- Opowiadanie: leszekm - byłem telewizyjnym wróżem

byłem telewizyjnym wróżem

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

byłem telewizyjnym wróżem

No więc ja siedziałem przy stole z Ryszardem, a na wizji produkowała się Samantha, prywatnie Grażyna, "Semi" to jej pseudonim wróżowski. Ja sam jej zresztą to służbowe imię wymyśliłem, no bo pomyśl: ona chciała się nazywać wróżka Daniela. Przychodzi do roboty w pierwszy dzień, pytam ją, jak będziesz się nazywać dziewczyno, a ona, że wróżka Daniela. No to ja jej mówię, że Daniela to ja mam stryja we Frankfurcie jest alfonsem i wynajmuje młodych rumunów podstarzałym niemieckim pederastom, tłumaczę jak ksiądz niesybordynowanemu ministrantowi, że Daniela to się kojarzy raczej z jakimś polowaniem na jelenia, z tanim proszkiem produkowanym w późnym NRD, a zresztą nawet z żeglarstwem rzecznym bardziej sie kojarzy niż z wróżostwem, na co ona w płacz.

Pytam się wtedy, czego płaczesz.

A ona mi przez te łzy mówi, że od rana wiedziała, że się nie będzie nadawać do tej pracy, no i widać miała rację, nie nadaje się, jest beznadziejna, do niczego się nie nadaje, wszędzie ją wyrzucają, i chyba pójdzie sie kurwić bo chyba tylko na robienie lodów nikt nigdy nie będzie nią narzekał, więc mówię do niej:Samantha. Tak właśnie mówię do niej: Samantha. Semi, Samantha, to ładne imię dla wróżki. Odsprzedam ci je za darmo. Chciałem sam je przybrać ale ci je daję w prezencie bo jest wtorek dwudziesty siódmy stycznia, imieniny Mieczysława, a ja na Mieczysława jestem dobry, i nie rycz, masz tu szmatę chusteczkę wytrzyj się.

No więc ja grałem w tysiąca z Ryszardem, a Samantha Grażyna z domu Leszczak już od niemal godziny odczytywała dzwoniącym do nas telewidzom ich przyszłe losy. Wyciągała karty tarota, a potem na ich podstawie wieszczyła rychłe śluby i wygrane w loteriach gminnych. Tłumaczyła sny, w których to snach do telewidzów przychodziła Anna Dymna i zostawała na obiedzie, "tak proszę pani widzę wyraźnie, Anna Dymna oznacza ślub, a to że Anna Dymna została na obiedzie, niechybnie zwiastuje, iż ślub wydarzy się w bliskiej rodzinie", tak tłumaczył ten sen Semi, choć wczoraj ten sam sen oznaczał, że żbliża się dla telewidza wygrana w loterii powiatowej, a kto wie, może nawet wizyta stryja z ameryki.

No więc kończyłem grać w tysiąca z Ryszardem, a Semi powoli kończyła swoją część programu. Nadchodził mój czas, moje pięć minut, a raczej moja godzina, bo godzinę trwała moja część wróżowskiego programu. Skończyliśmy grać, Ryszard przegrał pięć złotych, może i magister ale w tysiąca szmata jakich mało, mnie goniono do charakteryzacji.

W charakterzyatorni akurat przedwczoraj zatrudniono taką wiecznie zestresowaną, i ta ona teraz też była bardzo zestresowana robiąc mnie na telewizyjne bóstwo. Mnie to już przedwczoraj i wczoraj zainteresowało od czego ona ma tę wieczną gęsią skórkę, niby się mogłem dopytać jak to wrażliwy na ludzkie troski kolega z pracy, ale tego nie zrobiłem, bo i niby po co, może ma ciotę czy co, może to nic ciekawego. Dziś jednak jak widzę, że to jakieś stany przewlekłe, jakieś zaburzenia trwałe, może nawet genetyczne, to mówię do niej tak: swoim wewnętrzym jasnowidzącym wróżowskim szóstym okiem widzę Bożeno, że coś cię ze spraw bieżących wprowadza w wielkie emocjonalne rozedrganie. Jako doświadczony wróż, a więc człowiek mający dostęp do wiedzy tajemnej, być może będę w stanie wyprowadzić cię z ciemnych alei którymi podążąsz.

Ona mi mówi na to, że ten stres to żadne tam problemy, i żeby na to niezwracać uwagi, bo ona ma to od urodzenia. Niektórzy rodzą się bez ręki lub bez jąder, a ona urodziła się z chronicznym stresem, i z nim umrze. Zawsze jest taka rozedrgana, zawsze będzie, taka choroba, taki natural disorder który po matce i ojcu odziedziczyła. Można się przyzwyczaić, do trądu się ludzie przyzwyczajają, więc i do drżenia rąk ona też się już przyzwyczaiła.

A ja jej mówię: kłamiesz. Kłamiesz dziewczyno, Bożeno, kłamiesz mi prosto w twarz. Zapamiętaj sobie: matkę oszukasz, ojca oszukasz, księdza oszukasz, ale wróża nie oszukasz. Nie chcesz mówić, nie mów, twoje święte prawo, zapamiętam ci jednak, że ja tu kolega, przyjaciel z pracy, z wyciągniętą dłonią do ciebie wyszedłem, a ty mi bajeczkę sprzedajesz.

Na co ona zupełnie się rozkleja, ze zdenerwowania wypada jej z ręki skomplikowana technicznie szczotka charakteryzatorska, a potem ona zaczyna opowiadać, że była z chłopakiem siedem lat, mieli się na wiosnę pobrać, już była sala w OSP wynajęta, tymczasem on ją zostawił. Poznał gdzieś jakąś murzynkę, spotykał się z nią w tajemnicy od kilku miesięcy, a teraz wyjechał z nią do Zimbabwe gdzie mają wziąć pogański ślub i żyć w słomianej chacie, a ją, Bożenę, zostawił zupełnie bez słowa, bez pożegnania wyjechał. Po za tym, że czuje się opuszczona, to szczerze zazdrości tej murzynce takiej szczerej miłości, czuje się też przez to od niej gorsza..

Tu przerwałem jej to snucie tej smutnej opowieści, bowiem słuchanie takiego mętnego seplenienia nie bardzo mnie interesuje, mówię jednak do niej tak: on, widocznie, Bożeno, nie był ciebie wart. Ciebie widocznie czekają lepsze romansa. Jako doświadczony wróż mówię ci wprost, co widzę w moim wewnętrznym profesjonalnie prorokujacym oku: w twoim bliskim otoczeniu znajdują się znacznie bardziej wartościowe osobniki. Wrażliwe na problemy kobiet. Potrafiące wysłuchać, doradzić, docenić. Ja ci to mówię: rozglądaj się uważnie, bo losowi czasem trzeba dopomóc. Widzę wyraźnie: to chyba będzie elegancki, wysoki brunet. krótkie, czarne włosy.

Tak jej mówię a potem zabieram się z jej charakteryzatorskiej garderoby, zabieram się wolno, by dobrze się napatrzyła na moje krótkie, czarne włosy, mówię jej jeszcze, że nie maż się bo ci tusz spływa, i wychodzę całkiem bo się zaraz na nagranie spóźnię.

Jest nasz wysoki brunet! – takimi słowami mnie wita w studiu kierownik planu Heniek, co dużo pije. Po tej trafnej skądinąd ocenie mojej fizjonomii, Heniek przeprowadza nieelegancki zwiad wywiad: co ty tam tyle w tej charakteryzatorni robiłeś Janusz! I czego Bożena płacze? coś ty jej znowu zrobił? Trzy dni jest ledwie u nas dziewczyna a ty już ją dręczysz, już ją mentalnie degradujesz jakimiś stresującymi epitetami! Po za tym czekam tutaj na ciebie od ośmiu minut, wywieszka jest, jak sądze, dla wszystkich czytelna, napisana po polsku, polskimi literami, ale niech no ci ją jeszcze raz osobiście odczytam: WRÓŻOWIE MAJĄ BYĆ W STUDIU DZIESIĘĆ MINUT PRZED AUDYCJĄ. Tymczasem mamy dwie minuty do programu. Ja rozumiem, że dręczenie kobiet jest dla ciebie bardzo wciągające ale zrezygnuj z tego hobby albo przynajmniej je ogranicz, bo mnie interesuje żebyś był na czas.

Na co ja grzecznie Henia zapytuję, czy on uważa, że ja jestem upośledzony. Tak go właśnie pytam: Heniu, odpowiedz mnie na takie pytanie, czy ty nie uważasz czasem, że ja jestem poważnie upośledzony.

Henio na to nie odpowiada nic, a ja zdziwiony jestem tym faktem, bo ten pijak jak każdy pijak zawsze ma w zanadrzu dziesięć złosliwych ripost na każdą okazję, za co go szanuję, tymczasem teraz stoi i się patrzy na mnie jakby pierwszy raz w życiu człowieka zobaczył.

Widzę więc, że nie bardzo zrozumiał o co mnie konkretnie chodzi, także pokazuję i objaśniam: czy ty uważasz, że ja jestem jakiś upośledzony, że mi zajmie dziesięć minut wejście do studia i rozłożenie kart? Czy może drzwi do studia się zepsuły i ja je w te dziesięć minut muszę wyremontować, zaspawać, wstawić im zamek, żeby w ogóle tam wejść? A może karty jakiś dżentelmen porozrzucał po całym studiu i ja sobie muszę najpierw ich poszukać, więc się te dziesięć minut przyda? Bowiem byłbym skłonny zaryzykować twierdzenie, iż wejście do studia i rozłożenie kart nikomu nie zajełoby więcej niż dwudziestu sekund, nawet, gdybyś musiał drzwi wyważać, a karty rozłożyć nogami. Także sugeruję, że moje pojawienie się tu w dwie minuty przed nagraniem, jest w chuj na miejscu, savour vivre z wyższej półki.

Ja widzę na to, że Henio już złapał grunt po moim tłumaczeniu, i szykuje ciężką kontrę.

I tak czekam nawet z zainteresowaniem na to co też powie, ale on nic nie mówi, bo nagle dzieje się co innego: ktoś rzuca taką wieść czarną, że nie ma w studiu kart.

A u nas jest tak, że Semi wróży ze snów i tarota, Ryszard z imion, dat urodzin i run, ja natomiast wróżę ze zwykłej talii z dziewiątkami i waletami, pasjansy sobie stawiam właśnie podczas programu i z pasjansów szczęśliwe proroctwa wygłaszam.

Za późno, by iść kupić gdzieś talię(pierwsza w nocy), zresztą niby gdzie, kiosku nigdzie w okolicy. Jak wyjdę z rekwizytami z których wróży Grażyna albo Ryszard, no to jak to będzie wyglądać. Musi być zróżnicowana oferta dla telewidza, inaczej weźmie nas za oszustów, nie przejdzie. I minuta do wejścia na antenę jeszcze jest. Poddenerwowanie się załącza, bo za chwilę puścimy wszyscy bardzo brzydkiego bąka, za którego skarci nas zapewne miażdząca ludzi ręka rady nadzorczej, a w każdym razie ludzi stojących wyżej.

Ryszard podsuwa mi szklankę z kawą, którą właśnie wypił.

Powróżysz se z fusów, coś tam wymyślisz. Będzie oryginalnie.

I to jest pomysł na który czekaliśmy, to jest własnie Ryszard: na niego zawsze możesz liczyć. Jest kryzys, no to jest kryzys. Jest Ryszard, no to nie ma kryzysu. To jest taki człowiek, co rzuci i jakimś dobrym pomysłem, i Stara naprawi, jak to magister.

Zamieniam się więc na jeden wieczór w wielkiego mistrza wróżenia z fusów, wychodzę do studia, siadam, ustawiam sobie szklankę, grzebię w niej łyżką na próbę. Potem włącza się kamera i zachrypnięty głos Heńka zapowiada mnie telewidzom w ich telewizorach: PRZED PAŃSTWEM…

WRÓŻ FERNANDO!

Koniec

Komentarze

Jakieś takie, ja wiem? Troche lubię taki styl pisania, po pierwszych akapitach pomyślałem, że będzie mi się podobać. Ale jednak nie. Bo gdzie tu jakaś delikatna chociaż fabuła. No i nawet grama fantastyki nie udało mi się dojrzeć.

i, oraz, albo, lub, czy, a, ani, ni - to spójniki, przed którymi nie stawia się generalnie przecinka. Rumuna i Murzyna piszemy z wielkiej litery, nawet, jak jesteśmy ksenofobami. Było też kilka literówek - tyle o stronie technicznej.
Inteligentnie piszesz, bo to dowcipne, ale nie ma w tym nic z fantastyki. Gdyby do studia wszedł kosmita albo karty ukradł Poltergeist, to inna sprawa, ale tak, to nie bardzo mi się to widzi. Taka spowiedź cwaniaczka warszawskiego. Równie dobrze, mógłby opowiadać, jak był telemarketerem.

sory, wiem że to nie fantastyka. ale tak się składa że to jest jeden z większych portali prozatorskich w kraju i można tu usłyszeć przynajmniej kilka opinii. gdzie indziej tekst leży i kiśnie.

Lubię taki sposób narracji, czy fantastyka czy nie, tym razem się nie wykłócam, bo autor sam twierdzi że nie fantastyka :D Chociaż w innym wątku ktoś z redakcji napisał, że jeżeli autor wkleja tekst tutaj, znaczy że to fantastyka :P Kurcze, no i kto ma rację? Paradoks xD Ale sam tekst, chociaż dobry i "współczesny" ;) do niczego nie prowadzi, liczyłam na zaskakującą puentę, ale się przeliczyłam. Szkoda.

I oto proszę państwa powód, dla którego nie czytam współczesnej literatury polskiej, o ile nie nie muszę.

mnie się to kojarzy z "Dniem Świra" i komediami Bareji. Na pewno lepsze niż dwa twoje ostatnie teksty...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka