- Opowiadanie: jacek001 - Last minute albo - Nieściągnięta folijka {Tryptyk katastroficzny}

Last minute albo - Nieściągnięta folijka {Tryptyk katastroficzny}

Dziwne, bo polskie – bo inne... Coś jak ćwiczenie dykcji w próżni, albo szpagat w nieważkim locie... Gombrowicz zmięszany z Pedro Almodovarem? Dzikie historie na wesoło? Zresztą – nie mi mówić. Powiedzcie sami...

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Last minute albo - Nieściągnięta folijka {Tryptyk katastroficzny}

1.

 

Kiedy odnalazłem swoje miejsce w samolocie, od razu rozpoznałem osobę, która siedziała obok mnie.

– O, mój Boże, to niemożliwe! – pomyślałem, otwierając usta ze zdumienia. – To przecież Rak Rakamuntra Rashitaki, słynny projektant matlesowych domów, odwieczny podróżnik, prestigitator, muzyk, bębniarz, i przede wszystkim – pisarz (!), myśliciel, projektant nowych idei na polu religii, filmu, filozofii i polityki.

– Czytam twojego bloga, od momentu kiedy powstał – mówię do Rak Rakamuntry, uśmiechając się życzliwie.

– Świetnie! – Rashitaki odwzajemnia uśmiech.

– Czy to prawda, że anioły naprawdę istnieją? – pytam, przyglądając się uważnie pogodnej twarzy mistrza.

– To prawda.

– A demony?

– Też.

– A Bóg?

– Pytania, pytania, pytania…

Siedzieliśmy przez chwilę w zadumie, patrząc na widok za oknem.

Po chwili samolot zaczął spadać. Podczas gdy inni pasażerowie panicznie krzyczeli i wykonywali rozpaczliwe telefony do bliskich, Rashitaki zagrał na bębenku, który wyjął był z podręcznego bagażu.

Bóg istnieje – pomyślałem.

 

2.

 

Kiedy odnalazłem swoje miejsce w samolocie, od razu rozpoznałem osobę, która siedziała obok mnie.

– O, mój Boże, to niemożliwe! – pomyślałem, otwierając usta ze zdumienia. – To przecież Taluca Noha Napataki, jeden z najlepszych i najbardziej znanych zaklinaczy burz.

– Śledzę twoje sukcesy, od kiedy zakląłeś burzę nad wyprawą himalaistów na Nanga Parbat w 1994 – mówię do Nepalczyka, uśmiechając się do niego życzliwie.

– Świetnie! – Napataki odwzajemnia uśmiech. – Widzę, że lubisz wysokie góry. Kojarzysz fakty. Spoko koleś z ciebie, synu burzy i pioruna…

– Mam jedno, proste pytanie? – przyglądam się badawczo pogodnej twarzy mistrza. – Jak to robisz, że zawsze potrafisz okiełznać siły przyrody?

– To proste – odparł Napataki, wyciągając z kieszeni nowiutkiego Samsunga Galaxy S9. – Jeszcze folijka nieściągnięta… – uśmiechnął się od ucha do ucha. – Najważniejsze to mieć dobre informacje pogodowe. Wtedy można uniknąć wielu groźnych przygód.

– A więc nie magia i zaklęcia, nie duchy przodków, lecz GPS i serwisy pogodowe?

– Tak – przytaknął Taluca, pociągając potężny łyk yerba mate z kieszonkowego termosu.

– Więc tak to działa?

– Dokładnie.

Siedzieliśmy przez chwilę w zadumie, patrząc na widok za oknem.

– Piękna pogoda – westchnąłem.

– W inną bym nie poleciał. – Taluca puścił do mnie oko i wyciągnął z podręcznego bagażu kijek do selfi.

– Sweet focia dla żonki, biały przyjacielu?

– Jasne!

Po chwili samolot zaczął spadać. Podczas gdy inni pasażerowie panicznie krzyczeli, ja wysyłałem swej połowicy fotografię z roześmianym od ucha do ucha Talucą.

Bez wątpienia, coś jednak Nepalczyk musiał przeoczyć – pomyślałem, wyglądając przez okno i patrząc na ziemię, która zbliżała się do mnie w przerażającym tempie.

No tak… Nieściągnięta folijka… – zaklął w duchu Napataki.

 

 

3.

 

Kiedy odnalazłem swoje miejsce w samolocie, od razu rozpoznałem osobę, która siedziała obok mnie.

– O, mój Boże, to niemożliwe! – pomyślałem otwierając usta ze zdumienia. – To przecież Piotr (Piotruś-piotrunio-pietrek), mój kolega ze szkoły podstawowej.

– Zmieniłeś się bardzo. Znajoma morda, ale ta broda i włosy do pasa. Gdzie się podziewałeś przez te wszystkie lata, brachu?

– Nauczyłem się grać na gitarze, organkach i fletni pana – Piotr odwzajemnił uśmiech. – Teraz daję koncerty na całym świecie. Jestem znanym i cenionym muzykiem barowym.

– No proszę, a w szkole pan od muzyki nie chciał cię wziąć nawet do chóru… – stwierdziłem, przyglądając się uważnie nad wyraz pogodnej twarzy Piotra.

– Ano prawda. Ale byłem uparty. Hektolitry wypitego alkoholu, wytrwała praca i kontakt z Rak Rakamuntri Rashitaki zrobiły swoje. Teraz jestem muzykiem i stuprocentowym abstynentem. I cenię sztukę…

– Ech, Pietrek, zagrasz coś dla mnie? Coś swojskiego, polskiego?…

– No jasne, co tylko zechcesz.

Piotrek wyciągnął z dżinsów harmonijkę i zaintonował „Etiudę rewolucyjną…” Chopina.

– Mój Boże, tyle lat… Tyle lat… Emigracja, upokorzenia, wzloty, upadki… – otarłem łzę wzruszenia.

Siedzieliśmy przez chwilę w zadumie, patrząc na widok za oknem.

– A tak w ogóle, do twarzy ci w sutannie i koloratce – powiedział do mnie Piotrek. – Ty też się trochę zmieniłeś. Z zaangażowanego satanisty na katolickiego księdza. Nieźle, nieźle…

– Tylko krowy nie zmieniają poglądów – westchnąłem.

– Krowy i Jarosław Kaczyński – dodał Piotruś-piotrunio-pietrek i zaciągnął na harmonijce „Boże, coś Polskę…”.

Po chwili samolot zaczął spadać. Podczas gdy inni pasażerowie panicznie krzyczeli, Piotr zagrał na harmonijce hymn piłkarskiej ligi mistrzów.

„Czy Bóg istnieje?” – dotarła do mnie niepokojąca myśl. Odpiąłem nerwowo koloratkę. Tak tu duszno…

 

 

4 czerwca 2016

Koniec

Komentarze

Choć miło się czytało, nie pojęłam, niestety, co chciałeś opowiedzieć. Przystąpiłam więc do ponownej lektury Tryptyku i muszę ze smutkiem wyznać, że teraz nie wiem bardziej. ;-(

 

od­wiecz­ny po­dróż­nik, pre­sti­gi­ta­tor, muzyk… – Pewnie miało być: …od­wiecz­ny po­dróż­nik, pre­sti­digi­ta­tor, muzyk

 

Po chwi­li sa­mo­lot za­czął spa­dać. Pod­czas gdy inni pa­sa­że­ro­wie za­czę­li pa­nicz­nie krzy­czeć… – Powtórzenie, które występuje we wszystkich trzech częściach.

 

To prze­cież Ta­lu­ca Noha Na­pa­ta­ki , jeden… – Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

po­cią­ga­jąc po­tęż­ny łyk yerba mate z kie­szon­ko­we­go ter­mo­sa. – …z kie­szon­ko­we­go ter­mo­su.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, drugie zdanie Twojego komentarza zwala z nóg niczym cios boksera wagi super ciężkiej. Nie mogę się otrząsnąć. ;-D Ja też przeczytałem, ale nie pojmuję. Ale scenki ładnie i klarownie  przedstawione. Poczekam, może ktoś skomentuje i wpadnie na trop. :)

Blackburnie, bardzo dziękuję. Odbieram to jako komplement. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Taka była intencja. ;D

Bardzo mi miło, że choć nie piszę, to czasem komuś podoba się to, co napiszę. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawe w swej delikatnej absurdalności.

Chyba udało mi się wychwycić jakiś przekaz… Wielkie pytania, poszukiwanie magiczności, duchowych uniesień prowadzą do katastrofy? Znani ludzie źle radzą sobie z pytaniami? Spirytualizm zastąpiliśmy technologią, nieściągniętą folijką?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ja przeczytałam zaraz po zamieszczeniu i ze wstydem przyznam – podwinęłam ogonek pod siebie i postanowiłam poczekać na mądrzejszych od siebie. Jak widzę, inni mają podobnie.

Zbędny przecinek w tytule.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Kochani, więcej luzu… Nie starajcie się wszystkiego (z)rozumieć – bo rozumienie, owszem, ważne – lecz oprócz niego ważne są też pierwsze skojarzenia, intuicja i – to chyba najważniejsze – poczucie humoru, otwartość umysłu na nowe niestandardowe pomysły.

Nie chcę spolerować własnego tekstu (ostatnio właśnie tego się nauczyłem); przypuszczam, że każdy z Was może w nim znaleźć coś dla siebie. Symbol i metafora literacka zawsze mówią więcej niż nawet najlepiej opisany konkret, a groteska pozwala tworzyć światy i sytuacje, które pozbawione są sztywnych reguł przyczyny i skutku. Na tym zresztą polega przewaga fantastyki nad realizmem.

Wbrew pozorom, jest to tekst jednocześnie zabawny, poważny, z co najmniej trzema dnami. Wicket G poszedł bardzo dobrym tropem, choć tropów i śladów jest tu znacznie więcej niż widać na pierwszy rzut oka.

Tak czy inaczej – z cała pewnością – to nie jest teksty o niczym ; )

...always look on the bright side of life ; )

Doceniam humor zawarty w tytule, ale i ja nie pojęłam, co (oprócz podobieństwa konstrukcji) łączy trzy części. A widzisz, w przypadku Finkli potrzeba rozumienia jest wbudowana w system głębiej niż potrzeba żarcia. No i teraz nie wiem; powinnam unikać samolotów? ;-)

Babska logika rządzi!

Cześć.

Tak fajnie napisane i w miarę poprawnie, a w tytule i tych 3 (w mojej rozdzielczości ekranu) linijkach tyle okropnych błędów… Nie sądzę, że to jakaś dziwna maniera, a przynajmniej inna od maniery zwanej “nieznajomość zasad interpunkcji”.

A sam tekst dobrze się czytało.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

@Finkla: Każda interpretacja jest dozwolona, bo… jest Twoja. Z jakiegoś powodu ten tekst „przemówił” do Ciebie w taki a nie inny sposób (podświadomy lęk przed lataniem?) – i to jest OK. Nie ma złych interpretacji, bo autor nie może mieć monopolu na interpretowanie własnego tekstu /ani tym bardziej Czytelnicy/

By the way: intelekt i logika to tylko jeden z wielu sposobów odbierania tekstów. Samo rozumienie znaczeń niestety nigdy nie wystarczy, bo literatura – obok warty semantycznej – posiadają również warstwę metaforyczną, symboliczną…

Pozdrawiam.

 

@Piotr Tomilicz: W takim opowiadaniu każdy koncentruje się na tym, co mu najbliższe, najosobistrze ; ) Zdania mają być jak magnes, które przyciągają „metalowe opiłki duszy”. Niemetale – pozostaną obojętne. Na tym polega siła symbolu, metafory, deformacji… Pzdr.

...always look on the bright side of life ; )

Podświadomy lęk przed lataniem?

Wątpię. Swego czasu dość często latałam i sprawiało mi to frajdę. Uwielbiałam patrzeć, jak zmienia się kształt skrzydeł podczas startu i lądowania. Co gorsza, (bardzo, bardzo z grubsza) wiem, dlaczego i po co tak się dzieje – w którymś muzeum naturalnym mieli tunelik aerodynamiczny i styropianowe nakładki wyprofilowane jak skrzydła. Wkładało się łapę w tej “rękawiczce” do tunelu i na własnych stawach sprawdzało, jak siła nośna działa.

 A tu nagle okazuje się, że takie rozkminy mogą zaszkodzić… Coś jak z postaciami z kreskówek, które nie mogą spaść w przepaść, dopóki nie zauważą, że skała pod nogami się skończyła? ;-)

Babska logika rządzi!

Ciekawe spostrzeżenia, Finklo. Ja też od czasu do czasu latam wirtualnymi liniami lotniczymi na FSX : ) Świetna zabawa i nauczyć się można dużo o procedurach lotów cywilnych…

A lot samolotem może być fajną metafora życia… Wcześniej czy później, lot musi się zakończyć. Pytanie tylko, kiedy i w jaki sposób…

...always look on the bright side of life ; )

Niby wiem, że dowolność interpretacji jest dobra i jak najbardziej na miejscu, a nikt, wliczając w to autora, nie ma monopolu. Ba, dzielenie się przeróżnymi pomysłami na interpretacje bywa niezłą zabawą. Poza tym, jak uczyła nas Pani Od Polskiego, nie ważne jest to, co poeta miał na myśli, ale co myśli czytelnik. 

To działa w przypadku poezji, ale jeśli chodzi o prozę, wolę wiedzieć o co chodzi twórcy, bez potrzeby nadmiernego trudzenia się domysłami. Bowiem, gdy Autor skąpi wystarczająco jasnego przekazu, rodzi się we mnie podejrzenie, iż pisząc swój utwór miał na myśli przykładowo pączki z advocatem, całą robotę z wynajdywaniem rzekomych, różnorakich den, zwalając bezwstydnie na czytelnika.

Dlatego w Twoim tryptyku, drogi Jacku, mimo że naprawdę niezłym, zabrakło mi jakiegoś odautorskiego słowa wyjaśnienia. Własna interpretacja mi nie wystarczy, chciałbym również znać intencje twórcy…

 

Finkla -

Uwielbiam patrzeć, jak zmienia się kształt skrzydeł podczas startu I lądowania. 

Sorki, wiem o co chodzi, ale i tak nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. To znaczy, że latałaś wojskowymi ponaddźwiękowcami ze zmienną geometrią skrzydeł? Nie dziwota, iż sprawiało to frajdę… :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone, skarbie, czepiasz się. Toć nie napisałam, że zmieniała się geometria. Wiesz, te skrzydła mają takie ruchome części, które mogą się podnosić lub opuszczać. IMO, to wystarczy do zmiany kształtu. Przynajmniej wystarcza, żeby namówić siłę nośną do startu lub lądowania.

A widok naprawdę fascynujący – płaty aż drżą z wysiłku, praktycznie widać te ogromne energie i jak to wszystko pracuje. :-)

Babska logika rządzi!

Ależ ja się nie czepiam, jeno delikatnie nabijam, a to różnica ;-)

Ale widok istotnie ciekawy, zwłaszcza gdy człowiek uświadomi sobie, że skrzydła pełne są paliwa lotniczego :-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Tekst świetnie ukazuje to, jak dużo zależy od okoliczności, w których się znajdziemy, że nie warto zbytnio ufać autorytetom oraz jak życie potrafi być przewrotne. Ale i tak koniec jest nieunikniony. :) Wszyscy kiedyś spadniemy, ale tylko od nas zależy czy z uśmiechem na twarzy:)

Ja z “bananem” na ustach czytałam tego szorciaka :) Niezłe.

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

<><>  A lot samolotem może być fajną metafora życia… Wcześniej czy później, lot musi się zakończyć. Pytanie tylko, kiedy i w jaki sposób…  <><>

Dokładnie. 

Dłuższy komentarz uważam za niepotrzebny.

@thargone: Dzięki za to, że pochyliłeś się nad tym tekstem – i nad komentarzami Szanownych Przedpiśćców. Szalenie trudno wepchnąć do lekkiego, żartobliwego tekstu jakieś poważne i ważne przesłania. Jednakowoż uważam, że można i trzeba tak czynić, choćby po to, aby nie popaść w niepotrzebny patos. Pzdr.

 

@wiwi: “Banan” na ustach? Zaiste, miły to widok…

 

@ Adam KB: Dzięki wielkie. Pozdrowienia z równoległego wszechświata skojarzeń – – przesyłam : )

...always look on the bright side of life ; )

O ile dwie pierwsze części po swojemu, dość jednoznacznie rozszyfrowałem, to trzecia mnie przerosła i moja interpretacja stoi na wątłych podstawach, ale jakaś jest i nawet wiąże ze sobą wątki.

Chyba nie ma się do czego przyczepić. Jak na tak krótki tekst treści jest wystarczająco.

Hmm, na swój sposób ciekawe. Chyba opowiadanie z gatunku tych: „Masz tu, panie, pęk sznurówek, i powiąż je sobie jak chcesz”. Ja w ogóle nie lubię wiązać, bo zwykle psuje mi to efekt, więc napiszę tylko, że poszczególne elementy mi się podobały.

Dzięki za poczytanie… Może jeszcze coś napiszę w podobnym stylu…

...always look on the bright side of life ; )

Nowa Fantastyka