– Nazywam się Donatan Knutsen, mam trzydzieści siedem lat i chcę popełnić samobójstwo. Numer mojej polisy ubezpieczeniowej FBT pięćset trzydzieści sześć XL dwa. Mam przy sobie strzelbę kaliber dwadzieścia pięć i cztery milimetra, oraz walthera kaliber siedem sześćdziesiąt pięć milimetra. Broń jest odbezpieczona i wycelowana w moją głowę. Tyle, że nie potrafię zrobić z niej użytku. Wolałbym, aby ktoś przy mnie był.
– Rozumiem. Gdzie pan teraz przebywa panie Knutsen?
– W swoim domu przy dwudziestej pierwszej ulicy.
– Zatem policjanci mogą być u pana za osiem minut.
– To mi odpowiada.
– Panie Knutsen…
– Tak?
– Proszę się nie niepokoić. Znamy się na swojej pracy.
– Wiem.
Policyjny furgon zajechał pod dom z czerwonej cegły i posterunkowy Kirsten skierował się w stronę werandy. Zapukał w drewnianą futrynę, ale nie usłyszał zaproszenia.
– Panie Knutsen? – zawołał łagodnym głosem.
Nic. Cisza. Nacisnął klamkę. Otwarte. Wszedł do środka. Za nim podążył drugi z policjantów, Lendow. Podłoga była czysta, ściany nie oszpecone. Dom znajdował się w nienagannym porządku. To był dobry znak. Knutsen siedział w wiklinowym fotelu opierając ręce na podłokietnikach. Był tak szczupły, że marynarka wisiała na nim jak na kołku. Podniósł na policjantów zmęczone oczy i jego twarz wykrzywił smutny uśmiech.
– W końcu jesteście – powiedział.
– Zgodnie z życzeniem.
Właściciel domu wyciągnął rękę w stronę leżącej na dywanie broni.
– Brakuje mi odwagi. – Skrzywił usta w grymasie udręczenia.
Kirsten nie skomentował słów Knutsena. Zwrócił się do niego oficjalnym tonem:
– Jakim rodzajem usług możemy panu służyć?
– Chcę, żeby któryś z was mnie wyręczył.
– Rozumiem – mruknął policjant i wstukał kod do komunikatora.
– Ma pan stosowne dokumenty?
– Leżą na stole – wskazał palcem plastikową teczkę.
– Komplet wymaganych prawem zezwoleń – dodał widząc, jak Kirsten bierze papiery do ręki.
– Mamy obowiązek poddać je weryfikacji.
Posterunkowy przekazał druki Lendowi. Ten zaczął je prześwietlać, a skończywszy zakwestionował jeden z nich.
– Na tym nie znalazłem kodu.
Kirsten podniósł brwi i podrapał się po brodzie.
– To wiąże nam ręce – powiedział.
– Jak to, wiąże nam ręce? Chwileczkę – oburzył się Knutsen.
– Bez brakującej informacji papier jest bezwartościowy.
– To niemożliwe. Pokaż pan to.
– Urząd Praw użył nieaktualnego formularza. To częste uchybienie.
– Przeoczenie.
– Być może, jednak nie nam o tym sądzić. Proszę dopełnić formalności, a wrócimy do sprawy.
Kirsten wykręcił się na pięcie, ale nie wyszedł.
– Nie może mnie pan teraz tak zostawić – zaprotestował Knutsen. – Czy naprawdę nie da się czegoś z tym zrobić? Przecież zapłacę.
Posterunkowy udał zakłopotanie.
– Nie bardzo wiem, jak inaczej moglibyśmy się w tej sytuacji zachować?
– Wierzę, że znajdzie pan jakieś wyjście.
Policjant zmrużył oczy, jakby intensywnie szukał rozwiązania. Potem zwrócił się do Lendowa:
– Sprawdź, czy mamy odpowiedni formularz. Jeśli tak, wpisz do niego nazwisko tego pana.
Knutsen usłyszał:
– Z uwagi na okoliczności, mogę przyjąć tylko gotówkę.
– To zrozumiałe – odparł mężczyzna i dźwigając się z miejsca powlókł się do innego pomieszczenia.
– Cztery tysiące? – zapytał wracając i podając plik banknotów Kirstenowi.
Ten skinął głową i schowawszy pieniądze, chrząknął.
– Czy zdecydował pan o wynajęciu firmy funeralnej?
– Nie pomyślałem o tym. To chyba nie stanowi wymogu…?
– Nie.
– Czy byłby to wielki problem, jeśli zostawiłbym to na waszych barkach?
– Nie. Zrobimy co należy – odparł posterunkowy.
Wszyscy trzej wyszli z living roomu. Nagle za plecami Kirstena Knutsen cicho powiedział:
– Rzuciła mnie żona.
– Proszę? – policjant przybrał zaskoczoną minę.
– Mówię, że odeszła ode mnie żona.
– To nie nasza sprawa. Nie wolno nam mieszać się do życia osobistego obywateli. Ze względu na okoliczności to nie byłoby etyczne – tłumaczył.
– Jednak jeśli nie jest pan pewny decyzji chętnie sprowadzę psychologa.
– Nie ma takiej potrzeby. Nie oczekuję porady. Po prostu, chciałem, żeby ktoś o tym wiedział.
Policjant nie odpowiedział. Położył rękę na ramieniu Knutsena i zapytał:
– Może woli pan zastrzyk?
Kirsten wyobraził sobie nagle skrzepy krwi na podłodze i ścianach, i poczuł jak w ustach rośnie mu wielka gula. Ktoś będzie musiał włożyć sporo pracy, żeby wszystko potem wyczyścić. Z drugiej strony, to nie było jego zmartwienie.
– Nie. Chcę skończyć z sobą w staroświecki sposób. Nie mam zamiaru być kojarzony z jakimiś kalekami w łóżkach. Chcę umrzeć jak mężczyzna. Wie pan, byłem kiedyś żołnierzem. Żałuję, że nie zginąłem na froncie.
Weszli do gabinetu gdzie stało wielkie, kolonialne biurko, na którym ktoś postawił lampę z zielonym abażurem. Na ścianach wisiały zdjęcia Knutsena z córkami i kilka naprawdę dużych fotografii z okresu wojny w Europie.
– Tutaj to zrobimy – powiedział mężczyzna i rozsiadł się w skórzanym fotelu.
– Niech pan celuje w skroń. Najlepiej stąd – wskazał miejsce po prawej stronie biurka.
Położył rękę na rodzinnym fotosie i skinął głową.
– Teraz.
Rozległ się suchy trzask i głowa mężczyzny odskoczyła na bok.
Policjant schował broń do kabury i zwrócił się do kolegi:
– Zadzwoń do Stena. Niech zabierze ciało. Jeśli jego firma dokona pochówku, to on odbierze forsę z ubezpieczenia. Nam wtedy skapnie dodatkowo parę stów.
Kirsten mrugnął do Lendowa.
– Dobry układ.
– Dobry układ.
Policjanci wyszli z budynku meldując centrali zakończenie interwencji publicznej. Słońce zachodziło nad miastem i czerwone pasy kładły się na asfaltowej drodze. Ciepły wiatr rozrzucał suche liście po chodniku.
– Nie znoszę jesieni z powodu tych samobójców – wydusił z siebie Kirsten.
– Od godziny dziewiątej to już trzeci epizod. Do końca zmiany, z pewnością trafi się coś jeszcze. Cholera, siedzimy w tej robocie od świtu do nocy. W zeszłym roku, od października do marca liczba samobójstw w stosunku do lata się potroiła. W tym sezonie pewnie będzie podobnie.
– Zaczyna mnie to męczyć. Czuję się zwykłym rzeźnikiem.
– Myślisz, że kiedyś gliny mogły robić coś innego?
– To znaczy?
– Sam nie wiem. Może dawniej, goście tacy jak my próbowali powstrzymywać ludzi przed odebraniem sobie życia?
– Nie wydaje mi się. Prawo do śmierci zawsze było wartością nadrzędną.
– Chyba tak – odparł Lendow.
Kirsten sięgnął do kieszeni i wyjął kilka banknotów.
– Trzymaj swoją działkę za formularz – powiedział do wspólnika.
Melduję, że przeczytałam :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Dobre, a realizacja tylko minimalnie kuleje.
Przesada, iż gliny zajmują się tylko jednym, aczkolwiek dopuszczalna.
Ignorancja to cnota.
Niezły szort, aczkolwiek zbyt wcześnie zdradzasz jaki jest cel wizyty policjantów. Końcowe rozważanie też nie wyglądają zbyt przekonująco, ale pewnie taki był zamysł, aby wytłumaczyć ich działania.
Taki trochę Fahrenheit 451, jeśli chodzi o wizję. Fajne, choć rzeczywiście jest tak, jak napisał belhaj, za wcześnie wiadomo po co ta policja tam jedzie. Niemniej napisane dobrze i, jak widzę, układziki w branży nawet w odległej przyszłości wyrokujesz.
Czy to jest sygnaturka?
Mnie nie przeszkadzało, że od początku wiem, po co przyjeżdżali policjanci. Bardzo ciekawa, choć przerażająca wizja.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Sniąca, KatastrofVII, Belhaj, Kchrobak, Bemik - Cieszę się że szort przypadł Wam do gustu. Bardzo dziękuję za komentarze. Uwagi dotyczące prowadzenia fabuły są z pewnością słuszne i mam nadzieję, że poprawię tutaj warsztat na tyle, by czytanie nie sprawiało bólu.
Bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Mam tylko jeden zarzut, o którym widzę, że nikt jeszcze nie napisał – drażnił mnie trochę fakt, że jeden policjant drugiemu wyjaśnia treść poprawki dwudziestej szóstej, skoro obaj ją znają. Wychodzi trochę nienaturalnie. Zastanawiałem się przez chwilę jak inaczej można było to rozwiązać w tak krótkiej formie i przyszedł mi do głowy fajny pomysł: treść poprawki mogła być recytowana przed strzałem przez policjanta, tak jak obecnie recytuje się Prawa Mirandy podczas aresztowania. No ale to tylko mój pomysł. W każdym razie, fajny prosty pomysł i bardzo dobrze wykonany. Pozdrawiam :)
Przetłuszczona Broda Dana Harmona, Belhaj – Przekonaliście mnie, co do końcówki. Zmieniłem ją nieco. Mam nadzieję, że bez szkody. Pozdrawiam.
Kurczę, niepokojąca wizja. Fajne opowiadanie.
Nie wiem jak opowiadanie kończyło się wcześniej, ale w obecnej formie jest całkiem satysfakcjonujące.
…oraz Walthera kaliber siedem sześćdziesiąt pięć milimetrów. – …oraz walthera kaliber siedem sześćdziesiąt pięć milimetrów.
– Brakuje mi odwagi – skrzywił usta w grymasie udręczenia. – – Brakuje mi odwagi. – Skrzywił usta w grymasie udręczenia.
Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
– Nie znoszę jesieni z powodu tych samobójców – wydusił z siebie Kirstsen. – Wcześniej policjant nazywał się Kirsten.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Sicario – dziękuję za komentarz.
Regulatorzy – Dziękuję za wskazanie błędów i wątek z dialogami.
Jeśli pomogłam, cieszę się. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przyzwoicie się czytało. Wciągający szort. Wizja odważna, ale mnie nie przekonuje. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że funkcja Policji mogłaby się zamienić z ogólnie przyjętej ochrony mienia i zdrowia w jakieś zadania na pograniczu eutanazji. Ale opowiadanie przeczytałem z przyjemnością. Pozdrawiam.
Też trudno mi uwierzyć, że zawód policjanta tak bardzo się zmieni, ale wizja interesująca.
Mam przy sobie strzelbę kaliber dwadzieścia pięć i cztery milimetry,
Nie znam się na broni, tak się to podaje; 25 i 4 (czyli razem 29? ;-) ), a nie 25 i 4 dziesiąte? Tak czy siak, ponad dwadzieścia mm to chyba cholernie dużo jak na strzelbę. Robią takie armaty?
Babska logika rządzi!
Regulatorzy – i mnie było miło :)
Blackburn – dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.
Finkla – cieszę się, że opowiadanko wzbudziło Twoje zainteresowanie. Co do kalibru, to nie słyszałem by obecnie produkowało seryjnie taką broń. W przeszłości się to zdarzało, więc nie widzę powodu by kiedyś nie wrócono do tego rozwiązania.
Rzecz w tym, że facet miał czym ze sobą skończyć.
Ciekawy pomysł, niezła realizacja, chociaż zanadto rozciągnięta końcówka. Zawarte tam informacje można było przecież umieścić wcześniej, sam zaś moment samobójstwa z cudzej ręki lepiej nadawałby się na mocne zakończenie.
Dość ciekawe podejście do pracy policjanta. Takie odwrócenie jego dobrze nam znanej roli jednak nie do końca przekonuje. Nie przeczę, że być może w jakiejś tam rzeczywistości byłoby zapotrzebowanie na usługi pomocy w samobójstwie. Jednak nie wierzę, że normalni policjanci byliby zbędni. Ludzkość raczej nie pozbędzie się zapędów do regulowania przepisami różnych aspektów życia z jednej strony i próbami łamania tych przepisów z drugiej. Więc stróż prawa jako taki moim zdaniem nie odejdzie do lamusa.
Za to tekst napisany jest przyzwoicie, czyta się go fajnie.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
kreacja bohaterów – nie wiem, czy nie przydałoby się dołożyć im jakiegoś bardziej indywidualnego rysu, własnego przemyślenia etc., w takiej robocie można by chyba zastąpić ich robotami – to by było ciekawe, maszyna zaprogramowana tak, by udzielić nieobciążonej moralnie pomocy samobójcy, w tym przy wypełnianiu formularzy ; )
rola Policjanta – tu ciekawie – dodanie nowego zadania wymagającego urzędowego posługiwania się bronią,
wydaje mi się jednak, że stwierdzenie, że "– Myślisz, że kiedyś gliny mogły robić coś innego? " jest trochę niefortunne, bo zdaje się sugerować, że również przestali łapać bandytów.
Fabuła – też dobra, w szczególności dodaje smaczku myk z wadliwym formularzem; wydaje mi się, że rozwinięcie scenki wypełniania tego formularza mogłoby upiększyć opowiadanie.
I po co to było?
Marcin Robert – dzięki za uwagi do przemyślenia. Śniąca, syf – w tym świecie nie ma przestępców:)
O, bardzo zgrabny szorcik. Mamy takie odwrócenie ról/roli, w sumie od razu wiadomo, o co chodzi, ale nie przeszkadzało mi to. Dobrze mi się czytało.
Przyjemne :)
Przynoszę radość :)
Dawno temu zakolejkowałem, idąc po śladach Anet.
Jako scenka, dość zgrabne.