- Opowiadanie: Diossos - KLON cz.V

KLON cz.V

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

KLON cz.V

Podali pizzę i Maks zaczął się niepokoić. Czuł się niezręcznie idąc do damskiej toalety, ale martwił się o Miłkę, „ może zasłabła lub,… uciekła"– pomyślał i przyśpieszył kroku. Gdy doszedł do toalety zobaczył, przeszklone drzwi prowadzące do wyjścia ewakuacyjnego. Pchnął drzwi mając nadzieję, że są zablokowane ale nie były, zrobiło mu się gorąco. Jej pogodny nastrój, oraz nadmiar wrażeń i nerwów z kilku ostatnich dni, sprawiły że jego czujność została uśpiona. Wybiegł tylnym wyjściem i stanął nie bardzo wiedząc gdzie ma iść. Nie chciał, aby o jej istnieniu wiedziało zbyt wiele osób, więc wolał nie dzwonić o wsparcie do swoich podwładnych. „Gdzie mogła pójść?"– zastanawiał się. „Najprędzej poszła poszukać swojego odpowiednika i mieszkania,"pomyślał „ oby nie spotkała nikogo kto ją znał," Maks wiedział, że szanse na to były jednak niewielkie , Ludka przeprowadziła się do Warszawy z Białegostoku na kilka miesięcy przedtem zanim się poznali, więc grono jej znajomych było mocno ograniczone.

Rozmyślania przerwał mu sygnał karetki pogotowia. Sygnał dobiegał z bardzo bliska. Maks tknięty złym przeczuciem ruszył w tamtym kierunku. Gdy wyszedł na ulice zobaczył zbiegowisko ludzi i wozy policyjne. Karetka już odjeżdżała. Nieopodal, częściowo na chodniku stal samochód z uszkodzonym zderzakiem, stłuczka nie wyglądała na poważną. Podszedł do miejsca wypadku i spytał gapiów co tam się stało. Parę osób wzruszyło ramionami, najwyraźniej sami nie wiedzieli, dopiero jak przedarł się bliżej, usłyszał jak młody człowiek relacjonował policji.

-Wybiegła z tej knajpki prosto pod samochód, gość nie miał szans wyhamować– opowiadał młody człowiek nerwowo gestykulując.

 

Maksa oblał zimny pot, jeszcze nie miał pewności czy to Miłka ale tknęło go złe przeczucie. Spojrzał na knajpkę o której mówił młody człowiek, to tu wczoraj z Miłką pili kawę. Teraz był niemal pewien, że potrącona dziewczyna to była ona, wszedł do środka, chciał się dowiedzieć co ona tam robiła. W wejściu oparty o framugę stał barman.

-Pan widział tę dziewczynę?– spytał Maks barmana stając wśród ludzi lekko za jego plecami, tak aby barman patrząc na ulice nie mógł przyjrzeć sie jego twarzy.

-Widziałem, ładna dziewczyna, bardzo się spieszyła– mężczyzna zaczął opowiadać szeroko gestykulując, najwyraźniej miał potrzebę rozładowania napięcia– wpadła tu na chwilę skorzystała z terminalu i wybiegła jak strzała akurat prosto pod ten samochód. Taki pech. Taka młoda. Miejmy nadzieje, że nic jej się nie stało – kontynuował barman, ale Maks już nie słuchał, podszedł do terminalu. Na monitorze zobaczył pootwierane okna, które czytała Miłka i których czy to z pośpiechu, czy z wrażenia nie zamknęła.

 

Maks teraz już miał pewność, to była ona. Postanowił dowiedzieć się czego jeszcze Miłka mogła szukać w sieci i ku swojemu zaskoczeniu znalazł zapis połączenia trwającego niespełna minutę, Maks zapisał numer z którym łączyła się Miłka. A więc Miłka rozmawiała z kimś, tylko z kim i dlaczego? Musiał to sprawdzić, ale przedtem musiał się dowiedzieć, gdzie ją zawieźli i w jakim jest stanie.

Pojechał do domu, nie chciał korzystać ze swoich kontaktów aby jak najmniej osób wiedziało o istnieniu Miłki. Nie chciał też pytać o nią bezpośrednio w szpitalach bo to pociągnęłoby za sobą lawinę pytań na które nie mógłby udzielić odpowiedzi, tak więc musiał dowiedzieć się wszystkiego w miarę możliwości nie ujawniając swojej tożsamości. Na swoje szczęście jako dyrektor instytutu i tajny funkcjonariusz ministerstwa spraw wewnętrznych, miał nieomal nieograniczony dostęp do danych zawartych w sieci. Pomimo potwornego niepokoju o stan zdrowia Miłki, wiedział, że jej dane i informacje o jej stanie nie są jeszcze zapisane w sieci, więc najpierw sprawdził do kogo należy numer pod który dzwoniła Miłka. To co zobaczył sprawiło, że wpadł w furię. Numer należał do Romana Solskiego, jego odwiecznego wroga, człowieka który był przeszkodą we wszystkich jego planach, z trudem udało mu się doprowadzić do tego aby „stary" trafił na wcześniejszą emeryturę i nie krzyżował mu planów, a teraz ten gość znowu wszystko mu psuje. Teraz już miał winnego wypadku jakiemu uległa Miłka i w duchu postanowił, że mu tego nie daruje, że go zniszczy, ale teraz miał co innego do załatwienia. Odczekał jakieś dwie godziny, po czym postanowił sprawdzić czy są już jakieś dane na temat niezidentyfikowanej pacjentki po wypadku samochodowym i nie zawiódł się. Kobietę, o niezidentyfikowanej tożsamości, w wieku ok 25-28 lat potrąconą przez samochód przywieźli o 6.30 po południu do szpital na Solcu. To było najprawdopodobniej to, dziewczyna miała złamaną nogę i lekki uraz czaszki stan stabilny nie zagrażający życiu, dla Maksa najważniejsze było, że żyła . Wybiegł z domu, już wiedział co ma robić.

 

Podjechał pod szpital karetką pożyczoną od brata klona , który był właścicielem sieci klinik. Wszedł do szpitala, zamachał strażnikowi legitymacją ministerstwa przed nosem i nie zatrzymywany przez nikogo poszedł na oddział intensywnej terapii. Zatrzymał pielęgniarkę dyżurną.

-Przyjechałem tu po pacjentkę z wypadku, przywieźli ją ok 6.30 to jedna z naszych agentek i jej tożsamość musi zostać tajna, chciałbym dowiedzieć się w jakim jest stanie– po czym ponownie zamachał legitymacja ministerstwa pielęgniarce przed oczami.

-Proszę chwileczkę poczekać – powiedziała pielęgniarka nieco zdezorientowana.

Za chwilę pojawił się doktor.

-Bardzo mi przykro ale pacjentki nie udało się uratować, a ponieważ miała przy sobie kartę dawcy odesłaliśmy ją do instytutu Genetyki i Rozwoju Rodziny.

-Przecież o ile wiem, jej stan był stabilny– spytał próbując zapanować nad sobą Maks.

Pielęgniarka i lekarz popatrzyli na siebie niepewnie, po czym lekarz, próbując ukryć wściekłość odpowiedział.

-Nic podobnego, musiał ktoś pana źle poinformować, pacjentka od początku była w ciężkim, praktycznie beznadziejnym stanie, naprawdę bardzo mi przykro.

Maks stał jakby go ktoś zaczarował. Wiedział, że Miłka nie miała przy sobie, żadnej karty dawcy i widział raport w sieci. Wiedział że lekarz kłamał, tylko, że on teraz nic nie mógł zrobić. Gdyby wszczął śledztwo wszystkie jego machloje wyszłyby na jaw. To był koniec, sprowadził ją tu, żeby naprawić stare błędy, żeby wyleczyć swoje życie, a czuł się jakby zabił ją drugi raz.

-Dziękuję– odpowiedział Maks, odwrócił się i jak w hipnozie wyszedł ze szpitala. Wsiadł do karetki. Jechał do kliniki intensywnie myśląc. Był zrozpaczony ale jeszcze się nie poddał, jeszcze chciał walczyć, nie przyjmował do wiadomości tak wielkiej porażki.

 

 

***

 

-No i jak masz tą pacjentkę– zawołał Szymon podbiegając do uchylonego okna karetki, gdy Maks parkował przed kliniką. Szymon był klonem znanego niegdyś naukowca i także nosił nazwisko Szych. Za Szymonem wybiegło dwóch pielęgniarzy gotowych przejąć chorego z karetki.

-Nie. Odeślij ich musimy pogadać– Maks wysiadając z karetki prawie sie przewrócił, cały drżał.

-Stary jak ty wyglądasz? Piłeś? Co się z tobą dzieje?– wołał Szymon pomagając mu wstać.

-Zaprowadź mnie do siebie potrzebuje pomocy– powiedział Maks mocno wspierając się na Szymonie. Nie miał siły sam iść.

-Ludmiła nie żyje– wypalił roztrzęsiony Maks, gdy znaleźli się już w prywatnych kwaterach Szymona przylegających do kliniki, która była jego własnością.

-Człowieku ona nie żyje od pięciu czy sześciu lat. Sam próbowałem ją ratować. Ją i Filipa, a przede wszystkim ciebie. O czym ty mówisz?

-Nie mówiłeś mi nigdy o tym. Myślałem, że zginęli na miejscu ale poczekaj, ja nie zwariowałem. Ja ściągnąłem tu jej odpowiednik z tamtego świata. Rozumiesz? Miała wypadek, a teraz oni twierdzą, że ona nie żyje i że miała kartę dawcy. To bzdury, w bazie danych był stan stabilny a karty dawcy nie miała szans mieć. Zabrali ją do instytutu Genetyki i Rozwoju Rodziny. Musisz pogadać z naszą straszną mamuśką z Joanną. Ja się wczoraj z nią pożarłem i jest na mnie wściekła, a tylko ona może mi pomóc. To prawie na sto procent na jej polecenie Miłka została tam zabrana. Joanna musi zapewne szybko zrealizować zamówienie na przeszczep jakiegoś bogatego inwestora, a ty musisz ją powstrzymać. Proszę pomóż mi, mnie mamuśka nie posłucha.

-Ty głupcze, ty idioto! Co ci odbiło żeby ściągać tu niczego nieświadomą istotę. Rujnować jej życie, żeby naprawić sobie samopoczucie. Dlaczego żeś mi wcześniej tego nie powiedział.– Szymon usiadł i wbił ręce we włosy– -Nie możemy prosić Joanny o pomoc.– zakończył stanowczo.

-Jak to? Ja wiem, że postąpiłem podle ale zrozum ja walczyłem o swoją duszę. Od czasu wypadku moje życie to koszmar. Nie mogę spać, myśleć, oddychać. Chciałem wszystko naprawić, chciałem odzyskać sny, Chciałem!…..I naprawdę nikogo nie chciałem skrzywdzić. Błagam musisz mi pomóc, nie zostawisz mnie. Ty jesteś lekarzem, ciebie posłucha nawet straszna mamuśka a mnie wyśmieje.

-Nie posłucha– przerwał mu Szymon– Jeżeli się dowie kim jest ta dziewczyna, to gotowa ją osobiście dobić. Ona nienawidziła Ludki, a mnie nienawidziła za to, że próbowałem ją ratować. Ludka była dla niej uosobieniem wszystkiego z czym Joanna całe życie walczyła. Bała się że Ludka przeciągnie cię na swoją stronę i gdy wydarzył się wypadek Joanna szalała z radości. Martwiła się jedynie o Ciebie i o to żeby zdjąć z Ciebie winę za wypadek.

-Ja muszę ją jakoś ratować– Maks zawiesił głowę– byłeś przy śmierci Ludki?– spytał cicho.

-Byłem. Poprosiła o księdza. -westchnął– Wyobrażasz sobie księdza. Ja nawet nie wiedziałem, gdzie go szukać a ona z pamięci podyktowała mi numer telefonu. Pierwszy raz w życiu widziałem wtedy księdza, do dzisiaj mam z nim kontakt. Niezwykły człowiek przyjmuje go za darmo w mojej klinice, ma swoje lata.

-Mówiła coś o mnie?– przerwał mu cicho Maks.

-Mówiła. Po spowiedzi poprosiła mnie żebym ci powiedział, że ci przebacza i prosi o przebaczenie i będzie tam modlić się za ciebie o nawrócenie. Nie powtórzyłem, bałem się, że to cię tylko dobije, no i ustalona oficjalna wersja wypadku była taka, że zginęli na miejscu. Może to i moja wina, że zrobiłeś co zrobiłeś.

-Widać albo nic tam nie ma, albo mi żadna modlitwa nie pomoże, albo my naprawdę nie mamy dusz.-zaśmiał się wisielczo Maks.

-Maks jeżeli jest Bóg, to my mamy dusze i to wszystko ma jakiś sens.

-Gadasz jak Ludka, a ja nie widzę nic, żadnego sensu– zaczął unosić się Maks– Wszystko bez sensu. Ludka nie żyje, Miłka zapewne tez już nie. Gdyby nie Solski, wszystko przez tego skunksa Solskiego. Pobiegła do niego dzwonić. Skąd miała numer? Jak się z nią skontaktował? Nie wiem, ale wiem że mu tego nie daruję. Boże pomóż mi ale ..– zaczął Maks.

-Czekaj! -przerwał mu Szymon– On może nam pomóc. To przyzwoity gość i pracował kiedyś w instytucie Genetyki i Planowania Rodziny. Mało że pracował , był nawet jego założycielem. Ludzie go szanują i lubią, a on sam nie znosi mamuśki, przez nią wyleciał z instytutu , był przyzwoity i patrzył jej na ręce i tobie pewnie też i przez ciebie wyleciał z waszego instytutu. On wie o Miłce więc go nie zaskoczysz. Dzwoń do Solskiego ale już.

-Do Solskiego? On mnie nie znosi tak samo jak mamuśki– Maks potarł ręką twarz

-Dzwoń, albo siedź i płacz– powiedział Szymon podając mu telefon.

 

 

***

 

Upłynął już tydzień od wypadku a Maksowi ciągle nie udało się zdobyć żadnych informacji na temat losów Miłki. Roman Solski go nie zawiódł, dwoił się i troił, obdzwonił wszystkich starych i zaufanych znajomych z instytutu, ale żaden nie wiedział nic na temat losów dziewczyny czy jej ciała. Większość z nich kierowała go do działu lodówek najlepiej strzeżonego w całym instytucie, ale jedyna osoba, którą Roman znał i która tam pracowała była na urlopie. Maks stracił już dawno nadzieję na to że Miłka żyje, a powoli tracił także nadzieję, że kiedykolwiek dowie się co się stało z jej ciałem. Pierwsze dwa dni modlił się o cud do Boga katolików, Boga Ludki i Miłki, obiecywał, ze jeżeli uratuje jej życie to on nawróci się, zgłębi jego religie i postara się pomagać innym, gotów był obiecać wszystko, żeby tylko Miłka żyła, nie chciał jej już zatrzymać w tym świecie, chciał jej zwrócić jej życie, życie z Filipem i ich córeczką, gdyby to mu się udało byłby szczęśliwy , ale trzeciego dnia już tylko przeklinał Boga i złorzeczył Mu, stracił nadzieję, na to że ona żyje. Po tygodniu wrócił z motelu w którym się zatrzymali do domu i postanowił się zapić na śmierć. Zniszczył życie zbyt wielu osób, niczego nie naprawił, jego życie nie miało sensu.

-Tak jestem pustakiem, nie mam duszy, i jest nas miliony w lodówkach, miliony takich jak ja, pieprzonych skorup, zdolnych tylko do niszczenia i zdychają tam, i dobrze, i ja im, robalom zazdroszczę– darł się na całe gardło i płakał.

Od tygodnia nie pojawił się w pracy, nikogo o niczym nie informując, wyłączył telefony i terminal i opróżniał butelkę za butelką, w pewnym momencie postanowił, że zabije Joannę. Uznał, że jego życie to jej wina i ona musi za to zapłacić, był wtedy jednak już tak pijany, że za nic nie mógł trafić do drzwi, upadł na podłogę i tak usnął.

Obudziło go walenie do drzwi, półprzytomny otworzył oczy i wymamrotał

-Spierdalaj– ale walenie nie ustawało, wstał więc i zatoczył się w kierunku drzwi gotów zabić każdego kto śmie go niepokoić. W drzwiach stał Roman. Maks chwycił go za koszulę, przycisnął do ściany i zawołał jąkając się– czczczego tu kkkkukurrr.– Roman jednym ruchem reki otrzepał się z pijanego Maksa i ten wylądował na podłodze.

-Zbieraj się, jedziemy – powiedział Roman.

Maks jak zbesztane dziecko zaczął podnosić się z podłogi i niezdarnie poprawiać ubranie, potem grzecznie dał się Romanowi zaprowadzić do samochodu, rozglądając się wkoło jakby tu był pierwszy raz.

W samochodzie Maks ciągle nie wiedział gdzie jest, z kim jest i dlaczego mu tak potwornie niedobrze, w zakamarkach głowy wyczuwał złe wspomnienia gotowe do ataku, wspomnienia których nie chciał pamiętać.

 

c.d.n

Koniec
Nowa Fantastyka