- Opowiadanie: KatarzynkaSz - -Egzorus- rozdział 6

-Egzorus- rozdział 6

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

-Egzorus- rozdział 6

-Bernard–

-Widzę niewidzialne i słyszę głosy! – pijany już mężczyzna wzniósł ku sufitowi rozcapierzoną dłoń.

-Hahahaa – śmiali się siedzący wokół ludzie.

-Polejcie mu jeszcze, bo gada cudacznie i śmiechu z niego kupa! – szpakowaty chłop skinął na barmana, i po chwili darmowa szklana, zapełniona w połowie tanią wódką stała przed kościstym człowiekiem. Trzęsąca się ręka złapała za szkło, opróżniając je w ułamku sekundy. Chuda dłoń wytarła wargi, strzepując krople lichego trunku, na kamienną podłogę.

-Zaprawdę, ja Bernard, powiadam wam głupcy, że zło zapleniło się w waszym brudnym miasteczku. Już teraz czuję śmierdzące wnętrzności waszych wypatroszonych ziomków!

-A to dobre!

-Hahahhahaa!

-Demony czają się wszędzie! – szklisty wzrok wysokiego, szalonego chyba, chudzielca lustrował wnętrze knajpy.

-W mordę dzika, też mu zafunduję kolejkę! – facet o czole szerszym niż Frankenstein postawił przed pijanym opowiadającym kolejną szklanicę. Ten złapał ją w chwili, gdy szklane dno stuknęło o drewniany stół i zaraz odstawił. Było to niczym pokaz utalentowanego magika. Szklanka była już pusta. Jednak po chwili kolejny z bywalców zafundował następną kolejkę cudacznemu pijaczynie.

-Jest tam! – trzęsąca się koścista dłoń wskazała ciemno ubranego starca, stojącego tuż obok sękatego kostura, wspartego o barowy blat.

-To jeden z nich! Wcielenie diabelskich mocy. Strzeżcie się go! – drżący palec oskarżycielsko celował w stojącego przy barze od kwadransa, cichego staruszka.

Tym razem nikt się nie zaśmiał. Pijany chudzielec zawitał do Bazyliszka zaraz po tym, kiedy starzec za pomocą magii uśmiercił Eda. A wiadomo jaki był Wielki Ed. Rzadko kto pozwalał sobie, aby mieć z nim na pieńku. Tak więc słowa wypowiadane przez chudego człeka, który nie był świadkiem ostatniego zajścia dawały wiele do myślenia.

-Zło rozszarpie wasze śmierdzące bebechy! – chuda ręka zatoczyła półkole, wskazując na zgromadzonych gości.

-Hahahaha! – teraz śmiał się jedynie szalony chudzielec.

Pijackie usta w transie wypluwały kolejne słowa:

-Jak myślicie, czemu w ciągu ostatnich dni chowacie w ziemi ludzkie ścierwa, a cwany klecha nie pozwala zaglądać do trumien? Haahahahahaha!

Wciąż panowała cisza. Szafa grająca też jakby była cichsza niż zwykle.

-Więc czemu? – spokojne słowa lecące od baru chlasnęły w pijacką twarz.

Wszystkie głowy odwróciły się w stronę szepczącego starca i ponownie utkwiły wzrok w wieszczącym pijaku. Nieprzytomne oczy wywinęły beczkę i zmatowiały w głębokim transie. Chudzielec spojrzał nieobecnym wzrokiem, gdzieś poza wnętrze karczmy i rzekł niskim, chropowatym głosem:

-Ukrywają przed wami prawdę – żyły na czole nabrzmiały pulsując zgodnie z kołaczącym sercem – Demon opętał jednego z was, a zastępy jego sług rosną. Otwórzcie oczy głupi, bezrozumni…– słowa urwały się nagle. Chude ciało grzmotnęło twarzą w stół, strącając na podłogę kilka niedopitych trunków. Z kościstych pleców umierającego chudzielca sterczała rękojeść krótkiego noża. Parę postaci z narzuconymi na głowę kapturami skoczyło ku drzwiom knajpy. Rozległy się głośne trzaski. Dwuskrzydłowe drzwi zamknęły się same. Skoble wskoczyły na miejsce blokując wyjście. Podobnie w stare ramy okienne uderzyły z hukiem drewniane zasłony. Nikt nie mógł opuścić w tej chwili Bazyliszka.

Drewniany bar odgradzał wielkiego barmana od smukłego starca, który dzierżył w wyciągniętych rękach koślawy kostur wykreślający w powietrzu tajemne figury. Gdy głucho trzasnęły ostatnie z zamykanych okiennic, starzec opuścił drąg stukając nim lekko w podłogę.

W pomruku zdziwienia w stronę przebitego nożem mężczyzny dreptał ścieżką tworzoną przez rozstępujących się gości Bazyliszka, stary Egzorus. Trzy zakapturzone postacie szaleńczo waliły rękoma i głowami o drzwi oraz okiennice, próbując czmychnąć na zewnątrz.

Czarnowłosy sięgnął za pazuchę wyciągając lniany woreczek z kilkoma kieszeniami. Sięgnął do środka i po chwili w dłoniach miażdżył tajemne składniki. Pomarszczona dłoń zatrzepotała palcami i sproszkowany materiał wpadł wprost do szklanki w połowie zapełnionej tanim trunkiem. Z szklanki buchnęło i zasyczało. Trzy postacie wciąż waliły szaleńczo w zasuwy, do krwi kalecząc spuchnięte ręce.

Egzorus wyciągnął z pleców cicho pojękującego mężczyzny ostry nóż i wlał w głęboką ranę zawartość brudnej szklanki. Stara dłoń zamknęła ranę dociskając kościste ciało do stołu. Chudy mężczyzna krzyknął jakby go sam czort ze skóry obdzierał, poczym znieruchomiał.

Znieruchomiały również trzy zgarbione, zamaskowane postacie, tłukące jeszcze przed chwilką w zamknięte wrota i okiennice.

Płócienne kaptury rzucały dziwne cienie na skryte twarze.

Wysoki Łowca Demonów zatoczył sękatym drągiem niewielką spiralę, celując końcem laski w krwawy fresk na suficie, ślad po świętej pamięci znanym bandycie.

Trzy czarne kaptury z łopotem opadły na plecy dziwnych postaci. Stali bywalcy cofnęli się w strachu kilka kroków, aż wsparli swe kanciaste ciała o solidne stoły. Okrzyk zgrozy przeszył zadymione powietrze. Fałszywe nuty popłynęły z starej szafy grającej, która po chwili zamilkła.

Naprzeciw trzech demonicznych postaci z wzniesionym kosturem stał Wielki Egzorus.

Koniec
Nowa Fantastyka