- Opowiadanie: MPJ 78 - Lisowczyk

Lisowczyk

Głów­ny człon tego opo­wia­da­nia miał być na kon­kurs “Cy­ber­Punk’s not dead” ale się nie wy­ro­bi­łem.  :(  

Potem prze­czy­ta­łem opo­wia­da­nie gwi­do­na “Na­ta­li (an­ty­mia­sto) i tak sobie po­my­śla­łem, że ten mój “Li­sow­czyk” bę­dzie pewną od­po­wie­dzią na tamtą wizję świa­ta. 

 

ps. Nie be­to­wa­ne więc sami ro­zu­mie­cie.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Lisowczyk

Mru­gnię­ciem oka za­my­kam plik filmu. Choć po­bra­łem go z pa­mię­ci we­wnętrz­nej, to i tak do­pa­dły mnie lo­kal­ne re­kla­my au­dio­od­twa­rza­cza. Takie czasy. 

– Czemu je­steś smut­ny Ab­dul­la­hu?

– Ostat­nio oże­ni­łem się po raz czwar­ty.

– To powód do ra­do­ści, a nie smut­ku.

– Ow­szem, ale jedna ze star­szych żon zro­bi­ła się przez to nie­po­słusz­na.

– Oddal więc ją.

– Szko­da by było, to cał­kiem dobra żona, uro­dzi­ła mi już czte­rech synów.

– W takim razie użyj trwa­łe­go i sku­tecz­ne­go bata ze skóry hi­po­po­ta­ma, li­mi­to­wa­na seria z he­ba­no­wą rę­ko­je­ścią zdo­bio­ną zło­tym cy­ta­tem Ko­ra­nu ”Ko­bie­ta musi być po­słusz­na męż­czyź­nie i może być zmu­szo­na do tego bi­ciem” jest do­stęp­na w skle­pie in­ter­ne­to­wym u Ka­ma­la.

– Przy­ja­cie­lu dzię­ku­je za radę.

– Jeśli zło­żysz za­mó­wie­nie w prze­cią­gu naj­bliż­szych pię­ciu minut gra­tis otrzy­masz po­kro­wiec na bat.

Za­wsze przed akcją oglą­dam sta­reń­kie­go „Łowcę an­dro­idów”. Mam taki pry­wat­ny prze­sąd. Tylko raz sobie od­pu­ści­łem i skoń­czy­łem ze spa­lo­nym im­plan­tem deku, prze­strze­lo­ny­mi płu­ca­mi i urwa­ny­mi czte­re­ma pal­ca­mi lewej ręki. Na szczę­ście ła­pi­du­chy je zre­kon­stru­owa­ły. Na­uczy­łem się wtedy, by nigdy nie­po­trzeb­nie nie kusić losu.

Książ­ka bę­dą­ca pod­sta­wą na­krę­ce­nia tego filmu po­wsta­ła pra­wie sto lat temu. Kie­dyś po­ru­sza­ła po­dob­no ważne dy­le­ma­ty mo­ral­ne, dziś bawi. W każ­dym razie w kon­fron­ta­cji ze świa­tem jaki mnie ota­cza. Miało być mia­sto, masa, ma­szy­na, i jest, tylko tro­chę ina­czej. W mie­ście po­wi­nien pa­no­wać mrok, padać deszcz, a brud mo­ral­ny mie­szać się bru­dem ulicz­nym. Dziś nad al Mo­len­be­ek świe­ci słoń­ce. Ulice błysz­czą ra­do­sną pstro­ka­ci­zną. Prze­wi­ja­ją się po nich ta­bu­ny ludzi, han­dlu­ją­cych, krzy­czą­cych, dą­żą­cych do pracy, na za­ku­py, do ka­fej­ki, albo do domu. Pra­wo­wier­ne mu­zuł­man­ki po­ru­sza­ją się po nich w zle­ca­nych przez ima­mów cy­ber­ni­ka­bach. Wy­glą­da to jak prze­ro­śnię­te jajo po­kry­te od­bi­ja­ją­ca pro­mie­nie sło­necz­ne lu­strza­ną ma­te­rią. W za­leż­no­ści od fan­ta­zji wła­ści­ciel­ki mają one różne od­cie­nie i co naj­mniej kilka sys­te­mów za­bez­pie­cza­ją­cych przed elek­tro­nicz­nym ska­no­wa­niem osło­ny. Za nimi kro­czą słu­żą­ce ubra­ne w sta­ro­świec­kie luźne burki i za­kry­wa­ją­ce twa­rze hełmy, nieco po­dob­ne od tych, jakie no­si­li im­pe­rial­ni sztur­mow­cy z fil­mów o gwiezd­nych woj­nach. Naj­pew­niej nie są nawet mu­zuł­man­ka­mi ale de­kret ka­li­fa na­ka­zu­je wszyst­kim ko­bie­tom mię­dzy Łabą a Pi­re­ne­ja­mi no­sze­nie tego typy stro­jów. Zdaje się, że to ma ogra­ni­czać brud mo­ral­ny, oczy­wi­ście na bi­sur­mań­ską modłę.

Wy­star­czy­ło, że przez chwi­lę na nie po­pa­trzy­łem, a ogól­ny kanał za­ja­rzył się re­kla­ma­mi. Siat­ków­ko­wy ho­lo­hud opa­no­wał szczer­ba­ty bro­dacz o wy­glą­dzie na­cią­ga­cza przy pracy, sprze­da­ją­cy „Ska­ner z ła­ma­czem pola lu­strza­ne­go, po­zwa­la­ją­cy spraw­dzić czy w cy­ber­ni­ka­bie jest twoja żona”. Nagle han­dlarz znika. Bez­względ­ny prio­ry­tet ma inna in­for­ma­cja. Mu­ezin wzywa do roz­po­czę­cia mo­dli­twy. Uła­twia­ją­ca zna­le­zie­nie Mekki strzał­ka czer­wie­nią wy­świe­tla się na siat­ków­ce oka. Prze­klę­ty mod. Wszel­ki ruch pie­szy i zmo­to­ry­zo­wa­ny za­mie­ra jak za do­tknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdż­ki. Po­dob­nie jak inni rzu­cam płaszcz przed sie­bie. Udaję, iż się modlę. Nie je­stem bo­wiem wy­znaw­cą ich­ne­go pro­ro­ka. Kim je­stem? Na­zy­wam się Bła­żej Sien­nic­ki i służę w siód­mej cho­rą­gwi Li­sow­czy­ków, pułku spe­cjal­ne­go Kon­fe­de­ra­cji Dwu­na­stu Na­ro­dów. W prak­ty­ce ozna­cza to, iż prze­by­wam w tym mie­ście nie­le­gal­nie, muszę się ma­sko­wać, i jak znam na­sze­go ka­pe­la­na, nawet za to ki­wa­nie pod­czas bi­sur­mań­skich mo­dłów, do­sta­nę w po­ku­cie ze dwa tu­zi­ny elek­tro­bi­czy.

Ma­sko­wa­nie wy­ma­ga jesz­cze jed­ne­go, brody. Wy­glą­da ona jak u drwa­la, co rok żył w lesie i ży­let­ki nie wi­dział. Na szczę­ście nie mu­sia­łem tyle cze­kać. Wstrzyk­nię­te na­no­ro­bo­ty wy­ho­do­wa­ły ją w kilka go­dzin. Swę­dzi toto dzia­do­stwo kosz­mar­nie i grze­je jak piec, ale trud­no, służ­ba. Modły skoń­czo­ne można ru­szać dalej. Ho­lo­hud lekko śnie­żył a na kanał ogól­ny wsko­czy­ła ko­lej­na re­kla­ma. Dwóch bro­da­czy pro­wa­dzi­ło roz­mo­wę.

– Lody w pię­ciu sma­kach sprze­da­je.

– Czy są z ko­zie­go mleka? 

– Dały je naj­pięk­niej­sze kozy Ab­du­la.

– Te o sier­ści bia­łej jak ob­ło­ki?

– Tak te o zło­co­nych ro­gach.

Ko­niec my­śle­nia o pier­do­łach za­czy­na się akcja. W re­kla­mie była za­ko­do­wa­na in­for­ma­cja, który ze sce­na­riu­szy re­ali­zu­je­my. Wcho­dzi­my do pa­ła­cu naj­star­sze­go syna ka­li­fa przez wej­ście dla do­staw­ców. Każdy z na­szej szóst­ki dźwi­ga wa­liz­ki lub pudła z po­ły­sku­ją­cym lo­giem Nip­pon Holo Gar­dern. An­dro­idy straż­ni­cze oraz pa­ła­co­wi jan­cza­rzy prze­pusz­cza­ją nas bez pro­ble­mów. Nasz haker wpro­wa­dził do ich sys­te­mu za­ku­pów, zle­ce­nie na do­sta­wę ho­lo­gra­mów ogro­do­wych.

– Stać! – W naszą stro­nę kro­czy śmiesz­ny czło­wie­czek w gar­ni­tu­rze, dzier­żą­cy ak­tów­kę.

– O co cho­dzi? – od­po­wia­da nasz wach­mistrz, uda­ją­cy maj­stra

– Kim je­ste­ście! – znów krzyk.

– A kto pyta?

– Wy­so­ki ko­mi­sarz Unii do spraw śro­do­wi­ska i go­spo­dar­ki wod­nej. – Można ode­tchnąć gość jest prak­tycz­nie nikim, skoro nie ma nawet ty­tu­łu we­zy­ra po­mniej­sze­go.

– Je­ste­śmy przed­sta­wi­cie­la­mi Nip­pon Holo Gar­dern na al Mo­len­be­ek i pro­win­cję sto­łecz­ną Ka­li­fa­tu. Mamy do­star­czyć i za­in­sta­lo­wać w pa­ła­co­wym ogro­dzie ho­lo­gra­ficz­ne wy­świe­tla­cze raj­skich mo­ty­li.

– Dla­cze­go nie mam was na li­ście? – Fa­ce­cik ku mo­je­mu kom­plet­ne­mu zdu­mie­niu wy­cią­ga pa­pie­ro­wy wy­druk.

– Ja tam nie wiem, co to za świst­ki, jeśli za go­dzi­nę nasze ho­lo­gra­my nie będą za­in­sta­lo­wa­ne w ogro­dzie, Meh­med się wściek­nie. Jak za­pew­ne wiesz dobry czło­wie­ku, to naj­star­szy syn na­sze­go umi­ło­wa­ne­go ka­li­fa. Jego gniew bę­dzie wprost pro­por­cjo­nal­ny do zaj­mo­wa­nej po­zy­cji. Tak więc sprawdź swoje pa­pier­ki, a my tym­cza­sem za­in­sta­lu­je­my w ogro­dzie ho­lo­mo­ty­le. – Wach­mistrz daje znak ręka byśmy ru­sza­li.

– Ni­g­dzie nie pój­dzie­cie, muszę to wy­ja­śnić.

– Wy­ja­śniaj sobie co chcesz i ile chcesz. My ru­sza­my.

– Straż brać ich!

Jan­cza­rzy przy wej­ściu już jakiś czas chi­cho­ta­li dys­kret­nie jak pen­sjo­nar­ki przy­słu­chu­jąc się roz­mo­wie, teraz zaś po pro­stu po­kła­da­ją się ze śmie­chu. Ich do­wód­ca rzuca od nie­chce­nia.

– Idź­cie za­in­sta­lo­wać te wy­świe­tla­cze.

 

Ogród, zaj­mu­je część par­te­ru i pierw­sze­go pię­tra pa­ła­cu, oszklo­nym ję­zo­rem wy­cho­dzi na ze­wnątrz. Jest parny i prze­siąk­nię­ty za­pa­cha­mi eg­zo­tycz­nych kwia­tów. Na ka­na­le ogól­nym za­czy­na­ją kró­lo­wać re­kla­my skle­pów z sa­dzon­ka­mi, na­wo­zów, i na­rzę­dzi ogrod­ni­czych. Panie na wy­so­ko­ściach, kie­dyż wresz­cie bę­dzie można po­zbyć się ma­sko­wa­nia i włą­czyć fil­try re­klam. Na do­da­tek, ta prze­klę­ta broda na­tych­miast staje się wil­got­na i cięż­ka. Szyb­ko roz­sta­wia­my sprzęt i uru­cha­mia­my ska­ner. Nasz cel jest ja­kieś pięć­dzie­siąt me­trów dalej. Znów po­ja­wia się wy­so­ki ko­mi­sarz Unii do spraw śro­do­wi­ska i go­spo­dar­ki wod­nej.

– Wasze przy­rzą­dy nie speł­nia­ją normy śro­do­wi­sko­wej EN-12589/EN-685239-B.– To aku­rat oczy­wi­ste. Na te­re­nie Kon­fe­de­ra­cji i w Im­pe­rium Wscho­dzą­ce­go Słoń­ca, te normy nie obo­wią­zu­ją.

– Wy­ja­śnij panu wszyst­ko. – Wach­mistrz wska­zu­je mnie i uśmie­cha się sze­ro­ko.

– Kalif, oby żył wiecz­nie, po­zwo­lił na od­stęp­stwa od tych norm, o ile speł­nio­ne są za­pi­sy Ko­ra­nu – re­cy­tu­je za­pa­mię­ta­ną for­muł­kę.

– W takim razie muszą mieć sto­sow­ne ozna­cze­nia zgod­nie z normą KR-EN-98561

– Może przej­dzie­my do emi­te­ra, żeby mógł pan spraw­dzić ozna­cze­nia. – Pro­wa­dzę ko­mi­sa­rza w gęste krza­ki poza za­się­giem wzro­ku eu­nu­chów strze­gą­cych do­stę­pu do czę­ści ogro­du za­ję­tej przez harem.

– Nie widzę ani emi­te­ra, ani do­ku­men­tów po­twier­dza­ją­cych speł­nie­nie norm unij­nych.

– Do­ga­daj­my się jakoś. – Uśmie­cham się nie­szcze­rze, się­ga­jąc pod płaszcz.

– Mnie nie można prze­ku­pić. – Głos nie ma w sobie ani odro­bi­ny de­ter­mi­na­cji.

– Nie śmiał­bym pro­po­no­wać ła­pów­ki.

Bły­ska nóż, po­tęż­ne pchnię­cie, wzmoc­nio­ne ukry­tym po ubra­niem ze­wnętrz­nym eg­zosz­kie­le­tem prze­ci­na szczę­kę, szat­ku­je mózg i nisz­czy dek. Gość jest uci­szo­ny, na amen. Wy­cho­dzę z za­ro­śli

– I jak?

– Bę­dzie użyź­niał glebę.

– Włą­czaj ma­sko­wa­nie i ru­sza­my.

– Fil­try łącz­no­ści?

– Można od­pa­lić

Co za ulga, chwi­lę po od­pa­le­niu fil­trów zni­ka­ją re­kla­my. Usta­wio­ne w ogro­dzie emi­te­ry ho­lo­gra­mów i pod­czer­wie­ni oszu­ka­ją ewen­tu­al­nych straż­ni­ków. Zha­ko­wa­ne ka­me­ry będą od­twa­rzać obraz z pętli, więc i z tej stro­ny na razie je­ste­śmy bez­piecz­ni. My zaś dzię­ki ukry­tym po ubra­nia­mi lek­kim kom­bi­ne­zo­nom jed­no­stek spe­cjal­nych bę­dzie­my nie­wi­dzial­ni dla pod­czer­wie­ni. Po­win­no to nam dać kilka może nawet kil­ka­na­ście do­dat­ko­wych se­kund. Ru­sza­my bie­giem w stro­nę ha­re­mu, sto­ją­cych na stra­ży eu­nu­chów, ko­si­my w biegu z be­ry­li. Drzwi nie mają elek­tro­nicz­ne­go zamka, więc je wy­sa­dza­my. Wpa­da­my do środ­ka, krót­ka wy­mia­na ognia ze straż­ni­ka­mi ha­re­mu. Ła­twi­zna, oni mają tylko zwy­kłe pi­sto­le­ty i pa­ra­li­za­to­ry, nic co mo­gło­by prze­bić nasze pan­ce­rze. Jest i po­szu­ki­wa­ny przez nas obiekt, Ma­ry­sia, kształt­na blon­dyn­ka, córka pod­kasz­te­la­na ber­liń­skie­go na dziel­ni­cę Szpan­dał.

– Dziew­czy­no, ubierz się. – Wach­mistrz wy­raź­nie się spie­szy.

– Chcia­ła­bym, ale tu nic in­ne­go nie mam. Je­ste­śmy w ha­re­mie, więc jak wszyst­kie nie­wol­ni­ce mu­sia­łam pa­ra­do­wać w tych prze­zro­czy­stych tiu­lach. Na do­da­tek boso, bo ten zbok – rzuca nie­na­wist­ne spoj­rze­nie w stro­nę syna ka­li­fa – jest fe­ty­szy­stą. Do­brze, że choć sprzed po­rwa­nia zo­sta­ły mi  majt­ki i biu­sto­nosz. Ina­czej bym świe­ci­ła gołym tył­kiem jak tamte. – Ru­chem głowy wska­zu­je ucie­ka­ją­ce z po­miesz­cze­nia ko­bie­ty.

– Ple­cak! – Ję­drzej się coś­kol­wiek za­ga­pił na pięk­no­ści z ha­re­mu. Do­pie­ro teraz po­da­je kasz­te­lan­ce buty i kom­bi­ne­zon w od­po­wied­nim roz­mia­rze.

– Nie­wier­ne psy, my­śli­cie że uda się wam za­brać z tego pa­ła­cu, moją naj­now­szą zdo­bycz. – Syn ka­li­fa wy­raź­nie w nas nie wie­rzy.

– Panie Bar­tło­mie­ju, co z nim ro­bi­my? – wach­mistrz spo­glą­da na kwe­sta­rza.

– Za­kła­dy ob­sta­wio­ne. Za mi­nu­tę spraw­dzę czy są prze­le­wy.

– Za­kła­dy? – Ma­ry­sia nie wie o co cho­dzi.

– Za­kła­da­my się z pew­ny­mi ludź­mi, czy on prze­ży­je naj­bliż­szy kwa­drans. Jeśli po­sta­wią pie­nią­dze na „prze­ży­je”, strze­la­my i pie­nią­dze są nasze.

– A co jeśli ob­sta­wią „zgi­nie” lub nic nie ob­sta­wią?

– Jak ob­sta­wią „zgi­nie”, to zy­ska­my nie strze­la­jąc. Naj­go­rzej, gdy nie ma chęt­nych na ob­sta­wie­nie, bo nic ponad żołd nie za­ro­bi­my.

– Ob­sta­wi­li „prze­ży­je” – Bar­tek uśmie­cha się pro­mien­nie.

– Kasz­te­lan­ko, z uwagi na swe krzyw­dy masz pierw­szeń­stwo. – Po­da­je dziew­czy­nie visa na­ła­do­wa­ne­go po­ci­ska­mi roz­pry­sko­wy­mi.

– Co wy nie­wier­ne wie­prze wy­pra­wia­cie? – Głos Meh­me­da drży stra­chem.

– Mogę? – Oczy Ma­ry­si błysz­czą pod­nie­ce­niem.

– Oczy­wi­ście.

– Co wy sobie my­śli­cie! Mój oj­ciec i bra­cia mnie pom­szczą i roz­wa­lą w drob­ny mak tę waszą Kon­fe­de­ra­cję. – Pada strzał. Włosy jeżą mi się na karku. Chciał­bym wie­rzyć, iż ona nie umie ob­cho­dzić się z bro­nią, i strze­la­ła by po­słać bi­sur­ma­na do dia­bła, ale spu­dło­wa­ła. Nie­ste­ty wszyst­ko wska­zu­je, że świet­nie sobie radzi z pi­sto­le­tem. Po­to­mek ka­li­fa nie­ludz­ko wrzesz­czy, po tym, jak po­cisk go wy­ka­stro­wał. Szczę­ście, że wach­mistrz dba­jąc o nasz słuch szyb­ko do­bi­ja go dwoma strza­ła­mi.

– Czte­rech miał braci i wszy­scy po­sta­wi­li na „prze­ży­je”. Nawet kalif, na tę opcję dał sto pięć­dzie­siąt ty­się­cy srebr­nych di­na­rów. – Wach­mistrz nieco bez­ sen­su prze­ma­wia do trupa.

– Panie sze­fie, z tymi mści­cie­la­mi może być coś na rze­czy.

– Spam chę­do­żo­ny i tyle.

– W naszą stro­nę zbli­ża­ją się nie tylko pa­ła­co­wi jan­cza­rzy, ale także oko­licz­ne pa­tro­le Sza­riat­po­li­ze. Sa­te­li­ta wy­krył star­tu­ją­ce z ko­szar Akin­dża­jów, na obrze­żach mia­sta, szyb­kie śmi­głow­ce de­san­to­we, oraz ru­sza­ją­ce po­jaz­dy Pan­zer­spa­hi­si.

– To nie mści­cie­le. – Rzekł wach­mistrz z prze­ko­na­niem.

– A niby kto? – Pyta dziew­czy­na.

– Kalif i sy­no­wie jego ślą tu tych bi­sur­ma­nów, byśmy wie­dzę o ich po­stęp­ku za­bra­li do grobu. Spa­da­my, ale to już.

 

Siat­ków­ko­wy ho­lo­hud mi­go­cze czer­wo­ny­mi ostrze­że­nia­mi. Bie­giem po­ko­nu­je­my ko­lej­ne ko­ry­ta­rze i klat­ki scho­do­we. Je­ste­śmy na po­zio­mie piw­nic. Dzię­ki po­ża­ro­wi, który wznie­ci­li­śmy, pa­ła­co­wi straż­ni­cy mają pro­ble­my z szyb­kim zor­ga­ni­zo­wa­niem sku­tecz­nej ob­ła­wy. Co nie zna­czy, że ten i ów nie staje na na­szej dro­dze. Strze­lam w biegu. Jan­czar ob­ry­wa so­lid­nie. Ranny osuwa się po ścia­nie, zna­cząc krwa­we ślady, lecz za­miast ostat­ni­mi sło­wa­mi mo­dlić się do swego pro­ro­ka, woła „Komm zu mir ka­me­ra­den”. Do­bi­jam go ba­gne­tem. Nasz cel jest tuż, tuż.

– Ka­ra­lu­chy w ko­ry­ta­rze, tryb czaty! – Woła wach­mistrz. Rzu­ca­my gra­na­ty. Po upad­ku, wy­su­wa się z nich sześć me­ta­licz­nych nóg, dzię­ki któ­rym pójdą one we wska­za­ne miej­sca i za­cze­ka­ją tam na wroga.

– Punkt, pierw­sze drzwi na lewo. – Nie­po­trzeb­nie krzy­czy Szcze­pan, prze­cież widać to na siat­ków­ko­wym ho­lo­hu­dzie.

– Be­ry­le na pod­sta­wy i w tryb auto. – Pada roz­kaz wach­mi­strza.

– Zo­sta­wia­cie broń? – Kasz­te­lan­ka jest mocno zdzi­wio­na.

– W tym try­bie będą same ostrze­li­wać wszyst­kie cele aż do końca amu­ni­cji. – Tłu­ma­czę jej rze­czy oczy­wi­ste.

– Wpa­da­my do du­że­go po­miesz­cze­nia, które kie­dyś było piw­ni­cą na wino a teraz robi za skład ru­pie­ci ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem sta­rych dy­wa­nów.

– Stąd nie ma wyj­ścia! – Ze stra­chem za­uwa­ża dziew­czy­na.

– Zaraz je zor­ga­ni­zu­je­my. – Gdy to mówię ła­du­nek kie­run­ko­wy two­rzy wyrwę w pod­ło­dze.

– Szcze­pan i Ma­ciek przo­dem potem kasz­te­lan­ka i ja, resz­ta za nami jak tylko skoń­czy­cie za­kła­dać ła­dun­ki, które wy­sa­dzą to po­miesz­cze­nie. – Wy­mie­nie­ni zni­ka­ją w dziu­rze.

– Od­bi­ło wam. – Dziew­czy­na nie­uf­nie pa­trzy w głąb otwo­ru.

– Do­brze jest, to świet­na droga ewa­ku­acyj­na. – Sta­ram się ją uspo­ko­ić.

– Nie dość, że Meh­med mnie zhań­bił, to wy upo­ka­rza­cie mnie dalej i ka­że­cie pły­wać w szam­bie. – Ma­ry­sia ma łzy w oczach.

– Kasz­te­lan­ko, tech­nicz­nie rzecz bio­rąc, pod nami pły­nie rzeka, kie­dyś zwana Zenne.

– Śmier­dzi…

– Bo bi­sur­ma­ni wszyst­kie brudy z ulic spłu­ku­ją do ka­na­łów, które pro­wa­dzą do rzeki.

– I ja mam w tych śmie­ciach pły­wać. Prze­cież w tej za­wie­si­nie jest wszyst­ko, od ogryz­ków ja­błek, po ciała ban­dy­tów za­bi­tych w ma­fij­nych po­ra­chun­kach.

– Spo­koj­nie, nasze kom­bi­ne­zo­ny są nie­prze­ma­kal­ne. – Zza drzwi do­bie­ga stac­ca­to strza­łów.

– A dło­nie i twarz! To już chyba wolę dać się zabić na ko­ry­ta­rzu.

– Kasz­te­lan­ko, je­ste­śmy z for­ma­cji sły­ną­cej z sza­leń­czej od­wa­gi, a nie głu­po­ty. Tam na dole cze­ka­ją małże.

– Co?

– Mi­nia­tu­ro­we jedno -, góra dwu­oso­bo­we po­jaz­dy pod­wod­ne.

– Bła­żej, po­dy­sku­tu­jesz z nią w na dole. Be­ry­le za chwi­lę się wy­strze­la­ją. Wiej­my do stu ty­się­cy deków spa­lo­nych! – Wach­mistrz krzy­kiem goni nas do dziu­ry.

 

Ledwo, ledwo, ale­śmy zdą­ży­li. Teraz jesz­cze tylko trzy go­dzi­ny pod wodą, naj­pierw Zenną potem Skal­dą i do­trze­my do morza. Tam czeka na nas okręt pod­wod­ny kasz­te­la­na szcze­ciń­skie­go, pry­wat­nie stry­ja Ma­ry­si. Wró­ci­my nim do domu. Na razie  pły­nie­my w wo­dzie tak brud­nej, że nic nie widać na choć­by pół metra do przo­du. Ste­ru­je więc au­to­ma­ty­ka. Można się nieco od­prę­żyć i ko­rzy­sta­jąc z cia­sno­ty po­przy­tu­lać się przez te parę go­dzin do dziew­czy­ny. Ko­niec koń­ców li­sow­czyk musi umieć wy­ko­rzy­stać każda oka­zję do zdo­by­cia pry­wat­nej pre­mii.

Koniec

Komentarze

Przeczytane. Podobało się. Akcja przyjemnie szła ciągle do przodu, więc nie zwracałem uwagi na błędy :)

 

I'M SIGNIFICANT! Screamed the dust speck.

Nope. Ja wiem, że to mój dyżur, ale nie dam rady, nawet gdybym tylko miała łuskać błędy i nie zwracać uwagi na treść. Nie chcę się złościć przez pomiatanie kobietami, uprzedmiotowienie i kwestie islamskie, nieważne, jak bardzo są prześmiewcze.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Ja przeczytałam, ale ogólnie takie sobie. No i oprócz różnych błędów jest sporo literówek, a te sam mogłeś wychwycić. 

No i zapis dialogów – Hyde Parku jest wątek. Mógłbyś skorzystać.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A konkretnie w którym dziale Hyde Parku?

Przeczytałam, niestety, bez entuzjazmu. Choć cały czas coś się dzieje, to nic, kompletnie nic, nie zdołało mnie poruszyć. Może dlatego, że nie przepadam za podobnymi historiami, a może dlatego, że nie najlepsze wykonanie bardzo utrudniało lekturę.

 

Na­uczy­łem się wtedy, by nigdy nie­po­trzeb­nie nie kusić szczę­ścia. – Chyba: Na­uczy­łem się wtedy, by nigdy nie­po­trzeb­nie nie kusić nieszczę­ścia.

 

Udaje, iż się modlę. – Literówka.

 

Nie je­stem bo­wiem wy­znaw­cą ich­ne­go pro­ro­ka. – Literówka.

 

nawet za te ki­wa­nie pod­czas bi­sur­mań­skich mo­dłów… – …nawet za to ki­wa­nie pod­czas bi­sur­mań­skich mo­dłów

 

– Czy są z ko­zie­go mleka? - – Czemu służy dywiz po pytajniku?

 

W naszą stro­nę kro­czy śmiesz­ny czło­wie­czek w gar­ni­tu­rze dzier­żą­cy ak­tów­kę. – Czy śmieszny człowieczek był ubrany w garnitur i dzierżył aktówkę, czy śmieszny człowieczek dzierżył aktówkę w garniturze? ;-)

 

– O co cho­dzi? – Od­po­wia­da nasz wach­mistrz, uda­ją­cy maj­stra– O co cho­dzi? – od­po­wia­da nasz wach­mistrz, uda­ją­cy maj­stra.

Nadal źle zapisujesz dialogi! Kiedyś już Ci sugerowałam, byś zajrzał do poświęconego temu wątku, ale widać nie miałeś na to ochoty. Może zdecydujesz się teraz: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

o ile speł­nio­ne są za­pi­sy ko­ra­nu. Re­cy­tu­je za­pa­mię­ta­ną for­muł­kę. – …o ile speł­nio­ne są za­pi­sy Ko­ra­nu re­cy­tu­ję za­pa­mię­ta­ną for­muł­kę.

 

żeby mógł Pan spraw­dzić ozna­cze­nia. – …żeby mógł pan spraw­dzić ozna­cze­nia.

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Co za ulga, chwi­le po od­pa­le­niu fil­trów zni­ka­ją re­kla­my. – Literówka.

 

córka pod­kasz­te­la­na ber­liń­skie­go na dziel­ni­cę Szpan­dał. – …córka pod­kasz­te­la­na ber­liń­skie­go na dziel­ni­cę Span­dau.

 

Chcia­ła­by, ale tu nic in­ne­go nie mam. – Literówka.

 

syna ka­li­fa - jest fe­ty­szy­stą. – Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Mój oj­ciec i bra­cia mnie po­szczą i roz­wa­lą w drob­ny mak waszą Kon­fe­de­ra­cję. – Naprawdę będą go pościć? ;-)

Mój oj­ciec i bra­cia mnie po­mszczą i roz­wa­lą w drob­ny mak waszą Kon­fe­de­ra­cję.

 

Nie­ste­ty wszyst­ko wska­zu­je świet­nie sobie radzi z pi­sto­le­tem. – Pewnie miało być: Nie­ste­ty, wszyst­ko wska­zu­je, że świet­nie sobie radzi z pi­sto­le­tem.

 

na opcję dał sto pięć­dzie­siąt ty­się­cy srebr­nych di­na­rów. – …na opcję

 

Wach­mistrz nieco bez­sen­su prze­ma­wia do trupa.Wach­mistrz, nieco bez ­sen­su prze­ma­wia do trupa.

 

Dzię­ki po­ża­ro­wi jaki wznie­ci­li­śmy… – Dzię­ki po­ża­ro­wi, który wznie­ci­li­śmy

 

Wpa­da­my do du­że­go po­miesz­cze­nia, które kie­dyś było piw­ni­ca na wino… – Literówka.

 

Za drzwi do­bie­ga stac­ca­to strza­łów.Zza drzwi do­bie­ga stac­ca­to strza­łów.

 

Mi­nia­tu­ro­we jedno, góra dwu­oso­bo­we po­jaz­dy pod­wod­ne. Mi­nia­tu­ro­we jedno-, góra dwu­oso­bo­we po­jaz­dy pod­wod­ne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Co nieco poprawiłem. 

 

Co do Szpandału i Spandau.  To akurat było zamierzone. W naszej rzeczywistości dziś mówimy i piszemy Szczecin a nie Stettin.  W świecie jaki opisywałem najważniejszym urzędnikiem w Berlinie jest  kasztelan a nie Regierender Bürgermeister. Logiczne dla mnie było, iż w takim razie nazwy dzielnic też będą spolszczone.  

 

Czy półpauza to taki dłuższy “–” ?  

Interpunkcja leży i kwiczy. Na przykład wołacze, MPJ, oddzielamy przecinkami. Sporo literówek związanych z ogonkami przy polskich znakach.

Sama historia nie grzeszy oryginalnością. Zaskoczyło mnie, że Muzułmanie z jednej strony korzystają ze zdobyczy najnowszej techniki, a z drugiej nie zadbali nawet o kanalizację.

Dialogi z kasztelanką wydały mi się sztuczne.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem, zupełnie szczerze mówiąc, ponieważ dałem się ponieść fali wdzięczności. A ta mnie porwała, kiedy zobaczyłem, o której wrzuciłeś opowiadanie na portal. 22.04.16, godzina 00.04. Dokładnie cztery minuty po końcu mojego – i tak już przebogatego – dyżuru.

Fajny gość z tego MPJ, a skoro wyświadczył mi taką grzeczność, to mu się zrewanżuję.

I, generalnie, nie żałuję, bo opowiadanko bardzo fajne w sumie. Owszem, nadal są literówki a interpunkcja powinna Cię nawiedzać w bezgwiezdne noce i czynić je bezsennymi, ale pomysł na cyberiadę bardzo fajny, ładnie pomyślany i sugestywnie przedstawiony, szydera zacna, a patriotycznie usposobione me serce zaliczyło kilka nadrprogramowych uderzeń. No i ogólnie fajne, lekkie pióro, niemal czysta akcja, humor też mi podszedł – reklamy mnie rozwaliły, a za scenę z komisarzem i janczarami powinieneś dostać bibliotekę. I kliknąłbym Ci bez wahania, gdyby tekst warsztatowo był choć trochę lepiej wykonany.

No i ten monolog Marysi o ubraniach – tutaj poległeś po całości. Rozumiem, że panna jakaś taka ą ę, ale operowe monologi w samym środku wojenki i tuż po tym, jak grupa komandosów wpada nagle, w towarzystwie świszczących kul do haremu, by ją ratować… Nieee…

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Wiem, że interpunkcja leży i staram się temat ogarnąć, ale mimo z uporem czytam jej reguły, to stosowanie ich idzie mi jak po grudzie.  

Niewykluczone, że interpunkcja nawiedza mnie od jakiegoś czasu w snach, bo zamiast wnętrz statków kosmicznych,  gdzie czają się kwasokwiści obcy, znikających w rozbłyskach plazmy gwiezdnych myśliwców, zielonych lasów, w których driady, rusałki i elfki kombinują, jak zwabić i niecnie wykorzystać przypadkowych  przypadkowych wędrowców, śni mi się moja stara podstawówka. Brrryyy 

 

Co do reklam. W sieci, to rzecz pewniejsza od podatków i śmierci ;) Od wprowadzenia reklam kontekstowych nie muszę w pracy zaglądać koleżankom przez ramię by się dowiedzieć, jakich ciuchów szukają w sklepach internetowych :D Tak sobie myślę, że kiedyś warto by im poświęcić jakieś opowiadanie :D

 

Patriotyzm jak patriotyzm, ale lisowczycy z opowiadania żeby zarobić, to i tak musieli Mehmeda na licytację wystawić ;)  

 

Dialogi Marysi początkowo miały objaśniać to i owo (i znów będzie, jak traktuję kobiety) . Dialog w haremie ograniczał się do wręczenia pistoletu. Tyle, że z braku czasu opowiadanie rodziło się dość długo. W międzyczasie miałem okazję obejrzeć trailer nr 2 “Legionu samobójców”. Scena z Harley Quinn kradnącą torebkę z wystawy i nie nie było przebacz. Marysia musiała nawiązać do tego typu odjechanej kobiecości.  Tak wiem jestem niedojrzały itd 

Przeczytałam, ale nie ruszyło mnie. Po pierwsze – w ogóle tego typu opowiadania, gdzie chodzi właściwie tylko o akcję, mnie nie ruszają. A jeśli tu chodzi o coś więcej, to teoryjek, że za kilkadziesiąt lat w Europie będą same meczety i burki, mam po dziurki w nosie. Więc w sumie tylko wzruszam na nie ramionami.

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Olcho po pierwsze z opowiadania nie wynika, że w całej Europie będą burki i meczety a jedynie między Łabą a Pirenejami ;) 

Nowa Fantastyka