- Opowiadanie: tom.wolf - PODRÓŻ

PODRÓŻ

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

PODRÓŻ

– Boże ochroń nas… – szepcze kobieta o długich, jasnych włosach. Patrzy jak otwierające się szklane wieko niknie w stalowym korpusie hibernatora. Jej oczy poraża szaleńcze migotanie świateł alarmowych, uszy przeszywa przenikliwy pisk alarmowego sygnału.

Mężczyzna, który leży w hibernatorze obok – całkiem już rozbudzony – rozgląda się przerażonymi, błękitnymi oczami. Z jego ust padają bezgłośne zaklęcia.

– Ochroń nas, dobry Boże… – powtarza kobieta. Próbuje poruszyć ręką i jest zrozpaczona. Jej umysł pracuje prawidłowo, ciało natomiast zdaje się być całkowicie niewładne.

Mężczyzna próbuje unieść głowę i poleceniom, przesyłanym przez neurony, też odpowiada bezruch. Opanowuje go złość.

– Przeklęta technika! Nie można było zastosować sprawniejszych urządzeń hibernacyjnych?!

Kobieta pierwsza porusza głową. Zaczyna odzyskiwać czucie, stopniowo, od górnej części ciała ku dołowi. Widocznie jej organizm ma lepsze możliwości reaktywizacyjne. Powoli unosi tułów do pozycji siedzącej, podkurcza nogi i z ogromnym wysiłkiem staje wyprostowana. Zestawia nogę na podłogę i wykonuje pierwsze kroki.

Po chwili mężczyzna także przekłada nogę przez burtę urządzenia hibernacyjnego i staje o własnych siłach. Tutaj on jest szybszy. Zastałe mięśnie napinają się w bolesnym skurczu i pierwszy dociera do konsoli sterowniczej. Kobieta staje tuż za nim, przytrzymując się jego ramienia. Mężczyzna zesztywniałymi palcami włącza przyciski, lecz na pulpicie konsoli nie pali się ani jedna lampka. Główne źródło energii jest już wyczerpane. Ileż to czasu minęło? – zastanawia się.

– Setki milionów lat – mówi kobieta. Widocznie myślała o tym samym.

– Znacznie więcej – odpowiada mężczyzna, coraz sprawniej przebierając palcami po klawiszach konsoli.

Nagle kapsułą kosmiczną targa wstrząs. Włączyły się dodatkowe baterie atomowe. Powoli zapalają się diody sygnalizacyjne i rozjaśniają pierwsze monitory. Mężczyzna uderza palcami w klawisze komputera, który już przyjmuje polecenia. W głowie kobiety, stojącej obok, kłębią się myśli i bezładne wspomnienia z odległych lat…

 

*

 

Miliony lat przed nami…

Kosmiczna kapsuła jest niezniszczalna. Osłony, utworzone z gigantycznych pól siłowych, wytrzymują ciśnienia panujące we wnętrzach gwiazd. Stan hibernacyjny niweluje procesy starzenia. Człowiek sięga krańców wszechświata. Dwoje uśpionych ludzi, zamkniętych w kapsule, już wkrótce uda się w daleką podróż w nieznane, tam, gdzie nikt jeszcze nigdy nie dotarł.

Dlaczego zdecydowali się na takie ryzyko?

– Nasza miłość przetrwa wieki – powiedział mężczyzna, obejmując ramieniem ukochaną kobietę.

– Boję się – wyszeptała kobieta.

– Nie ma dla nas miejsca w tym świecie. Zabije on nasze uczucie tak, jak niszczy wszystko inne.

Stali przytuleni w małym pokoiku niewielkiego mieszkania. Zdegustowani patrzyli w dół przez okno na przelewający się potok spieszących gdzieś istot.

– Spójrz na nich, chcesz być taka jak oni, podobna do pozbawionych wszelkich uczuć automatów? – przekonywał mężczyzna.

Kobieta westchnęła i zaprzeczyła lekkim ruchem głowy.

 

*

 

– To pierwsza podróż do krańców wszechświata – powiedział człowiek, do którego zgłosili się, aby lecieć tam, gdzie nie można sięgnąć najbardziej wybujałą wyobraźnią. – Dokonacie tego, czego jeszcze nikt nie dokonał. Dotrzecie do miejsc, do których nikt jeszcze nie dotarł, zobaczycie rzeczy, których nikt nie oglądał. To pierwsza podróż do granic poznania…

Później były miesiące przygotowań. Obeznanie z aparaturą, ćwiczenia zręcznościowe, wytrzymałościowe, treningi symulacyjne. Aż nadszedł czas odlotu. Ułożeni w skrzyniach hibernacyjnych trzymali się za ręce, dopóki nie uniemożliwiły im tego pokrywy hibernatorów.

Cały świat żegnał bohaterów. Płytę pamiątkową z ich nazwiskami umieszczono w centralnym punkcie lądowiska NASA. Wszystkie programy radia i telewizji nadawały bezpośrednią transmisję. Spiker odliczał: dziesięć… dziewięć… osiem… siedem… sześć… pięć… cztery… Ludzie siedzący przed ekranami telewizorów z zapartym tchem czekali na moment startu. Gdy wreszcie padło słowo „zero”, z fotonowych silników wytrysnął ogień, który pierwszą prędkością kosmiczną wypchnął kapsułę poza orbitę okołoziemską, drugą prędkością – poza Układ Słoneczny, a trzecią – poza Mleczną Drogę…

 

*

 

Miliony lat za nami…

Sygnał alarmowy ucichł. Mężczyzna sprawnie uderza palcami w klawiaturę komputera. Włączają się kolejno monitory. Powoli rozjaśnia się ekran monitora głównego. Przybiera najpierw kolor fioletowy, później: czerwony, pomarańczowy, żółty, biały, jaskrawobiały, jeszcze bardziej jaskrawobiały… Rozjaśnia się, aż nie sposób w niego patrzeć.

– To chyba wnętrze galaktyki – mówi drżącym głosem kobieta.

Mężczyzna nieustannie uderza palcami w klawiaturę. Sprawdza temperaturę na zewnątrz. Komputer mierzy i braknie mu skali.

– To wnętrze wszechświata – szepcze mężczyzna.

 

*

 

W rozszerzającej się czasoprzestrzeni zaszło gwałtowne przejście fazowe. Bozony Higgsa nacechowały cząsteczki nową, gigantyczną masą i wszechświat ściąga w jeden punkt całą swoją materię. W procesie powrotu do prapoczątku gigantyczne energie stapiają ją w gorący bulion atomów, by później te atomy rozerwać na strzępy, pozostawiając tylko ich jądra, które w dalszym etapie zespolenia rozpadną się na cząstki elementarne. Cztery siły: elektromagnetyczna, grawitacji, słabego i silnego oddziaływania łączą się w jedną. Niepojęte procesy scalają wszystko w jedno wielkie jądro masy, energii, przestrzeni, czasu, sprowadzając rzeczywistość do jednorodnego stanu osobliwości…

 

*

 

Nie wytrzymały specjalne osłony siłowe. Kosmiczne energie zespoliły kapsułę z prajądrem. Ostatnie tchnienie, przepełnione miłością dwojga osób, zapoczątkowało nowe Życie, które przesiąknęło Osobliwość. W ponownym wybuchu wytryśnie z niej materia, z której ponownie powstanie, być może, kapsuła podobna do tej, która zamknęła w sobie dwoje kochających się ludzi, podróżujących do granic istnienia. 

 

Koniec

Komentarze

Nie bardzo wiem, o co chodzi. Bo chyba nie o to, że pan i pani postanowili żyć inaczej niż wszyscy i polecieli w Kosmos…

 

Spi­ker od­li­czał: 10…9…8…7…6…5…4…Spi­ker od­li­czał: dziesięć… dziewięć… osiem… siedem… sześć… pięć… cztery…

Liczebniki zapisujemy słownie. Brak spacji po wielokropkach.

 

biały, ja­skra­wo-bia­ły, jesz­cze bar­dziej ja­skra­wo-bia­ły… – …biały, ja­skra­wobia­ły, jesz­cze bar­dziej ja­skra­wobia­ły

 

kap­su­ła po­dob­na do tej, jaka za­mknę­ła w sobie… – …kap­su­ła po­dob­na do tej, która za­mknę­ła w sobie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Tekst mnie nie przekonał. Setki milionów lat to, IMO, za mało, żeby zaszły jakieś znaczące zmiany we Wszechświecie, ale dużo za dużo, żeby przetrwały hibernatory czy jakiekolwiek źródła energii mniejsze od niedużego słońca. Nie kupuję również nagłej zmiany w zachowaniu bozonów Higgsa. Tak we wszystkich naraz, niezależnie od odległości między nimi coś się zadziało czy też może “zaraza” rozprzestrzeniała się z prędkością światła?

z fotonowych silników wytrysnął ogień, który pierwszą prędkością kosmiczną wypchnął kapsułę poza orbitę okołoziemską, drugą prędkością – poza Układ Słoneczny, a trzecią – poza Mleczną Drogę…

Hmmm. Wydawało mi się, że pierwsza wysyła na orbitę, dopiero druga zrywa więź z planetą.

– To wnętrze wszechświata – szepcze mężczyzna.

Wszystko, co znamy, jest wnętrzem Wszechświata.

Babska logika rządzi!

Dość osobliwy romans. Przedstawiona historia nie wydaje mi się zbyt prawdopodobna – mam wrażenie, że wszystkie wydarzenia oraz informacje odnośnie wszechświata są właściwie tylko tłem dla historii miłosnej. Mnie tekst nie przekonał, ale nie jestem fanką romansów ;)

 

Technicznie – dużo powtórzeń.

 

Mężczyzna zesztywniałymi palcami włącza przyciski, lecz na pulpicie konsoli nie pali się ani jedna lampka. Główne źródło energii jest już wyczerpane. Ileż to czasu minęło? – zastanawia się.

– Setki milionów lat – mówi kobieta. Widocznie myślała o tym samym. – Skoro konsola nie działa, to skąd kobieta wie ile czasu upłynęło?

 

Aha, i jak coś z jaskrawobiałego może zmienić się bardziej jaskrawobiałe?

It's ok not to.

Jedna z koncepcji przejścia fazowego przewiduje swoistego rodzaju rozprzestrzenianie się “zarazy” – bąbla we wszechświecie o innych parametrach fizycznych. Gwałtowne przejście fazowe sprawia, że cząstki elementarne uzyskują o wiele większą masę i powstaje supermasywny ośrodek, który ma być przyczyną kolapsu i cykliczności wszechświata. Nie wiadomo, kiedy do tego może dochodzić, mogło rozpocząć się gdzieś, kiedyś i się już dzieje…

Hmm, koncept za tym jest, ale jakoś tak mało rozwinięty. Postacie nie pociągają, stronę naukową można by było lepiej wytłumaczyć, zwłaszcza te zmiany bozonów itp. Widzę szkielet czegoś większego, co gdyby obudować mięsem opowieści, mogłoby być nawet fajnym tekstem :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hej, przeczytałem, a że dawno niczego nie komentowałem poza betalistą…

 

Mężczyzna próbuje unieść głowę i poleceniom, przesyłanym przez neurony, też odpowiada bezruch. Opanowuje go złość.

– zdecydowanie lepiej uwidaczniać emocje bohaterów niż tylko je określać i nazywać. Pierwsze zdanie aż się prosi o podział na dwa ;)

 

– Przeklęta technika! Nie można było zastosować sprawniejszych urządzeń hibernacyjnych?!

– zdanie cierpi na nadmiar informacji. Czasami nie warto nazywać pewnych oczywistości po imieniu.

 

Kobieta pierwsza porusza głową. Zaczyna odzyskiwać czucie, stopniowo, od górnej części ciała ku dołowi. Widocznie jej organizm ma lepsze możliwości reaktywizacyjne.

– tłumaczysz coś co nie ma znaczenia dla opowiadania, a jest raczej oczywistością. Zdarza się, że organizmy reagują różnie, nie ma potrzeby, aby się nad tym rozwodzić. No chyba, że pisze się sztukę teatralną…

 

Powoli unosi tułów do pozycji siedzącej, podkurcza nogi i z ogromnym wysiłkiem staje wyprostowana. Zestawia nogę na podłogę i wykonuje pierwsze kroki.

– ktoś napisałby tylko: “Z trudem wygramoliła się z komory”. Szkoda znaków na każdą wykonywaną czynność. Wiem. Ma to budować nastrój oczekiwania, ale w rzeczywistości jedynie osłabia zainteresowanie czytelnika.

 

Po chwili mężczyzna także przekłada nogę przez burtę urządzenia hibernacyjnego i staje o własnych siłach. Tutaj on jest szybszy.

– cały akapit to kolejna nieistotna informacja. Nie ma znaczenia, kto szybciej i w jaki sposób, jeżeli nie przekłada się to na fabułę.

 

– Setki milionów lat – mówi kobieta. Widocznie myślała o tym samym.

– narrator zdaje się z tych niewszystkowiedzących, a tu niespodzianka ;)

 

W głowie kobiety, stojącej obok, kłębią się myśli i bezładne wspomnienia z odległych lat…

– o i znowu…

 

 Kosmiczna kapsuła jest niezniszczalna.

– stylistycznie takie stwierdzenia prosto w twarz czytelnika uważam za policzek ;)

 

Ułożeni w skrzyniach hibernacyjnych trzymali się za ręce, dopóki nie uniemożliwiły im tego pokrywy hibernatorów.

– strasznie to ckliwe i niestety idzie w kierunku infantylności. Niepotrzebna symbolika.

 

Cierpisz na syndrom samotnego rzeczownika. Objawia się to tym, że bez przymiotnika, opisującego rzeczownik ani rusz. Fakt, że przymiotniki są istotne dla tworzenia „obrazów” oraz wywoływania pewnych wrażeń, ale lepiej, gdy osiąga się to w inny sposób niż jedynie opisem ;)

 

Zaczynanie zdania od tego samego rzeczownika/podmiotu, tj. MĘŻCZYZNA, KOBIETA. Bardzo irytujące. Jestem wstanie sobie wyobrazić celowość takiego zabiegu, może chciałeś podkreślić dystans narratora do bohaterów, ale stylistycznie nie prezentuje się to dobrze. Każde kolejne zdanie w składni staje się kalką tego samego wzoru.

 

Co miłość doskonała, nieruszona zębem czasu, aż do granic wszystkiego, a na końcu zespolenie z wszechrzeczą, który daje początek wszystkiemu – miłość u początku/początkiem wszechświata?

Ciekawe :) Ale sposób wykonania, tego w jaki sposób przeprowadziłeś czytelnika przez opowiadanie IMO – słaby. Pisz dalej :)

 

Peace and love.

Nowa Fantastyka