Chyba dopadła mnie jesienna chandra. Za oknem uparcie siąpił deszcz, a szare niebo skutecznie blokowało słońce. Powoli przeniosłem wzrok na kalendarz. Westchnąłem. Dwudziesty stycznia.
Wychyliłem ostatni łyk herbaty, władowałem bambosze w czeluść szafki i postanowiłem. Musiałem coś zmienić. Najlepiej wszystko.
Decyzja była szybka. Spakowałem manatki, zakręciłem grzejnik, wsadziłem klucz pod wycieraczkę i ruszyłem na dworzec. Poszło sprawnie. Zaraz siedziałem w pociągu zmierzającym bez przesiadek do wybawienia. Konkretnie, w polskie góry.
***
Padło na Tatry. Zero śniegu, pełno turystów, na ulicach błoto zmieszane z pstrokatymi ulotkami. Nęcący zapach „scypków” wylewał się z każdej przydrożnej budki. Tego mi było trzeba!
Zaszedłem więc prosto do karczmy. Ciemną izbę wypełniała mieszanka dymu, smrodu tygodniowej frytury i grzańca. Jakoś udało mi się wyłuskać wolne miejsce. Zamówiłem herbatę z „prądem” i obserwowałem siąpiący za oknem deszcz.
Ledwo dostałem napój, do lokalu wślizgnął się jakiś facet. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jego wygląd. Miał na sobie długi, skórzany prochowiec, kierpce i góralski kłobuk. Na perkatym nosie spoczywały mu ciemne okulary.
Jeśli się kiedyś zastanawiałem, jak może wyglądać tatrzański ksiądz-harleyowiec, to właśnie jeden kręcił się po knajpie.
– Słuchaj uważnie to, co ci teraz powiem – wybrzmiał nagle głęboki, charyzmatyczny głos.
Zaskoczony prawie spadłem z ławy. Typ siedział przede mną, a jeszcze przed chwilą stał między wieszakiem a wucetem.
– Nie mamy dużo czasu, iluzja zaraz padnie. Będę mówił szybko – powiedział władczo, choć krzaczaste wąsy nawet się nie poruszyły.
– Dobrze… – odparłem niepewnie.
– Zostałeś wybrany, chłopcze. Nie mogę ci wyjawić szczegółów. To zbyt niebezpieczne. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, spotkajmy się dziś nad Morskim Okiem o północy. Zrozumiałeś?
– Tak. Morskie Oko, północ. Tylko… o co właściwie chodzi? – jęknąłem bezradnie. Zauważyłem, że karczma dziwnie opustoszała. Zniknęła nawet przysadzista gospodyni, bacznie pilnująca interesu.
– Mówiłem, żadnych konkretów. Resztę poznasz na miejscu. Zanim będzie po wszystkim, muszę powiedzieć ci coś jeszcze. Masz wybór. Jeśli chcesz zachować swoje dotychczasowe życie, dopij herbatę. Jeśli jednak pragniesz prawdy, natychmiast wyjdź z lokalu. Morskie Oko o północy. Będę czekał.
To powiedziawszy, zniknął. Siedziałem sam w pustej karczmie, z głową pełną pytań.
Przez dłuższą chwilę tkwiłem bez ruchu jak otępiały. Nie wiedziałem co robić. Zostałem wybrańcem, ale kogo? I do czego mnie niby wybrano? Czy istnieje jakiś tajemniczy wymiar poza naszym pojmowaniem? Kim był ten facet?!
Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Miałem właśnie szansę przeżyć przygodę, o jakiej zawsze marzyłem! Takich okazji nie miewa się często. Musiałem działać. Natychmiast!
Wstałem i dziarsko ruszyłem przed siebie. Oczywiście wciąż obowiązywał mnie savoir-vivre. Zostawiłem na ladzie należną dychę, a pusty kubek zaniosłem do stosownego okienka.