- Opowiadanie: aniol..milosci - Święty Mikołaj przybywa

Święty Mikołaj przybywa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Święty Mikołaj przybywa

Jeżeli istnieje sposób, żeby wyrwać się z tego bagna – na pewno go znajdę. Żeby prezenty roznosił kto inny. Taki wstyd! To nie może się więcej powtórzyć! Co pomyślą ludzie. Co pomyśli Romek? Czy zostawi w nim to zdarzenie piętno na całe życie?

 

Od zeszłego roku nic się nie zmieniło. Znowu. Gówniane obietnice! Sanie bez resorów. Zdezelowane. Kubrak wystrzępiony. Broda sparszywiała. Cięcia… Mało ludzi wierzy w Mikołaja, niby. To nie wypracował zysku. No i renifery leniwe. Reniferzyca w ciąży: co rok to prorok. Kiedy znalazła okazję? Nieważne. Zawsze znajduje. Nawet nie mogę jej teraz wyrzucić z zaprzęgu, bo do inspekcji pracy pójdzie. Ze dyskryminuję ją… ciężarną.

 

A inny renifer „zygzakuje". Pijany. Też ma zawsze powód. Albo go zdradza, albo wrzeszczy na niego, albo nie zdradza i pilnuje. Czy tak, czy siak zalany w pestkę. Tylko dzięki dyszlom i kolegom zachowuje jakoś kierunek. No i ten worek… Ile to waży? Co za ludzie: na kij komuś ciupaga na święta. Albo gumowy mastodont? Wibrator udarowy? Latarka na baterie słoneczne? Pojebusy jakieś to zamawiają. I te kawały… No powiedzcie, co to jest: gruby, czerwony i jak wchodzi, to sprawia przyjemność? I co pomyśleliście? Że Mikołaj? G…o prawda!

 

Niby tych reniferów powinno być trzynaście. No ale tego wiecznie pijanego musiałem się pozbyć. Strach by było, gdyby inspekcja pracy przyłąpała go "w stanie". Teraz jest Comet, Błyskawiczny, Fircyk, Amorek, Tancerz, Pyszałek, Złośnik, Profesorek, Rudolf Czerwononosy. Że nie ma dwunastu? No tak. Tej w ciąży też się pozbyłem. Żeby w ciąży pracowała? Co by inspekcja pracy powiedziała? A pozostałe? Jakby to powiedzieć… Na wyżywieniu Mikołaja też zrobili cięcia. Musiałem sobie jakoś radzić. Tylko, cholera, ciężkostrawne są bestie. I mam złe wiatry cały czas.

 

Mówię prawdę: do niczego jest. Gdyby nie to, że znam "z urzędu" adresy wszystkich niegrzecznych dzieci, to nie wyrobiłbym dłużej. Kojfnął na serce, albo na co… A tak, to mam ochotę wpaść do niegrzecznego chłopca – już adresik jest. Chcę wpasć z niegrzeczną dziewczynką? Też. I tak pójdzie na konto tatusia, który przebiera się za Świętego Mikołaja, żeby zrobić dzieciom… prezent.

 

Już drugi tydzień powożę w szczególnie trudnych warunkach. Kwalifikowanych. Zaklinowałem się przez ten worek w kominie. I jakiemuś „ostrożnemu" debilowi włączył się alarm. Wygarnął do mnie z dubeltówki. Z soli szczęśliwie. A nieszczęśliwie, że w tyłek. To powożęna stojąco, jak na filmach o Św. Mikołaju.Mój Boże, a chciałem temu popaprańcowi położyć pod choinkę prezent od żony. Dmuchaną lalkę. I pozew o rozwód z jego winy. Teraz nawet się nie dowie, czemu odeszła. Będzie sobie musiał radzić sam. Bez lalki.

 

No i nie mogę się teraz nawet porządnie wypróżnić przez tą sól. Chce się, a nie mogę! Bo boli. Taka "mikołajowska" sprzeczność. Ale dziś jest jeszcze gorzej. Bo… się chce, brzuch boli i tyłek boli. To nawet nie wybór z dwojga złego. Lecz trojga. I siarczysty mróz. Minus 30. A "toi-toiek" nie ma. Zamarzły. Dobrze, że mam „śliwowicę". A zabrałem reniferowi, co mi tam. Po co mu teraz, w krainie wiecznych łowów? A innym nie dam, bo będą łachudry pić w czasie pracy.

 

Teraz chodzą trzeźwe, ale wściekłe. I patrzą "od miski". A ja – na odwrót. Właściwie, jak tak sobie łyknać tego zacnego trunku, to nie jest źle. Tylko s… się chce. Choć boli.

 

Do kogo dzisiaj? Zaraz, zaraz… A do Romka, przyjaciela dziatek… A to on już w domu? Siedzi? No tak: czeka na Świętego Mikołaja. Ale go poniosło… w Alpy. Żebym tylko dojechał, bo jak nie to odbyt mi odmrozi na tym wietrze. No to chlup w ten głupi dziób! Za Romeczka. Żeby mu się wiodło w życiu! I za dobrą przemianę materii. Fajne filmiki nakręcił. Romeczek, Romeczek – pokaż zadeczek. To na drugą nóżkę. I na trzecią – Romeczka. Sztywną, he, he! Ale zgrywus z niego.Ale grzeczny to on nie był, oj nie był. Zamiast tego wycofania wniosku o ekstradycję, co mu wiozę, to powinien dostać… Rózgę. Albo pęk rózeg. Świntuszek.

 

Zresztą cholera go wie, jak on taki: może i z tych rózeg miałby swoją przyjemność? To lepiej może mu nic nie dawać. Albo niech mu da wokalista Placebo-ueh! Cheers – za wszystkich homoseksualistów! I to chyba on sprzedawał bimberek moim zwierzom. Niegrzeczny.Wbrew ustawie o wychowaniu w trzeźwości. Przestępca prawie! – Gadaj renifer: to od niego macie gołdę? I bezczelny jaki. W liscie do Świetego Mikołaja napisał, że niby nie jest dzieckiem i prezent to on by chciał. Ale nie ode mnie. Tylko od mojej wnuczki.

 

O jest! Super, wszyscy śpią! To ja teraz mu dostarczę ten prezent. Co my tu jeszcze mamy? Aaaa… pychotki. Viagra od wujka z Austrii. Palce lizać. Nagroda w Cann, Bentley, zegareczek za 100 Euro. Znaczy sto tysięcy. Oj nie zasłużył, nie zasłużył… To ja mu może dorzucę coś od siebie. Za zdrowie Romeczka!

 

Święty Mikołaj rozejrzał się po salonie. Zobaczył uroczy kominek, w którym wesoło buzował ogień. Na środku stał familijny stół. Przygotowany do tych Jedynych Świąt W Roku.

 

– Ze Swarzędza – poznał.

 

Okazały świerk syberyjski, jako choinka. Po drugiej stronie – palma.

 

Do palmy ciągnęło Świętego Mikołaja umiłowanie tropików, banana i słów piosenki: "na czekoladę chęć". Do choinki natomiast świąteczna "mikołajowska" powinność. Wybrał choinkę. Pociągnął jeszcze łyk śliwowicy, żeby nabrać odwagi dla spełnienia marzeń zatroskanych rodziców. Chwiejnym krokiem zbliżył się do donicy, omijając siedliska niebezpiecznych igieł. Zdjął spodnie, kucnął. Naprężył się. Oczy zamgliły mu się tajemnym "mikołajowskim" blaskiem, tak znanym z filmów Walta Disneya…

 

 

 

Roman już schodząc ze schodów poczuł, że w tym roku Swięty Mikołaj przyniósł mu coś niezwykłego. Z niedowierzaniem zbliżył się do świerka. Zdumiał się. Po chwili doszedł do siebie. A że z natury byl niegrzecznym chłopcem i artystą w jednym, prezent sprawił mu ogromną frajdę.

Koniec

Komentarze

Najbardziej oryginalny jest pomysł prezentu. Masz ciekawe pomysły, ale rozwinięte w nieprzemyślany sposób.

.. w nieprzemyślany? coś więcej?

Generalnie wszystko co przed kupą było nijakie. Renifery, opis włażenia przez komin i faceta, którego rzuciła żona. Niby wiadomo, że to o Mikołaju, że został tu zastosowany pewien schemat, ale fajnie, jakby było tam coś ciekawego, a nie sztampowe przykłady jak z amerykańskiego kina familijnego.

ale takie właśnie miało być!!
chodziło tylko o finał.
nie udało mi się jednak.
przeczytałem to jeszcze raz... i początek miał być jeszcze bardziej sztampowy, ze sztampowymi wstawkami, co do "wariacji" nt "dziwactw" Mikołaja i reniferów (dziwactw w "..", bo to dziś już nie sa dziwctwa: po kilku filmach amerykańskich i paru opowiadaniach z gat fantastyki, też polskich autorów. że nie wskaze tytułów).

Strasznie to chaotyczne i jak dla mnie wogóle nie śmieszne. Nawet ten kocek na końcu nie ratuje sytuacji.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fsoletti...
 czy ty przypadkiem nie jesteś moim szefem?
 z niego jest taki "drentfus", którego nic nie śmieszy...
uśmiechnij sie: olłej luk on de brajt sajd of lajf:):)
i od razu bedzie lepiej...
nawet, jak Twoje oczy nabiora tajemnego mikołajowskiego blasku..:):)

Ja poprostu mam inne poczucie humoru aniołku. Twoje teksty w nie akurat nie trafiają. Nie uważam tego za wadę, pewnie inne osoby bawią, mnie nie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti:
przyjąłem wiedz jednak, że cierpię. w milczeniu.
wybacz mi jednak, że bedę trafić w Twój gust.
Może nie tak, jak Romek. ale na mój włąsny sposób.
3maj się

Nowa Fantastyka