- Opowiadanie: mstronicki - Zabawa w kobietę

Zabawa w kobietę

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zabawa w kobietę

Generałowa zamówiła taksówkę. Robiła tak zawsze, gdy w tajemnicy przed mężem chciała przedrzeć się do miasta. Zawsze potem czekała pod kamienicą, w milczeniu pociągając papierosa. Przy mężu nie paliła, wiedziała, że skarciłby ją za to i w miarę możliwości ograniczył. A żyła w prywatnym azylu – własnościowe mieszkanko wypchane świecidełkami przeróżnych maści i wartości, pozostawiona w sejfie gotówka i wszelkiego rodzaju sprzęt, który umilał bycie z samą sobą.

 

Generał wracał późno.Po całym dniu wytężonej pracy potrafił się tylko położyć i leżeć tak długo, nim nie zbudził go dzwonek znienawidzonego budzika. A wtedy zrywał się z łóżka i w pośpiechu nakładał mundur. Kierowcy nakazywał przyjeżdżać parę minut wcześniej, tak na wszelki wypadek, dla spokoju ducha. Zdarzało się, że w tym pędzie zapominał ucałować żonę i w popłochu opuszczał mieszkanie, nie obdarzając jej nawet mężowskim uśmiechem. A w tym uśmiechu właśnie się zakochała. Ale to było dawno – usprawiedliwiała się – jeszcze w czasie wojny, kiedy pracowali nad systemem żołnierza sprawnego dwadzieścia cztery ha na dobę.

 

Otóż faktycznie, spotkali się przypadkiem w korytarzu, gdy akurat przyszła odwiedzić kuzyna majora. Po nagłym telefonie musiał wyjść, a ona wraz z nim. Otworzyła drzwi i ruszyła przed siebie, nie zauważając kroczącego dumnie w jej stronę faceta w mundurze. Wpadli na siebie i, rozbawieni, przedstawili wzajemnie. Już wtedy wiedziała, że między nimi zaiskrzyło.

 

Spotykali się często, głównie po pracy, gdy mieli więcej czasu tylko dla siebie. Romanse w biurze nie przyczyniały się do niczego dobrego, a on był chodzącą maszyną. Żartowano, że rozkazy wykonuje z miejsca. Jak robot, cyborg. A cyborgi nie były wówczas niczym nadzwyczajnym.

 

– Każdy musi jeść i pić, to normalne – tłumaczył, kiedy leżeli przy sobie w szczerym polu w środku nocy. – A żołnierz powinien być gotowy cały czas, bez wyjątku. Nie wiem czy wiesz, ale krew zawiera parę pożytecznych substancji, dzięki którym jest możliwa dłuższa żywotność. Zamierzamy im wmontowywać specjalne szpikulce,które im to umożliwią.

 

– Co umożliwią? – spytała zafascynowana.

 

– Pobieranie krwi.

 

– Jak wampiry? – podniosła się. – Powiedz więcej.

 

– Będą mogli wysysać krew z trupów.

 

Wzdrygnęła się.

 

– Jak dla mnie to obrzydliwe.

 

– Może i tak – objął ją ramieniem – ale niektórym umożliwi przetrwanie. A to ważne, tym bardziej na wojnie.

 

Podjechała taksówka. Nowa – pomyślała – kierowcy też nie znam. I dobrze, poznam, lubię poznawać, świat jest przecież ciekawy.

 

Zajęła tylną kanapę. Kierowcą okazał się młody chłopak, najwyżej dwudziestoparolatek, z ciemnymi, dbale ułożonymi włosami i sympatyczną, choć jakby trochę przestraszoną miną.

 

– Do „Ogrodu".

 

– Proszę – zdawało się, że mruknął, po czym wybrał jakąś opcję w komputerze pokładowym.

 

Milczał, bał się odezwać. Musiała mu się podobać, bo co chwila, sądząc, że tego nie zauważa, zerkał w lusterko. Celowo, od tak, dla zabawy, podsunęła do góry kremową spódnicę, by mógł ujrzeć jej długie nogi. Przełknął cicho ślinę, prawie się dławiąc, i udawał niewzruszonego.

 

Długa droga przed nimi, ma czas – pomyślała i wróciła do wspomnień.

 

– Ale jaki w tym sens? – drążyła temat. – Uważacie, że się odważą.

 

– Muszą – odpowiedział stanowczo – w innym wypadku zginą.

 

Też mi perswazja – rzekła w duchu – pij albo giń.

 

Zbliżył się do niej. Co dalej? – zapytał. – Rzucisz mnie?

 

– Chyba panią znam – taksówkarz zbudził ją ze snu na jawie – małżonka pana generała, prawda?

 

– Tak – kiwnęła głową – widzę, że obyty z ciebie facet. Znasz sporo kobiet, co? – mówiła uwodzicielskim głosem.

 

– Niespecjalnie – uciął i włączył radio. Z głośnika zaczęło płynąć Mozartowskie requiem na znak pamięci o masakrze, która wydarzyła się paręnaście lat w tył. – To było straszne, pamiętam.

 

Nie odpowiedziała. Ani myśli nadawać o czymś, co jej nie interesuje.

 

Nałożyła nogę na nogę w nadziei, że zwróci uwagę chłopaka. Ten jednak wciąż pozostawał niewzruszony. Wreszcie, już trochę znudzona, przysunęła się do niego i szepnęła, wskazując zjazd:

 

– Pojedźmy skrótem.

 

Nie odważył się zaprotestować. Kierunkowskaz tyknął kilka razy i wóz wtoczył się na leśny trakt, grzęznąc w błocie zmieszanym z igliwiem. Mężczyzna zwolnił, by w nim nie zatonąć i rzucił do klientki:

 

– Dlaczego akurat tędy?

 

W jego głosie dało się wyczuć i strach, i fascynację. To dobry znak – stwierdziła – pora przejść do rzeczy.

 

Przystawiła do niego twarz i powiedziała słodko:

 

– Straszne nudy w tej robocie, co? Dlatego dobrze od czasu do czasu trafić na kogoś rozrywkowego – poprawiła marynarkę – zgodzisz się ze mną? No, proszę, powiedz że jestem w błędzie.

Pokręcił głową. Mówiła dalej:

 

– Wiesz, ja też mam już tego wszystkiego dosyć – przerwała. – Pewnie nie wiesz, ale kiedyś i ja byłam w wojsku i poznałam nowe technologie. Wszczepili mi nawet coś, co pozwala się zabawić. Chcesz zobaczyć?

 

Uśmiechnął się delikatnie, nadal się nie odzywając.

 

– No, chcesz czy nie?

 

– Chcę – wydusił wreszcie.

 

– Więc proszę – przybliżała usta do jego szyi, w pewnym momencie przestała. – I co? Rezygnujesz?

 

– Nie – odpowiedział i rozpiął podszyjny guzik we własnej koszuli.

 

– Prezencik dla miłego pana – szpila przebiła skórę i wtopiła się tętnicę. Facet podskoczył i chwycił kobietę za szyję. Za późno, czuł, jak uchodzi z niego siła. W końcu, gdy już skończyła, wytłumaczyła:

 

– Przy okazji wpuściłam w ciebie coś, co może cię osłabić. Ale to niedługo przejdzie, bez paniki – przetarła rękawem usta – jednak nie, nie przejdzie.

 

Nawet nie wiedział, skąd wziął się w jej ręce kawałek gumy. Zacisnęła mu ją na szyi i zacieśniała coraz bardziej, aż wreszcie wyrzucił z siebie ostatnią cząstkę życia. Na pożegnanie ucałowała go w policzek.

 

***

 

W domu czekała na męża z kolacją. Gdy przyszedł, obdarzył ją słodkim spojrzeniem, lecz wiedziała, że nie był to ten sam wzrok, który ją uwiódł. To był wzrok spragnionego żarcia grubaska. Nawet do niej nie podszedł, od razu rzucił się na jadło i, przeżuwając z rozdziawioną gębą, spoglądał kątem oka na telewizor. Możesz włączyć? – spytał niewyraźnie.

 

– Oczywiście – odpowiedziała usłużnie i podała pilota – pamiętasz, który mamy rok?

 

– Jasne – odrzekł po chwili – dwa tysiące trzydziesty, a co?

 

– A nic – odburknęła – ile to lat po ślubie?

 

– Dwadzieścia pięć… to oczywiste.

 

Usiadła mu na kolanach, lecz wyglądał na niezainteresowanego jej gierkami. Odepchnął ją.

 

– Haruję, a tobie nie chce się nawet ruszyć – skarcił i uderzył pięścią w stół. Wyszła ze spuszczoną głową, a on mógł zostać sam na sam z wyżerką. – Lepiej weź się za sprzątanie.

 

***

 

Odchyliła okno i zaczerpnęła świeżego powietrza. Jakby wraz z nim naszedł ją pewien pomysł.

 

Rozchyliła drzwiczki szafy i wyjęła z niej koszulkę polo. Tą samą, w której sypiał mężuś. Rozłożyła ją na desce do prasowania i namoczyła czymś, czego działania do końca jak dotąd nie poznała.

 

***

 

Podwójny pogrzeb był szokiem. Tym bardziej, że dziwnym trafem oba kondukty zaszły sobie drogę. Generałowa zmierzyła wzrokiem wysokiego blondyna z naprzeciwka. Wysłał jej chłopiecy uśmiech, po czym, zagadnięty przez krewnego, odszedł. Jednak chwilę wcześniej rzucił okiem na kobietę, przyglądającą się mu figlarnie. Ona czuła to samo, przyciągała ich jakaś nieokreślona energia, fascynacja.

 

– Może w „Ogrodzie"? – spytała.

Koniec

Komentarze

Podoba mi się koncepcja, a w zasadzie połączenie wampiryzmu z nowoczesnymi technologiami wojskowymi - ale może to przez skrzywienie zawodowe.

"dwadzieścia cztery ha na dobę" - to "ha" niezbyt mi tu pasuje, to bardziej forma mówiona niż pisana, wg. mnie.

"co im to umożliwią." - które im to umożliwią.

"Uważacie, że się odważą." - znak zapytania chyba byłby lepszy na końcu.

"Zbliżył się do niej. Co dalej? - zapytał. Rzucisz mnie?" - brak myślnika przed rzucisz.

"- Chyba panią zdam" - miało być, jak rozumiem, znam? ;)

"- Straszne nudy w tej robocie, co? Dlatego dobrze od czasu do czasu trafić na kogoś rozrywkowego - poprawiła marynarkę - zgodzisz się ze mną? No, proszę, odpowiedz, że się mylę." - to "mylę" nie leży mi jakoś w kontekście, nie rozumiem.

"Generałowa zmierzyła wzrokiem wysokiego blondyna z naprzeciwka, świadcząc po napisie z szarfy wieńca, brata zmarłego. Obrzuciła go jakimś dziwnym spojrzeniem." - jeśli dobrze zrozumiałam chodzi o brata taksówkarza? Jeśli tak, to troszkę nie wiadomo, po czym poznała, że byli braćmi. Nie sądzę, żeby na wstędze był napis "Zmarłemu bratu taksówkarzowi - ostatnie pożegnanie" ;) przemyśl, jak to zmienić, by było jasne i logiczne.

Mam nadzieję, że nie masz za złe tych drobnych poprawek. Ogólnie czytało mi się fajnie i lekko, wciągnęło nawet i fajnie by było, gdybyś to nieco rozbudował. Ode mnie 4.

Dziękuję za opinię, Yenfri. Już biorę się za poprawianie.

Miłego dnia!

Pomysł zaiste ciekawy. Na podobny wpadł Wiktor Pielewin, którego "Święta księga wilkołaka" jest o wampirach w armii rosyjskiej. Ale tamto to jednak inna historia. Za tę opowieść - ode mnie - mocne 4. 
Pozdrawiam. 

Popieram przedmówczynię - koncepcja na połączenie wampiryzmu z technologią wojskową bardzo ciekawa.

Tekst czyta się dobrze, mimo, że momentami jest odrobinę chaotyczny.

Ale co do końcówki... tutaj się nie zgodzę z Yenfri - dla mnie była bardzo jasna i logiczna. I fajna.

Twarde 4 ode mnie.

To "dwadzieścia cztery ha na dobę" to ukłon w stronę żargonu?
Naaadal nie lubię historii o wampirach.
W ogóle nie czytałam tego opowiadania.
Beznadziejne.
Czwórka z nastawieniem na piątkę następnym razem.

Nowa Fantastyka