- Opowiadanie: Saladyn - Zagłada

Zagłada

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zagłada

 

 

Stali na skraju urwiska, trzymając się mocno za ręce. Przed nimi roztaczał się niemal bajkowy krajobraz. Kolor czerwieni, żółci i pomarańczy dominowały na obszarze setek kilometrów a wyżłobione przez rzeki koryta urzekały ich każdego dnia na nowo. Lecz ten dzień był inny niż wszystkie do tej pory, ponieważ… miał być ich ostatnim. Mężczyzna i kobieta oczekiwali w bezruchu zbliżającej się fali spowodowanej uderzeniem potężnego meteorytu. Mimo iż przemierzyła już prawie całą ziemię, nie miała najmniejszego zamiaru się zatrzymać.

– To chyba koniec ,skarbie.

Niepewnie zabrzmiał głos Jamesa. Nie należał do bojaźliwych tchórzy, lecz oczekiwanie na własny koniec nie dodawał mu odwagi.

-Wcale nie mój drogi, to dopiero początek, naszego nowego życia, poczym oparła głowę na jego ramieniu.

Tumany piachu i pyłu zaczęły piętrzyć się już wiele kilometrów przed nimi, tworząc ogromną ścianę przesłaniającą horyzont. Grunt pod ich nogami delikatnie wibrował. Teraz silnie w tuleni w siebie, z załzawionymi oczami starali się nawzajem uspokoić. Zbliżająca się śmierć ściskała ich wnętrzności z taką siłą, że zwykłe oddychanie sprawiało im trudności.

– Znajdę Cię tam, musisz tylko cierpliwie czekać Sabrino.

– Nie musisz się o to martwić on wszystko zaplanuje, a jej głos nagle ugrzązł, nie mogąc wydusić już ani słowa.

 

 

W miarę zbliżania się fali stanie w bezruch było już nie możliwe. Leżeli na ziemi, wciąż kurczowo trzymając się siebie. Wydawało się, że przeraźliwy dźwięk niósł cierpienia milionów istnień które bezmyślnie pożarła fala zniszczenia. Podobno w ostatnich sekund życia, wszystkie lata niczym slajdy przelatują przed oczami, jednak ich myśli były już gdzie indziej, gdzieś gdzie o nic już nie trzeba się martwić, jak powtarzała Sabrina. Nagle nastała ciemność.

 

****

Kiedy otworzyli oczy, ich zdumieniu nie było końca zamiast, oglądać z zaświatów zniszczona planetę leżeli w pobliżu urwiska, pokryci gruba warstwą piachu i… żyli

– Jak to możliwe? Rzekł James.

– Nie wiem to chyba cud najprawdziwszy jakiego doświadczyliśmy, kochanie! Po czym rzuciła mu się naszyję,

-Dostaliśmy jeszcze jedna szansę, mamy odbudować ten pogrążony w zgliszczach świat.

– ale jak? Kiedy? sami? Niczym Adam i Ewa? – przecież to pomyłka.

Wyraz jego twarzy nie zdradzał nadziei na przyszłość, lecz nie był wtedy w pełni świadomy co oznacza wiara i silna determinacja jego… partnerki. Byli brudni, zmęczeni ale szczęśliwi jak nigdy dotąd. Przytuleni spoglądali na wyłaniająca się stopniowo ziemię po katastrofie.

– Czy ktoś mógł to przetrwać?

Szepnęła mu do ucha po czym spojrzała na niego swoimi wielkimi zielonymi oczami. Nie chciał zabierać jej optymizmu którego w sobie nie znajdował ani krzty.

– Jeżeli mieli dobre schronienie, posiadają zapasy… trzeba uwzględnić odległość od epicentrum a po za tym… Nagle zamknęła jego usta pocałunkiem.

– Rozumiem, są szanse ale mam nie robić sobie wielkich nadziei.

Młody doktor fizyki spoglądał przed siebie i uśmiechał się delikatnie, nagle poderwał się złapał Sabrinę za rękę, stanęli raz jeszcze nad urwiskiem, po czym krzyknął z całych sił:

-Czekajcie cierpliwie, znajdziemy was gdziekolwiek jesteście!

***

Niewielki samolot transportowy którym przybyli nad kanion stał nienaruszony. Zapasy paliwa pozwalały im na podróż do 1000 kilometrów.

– Samolot nie ucierpiał przez ta chmurę pyłów, James?

– Wygląda na to, że mieliśmy dużo szczęścia silnik, początkowo dziwnie się zachowywał ale po chwili, działał jak zawsze, czyli cholernie głośno.

Oboje uśmiechnęli się. Patrząc na siebie uświadomili sobie, że już od tak dawna nie mieli okazji do radości. Informacja o nieuniknionej katastrofie była znana im długo przed uderzeniem. James jako pracownik NASA pracujący bezpośrednio nad kometą Hades, wiedział niemal od początku, że ludzkości nie uda się uniknąć zagłady mimo to spędzał całe dnie w bazie amerykańskiej agencji kosmicznej próbując na wszelkie możliwe sposoby uchronić cywilizacje przed zagładą. Kiedy okazało się, że to już koniec, zwolnił się kupił niewielki, wysłużony samolot od znajomego z wojska. Poświęcili na niego prawie wszystkie oszczędności i udali się z Sabriną do Kolorado ich ulubionego miejsca na ziemi.

– Wiesz dziwnie się czuje mając świadomość, że jesteśmy jedynymi mieszkańcami globu.

– Nie zadręczaj się tym, na razie póki nic nie jest przesądzone wcale nie musimy by jedynymi. -Wysocy rangą politycy i wojskowi na pewno skorzystali ze ściśle tajnych kompleksów ochronnych o których wiedziała wąska grupa ludzi. – Kiedy w ostatnich dnia wszystko stało się jasne, przez przypadek byłem świadkiem rozmowy albo raczej kłótni dwóch generałów połączonych sztabów. Jeden z nich bez mała krzykiem tłumaczył drugiemu, że kompleks którego nazwy nie usłyszałem, nie jest wstanie pomieść już nikogo więcej i żeby to do prezydenta w końcu dotarło. Początkowo zignorowałem, tą informację ale widząc spokój moich przełożonych w ogarniętym już chaosem centrum, zaczynała nasuwać mi się myśl ,że Ci skurwiele ukryją się gdzieś a niech reszta martwi się za siebie.

Zapadła długa cisza, którą przerwała Sabrina.

– Więc jeśli to prawda James, musi ich odnaleźć, bo mogą się okazać jedynymi ocalałymi.

– Niestety.

– Proszę podaj mi mapę wyznaczymy kurs na najbliższe miasto, przekonamy się jak potężny okazał się gniew Hadesa, po czym uśmiechnął się dziwnie.

Wyraz jego twarzy nie mógł w pełni zamaskować przeczucia młodego naukowca, które było… najgorsze.

Koniec

Komentarze

Oj, chyba nie załapałam zakończenia. Znaczy... poza smutnym faktem, że jedynymi ocalałymi po takich katastrofach mogą być ważni politycy i wojskowi.
Jakoś nie mogłam tego ugryźć.

"-Wcale nie mój drogi, to dopiero początek, naszego nowego życia, poczym oparła głowę na jego ramieniu." brakuje myślnika. Tu i w innych miejscach.
"W miarę zbliżania się fali stanie w bezruch było już nie możliwe. Leżeli już na ziemi,..." powtórzenie

Jako short ciekawe, ale jesli są jedynymi ocalałymi po takiej katasrofie, to moim zdaniem kontynuacja nie ma sensu, chyba że będzie to saga harlequińska o ich życiu i miłości. No bo jak niby mieliby odbudować we dwoje cywilizację? Mnożąc się niczym koty Violetty Villas, z czego powstała by banda ślepych, czterorękich i jeszcze gorzej zmutowanych dzieci? Za sam fragment daję cztery.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ekhem i biedna Sabrina z tymi politykami? O jejku, jej. Niezłe.

Nie jestem ani wybitnym, ani nawet ponadprzeciętnym autorem, ale mimo to chciałbym się tutaj wypowiedzieć, bo sam piszę i wiem ile skupienia to wymaga - tutaj tego skupienia nie widzę wcale... Pomysł rzeczywiście dobry, ale nie rozumiem skąd takie wysokie oceny? Toż ten tekst ma błąd na błędzie, więcej tu ich niż chińczyków na targu w Pekinie! Choćby interpunkcja - praktycznie nieobecna, a jeśli już, to źle użyta. Do tego literówki, choć to akurat może się zdarzyć każdemu. Ale taki choćby "bojaźliwy tchórz" już niekoniecznie - są inni tchórze, niż bojaźliwi? A takich potknięć jest tutaj znacznie więcej.. Skąd więc 4,5 za tekst, którego autor najwyraźniej nawet nie przeczytał w celu poprawki, tylko napisał "na kolanie" i wrzucił?

Staram się, nie polemizować z osobami które na pisaniu znają się ewidentnie lepiej ode mnie. Pokornie przyjmuję krytykę i cieszę się, że mimo błędów które na początku są nieodzowne, moje teksty cieszą się zainteresowaniem. Jednak Ty, zdecydowanie nie należysz do osób, których autorytet powstrzymywał by mnie przed skomentowaniem twoich słów. Najnormalniej w świecie opadła mi szczęka po przeczytaniu twojego komentarza... Może się mylę ale wydaje mi się, że prawdziwą przyczyną twojego komentarza jest zwykła, ludzka zazdrość. Bo widzisz, sam napisałeś jeden tekst prosiłeś o wyrozumiał i konstruktywny komentarz jednak od Siebie tego nie wymagasz. Czy nie wystarczyło napisać sporo błędów interpunkcyjnych np. tu i tu, nie zamiast tego użyłeś barwnej przenośni z Chińską stolicą w tle... Rozumiem, że pomysł i realizacja zupełnie nie mają dla Ciebie znaczenia, liczy się strona techniczna i już, koniec kropka dlatego mój króciutki tekst zasługuje na 1 bo w skali 6 stopniowej to totalne dno:), w porządku twoja sprawa ale wytykanie innym, że ocenili mnie za wysoko jest po prostu, nie taktowne, jest mi niezwykle przykro, że twój debiutancki tekst nie dostał od razu 6... powinieneś zauważyć iż 4,5 ocena była po zaledwie 2 ocenach...

Serdecznie pozdrawiam kolegę twórce:)

>mimo błędów które na początku są nieodzowne
Raczej nieuniknione. O ich nieodzowności można polemizować. A ocenami się nie przejmuj. I tak odniosłeś sukces, że ktoś uprzejmie tekst przeczytał, skomentował i ocenił. Daj sobie 6, to może ktoś z redakcji na niego zerknie.

Nie prosiłem o wyrozumiałość ani razu, prosiłem o konstruktywne komentarze i takie też dostałem - słusznie i sprawiedliwie. A co do Twojego tekstu - pomysł już poruszany wiele razy, toteż nie bardzo jest się chyba czym chwalić - apokalipsa i zagłada to chyba najpopularniejsze kręgosłupy powieści sf. A wspomniana realizacja moim zdaniem leży, co też Ci wytknąłem - dlaczego więc się buntujesz? Jeśli chwalimy, to super, a jeśli ganimy to już foch?W dziale są dziesiątki tekstów lepszych od Twojego czy mojego i nawet nie ma ich co porównywać - a tymczasem zostałeś oceniony niewspółmiernie wysoko moim zdaniem, co też spróbowałem skorygować. Uważam, że tekst zasługuje na trzy, i taką też ocenę posiadasz. Prawda? A jeśli sądzisz, że jedynym wyznacznikiem jakości tekstu jest pomysł na fabułę.. No cóż, tego akurat nie będę komentował.

A jeśli chodzi o błędy - nie chodzi mi tutaj o interpunkcję, to mogła być zwykła nieuwaga. Ale do tego dochodzi np. stylistyka, barwność języka itd.. Masz rację - tak jak napisałem wcześniej nie mam prawa do głosu ostatecznego, piszę tylko, co sądzę. A sądzę, że Twój tekst został oceniony niesprawiedliwie.

Nowa Fantastyka