- Opowiadanie: tapcia - bestseller 01

bestseller 01

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

bestseller 01

Niech się stanie… Będzie na poważnie, ale bardzo fragmentarycznie. Oceńcie jak lubicie moją bohaterkę.

 

Jerd zmierzał pospiesznie w kierunku stojącego na poboczu drogi, gdzieś na obrzeżach miasta domku, który stanowił biuro najemników. Spieszył się okrutnie, jego pszenna cera zrobiła się buraczana od wysiłku szybkiego marszu, a słomkowe włosy – zmierzwione i spocone. Upał był nieznośny, muchy brzęczały sennie a powietrze trwało w bezduchu, niezmącone najlżejszym powiewem wiatru. Dotarł do celu, zadowolony, że wreszcie załatwi sprawę swego pana i wróci do chłodnej piwniczki jego dworku w objęcia nieco spoconej acz uroczej pokojówki. Bycie chłopcem na posyłki byłoby spełnieniem wszelkich ambicji zawodowych Jerda, gdyby nie musiał czasami dostarczać zapłaty w imieniu swego pana różnym podwykonawcom wielorakiej prominencji. I tym razem sakiewka ciążyła mu mocno za pazuchą i niemal biegł pędem, by się pozbyć balastu. Czasy były niespokojne i nietrudno było stracić sakiewkę. A za niewypełnienie polecenia groził gniew pana uwieńczony, w najlepszym razie, chłostą. Stanął pod drzwiami niepozornej chatki opatrzonej równie niepozornym szyldem z obdrapanym żółtawym napisem na zgniłozielonym tle: Hirsch Zeigert i spółka. Odchrząknął, złapał oddech, przygładził włosy i zapukał. Z wnętrza dobiegł go gromki, niski głos kobiecy:

– Proszę wejść!

Wszedł do środka i przez chwilę przyzwyczajał wzrok do półmroku panującego wewnątrz chłodnego pomieszczenia, w którym zasunięto zasłony w obronie przed palącym słońcem. Ukłonił się niezręcznie i wymamrotał pod nosem:

– Ja z zapłatą od pana…

– Słucham? Mów no głośniej chłopcze i podejdź tu bliżej – powtórzył znów ten sam kobiecy głos.

– Ja do pana Zeigreta …

– Hirscha nie ma, ja jestem jego siostrą, przekaż mi co masz przekazać.

Dopiero teraz Jerd miał szanse przyjrzeć się rozmówczyni. Siedziała za masywnym biurkiem i pierwszą rzeczą rzucająca się w oczy były bose zgrabne stópki – trzymała nogi wyciągnięte na blacie biurka. Jerd zanotował niespotykany fakt – stopy były czyste. Większość kobiet, które znał, biegała boso w tak gorące dni, w związku z czym ich stopy, choćby najpiękniejsze, zawsze były pokryte grubą warstwą pyłu. Niedbale rzucone obok biurka brązowe skórzane buty do jazdy konnej wyjaśniały jednakże dlaczego jej stopy nie były brudne. Jerd przesunął wzrok wzdłuż jej nóg i zanotował dwa kolejne fakty – kobieta bezwstydnie raczyła się zimniutkim piwem z lokalnego browaru mimo wczesnej pory dnia – było jeszcze przed południem i bawiła się nożem, który wyglądał jak stworzony do rzucania… Zamarł na ten widok a ona wybuchła perlistym śmiechem:

– Nie bój się chłopcze, to nie na ciebie – panna Zeigert pociągnęła łyk piwa prosto (o zgrozo!) z butelki – ale muszę być przygotowana, w tym zawodzie nigdy nie wiadomo kto wchodzi do biura.

Dopiero teraz Jerd dotarł wzrokiem do twarzy rozmówczyni. Twarz ładna, nieco ogorzała, taka, po której trudno ocenić wiek. Kobieta miała zielone oczy z jakimś nieuchwytnym żółtawym odcieniem, widocznym nawet w półmroku. Włosy spięte wysoko, chyba sięgające ramion, w czerwonym kolorze, na pewno nie były dziełem natury. Kobieta potrafiła korzystać z mocy ziół barwiących włosy ludzi na różnorodne kolory. Czerwony było kolorem używanym przez wojowników i zaskakiwał u kobiety nawet w tak liberalnym państwie jak Południowa Kerleh. Kobieta była ubrana w jasną koszulę nieco wymiętą i niedbale zapiętą, ukazującą sporą część dekoltu. Na nogach miała spodnie do konnej jazdy.

– Więc przynosisz mi zapłatę od swego pana? – zapytała

– Tak – odparł wahając się nieco z przekazaniem sakiewki. Widząc jego rozterki po prostu wyjęła mu ją z dłoni. Wstała i rozsypała zawartość na blacie. Ich oczom ukazała się spora górka złotych talarów.

To jest to, co lubię – cmoknęła – terminowa zapłata za uczciwą robotę. – Idź już mój mały – powiedziała do Jarla, który obruszył się w duchu faktem nazwania go ‘mały'. – Podziękuj panu i powiedz, że Raisi poleca się na przyszłość i miło ubijać z nim interesy. – uśmiechnęła się od ucha do ucha, ukazując szereg białych zębów i siadając na biurku, zbierając monety z powrotem do sakiewki. – A to masz za fatygę – rzuciła mu złotego półtalarka z biurka. Trzeba przyznać, że Jerd popisał się refleksem łapiąc go z półobrotu będąc niemal przy samych drzwiach. Raisi pokiwała z aprobatą głową i kiwnęła niedbale ręką na słowa pożegnania wymamrotane przez niego tuż przed wyjściem.

Koniec

Komentarze

Babeczka niczego sobie:)

Operujesz nawet ciekawym językiem, jednak zdania są zbyt rozbudowane. Rozumiem, że to była obawa przed prostymi zdaniam, które czesto irytują jednakowoż trzeba wiedziec gdzie jest granica pomiędzy zdaniem prostym a wielokrotnie złożonym. Poczatek był dla mnie po prostu nie do przyjecia. Do tego powtórzenia... No i najwazniejsze pytanie: Gdzie tu jest fantastyka?

Fantastyka będzie później ;) A zdania wielokrotnie złozone to moja miłość, moja zmora i moje przeznaczenie ;) Postaram się je ciąć, obiecuję. Grunt, że bohaterka się podoba. 

stojącego na poboczu drogi, gdzieś na obrzeżach miasta domku - może ja mam za współczesne wyobrażenie pobocza, ale na takowym mieścić się może samochód, powóz...ale domek?
powietrze trwało w bezduchu - bezruchu?

Ogólnie nie czytało mi się najlepiej, dobrze, że krótkie. Nie wiem, zdania jakieś nie takie, ale to moja opinia.
 Co do bohaterki, odnosząc się do Twojego pytania, ani ją lubię, ani nie lubię. Zbyt mało wiem, by cokolwiek powiedzieć. Mogę się jedynie domyślać jaka jest. A może być całkiem fajna.

Będzie bo pije piwo z butelki!:D Chociaz w klimatach sredniowiecznych (o ile to własnie takie klimaty) powinien to być raczej kufel lub dzban:P

To jest takie inne średniowiecze, mieli juz wtedy butelki ;) Oby bogini dała mi przedstawić więcej mego świata! :D

Nie wiem jaka bogini, ale jak możesz to poproś ją by Cię zmusiła następnym razem do wrzucenia tak conajmniej trzy razy dłuższego fragmentu:P Taki short cięzko jest oceniać:)

Spieszył się okrutnie, jego pszenna cera zrobiła się buraczana od wysiłku szybkiego marszu, a słomkowe włosy - zmierzwione i spocone. – a po co ten wysiłek? Wystarczyło by że od szybkiego marszu.

 

Upał był nieznośny, muchy brzęczały sennie a powietrze trwało w bezduchu, niezmącone najlżejszym powiewem wiatru. – wiatr to właśnie ruch powietrza, spowodowany różnymi czynnikami, więc to zdanie jest deczka bez sensu.

 

Czerwony było kolorem używanym – był kolorem

 

Widzę, ze na temat przydługich zdań już ktoś się wypowiedział. Fajnie by było, gdyby znalazły się w nich jakiekolwiek przecinki, bo ich brak naprawdę utrudnia czytanie...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Otóż... Mnie się bardzo podoba. I jestem ciekawa, co było dalej. Język akurat w stylu, który lubię.
Ale kilka zastrzeżeń mam:
- W pierwszym akapicie jest tyle przedrostka "nie", że aż mi się w oczach mroczy :D
- "różnym podwykonawcom wielorakiej prominencji" - czy możesz mi wytłumaczyć czemu akurat różnym podwykonawcom różnej hm... przodowniczości? Wiem, że to nie twoja rola, ale może objaśnisz mi, co znaczy prominencja i co ma znaczyć w tym kontekście?
- "gniew pana uwieńczony, w najlepszym razie," - (moja mocno subiektywna opinia:) wieńczy się dzieło, coś pozytywnego...
- "w czerwonym kolorze, na pewno nie były dziełem natury" - bez przesady, włosy były. Kolor nie.
- "Widząc jego rozterki po prostu wyjęła mu ją z dłoni" - z tymi nogami na stole? Takie długie ręce miała? Bo bliżej przecież nie podszedł, skoro się przestarszył noża do rzucania...

I trochę tam takich subiektywnych głupotek. Jak będzie kolejna częśc, to tę ocenię :P

 

hmmm...
w sumie wszystko, co bym powiedziała osobiście, już zostało powiedziane

mi się podobało, przeczytałabym kolejną część

Nowa Fantastyka