- Opowiadanie: Tulipanowka - Spacer

Spacer

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Spacer

Stella zabrała swojego dziewięcioletniego synka Remigiusza na spacer do parku.

Ten park, a właściwie obiekt ogrodowo-parkowy, należał do najpiękniejszych w świecie. Rozkwitało w nim mnóstwo kolorowych, pachnących kwiatów nad którymi latały wielkoskrzydłe motyle. Rosły drzewa i krzewy różnorodnych gatunków. Na jeziorku będącym częścią kompleksu, kwitły różnobarwne nenufary, lilie wodne, a pomiędzy wodnym kwieciem pływały kaczki o oryginalnych kolorystycznie piórach, specjalnie sprowadzone z ogrodów zoologicznych. Nad przewężeniami jeziorka oraz strumyczków, które również przecinały powierzchnię parku, zbudowane zostały liczne romantyczne mostki. Ponadto obiekt obfitował w wygodne ławeczki z oparciami, urokliwe altany oblegane przez zakochanych, rzeźby mitologicznych stworzeń i bóstw oraz automaty z jedzeniem i piciem dyskretnie ukryte w pustych pniach drzew. Rzecz jasna w tak cudownym miejscu nie brakowało również dużego placu zabaw dla dzieci oraz przyrządów do gimnastyki dla wszystkich. Nawet specjalnie dla czworonogów odrodzono żywopłotem sporą przestrzeń, żeby mogły swobodnie pobiegać.

Stella z Remigiuszem miło spędzali czas bawiąc się i spacerując alejkami. Żeby nie zagłębiać się w opisowe drobiazgi wspomnę jedynie, że najwięcej czasu Stella poświęciła na huśtanie się na huśtawce, a Remigiusz polując na kaczki.

 

Podczas przechadzki Stella z Remigiuszem podeszli do fontanny, a właściwie sztucznej sadzawki, z której rozbryzgiwało kilkanaście fontann tworząc cyklicznie powtarzający się układ. Usiedli na leżakach stojących wokół okrągłej powierzchni wody. Remigiusz z przejęciem, godnym prawdziwego myśliwego, opowiadał mamie o podchodach i polowaniach na kaczki. Stella słuchała obserwując tęczę pojawiającą się nad taflą wodą. Nie musiała upominać syna, że nie wolno dokuczać kaczkom, ponieważ w tym niezwykłym parku takie zabawy były dozwolone. Podobno opiekunowie kompleksu uznali, że ptaki są na tyle płochliwe i sprytne, że żaden człowiek nie jest w stanie ich schwytać gołymi rękoma. Remigiusz nie był wyjątkowy w tym względzie – również nie dogonił nawet jednej kaczki, ale jak twierdził był wielokrotnie bardzo blisko.

 

Nagle fontanny znikły, w sensie woda przestała się lać.

– Chyba coś się zepsuło, albo oszczędzają – stwierdziła Stella.

– Mogę wejść do wody? – spytał grzecznie Remigiusz wskazując na sadzawkę.

– Nie wolno. Jest napis, że to zabronione.

– Ale dlaczego?

– Jakby dzieci tutaj wchodziły, to mógłby się popsuć ten cały mechanizm od fontann. – Stella była rodzicem od lat dziewięciu, więc miała wprawę w znajdowaniu wyjaśnień na nawet bardzo dociekliwe pytania zadane z zaskoczenia.

Tak sobie oboje gaworzyli: dziecko pytając, a mama szukając sensu i logiki w otaczającej rzeczywistości, gdy zupełnie niespodziewanie dla nich, głośno zabrzmiała fantastyczna muzyka operowa. Równocześnie ożyła woda, która zaczęła tańczyć w rytm muzyki. Strumienie rozbryzgiwały na wiele metrów w górę. Woda wytryskiwała z kręcącego się koła, tak że powstawał gigantyczny kielich tulipana zbudowany z kropli. Tworzyły się niesamowite, bulgocące białą pianą krzewy, które rosły i kurczyły się. Szpalery zmiennokształtnych tworów, a potem wielka ściana wody. Prześliczne wodne sprężynki wystrzelone frunęły w niebo, by na wysokości kilku metrów przeobrazić się w kule. Kule na moment zastygały w powietrzu, a że było ich wiele, więc budowały zawieszone w powietrzu geometryczne kształty.

Stella czuła jakby znalazła się w najpiękniejszym ze snów. Wszystko przestało istnieć. Była tylko muzyka i tańcząca woda. Trwając w ekstazie zachwytu nie słyszała nawet kilkukrotnie powtórzonych przez syna słów:

– Mamo, twój naszyjnik świeci.

Po kilkunastu minutach muzyka umilkła, a fontanny powróciły do rutynowego cyklu.

– Auu – krzyknęła Stella i zerwała naszyjnik z szyi. – On parzy.

– Mówiłem, że świecił – przypomniał Remigiusz.

– Nie słyszałam.

Z leżącego na trawniku kamienia zaczął unosić się dym.

– Dziwny naszyjnik, dziwny kamyk – zauważył chłopiec.

– Mówiłam ci synku, że znalazłam ten kamień na pustyni dawno temu, gdy jeszcze się nie narodziłeś. Na pamiątkę z podróży kazałam go oszlifować i zrobić z niego wisior na srebrnym łańcuchu.

– Może to meteoryt? Bo na pustyni nie ma kamieni. Pamiętasz jak byliśmy na wystawie i pani mówiła, że meteoryty tnie się jak ser i sprzedaje na kawałki. Najtańsze są meteoryty znalezione na pustyni.

– Jesteś Remiku takim mądrym chłopcem – pochwaliła Stella. – Tyle pamiętasz, że ciągle mnie pozytywnie zaskakujesz. Masz rację, syneczku. Kamień leżący na piaskowym terenie bardzo często okazuje się meteorytem. Nie powiązałam wcześniej faktów i…

– Ten dym się materializuje, jak w mojej bajce!

– Masz rację, Remiku.

Po chwili srebrzysty pył opadł i Stella z Remigiuszem ujrzeli chłopca wyglądającego na około dziewięciu lat.

– Mamo, bracie nazywam się Fiśko i was kocham. – Po tych słowach chłopiec podbiegł do Stelli i Remika i radośnie się roześmiał. – Remik, pobawisz się ze mną?

– Pewnie – zgodził się Remigiusz.

Nim Stella otrząsnęła się z szoku, chłopcy już zdążyli wleźć na drzewo, by skakać z gałęzi.

– Uważajcie, żeby się wam nic nie stało – powiedziała wyświechtaną, rutynową formułkę.

Potem usiadła na leżaku odwracając wzrok od dzieci. Już od kilku lat nauczyła się nie przyglądać zabawom syna z kolegami. Miała zbyt słabe nerwy, a wiedziała że Remigiusz musi i chce bawić się jak inni chłopcy, czyli w opinii Stelli: na granicy życia i śmierci.

 

– Mamo, mamo, a Fiśko złapał dwadzieścia kaczek. On jest świetny! – Remigiusz podbiegł do leżaka Stelli. – Masz coś do picia?

– Co zrobiliście z kaczkami? – spytała Stella podając dziecku butelkę z napojem.

– Pogłaskaliśmy je i wypuściliśmy. Jeden, to chyba kaczor, złapał mnie za palec, ale nie bolało – relacjonował Remigiusz.

– Staram się być rozsądny i nie zwracać na siebie uwagi – wyjaśnił Fiśko.

– Fiśko, czy ja mogę cię o coś zapytać?

– Tak, mamo.

– Dlaczego zwracasz się do mnie mamo? Gdzie twoi rodzice? Skąd się wziąłeś?

– Nie widziałaś?

– Widziałam, że wyszedłeś z mojego wisiorka. To jakaś sztuczka?

– Byłem w stadium uśpionym. Twoje fale mózgowe wywołane emocjami, wzruszeniem spowodowały, że zbudziłem się z letargu. Byłem czymś w rodzaju zarodnika istoty wtopionego w żelazno-kamienny meteoryt.

– Ja zgadłem, ze to był meteoryt – powiedział z dumą Remigiusz.

– Tak, pamiętam Remiku. Wyglądasz jak dziecko? – Stella spojrzała w oczy Fiśkowi.

– Pobrałem twój DNA. Z pobieżnej analizy wynikało, że zajmiesz się dzieckiem, które będzie zawierać twój materiał genetyczny. Zaopiekujesz się i przekażesz mu wszystkie informacje o ludzkości, jakie posiadasz.

– Ty jesteś kosmitą? – spytała Stella z niedowierzaniem.

– Tak. Jestem zwiadowcą – wyjaśnił Fiśko. – Moja misją jest zebranie danych o tutejszej cywilizacji.

– Czyli szpiegiem?

– Można to tak określić.

– A w jakim celu szpiegujesz? Dobrym, czy złym? Może inaczej: czy dla dobra ludzi? Czy?…

– Nie wiem, mamo – Fiśko zrobił rozbrajającą, zakłopotaną, dziecięcą minkę i spuścił oczy.

Po tych słowach chłopcy pobiegli się bawić, a Stella zastanawiała się nad różnymi sprawami między innymi nad tym, czy współczesne dzieci nie są aby mądrzejsze od dorosłych.

 

Po godzinie Stella zwróciła się do syna:

– Remiku, już musimy iść. Pożegnaj się z kolegą. Idziemy.

– Ale Fiśko jest moim bratem bliźniakiem – upierał się Remigiusz.

– Jesteście podobni, ale… – Stella wzięła za rękę syna i pociągnęła go za sobą. – Tak się czasem zdarza. To sobowtór.

Wtedy Fiśko podbiegł i stanął na przeciwko Stelli.

– Mamo, mamo, proszę nie zostawiaj mnie samego. Jestem twoim dzieckiem. Nie mam nikogo na Ziemi. Mówię prawdę – rozpłakał się Fiśko.

Stella zatrzymała się. Nie wiedziała, jak powinna postąpić w takiej sytuacji. W każdym razie zrobiło się jej żal dzieciaka.

– Prosimy! Prosimy! – skandowali chłopcy.

– No dobrze. Choć z nami.

– Mamo, kocham cię. – Fisko objął Stellę w pasie i przytulił głowę do jej piersi.

„Może rodzice o dziecko nie dbają, albo uciekł z domu dziecka?" – pomyślała Stella, której trudno było uwierzyć w kosmiczne pochodzenie chłopca, który wyglądał jak zwyczajny dziewięciolatek.

 

***

Minęło kilka dni. Nikt nie zgłosił się po Fiśka. Nikt go nie szukał.

Stella bardzo polubiła małego kosmitę, a wręcz pokochała. Fiśko był szalenie podobny do niej, zarówno wizualnie, jak i charakterologicznie. Chłopiec interesował się wszystkim i chętnie dzielił się błyskotliwymi spostrzeżeniami. Miał oryginalne pomysły. Poza tym był grzeczny, pomocny, czuły oraz bezkonfliktowo i twórczo bawił się z jej synem.

Remik był zachwycony i ciągle powtarzał:

– Zawsze marzyłem, żeby mieć takiego odjazdowego brata.

 

„Szpicel? Kosmita? Co z tego, skoro taki jest wspaniały i kochany" – myślała Stella.

 

– Kochani chłopcy, teraz pójdziemy do takiego pana. On nam pomoże w tym, żeby Fiśko mógł z nami zamieszkać na stałe, chodzić do szkoły i stać się oficjalnie moim synem, a twoim, Remiku, bratem – wyjaśniła kobieta.

– Hurraaaa! – ucieszyli się chłopcy.

 

Stella razem z dziećmi udała się ich do niewielkiego sklepiku. Na szyldzie widniał napis z nazwą prowadzonej działalności: „Czapeluśnik, chętnie pomogę". W pomieszczeniu panował fantazyjny bałagan. Na półkach stały przeróżne przedmioty: okulary przeciwsłoneczne, a tuż obok kieliszki do wina, spinki do włosów, drukarki, stringi, artykuły biurowe, wazony z żywymi różami i tym podobne.

– Cześć i czapka – przywitała się Stella.

– Stella? Kopę lat. Co u ciebie słychać? W czym mogę pomóc? Chętnie pomogę – uśmiechnął się szpakowaty mężczyzna w średnim wieku.

– Mam problem i czuję, że tylko ty będziesz mi w stanie pomóc.

– Postaram się. Pomaganie to moje powołanie – powiedział z przekonaniem.

– Widzisz tego chłopca? – Stella wskazała na Fiśkiego.

– Twój syn? Bardzo podobny. Nawet bardziej niż ten drugi.

– Właśnie. Oficjalnie nie jest moim synem. Chciałabym, żebyś pogrzebał w sieci i dopisał go w systemach PESEL i wszystkich innych koniecznych. Nie wiem, co trzeba załatwić. Czy łatwiej podrobić adopcję, czy akt urodzenia?

– A jak to się stało? Cudem odnaleziony? – spytał Czapeluśnik.

– Jaką wersję wolisz? Ojciec dziecka porwał go po narodzinach i dopiero teraz się odnaleźliśmy, czy że jest kosmitą? Zawsze byłeś za bardzo wścibski.

Czapeluśnik roześmiał się.

– Dokumenty i całą resztę załatwię w trzy dni. Paszport też chcesz?

– Możesz druknąć. Może na ferie zimowe polecimy na wycieczkę do Afryki, na pustynię.

– Pozostała kwestia zapłaty?

– Właśnie, ile to będzie kosztować?

– A ile możesz mi zaoferować?

– Dwieście euro?

Czapeluśnik ponownie się roześmiał.

– Za dużo? – spytała z przekąsem Stella pochylając się nad ladą, żeby mężczyzna miał lepszy widok na jej dekolt.

– Pieniędzy mam wystarczającą ilość – żachnął się Czapeluśnik. – Chciałbym, żeby na tej ulicy zbudowano internat dla dziewcząt z liceum medycznego, albo plastycznego – rozmarzył się.

– Jeszcze jeden? – oburzyła się Stella. – Obok masz humanistyczny akademik, gimnazjum, żeńską podstawówkę prowadzoną przez siostry zakonne…

– No tak, ale ja się starzeję. A dziewczyny teraz są okropnie wredne. Wykorzystują porządnych facetów straszliwie perfidnie.

– O jej, czyżby jakaś cię wykorzystała, biedaku?

– Niejedna.

– Ty to masz nieszczęśliwe życie. Co tydzień inna cię wykorzystuje?

– Codziennie chciałaś powiedzieć.

– Wirtualne też liczysz?

– Nie obrażaj mnie bezpodstawnie.

– Mamo, co się dzieje? – spytał Fiśko.

– Targuję się. Usiądźcie z Remikiem przy stoliku i pobawcie się jakąś gierką – szepnęła Stella pochylając się w kierunku chłopców.

– Dobra, więc poza internatem dla dziewcząt w najbliższej okolicy, czego jeszcze byś sobie życzył. – Kobieta zwróciła się do Czapeluśnika.

– Hmmm… – Mężczyzna zamyślił się. – W wakacje mniej dziewic odwiedza mój sklepik i nie mam komu pomagać. Tak mi trochę smutno siedzieć w samotności. Hmmm… Żeby dziewczęta bardziej na mnie leciały, co jeszcze mógłbym zrobić?

– Odnieść spektakularny sukces i stać się sławny?

– Tylko pomysłu brakuje. Masz coś do zaproponowania?

– Chwileczkę – powiedziała Stella i odeszła od lady. – Czemu ta jego pomoc zawsze tak dużo kosztuje? – mruknęła do siebie idąc w kierunku dzieci. – Fiśko, kochany – zwróciła się do Fiśkiego – Czy mógłbyś coś oryginalnego wymyślić. Byłeś w kosmosie. Może tam coś mają, na co my na Ziemi jeszcze nie wpadliśmy? To ważne, bo musimy zalegalizować twoją obecność. Tylko ten świrnięty pan może nam pomóc, a pomysłem trzeba zapłacić.

– Dobrze mamo. Jeden pomysł wystarczy? – spytał grzecznie Fisko.

– To może być coś na poziomie wynalezienia telefonu komórkowego, albo nowego smaku lodów. Nie za dużo, bo się Czapelusnikowi poprzewraca w głowie, a i tak nie jest całkiem normalny.

– Dobrze mamo. Powiem mu.

 

***

Fiśko zaistniał w systemach ewidencyjnych, czyli na Ziemi, jako Filip, syn Stelli.

Stella i jej synowie stanowili udaną i szczęśliwą rodzinę.

Czapeluśnik stał się sławny i do końca swoich dni musiał opędzać się od nadmiaru dziewic (z czego był oczywiście bardzo ukontentowany).

Remigiusz został wynalazcą i między innymi zaprojektował pierwszy na świecie pojazd do dalekich podróży kosmicznych. Dzięki niemu ludzie w końcu mogli wyrwać się z Układu Słonecznego i zacząć odkrywać inne układy gwiezdne w obrębie całej galaktyki Drogi Mlecznej.

Fiśko natomiast zebrał pełnię wiedzy o ludzkości i w chwili śmierci przekazał szczegółowe dane na swoją macierzystą planetę.

 

 

Koniec

Komentarze

A jednak te tulipanówkowe miniaturki coś w sobie mają...

A myslałem, że chociaż jedno nie będzie o seksie. Nie wiem jak wam, ale mi powoli zaczyna się to nudzić, zwłaszcza jak się wszystkie pod po kolei czyta... Wrzucanie kilku tekstów jeden za drugim to zły pomysł. Bardzo zły....

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

wszystko ma swoje plusy i minusy
może i narzekasz, ale mnie odróżniasz na tle innych ;-)
ten tekst nie był o seksie, mój drogi ;-)

Nowa Fantastyka