- Opowiadanie: adonis - Obudziłem się 4

Obudziłem się 4

Oceny

Obudziłem się 4

Rozdział 5

 

– Jak się to zaczęło – zapytał jogin?

– Obudziłem się w jakimś urządzeniu. Pierwsze, co pamiętam, to masa informacji jaka zaczęła do mnie napływać.

– Czyli stworzyli cię w komputerze i dali dość rozbudowaną pamięć. Jak stamtąd wyszedłeś?

– Z informacji, które otrzymałem wiedziałem jak ludzie wyglądają. Popatrzyłem na siebie i coś mi się nie zgadzało. Zobaczyłem obok ludzkie ciało i pomyślałem, że jest przygotowane dla mnie, więc w nie wszedłem.

– A nie pomyślałeś, że to może być żywy człowiek?

– Nie, po co dawaliby mi człowieka? Ja potrzebowałem ciała.

– Może po to, żeby cię uczył.

– Informacje już otrzymałem.

– A może to był ktoś, kto cię stworzył. Widzisz, nie ma czegoś takiego jak niezamieszkałe ludzkie ciała. Czy nie dostałeś informacji skąd biorą się ludzie?

– Dostałem, ale chyba nie dali mi całej wiedzy, bo na przykład nic nie wiem o sobie i innych ludziach stworzonych syntetycznie. Skąd oni biorą ciała?

– Myślę, że będziemy musieli to zbadać.

 

 

Rozdział 6

 

Morley sięgnął po telefon.

– Zobaczymy, co robi.

Ben zmarszczył czoło.

– Przeprogramowałeś nadajniki z mojej komórki na swoją draniu.

– A co innego miałem zrobić jak go ukradłem?

Jeśli nie zniszczyli urządzenia monitorującego, to powinien nas widzieć. I jeśli jego nie zniszczyli – dodał po chwili.

– FD323 umie się bronić.

– Wiem musieli by mieć specjalistów?

Zadzwonił telefon. Morley podniósł słuchawkę.

– W twoim domu zostawiliśmy bombę – usłyszał. Widać było jak blednie.

– Kim jesteście i o co wam chodzi?

– Bomba ma czujniki ruchu, wiec, jeśli ruszycie się z miejsca na odległość większą niż pół metra, wybuchnie. Czas start.

– Czego chcesz!

Telefon zamilkł.

– Kto to był?

– Jesteśmy w pułapce.

 

 

Rozdział 7

 

– Mówiłeś, że nie jesteś nigdzie dłużej niż jeden dzień. W moim ciele siedzisz już drugi.

– Może dlatego, że nie poszliśmy jeszcze spać. Przenoszę się zwykle we śnie.

– Ja nigdy nie śpię.

– To, co robisz w nocy?

– Medytuję. Czasem zapadam w trans na kilka dni.

– I co wtedy się z tobą dzieje?

– Poznaję wyższą świadomość.

– Co to jest wyższa świadomość? Tej wiedzy mi nie przekazano.

– A przekazali ci wiedzę o Bogu?

– Tak, znam historie wszystkich religii.

– I myślisz ma ona coś wspólnego z Bogiem?

– Takie mam informacje.

– A co wiesz o jodze?

– Wszystko. Słowo joga wywodzi się z sanskryckiego rdzenia yuj, co oznacza łączyć, skupiać uwagę, kierować. Jest jednym z najwazniejszych systemów filozofii indyjskiej…

– Wystarczy, wystarczy. Widzę, że jesteś dobrą encyklopedią.

 

 

Rozdział 8

 

– Telefon milczy, w komputerach nie ma sieci, komórki straciły zasięg.

– Chyba zastosowali jakieś pole.

Morley wciskał guziki w swoim telefonie.

– Mam ! – Zawołał – Mam kontakt z FD323.

– Jak?

– Przecież dałeś mu inną częstotliwość. Widocznie zablokowali tylko tamtą.

– I co?

– Żyje i w przeciwieństwie do nas ma się świetnie.

– Chyba nie mam nastroju na żarty, daj mi telefon.

– Chcesz nas wysadzić w powietrze, mamy tylko pół metra do życia, a ty jesteś ode mnie jakieś dwa.

– To wciśnij dwie jedynki i gwiazdkę.

– Wiem, zhakowałem to już pół roku temu.

– To mów, co widzisz?

– Wszystkie parametry wyglądają normalnie. Ale czekaj, system motoryczny nie odpowiada na ping.

– To może oznaczać tylko jedną z dwóch rzeczy: albo awaria w łączności, albo nauczył się sam chodzić.

– Łączność jest w porządku.

– No to nasz Winny jest już samodzielny. Sprawdź co widzi.

– Podłączę telefon do komputera, to też zobaczysz.

– Czy zlokalizowałeś gdzie jest?

– Nie GPS nie działa.

– Spróbuj jego GPS-em.

Na monitorze pojawiło się jakieś ciemne pomieszczenie.

– Obróć go żebyśmy zobaczyli co jest dookoła.

– Nie mam kontroli nad jego ruchami, ale spróbuję go poprosić.

– Możesz mieć tylko daj trzy gwiazdki.

– Nie chcę stosować ‘brute force’, bo może się trochę zdziwić

– Winny! Słyszysz nas! – zawołał do słuchawki.

Nie było odpowiedzi, ale po chwili na ekranie zaczął pokazywać się napis:

 – Słyszę, ale nie będę głośno mówił, bo tu są.

– Niezły jesteś, jak się nauczyłeś pisać?

– Miałem dobrych nauczycieli w podstawówce.

– Ma wisielczy humor jak ty – rzucił Ben.

– Winny, potrzebujemy pomocy – powiedział Morley.

ja też – pojawił się napis – rzućmy monetę, kto komu najpierw?

- Chętnie to zrobię, ale jeżeli spadnie dalej niż pół metra ode mnie to będziesz musiał sam sobie pomagać.

 

 

 

Rozdział 9

 

– W jakim mieście jest to laboratorium, w któryn cię stworzono? – zapytał jogin.

– Albany w stanie North.

– Czy jakbyśmy tam pojechali potrafiłbyś to znaleźć?

– Nie wiem, ale możemy spróbować. Mam w głowie wiele adresów, gdybyśmy je przeszukali, to być może któryś z nich będzie właśnie tym.

– Najpierw musimy się rozdzielić. Zrobimy tak: usiądziesz w pozycji medytacyjnej przymkniesz oczy i będziesz milczał, żeby mnie nie rozpraszać. Ja wejdę w medytację i wyjdę z ciała. Jak poczujesz, że mnie już nie ma połóż się, i spróbuj zasnąć. Gdy jutro obudzisz się w jakimś innym ciele to jedź do Albany. W centrum jest pomnik byłego prezydenta. Spotkajmy się pod nim.Ty będziesz musiał mnie poznać, bo ja nie będę wiedział, w jakim ciele przyjdziesz. Jak nie będzie któregoś z nas jutro, to będziemy czekać na siebie pojutrze i tak do skutku.

– Ale ja jeszcze nie wiem jak wyglądasz. Masz lustro?

– Nie, ale choćmy nad wodę to się przejrzymy.

 

Rozdział 10

 

– To nieźle się wpakowaliście – pojawił się napis.

– W tobie jedyna nadzieja – powiedział Morley.

Ale co ja mogę zrobić?

– Ilu ich jest?

Czterech.

– O czym rozmawiają?

Na razie o niczym, o dziewczynach, czekają na kogoś. O… chyba idzie. Spróbuję włączyć mikrofony, to może coś usłyszycie..

 

– Dobra robota chłopcy – usłyszeli głos – gładko poszło?

– Nie do końca, postrzeliliśmy glinę.

– Skąd się wziął?

– Nie wiem. Przyjechali zanim skończyliśmy.

– I co?

– Zwialiśmy, ale zwinęliśmy robota.

– To najważniejsze. A nasi naukowcy?

– Dany wpadł na świetny pomysł. Zadzwonił im, że zostawiliśmy bombę z kontrolą ruchu i siedzą jak trusię.

Zaśmiali się

– Skąd wiesz, że jeszcze siedzą?

– Mam ich na monitorze, tylko głosu nie mam, bo odciąłem ich polem jozonowym.

– Co robią?

– Popatrz sam, bawią się telefonem i komputerem.

– Szukają ratunku.

– Co mają na komputerze?

– Nie widać, bo kamera jest z tyłu.

– Możesz przełączyć na inną?

– Nie, bo tylko jedną zdążyłem zamontować. Ale nie przejmuj się, nic nie zrobią.

– To co, szefie, jedziemy ich zgarnąć?

 

Ben i Morley siedzieli bez ruchu.

– To ładnie daliśmy się zrobić – pokiwał głową Morley.

– Musimy zlokalizować ich kamerę. Winny, jesteś tam?

– Jestem – tym razem usłyszeli głos.

– Możesz już mówić?

– Tak, właśnie wyszli, ale nie ruszajcie się, bo mogą was mieć na jakimś gadżecie. Widzę was na ich monitorze. Ben, jak siedzisz prosto, to kamerę masz na godzinie drugiej, mniej więcej na wysokości stojącego człowieka… Nie patrzcie tak nachalnie w tamtą stronę!

– Ja ją znajdę – powiedział Morley – znam tu każdy szczegół.

Podparł głowę ręką i chwilę patrzył przez palce.

– Jest.

Rozległ się strzał. Ben podskoczył nerwowo.

– Co się stało?

– Nic. Zestrzeliłem ją – powiedział Morley odkładając pistolet – Winny, widzisz nas jeszcze?

– Nie, co zrobiliście?

– Kiedyś ci opowiemy. Ile mamy czasu.

– W tą stronę jechaliśmy dwadzieścia minut. Odkąd wyszli minęło dwie, to za osiemnaście u was będą.

– Szybko, musimy ich jakoś przyjąć.

 

 

 

 

Rozdział 11

 

Dwa terenowe Fordy podjechały pod posesję Morleya. Z każdego wysiadło po czterech uzbrojonych mężczyzn. Jeden z nich, widać dowódca, wydał kilka poleceń, po czym podzielili się na grupy i otoczyli dom. Dwóch z nich pewnym krokiem zmierzało w kierunku wejścia.

 

– Jeszce chwilę… jeszcze chwilę… teraz! – Zawołał Morley.

Ben przesunął dźwignię. Idący mężczyźni nagle zatrzymali się i zaczęli wykonywać dziwnie ruchy. Wyglądali jakby chcieli coś odsunąć, od czegoś się uwolnić. W pewnej chwili unieśli się kilka centymetrów nad ziemię i znieruchomieli.

– To naprawdę działa – zawołał z zachwytem Ben.

– Pracowałem nad tym trzy lata.

– A zdradzisz mi, co to za pole, tak zagęściłeś?

– Najpierw posprzątajmy ten bałagan. Wyłącz pole, bo będą nie do odratowania. Co prawda byłby to najlepszy z dobrych uczynków, ale wiesz, w tym kraju zabijesz bandytę, a sądzić cię będą za człowieka.

Ben przesunął dźwignię. Bezwładne ciała spadły na ziemie.

 

 

 

 

Rozdział 12

 

Baba Maru od kilku dni siedział pod pomnikiem prezydenta. Okoliczni ludzie przynosili mu żywność, on w zamian przekazywał im uzdrawiającą energię. Najczęściej medytował, ale od czasu do czasu opowiadał cudowne historie z życia świętych. Codziennie zbierało się wokół niego coraz więcej słuchaczy.

Podeszliśmy do niego.

– To ja – powiedziałem.

– Myślałem, że się już nie doczekam – uśmiechnął się – co się z tobą działo?

– Najpierw znalazłem się na drugiej półkuli i było za daleko, by zdążyć w jeden dzień. Potem trafiłem do więzienia. Na szczęście dzisiaj obudziłem się kilkanaście mil stąd.

– Kim jest twój przyjaciel?

– To Stanley, szwagier, jedyny człowiek, który uwierzył w moją historię.

Uścisnęli sobie ręce.

– Za rogiem mamy auto, chodź!

– Dokąd jedziemy?

– Zrobiłem listę adresów, które pamiętam. Sprawdziłem na mapie. Trzy z nich tu w pobliżu. Pojedziemy tam.

Przebijaliśmy się przez zatłoczone ulice.

– Czyje ciało masz dzisiaj?

– Rona.

– Ron to był porządny człowiek – wtrącił Stanley – to znaczy… jest porządny, bo on jutro wroci… nie? Trochę narwany, ale porządny… Bo widzicie nigdy nie byłem w takiej sytuacji, nie wiem wogóle czy to prawda. Wszyscy mówili, że Ronowi coś odbiło i trzeba go zawieść do wariatów, no wiecie… Ja jedyny go wysłuchałem, to uznali, że mnie też trzeba…

– Nie przejmuj się, niedługo się to skończy – powiedział jogin.

– Na światłach w prawo – powiedział Stanley.

– Kiedy nauczyłeś się prowadzić auto?

– Chyba mi to wprogramowali, bo nie miałem trudności – odparłem – to ta ulica, numer 23.

Podjechaliśmy pod dużą posesję.

– To przecież dom mieszkalny, nie żaden instytut – zdziwił się Stanley.

– Tak wygląda, ale zobaczmy.

 

 

Rozdział 13

 

– Ktoś idzie -– powiedział Morley patrząc na monitor.

– Kto?

– Trzech mężczyzn. Jeden z nich wygląda jak mnich buddyjski, zobaczmy czego chcą.

Włączył skaner.

– Nie mają broni. Wyjdę ich przywitać, a jak coś, to włącz pole.

 

 

 

 

Rozdział 14

 

Szliśmy w kierunku domu. Pewne szczegóły wydawały mi się znajome. Nagle poczułem dreszcz.

– Chyba ktoś nas obserwuje i skanuje – powiedziałem.

– Całkiem prawdopodobne, ja też coś czuję – dodał jogin.

– Chyba nie zaczną strzelać – zaniepokoił się Stanley.

Drzwi otworzyły się i wyszedł młody mężczyzna.

– Witam panów – powiedział grzecznie – panowie w jakiej sprawie?

– Przepraszam – zacząłem – czy tu jest jakieś laboratorium?

– Nie, to prywatny dom.

– To przepraszam, chyba pomyliliśmy się.

– A o jakie laboratorium panom chodzi, może mogę w czymś pomóc?

– Kojarzy mi się imię Morley….Morley Wein, czy zna go pan?

– To ja.

W tym momencie rozległy się strzały. Coś mnie złapało i uniosło do góry. Zobaczyłem, że zza drzew jacyś ludzie strzelają, ale ich kule nas nie sięgały. Zaczynało brakować mi powietrza. Otaczało mnie coś gęstego, galaretowatego. Chciałem to odepchnąć, wyjść z tego, dusiłem się. Nagle to coś mnie puściło i upadłem na ziemię. Zobaczyłem, że wszyscy leżymy, a teraz tamci, co do nas strzelali wiszą tak jak poprzednio my.

– Co się dzieje! – Krzyknął przestraszony Stanley.

– Chyba jesteśmy we właściwym miejscu – powiedziałem.

 

 

 

– Przepraszam – powiedział Morley – nie chciałem tak was potraktować, ale w przeciwnym wypadku bylibyście już martwi.

W tym momencie nadleciały dwa helikoptery.

– Szybko do domu! – krzyknął – Ben wzmocnij pole – zawołał do małej słuchawki.

Wskoczyliśmy do środka.

– Zaczekajcie – powiedział i zbiegł po schodach na dół.

Poszedłem za nim a Baba Maru i Stanley za mną. Otworzyłem drzwi i znalazłem się w znajomym miejscu.

– Tu się urodziłem – powiedziałem.

 

– Kim jesteś? – zapytał Morley.

– Nie wiem, myślę, że wy mi to powiecie.

– Tu FBI – rozległ się głos z megafonów – jesteście otoczeni. Opór nie ma sensu. Wychodźcie pojedynczo z rękami nad głową!

Morley wziął mikrofon – Tu Morley Wein. Macie dziesięć minut, żeby was tu nie było. Tak dużo czasu dałem wam tylko dlatego, że w tamtym budynku obok leżą powiązani w pęczki wasi poprzednicy, których możecie sobie zabrać. Tych, co tu leżą też. Kto zbliży się do budynku na odległość mniejszą niż dwadzieścia metrów zostanie unieruchomiony. Jak za dziesięć minut stąd nie znikniecie, to dołączycie do nich. Czas start.

 

 

 

Rozdział 15

– Odcięli nam prąd – powiedział Morley.

– Ale tamtych już zabrali – dodał Ben.

– Mają jeszcze minutę i dwadzieścia sekund.

– Nie widać żeby się zbierali.

– O co w tym wszystkim chodzi – zapytał Stanley – czemu walczycie z FBI?

– Po pierwsze – powiedział Ben – nie wiemy czy to prawdziwe FBI, a nawet, jeżeli to możemy z nimi rozmawiać, ale tylko na naszych warunkach.

Morley wziął mikrofon – Czas minął! – Zawołał. I przesunął dźwignię. Zobaczyliśmy na monitorach jak unoszą się w powietrzu.

– Czy zrobimy z nimi to samo, co z tamtymi – zapytał Ben.

– Nie, nie chce tu bałaganu, niech się wynoszą – to mówiąc opuścił dźwignię. Ciała zadudniły o ziemię.

– Macie szczęście, że mam dzisiaj dobry humor – powiedział – za wasze wyjątkowe bohaterstwo daje wam jeszcze dwie minuty. I jeszcze jedno: włączcie z powrotem prąd.

– Nie da się – usłyszeliśmy przez megafony.

– Jak się dało wyłączyć, to się też da włączyć. Inaczej was nie wypuścimy.

To mówiąc przesunął dźwignię.

– Nie!!! – Usłyszeliśmy krzyk.

Morley wyłączył pole.

– Spróbujemy naprawić!

– Grzeczni chłopcy.

 

 

 

 

Rozdział 16

 

Zadzwonił telefon. Morley podniósł słuchawkę. To był Stan, ich szef.

– Co wy do licha wprawiacie. Jest u mnie policja, FBI, CIA i szef specjalnego departamentu Ochrony Państwa.

– Stałeś się popularny.

– Nie wygłupiaj się. Daj mi Bena.

– Stan – powiedział Ben – pewien nieudany eksperyment rozbabrał się i musimy posprzątać. Nie chcemy tu nikogo. Jak skończymy to ci wytłumaczę. Odezwę się.

Położył słuchawkę.

Telefon zadzwonił znowu.

– Wyłącz go – rzucił Ben.

Morley popatrzył na wyświetlacz.

– To szpital.

Podniósł słuchawkę.

– Lisa, jak się czujesz?… Absolutnie nie wracaj do domu… Na pewno nas podsłuchują… Jedź tam, gdzie byliśmy na urlopie trzy lata temu… Kocham cię, pa.

Telefon znowu zadzwonił. Morley przełączył na automatyczną sekretarkę. Usłyszeliśmy jak Stan wściekłym głosem krzyczy, że ich wyrzuci i że jak natychmiast się nie zgłoszą, to trafią do więzienia.

 

– Możemy w końcu porozmawiać – zapytałem.

Na dużym monitorze pojawiły się wojskowe samochody.

Morley popatrzył na mnie.

– Przepraszam, ale mamy ostatnio duży ruch w interesie – powiedział – jeszcze chwilkę.

Wysiedli z aut i zaczęli rozstawiać jakieś urządzenia.

– Są jakieś pół kilometra od nas. Myślą, że tam moje pole nie sięga. Co oni mają?

– To FF11, anihilatory heliotronowe. One potrafią rozbić materię na atomy.

– Nie myślę, żeby chcieli nas zabić, jesteśmy im potrzebni, ale na wszelki wypadek skonfiskujmy te urządzenia.

Usiadł za komputerem i wprowadził parametry do programu sterującego polem.

– Teraz sobie pogramy – powiedział i wziął joystick – Ben włącz pole.

Na monitorze widać było jak Morley ustawia kursor na obiekcie, zagęszcza pole i przesuwając joystickiem przemieszcza urządzenie. Zobaczyliśmy konsternację wśród żołnierzy.

– Na taką odległość nie mogę ustawić pełnego pola, ale punktowe wystarczy. Ben nawiąż kontakt z Winnym.

– Mam go już od dziesięciu minut.

– Gdzie jest?

– Jest zamknięty w jakiejś piwnicy.

– To go naucz jak wyjść i niech tu będzie najszybciej jak się da.

Morley przesuwał po jednym FF11 w kierunku domu.

– Co chcesz z nimi zrobić? – zapytałem.

– Ustawię w zasięgu pełnego pola i zablokuję.

– Czy możesz jednego z tych FF11 wprowadzić tu do środka?

– Po co?

– Jeszcze nie wiem. Chcę zobaczyć go z bliska. Coś przyszło mi na myśl.

– Dobrze – powiedział i ustawił go na wysięgniku.

Po chwili winda wniosła urządzenie do laboratorium. Moja świadomość penetrowała pamięć. Nie wiedziałelm, czego szukam ani co mogę mieć wspólnego z tą bronią.

– Jest – odezwało się coś we mnie. Podszedłem do skrzynki z narzędziami, która stała w rogu i wziąłem komplet śrubokrętów, palnik laserowy i sądę sonarową. Odkręciłem obudowę i zaznaczyłem kilka punktów. Nawierciłem w nich otwory i wprowadziłem do jednego z nich sondę. W tym momencie zobaczyłem, że stoi nade mną blady jak ściana Ben.

– Co ty robisz, przecież to reaktor. Jakbyś tą dziurę zrobił pół milimetra niżej to byłyby z nas tylko atomy.

– Wiem – powiedziałem – dlatego nie nawierciłem jej niżej.

– Czyś ty rozum postradał! Chcesz nas zabić?

– Morley, czy masz tu gdzieś komorę neutronową – zapytałem.

– Za tymi drzwiami – odparł spokojnie.

– Morley! – Zawołał Ben, to szaleniec, chcesz mu pozwolić….

– Spokojnie, to geniusz. Mam wrażenie, że żaden z nas nie jest godzien zawiązać mu sznurówki.

– Nie przesadzajcie. Pomyślałem, że jeśli FF11 rozbija materię na atomy, to musi być metoda, żeby tą reakcję odwrócić.

– Czyli, jeśli dobrze rozumiem – powiedział zdenerwowany Ben – to chcesz nas rozbić na atomy i potem z tych atomów złożyć z powrotem.

– Jeśli można mieć jakieś życzenie – Morley uśmiechnął się – to mnie proszę na Hawajach.

– Potrzebuję jeszcze jednego FF11 – powiedziałem.

– Nie ma problemu. Mam już wszystkie cztery. Teraz tylko wzmocnię pole i jesteśmy jak u Pana Boga za piecem.

Po chwili druga maszyna wtoczyła się do środka. Laboratorium było dobrze wyposażone. Znalazłem wszystko, co potrzebowałem. Obaj naukowcy stali nade mną i patrzyli. Gdy rozbierałem reaktor wstrzymali oddech.

– Czemu oni się boją, a ja nie? Czy mogą pozbyć się strachu, czy jest przypisany do ich świadomości? Chyba mają przez to nieszczęśliwe życie.

– Gotowe – powiedziałem – pomóżcie mi je przepchnąć do komory.

 

Postanowiłem najpierw zrobić eksperyment z jakimś przedmiotem. Wziąłem garnuszek z kawą i wycelowałem w niego obiektyw anihilacyjny. Zamknęliśmy komorę i mechaniczną łapą nacisnąłem guzik. Garnuszek znikł. Nacisnąłem guzik w drugim urządzeniu i ku zdziwieniu wszystkich, garnuszek pojawił się spowrotem. Morley wszedł do komory i skosztował kawę.

– Normalna, tylko gorąca jakby ją ktoś podgrzał. Wezmę ją jeszcze pod mikroskop.

– Moim zdaniem nie powinno być różnicy – powiedziałem.

Poczekajcie, to trochę niewygodnie operować dwoma maszynami. Zrobię  tak, żeby jedną można było zarówno anihilować jak i przywracać.

 

 

– A można to zrobić z żywym organizmem? – Zapytał po chwili Ben – przeżyłby?

– Myślę, że tak, ale sprawdźmy. Morley, czy masz w domu psa, kota albo rybki w akwarium?

– Mam terrarium, kilka węży i jaszczurek.

– Przynieś jedną.

– Ale to ukochane mojej żony… żartowałem, w imię nauki nawet psa wysłali w kosmos.

Włożyliśmy jaszczurkę do komory i włączyłem urządzenie. Jaszczurka zniknęła, a chwilę później pojawiła się cała i żywa. Morley sprawdził czy nie jest gorąca.

Żywe organizmy nie będą się nagrzewać – powiedziałem.

 

Nagle rozległ się potężny huk.

– To generator pola – zawołał Morley.

– Co się stało?

– Nie wiem, coś go zniszczyło. Jesteśmy bez osłony.

Na monitorze zobaczyliśmy idącego w naszym kierunku FD-323.

– Winny – powiedział Morley do słuchawki – czy to ty zniszczyłeś nasz generator.

– Nie wiem. Szedłem do was i złapało mnie jakieś pole, to go zneutralizowałem.

– Czy da się to naprawić? – Zapytał Ben.

– Zobaczę.

– Szybko, oni na razie nie wiedzą, że nie mamy pola. Jak odzyskają FF11, to po nas.

– Nie odzyskają – Morley wziął słuchawkę – Winny, bądź tak uprzejmy i zniszcz te dwie maszyny, co stoją pod oknem. Tylko nie uszkodź reaktorów, powyrywaj im tylko rączki i nóżki.

 

 

 

 

 

Rozdział 17

 

Warkot był coraz głośniejszy.

– Jakieś ciężkie maszyny – powiedział Ben.

Zobaczyliśmy jak sześć wielkich bojowych helikopterów zastygło nieruchomo tworząc kręg nad domem.

– Co oni chcą zrobić? – Zapytał Stanley – czy to już po nas.

Nagle poczułem działanie podobnego pola, jakie generował Morley.

– Winny, rozwal go – krzyknął Ben.

Usłyszeliśmy huk i szczątki jednego z helikopterów spadły na ziemię. Pole znikło, ale po chwili wróciło. Rozległ się kolejny huk. To wybuchł drugi helikopter. Pozostałe zawróciły i odleciały.

– Jak ty to robisz? – Zapytał Ben.

– Tak jak mnie uczyłeś, koncentruję się, że chcę coś zrobić i reszta dzieje się sama.

– A latać się nauczyłeś?

– Nie, pieszo przeszedłem czterdzieści kilometrów w trzy minuty? Wiecie, że tak dobrze czuję się w nowym ciele, że nie wiem czy chcę wracać do starego.

– Winny – powiedział Morley zajęty naprawą generatora – skocz do Instytutu i przynieś z mojego gabinetu z największej gabloty dwa transformatory irydowe.

– Ala jak się tam dostanę?

– Skoncentrujesz się i reszta stanie się sama.

 

– Chyba się trochę uspokoiło – powiedziałem, czy możemy w końcu porozmawiać, bo jak opuszczę to ciało to nie wiem kiedy będziemy mieli szansę spotkać się następny raz.

Morley popatrzył zdziwiony.

– To nie chcesz z nami zostać? Z nikim innym nie będziesz miał tyle zabawy?

– Nawet gdybym chciał, to nie wiem jak to zrobić. Poza tym to nie moje ciało. Muszę je oddać.

– To gdzie planujesz się udać? – Zapytał Ben.

– Nie wiem, moje życie dzieje się samo.

– Musisz nauczyć się je kontrolować.

– Myślałem już nad tym.

 

Chwilę później Winny wrócił z transformatorami.

– Wiem, że stworzyliście mnie w tej maszynie – powiedziałem – ilu już jest takich jak ja?

– Jesteś pierwszy – odparł Morley.

– A on?

– Wpadł tam przez przypadek. Przedtem był człowiekiem.

– To gdzie jest jego ciało?

– Z tego, co się zorientowaliśmy, przejęła je jakaś inna świadomość.

 

 

 

Rozdział 18

 

– Pole już działa – powiedział Morley – ale niepokoi mnie skąd oni znają mój patent. Ich generatory wytwarzały to samo pole, co moje.

– Masz tu szpiega – powiedział milczący dotąd Jogin.

Popatrzyliśmy na niego.

– Jakiego szpiega i skąd wiesz?

– Widziałem go. To świadomość, która funkcjonuje bez ciała. Prawdopodobnie stworzona syntetycznie.

– Gdzie ona jest.

– Nie wiem. Widzę ją, gdy medytuję.

– A czy mógłbyś wejść na chwilę w medytację i nam ją wskazać – zapytał Morley.

Jogin uśmiechnął się.

– Jak medytuję, to nie mogę jej wskazać, bo nie mam kontroli nad ciałem, a gdy zaczynam mieć kontrolę, to znaczy, że już nie medytuję i jej nie widzę. A nawet jakbym ci ją wskazał, to, co byś zrobił?

– Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.

– Poczekaj, kiedyś pewien naukowiec poprosił mnie o przeprowadzenie kilku eksperymentów. Chodziło mu o uchwycenie momentu, gdy wychodzę z ciała. Pamiętam, że włączył generator pola wysokiej częstotliwości, a na kamerę założył jakieś filtry. Potem pokazał mi film. Wyraźnie widać było jak coś przeźroczystego wychodzi ze mnie.

– Pole wysokiej częstotliwości – powtórzył Morley i podszedł do generatora - nie ma problemu.

Po chwili usłyszeliśmy jednostajny dźwięk.

– Czy mógłbyś na chwilę wyjść z ciała i stanąć obok, żebym mógł znaleźć częstotliwość i kolor?

– Daj mi kilka minut – odparł Jogin i usiadł ze skrzyżowanymi nogami.

Morley zgasił światło i włączył reflektor dający czerwony poblask. Po chwili światło reflektora zmieniło się w pomarańczowe następnie żółte, zielone, niebieskie. Jak doszło do ultrafioletu zobaczyliśmy, że każdy z nas otoczony jest świetlistą nieregularną aurą, a obok jogina są cztery inne świetlane postacie.

– O? Jest was więcej – powiedział Morley.

– Co zrobisz? – Zapytał Ben.

– Przetestuję zagęszczone pola – odpowiedział i zaczął wprowadzać parametry.

– Teraz!

Poczułem drętwienie w całym ciele.

– Nie działa – rzucił Morley i zaczął wprowadzać nowe parametry

Teraz poczułem się jak w gąbce.

– Czy my to przeżyjemy – zapytał Stanley.

Świetliste postacie zaczęły się przemieszczać.

– Szybko, bo uciekną! – Powiedział Ben.

Palce Morleya stukały po klawiaturze. Nagle coś mnie przygwoździło. Nie mogłem się poruszyć. Chyba przygwoździło nas wszystkich, bo usłyszałem przytłumione jęki.

– Spokojnie – odezwał się Morley – zaraz was wypuszczę. Zdaje się, że znalazłem właściwe pole.

Po chwili uczucie ciężaru ustąpiło.

– Ptaszki są w klatce – uśmiechnął się Morley.

– A Baba Maru? Zamknąłeś go z nimi!

– Już go wypuszczam. Ale który to?

Wszystkie zjawy wyglądały podobnie.

– Ten zielony – usłyszeliśmy głos robota.

– Jak to zielony, przecież wszystkie są takie same.

– Nie, każdy jest inny. Nie widzicie?

– On ma szersze pasmo widzenia – powiedział Ben. – Winny, pokaż który?

– Ten z prawej.

Morley zredukował pole.

– Możesz wracać do ciała – powiedział do Baba Maru.

– Nie wiem czy cię słyszy, a co zrobimy z pozostałymi?

– Posiedzą w klatce z pola.

– Nie uduszą się – zapytał Stanley.

– Nie przypuszczam, żeby duch mógł się udusić. A nawet jeżeli to niewielka strata.

 

Chyba późno się zrobiło, bo poczułem się bardzo zmęczony. Usiadłem na krześle. Oczy zamknęły mi się same.

Koniec

Komentarze

Choć cały czas coś się dzieje, ten fragment był najtrudniejszy do przebrnięcia. Mam wrażenie, że Obudziłem się przestało być opowiadaniem, a stało się jednym wielkim dialogiem, w dodatku zapisanym tak nieczytelnie, że trudno się zorientować kto wypowiada daną kwestię, a to bardzo przeszkadza w lekturze.

Brakuje mi opisów otoczenia, w którym rozgrywa się Twoja historia. W tej chwili wygląda tak, jakby wokół bohaterów nic nie było, nic się nie działo. Jest dom z laboratorium, a wokół pustka.

Ten fragment zawiera tak dużo błędów i usterek, że nabieram przekonania, iż był pisany w wielkim pośpiechu i jeszcze szybciej wrzucony na stronę. Adonisie, mam nadzieję, że ciąg dalszy będzie bardziej dopracowany.

 

Pierw­sze, co pa­mię­tam, to masa in­for­ma­cji jaka za­czę­ła do mnie na­pły­wać. – Raczej: Pierw­sze, co pa­mię­tam, to masa in­for­ma­cji, które zaczęły do mnie na­pły­wać.

 

– Wiem mu­sie­li by mieć spe­cja­li­stów?– Wiem, mu­sie­liby mieć spe­cja­li­stów?

 

– W twoim domu zo­sta­wi­li­śmy bombę – usły­szał. Widać było jak bled­nie.– W twoim domu zo­sta­wi­li­śmy bombę.Usły­szał. Widać było jak bled­nie.

Nadal masz problemy przy zapisywaniu dialogów! :-(

 

– Mó­wi­łeś, że nie je­steś ni­g­dzie dłu­żej niż jeden dzień. – Raczej: – Mó­wi­łeś, że ni­g­dzie nie pozostajesz dłu­żej niż jeden dzień.

 

– I my­ślisz ma ona coś wspól­ne­go z Bo­giem?– I my­ślisz, że ma ona coś wspól­ne­go z Bo­giem?

 

Jest jed­nym z naj­wa­zniej­szych sys­te­mów fi­lo­zo­fii in­dyj­skiej… – Literówka.

 

– Mam ! – Zbędna spacja przed wykrzyknikiem.

 

- Chęt­nie to zro­bię… – Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

– W jakim mie­ście jest to la­bo­ra­to­rium, w któ­ryn cię stwo­rzo­no? – Literówka.

 

Spo­tkaj­my się pod nim.Ty… – Brak spacji po kropce.

 

Ty bę­dziesz mu­siał mnie po­znać, bo ja nie będę wie­dział, w jakim ciele przyj­dziesz. Jak nie bę­dzie któ­re­goś z nas jutro, to bę­dzie­my cze­kać… – Powtórzenia.

 

– Nie, ale choć­my nad wodę to się przej­rzy­my.– Nie, ale chodźmy nad wodę, to się przej­rzy­my.

 

zo­sta­wi­li­śmy bombę z kon­tro­lą ruchu i sie­dzą jak tru­się. – Literówka.

 

bo od­cią­łem ich polem jo­zo­no­wym. – Co to jest pole jozonowe?

 

– W stro­nę je­cha­li­śmy dwa­dzie­ścia minut. Odkąd wy­szli mi­nę­ło dwie… – – W stro­nę je­cha­li­śmy dwa­dzie­ścia minut. Odkąd wy­szli, mi­nę­ły dwie

 

Dwa te­re­no­we Fordy pod­je­cha­ły pod po­se­sję Mor­leya.Dwa te­re­no­we fordy pod­je­cha­ły pod po­se­sję Mor­leya.

 

jest po­rząd­ny, bo on jutro wroci… nie? – Literówka.

 

Bo wi­dzi­cie nigdy nie byłem w ta­kiej sy­tu­acji, nie wiem wo­gó­le czy to praw­da.Bo wi­dzi­cie, nigdy nie byłem w ta­kiej sy­tu­acji, nie wiem w o­gó­le czy to praw­da.

 

że Ro­no­wi coś od­bi­ło i trze­ba go za­wieść do wa­ria­tów… – …że Ro­no­wi coś od­bi­ło i trze­ba go za­wieźć do wa­ria­tów

Sprawdź znaczenie słów zawieśćzawieźć.

 

to ta ulica, numer 23. – …to ta ulica, numer dwadzieścia trzy.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Coś mnie zła­pa­ło i unio­sło do góry. – Masło maślane. Czy istniała możliwość, by coś uniosło go do dołu?

 

a teraz tamci, co do nas strze­la­li… – …a teraz tamci, którzy do nas strze­la­li

 

po­wie­dział i zbiegł po scho­dach na dół. – Masło maślane. Czy mógł zbiec po schodach na górę?

 

Usiadł za kom­pu­te­rem… – Raczej: Usiadł przed kom­pu­te­rem

 

Nie wie­dzia­łelm, czego szu­kam… – Literówka.

 

wzią­łem kom­plet śru­bo­krę­tów, pal­nik la­se­ro­wy i sądę so­na­ro­wą. – …sondę so­na­ro­wą.

 

Jak­byś dziu­rę zro­bił pół mi­li­me­tra niżej… – Jak­byś dziu­rę zro­bił pół mi­li­me­tra niżej

 

musi być me­to­da, żeby re­ak­cję od­wró­cić. – …musi być me­to­da, żeby re­ak­cję od­wró­cić.

 

Zna­la­złem wszyst­ko, co po­trze­bo­wa­łem.Zna­la­złem wszyst­ko, czego po­trze­bo­wa­łem. Lub: Zna­la­złem wszyst­ko, co było potrzebne.

 

gar­nu­szek po­ja­wił się spo­wro­tem. – …gar­nu­szek po­ja­wił się z po­wro­tem.

 

Sze­dłem do was i zła­pa­ło mnie ja­kieś pole, to go zneu­tra­li­zo­wa­łem. – …to je zneu­tra­li­zo­wa­łem.

Pole jest rodzaju nijakiego.

 

zniszcz te dwie ma­szy­ny, co stoją pod oknem. – …zniszcz te dwie ma­szy­ny, które stoją pod oknem.

 

Zo­ba­czy­li­śmy jak sześć wiel­kich bo­jo­wych he­li­kop­te­rów za­sty­gło nie­ru­cho­mo two­rząc kręg nad domem. – Czy mogły zastygnąć i ruszać się?

Proponuję: Zo­ba­czy­li­śmy jak sześć wiel­kich bo­jo­wych he­li­kop­te­rów za­sty­gło/ zawisło nad domem, two­rząc krąg.

 

– To gdzie pla­nu­jesz się udać?– To dokąd pla­nu­jesz się udać?

 

pod­szedł do ge­ne­ra­to­ra - nie ma pro­ble­mu. – Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka