- Opowiadanie: krisbaum - Aniołki Ojca Rydzyka

Aniołki Ojca Rydzyka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Aniołki Ojca Rydzyka

Pozostańmy w kręgu Political Fiction…

 

 

 

Jarosława Kaczyńska dziergała na drutach, słuchając audycji znanej toruńskiej rozgłośni. Robiła sweterek z dyskretnie wszytym w kołnierzyk medalikiem z Matką Boską, poświęconym na Jasnej Górze. Miał być prezentem dla córki jej siostry. Jarosława miała nadzieję, że dzięki temu obdarowana doświadczy łaski Ducha Świętego i wreszcie rozwiedzie się z tym przeklętym komuchem. Nagle audycja ojca Grzegorza urwała się i zamiast wywiadu z Antonim Macierewiczem, z głośnika zaczęły dobiegać dziwne dźwięki, przypominające odgłos ładowania się programu w komputerze Commodore C64. Jarosława rzuciła robótki i poderwała się z fotela.

– Ło święty Antoni! Tajny przekaz, trza włączyć dekoder!

Podeszła do ściany i odchyliła obraz z Ojcem Świętym. Wprowadziła kod dostępu, uprawniający do bezpośredniej komunikacji z rozgłośnią. Na ekranie konsoli pojawiła się przyciemniona sylwetka toruńskiego zakonnika, nieoficjalnego duchowego przywódcy Polski.

-Niech będzie pochwalony Pan Nasz Jezus Chrystus i Maryja Zawsze Dziewica, melduje się Jarosława z Żoliborza.

– Teraz i zawsze. Jarosławo, zbierz pozostałe aniołki. Podjąłem decyzję o wyeliminowaniu naszego zaciętego wroga, któremu zbyt długo dane było szkalować naszą rozgłośnię. Personalia celu powinny się właśnie drukować. Akcja dziś wieczorem. Z Panem Bogiem.

Jarosława pochwyciła kartkę i w milczeniu wpatrywała się w zdjęcie znanego pismaka żydokomuny.

– Jezus Maria! Nareszcie!

 

Gabriela Janowska weszła do tajnej kwatery aniołków. Jako wdowa po górniku strzałowym uchodziła za specjalistkę od materiałów wybuchowych. Jej umiejętności były niezbędne podczas wieczornej misji. Z meldunków operacyjnych wynikało, że Urban otoczył swą willę wysokim murem, u szczytu zwieńczonym drutem kolczastym pod napięciem, a jedyne wejście stanowiła ciężka, stalowa brama, zamykana od wewnątrz. Dostanie się do środka fortelem nie wchodziło w rachubę, gdyż każdy wchodzący musiał na oczach kamery ucałować zdjęcie Urbana, na którym wypinał tyłek. Specjalnie umieszczony czujnik kontrolował miejsce złożenia pocałunku, a inne sensory wykrywały, czy całujący robi to z radością czy z obrzydzeniem. Sprytna zapora nie do przejścia dla szanującego się katolika. Jedynym wyjściem było więc wysadzenie bramy.

Jarosława w zadumie pochyliła się nad planem posiadłości Urbana. Jako najmądrzejsza odpowiadała za ułożenie planu natarcia.

– Od bramy do domu będzie z jakieś pinćset metrów przez ogród. Ponoć nie ma psów obronnych ale jestem pewna, że ten Belzebub przygotował jakieś pułapki. Przydałoby się ciężkie wsparcie ogniowe. Szkoda że nie możemy już liczyć na Ludmiłę Dorn, a tylko ona była w stanie udźwignąć minigun.

Nelly Rokita odchyliła rąbek kapelusza i pociągnęła łyk wódki z piersiówki.

– Może weźmiemy na akcję Jasia i jego furgonetkę? Minigun'a zamocujemy na dachu i będziemy sterować ogniem z szoferki – powiedziała z typowym dla siebie wschodnim akcentem.

– Jasiu? Ten pierdoła? Nie zawali? Po akcji na lotnisku nie darzę go zbytnim zaufaniem.

– Niechby spróbował coś skrewić! Łeb mu ukręcę! Zresztą, byleby tylko podwiózł nas pod dom, tyle wystarczy. Jak nie on to kto? Ja nie mam prawa jazdy, ty Jarosławo też nie. A Gabrieli zabrali po tej wpadce z tabletkami.

– Ty weź się odczep, ruska pindo! Już mówiłam, ubecja podrzuciła mi je do nalewki.

– No! No! No! Tylko bez kłótni mi tu, drogie panie. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie, niźli rozgrzebywanie starych blizn. Dobrze, wpisujemy Jasia na listę, ale ty Nelly jesteś za niego osobiście odpowiedzialna. Zatem plan będzie następujący…

 

Różowy Volkswagen, który od dawna powinien stanowić eksponat w muzeum techniki, z ledwością dotoczył się pod bramę posiadłości Urbana, pozostawiając za sobą chmurę śmierdzącego olejem dymu. Na dachu, pod wielką brezentową płachtą, kryło się śmiercionośne działko, dar dla radia od polonii amerykańskiej.

– Ty stary durniu! Kiedy miałeś oddać auto do przeglądu! – Nelly okładała Jasia rękami.

– Ale kochanie, mówiłem ci przecież, że to mój ukochany samochodzik, pamiątka po starych hippisowskich czasach. Miałem go oddać w łapy jakiś mechaników!?

– O tych hippisowskich czasach to mógłbyś wreszcie zapomnieć stary capie! Nawet długich włosów już nie masz, wyglądasz teraz jak Jaruzelski! Gdzie ja głupia miałam oczy!

– Drogie panie, sprawy małżeńskie załatwia się w ciszy domowego ogniska. Teraz pozwólmy działać specjalistce – wtrąciła się Kaczyńska.

Gabriela odsunęła boczne drzwiczki i wyjęła z torby pęczki lasek dynamitu.

– Panie Janku, niech pan lepiej troszkę wycofa i ustawi auto frontem do bramy. Dobrałam moc ładunku tak, by rozsadziło zawiasy i zamek, lecz popchnąć to stalowe barachło będzie pan musiał wozem.

Jan Maria już chciał zaprotestować, w obawie przed wgnieceniami na masce jego ukochanego autka, gdy ujrzał wykrzywioną grymasem twarz małżonki. Położył uszy po sobie i ustawił Peace Car (taką bowiem nazwą dawno temu ochrzcił swój różowy środek lokomocji) zgodnie z poleceniem pani Gabrieli.

– Achtung dziołchy! Zara piźnie! – Gabriela odpalając ładunki lubiła przy tym mówić po śląsku, jak na wdowę po górniku przystało.

 

Potężny wybuch wstrząsnął ziemią. Jan Maria dodał gazu i zwolnił sprzęgło. Peace Car wystartował z piskiem opon tak gwałtownie, że Gabriela ledwo zdążyła wskoczyć do środka. Auto wbiło się w bramę niczym taran i rzężąc silnikiem ruszyło naprzód. Nagle, w połowie drogi do willi Urbana, rozległo się kilka wystrzałów i furgonetka stanęła.

– Ty durny ośle! To pewnie gaźnik!

– A dupa! Na alejce jest kolczatka, mamy przebite opony! – powiedziała Jarosława wyglądając przez okno. – Aniołki! Wysiadamy! Nelly! Pilnuj wozu! Gabriela za mną, ubezpieczasz tyły! I niech nas Matka Boska broni!

Jarosława i Gabriela, poruszając się zakosami, ruszyły naprzód. Nelly odbezpieczyła swojego kałacha i przyjęła pozycję strzelecką, chroniąc się za starym dębem. Jan Maria rozglądał się nerwowo w szoferce, obgryzając paznokcie i po cichu odmawiał "Pod Twoją Obronę". Wtedy zaczęły się prawdziwe kłopoty.

 

Z lewej strony zaroiło się od nacierających małych istot, w kształcie piramidek z nóżkami i rączkami, w których dzierżyły cyrkle, młotki i liniały.

– Ło Jezu Chryste! To masoni! Nelly! Niech Jasiu odpali minigun'a!

Lecz dla Jasia atak masonów to było zbyt wiele. Wybiegł jak oszalały z szoferki, biegnąc ku bramie z wrzaskiem:

– Ratujcie mnie! Państwo są Polakami! Gonią mnie masoni! Ratuuuujcieeee mnieeeee!

I tyle go widzieli.

– Czekaj idioto, w domu pożałujesz – mruknęła Nelly pod nosem i rzuciła granat, powstrzymując pierwszą falę masonów. Nie tracąc czasu zerwała z dachu brezent i usiadła w szoferce. Ubrała hełm z wizjerem systemu naprowadzania ognia i po chwili Peace Car plunął ogniem, zasypując alejkę setkami gorących łusek.

 

– Gabrielo, pilnuj drzwi! Sama sobie poradzę z tym Lucyperem! – krzyknęła Kaczyńska i wyjęła bagnet.

Gabriela wyjęła z torby miny Claymore i zabezpieczyła nimi wejście. Rozstawiła na dwunogu ckm i przycupnęła za balustradą.

Jarosława ostrożnie kierowała się do sypialni Urbana, w duchu przygotowując się na widoki tej jaskini rozpusty. Delikatnie stawiając kroki po schodach weszła na piętro. Wyjęła z kieszeni drobne lusterko i posługując się nim wyjrzała na korytarz. Teren był czysty. "Go! Go! Go!" powiedziała sobie w duchu, naśladując amerykańskie filmy o oddziałach specjalnych. Podeszła do drzwi sypialni, przystawiając ucho. Z wnętrza nie dochodziły żadne odgłosy. Nacisnęła powoli klamkę i odchyliła drzwi. Weszła do środka. Sypialnia była pusta. Ostrożnie podeszła do szafy przy łóżku, na którym leżała jakaś kartka z odręcznym pismem. Jarosława podniosła ją i przeczytała.

"Wyjechałem na wczasy na Borneo. Dopilnuj jamnika i podlewaj kwiaty. Jurek"

– Kurwa mać!!!

 

Jarosław Kaczyński siedział w gabinecie z wyraźnie zmęczoną miną.

– Panie doktorze, picie mleka przed snem nie pomaga.

Koniec

Komentarze

...każdy wchodzący musiał na oczach kamery ucałować zdjęcie Urbana, na którym wypinał tyłek... - kto wypinał? Bo ze zdania nie wynika jednoznacznie.

A tak już na poważnie to nawet zabawne i akcja opisana z rozmachem i znawstwem:)

heh, tytuł prowokujący niektóre kręgi społeczne;P

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Jak dla mnie za dużo polityki, za mało czystej, fantastycznej literatury. Ale takie mariaże - polityczna aktualność i wizjonerstwo - rzadko się udają. Ode mnie 3. 

Wolałbym nie czytać takich tekstów, tym bardziej że w media dostarczają nam wystarczająco newsów. Tytuł kontrowersyjny? Z kogo chciałeś się pośmiać? Z katolików? A Urban jest ok? Daję 2.

Mnie, patrząc na to bezpartyjnie i z odpowiedznim dystansem, opowiadanie się podoba. Z każdego można się posmiać, a takie głupości lubie, więc ode mnie masz szanowny kolego 4.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ode mnie też było 4.

dj Jajko da 4/6 na poważną zachętę, bo elementów fantastycznych to jakoś nie widzę...
Ale najgorsze nie jest :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Political-Fiction lubię. Tutaj jednak tylko nazwiska go tworzą. Bez znanych nazwisk mogłoby to być równie dobrze opowiadanie o zwykłych, szarych ziutkach. Mnie to bardziej pod groteskę podchodzi, bo snuło się to-to jakoś bez celu i równie bezpłciowo się zakończyło, nie pozostawiając po sobie wyrazistego wrażenia.

Więcej jak 3 nie dam

bo elementów fantastycznych to jakoś nie widzę...

A te ludziki - Masoni?

Poza tym to spodziewałem się niskich ocen, bo temat rzeczywiście zbyt polityczny jak na fantastykę. Tak tylko wrzuciłem, jako uzupełnienie "Towarzysz Generał Kontratakuje", bo to miała byc jedna seria.

E tam, dobry tekst polityczno-fantastyczny z radością nagrodziłbym "szóstką", ale tu mi zabrakło motywacji by chcieć nagradzać. Za bardzo mi to zalatywało radiową Clarą Veritas, którą gardzę bezbrzeżnie, bo niszczy gatunek - dobre, naprawdę dobre political-fiction potrafi się obejść bez nazwisk. Małe bity informacji, skinięcia głową w kierunku, w którym powinno się patrzeć, by rozpoznać znaną postać - tutaj informacje są zbyt nachalne, wrzeszczą na czytelnika, a ja nie lubię jak ktoś/coś na mnie wrzeszczy.

W najśmielszych snach nie mogłem się spodziewać, że spór którego doświadczam niemalże przy każdej wizycie na którymś z "portali informacyjnych", a także na youtube - w postaci setek, jeśli nie tysięcy prześmiewczych filmików, które ukazują chyba li tylko bezgraniczny poziom durnoty ich twórców, spór, który ostatnio znalazł sobie nowe pole bitwy - tj. Krakowskie Przedmieście w Warszawie, żenujący do granic, przynoszący wstyd i gorszący... że znajdę kolejną jego odsłonę właśnie tutaj.
No dobra, jasne - jakiż spór wywołuje to opowiadanie, ktoś spyta? A ja po prostu odpowiem, że dałbym za ten tekst 1. Jednak Boska Ręka czuwa nad autorem, gdyż nie mam takiej możliwości. Dlaczego byłaby to tak parszywa ocena? Otóż dlatego, że tekst prezentuje taki sam poziom artyzmu jak "żelki" kabooma :-)
Teraz tylko niecierpliwe czekam na pierwszego, który wytknie nie brak poczucia humoru. Lecz ostrzegam - moherowy beret Gwardii wisi nieopodal na wieszaku, a w nim przestaję być sobą.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Masoni - super!

Nowa Fantastyka