- Opowiadanie: jganko - Yellow K

Yellow K

Tym razem Król w Żółci próbuje zdobyć nowych wyznawców nie przy pomocy nowego serialu HBO, lecz poprzez muzykę podziemnego zespołu, o którym nie śniło się nawet największym weteranom hipsterstwa.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Yellow K

– Panie Witoldzie…

Cichy głos młodej pielęgniarki wyrwał go z zamyślenia. Musiała wyjść z sali porodowej, gdy na chwilę zamknął oczy. Promienie letniego słońca znowu oślepiały go żółtym blaskiem.

– Panie Witoldzie!

Zdążył się na tyle przyzwyczaić do szpitalnego zapachu, że mógł bez przeszkód nabrać powietrza. Serce jednak dalej tłukło mu się o żebra.

– Dlaczego to tyle trwa?! – wrzasnął. Zaraz potem schował ręce do kieszeni. Pielęgniarka zagryzła dolną wargę.

– Panie Witoldzie, wystąpiły pewne komplikacje. Musieliśmy zdecydować się na poród kleszczowy…

– Kleszczowy?! Co to w ogóle znaczy?

– Naprawdę nie mamy teraz czasu… Musi nam pan zaufać. Doktor Czerwiński poprosił mnie, abym…

Witold coraz mocniej świdrował pielęgniarkę wzrokiem. Musiała wziąć głęboki oddech, by wypowiedzieć kolejne zdanie.

– Niestety, stan zdrowia pana żony nie pozwala uratować obojga.

– Co pani chce przez to powiedzieć?

– Doktor prosił, aby podjął pan decyzję. Czy mamy ratować dziecko, czy…

Witold opadł na stojące pod ścianą krzesło i sięgnął do kieszonki flanelowej koszuli. Zmrużył oczy oślepiony żółtym blaskiem.

– Bardzo pana przepraszam, ale tutaj nie wolno palić.

Posłusznie schował kartonowe pudełko z powrotem do kieszeni.

– Wiem, że to dla pana bardzo ciężka decyzja, ale nie mamy…

Witold nagle odwrócił głowę i spojrzał prosto w oczy pielęgniarki.

– Ilona. Proszę, zróbcie wszystko, żeby uratować Ilonę.

Kobieta skinęła głową i natychmiast wróciła na salę. Witold wyjął z kieszeni starego iPoda i włożył do uszu dwie białe słuchawki. Przejechał palcem po ekranie, aż podświetliła się nazwa wykonawcy, Yellow. Następnie wybrał okładkę albumu “The Repairer of Reputations”, przedstawiającą żółty symbol składający się jakby z dwóch skręconych pytajników na czarnym tle. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, gdy wokalista zaczął spokojnym głosem recytować tekst piosenki:

 

Spójrz w czarne gwiazdy, każda z nich świeci dla ciebie

Wszystko, co uczyniłeś, dziś widnieje na żółtym niebie

Przybyłem aż z Carcosy pod tym złocistym firmamentem

Spisałem pieśń na twojej skórze żółtym atramentem…

 

– Witold, tak? Może mówmy sobie po imieniu? Wiesław jestem.

Łysiejący mężczyzna wyciągnął dłoń. Witold mocno ją uścisnął, po czym zajął miejsce na krześle i założył nogę na nogę. Starał się skupić wzrok na swoim rozmówcy, choć regały pełne płyt analogowych i zagranicznych czasopism co chwila przykuwały jego uwagę.

– Czytałem twoje teksty – zaczął Wiesław. – Muszę przyznać, że są bardzo dobre. Szczególnie zainteresował mnie ten zespół Yellow. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałem.

Witold opuścił nogę, położył dłonie na udach i nachylił się w stronę biurka.

– Prawda? Nikt go nie zna. To ciekawe, że pan wybrał… znaczy, że tak akurat wybrałeś, bo “The Repairer of Reputations” to moja ulubiona płyta wszech czasów. Towarzyszy mi od lat. W dobrych i ciężkich chwilach.

– Jak ją odkryłeś?

– A, to ciekawa historia. Trafiłem kiedyś na listę Maha Khuluda z Cassildy 93. Wymienił na niej około trzystu artystów, którzy wywarli duży wpływ na jego twórczość. Potem przez wiele miesięcy polowałem na te wydawnictwa. Wiele z nich okazało się niestety nieosiągalnych. Nie pamiętam nawet, co kupiłem na jakimś zagranicznym serwisie aukcyjnym… W każdym razie sprzedawca musiał się pomylić, bo zamiast tego dostałem właśnie “The Repairer of Reputations”. Próbowałem się od razu z nim skontaktować, żeby wyjaśnić sytuację, ale nie odpowiadał na żadne maile. Tymczasem szybko zdałem sobie sprawę, że trafiłem na prawdziwego białego kruka. Nawet w internecie trudno znaleźć wzmiankę o tej płycie.

– Niesłychane.

– Otóż to. Byłem pod jeszcze większym wrażeniem, gdy posłuchałem tego albumu. Zresztą, czytałeś moją recenzję…

– To, co napisałeś, zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie. Bardzo chciałbym poznać Yellow na własne uszy. Szukałem w internecie, ale nie udało mi się nic znaleźć.

– O nie, nic nie znajdziesz. Obiecałem sobie, że nie będę wrzucał tego albumu nigdzie w mp3, poza moim osobistym iPodem oczywiście. Zdaje się, że ta garstka osób poza mną, która słyszała o Yellow, ma podobne podejście. Nigdzie nie natrafiłem na żadną kopię tego albumu. Obawiam się, że nie będę mógł ci pożyczyć mojej płyty winylowej. Sam rozumiesz, to dla mnie niezwykle cenny egzemplarz. Ale możemy się kiedyś umówić, że dam ci posłuchać z mojego iPoda.

– Masz tego iPoda teraz przy sobie?

– Oczywiście. Nie wychodzę bez niego z domu. – Witold sięgnął do kieszeni dżinsów. Dotykając odtwarzacza na chwilę się zawahał, ale ostatecznie wyjął go i podał słuchawki Wiesławowi. – Puszczę ci kawałek “The Wall of Carcosa”. To jeden z moich ulubionych.

Wiesław wetknął słuchawki do uszu i zamknął oczy. Jego głowa coraz energiczniej poruszała się na boki. Witold zatrzymał odtwarzanie zaraz po drugim refrenie, gdy miała się zacząć rozbudowana gitarowa solówka. Wiesław spojrzał na Witolda z błyskiem w oczach, jakby chciał go w ten sposób zmusić do puszczenia dalszego ciągu. W końcu jednak powoli wyjął słuchawki z uszu.

– Niesłychane… Powiedz mi, z którego roku jest ten album?

– Sam chciałbym to wiedzieć! W informacjach, które znalazłem, najczęściej padają lata siedemdziesiąte. Wydaje mi się to całkiem prawdopodobne. Na okładce winyla jest mowa o tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym piątym roku, ale to oczywista ściema. Od lat szukam jakichkolwiek strzępków informacji na temat Yellow. Marzę, by odnaleźć samych muzyków i przeprowadzić z nimi wywiad.

Wiesław pokiwał głową.

– Znasz więcej takich kapel?

– Takich jak Yellow? Nie, oczywiście, że nie. Ale mam w zanadrzu jeszcze wiele fascynujących historii. Znam płyty, o których ludziom się nawet nie śniło.

– Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości… Dobra, Witold. Nie będę cię trzymał dłużej w niepewności. – Wiesław wstał zza biurka i ponownie wyciągnął do niego rękę. – Witaj w redakcji “Widelca”. Szukamy dokładnie takich ludzi jak ty. Zgłoś się do gabinetu po lewej stronie korytarza. Pani Wiesia przygotuje dla ciebie umowę.

Witold poderwał się z krzesła i uścisnął dłoń Wiesława jeszcze mocniej niż poprzednim razem.

– Bardzo dziękuję. Czytam “Widelec” od lat, pisanie dla was to będzie czysta przyjemność.

– Wierzę, że nasi czytelnicy pokochają twoje znaleziska.

Witold uśmiechnął się i wybiegł z gabinetu swojego nowego szefa. Zanim udał się do pani Wiesi, wyciągnął telefon z kieszeni i kliknął zdjęcie uśmiechniętej blondynki.

– Ilona? Nie uwierzysz, właśnie dostałem pracę w “Widelcu”!

 

Witold sięgnął do torby i rozpiął wewnętrzną kieszeń. Wyjął z niej klucz z przyczepionym brelokiem przedstawiającym żółty znak z okładki płyty “The Repairer of Reputations”. Gdy tylko włożył go do zamka, usłyszał za sobą głośny szept.

– Panie Witku! Panie Witku!

Drzwi do mieszkania obok były nieznacznie uchylone. Wyłoniła się z nich głowa rudej kobiety po pięćdziesiątce. Jej palec zatrzymał się centymetry od jego ramienia.

– Panie Witku! Nie tak się umawialiśmy.

– O co chodzi, pani Genowefo?

– Pańska żona znowu słuchała dziś na cały regulator tej piekielnej muzyki! Jeśli tak ma wyglądać to państwa “trzeźwienie”…

Witold głośno nabrał powietrza.

– Pani Genowefo…

– Ostrzegam, następnym razem dzwonię po policję. I tak już za długo to wszystko toleruję. Człowiek nie może się wyspać we własnym domu, moje koty to już rozstrojenia jelit ze stresu dostają.

– Najmocniej przepraszam, pani Genowefo. Obiecuję, że porozmawiam z żoną i więcej to się nie powtórzy.

Kobieta bez słowa trzasnęła drzwiami. Witold przekręcił klucz i wszedł do mieszkania. Od razu rozpoznał dialog saksofonu z organami Hammonda pochodzący z utworu “Moon Over Four Winds Street”.

– Ilona? Kochanie?

Rzucił torbę obok szafki na buty i ruszył do salonu. W drzwiach ominął leżącą na podłodze pustą, kwadratową butelkę z czarną etykietą. Na kanapie leżała młoda kobieta w purpurowym szlafroku. Jej twarz była przytulona do podłokietnika i zakryta rozczochranymi, bursztynowymi włosami. Zanim Witold spróbował ją obudzić, podszedł do wieży i przekręcił gałkę głośności w dół.

– Nie wyłączaj! Nie wyłączaj… – wymamrotała kobieta. Witold usiadł obok niej i pogłaskał po głowie.

– Jak się czujesz, skarbie?

Ilona zamruczała i powoli podniosła głowę. Spojrzała na Witolda przekrwionymi oczami.

– Przepraszam, kochanie. Wiem, że mieliśmy nie pić, ale znalazłam butelkę twojej ulubionej whisky i tak mi się nagle zachciało. Przepraszam…

– Nie masz za co przepraszać.

– Jestem taka do niczego.

– Nie jesteś. Chodź do mnie.

Witold zbliżył się do Ilony i położył jej głowę na kolanach. Delikatnie odgarnął sklejone włosy i pogładził po ciepłym policzku.

– Ta piosenka… “Moon Over Four Winds Street” – powiedziała niewyraźnie Ilona. – Pamiętasz? To przy niej się kochaliśmy, przy niej poczęliśmy…

Kobieta przeciągle zawyła. Witold nachylił się nad nią i mocno przytulił.

– Jesteśmy przeklęci. A Wiesiek? Taki straszny wypadek…

– Nie mów tak, skarbie. Wszystko się jeszcze ułoży. Wiesz, co dziś dostałem w pracy?

Ilona delikatnie wysunęła się z jego objęć i niedbale odgarnęła włosy do tyłu.

– Co takiego, kochanie?

– Mam ją! Wiesiek załatwiał to jeszcze przed śmiercią i udało się. Dostałem dziś przedpremierowy egzemplarz nowej płyty Yellow do recenzji. Zmienili teraz nazwę na Yellow K, album nazywa się “The Yellow Sign”.

– Żartujesz! A więc plotki się potwierdziły…

– W presspacku napisali, że szykują wielki powrót. Dotarło do nich, jak wielu ludzi zafascynowała legenda “The Repairer of Reputations” i chcą teraz wyjść z cienia. Z okazji wydania nowego albumu szykują międzynarodowe tournée, będzie też wznowienie poprzedniej płyty…

– To cudownie!

Ilona rzuciła się Witoldowi na szyję.

– Myślisz, że uda ci się z nimi spotkać?

– Kto wie. To całkiem prawdopodobne. Skoro nie chcą się dłużej kryć przed światem, powinni udzielać wywiadów. Będę próbował dotrzeć do ich managementu.

– Kochanie, tak się cieszę… Posłuchamy razem tej nowej płyty?

 

Witold obudził się w ciemnym pomieszczeniu. Leżał na zimnym piasku. Macając dookoła, uderzył prawą ręką w sztabę metalu. Potem lewą w drugą. Przejechał rękami wzdłuż nich i dotarło do niego, że to muszą być tory. Zerwał się na równe nogi.

Na wszelki wypadek postanowił biec wzdłuż ściany, mając nadzieję, że jeśli nagle usłyszy pociąg, zdoła przycisnąć się do niej na tyle, by uniknąć rozjechania. Gdy zobaczył przed sobą rosnącą plamę światła, poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła.

Ale to nie mogło być metro.

Nie słyszał nawet szumu zbliżającego się pojazdu. Zamiast niego w tunelu narastał odgłos przesterowanej gitary, wygrywającej rozciągnięty, znajomy motyw. Przyspieszył kroku. Wciąż nie mógł rozpoznać słyszanej muzyki, ale dawała mu jakieś poczucie bezpieczeństwa.

Na tle gitarowego motywu zaczął słyszeć niezrozumiałe słowa. Miał wrażenie, że wokalista wyśpiewuje je wspak. Plama światła rosła z każdym krokiem. Wreszcie zaczął biec w jej stronę.

Zamiast wyjścia z tunelu, ujrzał przed sobą rozświetlony niewidocznymi lampami korytarz. Na jego ścianach wyświetlano czarno-biały film z nim w roli głównej. Był ubrany w białą koszulę, za dużą przynajmniej o dwa numery. Miał czarną muchę i twarz umalowaną grubo w czarno-białe wzory.

Wsłuchiwał się w powtarzane wspak słowa, aż był w stanie je zrozumieć.

 

Chciałbym móc pływać, tak jak delfiny pływają

Wtedy na pewno znalazłbym jakiś sposób

Ocaliłbym nas przed tą niecną żółtą zgrają

Ja byłbym królem, a ty panią mego głosu

 

Wstyd pozostał po drugiej stronie muru Carcosy

Pamiętam Aldebarana ponad naszymi głowami

Cyklopowe Hiady i nasze pradawne wielogłosy

Przynajmniej jeden dzień byliśmy bohaterami

 

Witold dotknął warg brudnymi palcami. To on sam wypowiadał słowa piosenki. Postać na czarno-białym filmie poruszała ustami w synchronizacji razem z nim. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, czarno-biały on uśmiechnął się i wyciągnął do niego rękę. Spodziewał się, że gdy zbliży do niej własną dłoń, dotknie ściany. W jakiś sposób przeniknął jednak przez ekran, na którym wyświetlano film i zdołał złapać rękę sobowtóra. Poczuł w pełni realny dotyk niewidzialnej dłoni. I wtedy się obudził.

 

Witold siedział w fotelu i stukał rytmicznie palcami o biurko. Przed nim leżała kwadratowa koperta ze sztywnej tektury, na której widniał żółty znak podwójnie zawiniętego pytajnika na białym tle. Obok naklejono standardowe ostrzeżenie wytwórni, grożące sankcjami każdemu, kto spróbowałby w jakikolwiek sposób skopiować zawartość płyty.

Głos, który Witold tak dobrze znał, wyśpiewywał co prawda zupełnie nowe słowa, jego brzmienie jednak nie zmieniło się przez lata ani trochę. Choć dwa albumy Yellow dzieliły w najlepszym wypadku trzy dekady, wokalista był w tej samej formie. Zupełnie jakby czas dla niego stanął w miejscu.

Zdecydowane zmiany zaszły jednak w tekstach utworów. Wcześniej były bardziej uniwersalne, naznaczone mistycyzmem i kosmicznymi odniesieniami do niezbadanych światów. Na albumie “The Yellow Sign” wyraźnie nawiązywały do sytuacji społecznej na Ziemi. Yellow opisywał zagubienie wywołane chaosem w mediach społecznościowych i problemy komunikacyjne w rzeczywistości opanowanej przez nowe technologie. Krytykował gloryfikację wojny i wolny dostęp do broni. Zarzucał ludziom rozpaczliwą ucieczkę w narkotyki i oferował proste panaceum: poddanie się tytułowemu żółtemu znakowi.

Gdy Witold spisywał pokrótce wstępne przemyślenia o płycie, wokalista wyśpiewywał właśnie refren utworu “Yellow K”:

 

Bez chwili zawahania przybywasz pod osłoną nocy

Czy to już narkotykowy koniec naszej cywilizacji?

W poszukiwaniu mocy połykam kolejne tabletki

Lecz wszyscy już dawno podlegli grawitacji

Wszyscy ulegliśmy grawitacji

Wszyscy podlegli grawitacji

 

Odsłuch przerwała mu wibracja telefonu w kieszeni. Odebrał połączenie z nieznanego numeru.

– Czy to pan, panie Witku? – Usłyszał w słuchawce, zanim zdążył się przedstawić.

– Przepraszam, kto mówi?

– Genowefa, pana sąsiadka.

Witold głośno westchnął.

– Jeśli chodzi znowu o tę muzykę…

– Nie, panie sąsiedzie. Nie w tej sprawie dzwonię. Była karetka przed chwilą. Pańska żona miała ten numer…

– Ilona?! Co się stało z moją żoną?

– Niech mi pan da powiedzieć. Pańska żona rzuciła się z dachu naszej kamienicy.

– Co?!

– Kazali mi panu powiedzieć.

– Ale karetka? Mówiła pani o karetce… Zabrała ją karetka, w jakim jest stanie?

– Panie Witoldzie. Pańska żona nie żyje. Przepraszam. Ona znowu słuchała tej muzyki, słyszałam jeszcze rano, zanim…

Głos w słuchawce nagle urwał.

– Ja panu wszystko opowiem, jak pan przyjdzie. Przepraszam.

 

Witold odstawił butelkę whisky i zamknął oczy. Szumiało mu w głowie, ale myśli wciąż były jasne. Cały czas czuł zapach Ilony. Widział jej uśmiech, dotykał jej dłoni. Tyle razy obiecywali sobie, że zaczną na nowo i tym razem im się uda. Nie będą pić, by na chwilę zapomnieć o bolesnych wspomnieniach, a następnego dnia czuć zdwojony ból. On z tym nie miał problemu, ale Ilona…

Poczuł, że zbiera mu się na wymioty.

Wbiegł do łazienki i uklęknął przy muszli klozetowej. Alkohol przepalił mu gardło, gdy wymiotował. Przez chwilę żałował, że drugi dzień niczego nie jadł. Potem przypomniał sobie, że to nie ma znaczenia.

– Tatusiu?

Witold zamarł trzymając oburącz deskę klozetową. Głosik dziewczynki był głośny i wyraźny, nie tak jak wszystkie słowa Ilony recytowane przez jego pamięć gdzieś z oddali.

– Tatusiu?

Wreszcie odważył się odwrócić. W drzwiach do łazienki stała kilkuletnia dziewczynka o dużych, niebieskich oczach. Wpatrywała się w niego, zakręcając blond lok wokół palca.

– Dobrze się czujesz, tatusiu?

Przy ostatnim słowie aż zapiszczała słodkim głosikiem. Witold powoli wstał i zrobił krok w stronę dziewczynki.

– Kto…?

– Nie pamiętasz mnie, tatusiu?

Dziewczynka zmarszczyła czoło. Jej niebieskie oczy zalśniły jeszcze mocniej.

– Jestem Kamilka, twoja córeczka – zapiszczała, po czym podbiegła do Witolda i złapała go mocno za nogę. – Tatusiu, jak możesz mnie nie pamiętać?

Witold mimowolnie przytulił ją i pogłaskał po główce.

– Oczywiście, że pamiętam.

– Wiem, tatusiu. Ty byś mnie nie zapomniał. Przecież odkąd nie ma mamusi, mam tylko ciebie.

Kamila ścisnęła go mocniej i chwyciła za rękę.

– Flawita też pamiętasz, prawda?

Witold otworzył usta, ale nie udało mu się wypowiedzieć żadnych słów.

– Chodź, tatusiu, przywitasz się.

Dziewczynka pociągnęła go do pokoju. Złapała pilota do telewizora. Chwilę potem na jego wielkim ekranie pojawił się niewyraźny, czerwono-różowy kształt pulsujący na ciemnym tle. Witold wpatrywał się w rozmyte kontury, które rytmicznie przybliżały się i z powrotem rozbiegały.

Z początku wydawało mu się, że widzi bijące serce, ale gdy zmrużył oczy, zdał sobie sprawę, że był w błędzie. Dostrzegł wyraźnie nabrzmiały brzuszek, malutkie uszka i zaciśnięte powieki. Tycie usta poruszały się w nienaturalny sposób, który kojarzył mu się z rybą, rozpaczliwie próbującą złapać oddech po wyciągnięciu z wody.

– Pamiętasz o urodzinach Flawita, prawda, tatusiu?

Kamila dotknęła ekranu telewizora. Witold obserwował z szeroko otwartymi oczami, jak jej małe dłonie sięgają do ciemnego wnętrza urządzenia i wyciągają na zewnątrz wciąż pulsujący płód. Z telewizora zaczęła dobiegać znajoma muzyka.

– Musisz podejść bliżej, tatusiu.

Dziewczynka trzymała na rękach nienarodzonego chłopczyka, który był wciąż połączony z telewizorem przy pomocy naciągniętej pępowiny. Witold podszedł bliżej, coraz wyraźniej rozpoznając cichą melodię.

– Zobacz, tatusiu, jak się za tobą stęsknił!

Witold spojrzał na ciemnoróżowy płód. Flawit musiał poczuć na sobie jego wzrok, bo natychmiast otworzył zaciśnięte powieki. Jego malutkie usta rozciągnęły się w uśmiechu. Piskliwy i niewyraźny głosik zaczął śpiewać równo z melodią:

– Spójrz w czarne gwiazdy, każda z nich świeci dla ciebie…

 

Rzucona przez Witolda garść ziemi gruchnęła o wieko trumny. Sięgnął dłonią po więcej piachu. Kolejny rzut nie przyniósł mu wcale ulgi. Wciąż nie miał łez, by płakać.

Gdy ścisnął w dłoni trzecią garść, poczuł rękę na ramieniu. Strużka ziemi przeleciała mu między palcami.

– Pan Witold, prawda? Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje…

Witold powoli wstał i spojrzał na mężczyznę w żółtej marynarce.

– Nazywam się Filip Chruszczewski. Przepraszam, że zawracam panu głowę w takiej chwili, jednak sprawa jest dość pilna…

Witold odszedł od grobu, ustępując miejsca grabarzowi, który zaczął już zasypywać trumnę. Mężczyzna w żółtej marynarce poprowadził Witolda niespiesznie cmentarną alejką. Złociste plamy słonecznego światła przebijały się przez korony drzew i tańczyły im pod stopami.

– Reprezentuję zespół Yellow K. Proszę mi wybaczyć, że przychodzę w takiej chwili…

– Nic nie szkodzi – odparł chłodno Witold. – Co ma mi pan do powiedzenia?

– W pierwszej kolejności… chciałbym podziękować panu w imieniu całego zespołu. Muzycy Yellow K są świadomi, że to pański tekst zapoczątkował modę na ich debiutancką płytę. To pan pierwszy opisał “The Repairer of Reputations” na łamach “Widelca”. To zapoczątkowało całą lawinę tekstów na temat tego albumu. Ludzie dopiero wtedy odkryli Yellow.

Witold sięgnął do kieszeni czarnej marynarki po paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, po czym skierował ją w stronę Filipa.

– Nie, dziękuję – wtrącił pospiesznie mężczyzna. – Musi pan wiedzieć, że muzycy Yellow dawno pogodzili się z tym, że nie zrobią kariery muzycznej. Podjęli się zupełnie innych prac, część z nich założyła rodziny… Byli w szoku, gdy nagle “The Repairer of Reputations” stał się po tylu latach hitem.

– Mam pytanie – Witold przerwał mężczyźnie i zaciągnął się dymem. – Z którego roku tak naprawdę jest ta płyta?

Filip roześmiał się.

– Nie wątpię, na pewno ma pan wiele pytań. Ale to nie szkodzi, bo muzycy Yellow K – musieliśmy trochę zmienić nazwę, żeby byli bardziej zauważalni w internetowej rzeczywistości, sam pan rozumie – są gotowi odpowiedzieć na nie wszystkie. Tak jak wspomniałem, nasze strony w internecie są rozgrzane do czerwoności. Wie pan, że w zeszłym tygodniu Yellow K zdobyło studwudziestomilionowego fana na Facebooku?

Witold przyglądał się kościołowi na końcu cmentarnej alei. Złociste promienie słońca odbijały się w dachu i wbijały niczym małe szpilki w jego oczy.

– Chciałbym, aby pan wiedział, że muzycy Yellow K zdają sobie sprawę z pańskiego wkładu w ten sukces. W związku z tym zdecydowali się odpowiedzieć na wszystkie pytania. Mało tego, oprócz wywiadów chcą nakręcić film dokumentalny o historii zespołu. W tym celu zabiorą pana w nadchodzącą trasę Carcosa World Tour… oczywiście, jeśli przyjmie pan ich zaproszenie. Prawdę mówiąc, Flawit jest już gotowy na rozmowę.

– Będę mógł porozmawiać z wokalistą Yellow K?

– Jak najbardziej, panie Witoldzie! Flawit już na pana czeka, proszę spojrzeć.

Mężczyzna wyciągnął rękę w stronę kościoła i wskazał palcem postać siedzącą na schodach. Witold nie mógł dostrzec szczegółów, oślepiony światłem słonecznym. Wydawało mu się, że drzewa wokół kościoła coraz bardziej żółkną. Dopiero gdy postać wstała ze schodów, zauważył, że jest ubrana w ciemnożółty płaszcz. Jej głowę zdawała się otaczać korona pulsujących, złocistych błysków.

– Panie Witoldzie, proszę się tylko zgodzić, a będzie pan mógł na własne oczy zobaczyć, jak Yellow K podbija świat!

Witold przyspieszył kroku. Odziana w żółte szaty postać w oddali uniosła dłoń i gestem zaprosiła go do siebie. Mógłby przysiąc, że cmentarna aleja coraz bardziej tonie w żółci. Słyszał też muzykę, która nierealnie rozchodziła się pośród drzew.

 

Bez wahania, bez opóźnień, oto nadchodzi Yellow K…

 

11858516

Koniec

Komentarze

Tekst jest specyficzny, ale o tym z pewnością wiesz :)

Napisany jest sprawnie, choć bez fajerwerków; osobiście brakuje mi tu odrobiny literackich ozdobników. Klimat, tematyka i te zaskakująco pasujące do całości niezauważalne przeskoki w czasie (które z początku miałem ochotę krytykować, ale koniec końców się sprawdziły)… To wszystko aż się prosi o więcej metafor, porównań, o “zlewanie się” skojarzeń, przenikanie się rzeczywistości… Pod względem formy mogły się dziać “rzeczy niestworzone”, konwencja pozwalała na mnóstwo eksperymentów, a w moim odczuciu tekst jest zbyt suchy i zwyczajny. Nie mówię, żebyś wprowadził w życie te wszystkie dziwne zabiegi, o których wspomniałem, ale jednak czegoś mi zabrakło i odczułem taki “dysonans stylistyczny”.

Co do treści, sam motyw tajemniczego zespołu jest świetny. Pewnie prawie każdy ma taki niszowy zespół, który znalazł w odmętach internetu, albo, co gorsza, który tylko pamięta i za nic nie może go odnaleźć. Tutaj zdaje się on istnieć jakby poza naszym światem, przenikać czas i przestrzeń, przemawiać do bohatera. Może istnieć albo nie istnieć. Tylko niezbyt podoba mi się fakt, że albo czegoś nie zrozumiałem, albo motyw nie został najlepiej wykorzystany tzn. spodziewałem się jakiegoś większego twistu, a nie otwartego zakończenia. (Chyba że ono nie jest otwarte, ale w każdym razie ja nie wiem, o co w końcu chodziło). Nie zrozum mnie źle, otwarte zakończenia są bardzo dobre, pod warunkiem, że czytelnik ma po lekturze kilka pomysłów, z których może wybierać. Ja nie mam w sumie żadnych. O co chodziło?

W skrócie, tak naprawdę podobał mi się głównie klimat i zabieg z przeskokami czasowymi (tj. nierozdzielanie odległych czasowo scen gwiazdkami). Trochę szkoda, bo widząc tag “weird fiction” i czytając pierwszą połowę tekstu, zrobiłem sobie wielkie nadzieje :)

 

Aha, a te cyferki na końcu to zaszyfrowana wiadomość? Coś jak przekaz podprogowy na winylowej płycie, słyszalny tylko po odtworzeniu od tyłu? Jeśli tak to plusik za kreatywne wykorzystanie medium ;)

[próbowałem z ciekawości sprawdzić w katalogach astronomicznych, czy to czasem nie jest oznaczenie Aldebarana albo Hiad, ale to chyba fałszywy trop]

Hmmm. Do mnie nie przemówiło. Ale to pewnie kwestia gustu – nie przepadam za horrorami, muzyka też mnie nie kręci.

Właściwie nie bardzo rozumiem, w jaki sposób różne wątki się przeplatają. Czy gdyby Witold pracował w banku, jego żona i dziecko by żyły?

Jeśli przyjąć, że córeczka i Flavitt są objawami delirium, to w tekście nie widać fantastyki. Czyli pewnie nie są, ale wpływu na fabułę też nie mają.

Ale tekst napisany całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Nie przepadam za tekstami w których muszę myśleć o co chodzi, odgadywać, doszukiwać się.

Chwilami miałem problem ze skupieniem nad tekstem, gdzieś tam ominąłem linijkę, indziej kilka słów. Podobnie jak Finkla nie przepadam za muzyką (w opowiadaniach) to zupełnie inne wrażliwości i “światy”(pewnie dlatego muzycy nie śpiewają prozą). Czytać ten tekst dosłownie? Symbolicznie? Nie wiem i nie chce mi się zastanawiać. Tekst jest jednak porządnie skomponowany i zbalansowany. Zgodzę się z master-of-orion, że tekst jest trochę suchy. Przeczytałem jednak całe opowiadanie co nie zdarza mi się często.

Oo, reportaż z mrocznej Carcosy… :)

 Panie Witoldzie…

Trochę zbyt familiarnie – w końcu to obcy facet, sądząc po tym, że myśli o niej po zawodzie, nie po imieniu.

 Serce jednak dalej waliło mu w klatce piersiowej

Tam bowiem znajduje się serce. Jeśli chcesz to podkreślić, to mogłoby być "tłukło się o żebra" na przykład.

 wrzasnął, a zaraz potem schował ręce do kieszeni

Jakoś mi się nie łączą te dwie czynności. Może gdybyś je rozdzielił na dwa zdania?

 poród kleszczowy

Komentarz czysto medyczny zostawiam tym, którzy się na tym znają – sama spytam tylko: czy konkretny rodzaj porodu ma tu znaczenie, czy potrzebujesz po prostu śmierci dziecka? Im dokładniejsze podajesz szczegóły, tym łatwiej o błąd, a im bardziej egzotyczny sposób śmierci, tym trudniej go uwiarygodnić.

 Naprawdę nie mamy teraz czasu

I nie ma w tym szpitalu nikogo, kto mógłby z facetem porozmawiać i nie jest zajęty na porodówce?

 przy stanie pana żony nie będziemy mogli uratować obojga

To nie brzmi profesjonalnie. Ja dałabym: stan zdrowia pańskiej żony nie pozwala na uratowanie jednocześnie jej życia i życia dziecka.

 Patrząc przed siebie z szeroko otwartymi oczami

Patrząc przed siebie szeroko otwartymi oczami. Czy on jest tu punktem widzenia? Może pokaż, co on widzi?

 Witold wyjął z kieszeni starego iPoda i włożył do uszu dwie białe słuchawki.

… w takim momencie?

 nazwa wykonawcy Yellow

Nazwa wykonawcy, Yellow. Bez przecinka to sugeruje, że ktoś wykonał Yellow, czymkolwiek by to Yellow nie było.

 żółty znak podwójnie zawiniętego pytajnika

Niezręczne. Według mnie symbol Żółtego Króla przypomina raczej pytajnik stojący nad zwłokami drugiego pytajnika, albo bardzo naćpany asfodel (ma potrójną symetrię, tylko złamaną) – ale nie podoba mi się tu przede wszystkim słowo "znak". Ono oznacza coś, co coś wskazuje, a ten symbol wskazuje Króla, nie pytajnik.

 po czym zajął miejsce na krześle

Przecież on już siedzi? To nie miał być Wiesław?

 rozpoczął powoli Wiesław.

Pretensjonalne. "Zaczął" w zupełności wystarczy.

 Witold opuścił nogę, położył dłonie na udach i nachylił się w stronę biurka.

Primo – łatwo to sobie wyobraziłam, ale wydaje się trochę zbyt przegadane. Secundo – jakiego biurka? To retrospekcja? Jeśli tak, zaznacz ją wyraźniej – przed chwilą byłam z Witoldem na szpitalnym korytarzu, musisz mi powiedzieć, gdzie jestem teraz.

 wszech czasów

Łącznie.

 A to ciekawa historia

A, to ciekawa historia.

 Cassildy 93

Hast… oj, nie :)

 polowałem na te wydawnictwa

I podkładałem pod nie bomby. "Wydawnictwo" to firma, która coś wydaje – nazywanie tak wydanego produktu jest bardzo dziwnym zwyczajem mediów.

 Duża część z nich okazała się

Kolokwializm. Wiele z nich okazało się…

 zamówiłem z jakiejś zagranicznej aukcji

Z aukcji się nie zamawia: co kupiłem na jakimś zagranicznym serwisie aukcyjnym.

 Zaledwie kilka stron internetowych w ogóle wspomina o istnieniu tej płyty.

Dałabym raczej: Nawet w Internecie trudno znaleźć wzmiankę o tym albumie.

 Dokładnie

Anglicyzm, i to szczególnie rażący. Po polsku mówi się "właśnie", "otóż to", "tak jest".

 To, co napisałeś, zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie.

Trochę zbyt uładzone zdanie, jak na dialog – jest tu takich sporo, choć da się je przełknąć.

 miała rozpocząć się

Składnia: miała się zacząć.

 wyjął powoli słuchawki

Składnia: powoli wyjął słuchawki.

 jakby chciał go zmusić w ten sposób do puszczenia dalszego ciągu

Może lepiej opisz, jak spojrzał. W każdym razie naturalniej brzmiałoby: jakby chciał go w ten sposób zmusić do puszczenia dalszego ciągu.

który odpowiedziałby przynajmniej na część naszych pytań.

Możesz to wyciąć, jest jasne z kontekstu.

 Nie będę dłużej trzymał cię w niepewności

Składnia: Nie będę cię dłużej trzymał w niepewności.

 głowa czerwonowłosej kobiety

Po polsku mówi się "rudej", chyba, że to skutek nieumiejętnego obchodzenia się z farbą. Przy okazji – głowa nie zmieści się w drzwiach uchylonych "nieznacznie", trzeba je jeszcze troszkę pchnąć.

 Zmarszczyła brwi i wskazała na niego palcem.

Głowa? I właściwie po co Ci ten szczegół? Co on buduje? Ja dałabym tak: Koniec palca sąsiadki zatrzymał się centymetry od jego ramienia.

 skierował swoje kroki do salonu

Pretensjonalne. Może po prostu wszedł?

 butelkę po whisky z zieloną etykietą

Etykieta była przyklejona do whisky, czy do butelki? Albo opisz tę flaszkę tak, żebyśmy się domyślili, co w niej było, albo po prostu powiedz: butelkę z zieloną etykietą.

 Jej twarz była przytulona do wezgłowia i zakryta

Ekwilibrystyczny wyczyn. Wezgłowie ma łóżko, nie kanapa – kanapa ma oparcie i dwa podłokietniki. Jeśli dziewczyna opiera policzek o podłokietnik – napisz tak, bo w tej chwili widzę ją leżącą na brzuchu i nie wiem, co zrobić z tymi włosami.

 Zanim Witold spróbował ją obudzić, podszedł do wieży i przekręcił gałkę głośności w dół.

Dziwne to jakieś. Ja dałabym prościej: Witold podszedł do wieży, żeby skręcić głośność.

 kobieta z kanapy

Innej tu nie ma.

 położył jej rękę na ciepłym policzku

Czyją rękę? Może tak: pogładził czubkami palców jej ciepły policzek? Jaśniej i romantyczniej.

 Ilona powoli się podniosła i niedbale odgarnęła włosy do tyłu.

Ten ciąg czynności jest jakiś porwany – ona lamentuje, on ją przytula, i nagle ona wstaje, chociaż facet ją chyba obejmuje i musiałaby się jakoś wysunąć. Poza tym dziewczę ma huśtawkę nastrojów, choć może nic w tym dziwnego przy jej stanie psychofizycznym.

 Leżał na zimnym, piaszczystym podłożu.

Uprość: leżał na chłodnym piasku.

 Wymacując je wokół siebie, natrafił na dwa stalowe pręty.

Nie po polsku: macając dookoła, uderzył prawą ręką w sztabę metalu, potem lewą w drugą sztabę. (Pręty są cienkie.)

 Błyskawicznie poderwał się na nogi i zaczął szukać jakiejkolwiek drogi ucieczki.

Po co Ci "jakiejkolwiek"? Ono nic nie wnosi. I pod torami są podkłady, grube kawały drewna, o które można się potknąć, nie sam piach (czy żwir, czy co to tam jest w metrze). Ja napisałabym jak najkrócej: Zerwał się na równe nogi.

 Wciąż nie mógł rozpoznać słyszanej muzyki

Ale motyw jest znajomy?

 rozświetlony niewidocznymi światłami

Światło z definicji nie może być niewidoczne, bo widzenie to postrzeganie światła. Nie chodzi Ci aby o "lampy"?

 twarz umalowaną mocnym, czarno-białym makijażem

Masło maślane. Ja napisałabym: twarz wymalowaną grubo w czarno-białe wzory.

poruszała ustami w pełnej synchronizacji z nim

Zrozumiałe, ale jakoś niezgrabne.

 czarno-biała wersja jego osoby uśmiechnęła się

Jak wyżej.

 przeniknął jednak przez materię

Ekran. Nie kombinuj.

 Błyskawicznie poczuł dotyk

Można poczuć powoli?

 ostrzeżenie wytwórni, mówiące o tym, aby w żaden sposób nie kopiować

Ostrzeżenie należy do perswazyjnej funkcji języka. Ja napisałabym: ostrzeżenie wytwórni, wymieniające różne sposoby kopiowania jej zawartości i grożące sankcjami każdemu, kto spróbowałby któregoś z nich.

 jego brzmienie jednak nie zmieniło się przez lata w najmniejszym stopniu

Może lepiej tak: jego brzmienie nie zmieniło się przez lata ani trochę.

 oba albumy Yellow dzieliły w najlepszym wypadku trzy dekady

Lepiej "dwa albumy", bo nie rozpatrujesz ich kolektywnie, tylko właśnie jako oddzielone: dwa albumy Yellow dzieliły co najmniej trzy dekady.

 Zupełnie jakby czas dla niego stanął w miejscu.

Składnia: Zupełnie, jakby dla niego czas stanął w miejscu.

 naznaczone mistycyzmem i kosmicznymi odniesieniami

Odniesienia muszą być do czegoś. "Kosmiczne odniesienia" nic mi nie mówią.

 takie jak zagubienie w mediach społecznościowych i nowych technologiach

Takie, jak. "Zagubienie w nowych technologiach" – to nie po polsku.

 Odebrał połączenie z nieznanego numeru.

Skąd sąsiadka ma jego numer, skoro on nie ma jej numeru? I jakoś zimna z niej baba – nie szlocha, nie jąka się, tylko przeprasza (za co?).

 Głos w słuchawce nagle urwał zdanie.

Dziwnie to brzmi, to "zdanie" – jakoś na siłę.

 słyszał nieprzyjemny szum, lecz nawet on nie był w stanie zagłuszyć jego myśli

Ja dałabym: szumiało mu w głowie, ale myśli były jasne.

 Nie będą podsycać bolesnych wspomnień alkoholem.

Myślałam, że pije się, żeby zapomnieć?

 Sfermentowany alkohol

Alkohol wchłania się bez trawienia i jest utleniany w wątrobie.

 nie tak jak

Nie tak, jak.

 zakręcając jeden z blond loków wokół palca

Domyślimy się, że ma więcej loków. Ja bym napisała: nakręcając blond loczek na paluszek.

 Jej słodki głosik aż zapiszczał przy ostatnim słowie.

Głosik nie mówi – to ona mówi głosikiem. (Raju, jakie upiorne dziecko – punkt dla Ciebie.)

 chwyciła za rękę, by chwilę później odskoczyć

Hę?

 Złapała za pilota

Wystarczy: Złapała pilota.

 przybliżały się i oddalały względem siebie

Hmmm. Może lepiej: zbiegały się i rozbiegały?

 chłopczyka, który był wciąż połączony z telewizorem przy pomocy naciągniętej pępowiny

Thanks for that mental image.

otworzył zaciśnięte dotąd powieki

"Dotąd" jest zbędne, bo oczywiste w kontekście.

 Jego malutkie usta uśmiechały się w jego stronę.

W stronę dziecka? Ja bym napisała: Malutkie usta rozciągnęły się w uśmiechu.

 Pojedyncze ziarenka piachu rozsypały się w nieuporządkowany wzór.

Primo – nieuporządkowany wzór to oksymoron (ma być?). Secundo – raczej się rozprysnęły wokół środka.

 Wciąż nie miał łez, by płakać.

No, nie wiem. To znaczy, obraz jest dobry, tylko nie jestem pewna sformułowania.

 Mężczyzna w żółtej marynarce niespiesznym krokiem rozpoczął z Witoldem spacer przez cmentarną alejkę. Gorące promienie letniego słońca przebijały się przez korony drzew i oświetlały ją złocistym światłem.

Ja napisałabym tak: Mężczyzna w żółtej marynarce poprowadził Witolda niespiesznie cmentarną alejką. Złociste plamy słonecznego światła tańczyły im pod stopami.

 pański tekst rozpoczął modę

Zapoczątkował. Czemu wszystko musisz "rozpoczynać"?

 muzycy Yellow byli już dawno pogodzeni z tym

Unikaj niepotrzebnej strony biernej: już dawno pogodzili się z tym.

 innych prac w życiu

Umarłym trudno pracować (Hast… oj, nie).

 delikatnie zmienić nazwę

Nie można zmienić "delikatnie" – tylko "nieco", "nieznacznie", "trochę".

 internet jest wręcz rozgrzany do czerwoności na naszych profilach społecznościowych

Dziwnie to brzmi.

 Złociste promienie słońca odbijały się w dachu i nieprzyjemnie go raziły

Może opisz, jak to kłuje w oczy?

 z pana wkładu w ten sukces

Może lepiej: z pańskiego wkładu w ich sukces.

 Flawit już na pana czeka

Argh, mogłam zgadnąć! Punkt.

 postać siedzącą na schodach

Normalnie bym się czepiła, ale Witold ledwo go widzi, więc może być.

 że drzewa wokół kościoła stają się coraz bardziej żółte

Możesz uniknąć tego "się", jeśli napiszesz: nabierają coraz głębszego żółtego odcienia; albo po prostu: żółkną.

 Na głowie zdawała się mieć fosforyczną, złotą koronę.

Pokaż to, np. tak: Jej głowę otaczała korona złocistych błysków.

Mógłby przysiąc, że cmentarna aleja coraz bardziej tonęła w żółci, a on sam słyszał muzykę,

Consecutio temporum, i rozdzieliłabym to: Mógłby przysiąc, że cmentarna aleja tonie w żółci, coraz gęstszej i głębszej. Słyszał muzykę…

 nierealnie rozchodziła się pośród drzew

Muzyka może brzmieć, ale rozchodzić się?

 

Hast… o, kurczę :)

 

Zdecydowanie lepiej, niż poprzednio. Ale ciągle brakuje mięśni na tych kościach – master-of-orion już zauważył, że przydałoby się więcej pokazać, dodać kolorów (czyli metafor i porównań). Pierwszy przeskok w czasie właśnie dlatego mnie zmylił, że nie widać go od razu. Bohater mógłby też mieć więcej do zrobienia – jest tylko niesiony falą, niewiele od niego zależy – ale z drugiej strony, jeśli to ma być horror kosmiczny, to chyba tak ma być.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przeczytałem, ale nie podobało mi się. Choć warsztat masz całkiem dobry. Czytałem bez zgrzytów i powrotów, aby się upewnić, co Autor miał na myśli.

Niestety, to, co miał na myśli, zupełnie do mnie nie przemawia. W ogóle to dla mnie dwie, różne historie, wrzucone w jedno opowiadanie. Nijak nie widzę powiązania pomiędzy fascynacją muzyką i żółtym zespołem oraz traumatycznymi przejściami bohatera. Nie współgra to razem, nie wiąże się. Zachowania zaś głównego bohatera, są, delikatnie mówiąc, irracjonalne.

– Ilona. Proszę, zróbcie wszystko, żeby uratować Ilonę.

Kobieta skinęła głową i natychmiast wróciła na salę. Witold wyjął z kieszeni starego iPoda i włożył do uszu dwie białe słuchawki. Przejechał palcem po ekranie, aż podświetliła się nazwa wykonawcy Yellow.

Naprawdę? Gdy umiera twoje dziecko, wkładasz do ucha słuchawki i słuchasz muzyki?! Poza tym, co to ma być za research? Pielęgniarka przekazuje takie rzeczy? Dobrze, że nie salowa albo woźny… Tak się to nie odbywa. W ogóle nie mąż, ojciec, czy dziadek decyduje, kto ma przeżyć, tylko zespół operacyjny ratuje tą osobę, która ma największe szanse przeżycia. Skąd wytrzasnąłeś taki pomysł? I na koniec kolejna bombka. Obcy gość przychodzi pierdolić gościowi nad trumną o jakimś zespole. Ale jak? Gdzie tak widziałeś? Chyba tylko w filmach. Pogubiłeś gdzieś wyraźnie ludzkie relacje i zachowania w tym opowiadaniu.

Lektura bez żadnej satysfakcji.

Pozdrawiam.

 

Czytało mi się dobrze, z tym, że nie bardzo łączą mi się wątki z zespołem i śmiercią rodziny.

Przynoszę radość :)

Wielkie dzięki za wszystkie komentarze i poświęcony czas. Przepraszam też za tak kosmicznie spóźnioną reakcję. Ostatnio sam wpadłem w jakąś czar… żółtą dziurę.

 

@master-of-orion

Literackie ozdobniki były plagą moich wczesnych opowiadań, toteż od kilku lat staram się z nimi walczyć. W “Telefonie od Katarzyny” wciąż ich było trochę za dużo, tym razem z kolei sam już widzę, że przesadziłem w drugą stronę. Faktycznie tekst mógł przez to trochę stracić duszę. Popracuję nad równowagą.

Co do zakończenia… Oczywiście nie podzielę się tym, co miałem w głowie (choć chyba kilka odpowiedzi dalej i tak zdradzę za dużo), ale podobnie jak w przypadku “Podług woli”, pisałem ten tekst z pewnym konkretnym zamysłem. Kiedyś bardzo mi się spodobało, gdy ktoś na moich zajęciach z filmoznawstwa wspomniał o pierwszym “Alienie” w kontekście alegorii mówiącej o strachu kobiety przed mężczyznami, czy też wręcz personifikacji lęku przed gwałtem. Oglądałem potem parę razy “Aliena” z tą myślą i niespecjalnie to dostrzegłem, ale utkwiło mi to w pamięci. Może to jakiś trop?

A cyferki chyba mogę zdradzić, bo korzystam z tego rozwiązania od lat pod każdym opowiadaniem. Trzeba wpisać w przeglądarkę “discogs.com/release/” i wkleić je po ostatnim ukośniku. A nuż to też pozwoli połączyć gwiazdki w zupełnie nową konstelację?

W każdym razie obiecuję, że będę dalej szkolił się w porządkowaniu przekazów, które odbieram z dziwnych eonów. Za którymś razem będziesz usatysfakcjonowany.

 

@Finkla

Dzięki za miłe słowo, no i przykro mi, że jesteś rozczarowana. Pamiętam, że przy “Co wydarzy się jutro” wspominałaś już, że muzyka to nie Twoja bajka, więc tylko ostrzegam na przyszłość, że dla mnie jest praktycznie całym życiem. Tak że następnym razem może być podobnie. A gdyby Witold pracował w banku, pewnie natknąłby się na podejrzanie żółtą monetę i też byłoby nieciekawie. Tak myślę.

 

@Dalekopatrzacy

Pewnie przyjdzie taki dzień, że wrzucę tu też jakieś proste historie – jak ta o Alvinie Straighcie na traktorze – ale na razie mam ochotę dzielić się tymi, w których nurzam się w drugich dnach i dzielę włos na czworo. Niemniej cieszę się, że przynajmniej zdołałem zapewnić Ci nieczęste doświadczenie.

 

@Tarnina

Wiszę Ci dużą porcję duszonych macek Has… aalbo przynajmniej duże piwo. Miałem sporo roboty z poprawianiem, ale dla człowieka to sama przyjemność, gdy ktoś kompetentny poświęci tyle uwagi jego tekstowi. Natomiast w ramach wzajemnego poprawiania, jak polonista poloniście, polecam pod Twoją rozwagę ten, ten oraz ten link ;)

 

@Darcon

Cóż, przykro mi w takim razie, że tylko zmarnowałeś czas na lekturę. Wezmę Twój tok rozumowania pod uwagę. Gdybyś mimo wszystko zajrzał jeszcze kiedyś do moich opowiadań, mogę Cię tylko prosić, abyś wziął pod uwagę, że Twoje wątpliwości co do wiarygodności ciągów przyczynowo-skutkowych i relacji międzyludzkich też mogą stanowić jakąś wskazówkę przy interpretacji całego utworu. Pozdrawiam.

 

@Anet

Ale przynajmniej czytało się dobrze!

I am surrendering to gravity and the unknown.

Jeśli szybko nie opublikujesz następnego tekstu, to pewnie zapomnę o ostrzeżeniu. ;-)

Babska logika rządzi!

Oż kurczę, a ja byłam pewna, że wszechczasy istnieją :) No, nic, trzeba wsiadać do TARDIS i to odkręcić :) Co do takich – jakich (i innych) – muszę przeprowadzić badania, bo poprawiam zgodnie z własną formacją językową (czyżbym była taka stara, żem się zdezaktualizowała?) ale, sięgając do przykładu ze słownika PWN, wydaje mi się, że zdania:

Była ubrana podobnie jak moja żona.

i: Była ubrana, podobnie jak moja żona.

znaczą co innego. Pierwsze – miała na sobie ubranie podobne do ubrania mojej żony, a drugie – obie były ubrane. Ale to dygresja, która nagle wpadła mi do głowy. Poza tym PWN dodaje:

Jeśli człony porównawcze wchodzą w skład wypowiedzenia złożonego, powinniśmy je oddzielać przecinkiem, np.

Ubranie leży na nim, jak leżałoby na kołku.

Jest lepszy, niż myślałem.

No, nic. Miło, że mogłam pomóc.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja tam sobie upraszczam: jak są dwa czasowniki, to coś je musi łączyć albo rozdzielać. ;)

Przynoszę radość :)

@Finkla

Cholera, poszedł zaraz po Twoim komentarzu! I znowu jest bardzo muzyczny…

 

@Tarnina

Nie pamiętam, czy to w końcu zbadałem, ale mam wrażenie, że wszechczasy mogły zostać oficjalnie rozdzielone wskutek którejś reformy językowej z lat 90. W publikacjach wydawanych za PRL-u natrafiałem na nie bowiem nagminnie i nawet moja babcia była w szoku, że to już niepoprawna pisownia.

A co do przytoczonych przykładów jak najbardziej się zgadzam i sam w przypadku wątpliwości stosuję metodę wspomnianą przez Anet – po prostu staram się dodać jakiś czasownik ;)

I am surrendering to gravity and the unknown.

Ale pamiętałam i wiedziałam, czego można się spodziewać. ;-)

Babska logika rządzi!

Czytałam bez przykrości, ale chyba niewiele zrozumiałam, bo nie bardzo wiem, co w opowiadaniu dzieje się naprawdę, ani kto i jakie ma omamy, ani czego one są skutkiem – alkoholu, czy słuchanej muzyki…

 

– A, to cie­ka­wa hi­sto­ria. Tra­fi­łem kie­dyś na listę Maha Khu­lu­da z Cas­sil­dy 93. –> To wypowiedź, więc liczebnik powinien być zapisany słownie.

 

Nawet w In­ter­ne­cie trud­no zna­leźć wzmian­kę o tej pły­cie. […] Szu­ka­łem w in­ter­ne­cie, ale nie udało mi się nic zna­leźć. –> Obie formy są poprawne, ale dobrze byłoby stosować jednolitą pisownię?

 

– O nie, nic nie znaj­dziesz. Obie­ca­łem sobie, że nie będę wrzu­cał tego al­bu­mu ni­g­dzie w mp3… –> Tu także mamy wypowiedź.

 

Gdy tylko wło­żył go do zamka, usły­szał za sobą gło­śny szept. –> Szept jest cichy z definicji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

wszechczasy mogły zostać oficjalnie rozdzielone wskutek którejś reformy językowej z lat 90. W publikacjach wydawanych za PRL-u natrafiałem na nie bowiem nagminnie

To brzmi prawdopodobnie. Kurczę, Anglosasi nie mają reform (chyba, że na tyłkach) i jakoś żyją.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka