– Wieża Monachium, tu LH czternaście dziesięć, prosimy o zgodę na lądowanie. – Usłyszał kontroler w słuchawkach tak głośno i tak wyraźnie, że aż się wzdrygnął.
Mężczyzna spojrzał na ekran radaru i zobaczył, że nie będzie mieć żadnego problemu z odseparowaniem maszyny zarówno w pionie jak i w poziomie.
– LH czternaście dziesięć, kurs dwa trzy cztery, zniżanie do dwieście, wieża Monachium – odpowiedział na jednym oddechu i wypił łyk ożywczej kawy.
Strzałka na ekranie zmieniła kierunek, a cyfry obok zaczęły malec. Początkowo nic nie wskazywało na problemy, ale kontroler nagle usłyszał kilka krzyków i szumów, po których nastała upiorna cisza.
– LH czternaście dziesięć, czy wszystko w porządku, wieża Monachium – zapytał rutynowo patrząc z narastającym przerażeniem na coraz szybciej zmieniające się cyfry.
Po kilku sekundach samolot niknął z ekranu radaru i od razu pokazał się tam symbol alarmu.
– LH czternaście dziesięć, czy wszystko w porządku, wieża Monachium. – Kontroler nawoływał coraz głośniej.
– Wieża Monachium, eksplozje na trzeciej, Kaktus dwanaście czterdzieści pięć. – To usłyszał dosłownie sekundę później.
Wiadomość z Kaktusa została potwierdzona przez załogi dwóch kolejnych samolotów. Kontrolerowi zaczęły trząść się ręce, spróbował się jednak opanować, zanim przełączył słuchawki na kanał wewnętrzny i zdał relację swojemu przełożonemu:
– Szefie, sytuacja krytyczna. Samolot zniknął z ekranu i inni zgłaszają eksplozje.
Ten zjawił się dosłownie kilka sekund później z ochroniarzem i kolega i powiedział również niezwykle spokojnie:
– Wysyłamy służby ratownicze, twoje stanowisko przejmuje Ahmed, masz się udać do pokoju obok, gdzie przyjdzie do ciebie psycholog.
Nie do końca dotarło do niego znaczenie tych słów, mechanicznie zdjął słuchawki, wstał i wyszedł z człowiekiem z ochrony.
Koszmar dopiero się zaczynał…
***
W wypadku LH czternaście dziesięć zginęło siedemdziesięciu pięciu pasażerów i trzech członków załogi, najciekawsze jednak okazały się zapisy czarnych skrzynek a raczej ich brak.
Urządzenia otwierano w Berlinie, ich obudowy wyglądały na nienaruszone, niemniej jednak płyty główne z pamięciami były zwyczajnie spalone.
Skontaktowano się z ich producentem, ale nawet próby odczytania pod mikroskopem niewiele dały. Firma twierdziła, że nigdy czegoś takiego nie widziała, nieoficjalnie stwierdzono, że układy zmieniły się w błoto.
***
– PLA trzynaście trzynaście prosi o pozwolenie na start.
– PLA trzynaście trzynaście, pozwolenie udzielone, wieża Bruksela.
– To to rozruszajmy ptaszka – powiedział kapitan do pierwszego pilota przesuwając dźwignie ciągu i zwalniając hamulce.
– Trzydzieści, pięćdziesiąt, sto, V-One. – Odczytywał machinalnie pierwszy. – Sto pięćdziesiąt, sto osiemdziesiąt, start.
– Start – potwierdził kapitan.
Byli lekko zdenerwowani. Lecieli zupełnie nowym Dreamlinerem, którym odbyli wprawdzie kilka lotów próbnych, ale bez pasażerów. Od razu polubili te maszyny, prowadziło się je lekko i miały o wiele lepszą klimatyzację niż siedem sześć siedem, niemniej jednak nie znali ich tak dobrze jak poprzedników i do tego teraz mieli na pokładzie dwieście pięćdziesiąt dusz…
– PLA trzynaście trzynaście wznoszenie na dziesięć tysięcy.
– Roger, PLA trzynaście trzynaście – odpowiedziała wieża.
– Gear up.
– Gear up. – Potwierdził pierwszy.
Podwozie schowało się bez problemów i po chwili wszystkie kontrolki zmieniły się na zielone.
Dziesięć sekund później kontrolka przedniego podwozia zaczęła mrugać na czerwono.
– Dziwne, sprawdź w manualu.
Drugi pilot wziął tablet, otworzył PDFa i przejrzał.
– Tutaj nic nie ma, radzą jedynie zresetować bezpiecznik.
– Potwierdzam, zresetować bezpiecznik.
Operacja spowodowała zmianę na zielone i piloci spojrzeli się znacząco po sobie.
– Choroby wieku dziecięcego.
– Zapewne.
– Panie i panowie mówi kapitan, witamy was na pokładzie dreamlinera osiem osiem osiem linii Atlantic, właśnie wystartowaliśmy, dolecimy na czas, pogoda na lotnisku w Warszawie jest doskonała, dwa… – Słowa kapitana przerwał pisk sprzężenia zwrotnego słyszalny zapewne na całym pokładzie.
– Co u licha?
Maszyną nagle wstrząsnęło i zaczęła drżeć.
– Prawy silnik, wibracje, pożar na skrzydle. – Pierwszy pilot czytał kolejne komunikaty.
Samolot się przechylił i zaczął skręcać.
– Wyłączyć. – Zdecydował kapitan. – I włączyć gaśnice.
– Wyłączyć, gaśnice.
– Wieża, tu PLA trzynaście trzynaście, Mayday Mayday Mayday, problem z prawym silnikiem, pożar, skręcamy, próbujemy wyrównać.
– PLA trzynaście trzynaście, rozu… – Łączność została przerwana.
Zgasł prawy ekran nawigacyjny, po chwili dołączały do niego kolejne przyrządy.
– Sterowanie ręczne.
– Sterowanie ręczne.
Kapitan nacisnął odpowiedni przycisk, ale nic się nie stało. Lekko skręcali, ale przechył na szczęście się nie powiększał.
– Sterowanie awaryjne.
– Sterowanie awaryjne.
Wspólnie wyciągnęli dźwignie umieszczone po zewnętrznej stronie ich foteli, przekręcili w prawo i przełączyli samolot w tryb sterowania mechanicznego, a przynajmniej tak im się wydawało.
To nic nie dało i kapitan dopiero teraz zaczął się mocno pocić…
***
– PLA trzynaście trzynaście, kręcisz w prawo, podaj sytuacje, wieża Bruksela. – Kontroler zaczął wywoływać maszynę, z którą właśnie stracił kontakt.
– PLA trzynaście trzynaście, odezwij się.
Po kilku nieudanych próbach kontroler wywołał swojego przełożonego:
– Mamy sytuację awaryjną, samolot nie odpowiada i zmienił kurs.
– Porwanie?
– Nie wiem.
– Startujemy myśliwce – odpowiedział wyraźnie zaniepokojony kierownik, który pamiętał World Trade Center.
Dwa F16 wystartowały z bazy, zdążyły dolecieć i zameldować, że piloci są w kabinie i cała maszyna wydaje się być nieuszkodzona, gdy ta zaczęła nagle pikować w dół i rozbiła się trzydzieści kilometrów od Brukseli.
Nie ocalały nawet czarne skrzynki, samolot do ostatniej chwili miał pełną prędkość i wszystko trzeba było zbierać dosłownie łyżeczką.
***
Eurocity z Paryża do Zurychu rozwijał sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, gdy nagle przygasły światła w kabinie i zaczęło coś niej brzęczeć. Ludzie tylko się popatrzyli, ale nikt nic nie powiedział, bo to się zdarzało na tej linii.
Kilka sekund później światła zgasły, zgasły również ekrany i wyświetlacze.
Wagony rozpoczęły awaryjne hamowanie. Wszyscy zaczęli wpadać na stoliki i na siebie, niezabezpieczone bagaże poruszały się z prędkością pocisku, a laptopy wyrywały z rąk wszystkim pracującym i oglądającym filmy.
W końcu zapiszczała jakaś kobieta, po niej druga i trzecia, potem puściły nerwy i mężczyznom i dzieciom i wszędzie słychać było przekleństwa, krzyki, piski i wszelkiego rodzaju złorzeczenia.
Obsługa pociągu z przerażeniem patrzyła na przyrządy, które dosłownie zwariowały. Przestała działać łączność i nie można było użyć nawet radiotelefonów ani komórek.
Pociąg w końcu się zatrzymał, w tym czasie konduktorzy zaczęli przechodzić do kolejnych wagonów udzielając pierwszej pomocy. Nikt ich nie opuszczał i pewnie dlatego w ostatnich trzech było tyle ofiar śmiertelnych, gdy gwałtownie wjechał w nie rozpędzony skład Intercity.
Jego obsługa nie wiedziała o przeszkodzie, gdyż nie została powiadomiona przez uszkodzoną infrastrukturę, a na hamowanie po kontakcie wzrokowym było o wiele za późno…
***
Młody mężczyzna pękał z dumy, gdyż odbierał swój pierwszy nowy samochód kupiony całkowicie za ciężko zarobione przez siebie pieniądze.
Chłopak czuł podobne podniecenie jak wtedy, gdy po raz pierwszy był sam na sam z dziewczyną.
Przelew został zrobiony, dokumenty sprawdzone i podpisane, tablice założone, a pojazd dokładnie obejrzany.
Pracownik dealera podkręcił wąsa i przekazał kluczyki.
– Powodzenia, młody człowieku. uważaj na nią i szerokiej drogi.
– Dziękuję panu.
Chłopak wsiadł, wciągnął do nosa zapach świeżości, przekręcił klucz i wsłuchał się w aksamitny dźwięk cicho mruczącego silnika. Nie chciał włączać radia w tej podniosłej chwili, nie chciał też zagłuszać pięknego dźwięku wentylatorem klimatyzacji.
Temperatura silnika powoli rosła, a on się zapiął i założył szybkim ruchem modne okulary przeciwsłoneczne. Z przyzwyczajenia przekręcił również pokrętło świateł, chociaż akurat w tym modelu to było niepotrzebne i światła dzienne włączały się same.
Nacisnął sprzęgło, wbił jedynkę i powoli ruszył. Uśmiechnął się pod nosem. Wrażenie było lepsze niż oczekiwał. Dojechał do ulicy, włączył kierunkowskaz i czekał aż samochody na ulicy przejadą, potem ruszył normalnym tempem.
Dwadzieścia.
Trzydzieści.
Pięćdziesiąt.
Był dumny.
Nagle samochodem zaczęło szarpać, kontrolki wskoczyły na maksimum i opadły do zera.
Młody nie wiedział co robić, próbował zjechać na bok, gdy został uderzony przez samochód z tyłu.
Pomimo zapiętych pasów został wciśnięty w fotel, a samochód w niekontrolowany sposób wjechał w latarnię.
Głowa kierowcy poleciała do przodu, wystrzeliła poduszki i kabina wypełniła się sykiem.
To było jak szok, chłopak był zdezorientowany i pierwsze co do niego dotarło to to, że jest otoczony z każdej strony czymś białym i nie może oddychać. Bolał go kark i żebra.
„Umarłem”. – Przyszło mu na myśl.
Poczuł talk, dokładnie taki jakiego używa się do zasypywania pup niemowląt. Znał ten zapach, bo jego siostra miała takiego szkraba i zjadł zęby na jego przewijaniu.
„Gówniak, gówniak ci się marzy, zrób gówniaka, da po twarzy, gówniak, gówniak ci shaftuje, bluzkę zniszczy i popsuje, gówniak gówniak radę da, wszystko zniszczy na sto dwa”. – Przypomniała mu się stara dziecięca wyliczanka.
Oprócz talku czuł jeszcze jakiś smród. Coś się paliło, od tego rozbolała go głowa i chciało mu się wymiotować.
I nagle wszystko stało się obojętne.
Poczuł się jak na wakacjach na plaży… było mu dobrze, ciepło i daleko słyszał krzyczących ludzi.
„Czego oni drą gęby?” – myślał. – „Gęby, gęby, jak u zięby”.
Zaczął marzyć o drinku z palemką i swojej kobiecie u boku, tymczasem było mu coraz cieplej i cieplej…
„Ale tu praży, trzeba szukać cienia” – myślał coraz bardziej leniwie. – „Prześpię się troszeczkę” …
Zajęty swoimi problemami nie widział, że zgasły ekrany wszystkich komputerów w pobliskim salonie Apple, jak również przestały działać światła na ulicy.
To był dopiero początek, prawdziwe kłopoty zaczęły się, gdy zapadł zmrok i z biednych dzielnic wyszły tabuny ludzi, którzy zaczęli wszystko rabować.
***
Kolejne kantony, landy, województwa i kraje wprowadzały stan wyjątkowy. Na ulicę wyszło wojsko, które w wielu miejscach miało do dyspozycji jedynie piechurów. Czołgi, ciężarówki i inne pojazdy odmawiały posłuszeństwa.
Nikt nie wiedział co się dzieje, brak transportu i całkowity brak komunikacji tylko pogłębiał chaos, który zapanował na całym kontynencie.
***
Lotem błyskawicy zaczęła rozchodzić się informacja, że niektóre urządzenia dalej działają i określone telefony i inne gadżety nagle stały się tak cenne, że ludzie zaczęli włamywać się do domów innych ludzi, których podejrzewali o ich posiadanie.
Po kradzieżach przyszła pora na morderstwa, które działy się w większości takich przypadków…
***
– Panie i panowie, podsumujmy sytuację. – Kanclerz Niemiec stała na podwyższeniu w wielkiej sali i krzyczała przez staroświecką tubę do różnych członków rządu i sztabu kryzysowego. – Panie przewodniczący, proszę.
– Zniszczeniu uległa prawie cała elektronika. Dzieje się to losowo i dotyczy wszystkiego od komputerów, i komórek na urządzeniach przemysłowych kończąc – odpowiedział starszy mężczyzna.
– Jak wygląda sprawa bezpieczeństwa? Generale?
– Wszyscy żołnierze są ulicach, chodzą głównie pieszo, udało się reanimować część najstarszego sprzętu jeżdżącego. Nie ma on elektroniki i jest odporny, najlepsze są tu diesle typu 6R 106 TD21. Jesteśmy w stanie częściowo utrzymać porządek i dystrybuować artykuły pierwszej potrzeby.
Wiele osób w sali się uśmiechnęło. Generał był znany z doskonałej pamięci, wielkiej wiedzy technicznej i tego, że wszędzie wtrącał tyle oznaczeń, ile tylko się dało.
– Jak wygląda sprawa szpitali?
– Tam, gdzie mają stare generatory diesla nie ma problemu.
– Woda?
– Beczkowozy.
– Żywność?
– Uruchomiliśmy rezerwy strategiczne, chleb, mąka i inne podstawowe produkty są, problem jest z wypiekiem, w wielu miejscach wszystko jest tylko na prąd, którego nie ma. Winne są elementy elektroniki, które go odcinają.
– Czy można to obejść?
– Nie w jeden dzień.
– Czy wiadomo co się dzieje? Doktorze?
– Elektronika ulega rozpadowi, nie udało się znaleźć czynnika, nie udało się stwierdzić skąd się pojawił i jak się bronić.
– Czyli ktoś nas atakuje i nie mamy się jak bronić?
Nastała martwa cisza, którą próbował przerwać minister kultury:
– Pani kanclerz, jest taka jedna sprawa, część dzieł jest tylko na dyskach SSD. Musimy je zacząć hermetycznie zamykać, bo inaczej bezpowrotnie zginą. Nie mam na to środków.
Kanclerz spojrzała się na niego z dezaprobatą, ale odpowiedziała niezwykle profesjonalnie:
– Proszę mi dostarczyć listę tego co i gdzie potrzeba.
***
– Pani kanclerz, chyba coś mamy. Rosjanie nie mówią nic oficjalnie, ale nieoficjalnie są przerażeni i dali znać, że może chodzić o czynnik xs23.
– A co to takiego?
– Relikt zimnej wojny, trup wyciągnięty z jakiegoś składowiska, do którego ktoś musiał się dokopać po latach. To coś jak satelita Ikona i kilka innych wynalazków i oryginalnie chodziło o zniszczenie zachodniej elektroniki.
– Jak się przed tym bronić?
– Nie można. Oryginalny xs23 reagował na wszystko co ma krzem i jedyną opcją jest zrezygnowanie z niego. I dlatego Rosjanie mają własne procesory Elbrus.
– To był ten oryginalny ten jak mu tam x-coś, a ten obecny?
– Rosjanie rozkładają ręce.
– Czy udało się wam to cholerstwo złapać?
– Nie, ale wygląda, że działa na krzem z kilkoma konkretnymi domieszkami, który używany jest w chipach tylko niektórych producentów na świecie. Ktoś chce wygryźć ich z rynku. Rosjanie potwierdzają jedynie, że ich Elbrusy są odporne i mogą nam przesłać dziesiątki układów w ramach gestu dobrej woli. Jeżeli się zgodzimy, to wyślą je antycznym Iłem.
Kanclerz się zapowietrzyła, ale wiedziała, że nie ma wyjścia.
– A jak przyślą atomówkę?
– Wyślemy starsze myśliwce nad granicę, zmierzą promieniowanie i nakażą im lądować przy granicy.
– Wykonać.
***
Komputery były wolny, ale działały… Radziecki niedźwiedź pokazał, że prostota jest najlepsza. Tak było przez miesiąc… Któregoś dnia jedna z maszyn zaczęła przekłamywać, aż padła.
– To kurewstwo zmutowało. – Technik, którego wezwano do napraw, bezradnie rozłożył ręce. – Przykro mi, nie jestem w stanie nic zrobić.
Ani on ani urzędnik nie zauważyli gazety, która spadła z biurka obok. W gazecie widać było artykuł z tytułem „Siedem plag egipskich. Szarańcza, która wymknęła się spod kontroli”.
I nie będzie już nic…