- Opowiadanie: Piotr Tomilicz - Wojna wszystkich bitew

Wojna wszystkich bitew

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wojna wszystkich bitew

Pewnego dnia był sobie chłopak imieniem Żeralt. Miał 16 lat. Był wysoki i przystojny. Miał niebieskie oczy koloru strumienia. Był bardzo silny i muskularny. Miał piękny uśmiech i wszystkie kobiety do niego wzdychały. Mieszkał w małej wiosce, w której mieszkali sami mężczyźni, bo to była wioska, w której mieszkali i rodzili się legendarni wojownicy, którzy mieli do wykonania ważną misję, którą wyznaczył im los. Okolica była zupełnie skalista i nie było tam nawet jednego drzewa i trawy, a przez to wojownicy mogli zahartować się w trudnych warunkach życiowych.

We wiosce, która nazywała się zwyczajnie Kern Mohern, co oznacza „Miejsce, Gdzie Rodzi Się Największa Legenda”, Żeralt chodził i pasł świnie i owce. Normalnie codziennie to samo: rano zaprowadzał krowy bezpiecznie na pastwisko, potem wybierał jajka, a wieczorem karmił kozy świeżą trawą. Całe życie pracował tak ciężko, że postanowił, że tak nie może być. Jak wieczorem odprowadził do stajni wszystkie konie, to usiadł pod wielkim dębem i pomyślał sobie:

 

– Chciałbym być wielkim wojownikiem. Miałbym wielki miecz magiczny i strzegłbym pokoju w całym Królestwie Shannan Eilander.

 

Obok przechodziła ruda dziewczyna o imieniu Kalionderalia i usłyszała marzenia chłopca. Miała też szesnaście lat, była bardzo ładna i nawet raz wyryła w drzewie malutkie serduszko, w którym napisała „Żeralt i Kalionderalia równa się wielka nieskończona miłość do grobowej deski”, ale chłopak nie umiał dostrzec wielkiej miłości, jaką Kalionderalia do niego żywiła, bo wiedział, że jego przeznaczeniem jest stać się obrońcą Królestwa. Dziewczyna usłyszała marzenia chłopca i podeszła do niego i powiedziała mu tajemnicę i odeszła szybko. Powiedziała mu tak:

 

– Tam, za zakrętem jest starożytny kamień, a w nim jest magiczny miecz. Jak ktoś wyjmie go z kamienia, to będzie niezwyciężonym wojownikiem, bo tak mówi legenda.

 

Żeralt wstał i poszedł tam, gdzie mu powiedziała dziewczyna. Jakieś 30-35 minut później znalazł wielki kamień, w którym błyszczał w słońcu magiczny miecz. Miecz nazywał się Exkalibur. Chłopak pomyślał, że fajnie byłoby, gdyby to on został wybrany przez los na niezwyciężonego wojownika i podszedł do miecza.

Patrzyli na siebie bardzo długo, a po chwili młody wojownik chwycił z całej siły za trzonek i wyjął ze skały magiczny miecz. Od razu poczuł, że jest on magiczny, bo taka magiczna moc przeszła po nim i aż mu włoski stanęły.

Chłopak schował miecz do pochwy i wyruszył w stronę miasta. Gdy doszedł do bram, to całe miasto cieszyło się i wiwatowało na jego cześć. Cieszyli się z jego szczęścia, że w końcu szczęście uśmiechnęło się do niego.

Nagle jakiś półelf złapał najgrubszą kobietę we wiosce i nacisnął na jej brzuch. Wtedy wyleciało z niej to, co ostatnio zjadła, a brązowy pocisk leciał na wprost w Żeralta. Pół-elf nazywał się Halfman. Brązowy pocisk leciał bardzo szybko, aż magiczny miecz zaświecił się i rozciągnął magiczną strefę ochrony przed niemagicznymi pociskami pierwszego poziomu. Zamach na życie się nie udał, a wysłannik Czarnego Maga nagle zniknął i nikt go nie widział.

I wtedy wszyscy zobaczyli, że to naprawdę magiczny miecz.

I wtedy Żeralt pomyślał, że teraz ma magiczny miecz Hyperion i może teraz stanąć na straży królestwa u boku pięknej królowej. Po chwili pojawił się posłaniec od królowej. Miał złoto-pomarańczowo-żółte szaty. Był wysoki. Miał srebrną zbroję w kolorze złota. Był wcześniej w gospodzie i miał za sobą wiele przygód. Miał wielkiego konia, a niewiasty mdlały na widok jego wielkości. Posłaniec powiedział:

 

– Czy to ty jesteś Żeralt z pradawnej przepowiedni? – powiedział posłaniec.

– Jam jest Żeralt – odpowiedział Żeralt.

– Przybywam w imieniu królowej Galadrieanny. Prosi, abyś natychmiast stawił się u jej boku i objął dowodzenie nad armią Królestwa – powiedział posłaniec, a wyraz „Królewsta” powiedział dużą literą.

– Powiedz królowej, że zjawię się u niej tak szybko, jak szybko załatwię swoje niezałatwione sprawy – odpowiedział Żeralt.

– Sam możesz jej to powiedzieć – powiedział posłaniec. Po czym zrzucił z siebie sztuczną zbroję i przebranie i ukazała się pod nimi królowa Galadrieanna.

– Wasza królewska mość! – powiedział Żeralt i skłonił się głęboko, z szacunkiem. A wszyscy mieszkańcy wioski zrobili tak samo.

 

Królowa podeszła do młodego gwardzisty i powiedziała do niego:

 

– Wstań, Żeralcie. Wiem, że nie znasz swoich rodziców i byłeś wychowywany przez tajemnicze plemię żyjące w Górach Północnych. Wiem, że od zawsze czułeś, że płynie w tobie wyjątkowa moc i że ta moc czeka tylko, że w końcu się uwolni i że zdołasz ocalić Królestwo. Wiem też, że każdej nocy zakradasz się do obory i gdy nikt nie widzi…

– Jak mogę ci pomóc, o, szlachetnie urodzona królowo? – zapytał Żeralt.

– Chciałam tylko powiedzieć, że każdej nocy zakradasz się do obory i marzysz o tym, że w końcu los uśmiechnie się do ciebie. I chciałam powiedzieć, że oto dziś los uśmiecha się do ciebie. Ale uważaj, bo mroczne widmo krąży nad całą naszą krainą i szczerzy się do ciebie. Tylko nie możesz tego nikomu wyjawić, bo na razie wiem o tym tylko ja i mój astrolog. Przyjedź szybko do mojego zamku i przyjdź nocą do mojej komnaty, a odkryję przed tobą sekrety, o jakich ci się nie śniło – powiedziała jednym tchem królowa.

– Jak sobie życzysz, królowo. Przyjadę najszybciej, jak się da – odpowiedział Żeralt.

– Liczę na ciebie, nie zawiedź mnie i całego królestwa – powiedziała królowa i pognała na swoim koniu tak szybko, że Żeralt nie zdołał nawet jej powstrzymać.

 

Kiedy kurz opadł, Żeralt powiedział do mieszkańców miasteczka, że musi odjechać i żeby za nim nie płakali.

 

– Muszę odjechać i żebyście za mną nie płakali – powiedział Żeralt.

– Na pewno musisz? – zapytała stara kobieta o białych ze starości oczach, która miała dar jasnowidzenia. – Widzę przed sobą tylko ciemność i mrok.

– Nie muszę. Zostanę z wami i będę was bronił przed Czarnym Magiem – odpowiedział Żeralt.

– Nie, jedź. Nie musisz. Musisz jechać. Nie możesz nie jechać. Zostań, ale nie tu – załkała Kalionderalia i wtuliła swoją twarz w jego silne ramiona.

– Dobrze więc, muszę jechać. Ale obiecuję wam, że nie zapomnę o was i wrócę tu – odpowiedział Żeralt, a jego głos brzmiał odważnie.

– To jedź, odważny wojowniku. I nie zapomnij o nas. I wróć tu – powiedziała Kalionderalia, ale Żeralt był już daleko i tylko wiatr poniósł jej słowa.

 

Kiedy mijał okoliczne pola i łąki, miał wrażenie, że krowy patrzą za nim z utęsknieniem. Wiedział, że tu na każdego może liczyć i wszyscy życzą mu jak najlepiej. Ale wiedział, że musi wypełnić swój obowiązek. Wiedział, że przed nim trudne zadanie, ale wiedział że los tak chciał i że nie ma innego wyjścia.

Kiedy przyjechał nocą do wielkiego zamku, który stał na najwyższej górze, poszedł od razu do komnaty królowej. Królowa aktualnie odbywała naradę ze swoimi najlepszymi i najbardziej zaufanymi dowódcami. A kiedy do sali wszedł Żeralt, ten pokłonił się głęboko oddając honor królowej. Poza nią nie było dla niego nikogo w tej sali.

Gdy królowa go zobaczyła, ucieszyła się w duszy, że w końcu przybył, ale nie pokazała tego po sobie.

 

– Panowie, to jest bohater z legend, o którym wam zawsze opowiadałam. Wejdź, Żeralcie.

– Wasza miłość – odpowiedział poważnie Żerald. – Panowie.

– Wieści o twoich czynach obiegły już chyba cały świat – powiedział do niego jeden z nich.

– Szykujemy się do straszliwej wojny. Siły zła zgromadziły się nad naszymi ziemiami i starcie na śmierć i życie jest niestety nieuniknione. Musimy być gotowi, bo jutro o dziewiętnastej wróg znienacka zaatakuje z zaskoczenia.

– Rozumiem, królowo – odpowiedział jej Żeralt. – Jak silne mamy siły?

– Mamy 100.000 tysięcy rycerzy w srebrnych zbrojach, ale boimy się obawiając się, że to może być niewystarczająco za mało – odpowiedział mu potężny wojownik o kwadratowej szczęce, który był generałem wojsk królowej i nazywał się Daimiondylion. Pochodził on z zacnej cesarskiej rodziny z ziem położonych daleko na południe. Gdy miał sześć lat, umiał już napisać swoje imię, a kiedy miał dziewięć lat, to umiał liczyć do dwudziestu dwóch. A gdy miał lat 12, wstąpił do tajnych oddziałów militarnych. Wtedy to wypatrzyła go królowa i powiedziała mu „czy będziesz dla mnie służył?”, a on powiedział „tak, królowo” i od tamtego dnia jest generałem wojsk królowej.

 

Żeralt, który odebrał wykształcenie w mistycznym klasztorze starożytnych bogów, nie chciał się przyznać, że nie wie, ile to jest jeden-zero-zero-kropka-zero-zero-zero rycerzy, bo nigdy nie widział stu tysięcy rycerzy w jednym miejscu. Była to dla niego niewyobrażalnie wielka liczba. Wiedział jednak, że tylko on może poprowadzić armię królowej do zwycięstwa.

 

– Królowo, uratuję królestwo i nie zawiodę ciebie – powiedział nagle Żeralt i spojrzał królowej głęboko w oczy. – Jeżeli wiesz, co chcę powiedzieć.

– Czyli jednak czeka nas zagłada, bo niestety nie wiem, co chcesz powiedzieć – odpowiedziała królowa.

– Chcę powiedzieć, że królestwo będzie uratowane, bo je uratuję – wyjaśnił Żeralt.

– Wiem. Zawsze wiedziałam i zawsze wierzyłam w ciebie – odpowiedziała królowa i łzy popłynęły jej po jej policzkach.

– Dam ci moich najlepszych magów. Jest ich około 666 i znają oni magię dawno zapomnianą przez wszystkich. Pomogą ci w walce.

– Dziękuję ci, o, królowo, ale osiemnaście magów to za mało, aby zmierzyć się z armią Mrocznego Maga, która liczy tysiąc smoków.

– Dostaniesz sześćset sześćdziesiąt sześć magów – powiedziała królowa i uśmiechnęła się czarująco chowając kosmyk włosów za ucho i przygryzając wargi. Pąsy wyszły na jej policzki, oddech stał się szybszy, a przepiękny dekolt w karo ozdobiony srebrną koronką i obszyty złotą nicią utkaną jeszcze w czasach, gdy królestwo handlowało z ziemiami na południu i gdy statki wyładowane towarem pływały w obu kierunkach, a prawostronny ruch okrętów wywołał konflikt za rządów króla Asterykserkseresa Czwartego, który doprowadził do trwającej siedemdziesiąt siedem lat wojny, w której poległa połowa ludności obu krain, a w wyniku tego została utworzona specjalna komisja do spraw żeglugi śródlądowej, której machloje finansowe doprowadziły do bankructwa drugie królestwo w czasach Demoskraterionofesa Szóstego… falował zmysłowo.

Żeralt gapił się przez chwilę zauroczony i nie mogąc oderwać wzroku od boskiej królowej udał, że niczego nie zauważył i odpowiedział profesjonalnie:

 

– Królowo, obiecuję ci, że ocaleję ciebie i całe królestwo. Możesz spać spokojnie – powiedział Żeralt.

– Zasnę spokojnie tylko wtedy, kiedy ty położysz się ze mną – powiedziała królowa spuszczając do samej ziemi swoje niebieskie oczęta.

 

I nagle przywarli do siebie, ich usta złączyły się w pocałunku, on pokazał jej swoje wielkie uczucie, a ona rozłożyła przed nim wszystkie swoje karty. Włożył jej w usta słowa pełne nadziei, a ona pochłaniała je łapczywie.

Żaden z generałów nawet nie podejrzewał, że tych dwoje pała do siebie taką wielką miłością. I nigdy się tego nie dowiedzieli, bo kochankowie trzymali to każdego wieczora w ścisłej tajemnicy i zawsze odpowiadali, że idą tylko popatrzeć na gwiazdy do najwyższej wierzy w pałacu.

 

Punktualnie o czternastej, gdy słońce było w zenicie, stanęły naprzeciw siebie dwie legendarne armie. Świat nigdy wcześniej nie widział dwóch tak wielkich i potężnych potęg.

W dolinie nazywanej Doliną Śmierci stanęła armia Czarnego Maga. Było w niej piętnaście tysięcy ogrów, orków i półorków-półogrów, a także wielkie bestie zwane Bestiosmokami. Ale najgorsze ze wszystkich były czarne smoki. Przybyło na wezwanie Mrocznego Maga dziesięć smoków, a każdy miał sto stóp wzrostu, ział ogniem i rzucał czarami.

Żeralt zdecydował, że o losach bitwy przesądzą magowie. Specjaliści od strategii i taktyki zgodzili się, że to najlepsze rozwiązanie. Również wróżbita i różdżkarze przytaknęli zgodziwszy się. Gdy stanęli naprzeciw siebie, niebo zasnuło się ciemnymi chmurami, a pioruny rozświetlały okolicę. Magiczny miecz Żeralta lśnił jasnym lśniącym blaskiem i budził trwogę i obniżał o połowę morale wśród goblinowatych. Ci, którzy nie zdali testu na siłę woli, natychmiast uciekli.

Wtedy do walki ruszyły smoki. A wtedy Żeralt zobaczył, że zaczyna się ostateczne starcie i podniósł miecz do góry. Miecz strzelił jasnym oślepiającym światłem, jaśniejszym niż słońce nad nimi, a magowie wiedzieli, że to znak dla nich. Wszyscy jednocześnie podnieśli prawą rękę do góry i utworzyli magiczną barierę przeciwko istotom magicznym. Smoki były coraz bliżej, dlatego Żeralt wiedział, że bariera może nie wytrzymać. Dał znak mieczem, a magowie wyciągnęli do przodu przed siebie drugą, prawą rękę i wykonali gest zwany „Ostateczna Mandala” z wyciągniętym jednym palcem. Powstała wielka kula ognia, która pomknęła do przodu wprost na najbliższego smoka. Smok zaryczał i natychmiast spłonął.

Pozostałe smoki wpadły w szał bitewny i nagle ich skrzydła stały się jeszcze większe, a ich czarny kryształ na czole zaczął emanować mrocznym czarnym światłem.

Żeralt nagle rzucił swoim mieczem, który ściął głowę kolejnemu smokowi i w magiczny sposób wrócił do jego ręki. Bestie gniewnie zaryczały z gniewu i ruszyły do ataku. Magiczna bariera wytrzymała pierwsze natarcie, ale z jednej strony już pojawiło się pęknięcie w magicznej strukturze. Dlatego Żeralt wezwał na pomoc energię z kosmosu. Jego umysł powędrował daleko, do planet, gwiazd i galaktyk, a tam poprosił, aby siły kosmosu wsparły jego świat w walce z istotami, które niebawem mogą zagrozić wszystkim.

Ludzie z pobliskiej wioski patrzyli, jak małe świecące kuleczki zaczynają się gromadzić przed Żeraltem. Gdy po jakimś czasie potężna kula energii była tak potężna, że można było zaatakować, Żeralt zaatakował. Skierował wielką kulę w stronę wszystkich smoków. Niestety bestie były szybsze niż kula, dlatego Żeralt wspomógł się swoim mieczem i powiedział do niego: „mój przyjacielu, wędrowałeś ze mną po całym świecie, a teraz potrzebuję twojej pomocy. Musisz przyspieszyć tę kulę”.

I nagle wielka struga światła strzeliła z ostrza i popchnęła kulę kosmicznej energii, która zmiotła z powierzchni ziemi wszystkie smoki. Przetrwało tylko jakieś 20 smoków, ale one widząc potęgę Żeralta natychmiast magicznie przemówiły do rycerza i obiecały mu swoją lojalność.

 

Wielka walka, matka wszystkich walk, dobiegła końca. Ale właśnie dokładnie w tym momencie pojawił się Mag Śmierci. Rzucił on w stronę Żeralta zaklęcie Unicestwienie. Ale na moment przed uderzeniem niszczycielskiego czaru magiczny miecz wysłał magiczny sygnał wprost do umysłu wojownika. Ten wydobył miecz z pochwy i zaczął nim tak szybko wywijać, że powstała tarcza utkana z pierwotnego światła, osłona z najczystszej magii. Zaklęcie mrocznej magii nie mogło przeciwstawić się tak doniosłej potędze i odbiło się od wirującej sfery mocy, po czym uderzyło z całą mocą w Mrocznego Kapłana.

Podobno jeszcze przez pół roku można było usłyszeć jego rozpaczliwy krzyk, gdy dusza i ciało rozpadało się na kwanty i wracało w czeluście ziemskie, gdzie rozrywane przez hordy nieumarłych szkieletów będzie na wieki cierpieć.

 

A wyczerpany walką Żeralt upadł twarzą w dół na ziemię. Podeszła do niego królowa i powiedziała mu:

 

– Wygrałeś. Zwycięstwo jest twoje. I twoje będzie wszystko, czego zapragniesz – powiedziała królowa.

 

Żeralt uśmiechnął się mimo odniesionych ran i powiedział:

 

– Pragnę tylko jednego, moja królowo – powiedział Żeralt.

 

Jeszcze przed zachodem wyprawiono wielkie wesele. Najdzielniejszy wojownik na świecie Żeralt wyszedł za królową Galadrieannę, a wieść o tym obiegła całe królestwo. I wszyscy cieszyli się ich szczęściem.

Jeszcze po weselu Żeralt zabrał swoją piękną małżonkę w drogę do swojej rodzinnej metropolii, jak im dawno temu obiecał. Stado czarnych smoków towarzyszyło mu na każdym kroku, bo smoki to mądre istoty – wiedziały, że życie im ocaliła dobroć Żeralta. Smoki szły za parą młodą i deptały wszystko na swojej drodze.

Gdy mieszkańcy wioski ujrzeli młodzieńca, już na wiele kilometrów przed jego przybyciem urządzili mu niespodziankę i ozdobili całą krainę zdjęciami jego i młodej królowej. A Żeralt cieszył się, gdy przejechał przez całą miejscowość i widział panującą tu miłość i porządek.

Koniec

Komentarze

Bardzo, bardzo porządne opowiadanie. Jest wszystko, co lubię w takich opowieściach: początek, rozwinięcie i szczęśliwy happy end.

A zdanie, które zachowam we wdzięcznej pamięci, pozbawiło mnie tchu swoją prostą uczuciowością: Kiedy mijał okoliczne pola i łąki, miał wrażenie, że krowy patrzą za nim z utęsknieniem.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Rozmachnąłeś się ogromnie przy opisywaniu historii Żeralta, jego poczynań i dokonań co wywarły sukces w decydującym starciu do którego stanął na czele i wygrał.

Twoja opowieść podoba mi się tym najbardziej, że nie zatrzymałeś się na tylko walce, ale bardzo logicznie wykazałeś się że zostanie bohaterem to nie taka łatwa sprawa, że zanim to się stanie, to trzeba swoje przeżyć żeby potem mieć 20 smoków na usługach. Podobało mi się też, że zamiast wszyscy się rąbać i zabijać, to magowie rzucali do siebie czarami i tylko się zastanawiam, skąd oni brali tyle czar, żeby nimi rzucać, ale chyba sobie pomyślałam, że przynieśli je ze sobą.

I jeszcze trochę mi żal panny Ka­lion­de­ra­lia, bo ona została taka raczej nie zagospodarowana, czyli bardziej z niczym, choć nie piszesz o tym we Wprost…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pąsy wyszły na jej policzki, oddech stał się szybszy, a przepiękny dekolt w karo ozdobiony srebrną koronką i obszyty złotą nicią utkaną jeszcze w czasach, gdy królestwo handlowało z ziemiami na południu i gdy statki wyładowane towarem pływały w obu kierunkach, a prawostronny ruch okrętów wywołał konflikt za rządów króla Asterykserkseresa Czwartego, który doprowadził do trwającej siedemdziesiąt siedem lat wojny, w której poległa połowa ludności obu krain, a w wyniku tego została utworzona specjalna komisja do spraw żeglugi śródlądowej, której machloje finansowe doprowadziły do bankructwa drugie królestwo w czasach Demoskraterionofesa Szóstego… falował zmysłowo.

– Genialny wtręt. :D

Na początku trochę zalatywało parodią, ale później, to już “pjur” grafomania. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Mi osobiście najbardziej spodobał się opis bitwy. Epickość starcia powala. Holywood ze swoimi super “hirołsami” może się przy tym schować!

Och, to było fascynujące! Aż nie zauważyłam, jak mi woda w wannie najpierw się przelała, a potem ostygła.

No, niezła Grafomania. Podobały mi się imiona i subtelne nawiązania do innych dzieł literackich. ;-)

Babska logika rządzi!

No dobra wszystko pięknie i ładnie i w ogóle ale jak Kalionderalia zareagowała na wieść o ślubie Żeralta? Bo mnie w tej opowieści urzekły zwyczajne ludzkie dramaty, rozterki i wybory dróg życiowych, a Kalionderalia  się po prostu spodobała. Fajnie mieć taką babę , która wie gdzie są jakieś zaklęte elementy uzbrojenia.

Chwalę za walory porządnej grafomanii, choć nie wszystkie momenty, za pomocą których w moim odczuciu autor próbował rozbawić czytelnika, spełniły swoje zadanie. Mam nadzieję, że brązowy pocisk Halfmana nie wejdzie na stałe do arsenału uzbrojenia wojowników literatury fantasy.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Miał niebieskie oczy koloru strumienia

Chyba chodziło ci o kolor wody w strumieniu, chociaż to i tak duży skrót myślowy. Samo koryto jest suche, kamieniste, często nawet mulaste. W żadnym jednak wypadku nie jest ono niebieskie. Nie mówiąc już o tym, że woda w strumieniu zazwyczaj nie jest niebieska, ba, nawet nie ma odcienia turkusowego. Jest nabita tlenem i zimna, a przede wszystkim jest po prostu przezroczysta.

 

Mieszkał w małej wiosce, w której mieszkali sami mężczyźni, bo to była wioska, w której mieszkali i rodzili się legendarni wojownicy, którzy mieli do wykonania ważną misję, którą wyznaczył im los.

Bo była to – nie rozumiem twojego szyku przestawnego. Samo zdanie bardzo kłopotliwe, osobiście zamieniłbym to na coś prostszego, bo ja sam miałem problem ze zrozumieniem, o co tutaj chodzi. “Mieszkał w małej wiosce, której mieszkańcami byli wyłącznie mężczyźni – przyszli bohaterowie, mający do wypełnienia misję zleconą przez los. O, to brzmi dużo lepiej.

 

Okolica była zupełnie skalista i nie było tam nawet jednego drzewa i trawy…

Wątpliwe, aby taka okolica sprzyjała hartowaniu twardego charakteru. Może jakiś wulkan albo brak wody, ale zwyczajny step, proszę cię!

 

We wiosce,

W wiosce, po prostu.

 

Cholera, ciężko i topornie czyta się ten kawałek tekstu. Masz okropny styl, który charakteryzuje dziwaczny szyk przestawny, lakoniczne opisy, w których trzeba domyślać się, co autor miał na myśli oraz kompletnie nie umiesz wczuć się w rolę narratora. Był sobie chłopak, bla,bla,bla, który pasł świnie, bla, bla, bla, miał marzenie, bla,bla,bla znalazł po 30 minutach miecz, bla, bla bla.

Na dodatek znowu Wiedźmin, tylko, że w odwróconej formule.

Nie, przyznaję szczerze, ale nie doczytałem. Ciężki tekst, a do poprawiania każdy akapit.

 

 

A gdybyś tak, Stoyanie, wykazał się bystrością spostrzegawczą, że tak pozwolę sobie zostać w konwencji, niechybnie zauważyłbyś, że to zacne i oryginalne opowiadanie było udziałem Autora w naszym ulubionym konkursie GRAFOMANIA 2016. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka