- Opowiadanie: trukszyn - Ponieważ go kocham

Ponieważ go kocham

Miłość...chyba zapomnieliśmy, co to słowo oznacza? Nie sądzicie?

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ponieważ go kocham

Ponieważ go kocham

 

Przyglądali się Irenie z takim zdziwieniem i przerażeniem, jakby oznajmiła, że zamierza teraz, w ich obecności,  zdetonować bombę.

– Co masz na myśli, mówiąc, “wychodzę za mąż za Roberta” ”? – zapytała Ania.

– Nie wygłupiaj się – odrzekła Irena – dobrze wiesz, co to znaczy “małżeństwo”.

– Po prostu nie rozumiemy, co w nim widzisz – powiedział Piotr pojednawczo. – Czy on ma pieniądze?

– Nie ma. Jest biedny i chory. I potrzebuje mojej pomocy.

– Irenko – zagadnęła łagodnie mama – jesteśmy twoją rodziną. Zaprosiłaś nas na ten pyszny obiad, za który pewnie zapłaciłaś majątek. Naprawdę, to było bardzo miłe z twojej strony. Wszyscy tutaj cię kochamy, więc nie bądź zła z powodu naszej reakcji. Mamy koniec dwudziestego pierwszego wieku, nieprawdaż? Twoja dziwna decyzja może nas trochę szokować.

Irena przyglądała się swojej rodzinie, nie bardzo wiedząc, co powinna odpowiedzieć, oni zaś spoglądali na nią ze współczuciem. Kiedy już straciła nadzieję, że ktokolwiek z nich cokolwiek mądrego powie, matka zapytała z troskliwą ciekawością:

– Dlaczego po prostu nie kupisz sobie androida, jak wszyscy? One naprawdę są bardzo użyteczne. Chodzą do pracy, przynoszą pieniądze, zajmują się domem, wspierają, słuchają poleceń. Nie mówiąc o usługach seksualnych, nie ma wprost porównania ze zwykłym mężczyzną! Możesz mi wierzyć, wiele razy próbowałam to robić z prawdziwym facetem… beznadzieja…

Ania i Piotr roześmiali się zgodnie. Zadowolona z ich reakcji mama, zwróciła się do mężczyzny:

– Jesteś szczęśliwy z Moniką, Piotrze?

– Nie wyobrażam sobie innej kobiety w moim życiu, mamo – odrzekł. – Rano, zanim wyjdzie do pracy, robi mi śniadanie, a potem kąpiel. Świetnie zarabia. W ogóle nie martwię się o rachunki. Idzie jej tak dobrze, że zdecydowałem się na zakup kolejnego androida, bo trochę mi się nudzi, kiedy tak siedzę sam. Przychodzi do domu, idziemy do łóżka na seks. Jest niesamowita, robi wszystko, co zechcę. Odpoczywam, a ona przygotowuje obiad z trzech dań. Wieczorkiem zwykle wychodzę na miasto, więc Monika ma czas, aby ogarnąć dom. Wracam dosyć późno, często nad ranem, oczywiście, nietrzeźwy, znacie mnie przecież!

Roześmiali się ponownie, wszyscy, oprócz Ireny.

– Zawsze na mnie czeka – ciągnął Piotr –  aby pomóc mi się rozebrać, potem tuli mnie do snu. Pociesza, jeśli przegram w kasynie za dużo pieniędzy. Wspiera mnie we wszystkim. I nigdy się nie skarży! Nawet nie wiem, co robi w tej swojej pracy! Zresztą, co mnie to obchodzi?

– Mój Marek jest identyczny – oznajmiła Ania – nic nie mogę dodać. Jestem taka szczęśliwa!

Irena milczała ponuro. Szukała jakiejś dobrej riposty, ale nie potrafiła zwerbalizować swoich uczuć.

– Irenko – odezwała się łagodnie mama – to niedorzeczne. Czy on pracuje?

– Nie ma szans na zatrudnienie – odrzekła ze złością – skoro wszędzie pracują perfekcyjne roboty!

Matka pokiwała głową z wyrozumieniem.

– Sama widzisz! – powiedziała – To nie ma sensu! Z czego będziecie żyć? Zamierzasz wegetować na bezwarunkowym dochodzie podstawowym?

– Poza tym on w ogóle nie jest przystojny, ani zabawny, niezbyt elokwentny – dodała Ania. – Jak się z nim pokażesz w towarzystwie? Będziesz pośmiewiskiem.

Irena nagle uświadomiła sobie, co powinna im powiedzieć.

– Jesteście… – zaczęła, ale właśnie wtedy, kiedy zamierzała wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, które w niej buzowały, w środku głowy, delikatnie zadzwonił telefon.

Mama, brat i siostra patrzyli na nią wyczekująco. Irena pokazała im gestem ręki, że musi odebrać rozmowę.

– Kochanie – usłyszała zmęczony głos Roberta – długo to potrwa? Trochę źle się czuję. Chciałbym już wrócić do domu.

– Kiepsko mi idzie – odpowiedziała cicho, tak żeby rodzina nie usłyszała. Zerknęła na nich z obawą, ale na szczęście zajęli się niepochlebnym komentowaniem nowej kreacji jakiejś tam ich wspólnej znajomej, która – zdaje się – pomachała im przed chwilą z głębi restauracji, siedząc w towarzystwie dwóch, arcyprzystojnych androidów.

– Dziwię się, że w ogóle próbujesz – rzekł Robert – oni już tego nie zrozumieją.

– Wiem, ale…

– Irenko – przerwał jej – to nieważne. Kocham cię. Jesteś światłem mojego życia. Pragnę ci służyć. Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa.

– Ja też ciebie kocham – odrzekła ciepło.

– Kończ, proszę. Damy sobie radę bez nich.

Irena wstała, przepraszająco uśmiechając się do swojej rodziny. Piotr, zaskoczony, zawiesił swój wykład o lafiryndach nie mających wstydu. Wszyscy spojrzeli na nią pytająco.

– Muszę już iść – wyjaśniła – Robert na mnie czeka.

Jak na komendę, cała trójka westchnęła ciężko. Matka i siostra milczały, przyglądając jej się wzgardliwie, ale brat był niespokojny. Zagryzł nerwowo wargi.

– Dlaczego to robisz? Czemu chcesz zniszczyć sobie życie? – zapytał.

– Ponieważ go kocham – odpowiedziała i poczuła, jak ciężki kamień, który nosiła od tak dawna, spadł z jej serca.

 

Koniec

Komentarze

Całkiem przyjemny szorcik, mimo że świat i problemy nienowe w fantastyce. Dobrze, że nie rozciągałeś tego w dłuższą formę.

Fabularnie gryzie mnie jedno:

“– Kochanie – usłyszała słodki głos Roberta – długo to potrwa? Trochę źle się czuję. Chciałbym już wrócić do domu.” – Gdzie jest Robert? Dlaczego nie w domu? Tu warto by choć troszkę rozbudować kontekst. No i ten słodki głos mi tu nie gra. Wiem, że to odczucia Ireny, ale tak się trochę zbyt landrynkowato zrobiło. Tekst stoi zwyczajnością, normalnością Ireny, zderzoną z radykalną konsumpcyjnością społeczeństwa, więc nie przesadzaj z sentymentalizmem, nie jest potrzebny. Prostota jej uczuć jest znacznie lepsza i dlatego najlepiej brzmi sama końcówka.

 

Mała łapanka (polecam forumowy poradnik zapisu dialogów):

 

“– Po prostu nie rozumiemy, co w nim widzisz – powiedział Piotr pojednawczo – czy on ma pieniądze?“ → powiedział Piotr pojednawczo. – Czy …

 

arcy przystojnych → arcyprzystojnych

 

“– Muszę już iść – wyjaśniła – Robert na mnie czeka.” → wyjaśniła.

http://altronapoleone.home.blog

Nic nowego pod słońcem. Problem poruszany i omawiany po wielokroć, w dodatku, moim zdaniem, mało fantastyczny. Wspomniane w rozmowie androidy i wzmianka o końcu wieku to chyba trochę z mało, by zakwalifikować szort jak SF.

A miłość, co wynika z moich obserwacji, ma się naprawdę dobrze.

 

że za­mie­rza teraz , w ich obec­no­ści… –> Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

– Co masz na myśli, mó­wiąc, “wy­cho­dzę za mąż za Ro­ber­ta” ”? – za­py­ta­ła Ania.

– Nie bądź taka eg­zal­to­wa­na – od­rze­kła Irena… –> W jaki sposób w tym zdaniu objawiła się egzaltacja Ani?

 

– Iren­ko – za­gad­nę­ła ła­god­nie mama – je­ste­smy twoją ro­dzi­ną. –> Literówka.

 

I nigdy się skar­ży! –> Pewnie miało być: I nigdy się nie skar­ży!

 

– Iren­ko – prze­rwał jej – To nie­waż­ne. –> – Iren­ko – prze­rwał jej – to nie­waż­ne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam wrażenie, że chciałeś być odkrywczym filozofem i zaszokować nas czymś nowym. Wyczułem to jak zwykle – po patetycznym i niby-filozoficznym zdaniu w przedmowie.

Scenka nie jest niczym nowym i nie porusza emocji. Dodatkowa wpadła literówka.

Przykro mi, ale nie tym razem. Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Bardzo czarno-białe. Jak dla mnie za bardzo. Niestety nie przemówiło.

It's ok not to.

Pewnie forma i oszczędny dobór słów dodają szortowi nieco uroku. Ale niestety, nie kupuję tej historii. Aby naprawdę napisać o miłości, trzeba dać nieco więcej i umiejętnie. Do tego, tło jest zbyt ubogie, zwłaszcza jeśli chodzi o osobę Roberta. 

Zdecydowanie nie jestem targetem.

OK, ten nasz nastawiony na konsumpcję świat bywa niefajny. Ale zastępowanie miłości do ludzi miłością do idealnych robotów nie wydaje mi się największym problemem, więc wychodzi sentymentalne marudzenie, że się ludzie nie kochają. Właśnie się kochają, bo to takie nierozsądne. Ciekawam, czy Piotr i Ania nie mają jakichś romansów na boku. ;-)

A tak z ciekawości – czy Twoje androidy się rozmnażają?

Babska logika rządzi!

Nie ma potrzeby powtarzania tytułu w treści tekstu.

 – Nie bądź taka egzaltowana – odrzekła Irena – dobrze wiesz, co to znaczy “małżeństwo”.

Hmm… teraz to Irena wygląda na egzaltowaną. Choć może to i wiarygodne psychologicznie, nie wiem.

 Mamy koniec dwudziestego pierwszego wieku, nieprawdaż?

To dialog, więc przyjmę, że ukazuje maminą osobowość (bo chyba tak jest), ale – co ma czas akcji do słuszności lub niesłuszności decyzji?

 troskliwą ciekawością

To matka jest troskliwa, nie ciekawość.

 nie ma, wprost, porównania

"Wprost" to nie wtrącenie – przecinki są zbędne.

 nie potrafiła zwerbalizować swoich uczuć.

Ociupinkę to kliniczne.

 delikatnie zadzwonił telefon

Jak telefon może zadzwonić "delikatnie"? Może "usłyszała cichy brzęczyk", albo "poczuła wibrację"? I jeśli zadzwonił jej w głowie (cyberpunkowo), to wyrzuć przecinek po "głowy" (jeśli głowa jest miejscem buzowania emocji, zostaw).

 patrzyli na nią wyczekująco

Może raczej "z wyczekiwaniem".

 dwóch, arcy przystojnych

Dwóch arcyprzystojnych.

 Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa.

Tyle uwag technicznych. Tu dochodzimy do kwestii filozoficznej – czym Robert się różni od androidów? Naprawdę, do tego punktu byłam gotowa Ci przyklasnąć, i to głośno – ale tutaj ja i moja obecna lektura ("Ja i Ty" – polecam, chociaż strasznie ciężko się przez to brnie) mówimy – hę? Czy Irena nie "kocha" go aby dlatego, że spełnia jej potrzebę bycia potrzebną? (Wszyscy to mamy, niezależnie od płci – da się to stłumić, na różne sposoby, zdrowe i niezdrowe – matka i rodzeństwo w Twoim opowiadaniu np. uciekają w konsumpcję – ale potrzeba pozostaje.) Bo te kilka zdań, które Robert wygłasza, nie wskazuje na nic więcej. Dla porządku – podobne zastrzeżenia mam do "Człowiekiem jest" Dicka, gdzie kobieta może przyjmuje tego kosmitę z litości – ale równie dobrze może go przyjmować dlatego, że jej mąż był niewiarygodnym palantem, a kosmita jest miły (wygłasza dokładnie tę samą kwestię). Wracając do rzeczy – Robert wydaje mi się równie uprzedmiotowiony, jak androidy, a chyba nie to miałeś na myśli.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Androidy, inżynieria sexualna… a gdzie miejsce na “motyle w brzuchu”? Chyba jestem staroświecki bo nie wyobrażam sobie szanowanego faceta, który programowo nie pracuje i siedzi na garnuszku u żony. Dżender na maksa. No ale to przecież fantastyka i mam nadzieję że tak pozostanie.

Homarze, ale tu nikt nie pracuje, bo roboty wszystko robią za ludzi :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ogólnie: oczywiście dziękuję.

Drakaina: Poprawiłem. Po namyśle, zrezygnowałem też ze słodkiego głosu.

Regulatorzy: Cenna uwaga. Zrezygnowałem z egzaltacji.

Pietrec: Nie, poczułem się jak Monika-android. Ten szort był “krzykiem duszy” ;) Albo autoterapią.

Dogsdumpling: zgadza się. Miało być karykaturalnie przerysowane.

Deidriu: osoba Roberta jest mało ciekawa. To stary, schorowany człowiek, który zauroczył Irenkę swoją bezinteresownością wobec bezdomnych kotów ;) Poza tym, Irenka lubi jego przemyślenia na temat Nowego Testamentu, chociaż nie wierzy w ani jedno słowo tam zapisane ;)

Finkla: nie mam pojęcia. Robotyzacja poszło tak daleko, że nikt już nie wie, jak to wszystko działa. Poza tym nikogo już to nie interesuje. Działa, to najważniejsze, a jak działa, to lepiej nie ruszać, bo może się coś zepsuć… i co wtedy? Ubiegając Twoje następne pytanie: ludzie rozmnażają się w sztucznych macicach, zaś dzieci są wychowywane – oczywiście – przez roboty. Czemu właściwie się rozmnażają, tego nikt nie wie. Niektórzy poddają sens rozmnażania w wątpliwość. Mam wrażenie, że roboty czekają, aż ludzie… przestaną się rozmnażać ;) Ania i Marek nie mają na boku romansu z ludźmi. Kiedyś próbowali, ale uznali ten eksperyment za katastrofę.

Tarnina: Oczywiście, Irena kocha Roberta, bo czuje, że jest mu potrzebna. Zaś w jego charakterze jest potrzeba bycia potrzebnym i chce służyć Irenie. Znaleźli się.

Homar: przyszłość na pewno będzie inna, niż nam wszystkim się to wydaje i na pewno zaskoczyłaby nas ;) Taka jest jej natura.

 

POZDRAWIAM :)

osoba Roberta jest mało ciekawa.

Nie ma nudnych ludzi (oprócz mnie) – tylko zainteresowania czasem brak.

To stary, schorowany człowiek…

I nie mogłeś go trochę opisać w tekście?

dzieci są wychowywane – oczywiście – przez roboty

Ale Irena ma rodzinę – hmm?

Mam wrażenie, że roboty czekają, aż ludzie… przestaną się rozmnażać

Zajdel, to opowiadanie z cyferkami w tytule.

Irena kocha Roberta, bo czuje, że jest mu potrzebna. Zaś w jego charakterze jest potrzeba bycia potrzebnym i chce służyć Irenie.

No, i to właśnie powiedziałam. Czym on się różni od androida? Tym, że nie jest samowystarczalny, że “gdyby każdy miał wszystko, nikt nikomu nie byłby potrzebny”. Ale jednak czegoś tu brakuje – równie dobrze Irena mogłaby sobie sprawić androida, model “biedne kurczątko” i na nim wyżywać swój instynkt macierzyński (są takie kobiety).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zajdel, to opowiadanie z cyferkami w tytule.

“Robot nr 3”? ;-)

Babska logika rządzi!

Tarnina: pewnie by mogła sprawić sobie chorego androida… ale wyobrażasz sobie wtedy minę jej rodziny? :D

Irena ma rodzinę, bo jej mama zażyczyła sobie wyhodowanie z jej materiału genetycznego trzech potomków :)

Dziękuję za uwagi. 

“Robot nr 3”? ;-)

Nie, same cyferki. "869113325".

ale wyobrażasz sobie wtedy minę jej rodziny? :D

I tak się im stawia – jak coś robić, to na całość. Ale nie o chorego androida mi chodzi. Chodzi mi o to, że to nie jest relacja – facet jest równie uprzedmiotowiony jak androidy. Rozumiem, że nie on jest centrum tego opowiadania, tylko Irena – ale mimo wszystko. Martin Buber wyróżnia dwa światy (właściwie dwa podejścia do świata) – Ja-Ty (miłość) i Ja-Ono (używanie). Miłość wymaga dwojga, i zawsze dwojga dotyka. A Robert nie wydaje mi się ani kochającym, ani kochanym, tylko właśnie używanym do zaspokojenia potrzeby bycia potrzebną i admirowaną. Równie dobrze mógłby być androidem. I tyle.

Irena ma rodzinę, bo jej mama zażyczyła sobie wyhodowanie z jej materiału genetycznego trzech potomków :)

Ale po co właściwie? Skoro dzieci są wychowywane przez androidy (swoją drogą, jeśli te androidy są tak służalcze, to wolałabym się trzymać z dala od ludzi wychowanych w ten sposób), to ani nie miała okazji zaspokoić instynktu macierzyńskiego, ani ich kochać, ani nic. Są jakieś premie za liczbę dzieci? Wątpię.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nawet miłość stawiana jako wzór wszelkiej miłości, czyli miłość chrześcijańskiego Boga, jest w pewnym sensie, przedmiotowa. Jednak zauważ, że aby miłość nabrała głębszej wartości powinna opierać się na poświęceniu , ofierze, służbie, rezygnacji z części swoich egoistycznych aspiracji. Irena żyje w świecie hedonistów, całkowicie wypaczających znaczenie miłości. Dla większości z nich, miłość ma coś wspólnego z zaspokajaniem życzeń. Irena czuje, że nie spełnia się w tym świecie, potrzebuje do swojego rozwoju czegoś innego. Być może jest to poświęcenie swego życia schorowanemu człowiekowi.

 

Są jakieś premie za liczbę dzieci?

 

Doliczają 500+ do dochodu bezwarunkowego, za każde urodzone dziecko. :)

Urodzone, nie wysiedziane w inkubatorze? ;-)

Babska logika rządzi!

Nawet miłość stawiana jako wzór wszelkiej miłości, czyli miłość chrześcijańskiego Boga, jest w pewnym sensie, przedmiotowa.

W jakim sensie?

 Jednak zauważ, że aby miłość nabrała głębszej wartości powinna opierać się na poświęceniu , ofierze, służbie, rezygnacji z części swoich egoistycznych aspiracji.

"Służba" to bardzo śliski koncept – polecam C.S. Lewisa "Podział ostateczny". Także w "Dopóki mamy twarze" znajdziesz głęboką analizę miłości złudnej, miłości, którą kochająca sobie wmawia, nie rozumiejąc, że to faktycznie egoizm (to miłość między siostrami, nie erotyczna, ale ilustracja jest dobra).

 Irena żyje w świecie hedonistów, całkowicie wypaczających znaczenie miłości. Dla większości z nich, miłość ma coś wspólnego z zaspokajaniem życzeń.

A czym ona jest dla Ciebie?

 Irena czuje, że nie spełnia się w tym świecie, potrzebuje do swojego rozwoju czegoś innego.

O, właśnie. Nie mówię, że miłość z potrzeby (jak nazywa ją Lewis w "Czterech miłościach") jest czymś złym, ale czegoś tu brakuje, po prostu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Urodzone, nie wysiedziane w inkubatorze? ;-)

 

URODZONE? WE WŁASNEJ MACICY? No wiesz…??! Niebezpieczne, niewygodne, niehigienicznie i w ogóle: NIE!!! :)

TARNINA: O nie, nie, nie… znikam stąd :) Muszę zająć się swoimi interesami. Później pogadamy :) 

 

POZDRAWIAM.

Trukszynie, najwyraźniej usiłujesz stworzyć nurt literatury konceptualnej, ponieważ wszystko, co powinno być w opowiadaniu, znajduje się wyłącznie w twojej głowie. W tym konkretnym przypadku mnie akurat by to nie przeszkadzało, bo w tym tekście skrótowość formy mi się akurat podoba, a całkowicie skomercjalizowane i zmechanizowane społeczeństwo jest bytem literackim na tyle nienowym, że nie potrzebuję szczegółów, żeby sobie wyobrazić, jak to działa.

Wydawało mi się, że w tym szorcie chodzi o puentę (i dlatego jest szortem) i to może nie wyszło jakoś rewelacyjnie ani oryginalnie, ale całkiem przyzwoicie. Ale po tym, jak opisujesz szczegóły działania świata, mam wrażenie, że jednak zupełnie co innego siedzi ci w umyśle, a co innego wypuściłeś do czytelnika.

Niestety, jeśli chcesz, żeby czytelnik to wszystko wiedział, musisz umieszczać to w tekście. Tworzenie opowiadania w komentarzach nie jest dobrym rozwiązaniem.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaina:

Trukszynie […] jak to działa.

 

Dokładnie tak. Pozostawiłem Czytelnikowi dopowiedzenie sobie, jak wygląda świat Ireny. Dokładnie z powodu, który wymieniłaś: temat jest oklepany.

 

Wydawało mi się, że w tym szorcie chodzi o puentę (i dlatego jest szortem) i to może nie wyszło jakoś rewelacyjnie ani oryginalnie, ale całkiem przyzwoicie.

Tak jest, chodzi o puentę, o nic więcej.

 

Ale po tym, jak opisujesz szczegóły działania świata, mam wrażenie, że jednak zupełnie co innego siedzi ci w umyśle, a co innego wypuściłeś do czytelnika.

Komentatorzy zadali trochę pytań, dotyczących szczegółów tego świata :) Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to :) Zacząłem na bieżąco zmyślać :)

 

Tarnina:

W jakim sensie?

No jak to? Przecież idea Zbawienia jest po to, aby uratować ludzkość przed sprawiedliwą zagładą. Z jednej strony, to przykład altruizmu, z drugiej… czy nie stoi za tym egoistyczna chęć przekonania siebie samego o słuszności projektu “Ziemia”? 

"Służba" to bardzo śliski koncept

Może inaczej.

Większą satysfakcję odczuwasz dając, czy dostając? 

A czym ona jest dla Ciebie?

Sztuka, a więc i pisarstwo to nie jest ekshibicjonizm. Nie ma znaczenia dla opowiadanej historii, co ja o tym myślę. Nawet jeśli to jest historia związana z moim osobistym doświadczeniem, to i tak ważniejsza ode mnie, jest idea eksponowana w utworze. Ale ok, no więc dla mnie miłość to rodzaj świadomości. Wyższej świadomości. Miłość to nie stan emocjonalny, ale umiejętność zauważania powiązań między zjawiskami i umiejętność odnajdywania w nich tej samej, boskiej,przyczyny ich zaistnienia. 

czegoś tu brakuje, po prostu.

Jeżeli to jest Twoje wrażenie, to jest to cos, czego nie mogę zmienić, ponieważ nie znam Ciebie. Jeżeli jest to zarzut odnoszący się do kontrukcji szorta, to raczej się nie zgadzam, ponieważ, w moim założeniu, nie miał on mieć cech opowiastki filozoficznej. Innymi słowy, Irena, jao autonomiczny byt, ma prawo do swoich odczuć. Przekaz tej historii to krytyka takich osób, które wybierają sobie partnera(kę), jak samochód w salonie. Może nie osób, nie, to krytyka uznania takiego podejścia, za słuszne.

Komentatorzy zadali trochę pytań, dotyczących szczegółów tego świata

Komentatorzy w ten sposób obnażają dziury w tekstach – za pomocą pytań mniej lub bardziej retorycznych.

 Przecież idea Zbawienia jest po to, aby uratować ludzkość przed sprawiedliwą zagładą. Z jednej strony, to przykład altruizmu, z drugiej… czy nie stoi za tym egoistyczna chęć przekonania siebie samego o słuszności projektu “Ziemia”?

… bracie Albercie, został nam jeszcze chrust? Nie jestem teologiem, więc moja odpowiedź będzie od siebie, nie od Kościoła, ale:

primo – Bóg jest transcendentalny. Konkretnie chodzi mi teraz o transcendentalność wobec czasu, za którą idzie wszechwiedza. On nie musi niczego sprawdzać, ani się przekonywać, bo wie. Antropomorfizowanie Boga nigdy nie jest całkiem adekwatne.

secundo – Genesis, rdz.1, wersy 27 i 31: "Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. (…) A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre." Wszystko było dobre – nic nie rodzi się złe, Dobry Bóg niczego złego nie stwarza. Człowiek odsuwa się od Niego sam, z własnej inicjatywy, osuwa w niebyt, jakim jest zło (chrześcijaństwo, przypominam, przyjmuje negatywną koncepcję zła, tj. uważa je za brak bytu). Znowu – Lewis powiedział to lepiej ode mnie w "Podziale ostatecznym".

 Większą satysfakcję odczuwasz dając, czy dostając?

Wiesz, że podważasz własną argumentację? Jeśli dajesz po to, żeby mieć z tego satysfakcję, a nie ze względu na szczęście drugiej osoby – to chyba jednak egoizm.

 Sztuka, a więc i pisarstwo to nie jest ekshibicjonizm. (…) ważniejsza ode mnie, jest idea eksponowana w utworze

Naturalnie. Zgadzam się w stu procentach. Ale w przedmowie zapowiedziałeś jakąś tezę. Głosisz tezy, w które nie wierzysz? Po co? Jeśli uważasz je za pożyteczne dla ludzkości, czemu sam ich nie uznajesz? Czy po prostu bawisz się w gza, który budzi ospałe Ateny? Zadałam to pytanie w ramach dyskusji, próbując zrozumieć przedstawiane przez Ciebie stanowisko – jeśli źle je sformułowałam, przepraszam.

Jeżeli jest to zarzut odnoszący się do kontrukcji szorta

Nie, konstrukcja jest w porządku – mówiłam o filozofii.

 Przekaz tej historii to krytyka takich osób, które wybierają sobie partnera(kę), jak samochód w salonie.

I krytyka taka jest słuszna – ale tutaj Ci nie wyszła. Jak powiedziałam w moim pierwszym komentarzu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przyjmuje do wiadomości, że opowiadanie Ci się nie podobało, więc już nie musisz mnie przekonywać, że było kiepskie. :)

 

Ale mam kilka merytorycznych a propos teologii.

Bezosobowy Bóg istnieje tylko w New Age i w naukach Don Juana Matisa w powiesciach Castanedy, a tez sprawa jest sporna. Raczej jest osobowy, tylko nie przyjmuje konkretnej formy.

 

Spór w hinduizmie między bezosobowym Brahmanem, a osobowym Kryszną, nie dotyczy ich ludzkich cech. Innymi słowy, jak najbardziej, możemy badać Boga, badając nas samych, bowiem posiadamy, dziedziczymy Jego cechy. Taka jest wykładania 95% uznanych religii.

 

Transcendencja Boga nie oznacza automatycznie, że nie mamy zielonego pojęcia, kim On jest. Daje się nam poznać przez słowa natchnionych Jego Duchem ludzi, czyny, dzieła itd. 

 

Dobro Boga nie polega na tym, że nie zna zła, ale, że wybiera dobro. Innymi słowy, Bóg może być bogiem złym, ale nie chce. To, że posiadamy wolną wolę, świadczy o tym, że nie istnieje imperatyw bycia dobrym. Żyjąc na Ziemi, musimy nauczyć się, jak wybierać dobro, a odrzucać zło.

 

I nawiązując do wyboru Ireny, ona właśnie to czyni, wybiera Dobro. 

 

 

 

Transcendencja Boga nie oznacza automatycznie, że nie mamy zielonego pojęcia, kim On jest.

Tego nie napisałam – mówiłam o wszechwiedzy Boga, poza tym powołałam się na teologię negatywną. Nie możemy Go poznać bezpośrednio. Inna rzecz, że wg. nowożytnej epistemologii niewiele możemy poznać bezpośrednio, ale to dygresja.

 Raczej jest osobowy, tylko nie przyjmuje konkretnej formy.

 Na nieosobowość Boga też się nie powołałam. Co masz na myśli, mówiąc "formy"?

 Dobro Boga nie polega na tym, że nie zna zła, ale, że wybiera dobro.

A tu się zgadzam (w dużym uproszczeniu, bo gdyby to zdanie wziąć całkiem wprost, to jest kontrowersyjne, ale się zgadzam) – i nie napisałam niczego sprzecznego z tą tezą – w ogóle jej nie podniosłam.

 do wyboru Ireny, ona właśnie to czyni, wybiera Dobro.

Ale sednem całej tej dyskusji jest to, że mnie do tego nie przekonałeś.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tego nie napisałam […] Na nieosobowość Boga też się nie powołałam.[…]

 

Widocznie źle Ciebie zrozumiałem.

 

Co masz na myśli, mówiąc "formy"?

 

Skomplikowany filozoficznie temat. Ale zachęcam do studiów filozofii wedyjskiej, najlepiej w wykonaniu Śri Sathya Sai Baby, który – moim zdaniem – najtrafniej opisuje sedno sprawy. Mógłbym też polecić “Autobiogrfię Jogina” Paramahansy Yoganandy, Bhagavadgitę, traktaty Adi Sianakry. Buddyzm wyczerpuje temat (najlepiej porozmawiać z opatem jakiejś lokalnej świątyni), ale zostawiłbym go na koniec, bo to bardzo zaawansowana filozofia.

 

Ale sednem całej tej dyskusji jest to, że mnie do tego nie przekonałeś.

 

Ok. Muszę z tym zyc ;)

 

Pozdrawiam :)

 

 

 

 

Bardzo przyjemny tekst. Zgrabnie napisany :) Dialogi dobre.

Dzięki, ale mi się to opowiadanie już nie podoba. Przypieprzyłem się do mojej dziewczyny, która wcale taka nie jest i nie chciałaby zyć z androidem.

 

Poza tym wierzę w ludzkość… i miłość…

 

Pozdro ;)

Nihil novi sub sole. Przeczytałem i w sumie tyle – zabrakło do mnie mocniejszej puenty, może nawet lekko zaskakującej. A tak – całość ni ziębi, ni grzeje. Ale koncept jest.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zerknęła na nich z obawą, ale na szczęście zajęli się niepochlebnym komentowaniem nowej kreacji jakiejś tam ich wspólnej znajomej, która – zdaje się – pomachała im przed chwilą z głębi restauracji, siedząc w towarzystwie dwóch[-,] arcyprzystojnych androidów.

 Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka