Jej oczy otwarły się, gdy tylko się przebudziła, lecz to nic nie zmieniło. Starała się przyzwyczaić oczy do wszechobecnego mroku, lecz mruganie i przecieranie oczu nie pomagało. Starała się znaleźć wzrokiem wokół siebie elementy które znała ze swojego pokoju, lecz panowała ciemność idealna. Nie widziała nawet ręki, którą podniosła i umiejscowiła przed twarzą, a co dopiero mebli. „Co się stało z księżycem? Czemu nie ma nawet gwiazd, które dawałyby jakikolwiek blask?” zastanawiała się szukając okna, które powinno być tuż nad jej legowiskiem. Niebo mogło być tak gęsto pokryte chmurami, że nie dało się zobaczyć czegokolwiek. A może to środek bezksiężycowej nocy? „Która godzina?” pomyślała, wsparła się na lewej ręce i dalej starała się zobaczyć coś w pustce. Usiłowała na ślepo wymacać lampę, ale nie była w stanie jej znaleźć. Nie wyczuła także kołdry, ani nawet łóżka. Wokoło była jedynie pustka skąpana w czerni. „czy to nie mój pokój?” Nie czuła na skórze ciepła ani zimna. Temperatura była niemalże nieodczuwalna. Leżała na podłodze, o ile to była podłoga. Nie przypominała tej z jej domu, ponieważ ta nie była z drewna. Nie wydawała tego dźwięku, gdy w nią zapukała. „Gdzie ja jestem? Jak to możliwe, że położyłam się do łóżka wczorajszego wieczoru, a obudziłam tutaj?” Przetarła oczy myśląc że może teraz to coś da. Miała je szeroko otwarte, ale nadal nie była w stanie nic dostrzec. „To sen?” uszczypnęła się by się obudzić, zaczęła czuć w sercu niepokój. Dotarło do niej w końcu że to nie tylko nie jest jej pokój, to nie był jej dom. To była obca przestrzeń, nieprzyjazna i przerażająca. „może przynajmniej nie jestem tu sama?” Pomyślała nagle
– halo?– zawołała na głos z nieukrywaną nadzieją w głosie, że ktoś jej odpowie. Jakkolwiek daleko byłaby druga osoba, gdyby nie była tu sama, czułaby się bezpieczniej. Echo zdawało się odbijać w nieskończoność, coraz ciszej i ciszej, aż w końcu pozostało po nim głuche dźwięczenie. Czekała aż umilkło, lecz nikt nie odpowiedział. „Skąd się tutaj wzięłam? Jak wrócę do domu?” Wybadała czy znajduje się na płaskiej powierzchni i czy nie uderzy o nic głową i wstała chwiejnie. Zaczęła się rozglądać coraz to bardziej spanikowana. Wyciągnęła przed siebie dłonie by do niczego nie dobić, stawiała kroki ostrożnie i szła do przodu szukając wyjścia. Kierowała się prosto, lecz donikąd nie dochodziła. Pomieszczenie zdawało się nie mieć końca. Opuściła długo wyciągane ręce, które zaczęły ją boleć i zaczęła biec przed siebie, lecz bez zmian, jakiegokolwiek tempa by nie wybrała, nie była w stanie donikąd dobiec. Spocona wpadła w panikę „zginę tu? ile czasu minęło? kilka minut? Godzin?” Zdyszała się i zwolniła. Zmęczona kontynuowała posuwanie się do przodu, coraz bardziej powątpiewając w to, że dokądkolwiek dotrze. Przez myśl jej przeszło, że chodzi w kółko. „co to za miejsce? co to za farsa? to jakiś żart? czy kiedykolwiek zrobi się choć trochę jaśniej? A może oślepłam?” Stanęła w miejscu i znowu się rozejrzała. Bez zmian. Mrok i pustka. Gdy wołała echo bez końca dźwięczało w przestrzeni. „oszalałam?”
Samotność, cisza i ciemność przyprawiały ją o obłęd. Postanowiła w końcu odpocząć.
– Donikąd nie doprowadzi mnie bieganie po tym miejscu.– powiedziała na głos, chcąc być pewną, że nie odbiorą jej oprócz zdolności widzenia, zdolności komunikacji. "Zastanowię się na spokojnie nad planem." Bezsilna opadła ciężko, lecz nie dotknęła podłoża.
Straciła nagle grunt pod nogami. Chciała się czegoś chwycić bezwładnie opadając, lecz wszystkie ściany zniknęły. Wydawało się jakby wpadła do dziury. Zaczęła krzyczeć z obawy o życie. Spadała coraz szybciej i bez przerwy. Przez myśl przeszło jej pytanie „Co jeśli i ta dziura nie ma końca jak tamto pomieszczenie?” W końcu zabrakło jej tchu z lęku, głos uwiązł w gardle. Z oczu toczyły się łzy, nie miała pojęcia co się dzieje. Skuliła się w powietrzu i szlochała. "nie chcę jeszcze umierać! Dałabym wszystko, by zobaczyć słońce!"
Nie zauważyła nawet gdy zwolniła i delikatnie opadła na ziemię. Jej gęste kręcone włosy okryły ją jak koc. Otwarła oczy przerażona i dotknęła podłogi o konsystencji szkła. Sprawdziła w szoku czy jej ręce i nogi są całe. Zaczęła się szczypać, czuła delikatny ból, gdy to robiła, nic jej nie było. "Przecież spadałam z taką prędkością jak to możliwe, że nic mi nie jest? czy ja już umarłam? czy tak wygląda życie po śmierci? czy to piekło? czy zrobiłam coś złego? Przetarła oczy ponownie i rozejrzała się powoli wokół siebie. Była przerażona i roztrzęsiona.
– nigdzie stąd nie idę! Choćbym miała tu zostać na zawsze!- krzyknęła płaczliwie, po czym zauważyła coś istotnego. Jej głos tu nie odbijał się już echem. Bylo to inne pomieszczenie. Zmobilizowała się powoli stając na trzęsące się nogi i wtedy usłyszała głos.
– halo?
Przez chwilę myślała że to jej głos, że dopiero tu dotarł gdy wołała u góry, ale ten był cichy, miękki i zdławiony. Suchy i wyprany z jakichkolwiek emocji, lecz nie obojętny. Smutny. Nie miał w sobie ani krztyny nadziei, w porównaniu z jej wołaniem. Serce stanęło jej w piersi. Brzmiał jak głos osoby konającej. Kobiecy głos, z którego uszło już niemalże całe życie. Więc ktoś tu jednak jest? czy ona wie co się tutaj dzieje? stąd nie da się uciec? czy ja też niedługo będę tak brzmieć? Z wahaniem postąpiła krok do przodu i tym razem badając czy nic przed nią nie stoi i czy nie wpadnie do kolejnej dziury, zaczęła z wolna iść by odnaleźć osobę towarzyszącej jej w niedoli. Jej wyciągnięte do przodu ręce dotknęły ściany, również o konsystencji szkła. Jak się tam dostać? To koniec? To tak małe pomieszczenie? Dotknęła ściany i zaczęła posuwać się wzdłuż niej mając nadzieję, że dotrze do jakichś drzwi. Lecz ta zdawała się ciągnąć znowu w nieskończoność. Opuściła wzrok i szła opierając się ręką o ścianę by nie stracić jedynego punktu odniesienia w tym miejscu. Kiedy podniosła wzrok zauważyła delikatną poświatę, która była za słaba, by oświetlić to pomieszczenie, lecz biła z jakiegoś innego miejsca.
– światło!- krzyknęła i oderwała się od ściany , zaczęła biec, szybciej i szybciej by dotrzeć do jego źródła. Stanęła jak wryta. Liczyła na wolność, a zobaczyła coś, co mogło być oznaką jej obłędu. Za zakrętem znajdowało się pomieszczenie, z którego wydobywało się owo liche światło. Na ziemi w bladej smudze leżało ciało kobiety, w prostej białej sukni. Z jej pleców wyłaniały się dwa puszyste skrzydła, których biel delikatnie odbijała rachityczny blask. Rozciągały się na trzy metry jedno rozłożone, a drugie zgięte. Dziewczyna podeszła bliżej z wahaniem. Czy ona nie żyje? Jej zielone oczy były matowe, lecz kiedy mrugnęła stało się oczywiste, że jednak jeszcze żyje. Twarz w dużej mierze przysłonięta była jej długimi włosami, które rozpierzchły się na wszystkie strony. Pierwszą myślą Nozomi było: pomóc jej. Anioł czy nie anioł, kobieta potrzebowała natychmiastowej pomocy. Jednak ta zdawała nie przejmować się swoim stanem.
– kim… jesteś?– zapytała prawie szeptem.– bo ja, kiedy żyłam nazywana byłam Chiyo… brakuje mi tamtych czasów.– mówiła coraz ciszej. Kiedy żyła? Więc jednak umarłam? pomyślała przerażona siedemnastolatka
– ja jestem Nozomi. Czy mogę ci jakoś pomóc?– zapytała i podeszła do przodu kobiety, wiedząc, że ta, nie da razy ani się odwrócić przodem do niej, ani na nią spojrzeć. Nastała głucha cisza. Jakby do Chiyo dochodziły słowa pomału i musiała je trawić. W końcu, po pięciu minutach cierpliwego czekania, podczas którego dziewczyna myślała, że jej towarzyszka w końcu umarła, ta odezwała się z trudem.
– czym jestem?– zapytała.
(…)