- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Misterium Universi

Misterium Universi

Takie tam.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Misterium Universi

Biiim… booom… biiim… booom… To wybijał dzień dwudziestego drugiego listopada. Dzwony kosmitów biły doby, nie godziny. Rozbrzmiewały o północy czasu lokalnego, co byłoby uciążliwe, gdyby nie fakt, że odzywały się tylko raz w roku.

Obudzony, wyjrzałem przez okno. Nad Cytadelą Kosmicznego Boga skupił się blask setki błękitnych jupiterów, oświetlając jedną z wielu wież potężnej budowli. Zaparzyłem sobie herbatę i włączyłem Mozarta.

Wylądowali dwudziestego drugiego listopada dwa tysiące piętnastego roku, a ich dzwony przestrzegały kalendarza gregoriańskiego oraz czasu słonecznego. Właściwie niczego poza tym o nich nie wiedzieliśmy. Ujrzeliśmy, jak przybyli i jak dzień później odlecieli, zostawiając na Ziemi tysiące obcych, identycznych niby-fortec. Cytadele stały od trzydziestu lat i wcale się nie starzały. Wydawały się niezniszczalne i niedostępne.

Jedna z owych tysięcy znajdowała się niedaleko osiedla, na którym mieszkałem. W pewnym momencie władze machnęły ręką i, jak w wielu innych miejscach, pozwoliły ludziom na swobodny dostęp do tajemniczego dzieła obcej architektury. I tak nikt nie potrafił uszkodzić murów Cytadeli, podobnie jak nikt nie potrafił zajrzeć do jej środka. Znad wrót, których nikt nie potrafił otworzyć, patrzyła w dół płaskorzeźbiona postać: dostojna, humanoidalna istota z wzniesionymi nad głowę ramionami. Powszechnie uznawano ją za reprezentację jakiegoś boga.

Bicie dzwonu ustało wreszcie, wybrzmiał też towarzyszący mu Mozart. Wciąż miałem herbatę. Pociągnąłem kolejny łyk.

Cytadele, pomyślałem, skryją się kiedyś pod gruzami wciąż od nowa budowanych ziemskich miast, zatoną pod kolejnymi warstwami geologicznymi. Ludzie odejdą, rozpadną się w proch, a one nadal będą istniały, zakopane, lecz niezmienione. I tylko nieliczni, jak ja, kiedykolwiek odwiedzą ich wnętrza.

Wątpię, żeby to mnie pierwszemu udało się wejść do Cytadeli. Jak podejrzewam, moi poprzednicy po prostu nie uznali za stosowne podzielić się osobliwym doświadczeniem.

Oczywiście, wiele osób snuło niestworzone historie o własnym pobycie w którejś z Cytadel. Nie mogę wiedzieć tego na pewno, twierdzę jednak, że wszyscy oni byli akurat pomyleńcami lub kłamcami, lub też fanatykami tego nowego kultu – religii Kosmicznego Boga. Albo nawet wszystko naraz. Za chwilę zrozumiecie dlaczego. Chociaż najpewniej również i mnie uznacie za jakiegoś rodzaju idiotę, zwłaszcza że, podobnie jak tamci, nie posiadam żadnego dowodu na potwierdzenie swoich słów. Mówi się trudno.

Było to kilka miesięcy temu. Przyszedłem pod Cytadelę o północy, by w świetle latarki poprzyglądać się płaskorzeźbie istoty, w której niektórzy widzieli boga przez małe lub duże B. Nagle skrzydła wrót uchyliły się cicho. Wszedłem raczej bezmyślnie, ignorując możliwość, że budowla mnie nie wypuści. Nie dbałem o to. Miałem wówczas poważne problemy osobiste, czułem się diablo samotny i czasami rozmyślnie kusiłem los. Co za różnica, pomyślałem wtedy. Dokładnie tak, jak parę dni wcześniej, kiedy prułem dwieście kilometrów na godzinę na moim kawasaki. I ciągle dodawałem gazu.

Wkroczyłem zatem do środka tajemnicy, omiatając otoczenie snopem światła z latarki i wchodząc coraz głębiej, mimo że wrota już się zamykały.

Nie zastałem jednak żadnego cudu. W Cytadeli nie spotkałem Boga, nie znalazłem świętych ksiąg. Ani świętych zwojów, ani świętych dyskietek. Niczego, co wydawałoby się święte. Nie było też dzieł sztuki ani jakichkolwiek niezwykłych artefaktów. Co zamiast tego? Po prostu olbrzymie, puste pomieszczenie o gołych ścianach. Oraz ja sam, doznający naturalnego w tej sytuacji pobudzenia, raczej silnego, choć pewnie jednak poniżej normy. Trochę jakbym po wymagającej wspinaczce stawiał nogę na szczycie góry – a trochę jakbym słuchał Mozarta. Tak czy inaczej, wcale nie czułem się rozczarowany.

Kiedy wróciłem do wejścia, zostałem wypuszczony. Wydawało się, że nie ma w tym nawet grama sensu, żadnej puenty. Cóż, należało więc wymyślić ją samemu, nie było wymówki.

Owszem, sądzę, że o to właśnie chodziło przybyszom z kosmosu.

Koniec

Komentarze

Mam wrażenie, że napisałeś, jak kosmici zrzucili swoje śmieci na naszą planetę i tyle. Niby ktoś z tego próbował robić religię, ale wtedy informujesz czytelnika, że konstrukcje są po prostu puste i wpuszczają przypadkowych ludzi.

Piszesz na końcu, że o to chodzi – znalezienie własnej puenty, ale jeśli tak to dlaczego nie wpuszczają wszystkich? Inna sprawa, że osobiście czułbym się zawiedziony widokiem pustej, ogromnej przestrzeni i miał tylko więcej pytań, a nie wychodził z chęcią szukania sensu życia.

Poza tym tekst napisany sprawnie, nie zauważyłem żadnych błędów. Pozdrawiam.

Trudno mi uwierzyć, że kosmici zadali sobie tyle trudu, aby zmusić Ziemian do myślenia. W końcu takie zorganizowane lądowanie planetarne to nie piknik – trzeba załogę statków opłacić, wyliczyć jakieśtam współrzędne, że już o kosztach paliwa nie wspomnę.

Ze względów ekonomicznych hipotezę Skulla również uważam za mało prawdopodobną. Czyż nie taniej jest śmieci po prostu wyrzucić w kosmos?

Coś mi się widzi, że to całe misterium universi to jakieś bezsensu jest.

Przykro mi, Anonimie, ale opowiastka zdaje się być pozbawiona sensu. Nie mam pojęcia, co miałeś nadzieję przekazać. :-(

 

cza­sa­mi roz­myśl­nie ku­si­łem los. Co za róż­ni­ca, po­my­śla­łem wtedy. – Nie brzmi to zbyt dobrze.

W sumie tekst o niczym. Do tego mało wiarygodny, bo nie wierzę, że współcześni ludzie nie znaleźliby sposobu, by przebadać zostawione przez kosmitów obiekty. No po prostu nie ma takiej opcji. 

Do tego śmiem wątpić, by ktokolwiek chciał dla nich tworzyć nową religię i traktował je jako obiekty kultu. Wierzący (jakiejkolwiek religii), raczej nie uznają, że to ich bóg obdarował ich nowymi świątyniami. Niewierzący prędzej rozłożą taką Cytadelę na części pierwsze, niż zaczną czcić. To nie te czasy. 

A ja nie uwierzyłam, że ludzi podobnych do narratora nie było więcej. Takie wydarzenie raz do roku aż się prosi o organizację wielkiego eventu – namioty, kramiki z pamiątkami, telebimy, wykłady o niebyciu samym w Kosmosie i duuużo piwa. Zwłaszcza na południowej półkuli.

Nic się nie dzieje, ale opisane przyzwoicie.

Dzwony kosmitów biły doby, nie godziny. Rozbrzmiewały o północy czasu lokalnego, co byłoby uciążliwe, gdyby nie fakt, że odzywały się tylko raz w roku.

W takim razie nie były dób, tylko lata.

Może i lata. Z drugiej strony dzwon mógłby bić tylko raz dziennie, o godzinie trzynastej na przykład, i chyba wtedy wolno by było powiedzieć, że wybija godziny, nie doby. Chyba ;) Pobyt w Cytadeli jest wspomnieniem narratora, czymś co wydarzyło się kiedyś, a nie wydarzeniem bieżącym, z nocy dzwonów. Ważna informacja dla mnie, że można to źle odczytać. Rzeczywiście przedstawiłem sprawę niewyraźnie. Do poprawki.

Mnie nie pytajcie, dlaczego przybysze zachowali się tak, a nie inaczej, co ja kosmita jestem? Mógłbym przedstawiać różne argumenty na poparcie swojej wizji, wyjaśnić kilka rzeczy, ale chyba nie o to chodzi. Niech tekst sam się broni. Lub nie.

Skull, Drewian, regulatorzy, śniąca i Finkla – wszystkim Wam dziękuję za przeczytanie i feedback.

Tekst co najmniej dziwny i rzeczywiście mało logiczny, ale czy nie może się coś takiego zdarzyć? Nie wiem – już w różne kwiatki ludzie wierzyli i różne rzeczy ludzie robią – to czemu nie to/w to co opisałeś…

Ale gdzie konkretnie jest mało logiczny?

Myślę, że każdy tekst wymaga trochę dobrej woli od czytelnika, który zawsze musi domalować sobie pewne szczegóły do szkicowanego przez autora obrazka. Jeżeli krytyk dobiera owe detale tak, żeby czytana relacja stała się niewiarygodna, to moim zdaniem coś jest w jego podejściu nie halo.

Dlatego bardzo mi się podoba, Foloinie, dalszy ciąg Twojej wypowiedzi. Nie wydaje się dobrą praktyką wmawianie autorowi, że o czymś nie pomyślał albo że coś źle sobie wyobraził (nie piję do Ciebie, żeby było jasne), jeżeli tak naprawdę nie ma się na to żadnych dowodów. Prócz nieuzasadnionych domniemań. Pamiętajmy też, żeby zawsze brać poprawkę na fakt, że historię niekoniecznie opowiada wszechwiedzący narrator.

Na przykład w wypadku historii powyższej: czy rzeczywiście tajemnicze budowle pozostaną przez ludzi “niezdobyte”, czy nasza cywilizacja nie przetrwa dłużej niż Ziemia, Słońce, Cytadale? Nie wiemy tego – to są luźne dywagacje bohatera, który ma na temat możliwości człowieka sceptyczne zdanie.

 

Tekst o niczym, nic się nie dzieje (śniąca, Finkla).

Zrozumcie właściwie, to nie tak, że mam Wam tę opinię za złe. Jedynym uczuciem, jakie ona we mnie budzi, jest zdziwienie. Po prostu wydaje mi się absurdalna. Przedstawiłem pewną rzeczywistość i opisałem pewne zdarzenie, wynikające z działań pewnego człowieka. Sądzę, że zrobiłem to całkiem hojnie – jak na szorta. Naprawdę widziałem na portalu dłuższe teksty, w których działo się mniej, i nikt nie formułował pod nimi podobnej opinii :/ Pewnie tak naprawdę miałyście na myśli coś innego? Że nie widzicie głębszego sensu historyjki?

No cóż, poddaję się. Żaden z komentujących nie próbował zgadnąć przesłania (chyba z wyjątkiem Regulatorów), wszyscy skupili się na sprawach drugorzędnych. A przynajmniej nikt nie wyjawił, że próbował. Wyjaśniam więc, na czym według bohatera/narratora polega przesłanie kosmitów:

1. Nie ma Boga.

2. Wszechświat nie ma celu.

3. Ale każdy może dokonać introspekcji i znaleźć własny cel.

Tak, tak, wiem, opowiadanie powinno objaśniać się samo. Kajam się jak Arlekin.

 

PS. Jeśli nie chce wam się odpowiadać na pytania, które w tym poście zadałem, potraktujcie je jako retoryczne. Zrozumiem :)

PPS. Śniąca, Twoja wiara w rozsądek współczesnych ludzi jest budująca, ale niestety bezpodstawna.

Obczaj na przykład to:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Heaven's_Gate

I to:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Anio%C5%82y_Nieba

Obczaj na przykład to:

Znam. Ile milionów wyznawców mieli? (pytanie retoryczne)

 

Z Twojego tekstu wywnioskowałam, że ta kosmiczna religia opanowała cały świat, że nikt (naukowcy) specjalnie nie próbował badać obcych obiektów. Bohater niby wyjaśnia i opowiada kilka rzeczy, ale taki fakt pomija milczeniem, więc uznaję, że takie działania nie miały miejsca. To zadanie to za mało:

W pewnym momencie władze machnęły ręką i, jak w wielu innych miejscach, pozwoliły ludziom na swobodny dostęp do tajemniczego dzieła obcej architektury.

 

Wynurzenie bohatera:

Nie zastałem jednak żadnego cudu. W Cytadeli nie spotkałem Boga, nie znalazłem świętych ksiąg. Ani świętych zwojów, ani świętych dyskietek. Niczego, co wydawałoby się święte.

dowodzi tylko i wyłącznie jego własnego podejścia – jednostkowego. Nie pokazuje i nie udowadnia, że tak rozumie i powinien zrozumieć Cytadele cała ludzkość. I nie odczytuję tego jako przesłanie, które klarujesz. Równie dobrze bohater może wejść do dowolnej świątyni (katolickiej, protestanckiej, prawosławnej, muzułmańskiej, buddyjskiej itd) i stwierdzić: Nie widzę tu Boga, nie widzę nic świętego*, więc Boga nie ma. 

 

* Tu jeszcze można się bawić w kwestie definiowania świętości, ale raczej ja sobie daruję. 

 

Tak, czy owak, Twój wywód nie wpłynął na mój odbiór szorta. Może wynika to z faktu, że nie koniecznie przemawiają i trafiają do mnie takie filozofujące zagadki i rozważania. Może po prostu nie jestem właściwym targetem. 

Istotnie, przesłanie wyszło mi raczej mgliste. Za bardzo. Zawiniłem. Ale przecież już się kajałem nawet :P Poza tym nie zamierzałem nikogo przekonywać, że ten szort to genialne dzieło.

 

Nigdzie nie napisałem, że kult Kosmicznego Boga jest wielką religią.

Władze machnęły ręką w WIELU miejscach, nie WSZĘDZIE – więc zapewne gdzie indziej Cytadele nadal są badane.

Śniąca, po co wybierasz opcje, które nie pasują do Twojej wizji świata, skoro masz dowolność? Zerknij do drugiego akapitu mojego poprzedniego komentarza.

 

(…) dowodzi tylko i wyłącznie jego własnego podejścia – jednostkowego. Nie pokazuje i nie udowadnia, że tak rozumie i powinien zrozumieć Cytadele cała ludzkość.

No i co z tego?

 

Generalnie, Twój post świadczy, że nie wzięłaś sobie do serca moich uwag natury ogólnej. Szkoda.

Drogi Anonimie, nie musisz się kajać i twierdzić, że jakkolwiek zawiniłeś. Po prostu inaczej postrzegam i interpretuję różne rzeczy i nie zawsze umiem dostrzec inny punkt widzenia, nawet jak mi się tłumaczy.

;-)

:-)  Kosmici z powyższego tekstu muszą być niesamowicie rozrzutni. Fundować ludzkości Cytadele, do których wstęp uzyskują nieliczni… :-)

Zamysł niezły, ale przekaz za słabo akcentowany.

Dzięki za przeczytanie i komentarz :)

Nowa Fantastyka