcji. ;)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Podobało mi się. Trochę schematyczne, ale przełamałaś to przepowiedniami. Zwłaszcza ta na stacji przemawia do wyobraźni. Twist też daje radę.

Babska logika rządzi!

Cieszę się, że się podobało. Cały pomysł na opowiadanie wziął się od tego zdania ze stacją benzynową tak naprawdę. :) Dzięki za odwiedziny!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Czytało się zgrabnie. Choć raczej kibicowałam dziewuszce, bo przecież miała rację. 

Nie mówię, że nie miała. Może metody nie były zbyt dobre. Fajnie, ze wpadłaś. ;)

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka