- Opowiadanie: T.Pet Cherry Art.T - Prawdziwych dziewic już nie ma (DRAGONEZA)

Prawdziwych dziewic już nie ma (DRAGONEZA)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdziwych dziewic już nie ma (DRAGONEZA)

Smog wisiał nad miastem. Jak przystało na porządny smog był gęsty i brudny. Ludzie już dawno przestali zwracać na niego uwagę, priorytetem każdego następnego dnia stało się wypalenie kilku paczek fajek, czy wycięcie w pień kolejnego obszaru lasu.

Detektyw Acm-Orgop z Nadzoru Fantastycznego kopcił właśnie papierosa, wpatrując się w syf nieba. Plująca spalinami limuzyna wiozła go na miejsce zdarzenia – na uboczu miasta, na osiedlu domków jednorodzinnym jakiś popapraniec urządził sobie jatkę. Podpalił kilka drzew, wysadził w powietrze parę samochodów, może i poranił śmiertelnych. Fakt faktem jest agresywny, podobno wyposażony w miotacz ognia, ale co chyba najważniejsze stawia dziwne warunki. Policja jest bezradna…

Ostatnie doniesienia mówią o tym, że zabarykadował się w jednym z domów, a jego mieszkańców wziął za zakładników. Kilku plotkarzy zauważyło łudzące podobieństwo psychopaty do głowy rodziny.

Detektyw wypuścił dym z ust i wytężył wzrok. Smog, tak, one wciąż tam są, to właśnie pod jego osłoną czują się najlepiej. To znaczy, że Wyobraźnia ma się dobrze. Czyżby na tyle, by pokazać swe niekoniecznie dobre oblicze?

Samochód wyhamował. Drzwi uchyliły się. Policjant prowadzący akcję prezentował właśnie szeroki wachlarz technik negocjacyjnych:

– Rzuć broń i wyjdź z uniesionymi rękoma! Jesteś otoczony! – darł się przez megafon.

Acm-Orgop z niesmakiem wziął z siedzenia czarny kapelusz. Nim wyszedł, starannie zagasił peta w popielniczce.

– Rzuć broń i wyjdź z uniesionymi rękoma! – Nieopierzonemu policjantowi z wrażenia chyba zapętlił się mózg.

Acm-Orgop spokojnie wysiadł z czarnej limuzyny, drzwiczki zamknęły się za nim automatycznie. Poprawił ułożenie kołnierzyka, przeczesał włosy, starannie ułożył kapelusz na głowie. Zaczął zmierzać w kierunku tłustego gliniarza wspartego o maskę jednego z samochodów. Prawdopodobnie tłuścioch wiecznie odczuwał głód – paznokcie miał poobgryzane do krwi. Dziwacznie trzymał megafon, jakoś tak daleko od ust, może obawiał się, że zje go na oczach współpracowników. To jednak byłby wstyd. Funkcjonariuszy było z dziesięciu, nerwowo celowali w drzwi frontowe i okna. Niektórzy byli tak spięci, że pozapominali odbezpieczyć broń. Typowe…

Drzwi otwarły się, a gliniarze podskoczyli. Pewnie gdyby starali się to zrobić równocześnie, nie wyszłoby. Teraz ich ruch był zsynchronizowany jak diabli. (Jeszcze nic nie zrobili, a już zdążyli się spocić jak dzikie świnie.) Na początku pojawił się jęk. Obdzierane ze skóry zwierzę pewnie drze się dostojniej. Z wnętrza wybiegł podpalony człowiek, wymachując na oślep rękoma.

– Nie strzelać! Kurwa! Dawać koc gaśniczy, kurwa, szybko, szybko! – ponaglał swoich podwładnych koordynator akcji. Tymczasem żywa pochodnia walnęła w jeden z radiowozów, przewróciła się na wznak i zaczęła dogasać. Nikt nie zdążył w porę zareagować.

– Obejdzie się. – Zaznaczył swą obecność Acm-Ogrop, po czym nie spiesząc się zbytnio, podszedł do zwłok i kopnięciem odwrócił je na drugą stronę. Twarzą do góry.

– Kim pan do cholery jest! Proszę opuścić teren akcji! – zagotował się dowodzący.

Acm-Ogropa pochłonęły oględziny zwłok. Beznamiętnie przyglądał się zwęglonemu naskórkowi, pomrukując coś pod nosem.

– Przejmuję sprawę – odrzekł powściągliwie, unosząc odznakę. – Proponuję pójść na pączki – dodał. Potem spiorunował człowieka wzrokiem.

Gliniarz zakołysał się na nogach, a jego spojrzenie zblakło.

– Ta pączki, a wie pan, że właściwie to mam ochotę na pączka. W sumie to zjadłem tylko osiem na śniadanie – wypowiedział sennym głosem. – Chłopaki idziemy!

– Co pan komendant… – nie skończył nadgorliwy funkcjonariusz, bo oto jego wzrok napotkał hipnotyzujące źrenice Acm-Ogropa. – Ta, pączki, to jest genialny pomysł. Przynieść może panu kilka?

– No wiesz Baryła, nie zawracaj panu gitary, on tutaj usiłuje pracować – zganił go spaślak.

Funkcjonariusze pozbierali dupy w kroki. Ci którzy mieli z tym problem, zostali skarceni wzrokiem. Problem ulatniał się w ułamku sekund.

Acm-Ogrop został sam na sam ze zwłokami. Przypalony trup miał na czole wydziergane nożem: „Mam zakładników, spełnijcie żądania.” Forma dostarczenia i sam sposób opakowania wiadomości sugerował, że oprawcy zależało na nawiązaniu kontaktu z dowodzącym. Prymitywne środki, obrazowe techniki najlepiej trafiają do osób ograniczonych umysłowo. Przejąć inicjatywę, to teraz było głównym zadaniem detektywa.

– Jakie zatem są twe żądania? – zapytał. Megafon nie był mu potrzebny, wiedział, że przestępca ma niesamowicie dobry słuch. – Bystrooki! – wrzasnął dla zaakcentowania przewagi.

Domek jednorodzinny wydał z siebie coś w rodzaju pomruku niezadowolenia.

– W końcu wzięliście sprawy w swoje ręce! Wiesz z kim masz do czynienia i jeszcze pytasz? – zagrzmiał oprawca. – Dziewic chce! Czego innego może chcieć smok spuszczony ze smyczy? – charczał głos. Moment później przemienił się w dudniący śmiech. Ściany domostwa zatrzęsły się w posadach.

Acm-Ogrop nie wytrzymał, złapał się za brzuch i zarechotał.

– Chcesz żebym skonał ze śmiechu? Czasy się zmieniły, to nie jest takie proste – odpowiedział, ocierając kąciki oczu z łez. Prychnął jeszcze raz.

– Wiem – przerwał mu Smok. – Dziewczyna mieszkająca w tym domostwie straciła dziewictwo w wieku czternastu lat. Wszystko jednak można kupić detektywie, przejrzyj Internet i uruchom budżet Nadzoru. W przeciwnym wypadku posypią się głowy!

– Ile? – Detektyw spoważniał.

– Wystarczą trzy, ale nie za młode. Nie próbuj żadnych sztuczek. Rajstopy i hymenoplastyka nie przejdą. Rozumiemy się? – Okna domku wystrzeliły, grad odłamków zatrzymał się na karoserii zaparkowanych opodal radiowozów. Detektyw w porę zdążył ukryć się za koszem na śmieci. Ten smok jest nieobliczalny!

– Rozumiemy się – zakomunikował i oddał się obmyślaniu nowego planu. Zabawmy się…

 

Wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę frazę: „sprzedam dziewictwo”. Nielegalny proceder kwitł. Niektóre kobiety zbierały na studia, inne na chleb. Ceny były różne. Od kilku tysięcy do kilkunastu, zazwyczaj w nominale euro. Acm-Ogrop brzydził się ludźmi i bez tego.

 

Szukam chętnego na moją cnotę. Jedyne sześć tysięcy euro. Jestem wysoką blondynką, o nieco rubensowskich kształtach, ale za to bardzo gorącą. Zaspokoję każdego bez względu na wiek i wygląd.

~ Monia.

Podobno to oni wytworzyli matkę Wyobraźnię (aż trudno w to uwierzyć), z kolei to na jej paszy wyrosły smoki. A były to początkowo stworzenia piękne i nieskazitelne. Po drodze ewolucji ludzie zagubili gdzieś swoją Wyobraźnię, zajęli się produkcją brudu i spalin. Trzeba przyznać, że papierosy się im udały. Dzięki nim żyją krócej!

 

Hey, mam możliwość wyjazdu na studia za granicą wprestiżowej szkole (oczywiście wszystko kosztuje), chcąc realizować swoją edukację na najwyższym światowym poziomie, postanowiłam sprzedać dziewictwo. Swoją niewinność wyceniam na piętnaście tysięcy euro. (cena oczywiście do negocjacji) Szukam Pana szanującego kobiety, żonaci nie wchodzą w grę. Jestem atrakcyjną, dwudziestodwuletnią dziewczyną. Wymiary mogę podać na maila.

Długo wstrzymywałam się przed zamieszczeniem tego ogłoszenia, zdecydowałam jednak, że pieniądze nie powinny stawać na drodze do realizacji moich marzeń. Rodzina jest raczej w trudnej sytuacji finansowej, a o godziwy zarobek w tym kraju bardzo ciężko.

Czekam tylko na poważne oferty.

~ Ania.

Powstał Smog. Mało brakowało, a zręcznie, bo po cichu, zabiłby matkę Wyobraźnię, dokonując tym samym egzekucji na smokach. Karmicielka uodporniła się, fantastyczne stworzenia z początku rzęziły przy oddychaniu. Musiały wzlatywać ponad brud, by zaczerpnąć świeższego powietrza. Przyzwyczaiły się. Co cię nie zabiję, to cię wzmocni – to akurat prawda. Transformacja zasiała w ich osobowości ziarno zła. Wyobraźnia zeszmaciła się.

 

Sprzedam dziewictwo zamożnemu panu. Niedrogo! Powinien być zdrowy, posiadać odpowiednie środki finansowe, być zadbany, zabawny, inteligentny, najlepiej w wieku do pięćdziesięciu lat. Jestem młodą, atrakcyjną kobietą. Świeżo skończone dwadzieścia lat. Potrzebuję pieniędzy na wakacje. Oczekuję pełnej dyskrecji, w zamian ze swej strony obiecuję gwarancję niezapomnianych przeżyć i seksualnych uniesień. Za sześć tysięcy euro oddam Ci cnotę!

~ Marta.

Legendy o smokach zawsze przechodziły proces ugrzeczniania. Dziewic nigdy nie zjadano, jeśli już to można by ten akt nazwać konsumpcją. Ta trwała zaś zazwyczaj całą noc, alternatywą był moment, w którym dziewczę padło z wycieńczenia. Warto zauważyć, że fantastyczne smoki były fetyszystami. Bystrooki myślał wyłącznie penisem, należało to wykorzystać…

 

– Jak tam moje dziewice?! – warknął smok.

– Zaraz będą – skłamał nieco Acm-Ogrop. – Niedługo wracam – rzucił i wraz z laptopem udał się do limuzyny.

– Ty coś knujesz! – wrzasnął Bystrooki.

– Skądże znowu. – Detektyw zamknął się w samochodzie.

– Łżesz!

W dźwiękoszczelnej kabinie miał pewność, że smok go nie usłyszy. Wyjął telefon i wybrał numer Nadzoru Fantastycznego.

– Odetnijcie wodę w domu przy ulicy Kłosowej 15, to po pierwsze – wydał polecenie. – Wysyłam wam linki dotyczące sprawy, opłaćcie te dziwki, które wybrałem. Nie ważne, co powie szef! Zasugeruj, że to dla mnie. Cholera! Bystrooki nawet ich nie tknie. No dobra może tknie, ale na pewno nie spenetruje. Aha, słuchaj. Jakiś bezwonny, łatwopalny gaz, który zdołacie załatwić w ciągu kilku godzin? Metan? Gaz kopalniany, mówisz? Czy krasnale nie wiszą nam jakiejś przysługi? Załatw to! Dokładne instrukcję lecą ci na maila. Aha, byłbym zapomniał. Weź oglądnij te dziewice, zanim zaakceptujesz transakcje. Bystrooki jest pies na baby, ale na jakieś byle smoki nie poleci. No tak, zabawne, faktycznie, chyba zbyt długo już przebywam wśród ludzi, przejmuje ich określenia. Urlop? Może po tej sprawie. Rusz tyłek na skrzynkę! Przydałoby się też kilku snajperów w razie czego. Niech wezmą ze sobą kiełbaski, może być gorąco. – Rozłączył się. Wyświetlacz komputera ogłosił tymczasem pomyślne wysłanie wiadomości…

 

*

Bystrooki niecierpliwił się. Groził, że zwęgli zakładników, jeśli za chwilę nie zobaczy swoich dziewic. Na szczęście na horyzoncie pojawiła się furgonetka Nadzoru Fantastycznego.

– Już są – zakomunikował Acm-Ogrop.

Samochód zaparkował przed posesją.

– Dawać je tu!

– Momencik, na spotkanie z kimś takim jak ty, muszą jeszcze przypudrować noski – zakpił sobie detektyw.

Z kwater okiennych wypełzły płomienie. Bystrooki tracił kontrolę.

Acm-Ogrop był już w drodze do pojazdu. Przesuwne drzwi stanęły otworem. Wdrapał się do środka i zamknął je za sobą.

We wnętrzu gnom od spraw technicznych rozprowadzał bitą śmietanę w sprayu po ciele jednej z panienek. Korzystał z maleńkiej drabiny, rzecz jasna. Dokuczał mu natarczywy ślinotok.

W kącie siedziały dwie pozostałe śliczności, próbując zrozumieć coś z bełkotu chuderlawego skrzata, który chcąc chyba dodać sobie animuszu energicznie gestykulował.

– Myślę, że Bystrooki będzie usatysfakcjonowany – rzekł detektyw, lustrując kobiety. Były naprawdę sowicie wyposażone przez naturę. Tak wyglądających ludzi detektyw mógłby nawet na moment polubić. Gnomowi blondynka chyba wpadła w oko. Niby przypadkowo rozmazywał śmietanę na jej cyckach pod pretekstem nierównomiernego jej rozłożenia. W rzeczywistości chodziło mu o pomacanie kształtnych piersi. Dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

– Czy ktoś zapłaci mi więcej za to, że ten troll mnie maca?! – rzuciła z niesmakiem.

– No, tylko nie troll! – oburzyło się stworzenie.

– Miejmy nadzieję, że Bystrooki lubi bitą śmietanę – stwierdził Acm-Ogrop, jednocześnie posyłając technicznemu pełne politowania spojrzenie.

Dziewczyny zostały już poinstruowane. Szatynkę o diabelskim spojrzeniu przebrano za pokojówkę, oczywiście nie szczędząc dekoltów i falbanek. Jej głównym zadaniem było wjechanie do domu z wózkiem, na którym ułożona była srebrzysta przykrywana patera. Rudej dano pejczyk i postanowiono nie ubierać. Miała przy lada okazji podrzucać biustem i kręcić tyłkiem.

– Jak na teledyskach? – wypaliła, wprawiając w osłupienie skrzata.

– Może być jak na teledyskach – wtrącił się Acm-Ogrop.

– Proponuje się nieco sprężyć – zaskrzeczał głośniczek w kabinie. – Smok się wkurzył i zaczął obrzucać furgonetkę płomieniami. – Kierowca relacjonował sytuację na zewnątrz.

– Wszystkie wiedzą, co robić? – zapytał detektyw.

– Tak – odpowiedział mu skrzat. Dziewczyny zgodnie skinęły głowami.

– Kamerki?

– Zamontowane.

– Zatem do dzieła!

Acm-Ogrop otworzył drzwiczki. Fala ognia osmoliła mu brwi. Wychylił ostrożnie łeb.

– Bystrooki bez takich mi tu! Chcesz skonsumować te dziewice, czy je spalić?! – wrzasnął.

– Dawaj! Dawaj!

– Nic się nie zmieniłeś przez ostatnie tysiąclecie. – Detektyw z niesmakiem pokręcił łbem…

 

*

Trzy dziewice szły z wolna ku tymczasowemu domostwu Bystrookiego. Naga-ruda, szatynka-pokojówka o diabelskim spojrzeniu i blondyna w kostiumie z bitej śmietany. Poruszały się z gracją i o dziwo niesamowitą pewnością siebie. Pokojówka pchała wózek – brzęcząca konstrukcja kryła danie główne. Żaden smok nie będzie w stanie oprzeć się sugestywnej sile powiązanych ze sobą fantazji erotycznych. Tym bardziej, jeśli owe fantazje staną tuż przed nosem, teoretycznie gotowe na wszystko, a uszczypnięcie nie przyniesie konsekwencji w postaci przebudzenia się.

 

Acm-Ogrop i dwu technicznych śledzili obraz z trzech kamer umiejscowionych we włosach panienek.

– Dlaczego nie mogą patrzeć na siebie? Nic nie widać! – wrzasnął gnom.

– To nie film porno, tylko akcja służbowa. Nie zapominaj o tym – zbeształ go detektyw. – Swoją drogą naprawdę ładne, to na pewno dziewice? – Pytanie skierował ku skrzatowi.

– Nie obyło się bez eliksiru upiększającego, ziół Herbetusa na lubieżność i specyfiku na odwagę – odrzekł spec.

– Dałeś im wódkę? – zbulwersował się Acm-Ogrop.

– Odrobinkę, po setce. Swoją drogą ostatnie badania wykazały u ludzi niesamowitą zależność. – Skrzacik odczuwał czasami wielką potrzebę pochwalenia się swoimi naukowymi osiągnięciami. Teraz było nie inaczej. – Zawartość ‘specyfiku na odwagę’ we krwi wprost proporcjonalnie wpływa na obniżenie się akceptowalnych standardów piękna. Bardziej zadziwiające jest jednak to, że kiedy badany osobnik ma już tyle odwagi, by pokochać się nawet z oślizłą ropuchą, jego wskaźnik libido diametralnie spada, uniemożliwiając mu te zamiary. W skrajnych przypadkach nadmiar odwagi prowadził nawet do utraty przytomności i wypaczenia z pamięci…

– Cycki, widzę cycki! – uradował się gnom, przerywając nudną przemowę. W gruncie rzeczy skrzata i tak nikt nie słuchał. Detektyw przytakiwał tylko głową, wpatrując się w monitory. Chudy stworek westchnął i dodał tylko: – Ludzie to doprawdy skomplikowane istoty.

Na jednym z ekranów faktycznie mignęły cycki. Wyuzdana pokojówka demonstrowała właśnie smokowi, jak podniecające może być zlizywanie z nich bitej śmietany. Dziko pomrukując, jeździła językiem po wypukłościach blondyny.

– Z ziołami Herbetusa to chyba lekko przesadziłeś – zauważył Acm-Ogrop.

Jedna z kamer rejestrowała zzieleniałe lico właściciela domostwa. Z sflaczałych powiek rozchodziły się niteczki żyłek, na czole tworząc już gęstą siateczkę. Opadnięte policzki i podkrążone oczy mogły świadczyć tylko o jednym. Bystrooki już zbyt długo siedzi w ciele tego śmiertelnika. Szanse na jego uratowanie maleją z każdą minutą.

– Ohydny! – wrzasnął gnom.

– Chcesz spróbować? – zadała tymczasem pytanie pokojówka, wyciągając w kierunku smoka palec ze śmietaną. Facet posłusznie wysunął pożółkły jęzor.

– Fuj! – Gnom prawie się porzygał.

– Zamknij się wreszcie! – Nie wytrzymał Acm-Ogrop, bacznie śledząc rozwój sytuacji.

Bystrooki oblizywał się właśnie ze smakiem na każdym z trzech monitorów. Kobiety ruszyły do środka.

– Połknął haczyk, jest dobrze – powiedział do siebie detektyw.

– Co to? – wycharczał nieoczekiwanie Bystrooki, spostrzegając, że pokojówka pcha się do domu z wózkiem. Jest jednak bardziej czujny niż zakładano.

– To? – Zmieszała się pokojówka. Obraz zjechał niżej. Dłoń kobiety uniosła pokrywę. We wnętrzu leżały dwie podłużne puszki z bitą śmietaną.

– Jak to co? – odezwała się ruda, waląc pejczem o ziemię. – Pewnie chciałbyś mieć, co zlizywać i ze mnie? Brutalu!

Obraz jej kamery przesunął się na paterę. Smukła dłoń kobiety pojawiła się w kadrze. Sięgała po jedną z puszek. Palec wskazujący poruszał się zmysłowo po walcowatym pojemniku, co jakiś czas ostentacyjnie wbijając w niego pomalowany na czerwono paznokieć. Wtórowały mu brzdęknięcia pozostałych paluszków. Kobieta delikatnie ujęła puszkę, po czym przeniosła ją poza kadr. Relacja z jej kamery straciła na wyrazistości. Z całą pewnością obraz poruszał się, to w górę, to w dół. Zaśnieżył. Przekaz wiele utracił, czarno-białe piksele, choćby nie wiadomo jak ruchliwe, są przecież mało sexy.

– Chyba straciliśmy jedną kamerę – przejął się skrzat.

Całe szczęście dwie pozostałe dziewice najwidoczniej skierowały głowy w kierunku rudej. Zresztą, kto by nie skierował! Dziewczyna trzymała oburącz śmietanowy spray, oblizując z góry na dół krawędzie puchy. Kiedy nie ostał się już suchy skrawek, wsadziła ją sobie między piersi i niemal odgryzła zakrętkę. Na zachętę strzeliła pejczykiem. Zgodnie z obietnicą zakręciła tyłkiem. Jak na teledyskach. Skrzat nabrał pewności, że po zakończeniu akcji powinien oglądnąć kilka wideoklipów dla porównania. Tymczasem kobieta trzęsła w powietrzu puszką, a Bystrooki już nie był w stanie odczepić wzroku od jej rozdrganych cycków. Miał na nie cholerny apetyt. Tak cholerny, że już nie panował nad mięśniami mimicznymi umarlaka, w którego się wcielił. Pożółkła szczęka rozjeżdżała się, a ślina skapywała na koszulę.

Ruda zdając sobie sprawę, że właśnie stała się główną atrakcją programu, kontynuowała swoje gierki. Przyłożyła wylot dozownika do jednego z sutków, po czym upstrzyła go kręconym snopkiem śmietany. Podobnie udekorowała drugi.

– To co, możemy wziąć ze sobą te erotyczne gadżety? – spytała głosem dziwki z zero siedemset, jednocześnie jeżdżąc palcem na około sutka, mimochodem zbierając z niego drobiny śmietany. Strzeliła pejczykiem, zakręciła dupą, po czym wsadziła palec w usta. Ssała go może trochę nazbyt pretensjonalnie, ale na Bystrookiego podziałało. Dostawał spazmów.

– Dobra jest – rzekł z uznaniem Acm-Ogrop.

– Możecie, możecie, nawet wskazane – wysapał Smok.

Dziewice ruszyły.

– Ale bez tego ustrojstwa na kółkach! Tylko same gadżety! – ryknął.

 

Snajperzy ulokowali się na dachach pobliskich budynków. Prawdopodobnie i tak nie padnie żaden strzał. Smok zerwał ciuchy z pokojówki, po czym przystał na propozycję wymazania rudej śmietaną. Na ekranach dwa spraye poszły w ruch. Z jednej strony mazała blondyna, z drugiej szatynka. Oglądanie było mało emocjonujące, wszakże kamery rejestrowały tylko niewielkie skrawki ciała, na które dozowniki z sykiem wypluwały ubitą maź.

– Jestem twoja, zlizuj! – Strzelił pejczyk. – Najpierw z lewej! – rozkazała. Smok bez trudu wszedł w rolę niewolnika wykonującego polecenia. Poderwał się do rudej i zaczął łapczywie zlizywać białą pierzynkę.

– Tato, jak możesz! – Kamer odwróciła się. Jeden z pokojów Bystrooki przerobił na loch z prawdziwego zdarzenia. Za pokrytymi korozją kratami stała nastolatka, właściwie to wisiała na nich, ledwo trzymając się na nogach. Jej twarz mokra od łez, nagie ciało poprzecinane bruzdami. Już nigdy pewnie nie wróci do normalności. Na ziemi obok niej siedziała wpółprzytomna starsza kobieta, szepcząc coś do siebie na pokrzepienie. Zasłaniała oczy, włosy miała pozlepiane spermą i krwią. Zakładnicy.

– Pierdol się dziwko, nie-dziewico! Przytul swą matkę kurwę! – wrzasnął brzydal, zdejmując koszule. Cały czas pochłaniał bitą śmietanę, głaszcząc rudą po włosach. Przerwał nieoczekiwanie, zaniemógł, bo pieprz stanął mu w gardle. Z bólu odchylił szyję w tył, wypełniając wnętrze skowytem zranionego psa. Mechanizm obronny ludzkiej przywary zareagował w naturalny dla siebie sposób. Zacisnął powieki, zaczął wytwarzać łzy. Nozdrza wypełniła suchość.

– Wody! – wychrypiał Bystrooki, chwytając się za gardło. – Co wyście?

Podbiegł do kranu w kuchni, zakręcił kurkiem. Odpowiedziało mu charczenie pustych rur. Rzucił się do lodówki, zerwał z nich drzwiczki. Była pusta. No może jedno kurze jajko, ale co mu po nim.

– Wody! – wrzasnął. Powłoka ludzka zsunęła się z niego niczym pokrowiec. Czerwonawa gadzina z nabrzmiałym członkiem stała na środku pokoju. Ostre pazury tylnich łap wbijały się w worek, jaki pozostał po mężczyźnie. Po nośniku. Tak to fachowo będzie zapisane w raporcie. Nastolatka zawyła doniośle, potem zaczęła walić łbem o pręty. Dziewice skuliły się przy ścianie, szatynka zsikała się ze strachu. Kreatura machnęła skrzydłami. Trzymając się za gardło wystrzeliła w powietrze. Dwie kondygnację budynku zostały przebite na wylot.

Acm-Ogrop chwycił za krótkofalówkę.

– Jedziemy, jedziemy! – wrzasnął. Furgonetka ruszyła z piskiem opon, gnom stracił równowagę i poleciał na ryj.

 

Niedaleko znajdowało się naturalne jeziorko, Acm-Ogrop zrobił dokładne rozeznanie, więc wiedział o tym. Jego ludzie już tam byli, poinstruowani i psychicznie przygotowani na ewentualne piekło.

Smok wzleciał na tyle wysoko, by okalać wzrokiem okolicę w promieniu kilku kilometrów. Jest jeziorko! Wysunął do przodu długą szyję i zanurkował w dół. Podmuchy wiatru łagodziły ból i spiekotę, lecz do pełni szczęścia brakowało wody. Dużo, najlepiej całe to zimne i mokre jezioro.

Kilka chwil później siedział już nad brzegiem, zastanawiając się, czy aby przypadkiem nie poszło mu zbyt łatwo. Ta niepokojąca cisza. Pochylił się i zaczął pić. Poziom wody obniżał się bardzo szybko. Ulga miała rześki smak.

Sielankę przerwał odgłos stukania o szybę. Bystrooki rozejrzał się. Koło niego stał Acm-Ogrop, uśmiechając się ironicznie. Walił pięścią o powietrze, a ono zachowywało się jakby było szkłem.

– Niemożliwe! – Smok poderwał się. Spece od czarnej roboty zdążyli już założyć przeźroczystą pokrywę. Rozbił się na niej niczym mucha na oknie i spadł na ziemię. Cielsko wbiło się w grunt.

Wstając, zionął lekko ogniem w kierunku detektywa. Ten wybuchnął śmiechem. Ogrzał oddechem szklany fragmencik i wypisał: „Nie radzę!” Wskazał kreaturze drugi brzeg. Stał tam wielki krzak, a właściwie wielka cysterna osłonięta krzakami. Kiedy Bystrooki spojrzał w jej kierunku zarośla rozsunęły się, ukazując napis na zbiorniku. Głosił: „UWAGA! METAN. GAZ SKRAJNIE ŁATWOPALNY.” W samej obecności cysterny pewnie nie byłoby nic nadzwyczajnego, ale już potężna rura od niej odchodząca, przymocowana do przeźroczystego sześcianu – pułapki, skłaniała do głębszych refleksji. Powagę sytuacji podkreślił krasnal, który na oczach Bystrookiego odkręcał właśnie zawór. Gadzina trochę nazbyt głośno przełknęła ślinę.

– Przedstawię ci może sytuację, Bystrooki. – Głos Acm-Ogropa panoszył się we wnętrzu pułapki. Stał opodal smoka, tuż za chroniącą go barierą, trzymając przed sobą mikrofon. Gnom rozpłaszczał na szybie swoją gębę, i bez tego przecież nietuzinkową.

– Kiedyś nabrałeś się na owcę wypełnioną siarką, teraz na bitą śmietanę doprawioną papryczką chili i czarnym pieprzem – kontynuował detektyw. – Myślałem, że zmądrzałeś, ale widać nie. Sporo wypiłeś tej wody, nieprawdaż? Ale masz jeszcze trochę, no na co czekasz? Ugaś pragnienie! Czyżbyś pękał? – Zachichotał. – A może boisz się wzdęcia? Wy smoki macie podobno bardzo delikatne żołądki, pewnie powstrzymujesz się przed beknięciem lub puszczeniem bąka? To dobrze, bo wystarczyłaby mała iskierka! BUM! – Acm-Ogrop machnął energicznie łapą.

Bystrooki aż podskoczył.

– Zrobimy po mojemu. Jeden z członków mojego oddziału wejdzie tam do ciebie i zamontuje ci na łapie małe urządzonko. Taki tam nadajnik GPS i trochę plastiku C4. Tak żebym wiedział, kiedy schodzisz z kursu i mógł cię wtedy rozwalić. No i jeszcze mały liścik dla Wyobraźni, bo to do niej się udasz z podkulonym ogonem.

– Nigdy! Wolę spłonąć i zabić przy okazji twojego sługusa niż wrócić! – wycharczał Bystrooki.

– Doprawdy? Jak-Ci-W-Gębie! – zawołał detektyw. Odpowiedział mu skrzek. Krwistoczerwony ptak kołował po niebie. Płynnie obniżył lot, rozpościerając rozłożyste skrzydła. Usadowił się na ramieniu detektywa, po czym nerwowo przestąpił z łapy na łapę.

– Jak-Ci-W-Gębie jest feniksem, jak pewnie zauważyłeś. Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że spalanie jest dla niego uroczystością nowego życia. Nie dalej, jak dzisiaj wstał z popiołów, a ja nie omieszkałem nadać kolejnej jego odsłonie odpowiedniego imienia. Jak-Ci-W-Gębie, wybacz mi tę małą dozę próżnego efekciarstwa – powiedział już do ptaka, podkładając mu pod dziób ładunek. – Tylko ostrożnie – szepnął feniksowi do ucha.

Bystrooki wiedział już, że został zrobiony na szaro.

 

***
Wyobraźnia prężyła się na swej czarnej chmurce. Wokół brud i syf. Spaliny i siarka, i bóg wie, co jeszcze. W ręku dzierżyła sploty smyczy. Smoki robiły swoje u jej stóp. Lizały buty, całowały palce. Inne nieco wyżej zdzierały koronkę z opalonych nóg, lub dobierały się już do majtek. Nagie piersi obstawiły dwa smoki, miętosząc i podgryzając, bawiąc się sutkami. Wyobraźnia oddała się pomrukom szczęścia, zaciskając palce u stóp, wzmacniając uścisk na smyczach. Nie chciała by któryś z uniżonych sługów znów uciekł. Masaż ramion musiał trwać nieustannie, dbała o to bladożółta gadzina. Co jakiś czas podgryzała delikatnie szyję matki. Brązowe loki plątały się w pysku, okalając przy okazji owal twarzy kobiety. Twarzy, którą przesłaniała radziecka maska przeciwgazowa. Trzeba było przecież jakoś oddychać w tym syfie! Wyobraźnia odwróciła się na bok i już ktoś klepał ją po tyłku. Oczekiwała tego. Tak samo jak tego, że któryś ze smoków posunie się dalej. Zamiast tego usłyszała głos: – Pani, Bystrooki wraca!

Chwyciła łby kochanków pracujących przy piersiach i najmocniej, jak potrafiła, przycisnęła je do nich. Kreatury straciły oddech i niemal się podusiły. Wyobraźnia stęknęła mocniej i splotła udami łeb jednego ze smoków. Ten zaczął łechtać ją po wewnętrznej części nóg, kierując się ku łonowi.

Wtedy pojawił się Bystrooki. Skomlał błagalnie, nie odrywając oczu od ziemi. Wiedział już, że nie ma prawa patrzeć na matkę. Wyobraźnia odrzuciła z siebie smoki, wstała i strzeliła go w pysk. Zobaczyła wisiorek u nadajnika. Prychnęła i przeczytała przekaz. „Dziewic mi się zachciało.” Podniosła zdrajcę i przyłożyła mu jeszcze raz. Wbiła obcas w żebra, wpięła w obrożę uciekiniera smycz. Stała tak z jedną nogą umiejscowioną na pokonanym, a podarte pończochy powiewały na wietrze.

– Od dziś nie masz do mnie wstępu! Zero seksu! – rzekła władczo. – Przez najbliższe tysiąclecie możesz jedynie rozpalać grilla. Coś przecież trzeba też jeść.

Nim skończyła mówić, smoki już obwąchiwały jej łydkę. Jeden zerwał nieszczęsne koronkowe rajstopy. Nie powstrzymywała się, ułożyła się na jednej z brudnych chmur, odginając się w tył na łopatkach. Każdy fragment pięknego ciała przykryły oddechy pożądania. Języki smoków pieściły, a nabrzmiałe członki pulsowały, kiedy je ściskała. Były gorące, jak to wulkany przed erupcją. Wyobraźnia jęczała z rozkoszy, a maska gazowa zatrzymywała odgłosy we wnętrzu jej głowy.

Zaczął padać deszcz, Bystrooki płakał. Nikt nie zauważył, że na wyświetlaczu ładunku wystartowało odliczanie.

Koniec

Komentarze

Do końca dobrnąłem z trudem. Czy to miało być śmieszne? Komediowe porno w klimacie fantasy? Fabuła moim zdaniem pasowałaby na scenariusz do takiego filmu.
Styl siermiężny, a z dialogów bije cwaniactwo. Nie podobało mi się w ogóle.



,,wpatrując się w syf nieba''. Dziwnie brzmi to zdanie...
,,może i poranił śmiertelnych''. Nie rozumiem.
,,drze się dostojniej''. Też nie rozumiem.
,,W sumie to zjadłem tylko osiem na śniadanie''. To miało być śmieszne? Banalne raczej.
,,Funkcjonariusze pozbierali dupy w kroki.'' Jak się zabiera dupy w kroki?
,,Bystrooki myślał wyłącznie penisem''. Myśleć można głową, ale penisem? Hmm, może to jeden z tych Twoich błyskotliwych, zabawnych tekścików, jakich w opowiadaniu całe mnóstwo, i które zupełnie nie bawią, wręcz irytują. Jak dla mnie opek nie zasługuje na więcej, niż 2.

Przykro mi, nie znalazłem tu niczego interesującego do tego stopnia, by czytać z ochotą. A czytanie dla czytania męczy... Proponuję: zastanów się, co o czym i jak chcesz napisać, po czym zrób to jeszcze raz, trochę krócej i w jakiejś ujednoliconej formule.
Dwa za dobre chęci. Więcej pozytywów nie mogę znaleźć...

Ciężko się to czytało, oj ciężko.

Klimatem przypominało mi to opowiadania Donata Szyllera... Z dodatkiem sporej dawki niewyżytych fantazji seksualnych.

Aha, a tak w ogóle to nie ma czegoś takiego jak "maska gazowa".

Wiedziałem, po prostu wiedziałem. Że doczekam się, aż ktoś użyje tej nader oryginalnej gry słownej "smog-smok". A tu jeszcze Pogromca, który stał się Acm-orgop'em. Doprawdy - zbytek rozkoszy dla mego wątłego ciałka.

Porno fantasy? To ja na wynos poproszę, na DVD w wersji reżyserskiej, z materiałami dodatkowymi. Tak, tak, jak zwykle zapakować w papierową torbę, co by dewotów nie drażnić.

A na poważnie, to pozazdrościć autorowi wyobraźni i na kopach odesłać do dobrego redaktora, który wyłowi liczne potknięcia językowe. O dziwo, mimo najszczerszych chęci, nie wyłapałem żadnego ortografa. Pomysły ciekawe, acz wykonanie kuleje i błaga o łaskę eutanazji. A że nieco wulgarne? E, tam, w to mi graj - cwaniactwo, ostry język i wyuzdane fantazje erotyczne. Orgazm murowany. Tym bardziej szkoda, że cała para poszła w gwizdek. Żeby nie powiedzieć bardziej dosadnie.

Mam mieszane uczucia. Ponurak ze mnie straszny, może więc dlatego jedynie od wielkiego dzwonu uśmiechnąłem się nieznacznie, niezdarnie naśladując grymas kota z Cheshire. Ale doczytałam i nawet nie będę się starał za to o przyspieszoną beatyfikacją jako męczennik za wiarę w ludzi.

Suma summarum - dałbym 2+, ewentualnie trójeczkę, bom w dobrym humorze.

Do konkursu.

Nowa Fantastyka