- Opowiadanie: Unfall - Oko mroku

Oko mroku

Kto zer­k­nie na koń­ców­kę, po­psu­je sobie przy­jem­ność z czy­ta­nia (mam na­dzie­ję, że ta­ko­wą ktoś od­czu­je), więc nie za­glą­dać!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Oko mroku

Mark jest zmę­czo­ny. W dro­dze do domu już nie­mal przy­sy­piał za kie­row­ni­cą. Wiel­kie kro­ple desz­czu dud­nią o dach sa­mo­cho­du i roz­pry­sku­ją się na masce, czę­ścio­wo pa­ru­jąc w ze­tknię­ciu z cie­płym me­ta­lem. Drob­na mgieł­ka wę­dru­je w bla­dym bla­sku dio­do­wych re­flek­to­rów, po czym prze­ni­ka przez uno­szą­cą się bramę pod­ziem­ne­go par­kin­gu. Po­wo­li, cen­ty­metr po cen­ty­me­trze, nie­mal bez­gło­śny ruch kra­tow­ni­cy ka­tu­je umysł wy­koń­czo­ne­go czło­wie­ka, który chce czym prę­dzej dać się po­łknąć po­nu­re­mu bu­dyn­ko­wi. Jesz­cze chwi­la. Jesz­cze mo­ment. Wresz­cie. Po­jazd rusza z ba­so­wym kle­ko­tem wi­dla­stej ósem­ki i toczy się w dół be­to­no­wej ser­pen­ty­ny, omia­ta­jąc zim­nym świa­tłem po­pę­ka­ne ścia­ny i po­głę­bio­ne cie­nia­mi ubyt­ki w tynku.

Po­ziom minus trze­ci wita przy­by­sza szpa­le­ra­mi sa­mo­cho­dów, choć w rze­czy­wi­sto­ści ko­lo­ro­wych, w pół­mro­ku zbi­ja­ją­cych się w jedną masę, szczel­nie wy­peł­nia­ją­cą prze­strzeń po obu stro­nach alej­ki. Jeden za­kręt. Drugi… Jest! Miej­sce ozna­czo­ne nu­me­rem, od­po­wia­da­ją­cym re­je­stra­cji sa­mo­cho­du. Jesz­cze drob­ny wy­si­łek. Kon­cen­tra­cja, aby we­pchnąć wła­sną kupę że­la­stwa w lukę i nie po­ry­so­wać złomu są­sia­dów. Udało się. Teraz bę­dzie już z górki. Do drzwi miesz­ka­nia, a potem do cie­płe­go łóżka do­pro­wa­dzi go do­brze wy­tre­so­wa­na przed­świa­do­mość.

 

A jed­nak nie. Winda nie dzia­ła. To cu­dow­ne urzą­dze­nie, dzię­ki któ­re­mu miesz­ka­nie od­da­lo­ne o kilka pię­ter zda­wa­ło się być tak bli­sko, nie po­ja­wi­ła się na we­zwa­nie. Wbu­do­wa­ny w mózg, na­tu­ral­ny au­to­pi­lot wy­łą­cza się. Po­wo­li po­wra­ca świa­do­mość, która już udała się na spo­czy­nek. Winda? Nie ma windy? Aha, scho­dy. Gdzie są scho­dy? Chyba tam.

Mark prze­cie­ra pal­ca­mi ule­ga­ją­ce gra­wi­ta­cji po­wie­ki. Choć pa­nu­je pół­mrok, mruży oczy. Spo­glą­da na ze­ga­rek. Jest pra­wie pierw­sza. Po­włó­cząc no­ga­mi rusza w stro­nę klat­ki scho­do­wej, w kie­run­ku prze­strze­ni tar­ga­nej bły­ska­mi nie­re­gu­lar­nie przy­ga­sa­ją­cej lampy. To jakiś żart? Świa­do­mość nieco się oży­wia, by, wraz z uśmie­chem na ustach, przy­wo­łać z pa­mię­ci frag­men­ty kiep­skich hor­ro­rów. Mark mija ja­rze­niów­kę, tor­tu­ro­wa­ną przez nie­zde­cy­do­wa­ny star­ter, by już za chwi­lę, po­grą­ża­jąc się w ciem­no­ści, za­tę­sk­nić za jej chy­bo­tli­wym świa­tłem.

Coś czai się w mroku. Mark nie wie, dla­cze­go na­brał ta­kie­go prze­ko­na­nia. Może jego zmę­czo­ne zmy­sły ode­bra­ły jakiś ledwo sły­szal­ny sze­lest, ulot­ną woń, czy nawet ruch po­wie­trza. Czy to wy­obraź­nia płata figle? Jesz­cze chwil­kę temu drze­ma­ła gdzieś w za­ka­mar­kach umy­słu. Męż­czy­zna go­rącz­ko­wo prze­trzą­sa kie­sze­nie, po czym wy­do­by­wa z jed­nej te­le­fon. Szyby sa­mo­cho­dów prze­drzeź­nia­ją świa­teł­ko wy­świe­tla­cza, od­bi­ja­jąc je zwie­lo­krot­nio­ne. To samo robią be­to­no­we ścia­ny z ję­kiem za­wo­du Marka. Wątła po­świa­ta nie po­zwa­la na zlo­ka­li­zo­wa­nie po­ten­cjal­ne­go na­past­ni­ka, jed­nak może dzię­ki niej uda się do­trzeć do wyj­ścia. Kil­ka­na­ście me­trów dalej widać już ja­śnie­ją­cą szpa­rę, pod­kre­śla­ją­cą drzwi na klat­kę scho­do­wą.

Mdły blask smart­fo­na pe­ne­tru­je pod­ło­gę przed sto­pa­mi. Wy­ła­wia smugę ciem­nej mazi, cią­gną­cą się po pod­ło­dze w kie­run­ku scho­dów. Choć breja wy­da­je się czar­na, umysł wy­stra­szo­ne­go czło­wie­ka nadał jej już czer­wo­ną barwę. Krwi­sto­czer­wo­ną. Mark waha się. Za­wró­cić do sa­mo­cho­du, brnąc przez ciem­ność z czy­ha­ją­cym w niej… czymś? Czy jed­nak wejść do oświe­tlo­ne­go po­miesz­cze­nia, w któ­rym może wy­krwa­wiać się ten, który za­bru­dził pod­ło­gę? Szyb­ki od­dech nie­mal świsz­czy, a serce wy­bi­ja rytm kan­ka­na, do któ­re­go oło­wia­ne nogi by­naj­mniej się nie rwą. Pod­jął de­cy­zję. Idzie tam, gdzie jest widno, bo choć boi się tego, co może zo­ba­czyć, woli wi­dzieć co­kol­wiek. Drżą­cą dło­nią do­ty­ka klam­ki. Na­ci­ska. Otwie­ra.

 

Dwie po­sta­cie klę­czą nad trze­cią, le­żą­cą, roz­pru­tą, roz­be­be­szo­ną. Pod­no­szą się i zwra­ca­ją ukry­te pod upior­ny­mi ma­ska­mi twa­rze ku prze­ra­żo­ne­mu męż­czyź­nie. Ich ciała okry­wa­ją klau­now­skie stro­je, zdob­ne ko­lo­ro­wy­mi pla­ma­mi. Prze­wa­ża­ją czer­wo­ne, jesz­cze mokre. Mar­twą ciszę prze­ry­wa od­głos wle­czo­ne­go po pod­ło­dze, cięż­kie­go młota. Drugi z klau­nów szar­pie jakąś linkę. Nie­mal na­tych­miast małe po­miesz­cze­nie wy­peł­nia war­kot sil­ni­ka, swąd spa­lin, zgrzyt łań­cu­cho­wej piły. 

Mark cofa się kilka kro­ków, a gdy na­past­ni­cy ru­sza­ją za nim, od­wra­ca się, by bie­giem rzu­cić się w ciem­ność. Ale ciem­no­ści już nie ma. W prze­ciw­le­głym końcu par­kin­gu ja­śnie­ją świa­tła ja­kie­goś sa­mo­cho­du, który rusza wła­śnie z pi­skiem opon na spo­tka­nie ucie­ki­nie­ro­wi. Męż­czy­zna bie­gnie jesz­cze przez chwi­lę, po czym po­ty­ka się i upada. Pa­trzy w re­flek­to­ry zbli­ża­ją­ce­go się szyb­ko auta. Wy­cią­ga przed sie­bie ręce w de­spe­rac­kim od­ru­chu…

Po­jazd zde­rza się z nie­wi­dzial­ną ścia­ną i staje w pło­mie­niach. Mark od­wra­ca wzrok w kie­run­ku klau­nów. Pierw­szy z nich, ka­ta­pul­to­wa­ny w tył, do­la­tu­je do ścia­ny, nadal trzy­ma­jąc piłę. Ta prze­ci­na maskę, twarz, czasz­kę. W końcu łań­cuch zgrzy­ta o beton. Drugi z na­past­ni­ków star­tu­je jak ra­kie­ta w górę i wbija się w strop. Po chwi­li na po­sadz­kę z ło­sko­tem opada młot, a za nim ciało ze skrę­co­nym kar­kiem. Ogień jasno roz­świe­tla par­king tylko na chwi­lę. W ga­ra­żu włą­cza się sys­tem prze­ciw­po­ża­ro­wy, a try­ska­ją­ca ob­fi­cie woda za­czy­na dusić pło­mie­nie. W sto­ją­cych obok sa­mo­cho­dach, jeden po dru­gim, włą­cza­ją się alar­my. Mark pod­no­si się i go­rącz­ko­wo roz­glą­da za tym czymś, co kryło się w mroku.

Tym kimś! Widzi go! Młody, ubra­ny na czar­no czło­wiek, trzy­ma­jąc dziw­ny przed­miot, la­wi­ru­je mię­dzy po­jaz­da­mi. Mark nie może po­zwo­lić mu uciec. Nie teraz, gdy zmu­szo­no go, by użył swych zdol­no­ści. Jesz­cze jako dziec­ko obie­cał rodzicom, że nie bę­dzie tego robić. Zła­mał obiet­ni­cę. Przez nich! Ogrom­ny młot ożywa, prze­la­tu­je przez szyby kilku aut, by tra­fić chło­pa­ka w plecy, gru­cho­cząc mu krę­go­słup. Te­le­ki­ne­tyk po­wo­li pod­cho­dzi do swej ofia­ry i ob­ra­ca ją na plecy. Na­sto­la­tek jesz­cze od­dy­cha, choć ciek­ną­ca z ust krew nie daje na­dziei, że ten stan długo się utrzy­ma. Stru­gi wody wy­pie­ra­ją z po­wie­trza swąd spa­le­ni­zny, ob­my­wa­ją z krwi de­li­kat­ną twarz.

– Czego wy ode mnie chcie­li­ście? – pyta przez za­ci­śnię­te zęby Mark.

– Czło­wie­ku… to był – mło­dzian krztu­si się – prank.

– Co?

– Prank. Fil­mik, na… Ju­tu­ba. Taki kawał. – Twarz za­sty­ga z ostat­nim sło­wem. Za­ci­śnię­te na czymś dło­nie roz­luź­nia­ją się. Z ci­chym kle­ko­tem na pod­ło­gę wy­pa­da nie­wiel­ka ka­me­ra. Bły­ski au­to­alar­mów wtła­cza­ją w obiek­tyw wi­ze­ru­nek za­bój­cy.

 

Koniec

Komentarze

Unfallu, tak jak prosiłeś, nigdzie nie zerkałam, a na końcówkę to już w ogóle, choć kusiło…  Lubię porządne końcówki, całą rzecz podwiązujące w satysfakcjonującą całość i nie zawiodłam się. Horrorek zacny, świetny na dobranoc. ;-)

 

Czy to jego wy­obraź­nia płata mu figle? – Czy figle mogła płatać cudza wyobraźnia, komuś innemu?

 

Drugi z klau­nów szar­pie za jakąś linkę.Drugi z klau­nów szar­pie jakąś linkę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pięknie dziękuję i w te pędy poprawiam. :)

W momencie, gdy dwie postacie klęczą nad trzecią, przypomniał mi się filmik Wardęgi. Chyba za dużo Jutuba oglądam ;-)

Szort fajny, podobał mi się. Brakuje mi jedynie, komu obiecał, że nie będzie tego robić ( sobie, rodzicom, …? )

Na plus :)

Wszystko jest ok. I warsztat i fabuła i suspensik, lecz nie spodobało się. Szukam odpowiedzi dlaczego i mam wrażenie, że zostałem oszukany. To nie horror, lecz dramat…

Ignorancja to cnota.

Obrazotwórcze opisy. Przeczytałem z dużym zaciekawieniem. Aż szkoda, że takie krótkie. Pozdrawiam.

Czytam i myślę, to już przecież było, ale nie rezygnuję w końcu autor obiecał coś ekstra na sam koniec. Także męczę się dalej, bo mimo że ładnie napisane to takie wtórne… I końcówka ratuje wszystko. Nagle zaczyna mi się podobać. Ładnie mnie oszukałeś, Unfallu. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ciekawe spojrzenie, też się niedawno zastanawiałem się nad taką sytuację. W dobie coraz wymyślniejszych i popularniejszych pranków Twoja wizja może się niebawem sprawdzić. Dobry tekst :)

KatasrofVII nie całkiem ma rację pisząc “To nie horror, lecz dramat…” Bo dla mnie jedno pojęcie zawarte jest w drugim. Dobrze, jak zwykle napisane, choć dla mnie wtórne – miałam przyjemność kiedyś betować całe długie opowiadanie w tym stylu (to chyba było na Pokłosie, w hołdzie S. Kingowi).

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Już obawiałem się, że po przeczytaniu wzruszę ramionami, ale nie. Takiego akurat twistu się nie spodziewałem i nie sądziłem, że na koniec historyjki zaplanowałeś coś podobnie wymyślnego. Zręczne.

Ładne.

Tylko element nadprzyrodzony wydaje się nie na miejscu, niepotrzebny, nadmiarowy. Wystarczyłoby, żeby facet miał pistolet i umiał się nim dobrze posługiwać. Dlatego lekki dysonans estetyczny odczuwam ;) Tak, wiem, Unfallu, jesteśmy na portalu fantastycznym. Załóżmy, że Cię to rozgrzesza ;)

 

*

Czepnę się jeszcze (znowu) jednej uwagi korektorskiej. Cóż, czasem trudno mi się powstrzymać, kiedy widzę, jak ogranicza się autorom środki wyrazu. Regulatorzy się przecież nie obrazi, prawda, Reg? ;P Jednak chociaż korektorzy, w odróżnieniu od autorów, raczej nie bywają przewrażliwieni, to – mam wrażenie – nikt nie próbuje trzymać straży nad strażnikami. Zwłaszcza nad tymi zasłużonymi.

Dobra. Mamy:

Drugi z klaunów szarpie za jakąś linkę.Drugi z klaunów szarpie jakąś linkę.

Kontra:

 

Nawet stary stojący zegar kurantowy

W drewnianej szafie poznał, u wniścia alkowy,

I z dziecinną radością pociągnął za sznurek,

By stary Dąbrowskiego posłyszeć mazurek.

Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz

 

Można by w uznanej literaturze znaleźć więcej przykładów z łapaniem, ciągnięciem lub szarpaniem za. I to nie tylko dziewczęcia za tyłek czy drzwi za klamkę. Czyli sprawa z tym dynamizującym, czasem ujednoznaczniającym, frazeologizującym się (”podburzona ludność chwyciła za broń”) przyimkiem nie jest prosta i oczywista. A Ty go, Regulatorzy, niefrasobliwie skreślasz i skazujesz na banicję. Apeluję o większą wstrzemięźliwość w podobnych przypadkach.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Kto zerknie na końcówkę, popsuje sobie przyjemność z czytania (mam nadzieję, że takową ktoś odczuje), więc nie zaglądać!

A wiesz o czym myśli człowiek, kiedy powiesz mu “nie myśl o różowym słoniu”?

 

Szort solidny, może trochę przydługawy, z miłą, zaskakującą puentą, tylko ten język… Tak sugestywny i malowniczy, że w mojej skołatanej głowie ocierający się o śmieszność, przy “mdłych blaskach smartfona penetrujących mrok pod stopami” i “szybkich, niemal świszczących oddechach i sercu wybijającym rytm kankana, do którego ołowiane nogi bynajmniej się nie rwały” chichotałem jak mała dziewczynka. Poetycka forma jest tak bardzo niedopasowana do prozaicznej treści, że po chwili namysłu nie mogę traktować jej inaczej, niż jako satyry na kwiecistość stylu – satyry tak dobrej, że z przyjemnością zarekomenduję ją do biblioteki.

na emeryturze

Ależ oczywiście, Jerohu, że się nie obrażę! Co też Ci przyszło do głowy! ;-)

 

Rozumiem Twoje argumenty, ale uważam, że jeśli ktoś szarpie linkę, która nie jest do niczego przymocowana, to chyba szarpie linkę, nie za linkę. A w zdaniu Unfalla jest mowa o jakiejś lince, mogę więc sobie wyobrazić, że klaun może chce ją np.: rozsupłać…

Jeśli dzwonnik zechce rozkołysać dzwony, by zagrały, będzie pociągał za przywiązaną do nich linę.

Drzwi, oczywiście, także można ciągnąć za klamkę, ale za drzwi już bym nie ciągnęła.

 

Mogę podziwiać dzieła napisane prawie dwieście lat temu, jednak sformułowania, których wtedy używano, dzisiaj nie zawsze będą dla mnie wzorem poprawności.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mark jest zmęczony. W drodze do domu już niemal przysypiał za kierownicą. Wielkie krople deszczu dudnią o dach samochodu i rozpryskują się na masce, częściowo parując w zetknięciu z ciepłym metalem.

Lekko mi tu zgrzyta. Przeskoczyłeś jakoś tak dziwnie z czasami.

 

Nie cierpię klaunów, dobrze im tak.

W momencie przebierańców nad ciałem przypomniałem sobie filmiki z internetu z podobnymi dowcipami, ale na duży plus zasługuje fakt, że do końca nie byłem pewien co zrobisz z opowiadaniem (telekinetyk, ha! lubię!).

Opisy solidne, ale wydaje mi się, że w niektórych miejscach można trochę przytrzeć zdania, na bardziej “gorączkowe“.

Pozdrawiam.

 

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Jeżeli ktoś szarpie linkę, to mogę sobie wyobrazić, że próbuje ją rozszarpać ;) Żartuję, żeby było jasne, ale prawdą jest, że pewna niejednoznaczność się tu pojawia. Tak mi przyszło do głowy, że kto wojuje z drobnymi dwuznaczościami, ten od szarpania linki ginie :P

Dobra, to nie był poważny argument.

Zdaje się, że klaun szarpie (za) linkę piły spalinowej.

 

Kolejny cytat do przemyślenia:

Za oknem chwiał się na wietrze krzak bzu, spowiednik moich myśli. Panta rei. Wtedy to odczułem pierwszy poryw, aby schwycić za pióro i przelać na papier to wszystko, co przepełniało całe moje jestestwo, la personalite.

– Tadeusz Konwicki, Wiatr i pył (korpusy języka polskiego w Internecie się przydają)

 

Apeluję…

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Bardzo wszystkim dziękuję za odwiedziny i komentarze.

Trico – słusznie Ci się kojarzy, bo tekścik takimi filmikami był inspirowany. Rodziców dorobiłem :)

Katastrofie – masz rację, jako horror ten szort się nie sprawdził. Klasyfikacja tekstu została mi jeszcze z pierwszej fazy pisania, gdzie bohater nie miał specjalnych umiejętności, a zwyczajny pistolet – wtedy mógłbym przemycić ten tekst na portalu z fantastyką jako horror. Jako miłośnik horrorów masz prawo czuć się oszukany.

Blackburn – musiało być krótkie, bo pomysł się na więcej nie nadawał, a dłuższy opis kiczowatej sceny straszenia mógłby niejednego mocno zniechęcić. No i Gary_joiner mógłby pęc ze śmiechu, a nie chce nikogo mieć na sumieniu ;)

 Morgiano – to już było, oj było :). Przyznaję bez bicia – klaunów razem z rekwizytami po chamsku żywcem zerżnąłem z Youtuba.

Blehaju – no właśnie. Niektóre pranki są ostro przegięte. Do rękoczynów i zatrzymań przez Policję już dochodziło. Tylko czekać, jak ktoś kogoś wreszcie postrzeli, albo ktoś zejdzie na zawał.

Basiu – wtórne, jak najbardziej. Scena straszenia miała być mało oryginalna, bo dzięki temu, miałem nadzieję, będzie wiarygodna. Youtuberzy przygotowujący pranki zazwyczaj nie są zbyt wyrafinowani.

Jerohu – Tak jak pisałem wyżej, w pierwszej wersji bohater miał być zmęczonym policjantem, wracającym po służbie. Tyle, że w trakcie pisania naszły mnie wątpliwości, bo wyciągnięcie broni chwilę trwa i dowcipnisie mieliby czas na zdemaskowanie się, bo jeśli bohater się bał, to mógł spacerować już z wyciągniętą bronią i nikomu by nie przyszło do głowy dalej go straszyć i takie tam. Pewnie dałoby się mimo to sprawnie zaaranżować zabójstwo, ale wpadł mi do głowy pomysł z telekinezą – szybka i skuteczna – szast prast i załatwione. No i bohater musiał dopaść wszystkich, co by się nie wydało, a to mi też było na rękę. Ale fakt, wersja z policjantem mogła być wdzięczniejsza,

Gary_Joiner – Gdybym kiczowatą scenę straszenia opisał w żołnierskich słowach, to by mi wyszedł mało ciekawy drabel ;). Rozśmieszanie zawsze mi lepiej szło, niż straszenie, więc chyba już tak zostanie :)

Zalth – Racja, że „przysypiał” jest jednym z nielicznych czasowników w tekście w czasie przeszłym (w sumie są chyba trzy), podczas gdy całość jest w czasie teraźniejszym. Tymi w przeszłym chciałem opisać czynności poprzedzające moment, w którym znajduje się narracja, bądź by użyć trybu dokonanego. Może wyszło to niezgrabnie. Raczej nie będę pisał zbyt często w czasie teraźniejszym.

 

Nie miałem niestety czasu odpowiadać na komentarze na bieżąco, no to teraz sobie poszalałem ;)

Jeszcze raz wszystkim dziękuję za komentarze. Miałem dłuższą przerwę w pisaniu, ale pomału muszę się rozkręcić. Mam chyba dość ciekawy pomysł (a w zasadzie to nawet trzy), ale zanim zabiorę się za coś długiego, poćwiczę na opowiadaniach.

Pozdrawiam.

Napisane w stylu Unfalla – czyli dobrze. Ale coś mi tu zgrzyta – i choć sam nie wiem, co, to pewien jestem, że nie jest to starość w moich kościach. Może lekkie pomieszanie różnych zabiegów – o czym pisali inni przede mną (ni to horror, ni to fantastyka, ni to parodia z tymi klaunami).

A może ze zmęczenia po prostu się czepiam. No to na koniec – finalny twist niespodziewany, dałem się pozytywnie zaskoczyć.

 

:)

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Unfallu, no widzisz, gusta czytelników są tak bardzo różne, że nie da się wszystkim dogodzić. ;-)

 

Podobało się – głównie dzięki solidnemu stylowi i pomysłowej końcówce. Przez środek testu brnęłam, przewracając oczami i myśląc : “Serio? Przecież to żywcem zerżnięte z YT!”, a potem… Bum! Czuję się mile oszukana. Klep!

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Niech Cię, to nie horror to przyszłość – w dobie głupoty i żartownisiowania ze wszystkiego to się musi tak skończyć.

Bardzo dobry tekst!

F.S

Bardzo przyjemny styl, czytało się wyśmienicie. W trakcie lektury już układałem sobie komentarz, w którym miałem wspomnieć podobny do opisanego przez Ciebie kawał. Może coś takiego skłoniłoby dowcipnisiów do refleksji?

Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedziny, a jeszcze bardziej za ślad tych odwiedzin w postaci komentarza.

Melduję, że przeczytałem.

Nie wiem tylko, czy powinienem komentować, ponieważ nie lubię shortów (choć są zacne wyjątki). Przeważnie na końcu zostaję z takim irytującym poczuciem “No i?”. W zasadzie wszystko jest ok, czyta się dobrze, jest krótkie – dobrze, sam tekścik jest jak ten prank opisywany (nie wiem, czy to zamierzony zabieg, ale podnosi moją ocenę) – niby chce być straszny, a to tylko takie jaja z kogoś (czytelnika?). Pranków też nie lubię.

Wstrzymam się od głosu, są miłośnicy takiej twórczości, niech oni się wypowiadają.

Bardzo dobre. Najpierw powrót do domu tak napisany, że jest to ciekawe, potem scena jak z najgorszego koszmaru – bardzo obrazowa, i zaskoczenie na koniec, a nawet morał, bo te straszące filmiki to dno i w końcu ktoś kiedyś padnie na zawał i będzie kolejna wielka narodowa dyskusja. Gratulacje.

Varg, Zygfrydzie – dzięki za komentarze.

Strasznie się długo zbierałem, żeby zostawić komentarz. Chyba dlatego, że nie wiem, co ostatecznie na temat tego tekstu napisać. Generalnie mi się podobał, sprawnie napisany. Nie gubisz się w gęstej akcji. Pomysł całkiem dowcipny, choć i lekko makabryczny. Ale mam po nim jakiś nieokreślony niedosyt. I chyba nie chodzi o to, że za szybko się skończył. Ale nie wiem.

Bardzo fajny szort. Płynnie poprowadziłeś opisy, stopniowo zagęszczając atmosferę. Klauni pasowali jak ulał do zaobserwowanej przez protagonistę makabry. Puenta była dobra: gratuluję wyboru aktualnej tematyki.

Jeroh skrytykował fantastykę, a dla mnie bomba! Cały opis przeżyć telekinetyka dodaje tekstowi dużo dramatyzmu.

Przepraszam, za przesadnie pozytywny komentarz – jakieś wady na pewno też były, ale przy tej długości nie rzuciły się w moje rozkojarzone oczy!

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

No, doczekałeś się w końcu :)

Doczekałem się :)

Wielkie dzięki za komentarze. 

Unfallu – szorcik bardzo mi się spodobał, bo i fajny twist i fajny element nadprzyrodzony :) Nie spodziewałam się ich (no dooobra, może się spodziewałam po Twoim ogłoszeniu parafialnym na początku :P). 

Ale, co dziwne, niektóre zdania, zwłaszcza na początku, wydawały mi się zbyt rozbudowane i trudno mi się było skoncentrować i wczuć w klimat. Na osłodę: przy opisach akcji było znacznie lepiej :)

Mogły to nie być klauny, bo przez to końcówka robi się nieco przewidywalna.

Moje przemyślenia po przeczytaniu:

 

Cóż… ryzyko zawodowe.

Plusy:

 

Tytuł.

 

Lekki, przyjemny tekst.

 

Puenta.

 

Minus:

 

„Mark jest zmęczony. W drodze do domu już niemal przysypiał za kierownicą. Wielkie krople deszczu dudnią o dach samochodu i rozpryskują się na masce, częściowo parując w zetknięciu z ciepłym metalem.” – Z czasu teraźniejszego wchodzisz na przeszły, a potem znowu teraźniejszy.

Z czasu teraźniejszego wchodzisz na przeszły, a potem znowu teraźniejszy.

Prawda. W zamierzeniu drugie zdanie miało opisywać zdarzenie przed czasem, w którym dzieje się akcja (bohater wcześniej był “w drodze do domu” a teraz stoi pod domem). Z tym, że jeśli zdecydowałem się pisać w czasie teraźniejszym, to chyba nie powinienem już mieszać czasów i robić takich wtrętów z przeszłym. Przyznaję rację. Dziękuję też bardzo za odwiedziny i komentarz.

 

Dziękuję też Iluzji i Vojtasowi, choć po tak długim czasie od komentarza to już chyba tego nie przeczytają. Niestety ostatnio bywałem na portalu bardzo sporadycznie i przegapiłem kilka komentarzy pod moimi starszymi opowiadaniami. W sumie wszystkie są już starsze, bo od dłuższego czasu niczego nie napisałem.

Hmmm. Było zaskoczenie na końcu, ale całość jakoś nie podeszła. Może po prostu nie lubię filmów (głupich w szczególności), więc los twórców mnie nie obszedł? Tylko bohatera trochę szkoda.

Czy w garażach instaluje się systemy ppoż zraszające wodą? Podobno paliwka nie powinno się tak gasić.

Babska logika rządzi!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka