- Opowiadanie: trukszyn - Przywilej Rozumienia Jednego Paradoksu

Przywilej Rozumienia Jednego Paradoksu

O Bogu, Wielkim Galaktyku, pewnym Jacku, zagadkach filozoficznych, BMW, autostradzie i co z tego wynikło.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Przywilej Rozumienia Jednego Paradoksu

Około godziny szesnastej Jacek poczuł, że  ma dosyć Adama, jego napuszonych wywodów, klimatyzowanej kabiny najnowszego modelu BMW, autostrady i całej podróży. Gotów był mu oddać te zasrane trzysta złotych, aby tylko się zamknął.

– Moim zdaniem masz po prostu pecha – tłumaczył mu Adam – jesteś zdolny, pracowity, pomysłowy, kreatywny, ale masz pecha. I wiesz co? To dlatego, że wierzysz w Boga. Patrz na drogę.

“Co za idiotyczna uwaga. Przecież patrzę” pomyślał ze złością Jacek, ale nie powiedział nic.

– Nie masz doświadczenia w prowadzeniu szybkiego samochodu, dlatego tak mówię. Nie miej mi za złe.Gdyby nie kac, sam bym poprowadził, ale kolacje biznesowe wymagają trochę alkoholu – ciągnął Adam.

– Nie musisz się tłumaczyć – odrzekł Jacek. – Jestem twoim bratem, powinienem był zawieźć ciebie za darmo. Głupio mi, że biorę pieniądze za tę przysługę.

– Trzysta złotych to nie pieniądze – ziewnął Adam. – Mógłbym ci je dać, ale wierzę w przedsiębiorczość. Teraz przynajmniej wiesz, że zarobiłeś parę groszy uczciwie i nie czujesz się jak szmata.

“Noż, kurwa” zagotował się Jacek, ale ponieważ był oddanym Kościołowi, świeżo nawróconym mormonem i wiedział, że przeklinanie – nawet w myśli – jest niemiłe Bogu, uznał, że należy Pana przeprosić, co niezwłocznie uczynił.

– Wszystko przez twoje zaangażowanie w te bzdury – oznajmił Adam, trochę sennym głosem.

– Jakie bzdury?

– Bóg i te sprawy… nie ma Boga… – mruczał Adam. Wyglądało na to, że zbierał się do drzemki. Jacek dyplomatycznie nie podtrzymał rozmowy, mając nadzieję, że Adam zaśnie i podaruje mu trochę spokoju. I stało się, że głowa jego brata wcisnęła się w zagłówek, a klimatyzowane wnętrze najnowszego BMW wypełniło soczyste chrapanie.

Wielki Galaktyk spoglądał sceptycznie na jackowe linie czasu.

– Trochę jakby pomięty – rzekł.

Niższa Forma Bytu rozpłaszczyła się uniżenie w przestrzeni.

– Panie, to nie jego wina – zapewniła gorąco. – Stworzenie to ma ogromny potencjał, z tym, że jego poprzedni Pan prowadził na nim okrutne eksperymenty egzystencjalne, dlatego jest taki poszarpany. Jednakże proszę spojrzeć, to rasowy model. Potrzebuje tylko trochę opieki.

– A co to za gatunek? – zapytał Wielki Galaktyk.

– Pochodzi z małej planety, na krańcu Galaktyki, bardzo rzadki okaz. Jest ich w całym Kosmosie tylko czterdzieści miliardów. To naprawdę unikalny twór.

– Wygląda pociesznie – przyznał Wielki Galaktyk. – No dobrze, a co za niego chcesz?

– Cena jest naprawdę niewielka, jak za takie oryginalne stworzenie. Chciałabym w zamian otrzymać Przywilej Rozumienia Paradoksów.

– Jak śmiesz! – oburzył się Wielki Galaktyk.

Niższa Forma Bytu rozpłaszczyła się jeszcze bardziej.

– Panie, wybacz mi moją bezczelność! – pisnęła. – Czy nie będzie śmiałością prosić o Przywilej Rozumienia Jednego Paradoksu?

Wielki Galaktyk rozważał propozycję jakiś czas, w końcu rzekł łaskawie:

– Zgoda.

– Wszechmocny Byt tworzy obiekt, którego atrybuty zaprzeczają wszechmocy stworzyciela obiektu. Jak to możliwe? – zapytała Niższa Forma Bytu, drżąc z podekscytowania.

– Jeśli Byt jest wszechmocny, nie podlega przyczynowości – odrzekł Wielki Galaktyk z wyższością. – Zatem może stworzyć obiekt, którego atrybuty zaprzeczają jego wszechmocy. Gdyby bowiem atrybut obiektu zaprzeczający wszechmocy swego stworzyciela determinował możliwość jego stworzenia, to oznaczałoby, że stworzyciel obiektu podlega przyczynowości, a to  z kolei, świadczyłoby, iż stworzyciel nie jest wszechmocny. Nie może bowiem wszechmoc podlegać niczemu, nawet przyczynowości. Zatem Wszechmocny Byt może stworzyć obiekt, którego atrybuty zaprzeczają wszechmocy swego stworzyciela, ponieważ nie podlega przyczynowości.

– Ach! – pisnęła radośnie Niższa Forma Bytu – dziękuję, Panie. Mój umysł się rozjaśnił twoją mądrością.

– Jesteś usatysfakcjonowana? – zapytał Wielki Galaktyk.

– Jestem, Panie, stworzonko należy do ciebie – odpowiedziała Niższa Forma Bytu.

Wielki Galaktyk spojrzał z czułością na Jacka, miotającego się bezwładnie w swoich liniach czasu.

– Biedne stworzonko – szepnął – twój nowy Pańcio o ciebie zadba.

 

– Twierdzisz, że Bóg jest wszechmocny – upewniał się Adam – zgadza się?

Jacek przytaknął, nie spuszczając oka z autostrady. Jak na złość, zupełnie wbrew prognozom pogody, bezchmurne niebo nagle wypełniło brzydkie, ciemne kotłowisko z którego wylała się jakaś nieprawdopodobna, gigantyczna ilość wody. Musiał zwolnić do czterdziestu kilometrów na godzinę. To oznaczało wysłuchiwanie wywodów Adama, jeszcze kilka godzin.

– Jeśli jest wszechmocny, to czy może stworzyć kamień, którego nie uniesie? – zapytał Adam.

Jacek chciał odpowiedzieć, że rozpatrywanie atrybutów Boga nie ma sensu, jeśli uznajemy go za byt transcendentny, ale zadzwonił telefon. Odebrał automatycznie system samochodu, wrzucając rozmowę w tryb głośnomówiący.

– Czy mówię z panem Jackiem Tomaszewskim? – zapytał miły, damski głos.

Kiedy Jacek potwierdził, głos oznajmił:

– Dzwonię z agencji reklamowej “X – factor”. Zgłaszał pan swoją pracę w naszym konkursie na kampanię reklamową?

– Zgłaszałem – odpowiedział niepewnie Jacek.

– Przykro mi, wybraliśmy inny projekt – oznajmiła damulka.

Jacek spojrzał na Adama kątem oka. Tak, jak przypuszczał, brat uśmiechał się wyrozumiale, obserwując hektolitry wody opadające na powierzchnię autostrady.

– Ale widzimy w panu wielki potencjał – ciągnęła – i chcemy zaproponować stanowisko szefa kreatywnego działu reklamy internetowej. Biuro w Warszawie, służbowy samochód, częste podróże służbowe, dodatkowe profity i piętnaście tysięcy pensji netto na początek. Co pan na to?

“Tak, tak, zgadzam się, tak” chciał wrzasnąć, ale jakoś nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

– Jest pan tam? – zapytała.

– Zgadzam się – wychrypiał Jacek z trudem.

– Proszę? Słabo słyszę!

– Tak, zgadzam się!

– A więc zapraszamy w poniedziałek, na podpisanie umowy… no i prezentację biura, projektów… i tak dalej…do zobaczenia!

W najnowszym modelu BMW zapadła kłopotliwa cisza, którą – po kilku minutach – przerwał Adam mówiąc:

– Noooo, Jacek, gratuluję, to cud! I co ty na to?

– Jestem w szoku – przyznał, wciąż oszołomiony. – Nie spodziewałem się takiej nagłej odmiany mojego parszywego losu.

– Wygląda na to, że twój pech należy do przeszłości – powiedział Adam. – Teraz musisz wykorzystać tę szansę. Nie spieprzyć znowu wszystkiego… jak zwykle to robisz.

– A propos tej zagadki o Bogu i kamieniu – rzekł Jacek, któremu nagle przyszła do głowy ciekawa myśl. – Wydaje mi się, że w założeniach tkwi błąd logiczny. Jeśli Bóg jest wszechmocny, to nie może podlegać żadnym ograniczeniom. Zatem również ograniczeniom przyczynowości. Stworzenie kamienia tak ciężkiego, że nie można go potem podnieść, to przyczynowość. Jeśli Bóg by podlegał zasadzie przyczynowości, to nie byłby wszechmocny, prawda? Czyli Bóg może jednocześnie stworzyć tak ciężki kamień, że nie może go podnieść, i podnieść go. Właśnie dlatego, iż nie podlega prawu przyczyny i skutku. Co myślisz?

Adam przyglądał się autostradzie dłuższą chwilę, po czym rozłożył swój fotel.

– Zdrzemnę się – oznajmił – uważaj na drogę.

 

Koniec

Komentarze

Jest tu jakiś pomysł, ale nie porwał mnie szczególnie. Opowiadanie służy wyłącznie wyrażeniu jakiejś myśli filozoficznej, która w dodatku wyrażona zostaje w nim dwukrotnie. Jacek, Adam, wszystko inne spełnia w tym tekście rolę wyłącznie figur, które mają powiedzieć tę konkretną rzecz, a ich historia nie ma żadnego znaczenia. Dlatego też nie przejęłam się losem bohaterów, a informację o propozycji pracy przyjęłam z uśmiechem, bo brzmiała tak nieprawdopodobnie, że nawet istnienie Wielkiego Galaktyka, który z jakiegoś powodu zatroszczył się mizernym człekiem, nie wydawało się dostatecznym uzasadnieniem. Krótko mówiąc, nie bolą mnie oczy od lektury, ale też nie zaliczam jej do grona najbardziej udanych. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Problem wielkości i wagi kamienia oraz wszechmocy wszechmogącego, znany od wieków, tu zdominował scenkę, ale nic nowego do sprawy nie wniósł. Ot, do przeczytania i zapomnienia.

 

Głu­pio mi, że biorę pie­nią­dze za przy­słu­gę. –> Głu­pio mi, że biorę pie­nią­dze za przy­słu­gę.

 

Nosz, kurwa” za­go­to­wał się Jacek… –> Noż, kurwa” za­go­to­wał się Jacek

 

– Bóg i te spra­wy…nie ma Boga… –> Brak spacji po pierwszym wielokropku.

 

Teraz mu­sisz wy­ko­rzy­stać szan­sę. –> Teraz mu­sisz wy­ko­rzy­stać szan­sę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK, jest rozwiązanie jednego paradoksu, tak jak obiecywał tytuł. Wszystko się zgadza.

Poza tym – przypowieść. Ciekawam, czy to ten sam Pańcio, który się opiekował Hiobem… ;-)

Babska logika rządzi!

Ciekawie się czytało, ale całość, jakby nie dokończona. Najbardziej fantastycznym elementem była ta praca w Warszawie. Każdy niższy byt skakałby z radości, ale ja podejrzewałbym tu jakiś dowcip kolegów.

Rosebelle – nie przesadzaj, dobry copywriter zarobi 15 tysięcy miesięcznie ;)

Regulatorzy – dzięki za poprawki

Finkla – Hioba (prawie) wykończył poprzedni Pańcio, ten, co robi eksperymenty egzystencjalne :D

Patetronus – ubawiłeś mnie do łez :D

Pozdrawiam :)

 

 

Trukszyn, być może, ale pierwsze słyszę, żeby na podstawie odrzuconej pracy oferowano komuś zatrudnienie i bez przeprowadzenia rozmowy proponowano tak wysoką stawkę tylko dlatego, że “ma potencjał”. To się nazywa fantasy. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Trukszyn, […] To się nazywa fantasy. 

 

Zwyczajni senegalscy szamani sprowadzili ósmą drużynę świata na samo dno dna, to co dopiero może zrobić taki Wielki Galaktyk :D 

To wszystko przez to, że nie złożyliśmy daniny dla Roda i Peruna. Samiśmy sobie winni. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Przeczytałam, ale raczej chyba nie zapamiętam na dłużej, choć pomysł z bóstwem (?) traktującym istoty inteligentne jak pańcio swoje zwierzątka domowe jest zabawny, a i wykorzystanie w tekście paradoksu omnipotencji jest całkiem zgrabne. Nie wiem tylko, po co pojawia się on, z pełnym wyjaśnieniem, aż dwa razy :)

ninedin.home.blog

Nie wiem tylko, po co pojawia się on, z pełnym wyjaśnieniem, aż dwa razy :)

 

Chyba założyłem, że pierwsza ekspozycja jest za trudna do zrozumienia dla przeciętnego Czytelnika ;)

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka