W krypcie panowała grobowa cisza i nieprzenikniona ciemność. Wejście szczelnie zasłonięto niemal półtora tysiąca lat temu i nikt nie poważył się zmienić tego stanu.
Aż do tej chwili.
Z początku w krótkim szybie prowadzącym z powierzchni dało się słyszeć jakby lekkie skrobanie, które gwałtownie przeszło w zgrzyt przesuwanego kamienia. Pierwsze promyki zaczęły wpadać do środka. Na zewnątrz ktoś otwierał wejście.
Snop światła wkrótce oświecił komorę. Nie była duża. W jej centrum stał prosty kamienny sarkofag. Na pokrywie – ledwo czytelny napis. Poza tym nie było żadnych malowideł, kosztowności ani przedmiotów.
Rozległy się kroki. Po kamiennych schodach do środka wkroczyła postać odziana w ciemną, zdobioną mistycznymi symbolami szatę. W lewej dłoni trzymała drewniany, wypolerowany kij. Kaptur skrywał twarz.
Intruz zatrzymał się przed sarkofagiem. Odrzucił nakrycie głowy, po czym sięgnął do fałd szaty i wyciągnął mały przedmiot na łańcuszku. Niewprawne oko dostrzegłoby w nim rodzaj damskiej błyskotki. Ot, jakiś, zapewne drogi kamyk w złotej, trójkątnej oprawce.
Mężczyzna podniósł klejnot na wysokość oczu i zaczął szeptać inkantacje. Ponure mruczenie wypełniło kryptę. Stopniowo podnosił ton głosu by w końcu zakrzyknąć:
– Powstań generale Amkaroth! Niezwyciężony wodzu legionów Cesarstwa Czerwonych Piasków! Powstań! Ty, który podbiłeś i zniewoliłeś niezliczone ludy w imię chwały Cesarza! Jam jest ten, który dzierży Oko Cesarza! Na jego moc i więzy poddaństwa, które cię nim wiążą, nakazuję, powstań!
Z początku nic się nie działo. Dopiero po kilku chwilach rozległ się zgrzyt odsuwanej pokrywy.
Na twarzy mężczyzny odmalował się pełen zadowolenia uśmiech.
Z wnętrza sarkofagu wysunęła się pancerna rękawica i chwyciła krawędzi. Chwilę później pojawił się hełm. Puste oczodoły wypełniły błękitne ogniki.
– Ktoś ty? – zapytał dobiegającym z otchłani głosem szkielet.
– Jestem Okmar! Nekromanta Trzeciego Kręgu! – zakrzyknął z rezonem mag. – Jam jest powiernik Oka Cesarza! Służ mi! Staniesz na czele nowej armii! Podbijesz dla mnie…
– Spierdalaj! – huknęło w krypcie.
– … królestwo… Co?
– To co słyszałeś. Głośniej powtórzyć? Nigdzie nie idę. W stanie spoczynku jestem!
– Nie rozumiem…
Szkielet westchnął.
– Przeszedłem na EMERYTURĘ, ćwoku!
– Ale ja mam Oko Cesarza. No i…
– To se miej, tumanie. Cesarstwa już nie ma! Upadło krótko po mojej śmierci. I dobrze! Najpierw ten niekompetentny, zboczony pierdoła każe ci podbijać połowę znanego świata, a dopiero po tym zaczyna się zastanawiać jak je utrzymać. I nazwali go Wielkim… – Fala zimnej pogardy trafiła do umysłu nekromanty. – A jaki sprytny miał plan: „Idź generale i nie miej litości. Dla nikogo! Niech usłyszę lament ich kobiet!” I tak w kółko. Podbij, zmasakruj, podbij, zmasakruj, a on w tym czasie obżerał się, lenił i polował na dziewki służebne w pałacu. Nawet rządzić mu się nie chciało. A ten jego synalek… – Okmar, aż się skurczył, kiedy oberwał nową porcją emocji. – Odziedziczył po tatusiu ogromne imperium, w którym jakieś trzy czwarte poddanych szczerze go nienawidziło, a reszta ledwie tolerowała. I co pierwsze zrobił ten wypierdek? Wiesz, co zrobił?
– No w sumie to nie bardzo. – Z wahaniem przyznał mag.
– Otruł mnie! Że, niby zbyt popularny byłem! Jako jedyny miałem autorytet w tym całym zapiaszczonym burdelu, a ten mnie otruł! No i pół roku później było po całym cesarstwie. Więc szacowny, jak ci tam… a propos fajna pelerynka, teraz czarusie w takie się ubierają? No więc, weź sobie tę błyskotkę i przestań mi tu chrzanić o jakiś więzach lojalności. Nigdzie nie idę. Swoje odbębniłem, a teraz mam wolne.
Szkielet wojownika wrócił do sarkofagu. Pokrywa zaczęła się zasuwać.
– Czekaj! – pisnął desperacko mroczny wędrowiec. – Jam jest Okmar! – zaczął swoje od nowa. – Nekromanta Trzeciego Kręgu! Jam jest powiernik… – Spojrzał na klejnot i szybko schował. – To znaczy… Jestem Nekromantą! Przywołałem cię. Musisz mi służyć!
– Nic nie muszę. Martwy jestem.
– Ale zapisano w Czarnej Księdze…
– Nie czytałem.
– Ale….
Generał nie odpowiadał.
– Wstawaj! Ty zardzewiała kupo kości. Nakazuję ci, wstawaj!
Nim pokrywa całkiem wróciła na swoje miejsce, na moment z sarkofagu wystrzeliła pancerna pięść. Mignął wyprostowany palec.
Zapadła grobowa cisza.