- Opowiadanie: surfaceofthesun - Smutek mieszka pod podłogą

Smutek mieszka pod podłogą

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Smutek mieszka pod podłogą

Dziewczynka nie miała pojęcia, kiedy w piwnicy jej rodziców zamieszkał Smutek.

Pamiętała za to dokładnie datę ich pierwszego spotkania.

Poniedziałek

Głośno przełyka ślinę, kiedy dzwoni szkolny dzwonek obwieszczający koniec lekcji.

Pakuje do plecaka metalowy piórnik w niebieskie kółka, koślawo podpisane podręczniki i drugie śniadanie, które jak zwykle zakończy swój krótki, acz burzliwy żywot w jednym z brudnozielonych pojemników na śmieci jakieś trzy skrzyżowania przed domem.

Pośpiech jest jak najbardziej uzasadniony, ale przez niego zacznie się TO.

Być może nie spotkałaby Smutku, gdyby na krótkiej przerwie przed matematyką nie wypiła całej butelki wyjątkowo smacznego soku bananowo-porzeczkowego, który tak lubiła. Być może, gdyby go nie wypiła nie myślałaby przez całą lekcję tylko o tym, żeby jak najszybciej iść do toalety. I być może nie wybiegłaby jako pierwsza z zaskakująco czystej klasy i nie wpadła na starszą od siebie dziewczynę, której być może nie wypadłyby, wtedy z ręki cztery ukryte w niej papierosy.

Być może…

 

Wie, że musi uciekać przez salę chemiczną, która znajduje się na parterze zaraz koło pokoju nauczycielskiego i jest jedyną salą z zepsutym zamkiem. Robi tak, bo za półprzeźroczystymi drzwiami, którymi wybiega się na podwórko czeka jak najbardziej wyraźna, żądna zemsta dziewczyna i jej koleżanki, które nie mają zamiaru wybaczyć wezwania rodziców, a przede wszystkim straty wyjątkowo smukłych papierosów mentolowych. Z na wpół rozpiętym plecakiem przeskakuje po parę schodów zdając sobie sprawę, że straciła bezcenne sekundy w klasie.

Być może, gdyby pani z polskiego nie zakrztusiła się podczas dyktowania pracy domowej, a obcięty na jeża chłopak z drugiej ławki nie jąkał się przy odpowiedzi to wszyscy wyszliby nieco wcześniej i…

Być może…

 

Korytarz zawsze jest zaniedbany, ale nie pamięta, żeby był taki długi. Pędzi jakby gonił ją sam diabeł i trochę tak właśnie się czuje. Rysunki na ścianach rozmazują się w niewyraźne plamy. Dopada do klasy, drzwi ustepują pod jej małymi dłońmi. Nie zamyka ich, nie ma czasu, przepycha się między porysowanymi ławkami i rozstawionymi niedbale niskimi krzesłami o niewygodnych, zielonych obiciach. Okno jest wysoko, wspina się by je otworzyć. Nie ogląda się za siebie, skacze. Turla się po suchej trawie, paru niedopałkach i niebezpiecznie blisko psiej kupy. Zamyka oczy, chce odetchnąć z ulgą. Chwilę spokoju przerywa siarczysty cios w policzek.

Stoi nad nią dziewczyna-od-papierosów i już wie, że tego dnia nic nie będzie takie jak miało być.

Być może, gdyby odważyła sięgnąć po odchody, w które mało co nie wpadła i wlepić je swojej oprawczyni we włosy to Smutek nigdy by się nie pojawił w jedynym kącie piwnicy, do którego nie docierało światło.

Być może…

 

Trzydzieści uderzeń i sześć sińców później siada na łóżku w swoim pokoju, opada na poduszkę i zaczyna szlochać. Nie płakała kiedy pięści okładały jej delikatną buzię ani kiedy paznokcie znaczyły czerwone ślady na jej podbrzuszu. Nie uroniła jednej łzy nawet wtedy kiedy dziewczyna-od-papierosów zabierała jej wydzierganego z szarej nici małego pieska i wsadzała sobie do czerwonej torebki godnej rasowej kurwy, a nie nastolatki. Maskotka zniknęła, a ona nigdy jej już nie dostanie i wtedy po raz pierwszy w życiu umiera jakaś mikroskopijna część jej samej.

Słyszy jak woła ją tata. Podbiega do lustra, ociera łzy. Siniak pod okiem ciemnieje, ale trochę pudru może go zakryć. Zbiega na dół, rodzice proszą ją o butelkę wina. Zgadza się, myśli, że w piwnicy trochę się ubrudzi, a wtedy obrażenia będą mniej widoczne. Jest bystra jak na swój wiek.

Być może, gdyby jej rodzice nie przepadali za winem to nie nie wpadliby na pomysł małej piwniczki znajdującej się trzy kroki od kuchni i jakieś siedemnaście od potężnego telewizora. Być może jej ojciec nie poprosiłby jej, żeby przyniosła wino leżące bardzo blisko lampy, która często gasła, bo tak naprawdę była zepsuta, ale mama upierała się, że to dlatego, że tam straszy.

Być może…

 

Drewniane schody trzeszczą pod jej stopami. Przypomina sobie, jak kiedyś, dawno temu, bała się tego miejsca. Uśmiecha się na to wspomnienie, w końcu teraz jest już duża. Nagle słyszy skrzypnięcie bujanego fotela, lampa migocze jakby cień zaczął tłumić światło, a dziewczynka dostrzega coś, co od tej chwili zacznie nazywać Smutkiem.

Nie zastanawia się skąd przychodzi jej na myśl to imię ani w jaki sposób dojrzała coś, co nie miało kształtu. W końcu w najciemniejszym rogu stoją tylko stare graty– wyblakłe wspomnienia przeżytych lat. I Smutek pojawił się w pustych miejscach między nimi. Nie wiadomo czy zaistniałby, gdyby ktoś postawil album ze zdjęciami pod krzesłem z krótszą nogą i wyrzucił połamaną gitarę leżącą na przebitej piłce do koszykowki. Być może był tam zawsze i czekał tylko jak odwiedzi go ktoś, kto będzie odczuwał naprawdę duży żal. Ale tego dziewczynka nie wie. Zamiast tego robi coś, co nigdy nie przyszłoby do głowy żadnemu dorosłemu. Wita się z nim. Kładzie przykurzoną butelkę z czerwonym winem i siada, wpatrzona. Usta ma zamknięte, ale Smutek wie już wszystko i sprawia, że dziewczynka zaczyna odczuwać przyjemną obojętność.

Nie kończy, woła ją mama. Zanim wychodzi wyciąga przed siebie ręce i robi z nich kwadrat, a między bokami siedzi Smutek. Wkłada jego przestrzeń do swojej kieszeni i odwraca się. Gdy siada przy stole nikt nie zauważa jej siniaków, bo rodzice patrzą na swoje dzieci jeszcze rzadziej niż z nimi rozmawiają.

Być może, gdyby byli inni nie czułaby cały czas ogromnej potrzeby wrócenia do mroku. Być może, gdyby zauważyli, że jest osowiała i nieswoja to nie czułaby tak wyraźnie brudnego ciężaru w swojej kieszeni, który musiała nieść zupełnie sama.

Być może…

 

Wtorek

Budzi się w środku nocy. Drzwi do jej pokoju są uchylone, w powietrzu czuć oczekiwanie. Dziewczynka wychyla się z łóżka, sprawdza czy pod łóżkiem są jakieś potwory i rusza w kierunku korytarza. Liczy kroki, dzięki temu nie myśli o tym co może czaić się w szufladach i starej szafie ze strasznym, przydymionym lustrem. Staje za drzwiami i wychyla się. Tak jak dzień wcześniej, przełyka głośno ślinę. Patrzy w czerń. Czerń oczu swojego szarego pieska. Podnosi go i wraca szybkim krokiem do łóżka. Spogląda na niego i zaraz zasypia, zupełnie spokojna.

Być może, gdyby była świadoma jeszcze przez chwilę to zauważyłaby smugę czarnego powietrza unoszącą się z pyszczka zwierzaka i wolno wędrującą w kierunku jej buzi. Być może Smutek nie znalazłby innego sposobu na to, żeby już nigdy jej nie opuścić.

Być może…

 

 

Środa

Siedzi z rodzicami w dużym pokoju. Tata i mama spoglądają to na nią, to na siebie. Widzi, że chcą jej coś powiedzieć, ale oni nie wiedzą, że już chyba nie przejmuje się niczym oprócz Smutku. W końcu nie wytrzymują, dowiaduje się, że w drodze na ten świat jest siostrzyczka. Przyszła siostra nie wie dlaczego ma być tam faktem zaskoczona, od pewnego czasu mama uważa na to co je, a mimo to jej brzuch robi się coraz większy. Rodzice często uważają, że dzieci są głupie, choć najczęściej widzą więcej od nich. Dziewczynka mówi, że się cieszy, próbuje się uśmiechnać, ale przychodzi jej to z trudem i wygląda tak jakby bolał ją ząb.Nie przejmuje się rodzeństwem, przecież jeszcze go nie ma. Istnieje tylko Smutek i ma zamiar teraz do niego iść. Wstaje, całuje ludzi, którzy siedzą naprzeciwko. Zostawia ich sobie nawzajem, odczekuje i za chwilę jest już w piwnicy. Nie zatrzymali jej ani nie spytali jak się czuje, bo rodzice najbardziej kochają swoje dzieci, gdy nie muszą się nimi przejmować.Być może, gdyby jej matka nie zaszła w ciążę to wyjechaliby na wakacje. Być może,gdyby tata nie przeznaczył pieniędzy na wyjazd na urządzenie pokoiku dla dziecka to Smutek znalazłby sobie nową piwnicę. Być może, gdyby na ziemi w ogóle nie było ludzi to nie byłoby też smutku.

Być może…

 

Czwartek

Zbiega po schodach na śniadanie. Przed chwilą zawołała ją mama wyraźnie podekscytowana nową przyprawą, którą dodała do jajek. Dziewczynka zastanawia się, jak to możliwe, że nic nie czuje nawet teraz, kiedy jest już w kuchni. Powoli odsuwa krzesło i zanim siada pochyla się nad jajecznicą. Wciąga jej woń głęboko do płuc, unosi lekko brwi i sięga po łyżkę. Parujący kawałek znika szybko w jej buzi, ale dziewczynka równie dobrza mogłaby właśnie gryźć karton. W końcu osuwa się na błękitną poduszkę (mama powtarza, że mało co jest tak ważne, jak wygoda przy jedzeniu) i rozgląda wokół siebie jakby była tu pierwszy raz w życiu. Pojawia się tata, w garniturze wygląda bardzo… Szuka właściwiego słowa, ale nie może go znaleźć, z trudem przypomina sobie przymiotniki; przyjemny, ładny. Kiedy myśli już o następnym, poprzedni zapada się gdzieś w jej pamięci, tak głęboko, że nigdy go już nie znajdzie. Piętnaście minut później udaje się jej zjeść wszystko, ale nie czuje się ani syta ani szczególnie głodna. Talerze chowa w zmywarce, przykłada usta do policzków mamy i taty, choć nie wie w jakim celu to robi. Rodzice są zajęci sobą, gdy otwiera drzwi do piwnicy. Twarz rozjaśnia się w czymś na kształt uśmiechu i pierwszy raz tego dnia coś odczuwa, a może tylko jej się tak wydaje.

Schodzi.

Nim mijają cztery minuty nie pamięta już ani rozmowy ani imion dwóch obcych osób chichotających na górze.

 

Piątek

W szkole jest nerwowo. Tego dnia dozorca konczy obchód szkoły w kotłowni i znajduje TO. Nie jest wykształcony i nie wie czym są długie, organicznie wyglądające liny, na których wisi czerwona torebka. Dyrektor blednie, gdy zjawia się na dole i sięga pomiędzy plamy krwi, by wyciągnąć potarganą legitymację. Ogarnia go potworny żal na myśl o tym co będzie musiał powiedzieć rodzicom dziewczyny, której jedynym grzechem było to, że paliła. Dzwoni na policję, zwalnia najmłodsze klasy do domu. Zamyka się w swoim gabinecie, wyjmuje butelkę wódki. Tego dnia wróci do domu bardzo późno, żona nie spyta się co się stało, a on nigdy jej tego nie powie.

Umrze dwadzieścia osiem lat później, trzy lata po swojej żonie i siedem po tym jak przestali ze sobą rozmawiać.

 

Piątek, później.

Dziewczynka idzie. Nie widzi kolorów poza odcieniami szarości. Nie było jej dziś w szkole, siedziała na bezbarwnej ławce w parku, w którym nie śpiewają ptaki. Myśli o Smutku. Wchodzi do domu, mija rozmazaną sylwetkę w dużym pokoju.

Piwnica kusi ją czernią, znika w niej.

Zaczyna krzyczeć. Drze się tak bardzo, że robi jej się niedobrze, dusi się. Podbiega do niej mama, wygląda na… Dziewczynka nie potrafi znaleźć słowa. Ale nagle one zaczynają płynąć. Opowiada wpatrując się w kąt, z którego zniknął Smutek. Mówi o wszystkim, a kiedy kończy czuje na policzku ciepło pocałunku. Mama mówi, że smutek tkwi w każdym z nas i dla każdej osoby jest inny, ale powinniśmy się cieszyć, gdy go już nie ma, a przede wszystkim nie myśleć cały czas o nim. Dziewczynka gładzi ją po brzuchu, w którym rośnie jej siostra. Myśli o tym co przed chwilą usłyszała. Pyta się, czy w mamie też siedzi jakiś smutek. Ta odpowiada, że oczywiście, ale na szczęście ma cudowną córkę i nie przejmuje się nim za bardzo. Dziewczynka wykrzywia usta i chyba przypomina sobie, jak i dlaczego ludzie się uśmiechają.

 

Piatek, teraz.

Samochód parkuje przy chodniku. Ojciec trzaska drzwiami i dziwi się, że dom tonie w ciemnościach. Nie przejmuje się, być może jego dziewczyny pojechały na zakupy. On wraca ze swoich, w ręce trzyma reklamówkę z wytrawnym białym winem i śmieszną maskotką, pierwszym prezentem dla nienarodzonej jeszcze córeczki.

 

Stoi w przedpokoju.

 

Światło tli się w otwartym wejściu do piwnicy niczym dogasający płomień w zniczu. Schodzi po schodach, przez chwilę zastanawia się czemu nie trzeszczą.

Mimo, że lampa jest zapalona wydaje mu się, że na samym dole jest ciemniej niż zazwyczaj. W kącie, koło bujanego fotela, dostrzega swoją córkę. Jest odwrócona do niego plecami i wygląda jakby mówiła do ściany. Zaniepokojony wbija sobie paznokieć w kciuk i waha się zrobić krok. Nie wie dlaczego, ale boi się cokolwiek powiedzieć. Szept z jej imieniem opuszcza usta. Dziewczynka odwraca się, rozchyla wargi, a spomiędzy nich wypada kilka kawałków surowego mięsa. Kropelka krwi z nosa ląduje między jej dłońmi. Trzyma w nich poszarpany płód, który parę minut wcześniej tkwił w łożysku. Pępowina ciągnie się po ziemi jak szczurzy ogon i niknie za rogiem. Czuć stamtąd zapach śmierci i odchodów. Dziecko wydaje się ruszać, ale tak naprawdę to ona trąca jego pękniętą wzdłuż potylicy główką. Stwierdza, że mama nie nosi już w sobie smutku. Ojciec przewraca się. Rodzice czasem zaczynają rozumieć dzieci.

Gdyby dziewczynka jeszcze coś czuła to chyba byłaby szczęśliwa, ale ona po prostu istnieje między rzeczami.

 

Martwe oczy taty utkwione są w jednym punkcie.

Pusta przestrzeń w miejscu jego córki wydaje się przyjmować kształt.

Zaczyna krzyczeć i już nigdy nie przestaje.

Być może…

Koniec

Komentarze

OK... Nie wiem, co napisać. Podoba mi się tekst, choć nie ma w nim w ogóle dialogów. Przez większosć czasu naprawdę mocno i świetnie napisany, przynajmniej według mnie. Historia - mistrzostwo, można się w niej odnaleźć (mnie się udało, choć nigdy nie zjadłam swojej siostry... jeszcze ;)).
Ogólna ocena - jak dla mnie super. Z uczciwym sercem daję 5 :)

Czekam z utęsknieniem na komentarz Jakuba, z którego to komentarza dowiem się, komu z Wielkich, Uznanych Klasyków dorównuje autor powyższego dzieła...

@ Yenfri
No to miło, dzięki.

@ Adam
Mój szósty zmysł wyczuwa ironię w Twym komentarzu, Adamie ;D.

No, jakiś pomysł na opowiadanie jest. Może nie jest to pomysł na fabułę wbijającą w fotel, ale na pewno może być podstawą pod opowiadanie. Tekst ma również przyjemny klimat. Jest Ok.
Jednak nie podobał mi się ten zabieg narracyjny z "być może". W zasadzie jeżeli w jakimś tekście pojawia się zapowiedź w stylu: "bohater nawet nie zdawał sobie sprawy, że już niedługo czeka go coś strasznego", to powinno to potęgować napięcie. Tutaj, w moim odczuciu, nie potęguje. Za dużo tych "być może". W ogóle tekst jest co nieco przegadany. I mówię to jako osoba bardzo lubiąca przegadane teksty, ale jeżeli to przegadanie opiera się na dialogach. Myślę, że gdyby wyciąć z tego trochę zdań- zapychaczy, to całość by tylko zyskała.

Nieźle.

Może następne będzie tłumaczyło, jak wygląda burzliwy żywot drugiego śniadania? :)

Wciągnęło mnie już zdanie o drugim śniadaniu - sama tak robiłam :) Może dlatego opowiadanie do mnie przemówiło.

Tekst jest niesamowicie klimatyczny. Podoba mi się wyważona postać dziecka - z jednej strony jeszcze małej dziewczynki, a drugiej strony kogoś, kto nie jest wcale taki głupi, jak to się zwykle myśli o dzieciach.

Za klimat i za bohaterkę - mocne 5.

 

          Sam nie wiem...


 No bo tak.


 Tekst wydaje się być realistyczny ( ta duża ilość szczegółów: że piórnik był niebieski w żółte kółeczka i z trójkącikiem w środku) i głęboki ( psychologiczna analiza postaci, głównie małoletniej bohaterki).

To jednak tylko pozory.

No bo tak. 

" Dzwoni na policję, zwalnia najmłodsze klasy do domu. Zamyka się w swoim gabinecie, wyjmuje butelkę wódki ". Nie - to jakoś nie tak: albo pije wódkę (  bo nie może sobie poradzić z napięciem ), albo dzwoni na policję. No chyba że to jest ten właściwy, choć zamaskowany, głęboko ukryty - w środku opowiadania - element fantastyczny ? Czy w takim jednak wypadku nie należałoby zrezygnować z dwóch ostatnich akapitów?  Bo spadają  na czytelnika nagle i niespodziewanie, jakby z innej bajki i z innego opowiadania.

No bo tak.

Kilkoletnia dziewczynka zabiła „przytomną" ( bo nie „nieprzytomną" - śpiącą na przykład) dorosłą kobietę, „ usunęła" ciążę i ją częściowo zjadła. Fajnie , fajnie. Tylko trudno to jakoś kupić. Dziewczynka miała ewidentne objawy depresji. Tylko tyle. Po przeczytaniu całości nasuwa się refleksja, że milion szczegółów, którymi nakarmił nas wcześniej autor, to czcze wymysły - jak ten na końcu - i nic więcej. I że szkoda czasu poświęconego na ich czytanie.

 ( Taki film, "Wstręt" - oglądałeś? A może czytałeś takie jedno opowiadanie, z tomiku "Szczeliny", takiej młodej Rosjanki, o takim chłopcu z nerwicą natręctw? I w filmie, i w tym opku historia rozwijającej się podstępnie choroby psychicznej, wraz z dramatycznym finałem, jest pokazana dobrze. A w Twoim opku.. sam porównaj )

("Technikalia": "...osób chichotających na górze..." - chichotających, czy chichoczących ?

     "...Tego dnia dozorca konczy obchód szkoły w kotłowni i znajduje TO. Nie jest wykształcony i nie wie czym są długie, organicznie wyglądające liny, na których wisi czerwona torebka..." - ja też, mimo wielkiego wysiłku wyobraźni, jakoś nie mogę się domyślić - może dlatego, że nie jestem wykształcony...

Być może...
No bo tak...

Złośliwość, jakakolwiek - wbrew pozorom - wcale mną nie kieruje. No chyba, że w stosunku do redakcji ( w aspekcie brązowych piórek). Twoje opowiadania ( te wyróżnione) świadczą o Twoim potencjale, ale i pokazują jak można zmarnować całkiem nieźle zaczynający się tekst (" I ja ciebie rżnę" : na początku takie uwagi, że rozliczne akcesoria erotyczne zostały zastąpione całą masą przeróżnych tabletek, że w dni świąteczne kupowała butelkę taniego piwa , które sączyć mogła godzinami - cacuszka, do dziś pamiętam - a na końcu mnóstwo taniej, brutalnej pornografii ).

 Moim zdaniem - z którym wcale liczyć się nie musisz.

Bez oceny.
No bo tak.

Ale komentarz, prawie jak opowiadanie :).
Co do Twoich opinii: fajnie, że tak odbierasz to opowiadanie & że zastanowiłeś się nad nim, natomiast rozumiem, że końcówka mogła Ci się nie podobać. Interpretację opowiadania zawsze wolę zostawiać czytelnikowi, bo uważam, że gdybym "po wszystkim" wykładał o co w nim chodziło, to te moje gryzmoły straciłyby jakiś tam swój urok.
Pewnie rozumiesz, o co mi chodzi.

Lubię też, jak zdanie czytelników jest podzielone, bo wzbudzanie emocji jest zawsze ciekawsze niż same pochwały lub nagany.
Natomiast co do "organicznych rzeczy"; myślę, że jelita byś rozpoznał :).

Co do "I ja ciebie rżnę" - całe opowiadanie to taki makabryczny żart. Po prostu byłem ciekaw, jak mi wyjdzie coś w bardziej drastycznym stylu, coś ala kino zemsty. Prawdę mówiąc sam jestem zdziwiony, że akurat ono zostało wyróżnione, ale... miło :).

Jako złośliwości tego co napisałeś wcale nie odbieram. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że chciało Ci się tyle pisać.
Dzięki!

Oj, przerysowane jak dla mnie to zakończenie... Opowiadanie wyglądało mi na całkiem do rzeczy utwór psychologiczny, podobała mi się częściowa personoifikacja smutku, czy może raczej jego namacalność. Natomiast te drastyczne epizody, choć rozumiem, że na miejscu jako że rzecz ma być fantastyką, trochę mi się wydawały nie pasujące do całości. 
Konwencja z "być może" nasuwa mi skojarzenie z fragmentem "Ciekawego przypadku Benjamina Buttona", ale tam bardziej mi się to podobało, bo trwało tylko chwilę i nie było tak nachalne.
Ogólne wrażenia takie sobie. Opowiadanie o gwiazdach, moim zdaniem, dużo, dużo lepsze. 

Podobało mi się, że uczucie - Smutek - zostało tu przedstawione różnorako: jako postać, puste miejsce, choroba dziewczynki.
Świetnie budowane napięcie i charakterystyka postaci - dowiadujemy się o nich wszystkiego kawałek po kawałku, nie ma niczego podanego "na tacy".
Przyjemny styl pisania.

Dobre opowiadanie. Jednak dla mnie, jak i pozostałych komentujących z tego co widzę, psychika dziewczynki była za mało zaakcentowana. Za dużo w niej było tytułowego smutku, a za mało szaleństwa, dlatego koniec wydaje się nie pasować do reszty utworu. Technicznie było OK, może poza pewnymi szczegółami, które nadmienił JRavenfield, więc nie będę powtarzać.
Ale elementy gore - cacuszko (bo chyba nie wypada mówić: smakowite :) )!

Dobrze się czyta jednak pomysł nudny stwierdzak z pewnym smutkiem. po tak dobrze czytającym się opowiadanku spodziewałbym sie znacznie więcej Treści.

Nowa Fantastyka