Zapraszam do przeczytania historii Borysa oraz podzielenia się komentarzami i uwagami :)
Zapraszam do przeczytania historii Borysa oraz podzielenia się komentarzami i uwagami :)
1
„Ale zamieć” – pomyślał. Opatulony w płaszcz przedzierał się przez zaspy, zimny wiatr zacinał prosto w oczy, a chłód łaskotał mu kark. „Gdzie jest służba miejska, kiedy jej potrzeba, śnieg po jaja, a ich zima znów zaskoczyła!” Światło latarni jakby na zawołanie, wyleciało z klosza i niczym świetlik zaczęło prowadzić mężczyznę pośród śniegowych wydm.
Po chwili podążania za latarnianym przewodnikiem jego oczom ukazał się niski, przysadzisty budynek na myśl przywodzący bunkier. Z małych okienek sączyło się białe, szpitalne światło. Mężczyzna podziękował latarni, zapłacił jej bitcoinami i pociągnął klamkę drzwi.
Pomieszczenie było wąskie, tak jakby większość budynku stanowiły ściany, które nie pozostawiają dużo przestrzeni w środku. Ponadto, cały korytarz zapchany był ludźmi okutanymi w zimowe płaszcze i ciepłe kurtki. Jeden z punków stojących w kolejce machnął ręką do mężczyzny.
– Ej, ej, ziom! Też po bilety na festiwal? – Jego długi na metr irokez zafalował niebezpiecznie.
– A jeszcze są? – odpowiedział.
– Tak, tak, dużo biletów! – krzyknęła mała dziewczynka z rudym kotem na rękach.
– Jak oni w tym roku widzą organizację? – zagadnął starszy pan z sumiastym wąsem.
– Spać pod namiotami w śniegu, farsa! – pisnęła niska babuszka w moherowym berecie.
– Grunt, że zespoły są zajebiste! – odparł punk i odstawił fikołka. Irokez zrobił dziurę w podłodze. Mężczyzna odsunął się i wpadł na ikeowski stolik, zrzucając z niego ramkę ze zdjęciem. Kiedy ją podniósł, wszystkie punki w kolejce skandowały „jebać zimę, tylko muza!”, a obok niego zmaterializowała się stewardessa.
– Witamy w samoobsługowych sklepikach linii lotniczych LOT, czy chciałby pan kupić los?
– Naturalnie – odpowiedział mężczyzna, odstawiając połamaną fotografię na stolik. Była dziwnie znajoma. Fotografia, nie stewardessa.
– Proszę pociągnąć za wajchę.
Mężczyzna patrzył teraz na automat do gry, klasyczny amerykański jednoręki bandyta, ale zamiast wisienek i monet losował cyfry. Pociągnął za wajchę a na niebieskim tle z podskakującym logiem LOT-u, wyskoczyło siedem cyfr.
– Co wygrałem? – spytał, odwracając się do stewardessy, ale kobiety – tak jak i budynku – nie było. Nagle stwierdził, że znajduje się na środku ulicy. Ustała śnieżyca, panowała głucha cisza. Ulica zdawała się emanować światłem sama z siebie. Nim zdążył jakkolwiek zorientować się w sytuacji, usłyszał świst i coś nim szarpnęło.
2
– Ooouch, muszę zmienić ten budzik – burknęła pościel. Spod kołdry wypełzła ręka, palcami orientując się w łóżkowym terenie. Znalazła telefon, włączyła pięciominutową drzemkę, a potem ściągnęła poduszkę z głowy.
Piegowata twarz Borysa była zdecydowanie zaspana i niezadowolona z pobudki. Rozwarł powieki, aby dać znak reszcie ciała. Sygnał odrzucony – podrapał się po zbyt dużym brzuchu i obrócił na drugi bok. W końcu, po dwóch kolejnych drzemkach, impuls przerodził się w działanie. Gdy wstał z łóżka, pierwsze co zrobił to wczłapał do salonu i zabrał papierosy z półki, gdzie zostawił je wczoraj. „Zostało mi pół paczki, będę musiał skoczyć do sklepu po drodze” – pomyślał. W międzyczasie wyciągnął swój ulubiony kubek z Cannes i włączył czajnik. Nasypał nabożnie dwie łyżeczki kawy (sypanej, gardził rozpuszczalną), pół łyżeczki cukru i zaczął przeglądać najnowsze memy w sieci. Uważał, że są dużo lepszym nośnikiem wiadomości ze świata, niż jakikolwiek portal informacyjny. Parujący czajnik cicho pyknął, sygnalizując gotowość. Zalał kawę wrzątkiem i odczekał niecałą minutę, raczej dla zasady niż licząc na faktycznie zaparzenie. Mając w końcu swój pełny zestaw śniadaniowy, czyli kawę i papierosy, podszedł do drzwi balkonowych i rozsunął zasłony.
Świeżo skoszony trawnik, drzewa przyprószone młodymi, delikatnymi listkami, pierwsze kwiaty na balkonach sąsiadów. Wszystko to pokryte było grubą warstwą śniegu.
Borys wytrzeszczył oczy. „Co jest? Śnieg w drugiej połowie kwietnia?” Otworzył balkon, wciąż niedowierzając – chłodne powietrze od razu wdarło się do środka, owiewając blade łydki chłopaka. Syknął i zamknął drzwi. „Te całe dziury ozonowe, zmiany klimatyczne, to na pewno wszystko przez to” – myślał Borys cofając się do salonu. Oczy cały czas wlepiał za okno. „Może w końcu nadeszła pora, abym i ja zaczął używać kulkowanych dezodorantów i pasty do zębów bez papierowych opakowań. Może nawet zacznę segregować śmieci…”
Wciąż zamyślony wpadł plecami na półkę i usłyszał głuchy trzask. Fotografia w cienkiej, drewnianej ramce, poleciała na panele i rozpadła się. Borys zaklął szpetnie pod nosem. Schylił się ze stęknięciem, aby zebrać resztki ramy. Odwrócił fotografię i spojrzał w swoją chudszą o dziesięć lat twarz, śmiejącą się gdzieś nad jakimś klifem w Norwegii. Obok niego stała drobna blondynka – Ewka, jego młodsza siostra. Szpilka skojarzeń ukłuła go z tyłu głowy, ale nie miał czasu poświęcić jej uwagi. Spojrzał na zegarek. Kolejne przekleństwo – nie dość, że śnieg na ulicach, połamana fotografia, nie zdążył zapalić, to jeszcze się spóźniał. Wyrzucił ramkę do śmieci, zdjęcie położył na stole i poszedł się przebierać.
3
Dzień w biurze nie zapowiadał się najlepiej. Od rana w jego boksie przewijała się ludzka zawierucha – szef (czytaj: wredny, wyliniały kundel) przypominający o terminach, sekretarka (czytaj: stara, śmierdząca łajza) przynosiła mu kolejne i kolejne teczki z dokumentami, które miał wprowadzić do excela. Jedynie Malwinka (czytaj: najgorętsza laska na jego piętrze) jakoś ratowała ten dzień. Gdy wpadł spóźniony, przyniosła mu parującą kawę z ekspresu. Najtańsza lura w paskudnie wyginającym się plastikowym kubeczku której normalnie by nie przełknął, z rąk Malwinki była niczym ambrozja.
– Lipa z tym śniegiem – zagadnęła Borysa, żując głośno gumę. Usiadła półdupkiem na biurku, piłując długie paznokcie.
– Straszna lipa – przytaknął Borys, upijając łyk kawy.
– Całą noc napierdalało, a w necie cisza. Dziwne, co nie?
– Zdecydowanie, śnieg w kwietniu to niezwykła anomalia. – Kolejny łyk kawy. Malwinka spojrzała na niego znad paznokci.
– Jaka analia? Co ty tutaj…?
– Anomalia, coś nietypowego, dziwnego, tak jak ta pogoda dzisiaj. – Poczuł jak czerwieni się na twarzy. Malwinka uśmiechnęła się pod nosem.
– Dobra, uciekam, pan Kutas mi też przypominał dzisiaj o targetach.
– Słuchaj – powiedział Borys. Malwinka zerknęła na niego podejrzliwie. – Może… chciałabyś pójśćdziśzemnąnakolację?
– Co?
– Pójdziesz ze mną dziś na kolację?
– Borys, dzisiaj nie mogę, wiesz… już się umówiłam, piątek i te sprawy. Muszę lecieć, pa!
Zeskoczyła z biurka i podreptała do boksu po drugiej stronie piętra, zostawiając Borysa samego z targetami i deadline’ami.
4
Koło trzynastej Borys zbiegł (w przenośni, tak naprawdę zjechał windą) na podwórze biurowca. Prawie wywinął orła na wyślizganym śniegu. Wyciągnął pomięte papierosy i odpalił życiodajny tytoń. Po dwóch pierwszych oddechach w końcu się uspokoił. Po dwóch kolejnych trząsł się z zimna, bo zapomniał marynarki.
– Ch-ch-cholerny śnieg! – sapnął Borys, tak na rozgrzewkę. Rozejrzał się i zatrzymał wzrok na niskim budynku po drugiej stronie ulicy. Znajdowały się tam różne pawilony i sklepiki – spożywcze, monopolowe, kiosk Ruchu, a nawet jeden pub, do którego czasem chodzili na piwo po pracy.
W jednej chwili Borysowi otworzyły się drzwiczki w głowie. „Ten budynek był w moim śnie!” – pomyślał. „I śnieg, brodziłem po pas w tym białym gównie. I nawet fotografia, też ją rozbiłem…”
– Ewka! Przecież ona jest stewardessą – Kolejna zapadka w głowie. Borys cały stężał. „Czy to może być przypadek? Myśl, myśl, co tam dalej było? Kolejka, punki… loteria!”
– Loteria – powtórzył cicho Borys i wlepił wzrok w kiosk. Wyciągnął portfel z kieszeni, szybko przestudiował jego zawartość i podjął decyzję. Wyrzucił niedopałek i przeszedł przez pasy nie czekając na zielone światło. W kiosku spotkał wąsatego sprzedawcę, który kłócił się z niedorostkiem w kraciastych spodniach i w skórzanej kurtce. Jego irokez prawie zahaczał o niski strop.
– …bez dowodu nie sprzedam.
– No panie, daj pan spokój! Przecież mam pieniądze.
– Nie ma mowy. Zasady są proste, młody, jest dowód, są papierosy. A teraz do widzenia.
Nieletni anarchista rzucił niewybrednym skojarzeniem łączącym matkę sprzedawcy z arabskimi hodowcami kóz, w odpowiedzi na co sprzedawca cisnął w niego długopisem i równie paskudnym epitetem. Chłopak uniknął jego rzutu i wypadł na zewnątrz. Czerwony na twarzy kioskarz oderwał wzrok od drzwi i dopiero wtedy dostrzegł stojącego w kącie Borysa, który przyglądał się całej sytuacji.
– A pan czego?
– Jeden na Szczęśliwą Siódemkę poproszę.
Uiścił należność („siedem pięćdziesiąt poproszę”), a potem wyszedł na zewnątrz by przestudiować swój los – w dzisiejszym losowaniu było do wygrania dziesięć milionów złotych.
Usłyszał trzask nad głową, odwrócił się w tę stronę i zobaczył latarnię, która nagle w środku dnia rozjarzyła się słabym światłem. Borys uśmiechnął się pod nosem.
– Dzień dobry, pani Latarnio.
5
Zgrzytnął zamek w drzwiach, skrzypnęły zawiasy i Borys, szeleszcząc siatką z Biedronki, wtoczył się do mieszkania. Gdy już rozpakował zakupy, otworzył puszkę piwa i na raz wypił połowę. Spojrzał na zegarek – do losowania jeszcze pół godziny. Przebrał się w dres, odpalił stronę internetową Szczęśliwych Siódemek, gdzie miały być ogłoszone wyniki i opadł na kanapę. Odliczania czas start.
Po sytuacji w kiosku dokładnie przemyślał wszystko i doszedł do wniosku, że miał proroczy sen – wszystko się zgadzało. Nieoczekiwany opad śniegu, zbita fotografia z siostrą-stewardessą. Zaśnieżone pawilony, punk w sklepie, a na koniec jeszcze latarnia – światełko, które prowadziło go we śnie dokładnie ku temu miejscu. Tak jakby chciało zamrugać mu na szczęście.
Borys intensywnie rozmyślał, popijając piwo.
„A jeśli faktycznie wygram? O kurwa! Rzucę od razu tę pieprzoną robotę, kupię chatę nad morzem, albo w górach, albo tu i tu! Co mi tam. Połowę kasy dam na cele charytatywne. Albo przynajmniej część. No może jakieś kilka tysięcy, tyle na pewno. Kupię też w końcu wypasioną furę, o tak. Jebać zetteemy i przepoconych ludzi. Och, gdyby się tylko udało. Ale to może być czysty przypadek, myśl racjonalnie. Już zdarzało się, śnieg spadł w kwietniu choćby kilka lat temu na prima aprilis.”
Zerknął na laptopa, czasu było jeszcze sporo. Borys czuł, że go nosi. Sięgnął po kolejną puszkę i wyszedł z nią na balkon, aby zapalić.
„Malwinka, och ty już byś mi się nie oparła. Zabrałbym cię na Malediwy, i do Paryża, i do Miami! Bylibyśmy piękni i bogaci. Takie życie to jak bajka – podróże po świecie, igraszki w tropikach, seks na plaży. To się nazywa życie.”
Tak bardzo odpłynął w marzenie, że aż poczuł skrzypiący piasek pod stopami i ciepło nagiego ciała Malwinki. Otrząsnął się, zawstydzony swoimi myślami, zgasił papierosa w popielniczce i wrócił do salonu. Został już tylko kwadrans. Postawił laptopa na kolanach i nieprzytomnym wzrokiem (myśli krążyły dookoła stoków narciarskich w Alpach i ciepłych kąpielisk we Włoszech) obserwował umykające minuty.
6
Malwinka sączyła już czwartego drinka (ukochane cuba libre) i czekała, aż Elka (lamusiara z kadr ze śmiesznymi historyjkami) wróci z toalety. Maślanym wzrokiem świdrowała barmana, który zdążył się domyślić, że ta na doczepiane rzęsy chce wyłudzić darmowego drinka. „W końcu na ołpenspejsach nie płacą kokosów, co nie?”
W torebce kobiety zawyła Shakira szlagierem sprzed kilku lat, o którym każdy zdążył zapomnieć. Zniecierpliwiona, oderwała wzrok od barmana (który przyjął to z ulgą) i sięgnęła do kopertówki. Borys. „Psia jego, co on chce?” – pomyślała. „Nieważne, nie odbieram.”
Odrzuciła połączenie, już miała sięgać po szklankę, kiedy to Borys zadzwonił ponownie. Malwinka przez moment studiowała ekran. Rozejrzała się – Elki nadal nigdzie nie było, a barman skutecznie unikał jej polerując szkło na drugim końcu baru. Westchnęła i przesunęła zieloną słuchawkę.
– Co tam?
– WYGRAŁEM! Wygrałem, wygrałem, wygrałem, Malwinka!!
– Co? Co kurwa wygrałeś? Nie krzycz tak. – Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi.
– Trafiłem siódemkę, trafiłem ją!
– Jaką siódemkę, Borys? – zaciekawiła się.
– Szczęśliwą Siódemkę! Jestem milionerem, taaak! Koniec z biurem!
– Co, co ty, serio? No to brawo, brawo!
„Rozegraj to mądrze, rozegraj to mądrze” – pomyślała Malwinka. „Dlaczego dzwoni do mnie?” Poczuła, że wypieki wyskoczyły jej na twarzy.
– Słuchaj, wiem, że jesteś na spotkaniu, przepraszam, ale, ale, tak pomyślałem… – „Dawaj, wyduś to z siebie.” – Tak pomyślałem, że może chciałabyś jednak wpaść do mnie?
Bingo!
– Wiesz, w sumie to spotkanie mi nie wyszło jak planowałam i mam faktycznie wolny wieczór. Mogę wpaść, kup jakiegoś szampana to opijemy sukces, dobra? – Starała się zachować spokój, ale w głębi duszy skakała.
– Jasne, jasne! Wyślę ci adres smsem, do zobaczenia!
Rozłączył się, a Malwinka pisnęła z radości tak głośno, aż obejrzał się na nią barman. Pokazała mu środkowy palec, wypiła drinka na raz i poszła do łazienki. Minęła po drodze Elkę.
– Gdzie idziesz, kochana?
– Spierdalaj szlaufie, nigdy cię nie lubiłam. A ta sukienka, oddaj ją lepiej swojej babci, musi kurewsko za nią tęsknić. Uciekam – warknęła Malwinka i zostawiła za sobą oburzoną kobietę. Weszła do łazienki, zatrzasnęła za sobą drzwi. Poprawiła szybko fryzurę, podmalowała usta i oczy. Obróciła się przed lustrem i po chwili namysłu ściągnęła majtki.
7
Borys nie mógł oderwać wzroku – raz w ekran, raz w kupon. Cztery, dziewięć, jedenaście, dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy, trzydzieści sześć, czterdzieści. Wszystko się zgadzało. Właśnie został milionerem, a za chwilę będzie u niego Malwinka, z która będą świętować całą noc! W to nie wątpił. „Cholera, nie mam szampana” – pomyślał. Zaśmiał się nerwowo i poszedł założyć coś elegantszego. Ciemne dżinsy i bordowa koszula. „Dobrze jest” – pomyślał, teraz do sklepu. Ubrał się i już miał wychodzić, lecz po chwili namysłu włożył kupon do kieszeni. Bał się z nim teraz rozstawać.
Zamknął za sobą drzwi i opuścił klatkę. Zrobiło się już wyjątkowo ciemno, nadprogramowy śnieg wygonił wszystkich do lokali lub zatrzymał w domach. Panowała cisza, tłumiona dodatkowo białą warstwą puchu. Pogwizdując pod nosem, Borys ruszył do sklepu, który miał po drugiej stronie ulicy. Wszedł do środka, może nadto pewnym krokiem i rozejrzał się po półkach z szampanem.
– Poproszę… o, tamtą butelkę – wskazał alkohol schowany gdzieś na górnej półce. Sprzedawczyni podążyła za jego palcem, a gdy ujrzała, którą butelkę pokazuje, aż zbladła.
– Panie dzieju! Ten szampan kosztuje pińćset złotych.
– Tak? – udał zdziwienie Borys. – To w takim razie poproszę dwa. Płacę kartą.
Zapłacił, zostawiając przy okazji sprzedawczyni napiwek w postaci stu złotych, które znalazł w przegródce portfela (ależ przyjemne było dzielenie się pieniędzmi) i opuścił sklep. Całkowicie zaaferowany nadchodzącą nocą z Malwinką zaczął grzebać w kieszeniach szukając papierosów. Siatka z szampanami przeszkadzała mu w poruszaniu dłonią, więc gdy był w połowie przejścia, jego zwycięski kupon wypadł mu nagle z kieszeni.
– Nie! – krzyknął rozdzierająco i obrócił się, aby złapać spadający papierek na jezdnię. Schylił się i wyciągnął swoje szczęście ze śniegu.
– Mam cię, maleńki – powiedział, a kiedy poniósł wzrok, przed oczami ujrzał dwa jasne ślepia i żółto-czerwoną maskę autobusu. Potem był już tylko głuchy trzask, chrupnięcie kręgosłupa i pisk hamulców.
Pośród pasażerów autobusu zapanowało zamieszanie i nerwowa wymiana zdań. Niektórzy próbowali wyjrzeć przez okna. Jedna z kobiet podeszła do kierowcy i zaczęła uderzać w szybę oddzielającą kabinę od reszty pojazdu.
– Co się dzieje? – wydarła się Malwinka – Otwieraj pan te drzwi, mam tutaj jebaną randkę!
No cóż, Kaishoku, opisałeś chwile, kiedy to Borys poczuł się bogaczem, ale trwało to krótko i skończyło się tragicznie. Wielka szkoda, że zamieszczając opowiadanie na portalu NF, nie zadbałeś aby w Twojej historii była choćby odrobina fantastyki.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Mam nadzieję, że z kolejnym opowiadaniem wstrzymasz się kilka dni i dopracujesz je należycie.
Pamiętaj, że publikowanie opowiadań dzień po dniu nie jest dobrym pomysłem; lepiej wrzucać teksty co kilka, kilkanaście dni.
Ale zamieć, pomyślał. –> Nie ma błędu w tym zapisie, ale może zechcesz dowiedzieć się, jak jeszcze można zapisywać myśli. http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/
…ludźmi okutanymi w płaszcze, kurtki i ramoneski. –> Ramoneska to też kurtka.
– Ej, ej, ziom! Też po bilety na festiwal? – jego długi na metr irokez zafalował niebezpiecznie.
–> – Ej, ej, ziom! Też po bilety na festiwal? – Jego długi na metr irokez zafalował niebezpiecznie.
Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html
…z podskakującym logiem LOTu… –> …z podskakującym logiem LOT-u…
Piegowata twarz Borysa, zaspana i niezadowolona z pobudki, rozwarła powieki… –> Czy aby na pewno twarz rozwarła powieki?
Zalał kawę wrzątkiem i odczekał niecałą minutę, raczej kurtuazyjnie niż licząc na faktycznie zaparzenie kawy. – Czy to celowe powtórzenie?
Wobec kogo/ czego wspomniana kurtuazja?
– Jaka analia? Co ty tutaj..? –> – Jaka analia? Co ty tutaj…?
Wielokropek ma zawsze trzy kropki!
…wraz ze słowami wypluł prawie i kołaczące serce. –> Czym jest prawie, które wypluł?
W kiosku spotkał sumiastego sprzedawcę… –> Na czym polegała sumiastość sprzedawcy?
…sprzedawca na co w odpowiedzi cisnął w niego długopisem… –> …w odpowiedzi na co sprzedawca cisnął w niego długopisem…
– Dzień dobry, Pani Latarnio. –> Jeśli to była szczególna latarnia, to wystarczy: – Dzień dobry, pani Latarnio.
Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.
Ściągnął kurtkę i marynarkę, wyciągnął puszkę piwa… –Nie brzmi to najlepiej.
Po sytuacji w kioski dokładnie przemyślał… –> Literówka.
…choćby kilka lat temu na Prima Aprilis. –> …choćby kilka lat temu na prima aprilis.
Otrząsnął się zawstydzony swoich myśli… –> Otrząsnął się, zawstydzony swoimi myślami…
Ciemne jeansy i bordowa koszula. –> Ciemne dżinsy i bordowa koszula.
Używamy pisowni spolszczonej.
Ubrał buty, wcisnął się w kurtkę… –> W co ubrał buty???
Butów, tak jak żadnej odzieży, nie ubiera się! Buty można włożyć, założyć, wzuć, ubrać się w nie, ale nie można ich ubrać!
Za ubieranie butów grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, twarzą do ściany i z rękami w górze!
…wskazał na alkohol… –> …wskazał alkohol…
Palcem wskazujemy coś, nie na coś.
…aby złapać spadający papierek na jezdnię. –> …aby złapać papierek, spadający na jezdnię.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, przyznaję, że mógł to być falstart i posypuję głowę popiołem. Kolejne opowiadania będę przygotowywać z większą starannością co do wykonania i oczywiście lepiej dobiorę tematykę, tak aby pasowało do NF. Pozdrawiam ;)
Czy to rzeczywiście był falstart?
Uważam, Kaiskhoku, że każdy kiedyś zaczynał, ale chyba nikt nie zaczął od arcydzieła. Twoje przyszłe opowiadania też będą coraz lepsze. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
– Naturalnie – odpowiedział mężczyzna, odstawiając połamaną fotografię na stolik. Była dziwnie znajoma. Fotografia, nie stewardessa.
żeby to działało, stewardessa musiałaby być wymieniona jako druga, inaczej zdanie jest po prostu poprawne i nie ma potrzeby dopowiadania.
Używasz bardzo potocznego języka – nie wiem, jaka była Twoja intencja i grupa docelowa, ale Mariolka bez majtek i Borys nie budzą sympatii – antypatii zresztą też nie, są po prostu nieprzyjemni. Warto przełamywać klisze, i postarać się, by humor nie był oparty na grubiaństwie ; )
I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/
Cóż, początek bardzo absurdalny, aczkolwiek rozumiem, że to sen. Bohaterów nie da się polubić ani w jakikolwiek sposób im kibicować (albo nie), dla mnie są za bardzo schematyczni.
Przynoszę radość :)
Do Wybranietz i Anet.
W tym konkretnym przypadku bohaterowie nie mieli być przyjaźni, ani sympatyczni.
Główną siłą miała być historia o lekko paranormalnym zabarwieniu.
Moim zamiarem było przedstawienie osób w kiepskiej sytuacji życiowej, gdzie próbują wycisnąć co najlepsze dla nich w niekoniecznie zwykłych sytuacjach. Borys, który dziwnym trafem wygrywa los na loterii, oraz Malwinka, która jest korpo-wybranką naszego bohatera i gdzie może doprowadzić tak zwany “ślepy traf.”
Dziękuję za wszystkie uwagi! :)
“Polubić” w sensie przejąć się ich losem na tyle, żeby interesować się tym, co ich spotyka = potrzebne są do tego emocje. Jeśli dasz emocje, możesz je ubrać w nawet niezbyt interesującą historię, a czytelnik i tak będzie chciał ją przeczytać. O to mi chodziło.
Bohater może być niefajny, głupi, nieznośny – ale musi być wyrazisty. Inaczej nie istnieje.
Przynoszę radość :)