- Opowiadanie: zvaigzde - Soil irs mans

Soil irs mans

To mój debiut tutaj, dlatego postanowiłam zacząć od opowiadania, które powstało kilka lat temu, ale które nadal lubię. Inspiracją było moje zamiłowanie do kina grozy oraz dalekie echa filmu 1492 Wyprawa do raju. Sami oceńcie efekt.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Soil irs mans

Soil irs mans

5 dzień Miesiąca Drzew

Wylądowaliśmy. Okręty z chrzęstem przybiły do brzegu, jak wielkie żarna mieląc piasek okutymi dziobami. Ostatnio wszystko kojarzy mi się z domem, po trzech miesiącach rejsu tęsknię za nim jak nigdy dotąd.

Zeskakujemy do wody. Ma niepokojący kolor – odcienie różu i czerwieni barwią piasek, jakby wsiąkała weń krew.

Piana oblizująca piasek…

Otrząsam się z tej myśli, zmęczenie podsuwa umysłowi zaskakujące obrazy. Brodzę w wodzie do brzegu, spod butów uciekają drobne srebrne rybki.

Jest nas tu pięćdziesięciu, ale jako samozwańczy kronikarz ograniczę się do osób w jakiś sposób ważnych dla mnie.

Jestem więc ja, Eyre sternik, pochodzący z szanowanego klanu wypasaczy owiec. Mam trzydzieści pięć lat i zostawiłem na rodzinnej wyspie żonę i dwóch synów. Wyprawą dowodzi kapitan Hoyt. Nie lubię go, ale oddam mu sprawiedliwość i napiszę, że nasze okręty prowadzi z wielką mądrością. To nasz trzeci wspólny rejs. Dalej są moi bliscy druhowie, Oye i Hayle, wychowywaliśmy się razem, a teraz razem pływamy pod królewską banderą.

Mamy postawić na tej wyspie osadę i zostać tu do wiosny, zanim nie przypłyną królewscy osadnicy. Zostawimy im podstawowe udogodnienia i popłyniemy do domu. W tym momencie brzmi to jak nieskończoność.

Zbliża się wieczór, więc rozbijamy tylko prowizoryczny obóz wprost na plaży, w pobliżu dwóch okrętów, które kołyszą się leniwie na lśniącej wodzie. Powoli zapada zmrok, więc wszyscy gromadzą się wokół ognisk.

Owinięty pledem, grzeję nogi przy ogniu.

Dopiero teraz uderza mnie całkowita cisza panująca na wyspie. Poza naszymi głośnymi rozmowami, skrzypieniem okrętów, skwierczeniem pieczonego mięsa, nie słychać nic. Żadnych nocnych nawoływań ptaków i leśnych bestii, w powietrzu nie ma też zapachu dymu, a przecież od żeglarzy wiemy, że wyspa jest zamieszkana.

Późno w nocy zasypiam, zmożony podróżą i męczącą ciszą.

12 dzień Miesiąca Drzew

Jesteśmy tu już tydzień. Prace postępują, zbudowaliśmy jedną solidną chatę, z izbą tak obszerną, że mieścimy się tam wszyscy. Teraz pracujemy nad stodołą.

Odkąd zaczęliśmy karczować las, mam okazję rozejrzeć się po okolicy. Chodzę z siekierą za pasem, udając, że szukam odpowiedniego drewna, a tak naprawdę staram się znaleźć jakiś ślad życia w tym gąszczu. Cały czas mam wrażenie, że do pleców lepi mi się czyjś wzrok, ale kiedy odwracam się, staję oko w oko z nieruchomymi zaroślami. Rozmawiałem o tym z Oye, ale on niczego takiego nie zauważył. Śmiał się, że od słonej wody pomieszało mi się w głowie. Pewnie coś w tym jest.

Po skończonej pracy poszedłem dziś nad jeziorko, aby się umyć. Pochyliłem się na klęczkach, ochlapując twarz i pierś tą dziwną różową wodą. Kiedy znów chciałem zaczerpnąć jej w dłonie, na powierzchni wody dostrzegłem odbicie ludzkiej sylwetki. Natychmiast spojrzałem na drugi brzeg, ale nagle nikogo tam nie było, źdźbła trawy były nieporuszone. Patrzyłem jeszcze przez chwilę w tamtą stronę, bardziej zły niż przestraszony.

 Śnię o lesie, który pęka jak otwarta rana w głęboki wąwóz. Wzdłuż niego stoją szpalerem zwierzęta, kołyszą się jednostajnie, ruch przechodzi płynnie przez wszystkie ogniwa tego żywego łańcucha. Kosmate grzbiety falują w górę i w dół. Zamroczone, senne oczy błyskają białkami i nagle wszystkie kierują się na mnie. Widzę wymierzone we mnie czerwone ślepia i zaczynam krzyczeć.

Soil irs mans, krzyczą zwierzęta.

 Budzę się zlany potem, serce łomocze mi boleśnie.

15 dzień Miesiąca Drzew

Spadł deszcz i zamienił naszą małą osadę w błotniste bajoro, w którym wszyscy brodzimy. Humory nienajlepsze. Hoyt nabawił się leśnej gorączki i marudzi jak stara baba, wszyscy czekamy na lepszą pogodę, żeby kontynuować robotę. Dla takich ludzi jak my, nuda to najgorsza rzecz na świecie. Siedzimy w chacie, niektórzy polerują broń, inni drzemią w cieple paleniska.

Myślę o domu, o moim stadzie, o rodzinie. Staram się przypomnieć sobie młodszego syna. Był kilkudniowym niemowlęciem, gdy wyjeżdżałem, a teraz ma już trzy miesiące. Nic z tego, pamiętam tylko jego płacz, który dziwnie zlewa się z krzykiem ze snu…

– Oj, Eyre, – mówi nagle Oye, siedzący obok mnie. – Pójdę się przejść, ten zaduch jest nie do wytrzymania.

– Zaczekaj! – rzucam i wychodzimy razem, odprowadzani pojedynczymi sennymi spojrzeniami. Na zewnątrz już zmierzcha, błoto połyskuje różowawo kiedy słońce powoli zanika za horyzontem.

Bez słowa kierujemy się na plażę, oddychając lżej, kiedy nikt nas nie obserwuje. Siadam i grzebię stopami w mokrym różowym piasku. Patrzę w milczeniu na prawie gładkie, spokojne morze.

– Eyre, – odzywa się mój druh. – Muszę ci coś powiedzieć. Pamiętasz jak byłeś na wyrębie i wydawało ci się, że kogoś zobaczyłeś?

– Taak…– mówię ostrożnie i rzucam mu zdziwione spojrzenie. Oye ucieka mi wzrokiem.

– Odkąd tu przypłynęliśmy, mam dziwne sny. Wyśmiałem cię, kiedy opowiedziałeś mi, że kogoś tam widziałeś, ale chyba coś musi być w tej wodzie. Ja nigdy nie śnię o takich rzeczach, najwyżej o kobietach lub dzikich żeglarzach, ale to…

– Co, bracie, co ci się śniło?– pytam, ale w środku czuję, że nie chcę wiedzieć. Przypomina mi się mój własny koszmar.

– Byłem leśną bestią, biegłem przez zarośla…to jeszcze nie jest takie dziwne, ale czułem, że ktoś mnie uwięził w środku tego zwierzęcia. Tak, jakby chciał, żebym był tam i patrzył jego oczami. Słyszałem jego myśli…to właściwie nie były myśli, tylko obrazy, jakby ktoś podsuwał mi pod oczy książkę otwartą na różnych stronach. Te obrazy mówiły mi, że muszę się spieszyć, bo nadchodzi niebezpieczeństwo i…

– Oye, – przerywam mu, staram się parsknąć śmiechem. – To tylko sen.

– Bracie, daj mi skończyć! – mówi z taką pasją, że tylko kiwam głową. – Bestia i ja pędziliśmy dalej, a po pewnym czasie zauważyłem, że nie jestem sam, że las jest pełen innych bestii, które też spieszą w tym samym kierunku. Zatrzymaliśmy się w końcu pośrodku gęstwiny, był tam tylko ciemny, głęboki wąwóz. Inne zwierzęta już tam były. Stały nad wąwozem, kiwały się jak otumanione…

Robi mi się zimno, nie chcę, żeby mówił dalej, ale nie przerywam mu, mam zbyt ściśnięte gardło.

– I to jest najdziwniejsza część, Eyre. Kiedy zacząłem się kiwać wewnątrz bestii, inne zwierzęta pokazały mi obraz małej dziewczynki. Nie zdążyłem się jej przyjrzeć, bo nagle usłyszałem jak coś przedziera się przez las i wszystkie zwierzęta spojrzały w tamtą stronę. To było monstrum, Eyre, najbardziej odrażające monstrum, jakie widziałem, całe we krwi…ale…kiedy spojrzałem na nie swoimi oczami to…. zobaczyłem ciebie, bracie. Czy ja oszalałem ?

Na kolację znów kasza ze skwarkami. Można zwariować.

24 dzień Miesiąca Drzew

Wyspa jednak jest zamieszkana. Dziś rano grupa cieśli natknęła się w lesie na niewielką polanę. Znaleźli tam szałas i całkiem świeże ognisko. Hayle mówił mi potem, że drzewa wokół polany były aż ciężkie od ptaków, które w bezruchu i ciszy patrzyły na naszych ludzi. Ktoś rzucił w nie szyszką, ale nawet się nie poruszyły.

Czuję się nieswojo, wiedząc, że w nocy ktoś przemyka się za naszymi plecami.

1 dzień Miesiąca Traw

Od dwóch dni leżę w gorączce, nie wiem czy śnię, czy tracę przytomność. Powinniśmy stąd odejść, ale nikt mnie nie słucha. Chciałbym być już w domu.

2 dzień Miesiąca Traw

Budzę się wreszcie, przy moim łóżku czuwa Hayle. Pytam go, co się stało, niewiele pamiętam z ostatnich dni. Każe mi odpoczywać, od niego niczego się nie dowiem. Dopiero kiedy przychodzi Oye, żeby go zmienić, udaje mi się z niego wyciągnąć, że przyniesiono mnie do osady nieprzytomnego, z poparzonymi dłońmi. Nic więcej nie chce mi powiedzieć, w milczeniu zmienia opatrunki i podaje mi lek. Nie czuję bólu, to dziwne.

Zamykam oczy, zasypiam ponownie. Sny przychodzą powoli.

Z początku są mętne i rwą się w strzępy, gdy próbuję się w nie zagłębić, ale po jakimś czasie wszystko wraca…

Jestem w lesie, na polowaniu. Wszyscy mamy już dość suszonego mięsa. Ostrożnie skradam się przez zarośla, nadsłuchuję. Z drzew spadają czerwone i fioletowe liście, jak deszcz. Słyszę bicie swojego serca, poza tym jest bardzo cicho. Posuwam się powoli w głąb lasu, wstrzymując oddech przy każdym szeleście. Wszystko jakby zamarło w oczekiwaniu.

Mam tak napięte nerwy, że bez namysłu wypuszczam strzałę, kiedy słyszę przed sobą trzask poszycia. A potem słyszę krzyk bólu. Przez moment stoję bez ruchu. Ponowny krzyk, już słabszy. Zmuszam się i idę w tamtą stronę, rozgarniam zarośla, łuk wypada mi z rąk.

Na ziemi leży dziecko. Ma przestrzelony obojczyk, przyciska dłoń do rany i ciężko oddycha. Długie blond włosy zasłaniają mu twarz, ale nagle dociera do mnie, że wiem kim jest. Jej obraz mam w głowie od wielu dni, chociaż jeszcze się nie widzieliśmy. Królowa.

– Eiy cilvek, eiy maayias…– szepcze z wysiłkiem, kiedy pochylam się nad nią. Podnosi na mnie wzrok, jej oczy są podłużne jak u zwierzęcia i zupełnie czerwone, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Widzę, jak przeze mnie cierpi, więc postanawiam zanieść ją do osady i opatrzyć. Jednak kiedy tylko biorę ją na ręce, moje ciało eksploduje bólem. Krzyczę a ona chwyta mnie za włosy i wtłacza do umysłu ciąg obrazów. To też boli, więc wrzeszczę na całe gardło, a przed oczami mam krew, krew, krew…

5 dzień Miesiąca Traw

Dziś pokrywamy dachem stodołę, więc od rana biegam z gwoździami w zębach. Z góry widzę plażę i kawałek lasu. Hoyt nie chciał mnie dopuścić do żadnej roboty, ale oparzenia szybko się goją, już prawie ich nie widać, więc uparłem się, żeby pracować. Nic gorszego niż leżenie w łóżku albo pomaganie w kuchni. Nie jestem babą w połogu.

Przybijam deski do nagiej drewnianej konstrukcji i staram się nie myśleć o niczym, zwłaszcza o ostatnich przywidzeniach. Po przemyśleniu wszystkiego jestem pewien, że to były majaki. Oye przyznał się, że swoje dziwne sny miewał po wieczornej porcji grogu, który nie wiem skąd brał. Miałem ochotę go udusić, ale w końcu obaj zaczęliśmy się śmiać. A już się bałem, że tracę rozum.

Kończymy pracę późnym wieczorem, ściemnia się coraz szybciej.

W nocy budzi mnie przeraźliwy wrzask. Jest w nim tyle bólu i przerażenia, że przez moment jestem jak sparaliżowany i boję się poruszyć. Po chwili jednak łapię za nóż i biegnę, obijając się w ciemnościach o współtowarzyszy.

Na placu koło poideł klęczy człowiek, jeden z naszych. Podbiegamy do niego z pochodniami, ktoś łapie go za ramiona, ale natychmiast zostaje gwałtownie odepchnięty. Podchodzę do niego z boku, to Oore, cieśla. Ze spuszczoną głową grzebie rękami w piasku, z ust kapie mu krew.

– Odsuńcie się. – mówię głośno. Kilka osób patrzy na mnie z wahaniem, ale w końcu cofają się.

Podchodzę jeszcze bliżej, klękam przy Oore. Ma nieprzytomny wzrok, białka oczu są zupełnie czerwone.

– Bracie… – mówię cicho – Co się stało? To ja, Eyre, już wszystko dobrze.

Oore nie przestaje grzebać w ziemi, jakby mnie nie słyszał, więc chcąc nie chcąc patrzę w dół. Zamiast chaotycznych śladów rąk piasek pokrywa pismo.

Soilirsmanssoilirsmanssoilirsmanssoilirsmans….. – czytam powoli. To moja ziemia, mruczę do siebie pod nosem, jak uczące się znaków dziecko. Podnoszę zdziwione oczy na zebranych wokół ludzi i widzę, że jeden z nich mamrocze bezgłośnie, czyta… Oye natychmiast spuszcza wzrok kiedy nasze oczy się spotykają.

– Oye! – mówię tak, żeby wszyscy nas słyszeli. – Pozwól tu, pomożesz mi go przenieść.

-Idź! –  klepie go Hoyt. – Sam nie da rady. A wy do środka, koniec przedstawienia.

Bardzo chcę porozmawiać z Oye, ale muszę czekać aż odejdzie kapitan. Hoyt jeszcze chwilę krąży wokół nas, dziwi się wyrysowanym symbolom, które nic dla niego nie oznaczają, może poza możliwym szaleństwem. Uspokajam go, że się tym zajmę i dopiero wtedy udaje mi się go pozbyć.

– Oye! – mówię ostro – Co tu się dzieje?! Widziałem, co robisz! Skąd znasz to pismo?

Patrzy na mnie przez chwilę spode łba, ale w końcu tylko wzrusza ramionami.

– Nie wiem, bracie. – mówi bezradnie – Po prostu widzę i rozumiem, co tu jest napisane. Nie znam tego pisma, tego języka. Tak samo jak i ty.

– Nadal miewasz te sny? – pytam poważnie.

– Eyre, jesteś dla mnie jak starszy brat, ale nie mogę o tym mówić, nie chcę…

Przez dłuższy moment milczę, nie wiem co powiedzieć. Czuję, jakby niewidzialne zagrożenie przekroczyło granice lasu i zaczęło snuć delikatną pajęczynę grozy między nami.

– Zanieśmy go do środka. – mówię pojednawczo. – Potem pójdziemy na plażę, muszę ci się do czegoś przyznać.

Kiedy już udaje nam się zawlec Oore do środka, idziemy w milczeniu na plażę. Pierwszy odzywa się Oye, gdy siedzimy na piasku, patrząc na srebrzyste morze.

– Eyre, nie zrozum mnie źle, ale ja już nie wiem, komu ufać. Dzieją się tu dziwne rzeczy, których nie pojmuję i które mnie przerażają…

-Wiem. – przerywam mu i zaczynam opowiadać o moich snach, o przywidzeniach, o spotkaniu z Królową. Oye siedzi naprzeciw mnie i słucha bardzo skupiony. O nic nie pyta, nie wydaje okrzyków zdumienia. Zupełnie, jakbym powtarzał to, o czym on już od dawna wie. Kiedy wreszcie kończę swoją opowieść, mój towarzysz wzdycha głęboko i jakby z ulgą.

– Musimy stąd odejść. – mówi i patrzy mi prosto w oczy, jakby chciał wyczytać z nich moje myśli.

Nie wiem, co mu odpowiedzieć.

16 dzień Miesiąca Traw

Od dwóch tygodni codziennie znajdujemy ciała. Zawsze wyglądają tak samo: skulone, z kałużą krwi zastygłą przy ustach, ręce znieruchomiałe w połowie urwanego ciągu: Soilirsmanssoilirsmanssoilirsma…

Poszedłem, trochę wbrew sobie, do Hoyta, żeby go ostrzec i namówić do wycofania się z tej przeklętej wyspy, ale wyśmiał mnie. Powiedział, że cokolwiek czai się w tych lasach i ośmiela się atakować ludzi króla, wkrótce tego pożałuje. Jutro w nocy planują iść w las i zabić bestię.

Ukojenie znajduję już tylko w snach.

Wczorajszej nocy śniłem, że jestem częścią żywego pierścienia, który porusza się w środku innego, większego. Na zewnątrz większego znajdował się następny i następny. Po chwili zrozumiałem, że to wojna, a my tworzymy ruchome kręgi, aby chronić to, co znajduje się w samym środku.

Rozległo się wycie wilków. Nadchodzili.

17 dzień Miesiąca Traw

Idziemy przez las, na wszelki wypadek trzymam się blisko Oye. Co jakiś czas wymieniamy zaniepokojone spojrzenia. Nasi ludzie skradają się przez zarośla, noże i siekiery w pogotowiu, nerwy napięte.

Ziemia zaczyna lekko drżeć, ale nikt oprócz nas dwóch zdaje się tego nie czuć. Z kim oni chcą walczyć?

Kiedy zmrok ledwie pozwala nam widzieć gdzie idziemy, przyczajamy się z Oye w korzeniach zwalonego drzewa a potem biegniemy co sił przed siebie.

Pędzimy coraz szybciej, mijają nas inne zwierzęta, kudłate grzbiety wynurzają się i giną wśród liści. Las wypluwa z siebie bestie, każe im biec.

Docieramy do wąwozu, wzdłuż którego uformował się już pierwszy łańcuch. Te zwierzęta są jeszcze niedokończone, niektóre z nich wciąż nie porosły sierścią, mają delikatne różowe łapy bez pazurów. One jako pierwsze zatrzymają nadciągające monstra.

Królowa stoi na środku polany, jej piękna czerwona sierść błyszczy w świetle księżyca. Otacza ją krąg spleciony z węży, dalej krążą wokół nich łasice, potem borsuki, dziki, jelenie. Dwa ostatnie kręgi tworzą wilki, biegają niespokojnie i węszą w powietrzu. Dołączamy do nich.

Czuję jak przepełnia mnie chęć walki i miłość do Królowej. Nie opieraj mi się, wyszeptała w jednym ze snów i poddałem jej się całkowicie, tak jak wielu innych przede mną. A teraz będę jej bronił za cenę życia.

Zbliżają się. Trzeszczą gałęzie. Z mojego gardła wydobywa się niskie ostrzegawcze warczenie kiedy z zarośli wychodzi najbardziej odrażające monstrum jakie kiedykolwiek widziałem…

 

********************************************************************************************************

8 dzień Miesiąca Kwiatów

Po przypłynięciu powitała nas jedynie zupełnie pusta osada. Gdzie podziali się królewscy koloniści? Jako przełożony osadników oczekiwałem czegoś zupełnie innego.

Wczorajszej nocy widziałem w lesie światła i dym nad koronami drzew. Jutro pójdziemy to sprawdzić.

 

Dalszych zapisków brak.

18.1.2010

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

“Poza naszymi głośnymi rozmowami, skrzypieniem okrętów, skwierczeniem pieczonego mięsa, nie słychać nic. Żadnych nocnych nawoływań ptaków i leśnych bestii, w powietrzu nie ma też zapachu dymu, a przecież od żeglarzy wiemy, że wyspa jest zamieszkana.“

Ale jakiś dym (i, co za tym idzie, jego zapach) chyba jednak powinien być, skoro mięso się piecze? Oczywiście domyślam się, że chodzi o dym pochodzący od potencjalnych tubylców, ale i tak ta wzmianka trochę mi nie pasuje.

 

 

Herkus – tak, oczywiście chodziło o ogólną ciszę na wyspie i brak oznak życia. Wiadomo, że ich pieczeń na pewno dymiła i pachniała :-)

zvaigzde

Klimat fajny, chwycił od razu. Motyw zwierząt, inkantujących tytułowe słowa też ma w sobie coś. Mogłoby być z tego bardzo dobre opowiadanie, gdyby nie liczne usterki i bardzo sztucznie brzmiące dialogi. Na dodatek źle je zapisujesz, praktycznie za każdym razem, i to też wpływa na komfort czytania. 

Protagonista jest mało wyrazisty. Ktoś mi kiedyś powiedział, że najmniej ważnym elementem horroru są bohaterowie, bo służą tylko do tego, żeby biegać bezładnie po okolicy, podkładać się pod topór i malowniczo ginąć. W sumie trochę w tym racji jest, dlatego przymknę oko na płaskiego głównego bohatera ;)

Bardzo lubię motyw nawiedzonych lasów w horrorach, więc miejsce akcji było dla mnie największym plusem “Soil irs mans”. Klimat trochę kojarzył mi się z “Valhalla Rising” Refna: podobnie surowy, z wyczuwalną aurą czegoś złowrogiego, lecz niedefiniowalnego. 

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ciekawa koncepcja, dość klimatyczna. Ja wolę, kiedy więcej tajemnic się wyjaśnia (na przykład, dlaczego bohater został poparzony), ale to już kwestia gustu.

Mam 35 lat i 

W beletrystyce liczby raczej piszemy słownie.

-Oj, Eyre, mówi nagle Oye, siedzący obok mnie. Pójdę się przejść, ten zaduch jest nie do wytrzymania.

Zapis dialogów do remontu. Po pierwsze, koniecznie musisz oddzielać wypowiedzi od didaskaliów. Teraz masz chaos. Po drugie, myślniki oddzielamy spacjami od sąsiednich słów. Obustronnie. Istnieją jeszcze dalsze stopnie wtajemniczenia. ;-)

Babska logika rządzi!

Na wyspę przypłynęli osadnicy, mieli dziwne wizje a potem wydarzyło się nie wiadomo co.

Nie lubię historii, które usiłują coś opowiedzieć, w których wszystko jest tajemnicze i niewytłumaczalne, a na koniec nic nie zostaje wyjaśnione. Ba, Autorka nie zostawiła czytelnikowi żadnych, choćby najmniejszych śladów, nie dała żadnych szans, by mógł samodzielnie snuć przypuszczenia.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia – od fatalnie zapisanych dialogów, poprzez liczne powtórzenia i nadmierną ilość zaimków, nie najlepszą interpunkcję, na nie zawsze czytelnie skonstruowanych zdaniach skończywszy. Mam wrażenie, Zvaigzde, że przed opublikowaniem w ogóle nie przeczytałaś tego opowiadania. :(

 

Ostat­nio wszyst­ko ko­ja­rzy mi się z moim domem… – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Piana ob­li­zu­ją­ca pia­sek … – Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

Otrzą­sam się z tej myśli, zmę­cze­nie pod­su­wa umy­sło­wi za­ska­ku­ją­ce ob­ra­zy. Bro­dzę w tej wo­dzie… – Powtórzenie.

 

Jestem więc ja, Eyre sternik, pochodzący z szanowanego klanu wypasaczy owiec. – Raczej: Jestem więc ja, Eyre, sternik, pochodzę z szanowanego klanu pasterzy owiec.

Nigdy nie słyszałam o wypasaczach.

 

Mam 35 lat… – Mam trzydzieści pięć lat

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Wy­pra­wą do­wo­dzi ka­pi­tan Hoyt, to nasz trze­ci wspól­ny rejs. Nie lubię go, ale oddam mu spra­wie­dli­wość… – Zrozumiałam, że Eyre nie lubi trzeciego, wspólnego rejsu.

 

wy­cho­wy­wa­li­śmy się razem a teraz razem pły­wa­my… – Czy to celowe powtórzenie?

 

pły­wa­my pod kró­lew­ską ban­de­rą.

Mamy po­sta­wić na tej wy­spie osadę i zo­stać tu do wio­sny, zanim nie przy­pły­ną kró­lew­scy osad­ni­cy. Zo­sta­wi­my im te pod­sta­wo­we udo­god­nie­nia i po­pły­nie­my do domu. – Powtórzenia. Zbędne zaimki.

 

Prace po­su­wa­ją się do przo­du… – Czy prace mogą posuwać się też do tyłu?

Może: Prace postępują

 

ni­ko­go tam nie było, źdźbła trawy były nie­po­ru­szo­ne. – Powtórzenie.

 

Śnię o lesie, który pęka jak otwar­ta rana w głę­bo­ki wąwóz. – Co to jest otwarta rana w głęboki wąwóz?

 

Wzdłuż niego stoją szpa­le­rem zwie­rzę­ta, ko­ły­szą się jed­no­staj­nie, ruch prze­cho­dzi płyn­nie przez wszyst­kie ogni­wa tego ży­we­go łań­cu­cha. – Jeśli zwierzęta tworzą szpaler, to raczej: …ruch prze­cho­dzi płyn­nie przez wszyst­kie ogni­wa ży­wych łań­cu­chów.

Sprawdź znaczenie słowa szpaler.

 

Hu­mo­ry nie­naj­lep­sze.Hu­mo­ry nie ­naj­lep­sze.

 

-Oj, Eyre, mówi nagle Oye, sie­dzą­cy obok mnie. Pójdę się przejść, ten za­duch jest nie do wy­trzy­ma­nia. Oj, Eyre mówi nagle Oye, sie­dzą­cy obok mnie. Pójdę się przejść, ten za­duch jest nie do wy­trzy­ma­nia.

Źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

kiedy słoń­ce po­wo­li za­ni­ka za ho­ry­zon­tem. – …kiedy słoń­ce po­wo­li z­ni­ka/ niknie za ho­ry­zon­tem.

Słońce za horyzontem nie zanika.

 

-Taak…– mówię ostroż­nie… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji po wielokropku.

 

Oye ucie­ka mi wzro­kiem. – Zbędny zaimek.

 

to ….zo­ba­czy­łem cie­bie, bra­cie. – …to zo­ba­czy­łem cie­bie, bra­cie.

Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

jak u zwie­rzę­cia i zu­peł­nie czer­wo­ne, ale zu­peł­nie mi to nie prze­szka­dza. – Czy to celowe powtórzenie?

 

po­sta­na­wiam za­nieść do osady i opa­trzyć. Jed­nak kiedy tylko biorę na ręce, moje ciało eks­plo­du­je bólem. Krzy­czę a ona chwy­ta mnie za włosy… – Czy wszystkie zaimki są niezbędne?

 

sny mie­wał po wie­czor­nej por­cji grogu, który nie wiem skąd brał. – Pewnie mieszał rum z gorącą wodą.

 

Po chwi­li jed­nak łapię za nóż i bie­gnę… – Po chwi­li jed­nak łapię nóż i bie­gnę

 

So­ilir­smans­so­ilir­smans­so­ilir­smans­so­ilir­smans…..czytam po­wo­li. – Jak już wspomniałam, wielokropek ma zawsze trzy kropki. Brakuje spacji po nim.

 

-Na­dal masz te sny?, pytam po­waż­nie. Na­dal masz te sny? pytam po­waż­nie.

Po pytajniku nie stawiamy przecinka.

 

-Za­nie­śmy go do środ­ka, mówię po­jed­naw­czo. Potem pój­dzie­my na plażę, muszę ci się do cze­goś przy­znać.

Kiedy już udaje nam się za­wlec Oore do środ­ka, idzie­my w mil­cze­niu na plażę. – Po co te powtórzenia?

 

łuki wy­mie­rzo­ne w nie­wi­dzial­ne­go wroga, nerwy na­pię­te. – Czy łuki są najlepszą bronią w nocy, w lesie, w gęstych chaszczach?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podoba mi się forma pamiętnika. Setting też. Umiejętnie zbudowany nastrój. Nie podoba mi się, że pozostałam bez odpowiedzi, o co właściwie chodzi. Jakby zabrakło pomysłu…

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dziękuję za komentarze.

Gravel: Styl pisania dialogów jest zastosowany celowo. Po prostu wymyśliłam sobie, że “ludzie pracy” z tej rzeczywistości będą się w ten sposób wypowiedać. Ale nie musi się podobać, to oczywiste :-)

Mam nadzieję, że jednak nie potraktowałam mojego bohatera jak typowe mięso armatnie, w końcu jednak spotkał go ciut lepszy los niż pozostałych marynarzy.

Regulatorzy: Opowiadanie przeczytałam przed publikacją, czasem człowiek sam nie widzi swoich własnych błędów. Struktura dialogów poprawiona. Co do sformułowań, które Ci się nie podobają i powtórzeń – większość z nich ma dla mnie sens, bo tak myśli/wypowiada się ten człowiek.

Wypasacze :-) – oczywiście znam słowo pasterz, żeby nie było. Natomiast w tej krainie wystepują i żyją wypasacze. Neologizm.

zvaigzde

Istotnie, zgadzam się z Tobą, Zvaigzde, że we własnym tekście trudno dostrzec błędy, dlatego pozwalam sobie wskazać jeszcze kilka.

Wytknęłam powtórzenia i nadmiar zaimków nie dlatego, że one mnie się nie podobają, ale dlatego, że źle wpływają na odbiór tekstu. Jeśli jednak uważasz, że te zabiegi są celowe, nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć to do wiadomości. W końcu to Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy jego kształt.

 

– Oye, – przerywam mu, staram się parsknąć śmiechem. – Przed półpauzą nie stawiamy przecinka. Ten błąd występuje też w dalszej części opowiadania.

 

– Taak…– mówię ostrożnie i rzucam mu zdziwione spojrzenie. – Brak spacji po wielokropku.

Ten błąd występuje też w dalszej części opowiadania.

 

– Co, bracie, co ci się śniło?– pytam… – Brak spacji po pytajniku.

 

całe we krwi…ale…kiedy spojrzałem na nie swoimi oczami to…. – Brak spacji po wielokropkach. Po wielokropku nie stawia się kropki

 

– Odsuńcie się. – mówię głośno. – Zbędna kropka po wypowiedzi.

Ten błąd występuje też w dalszej części opowiadania.

 

– Bracie… – mówię cicho – Co się stało?– Bracie… – mówię cicho – co się stało?

Zbędna wielka litera, albowiem mówiący kontynuuje wypowiedź.

Ten błąd występuje wielokrotnie w dalszej części opowiadania.

 

Soilirsmanssoilirsmanssoilirsmanssoilirsmans….. – czytam powoli. – Pozwalam sobie powtórzyć, że WIELOKROPEK MA ZAWSZE TRZY KROPKI!!!

 

-Idź! –  klepie go Hoyt. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zbliża się wieczór, więc rozbijamy tylko prowizoryczny obóz wprost na plaży, w pobliżu dwóch okrętów, które kołyszą się leniwie na lśniącej wodzie. Powoli zapada zmrok, więc wszyscy gromadzą się wokół ognisk.

Wszyscy? Na okrętach do dziś pełni się wartę, na wypadek gdyby trzeba było szybko się zwinąć. Nie mogą wszyscy wyleźć na ląd, jest to po prostu niebezpieczne i nie logiczne. A jakby im splądrowali te stateczki w nocy?

 

Przeszkadzało mi, że nie wyjaśniłaś o co tak naprawdę poszło. Bo ogólnie jest pewien klimacik i nawet całkiem ładnie opisane, ale nie do końca jasne.

F.S

Również mi zabrakło nieco wyjaśnienia. Mogę pewnych rzeczy się domyśleć, nawet bardzo lubię, kiedy autor zostawia na to przestrzeń, ale tutaj mogłabyś zdradzić ciut więcej. Najbardziej chyba gubię sie w tym, co sprawiło, że główny bohater i jego przyjaciel dołączyli do zwierząt, a reszta ludzi pozostała “monstrami”.

Natomiast muszę powiedzieć, że czytałam z zainteresowaniem, podobał mi się klimat i pomysł na te zwierzaki. Trochę nierówna wydaje mi się narracja – początkowo taka, powiedziałabym, jak z wypracowania, potem nabiera nieco rumieńców, ale nadal brakuje pazurka, jakiejś wyrazistości, która portretowałaby głównego bohatera i nadała mu charakteru. Niektóre zwroty czy zdania, a chwilami ogólnie zastosowany styl nie pasowały mi do obrazu takiego kolonizatora, co to pewnie niejedna przygodę przeżył i niejedno widział…

Zamiast wyjaśnienia wolałbym jeszcze jedną czy dwie wskazówki, ponowne przeczytanie kilku fragmentów pozwoliło mi stworzyć pełną wizję, lecz dalej czuję, że wszystko jest mocno zagmatwane.  Jest w tekście bardzo dużo naprawdę ładnych zdań, dobrego budowania klimatu i intrygujących scen, a wszystko to pozwoliło mi przeczytać płynnie, mimo, że przeplatało się ze słabymi  dialogami. To boli mnie bardzo, nie dość, że protagonista mało interesujący, a u pozostałych postaci osobowości brak, to jeszcze wszyscy mówią sztucznie. Może jest prawda w słowach gravel i bohaterowie horrorów mają się bać i ginąć, w międzyczasie biec i krzyczeć, lecz takie mięsne ludki dobrze się ogląda w słabym filmie, gorzej o nich czyta :)  Błędy w dialogach też widziałem, też zgrzytały. Czekam na kolejne opowiadanie autorki, chciałbym to, co spodobało mi się w stylu zobaczyć w innej konwencji i, najlepiej, z barwnymi postaciami. 

Klimatyczne, spodobały mi się te wstawki ze snami. Zabrakło trochę nieprzewidywalności, łatwo się domyśleć, jak takie historie się kończą.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka