- Opowiadanie: Żongler - W rytmie umierania

W rytmie umierania

Powoli godzę się z faktem, że ja po prostu nie umiem krótko pisać. Ale wciąż próbuję, a to jest próba. Zanim ktoś powie, “ej, jakie to krótkie, to aż osiem stron w wordzie”, to jest tylko osiem...

Po lewej i prawej widzicie państwo dystopię, poniżej jest za to mała ściąga:

- “pyrgopolis” – z gr. “pyrgos”, czyli wieża; “miasto wież”, kolejna faza ewolucji metropoli;
- “k-nadzór” = policja specjalna;
- “przesiewacz/durszlak” – zawód; osoba trudząca się usuwaniem negatywnych emocji;
- “gestel” – miastowy slang; nieformalne pozdrowienie;
- “ten dziwny epileptyczny neon” – homemade, profesjonalistą nie jestem, ale mam nadzieję, że gif choć odrobinę zbuduje klimat.

A, niech czytający mają świadomość, że uczestniczą w wiekopomnej chwili, gdyż jest to mój pierwszy tekst w życiu z kobiecą protagonistką. Mam nadzieję, że będzie znośnie, ale wszyscy wiemy, jakie bywają pierwsze razy.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

W rytmie umierania

Nija umówiła się ze swoim mordercą w klubie ITRI, mieszczącym się w strefie czerwonego światła Pinga Nuru, placu tonącego w każdym odcieniu dowolnego istniejącego koloru. Oślepiające neony przyprawiały o mdłości przypadkowych przechodniów i wprawiały w ekstazę wszystkich stałych bywalców. Trzy sektory miasta krzyżowały się właśnie w tym miejscu, języki, zwyczaje i oczekiwania zderzone ze sobą pod kopułą tęczowych rozbłysków. Północ zwała miasto „Umbrą”, tak jak nazywała się przed budową pierwszych pyrgowców, jeśli wierzyć tym, którzy mieli jeszcze w głowie prawdziwą pamięć. Wschód nazywał je „Skią”, jak wołano na strzeliste wieżowce w dawnych osadach, które z czasem pochłonął ogromny miejski mrok. Z kolei czarnoskórzy imigranci przezywali pyrgopolis „Kivuli”, przybywając do niego z różnych stron świata, lecz z jedynym słowem na wargach. W tej kwestii panowała nadzwyczajna zgoda, gdyż wszystkie trzy nazwy znaczyły to samo. Cień. Ludzie w nim żyjący nie mieli złudzeń co do tego, że pogrzebał ich wszystkich.

Nija znajdowała się tak nisko, że nie musiała martwić się cieniem. Kopuła świata, przez który szła, sięgała zaledwie jednej dziesiątej wysokości miasta, wciąż jednak była na tyle daleko, żeby uznać ją za niebo, a rozbłyski neonów za gwiazdy. W rzeczywistości były to tylko połączone płytami, oknami i kablami piętra, sklepy oraz kontenery, tworzące razem dach czerwonej części Pinga Nuru. Dla wielu był to cały świat, tutaj rodzili się i umierali, błądząc pośród pulsujących kolorów. Nija rozkoszowała się tą perspektywą, przynajmniej przez jakiś czas. Niedługo, zaledwie do śmierci. Potem będzie mogła myśleć zupełnie inaczej lub też nie myśleć wcale, co również było częścią jej wyobrażenia o odzyskanej wolności.

O swoim mordercy nie wiedziała wiele. Na forum posługiwał się imieniem „Omondi” i pisał, że jest byłym pracownikiem k-nadzoru. Gdy go wybierała, zdała sobie sprawę, że przez całe życie bała się lustrzanych kontrolnych, majaczących z daleka prostokątnymi maskami i dwoma świetlikami zamiast oczu. Teraz jednak strach przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Nija miała nawet nadzieję, że Omondi przyjdzie w skrzącym pracowniczym stroju. Normalnie byłoby to niemożliwe, ale umierający mógł zażyczyć sobie, czego tylko zapragnął.

Przed śmiercią mogła wierzyć we wszystko, co tylko jej się podobało.

Neon nad zaułkiem prowadzącym do klubu świecił na czerwono.

 

«ITRI»

 

Szyld INTERSTELARNEJ TRANS-ROZRYWKI INTERBARWNEJ zapisany był w lyka, piśmie-kleju, który powstał przez wymieszanie się kultur wypełniających pyrgopolis.

 

 

Ściany zaułka były pokryte reklamami. Największa z nich była prawie rozładowana, ale nadal dzielnie prezentowała swoje hasła:

 

Chcesz się zabić? Czerwony to kolor twojej śmierci! Oferujemy trans kasujący zmartwienia!Jeszcze dzisiaj możesz być między gwiazdami :)

 

Uśmiechnięta buźka była przekreślona, a pod spodem namalowano:

 

:(

 

Drzwi do klubu były wyklejone mnóstwem jednakowych ulotek.

 

Zapraszamy morderców! Drinki wyostrzające zmysły (legalne)!

 

W środku dudniła muzyka, przy której hałaśliwie bawili się stłoczeni ludzie, wszyscy, których nie było stać na lepszą rozrywkę lub też ci, którzy z jakichś powodów nie mogli zadowolić szybciej swoich zmysłów. Byli też tacy, którzy po prostu lubili pot, brud i ogłuszające dzwonienie w uszach, póki ich pozbawione przytomności ciała nie legły na mokrym chodniku za lokalem. Nija była zdania, że należy pozwalać ludziom wybierać. Pokazała obraźliwy gest dzieciom sprzedającym narkotyki i podeszła do miejsca wydawania drinków, gdzie uwijał się pracownik ze stymulującymi okularami na nosie. Z prawego nozdrza zwisał mu cienki kabelek, ale mężczyzna nie był tego świadomy, całkowicie pochłonięty wstrzykiwaniem barwników do przezroczystych kubków.

– Gestel – powitała go wrzaskiem, starając się przekrzyczeć muzykę. – Szukam Kaplicy.

Gość kiwał się do rytmu głośnej muzyki i mruczał pod nosem melodię wcale nieprzypominającą tej okładającej ściany i sufit. W świetle neonów Niji zdawało się, że dostał jakiegoś ataku.

– Hej, naświetleńcu. Mówię do ciebie.

Gdy znowu nie zareagował, wyciągnęła rękę ponad blat i szarpnęła za zwisający kabel, tak mocno, że okulary spadły mu z nosa i zawisły idiotycznie na jego podbródku. Twarz miał spuchniętą, a powieki ciemne od krwiaków. Przestał nucić i rozejrzał się z roztargnieniem wokoło.

– Nie obsługujemy bezmonitorowych – oświadczył ochryple, zezując na wyświetlający informacje blat. – Jesteś niepełnoletnia czy coś?

– Dzięki, ale nie.

– Nie mogę ci nic sprzedać. Te drinki wypalają prawdziwe żyły.

– Serio?

– Nie. – Wybałuszył suche, szare od stymulacji oczy.

– Nie mam ochoty na drinka – skłamała Nija. – Szukam Kaplicy.

– Wyświetl sobie – prychnął. Zamrugał szybko. Znowu wyglądał, jakby dostał drgawek. – A, nie możesz, bo…

– …nie mam monitora. To gdzie mam szukać tego ostatniego namaszczenia?

– Wchodzisz do paszczy smoka i idziesz w lewo, aż dojdziesz do niebieskich zasłon. Mają tabliczki. Poczekaj! – zawołał za nią, kiedy odwróciła się, żeby odejść. – Muszę sprawdzić twoją rezerwację. Wszystko ręcznie, skoro nie masz monitora. Chyba będziesz musiała się gdzieś podpisać? Nie wiem, nigdy nie obsługiwałem kogoś takiego. Dlaczego nie nosisz monitora?

– Podpiszę się, jak będę wracać, może być?

Gość poczochrał się ramieniem po uchu. Coś go niepokoiło, ale jednocześnie chciał jak najszybciej wracać za okulary. Nie mogła go za to winić, świat bez nich naprawdę nie był warty oglądania. Oparła się niedbale o ladę, kładąc rękę na biodrze. Chłopak gapił się na nią bezwstydnie.

– Dobra – odpowiedział. – Jestem Enit. Może skoczymy do zielonego dystryktu, jak już wyjdziesz?

– Pewnie – rzuciła beznamiętnie Nija, wiedząc, że kiedy chłopak obejrzy to wspomnienie w swoich okularach, ona będzie brzmieć na zachwyconą i chętną.

– Gestel – odparł uradowany i wcisnął okulary na nos, wracając do nucenia swojej melodyjki.

Pewnie będzie na nią czekał, być może nawet jej szukał. Niech sobie szuka. Nija poszła we wskazanym kierunku, przepychając się przez upojonych muzyką ludzi. Nim jeszcze dotarła do Kaplicy, wiedziała, że coś jest nie tak. Nie potrafiła określić, co ją zaniepokoiło, zwyczajnie mogła poczuć się dziwnie na widok miejsca, w którym miała umrzeć. Głupia, głupia Nija. Przecież nie wydała tylu pieniędzy, żeby sterczeć w korytarzu pełnym niebieskich kurtyn. Przyszła tutaj, żeby zginąć. Jeśli spotkanie się nie powiedzie, rzuci się z dachu któregoś wieżowca.

Jednak Nija była gotowa na śmierć z nożem w brzuchu. To właśnie wybrała, przeglądając różne opcje na stronie dla mutualistów. Lubiła praktyczne rzeczy. Ona chciała umrzeć, a ludzie na forum szukali ofiar, chcąc legalnie kogoś zabić. Wystarczyło dobrać się w pary pod pryzmatem wspólnych preferencji. Nija napisała na swoim profilu: „Zwyczajny nóż, bez stymulacji i regulacji. Zwykły kuchenny nóż do krojenia mięsa”. Kiedy odezwał się Omondi, pytając, czy woli poderżnięte gardło, przebite serce czy wyprute jelita, Nija wiedziała, że znalazła swojego mordercę.

Być może połączyło ich coś więcej niż wspólne upodobania i to dlatego Nija wyczuła, że osoba czekająca na nią w Kaplicy nie jest człowiekiem, z którym się umówiła.

Korytarz był pusty i Nija chciała krzyknąć. Głównie po to, żeby usłyszeć echo swojego głosu. Potem dotarło do niej, że lepiej będzie wrzasnąć na nieproszonego gościa.

Podniosła ciężką kurtynę i weszła do małego, przytulnego pokoiku, kątem oka dostrzegając martwe piksele w hologramach kanap i poduszek. Ekran na wysokości jej brzucha nakazywał wybrać preferowaną scenerię. Nija wyzerowała wszystkie wskaźniki, a trzaski przestarzałego mechanizmu zabrały ze sobą sztuczny wystrój. Światło stało się mętne i rdzawe, a ściany blaszane, zimne i pozbawione jakichkolwiek ozdób. Na jedynym meblu, prostej pryczy – która chwilę temu była jeszcze wielkim, puchowym łożem – siedział samotny człowiek. Przycupnął niespokojnie, w każdej chwili gotów poderwać się na równe nogi. Nie wyglądał, jakby przyszedł tutaj z własnej woli, lecz jakby ktoś zmusił go do czekania na Niję, na której widok drgnął i głośno zaszurał butami o betonową podłogę.

Kiedy Nija przełknęła swój krzyk, poczuła się tak obojętnie, że przeszła jej ochota na cokolwiek. Później dopadł ją nagły wstręt, a potem współczucie. Towarzyszyło jej zawsze, gdy widziała młodego mężczyznę z różnokolorowymi soczewkami.

– Cześć, Sut – rzuciła chłodno.

– Nija, na boga. – Suterland często wzywał boga, co mogło znaczyć, że wierzy we wszystkich lub w żadnego. Wstał, a potem usiadł ponownie. Jego soczewki błysnęły w mdłym piwnicznym świetle, twarz miał straszliwie bladą. – A więc naprawdę przyszłaś. Umówiłaś się z kimś, żeby cię… Przyszłaś, by…

– Umrzeć. Serio, Sut, to nie jest takie trudne słowo. W swojej pracy na pewno używacie trudniejszych. Kto by pomyślał, że taki porządny przesiewacz jak ty pracował kiedyś dla paskudnego k-nadzoru.

– To nie ja jestem człowiekiem, który miał tutaj na ciebie czekać – oświadczył Suterland, mający w zwyczaju wygłaszanie oczywistości. Biedaczyna zawsze był przekonany, że wcale nie należą do oczywistych. Zawsze musiał być ktoś, z kogo śmiali się wszyscy inni, a ta niewdzięczna rola przypadła akurat najbardziej szczeremu i naiwnemu człowiekowi, jakiego znała Nija. – Zmieniłem czas waszego spotkania – wyznał Suterland z nutą wstydu w głosie. – Myśli, że ma być tutaj za godzinę.

– W takim razie kupiłeś mi godzinę życia. Dziękuję, ale nie trzeba było. Nie sądzę, żeby cokolwiek, co chcesz mi powiedzieć, miało trwać aż tak długo. – Rozejrzała się, ale jeśli chciała ulżyć nogom, musiała usiąść obok rozdygotanego Suterlanda. Nie mogła się na to zdobyć, stała więc dalej w drzwiach. – Chcesz drinka?

– Drinka? – spytał, zrozpaczony.

– Podobno tutejsze specjały wypalają żyły.

Zaczerpnął powietrza, żeby stłumić jęk.

– Nie. Boże, Nija. Nie chcę drinka. Musisz mnie wysłuchać. Ja… Nie wiem, jak powinienem zacząć. To znaczy, wiem, co muszę ci powiedzieć, ale…

Nija zrozumiała, dlaczego dał sobie aż godzinę. Mężczyzna musiał dostrzec jej minę, bo umilkł. Kolorowy płyn w soczewkach wirował niespiesznie po całej powierzchni jego oczu. Być może wlewał sobie litry jakiegoś apatycznego świństwa, a może tak wyglądała jego reakcja na stres.

– Suterland, proszę cię, wyjdź stąd.

– Nie, posłuchaj, musisz…

– Nic nie muszę. O to właśnie chodzi. W końcu nic już nie muszę.

– Nija…

– Wyjdź! – krzyknęła.

– Chodzi o twojego ojca.

Wiedziała. W chwili, kiedy zobaczyła jego bladą twarz. Fala wściekłości, która rozeszła się po jej ciele, zostawiła po sobie posmak krwi w ustach.

– Nie chcę tego słuchać. Zostaw mnie. Inaczej wezwę paralizatory. Oni naprawdę lubią to miejsce, mają nawet dzieciaki z niektórymi z tutejszych dziewczyn. Nie przestraszą się żadnego durszlaka.

Suterland nie ustąpił, co w jego przypadku było wyjątkową odwagą.

– Twój ojciec miał wypadek podczas zlecenia. Osiewał odbitkę, ale doszło do zwarcia. Spięcie spaliło jego monitor. Jakimś cudem przeżył śmiertelną dawkę porażenia, powiedział, że to nic takiego i próbował wrócić do odsiewania, ale zatruł się środkami przeciwbólowymi. Tymi naprawdę mocnymi, od naszego Resortu. Nie wiem, dlaczego wziął aż tyle… Wiedział, że…

– Po co mi to mówisz?

Ukrył twarz w dłoniach. Głos, który wydobywał się spomiędzy rozcapierzonych palców, brzmiał jak szloch.

– Ja miałem tam lecieć, nie on. To było moje wezwanie. Poszedłem do niego, bo nie miałem odwagi się tam stawić. Obóz pełen odbitek… Myślałem… Bałem się, że… zobaczę tam… drugiego mnie. Każdy się tego boi. Przecież każdy by oszalał, jeśli spotkałby kopię samego siebie. Rozumiesz mnie, prawda?

„Proszę, powiedz, że nie jestem tchórzem”, błagało echo jego słów. Nija usiadła po przeciwnej stronie zimnej pryczy.

– Wyłącz soczewki.

– Co?

– Chcę zobaczyć twoje prawdziwe oczy. Nigdy mi ich nie pokazywałeś.

Opuścił ręce.

– Nie… nie mogę ich wyłączyć. Mam… Mam leukomę. Bielmo, na obu oczach. Bez nich nie widzę. – Odwrócił głowę, jakby jej wzrok go oparzył. Odetchnął parę razy, a potem Nija przestała słyszeć jego oddech. W pokoju zapanowała cisza, dobiegał ich tylko stłumiony hałas klubowej muzyki. – Nie przyszedłem tutaj, żeby namawiać cię, żebyś zmieniła zdanie – podjął spokojniejszym głosem Suterland. – Myślałem, że tego właśnie chcę, ale nie mam prawa mówić ci, co masz robić. – Wstał, powoli. Zwykle poruszał się jak spłoszone zwierzę i ta nagła zmiana wydała się Niji fałszywa. – Chciałem tylko, żebyś usłyszała o tym, zanim… Zanim umrzesz. Dlatego przełożyłem spotkanie. Nie odwołałem go, chociaż mogłem to zrobić.

Czy w jego głosie pobrzmiewała przechwałka? Nim Nija zdążyła ją rozszyfrować, nuta zniknęła. Wbiła paznokcie w kolana, żeby poczuć ból.

– Nie możesz tak po prostu pojawiać się i psuć mi planów.

– Śmierć nie jest planem. Przecież to niesprawiedliwe. – Jego twarz skrzywiła się, kiedy próbował zrozumieć, że ktoś mógłby chcieć dobrowolnie się zabić. – Nija, wiem. Możesz to przełożyć.

– Przełożyć umieranie?

Kiwnął sztywno głową.

– Jaką śmierć wybrałaś? – zapytał.

Musiał wiedzieć. Skoro użył jej konta, żeby zmienić czas spotkania, musiał sprawdzić szczegóły zaplanowanego mordu, zerknąć na licencję, podpisy i wszystko, co dotyczyło przyszłej śmierci Niji Arden. Dlaczego więc pytał? Czy chciał usłyszeć to od niej, czy też dawał jej szansę na okazanie skruchy? A może kłamał, i tak naprawdę przyszedł tutaj, żeby zmusić ją do zmiany decyzji? W końcu odsiewał ludzi. Potrafił manipulować ich uczuciami. Był durszlakiem, przez jego kable przechodziły ludzkie problemy, zostawiając w umyśle pacjenta jedynie przykry posmak. I choć Suterland był najgorszym przesiewaczem na świecie, wciąż był jednym z nich.

– Nóż – odpowiedziała głucho. – Wbity w brzuch, trochę poniżej mostka. Nie wyjmie go, póki nie umrę. Będzie czekał przy moim boku. Będzie płakał, naprawdę płakał. Mówił, że zawsze to robi. Po wszystkim zmienia scenerię na jesienny las. Martwe liście grzebią martwego człowieka, zabierają go ze sobą tam, dokąd same idą. Chcę pójść z nimi, Sut.

Suterland wysłuchał tego z zaciśniętą szczęką. Choć wyglądał na złego, jego złość zdawała się być wycelowana w niego samego. Soczewki stężały, zmieniając kolor na zupełnie czarne. Wyglądało to tak, jakby pękły mu źrenice, a przypominająca atrament ciecz rozlała się po powierzchni oczu.

– Twój ojciec… – zaczął.

– Nie dba o to, co się ze mną stanie. Sam mi to powiedział, ostatni raz, kiedy go widziałam.

– A czy ty dbasz, co się stanie z nim?

Muzyka wydała się Niji odrobinę głośniejsza. Zdawała się wstrząsać ścianami, wyginać stare płyty szarej blachy. Wtem, w jednej chwili, to miejsce wydało się Niji paskudne. Zawsze wiedziała, że takie jest, jednak teraz w pełni to do niej dotarło, odrażające, podłe i ohydne, służące tylko do jednego. Może i Nija chciała umrzeć, ale nie tutaj. Światło wydawało dźwięk podobny do szczękających z zimna zębów. Lepki półmrok kleił się do ciała jak brud, który można odrywać paskami ze skóry. Nija spojrzała na swoje ręce, zamęczone głodówką dłonie o chudych, kościstych palcach, z których każdy unosił się i opadał we własnym rytmie, jakby usiłując uspokoić się przed tym, co miało nastąpić.

Jej drżące dłonie chwyciły ciepłe przedramiona.

Suterland patrzył na nią białymi oczami niewidomego człowieka.

Nija chciała krzyczeć, chciała zdzielić go w twarz, jego albo siebie, chciała wypić drinka wypalającego żyły, dwa, cztery, dwanaście… Poczuła łzy napływające do oczu i otarła je rękawem, choć przecież nikt prócz niej nie mógł ich zobaczyć.

– Co niby zrobimy? – zapytała. Gardło miała ściśnięte. – Pójdziemy do mojego ojca i co potem? Przebaczy mi, czy raczej mnie wyklnie? A może umrze, kiedy będę trzymała go za rękę, a ja do końca życia będę się za to winić? No, Sut? Czy wszystko będzie dobrze i jednak przekonam się, że życie jest piękne? – Głos jej się załamał, ironia zabrzmiała jak pytanie wystraszonej dziewczynki. – Odpowiedz mi, do cholery. Co teraz zrobimy?

– Nie wiem – odpowiedział krótko ślepiec. – Ale zanim stąd pójdziemy, zostaw tutaj swoje stare ciało, dobra?

Gdy morderca Omondi wszedł do Kaplicy dla umierających, zastał jesienny las, gdzie suche, czerwono-złote liście stawały się stosami pogrzebowymi zabitych nożem ludzi. Było ich naprawdę wiele i wszystkie wyglądały podobnie, spadające w nieskończoność, wirujące w powietrzu liście, usypujące sterty w kształcie leżących ludzkich ciał.

Morderca uniósł prostokątną maskę pracownika k-nadzoru, żeby przeczytać liścik zostawiony na najbliższym z kopców.

 

Spieszyło mi się, możesz już wyjąć nóż.”

Koniec

Komentarze

No cóż, Żon, nie zrozumiałam. A już najbardziej nie zrozumiałam, dlaczego Nija chciała umrzeć.

 

całe życie bała się lu­strza­nych kon­tro­l­nych, ma­ja­czą­cy­mi z da­le­ka pro­sto­kąt­ny­mi ma­ska­mi i dwoma świe­tli­ka­mi za­miast oczu. –> Chyba miało być: …kon­tro­l­nych, ma­ja­czą­cy­ch z da­le­ka…

 

Ścia­ny za­uł­ku były po­kry­te re­kla­ma­mi. –> Ścia­ny za­uł­ka były po­kry­te re­kla­ma­mi.

 

Ofe­ru­je­my trans ka­su­ją­cy zmar­twie­nia!Jesz­cze dzi­siaj–> Brak spacji po wykrzykniku.

 

W środ­ku dud­ni­ła mu­zy­ka, do któ­rej ha­ła­śli­wie ba­wi­li się stło­cze­ni lu­dzie… –> Raczej: W środ­ku dud­ni­ła mu­zy­ka, przy któ­rej ha­ła­śli­wie ba­wi­li się stło­cze­ni lu­dzie

 

szarp­nę­ła za zwi­sa­ją­cy mu z nosa kabel, tak mocno, że oku­la­ry spa­dły mu z nosa i za­wi­sły idio­tycz­nie na jego pod­bród­ku. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

– Wy­świetl sobie.Prych­nął. –> – Wy­świetl sobie – prych­nął.

 

Gość po­dra­pał się ra­mie­niem po uchu. –> Jak to zrobił? Czy miał ramię z pazurkami?

A może: Gość poczochrał się ra­mie­niem po uchu.

 

Wy­star­czy­ło do­brać się w pary pod pry­zma­tem wspól­nych pre­fe­ren­cji. –> Czy pryzmat, który rozszczepia, jest aby dobrym patronem wspólnych preferencji?

 

Zwy­kły ku­chen­ny nóż do kro­je­nia mięsa.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Za­czerp­nął po­wie­trze, żeby stłu­mić jęk. –> Za­czerp­nął po­wie­trza, żeby stłu­mić jęk.

 

za­bie­ra­ją go ze sobą tam, gdzie same idą. –> …za­bie­ra­ją go ze sobą tam, dokąd same idą.

 

Jej drżą­ce przed­ra­mio­na chwy­ci­ły cie­płe dło­nie. –> Nie wydaje mi się to możliwe. Myślę też, że chude i kościste dłonie chyba nie będą ciepłe.

Proponuję: Jej drżące dłonie chwyciły ciepłe przed­ra­mio­na.

 

suche, czer­wo­no-zło­te li­ście wzno­si­ły stosy po­grze­bo­we za­bi­tych nożem ludzi. –> Nie wydaje mi się, aby liście wznosiły stosy.

Proponuję: …suche, czer­wo­no-zło­te li­ście stały się stosem pogrzebowym dla za­bi­tych nożem ludzi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Ja też nie skumałam. Ani, dlaczego Nija chciała umrzeć, ani końcówki. Popełniła samobójstwo nożem, którego chyba nie miała? Kumpel jej pomógł? Upozorowała własną śmierć?

A jeśli chciała umrzeć, to dlaczego w taki dziwny sposób. Nie chodzi mi o nóż, tylko o szukanie mordercy.

Ale czytało się nieźle.

Babska logika rządzi!

Co wy tak po nocy, dziewczyny?

 

Cóż, rzeknę tak trochę niesprawiedliwie, ale od serca – nie ma znaczenia, czemu Nija chciała umrzeć. Po pierwsze, wyjaśnienie motywacji byłoby albo infodumpem, albo czymś, czego żaden logiczny umysł nie kupi, bo brakuje tutaj tła, z którym nie chciałam się szamotać. Po drugie nie widziałam potrzeby, żeby dawać jej jakiś konkretny powód.

 

Trochę tak jak ze skoczkiem na moście, grunt, żeby przekonać go, żeby z niego zszedł, potem można wysłuchać jego historii. I to właśnie zrobili Suterland z Niją.

 

Czemu chciała umrzeć? Bo ktoś inny chciał zabić, takie wydajne i legalne połączenie przyszłościowego świata ;)

 

No ale cieszę się, że wpadłyście. Kiedy ja w końcu napiszę coś zrozumiałego? :(

Kiedy ja w końcu napiszę coś zrozumiałego? :(

Może już jutro. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytałam na komórce, więc łapanki nie zrobię, ale przyznam, że czytało się bardzo dobrze. Ino że też pozostałam z takim wielkim pytajnikiem w głowie: dlaczego?

 

Świat jest całkiem fajnie zarysowany, zwłaszcza jak na tekst dość krótki (tak!), intrygujący, włożyłaś w niego chyba trochę wysiłku, są nawet świetne szczegóły, jak nazwa pyrgopolis czy te trzy nazwy na cień (miałam takie przeczucie przy Skii, a potem okazało się, że słusznie!). Ale z fabułą wrzucasz czytelnika tak bardzo in medias res, że czuje się trochę wykiwany, bo tak naprawdę nie wiem, jak ten świat funkcjonuje, jakie są jego bolączki, dlaczego ludzie wpadają w deprechę i chcą umierać? Niby czytało się trochę ponurej futurologii, więc można się domyślać – ale np. nie wiem, czy dobrze czytam trop z brakiem monitora, że wtedy wprawdzie widzi się rzeczywistość, czyli jakoś tam jest się prawdziwym, ale zarazem rzeczywistość jest tak dołująca, że nie chce się żyć?

 

Suterland jest dla mnie bardziej przekonującym bohaterem, lepiej napisanym niż Nija. Ona wydaje mi się trochę wydumana, on – bardzo prawdziwy.

 

Ergo: świetne do czytania, doskonały punkt wyjścia dla intrygującego świata i fabuł, ale tu – niedosyt.

http://altronapoleone.home.blog

Jutro czyli dzisiaj, jak już zabiorę się za poprawki :)

Jutro to jest jutro, czyli wtedy, kiedy się obudzę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Mnie się wydaje, że samobójstwo to poważna sprawa i trzeba mieć jakiś powód. Nawet głupi – jak młody Werter. U któregoś Dukaja ludzie popełniają samobójstwa, bo jest narkotyk dający bezbolesną śmierć. A skoro przetestowali już tyle różnych dragów, to dlaczego nie ten?

Nija nie wygląda, jakby miała depresję – rozmawia z ludźmi, wyrywa barmanowi okulary z amfą (fajny pomysł, BTW), starannie omawia detale z mordercą. Bez powodu śmierci wydaje się jakaś wybrakowana.

Babska logika rządzi!

szarpnęła za zwisający mu z nosa kabel, tak mocno, że okulary spadły mu z nosa

Odwrócił głowę, jakby jej wzrok ją oparzył.

A nie jego?

Jej drżące przedramiona chwyciły ciepłe dłonie.

Co się tutaj wydarzyło?

Też niewiele zrozumiałem. Brakuje tła i brak motywacji i wiedzy o bohaterce dziwnie kontrastuje mi z dość dobrze podanym światem. Nie jestem też fanem słowników, wolałbym żeby informacje kim jest przesiewacz wynikały bezpośrednio z tekstu niż ze słowniczka na początku. Bohaterka trochę rozchwiana emocjonalnie od mam ojca gdzieś i idę się zabić, bo tak, do dobra Sut, chodźmy stąd, umrę sobie kiedy indziej.

Świat ciekawy i napisane, że czyta się samo, ale niestety pozostawia z wielkim znakiem zapytania.

jeśli wierzyć tym, którzy mieli jeszcze w głowie prawdziwą pamięć.

Dobre.

 

ogromny miastowy mrok.

Raczej miejski. A w ogóle to ciut niezręczne zdanie.

 

Nija rozkoszowała się tą perspektywą, przynajmniej na jakiś czas.

Myślę, że przez jakiś czas.

 

Normalnie byłoby to skrajnie niemożliwe

“Niemożliwy” to wartość dyskretna w systemie binarnym, nie ma tu miejsca na skrajności.

Pokazała obraźliwy gest dzieciom sprzedającym narkotyki

Fajne budowanie świata, ale dzieciom dość łatwo zabrać narkotyki :P Dorośli muszą czuwać w bramie.

– Gestel – powitała go, wrzeszcząc.

Fajne powitanie. Na czym zbudowałaś to słówko?

Mam zastrzeżenie do tego, jak stosujesz imiesłowy, czasem zgrzytają mi te konstrukcje. “Wstał, sapiąc” sugeruje jednoczesność dwóch powiązanych czynności. “Powitała, wrzeszcząc” brzmi jakby witanie i wrzask były rozłącznymi działaniami. 

Ja wiem, że czasami tego rodzaju konstrukcja pasuje, ale raczej rzadziej niż częściej. Piszę o tym, bo przypominam sobie, że lubisz używać takich zdań.

Gość kiwał się do rytmu głośnej muzyki i mruczał pod nosem melodię wcale nieprzypominającej tej okładającej ściany i sufit.

Nieprzypominającą, a “okładanie ścian i sufitu muzyką” nie brzmi dobrze na moje ucho, choć niewątpliwie jest to obrazowa metafora.

– Hej, naświetleńcu. Mówię do ciebie.

Fajne.

Suterland często wzywał boga

Donald czy Keither? 

Zdrobnienie z tego imienia wypada niedobrze w ponurym opowiadaniu.

Nie rozumiem zakończenia. Nic w tekście nie sugeruje, na czym miałoby polegać “pozostawienie starego ciała”. Pozostawiony przez Niję entourage sugeruje samobójstwo, lecz wobec tego wizyta Suterlanda byłaby bezcelowa.

Wydaje mi się zatem, że “pozostawienie ciała” odwołuje sie do czegoś, czego nie ma w tekście.

Fajny klimat, lubię mroczne dystopie. W dialogu jest napięcie dramatyczne, w bohaterach jest jakaś treść zapisana między wierszami.

Sądzę, że Suterland czuje się winny wobec kolegi, więc chce powetować mu kalectwo przynajmniej w ten sposób, że wyciągnie z bagna jego córkę.

Wydaje mi się, że samobójstwo Niji to bunt przeciwko światu iluzji i sensorycznego przesytu. Zażyczyła sobie zwykłego noża bez wirtualnych modyfikacji, więc sądzę, że pragnienie śmierci jest wołaniem o autentyczne przeżycie, coś prawdziwego w świecie makiet.

O puencie mogę już wyłącznie spekulować, bo naprawdę nie wiem, co chciałaś powiedzieć.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Po pierwsze, garść podziękowań dla czytających! Wisielcu, rozumiem, że tym razem okazało się warte klika? :) 

 

Bardzo bym chciała dożyć czasów, w których moje teksty będą bronić się same, ale skoro ta chwila jeszcze nie nadeszła (;_;), to interweniuję. Przyznam jednak, że na część waszych pytań można znaleźć odpowiedzi w opowiadaniu.

 

Drakaino, cieszę się, że doceniasz nazwy! Z cicha liczyłam, że zmrużysz w podejrzeniu oczy, widząc grekę :>

 

“czy dobrze czytam trop z brakiem monitora, że wtedy wprawdzie widzi się rzeczywistość, czyli jakoś tam jest się prawdziwym, ale zarazem rzeczywistość jest tak dołująca, że nie chce się żyć?”

 

Tak jest, Nija nie ma monitora nie bez powodu. Świat wydaje się Niji paskudny. Czy taki naprawdę jest? Ciężko mi ocenić, ale trzymałam kciuki, żeby wyglądał na interesujący, wiążę z nim ambitne nadzieje.

 

Finklo, fakt, ale człowiek z depresją może sprawiać pozory najszczęśliwego na świecie, rzucać śmieszkami, snuć publicznie plany na przyszłość, itd, jednak wiadomo, jak jest w rzeczywistości. Nija jest zdeterminowana, żeby umrzeć tak, jak sobie to postanowiła – żeby morderca dźgnął ją nożem – więc zwyczajnie nie zwraca uwagi na resztę świata, chce jedynie dotrzeć do Kaplicy i zginąć. Kiedy zdaje sobie sprawę, że w środku czeka ktoś inny niż morderca, ma mini załamanie nerwowe.

 

Wydaje mi się, że przyszłościowy świat niesie ze sobą tyle depresyjnych i niepokojących wizji, że kryzys jednostki można sobie dopowiedzieć w dowolny sposób – bardziej chodziło mi o to, jak ludzie decydują się umrzeć, jakie są ku tego sposoby i, summa summarum, czy istnieją tacy, co jednak zmieniają zdanie (co zrobiła Nija na końcu). Nie wiem, czy tłumaczę z sensem, ale mam nadzieję, że zalepiłam choć kawałek dziury w opowiadaniu ;)

 

 

AC, tam w tekście też jest o tym, co robi przesiewacz :) Do słownika dorzuciłam zapobiegawczo, również nie jestem jakimś ogromnym fanem tłumaczeń, ale nie chciałam rzucać was w gotowy świat bez żadnego koła ratunkowego pod ręką.

 

 

Wisielcu, o dzieci sprzedające narkotyki się nie martw, ktoś zawsze nad nimi czuwa. Narkotyki są dużo cenniejsze niż dzieci. Będę siedzieć nad Twoimi uwagami, jak zawsze cenne ;)

 

Interpretacja bez zarzutu. Szczególnie to, co napisałeś tutaj:

“Wydaje mi się, że samobójstwo Niji to bunt przeciwko światu iluzji i sensorycznego przesytu. Zażyczyła sobie zwykłego noża bez wirtualnych modyfikacji, więc sądzę, że pragnienie śmierci jest wołaniem o autentyczne przeżycie, coś prawdziwego w świecie makiet.”

 

Oto jest motyw samobójstwa Niji, niby nic, a jednak coś. Bardzo mnie cieszy, że wycisnąłeś z tekstu odpowiedź.

 

Hmm, co do zakończenia…

 

“– Nóż – odpowiedziała głucho. – Wbity w brzuch, trochę poniżej mostka. Nie wyjmie go, póki nie umrę. Będzie czekał przy moim boku. Będzie płakał, naprawdę płakał. Mówił, że zawsze to robi. Po wszystkim zmienia scenerię na jesienny las. Martwe liście grzebią martwego człowieka, zabierają go ze sobą tam, gdzie same idą. Chcę pójść z nimi, Sut.”

+

“Gdy morderca Omondi wszedł do Kaplicy dla umierających, zastał jesienny las, gdzie suche, czerwono-złote liście wznosiły stosy pogrzebowe zabitych nożem ludzi.”

+

Spieszyło mi się, możesz już wyjąć nóż.”

 

Morderca czuwał przy swoich ofiarach, dopóki nie umarły, wtedy dopiero wyciągał nóż. Suterland radzi Niji, żeby zostawiła swoje “stare ciało” dla gościa, który ma ją zabić (że faktycznie to zrobiła, a morderca nie musi już jej szukać), ona się zgadza. Zmieniają wystrój na jesienną scenerię i odchodzą, zostawiając liścik, z którego wynika, że Nija poradziła sobie sama. Dodam, że to całe mordowanie (szukanie par) ma związek nie tylko czysto praktyczny, ale również psychologiczny: fetyszysta, szaleniec, itp, może na legalu dać upust swoim pragnieniom. Omondi “płacze, zabijając”, więc jest to dla niego coś wyjątkowego, jakiś rodzaj terapii, gość na pewno chciał pomóc Niji.

 

Tymczasem ona zostawia za sobą swoje problemy, grzebiąc je pod liśćmi, godząc się wyjść z klubu z Suterlandem.

No to ja czekam na jakąś większą całość z tego świata.

 

A chwilowo widzę to tak: Nija ma deprechę, bo widzi świat, jakim jest, a jest on dołujący. Ergo postanawia się zabić, a Suterland (ani Kiefer, ani Donald, bo nie ma h po t :P) wcale nie jest takim złym przesiewaczem, za jakiego uchodzi, ponieważ najwyraźniej właśnie to mu się udaje – przesiewa Niję.

Z ciałem – zakładam, że tam jest fantom z nożem w brzuchu (na szczęście nie nużem w bżuhu), a ona sobie poszła z Suterlandem.

Jaki poziom trafienia?

http://altronapoleone.home.blog

No, ktoś w końcu kpi z nuża w bżuhu! Czekałam :) Poszła z Suterlandem, poszła. Ciało pod liśćmi jest metaforyczne, a czy Suterland przesiał Niję – bardzo ciekawa teoria, i jaka ładna, taka wręcz poetycka. Poziom trafienia?

Poziom trafienia?

W intencje autorskie :D

 

PS. Ostatnio czytałam Anatola Sterna o Apollinairze, z całkowicie dziwacznych powodów, więc z futurystami jestem na bieżąco.

http://altronapoleone.home.blog

To “stare ciało” jest mylące, bo w cyberpunkowym, transhumanistycznym sztafażu wydaje się sugerować jakąś korporalną przesiadkę, a nie symboliczne “porzucenie problemów”.

Wisielcu, rozumiem, że tym razem okazało się warte klika? :) 

Tak :) Narzekałem na poprzednie nie dlatego, że było źle napisane, ale dlatego, że brakło w nim substancji. Tym razem mnie zaspokoiłaś.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

w cyberpunkowym, transhumanistycznym sztafażu wydaje się sugerować jakąś korporalną przesiadkę

Po moim tekście na Słuchowisko na razie porzucam koncepcję transhumanistycznych przesiadek i wdziewania kolejnych ciał jak płaszczy :)

 

Nie odpowiedziałam na “gestel”. Dokładnie nie pamiętam, skąd się wzięło, ale na pewno było zlepką dwóch innych słów w języku afrikaans, z którego korzystam w zapożyczeniach mojego slangu, przekleństw i drobnych powiedzonek tej podlejszej części miasta. Btw, pismo na neonowym gifie też jest self-made. Jak mówiłam, mam już napisany spory kawałek tego dystopijnego świata.

 

Drakaino, jesteś całkiem niezłym snajperem, jeśli o to chodzi. Wszystkie poukrywane między wierszami metafory mogą spokojnie zacząć drżeć ze strachu :) Ale skoro taka jedna niepozorna Nija chce się dźgnąć tylko dlatego, że widzi świat, takim, jaki jest, to czy na pewno chcesz poznać więcej tego futurystycznego paskudztwa? :D

Jesteś niezwykle płodna :) 

Saga dark fantasy, dwa opowiadania w tym tygodniu, słyszę, że rozpakowałaś dystopijne uniwersum z własnym slangiem, patrzę na betalistę, a tam też Żongler.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Żongluję jak mogę! Już niedługo akademicka niedola…

Nie zrozumiałam :(

Przynoszę radość :)

Przykro mi :( Może komentarze podpowiedzą? Ale bardzo mi miło, że poświęciłaś czas.

To,  że motywacje głównej bohaterki są bliżej nieokreślone, jeszcze można znieść, ponieważ faktycznie nie ma to znaczenia dla opowiadania. Ale już zakończenie sprawia wrażenie, że w tekście widnieje duża dziura, mająca na celu znaczne skrócenie opowiadania.

Przez to odbiór dzieła zostaje zaburzony i zabarwiony negatywnie. Może byłoby to dobre, gdyby Autor dłużej nad tym popracował.

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Tak, komentarze wyjaśniają, miałam na myśli to, że z tekstu niewiele wyciągnęłam informacji, o co tak naprawdę chodzi.

Ale czytało mi się nieźle :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się, że przynajmniej czytało się okej :)

 

Pietrku, o jaką dziurę fabularną Ci chodzi? Bo zapewniam Cię, że nic tutaj nie zostało przyspieszone. Według mnie wszystkie informacje potrzebne do właściwej interpretacji zakończenia są w tekście.

 

Opowiadanie poprawione, dziękuję Reg, Ac i Wisielcowi za łapankę!

Świat z kolorami i benzynowymi soczewkami – miodzio.

 

Bohaterka za to nie wzbudziła we mnie żadnych emocji – tinder dla samo/zabójców fajny, ale mam za mało danych, by odczuć jakoś wagę jej decyzji – ani tej o samobójstwie, ani tej o życiu. To już Suterland jest bardziej ludzki – mimo, że zamonitorowany. 

 

Ale zanim stąd pójdziemy, zostaw tutaj swoje stare ciało, dobra?

To jest bardzo trans– ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Tindery i trans… Znaczy, że jestem poprawna politycznie i nowoczesna? Juhu! Gdzie jest moja popularność? Dajcie mi moją zasłużoną atenszyn!

 

Dobrze, że choć Suterland się udał ;)

Rzeczywiście jest gęsto i trochę niewyraźnie. Lubię, gdy autor wrzuca mnie w taki gęsty, obcy świat, w wir wydarzeń, emocji, i wymaga od czytelnika, by sobie poskładał to wszystko w całość, dopowiedział, osadził w kontekście i konwencji. Ale autor musi pamiętać, że jest cienka granica między historią potencjalnie “dopowiedzialną" i taką, która pozostaje niezrozumiała. Czasem czytelnik może się nie odnaleźć w świecie lub historii, bo poziom niezamierzonej dwuznaczności i niejasności będzie zbyt wysoki. To jak z meblami z Ikei. Są takie fotele, z których powstały po drodze szafki i komody ;)

Do czego zmierzam. Miałem spory problem z zakończeniem i tylko lektura komentarzy rozjaśniła mi obraz. Rzuciłaś kilka kwestii w tekście, które odebrałem zbyt dosłownie. Jeden z przykładów podał Wisielec. “Zostaw stare ciało”, brzmiało zbyt dosłownie w świecie cyberpunkowym. Transfer osobowości? Transfer do wspomnianych wcześniej odbitek (swoją drogą ciekawy ślad)? No i dlaczego “możesz wyjąć nóż” skoro go nie wbił przecież. Taka przenośnia? Strasznie zagmatwana.

Namieszałaś niestety nieco za bardzo i to powoduje w finale zagubienie u odbiorcy. I jest to, przykro mówić, pewnego rodzaju porażka autora. To nie komentarze i słowniczki mają nam wyjaśniać o co chodziło autorowi. Ma to wynikać z tekstu. A wszystkie niedopowiedzenia i “zamazania” powinny się w finale wydać jasne i wywołać u czytelnika zadowolenie z własnej inteligencji i przenikliwości.

I nie jest to na pewno wina czytelnika, że nie połapał się o co chodzi – mamy tutaj na forum starych wyjadaczy fantastyki wszelkich gatunków, i jeśli oni mają problem z interpretacją, to znaczy, że opowiadanie jest zwyczajnie niezrozumiałe.

Pochwały należą się za wykreowany świat, udanie zbudowany, ciężki klimat i kilka ciekawych smaczków (językowych, gadżetowych, scenograficznych itd.). Lubię takie gęste, zakręcone i mroczne wizje. Warsztatowo jest dobrze, pomysły masz fajne (dlatego klikam do biblioteki). I nawet fabuła tej krótkiej scenki wydaje się zamknięta mimo otwartego poniekąd zakończenia. Może troszkę przeszarżowałaś w budowaniu tego dołującego, brudnego świata i klimatu, ale optymistyczne zakończenie równoważy w pewien sposób odbiór całości.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Przede wszystkim dziękuję za obszerny komentarz i klik, szczególnie zależało mi na informacji zwrotnej co do światotwórstwa. W takim futurystycznym klimacie łatwo wpaść w doły ze schematami i leźć za fabularnymi drogowskazami, które nigdzie właściwie nie prowadzą. Starałam się wpleść coś nowego – przynajmniej dla mnie, osoby, która dopiero zaczyna z sci-fi – więc postawiłam na zabawę z onomastyką, a następnie poczułam się winna, że tak ciskam całością w niewinnych. Dlatego powstał słownik.

 

Wydaje mi się jednak, że tekst nie zawsze musi być jasny i klarowny, żeby być dobry. Wiele zależy od interpretacji czytelnika – ich kreatywność i umiejętności analizowania nigdy nie będą równe, więc nie sposób jest pisać pod jakąkolwiek większość. Dla niektórych jedne rzeczy wynikają z tekstu, inni potrzebują dosadniejszych wskazówek. Ja piszę tak, jakbym chciała, żeby pisano dla mnie – lubię teksty z ukrytymi znaczeniami (choć ten akurat, imo, do takich wcale nie należy), lubię uchylone furtki zakończeń i szczegóły, które ktoś spostrzegawczy i dociekliwy połączy w logiczne teorie (przykłady z sufitu: czy Decard jest replikantem, czy Bran Stark jest Nocnym Królem lub to, czy Ed, Edd i Eddie tak naprawdę nie żyją), oczywiście nie porównuję tego opowiadania do pełnokrwistych klasyków gatunku, twierdzę jednak, że można eksperymentować z dawkowaniem informacji bez poczucia winy. Lubię wyjść z kina z mnóstwem pytań w głowie, a potem mieć satysfakcję z układania klocków i interpretowania kluczy, które przecież zostawia się nie bez powodu. Dodam, że niektórzy z powyższych czytających poradzili sobie z tekstem bez mojej pomocy ;) Podsumowując to marudzenie, Panie Marasie, nie nazwałabym tego tekstu moją porażką :/ Przyznam, że jestem z niego całkiem zadowolona.

Nie, ten tekst na pewno nie jest porażką. Jest dobry. Nie klikałbym inaczej. Porażką nazwałem to, że autor nie poradził sobie z takim przedstawieniem swoich koncepcji, by czytelnik je zrozumiał. Co innego otwarte zakończenia, co innego ukryte znaczenia i kilka możliwych interpretacji, które wynikają z bogactwa tekstu, licznych jego poziomów, wieloznaczności, a zupełnie co innego niezrozumienie wynikające z niedokładności autora, który nie przewidział, że czytelnik pójdzie dalej w interpretacji, bo autor wprowadził go nieświadomie w błąd. Tak jest z przykładem przytoczonym przez Wisielca. Nie przewidziałaś, że takie sformułowanie wprowadzi zamieszanie. To było niezamierzone. I nie jest to przecież jakaś wartość naddana w tekście i trudno to nazwać wieloznacznością. To zwyczajna niedokładność. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Z niezamierzonych rzeczy mogą wyjść ciekawe teorie, które inaczej nigdy by nie powstały ;) Wolę poczytać o czymś, co może wynikać z tekstu, niż o tym, co faktycznie w nim jest. Ale oczywiście zgadzam się, że niedokładności nie sposób uniknąć. Ile razy było tak, że autor skanował tekst, robił łapankę za łapanką, misternie zalepiał luki fabularne, a koniec końców przeoczył coś, co mógł dostrzec tylko człowiek stojący z boku.

 

Wiem, że mogłabym dodać do tego tekstu wiele szczegółów, bardziej go “naświetlić”, ale później pewnie winiłabym się, że wepchnęłam za dużo farszu do tego pieroga. Grunt to wiedzieć, jak pisać, żeby nie przesadzić. I któremu czytelnikowi co smakuje… Może następnym razem uda mi się to wszystko pogodzić.

Kiedy przeczytałam (bardzo pobieżnie) Twój tekst była koszmarnie wczesna pora i prawdopodobnie dlatego niewiele z niego wyciągnęłam. Nie widziałam jakiś większych wad – poza tym, że Nija wydała mi się niezbyt przekonująca – ale też nie mogę powiedzieć, żeby opowiadanie mi się spodobało. Wydało mi się nieco chaotyczne, trochę przegadane, jednak dałam mu drugą szansę.

I wyszło zdecydowanie lepiej. Doceniłam klimat opowiadania, fajny pomysł i ciekawy świat. Może nie jest idealnie, bo wciąż towarzyszyło mi poczucie chaotyczności, jednak zalety przeważyły na tyle, że klikam. :)

 

Wybacz poślizg, Rosso! Dzięki, że dałaś opowiadaniu drugą szansę i koniec końców oceniłaś pozytywnie :)

Fajny świat zarysowałeś. Neonowy, kolorowy. Podoba mi się zarys oraz motywy, jak choćby ten z nową mową i napisami.

Ale podobnie jak reszta mam problem z zakończeniem. A wszystko przez bohaterkę. Chce popełnić samobójstwo – okej. Jednak jaka kieruje nią motywacja? Mam wrażenie, że jest ona raczej wymówką na zaprezentowanie świata. Przez to nie traktowałem jej na serio. Końcówka wyszła też bardziej mgliście niż zagadkowo. Podobnie jak poprzednicy, czuję, że coś mi umknęło, ale nie ma tego w tym tekście.

Tym niemniej świat podoba mi się na tyle, że klika dam :) Bo to całkiem przyjemny koncert fajerwerków był :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Oj, te motywacje… Wszystko musi być usprawiedliwione, widzę :) Dziękuję i cieszę, że świat się spodobał!

Ostatni kliczek za to, że się bardzo dobrze czytało i za świetnie wykreowany świat, w którym przyszło się zmagać Niji ze swoimi lękami egzystencjalnymi, które z nie do końca wiadomych przyczyn doprowadziły ją do samobójstwa, ale tekst chyba nie miał być o przyczynach, tylko o procesie. Znakomicie udało Ci się stworzyć w opowiadaniu dołujący, ciężki i depresyjny klimat, który doskonale pasuje do stanu ducha głównej bohaterki.

Bardzo mi miło, Katio, że Twoja interpretacja jest zgodna z moim założeniem (czyli co autor miał na myśli), co mnie niezwykle cieszy. Dziękuję za wizytę oraz za ostatniego zbawiennego klika :)

Przybyłem, przeczytałem, nie zrozumiałem :)

Cóż, każda wizyta cieszy! Komentarze powinny wyjaśnić wątpliwości. Chyba samozwańczo zaliczę się do autorów trudnych interpretacyjnie, stanę sobie obok Faulknera i takiego Kanta, co zwał swoje dzieła “suchymi, mrocznymi i do tego jeszcze rozwlekłymi” :)

Nie czytam komentarzy. Zamiast tego wolę uderzyć do kolejnego tekstu ;). A napisałaś jeszcze coś cyberpunkowego? 

Skoro nie czytasz, to odautorsko dorzucę, że tekst nie ma ukrytej między wieraszami głębi – końcowe “zostawianie ciała” to metafora. Opowiadanie to fragment większej cyberpunkowej całości, ale nie jest ona jeszcze skończona, choć możliwe, że coś z niej jeszcze zaprezentuję – świat wyszedł zaskakująco spójnie mimo mojej tendencji wplatania gdzie popadnie symboliki.

 

A napisałaś jeszcze coś cyberpunkowego? 

 

Hmm, moje “Łzy Skarabeusza” mają cyberpunkowy początek (i dystopijne wnętrze), może ten tekst Cię zainteresuje.

Nowa Fantastyka