- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Egzorcyzm

Egzorcyzm

Moje pierwsze opowiadanie w ogóle więc wiele od niego nie oczekuje mam nadzieję że się spodoba ale jestem otwarty na krytykę i wytykanie błędów.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Egzorcyzm

 

 

Była ciemna wiosenna noc kiedy w nieopodal małej austriackiej wioski na granicy z Niemcami dał się usłyszeć dźwięk zbliżającego samochodu. Z powodu wszechogarniającego mroku nie dało się dojrzeć koloru pojazdu lecz wysokość świateł i masywna sylwetka wskazywały na duży wóz terenowy lub van. Jechał zwykłą wiejską drogą czasami oświetloną przez latarnię na jakimś podwórku. W około stały kiełkujące pola oraz budzące się do życia lasy.

Wewnątrz siedzieli czterej młodzi ludzie, celem ich podróży był dom pewnej kobiety której córka została opętana przez demona, przynajmniej tyle przekazał ich zakonowi okoliczny ksiądz.

Kierowcą był dwudziestopięcioletni blondyn o imieniu Wilhelm, był on egzorcystą Zakonu jego celem jest studiowanie i zrozumienie demonów i wykorzystywanie swojej wiedzy i wykorzystanie jej by wspomóc swoich towarzyszy. Ich przeciwnikiem nie były bezmyślne zwierzęta i czujna obserwacja i studiowanie nawyków zarówno tych już znanych jak i tych nowo nabytych była integralną częścią tej profesji.

Podjechali pod mały ceglany domek nieopodal końca głównej drogi miejscowości.

Z domu dało się słychać opętańcze krzyki i wrzaski jakby zagnieździł się tam jakiś potwór.

Wysiedli czterej ubrani w czarne garnitury postawni mężczyźni Wilhelm podszedł spokojnie do drzwi posesji z zapukał, podczas gdy reszta zaczęła wypakowywać z bagażnika broń oraz pozłacany kostur z symbolem krzyża którego Wilhelm używał jako podstawowej broni.

Kiedy drzwi się uchyliły zza nich wyjrzała pobladła długowłosa głowa.

-Dzień dobry my w sprawie państwa córki.

Kobieta spojrzała na przybysza ze strachem w oczach lecz wewnątrz wiedziała że ci ludzie mogą jej pomóc.

-Dzi… dzień dobry, proszę wejść. Potrafiła tylko wydusić z siebie kobieta, widząc jak towarzysze stojącego przed nią młodego człowiek ubierają się niczym na jedną z krucjat o których tyle słyszała na lekcjach historii.

 

W międzyczasie kiedy jego towarzysze się przebierali kiedy młodzieniec wchodził do domu.

Markus, postawny lecz zawsze wesoły ciemnowłosy mężczyzna, najstarszy z grupy, był mentorem pozostałej dwójki i przywódcą drużyny. Był paladynem Zakonu, jego celem był nadzór nad młodszym pokoleniem. Jego główną bronią był wielki oburęczny miecz poświęcony przez najwyższych egzorcystów Zakonu, a przy pasie trzymał dwa zwykłe pistolety które trzymał na wszelki wypadek.

 

Wilhelm wszedł do domu, dookoła nie widział nic podejrzanego, w kominku palił się spokojny płomień niewskazujący tego co niedługo się wydarzy. Stali tak przez chwile kiedy ciszę w końcu przerwał egzorcysta.

-Dostaliśmy zgłoszenie że w pani córce zamieszkał demon, czy była by może możliwość rozwinięcia tego? Z miejsca zaczął wypytywać kobietę.

-Słucham? To znaczy… – kobieta wzięła głęboki oddech i następnie odetchnęła aby uspokoić nerwy – więc tak wychowywaliśmy córkę z mężem przez 7 lat, lecz kiedy odszedł nie mogłam sama nad nią zapanować. Poznała paru głupków z okolicy co im tylko imprezy i picie w głowach i i zaczęła się szlajać po okolicach. Kilka tygodni temu zaginęła na kila dni, nawet te luje nie wiedziały gdzie się podziała. Po paru dniach poszukiwań sama wróciła, z początku było dobrze lecz zaczęła robić się bardziej nerwowa i bezczelna. Zaczęła wyśmiewać wiarę i Boga i kiedy chciałam ją uciszyć to mnie zaczęła wyzywać i kląć jakbym była dla niej nikim, z początku nie wiedziałam co się działo więc przyprowadziłam księdza aby z nią porozmawiał. Zamknęli się w pokoju na 10 minut i kiedy wyszedł to oznajmił że córka prawdopodobnie jest opętana i zaproponował wezwanie państwa. Proszę, błagam wyleczcie moją córkę!

-Zrobimy wszystko co w nasze mocy ale nie jestem jeszcze w stanie nic obiecać, wpierw muszę się spotkać z córką.

-Oczywiście, już pana prowadzę, córka jest przywiązana do łóżka aby nikogo nie skrzywdziła i od dawna nie jadła.

-Widziałem już kilka podobnych spraw, demony są bardzo agresywne w stosunku do ludzi i nie przejmują się swoimi nosicielami.

 

Kobieta zaprowadziła go do małego przyciemnionego pokoju pod prawą ścianą którego stoi łóżko na którym przywiązana pasami leży młoda dziewczyna. Blada oczy zapadnięte kostki i nadgarstki posiniałe i pocięte od trzymających ją pasów i spojrzenie pełne pogardy.

-O widzę że ta stara baba posłała po psy watykańskie. Czy może to ten zabawny czarnuch? Mnie nie chciał, może jestem za stara ,a może wolał chłopców. Hej! Psie co teraz wolą tam u was?

Młodzieniec spojrzał na nią z grymasem na ustach, unosząc jedną brew odpowiedział.

-Nie jesteśmy z Watykanu, ich obyczaje nas nie obchodzą i jeżeli zależy ci na życiu to lepiej

od razu opuść tę dziewczynę, w przeciwnym wypadku zginiesz.

Zakon z którego pochodził był odrębną komórką Chrześcijaństwa pozbawioną zwierzchnictwa Papieża. Ich główny mi ideami była bezinteresowna pomoc tym którzy sami nie mogą sobie pomóc oraz stanie na straży królestwa ziemi przed czyhającą na nie armii demonów.

Dziewczyna wydała z siebie przeciągły charczący dźwięk który miał imitować śmiech.

-Grozisz mi? To takie słodkie, mały człowieczek mi grozi. I co mi zrobisz? Przestrzelisz łeb? Spalisz na stosie? A może polejesz głowę wodą święconą? Ta dziewczyna jest teraz moja, będę sobie robiła z nią co mi się podoba i jak mi się podoba. Jak wy to mówicie? Znalezione nie kradzione?

W tym czasie do domu zapukali pozostali trzej mężczyźni, każdy z mieczem, krzyżem na piersi, pierwszy szedł Marcus, kiedy spojrzał na kobietę szczerze się do niej uśmiechnął aby trochę podnieść ją na duchu. Zaraz za nim wszedł Krzysztof, najmłodszy z grupy, był w zakonie od niedawna, miał on przy pasie tylko krótki miecz, a w ręku trzymał kostur Wilhelma. Krzysztof był jedynym człowiekiem który przeżył masakrę swojej wioski, całą jego rodzinę i przyjaciół zamordował on sam, kiedy był opętany przez demona, wtedy inna drużyna Zakonu która również była pod dowództwem Marcusa wyciągnęła z niego bestie i ją zabiła. Dziesięcioletni zdruzgotany i samotny, kiedy zapytany przez Marcusa czy nie chciał by z nimi zamieszkać uznał że nie ma żadnego innego wyboru. Przez lata przyjmował nauki od Zakonników i w końcu sam uznał że do niego dołączy jako pełnoprawny członek. Wydawali się spokojni, nawet trochę znużeni, jakby to była dla nich rutyna. Kiedy weszli do domu od razu usłyszeli przechwałki demona, Arnold nawet się trochę uśmiechnął. Był on najbardziej krnąbrnym i nieprzewidywalnym spośród paladynów, dlatego Marcus zawsze go trzymał w pobliżu siebie, walka była dla niego wszystkim czego potrzebował, znaczyła dla niego tyle co modlitwa dla zwykłego człowieka, kiedy chciał się wyciszyć brał swój miecz i szedł na dziedziniec twierdzy zakonu aby ćwiczyć, Marcus był dla niego pewnego rodzaju mistrzem. Uczył go od małego szermierki i dyscypliny w walce, zapomniał jednak o dyscyplinie w życiu. Chociaż zasady zakonu nie zabraniały jego członkom przywar i przyjemności zwykłych ludzi oczekiwały jednak pewnej dozy samokontroli, umiejętności której Arnold nie posiadał i często był odwożony przez taksówki czy kolegów spoza zakonu kompletnie pijanym lub pobitym i nieprzytomnym.

 

Kiedy weszli do pokoju demon na chwilę zamilkł lecz po chwili znowu zaczął drwić z przybyszów.

-HA! Więcej pajaców? To sam nie dał byś mi rady? Wydajesz się taki pewny siebie.

Mężczyzna z kosturem podszedł do czekającego na nich kolegi i dał mu go.

-Zaczynamy?

-Zaczynamy.

Dziewczyna nieprzerwanie klnąc i wyśmiewając ich widziała jak trzej mężczyźni ustawili się dookoła łóżka, ten z karabinkiem na prawo, kolega tylko z mieczem po lewo, a ten z wielkim mieczem u wezgłowia wszyscy wyjęli miecze i wbijając klingi w podłogę ustawili je tak aby, symulując krzyże, były na wprost dziewczyny.

Wilhelm celując kosturem w dziewczynę, spokojnymi słowami wypowiedział po łacinie słowa modlitwy której celem było usunięcie demona z dziewczyny, kiedy to nastąpi resztą zajmą się jego koledzy. Egzorcysta w czasie walki mógłby co najwyżej trochę podleczyć rannego. Pełne uleczenie mogło by wiązać się z pełnym wyładowaniem mocy zawartej w kosturze. Blask trzymanej przez Wilhelma broni rozjaśnił cały pokój jakby w środku rozpaliło się małe słońce.

Dziewczyna naglę zaczęła popadać w konwulsje, łóżko zaczęło trzeszczeć i przesuwać się, dało się odczuć że demon nie chciał opuścić ciała dziewczyny. – Mamy tu ósemkę chłopaki. – Powiedział Człowiek z kosturem i znowu wskazał kosturem. Demony będąc upadłymi aniołami zostali przez zakon sklasyfikowani w podobny sposób, jako że aniołowie są podzielone na tak zwane Chóry od zwykłych aniołów jako chór dziewiąty po zajmujące pierwszy stopień Serafiny to demony dzielą się na dziewięć Legionów gdzie również w kolejności malejące zaczynano od pomniejszych demonów po trzech najwyższych Władców piekieł Samaela, Lucyfera i Asmodeusa.

Na ten znak pozostali się napięli i przygotowali do nadchodzącej walki. Po chwili Wilhelm zaczął kontynuować recytację modlitwy, a światło kostura wcześniej rozświetlającego cały pokój zaczął powoli się skupiać na dziewczynie. Zarówno moc którą władał Wilhelm jak i teksty modlitw przezeń recytowane były darem od aniołów, które po Drugiej Inwazji zaczęły wspierać wtedy nowo powstały Zakon.

Konwulsje się pogłębiły łóżko poruszało się jakby nabrało świadomości, czasem odbijając się od przybyszy, jakby próbowało ich wytrącić z równowagi lecz oni niewzruszenie utrzymywali pozycję nie pozwalając bestii się uwolnić.

Kobieta zaczęła krzyczeć lecz je wcześniejszy głos nagle się zmienił, był bardziej melodyjny i gdyby nie ogarniająca je agonia był by niczym muzyka dla uszu.

Zostaw mnie ty plugawy człowieku! Jakim prawem mi to robisz! – wykrzyczała z bólu.

Prawem nadanym mi przez Stwórcę którego opuściłaś i zdradziłaś.

Dziwisz mi się? A czy ty byś kochał ojca który wybiera jedno dziecko nad drugie?!

To nie daje ci prawa do nękania nas!

Wtedy z ciała dziewczyny zaczęły ulatniać się płomienie, powoli i systematycznie wyciągali z dziewczyny potwora, powoli odzyskująca świadomość dziewczyna zaczęła wpierw wyć z bólu aż w końcu zemdlała, co ułatwiło pracę egzorcystom ponieważ wraz z tym ustały jej konwulsje. Kiedy demon był już prawie na wylocie trzech ludzi wstało i przygotowało się do walki. – Powaliło was?! Tutaj nie będziemy walczyć! Czekajcie pod tym oknem! – skinął głową na okno po swojej lewej – Tylko biegiem!

 

Pozostali wstali i pobiegli z mieczami w rękach. Kiedy wybiegli z domu zobaczyli tłum ludzi pocieszający zalaną łzami matkę dziewczyny. Musiała się tu zebrać chyba cała wioska, chociaż nie powinno być w tym nic dziwnego, wrzaski dziewczyny nosiły się bardzo daleko.

Kiedy już czekali pod oknem z drugiej strony domu jeden dał znak koledze w środku o gotowości.

Tamten odpowiedział tylko skinieniem i zaraz po tym wykonał zamach kosturem tak jakby uderzał niewidzialnego przeciwnika. W tym momencie z okna wyleciała wielka kula ognia która przeleciała nad głowami reszty rozbijając się dziesięć metrów dalej.

 

Z wybuchu wyłoniła się blada blond-włosa naga kobieta, kiedy tak stała rozpostarła swoje kruczoczarne skrzydła jakby szykowała się do lotu. Marcus szybko wbił miecz w ziemię i wyjmując swoje dwa pistolety przestrzelił jej skrzydła. Kobieta zawyła z bólu patrząc jak jedno ze skrzydeł pada złamane. Z ogniem w oczach wyskoczyła pod ostrym kątem w kierunku stojącego najbliżej Arnolda uderzając go pięścią w pierś, ten padł bez tchu nie zdążył zobaczyć co się działo. Kiedy demon szykował się by wykończyć przeciwnika nagle poczuła przeszywający ból w plecach. Kiedy się odwróciła ujrzała stojącego obok drzewa kolejnego przeciwnika tym razem z karabinem. Posyłał w jej kierunku małe serie nie tyle raniąc ją co drażniąc w celu odciągnięcia jej od swojego towarzysza. Podirytowana rzuciła się na niego lecz w momencie kiedy miała zadać cios Marcus spojrzał na drzewo i krzyknął – JUŻ!! Wtedy schowany za drzewem Krzysztof z całej siły uderzył potwora w brzuch. Uderzył ją na tyle mocno że przeleciała obok Marcusa Wybita z trajektorii skoku uderzyła o ziemię zostawiając płytką koleinę za sobą. Łapiąc się odruchowo za ranę zobaczyła krew, przerażona nie widząc drogi ucieczki zaczęła się rozglądać widziała jak mężczyzna z kosturem oświetla swojego rannego kolegę który po chwili wstaje tylko otrzepując się z kurzu.

Kiedy tak wstał zaczął powoli do niej podchodzić. – Jest moja chłopaki, ok? – zawiadomił pozostałych pewnym głosem Arnold, zaciskając miecz w swojej ręce. – Dobra tylko uważaj, nie chcę mi się znowu ciebie leczyć.

– Dobra dobra jak sobie chcesz.

 

Kiedy tak powoli podchodził kobieta chciała się na niego rzucić lecz kiedy próbowała się ruszyć jej rana dała o sobie znać. Nie widząc drogi ucieczki uznała że może uda się ich przebłagać.

– Nie zabijaj mnie błagam! Nie skrzywdzę już nikogo obiecuję!

Widziała jak jej śmierć zbliża się do niej powoli z kamienną jakby jej słowa w ogóle do niego nie trafiały.

– Litości! Co muszę zrobić abyś minie nie zabijał, BŁAGAM!!!

Zlana łzami kobieta błagając i szlochając słuchała szelestu trawy uginającej się pod i ocierającej się o buty swojego oprawcy. Kidy ten wreszcie stanął nad nią milczał przez chwilę unosząc powoli miecz lecz w końcu jej odpowiedział.

– Zamknij mordę.

Na te słowa kobieta rzuciła się na niego, jej twarz ciemnoczerwona niczym utleniona krew oczy czarne niczym najgłębsza otchłań, a zęby niczym u wilka, wyszczerzone gotowe do podgryzienia gardła swojej ofierze. Kobieta zamarła w miejscu, już nieświadoma, nie dał się dwa razy zaskoczyć, klinga miecza przebiła czaszkę demona na wylot. Ciało zaczęło wysychać i jego spopielone fragmenty powoli się odrywały i odlatywały z wiatrem. Szybko wyciągając miecz z głowy już martwej bestii człowiek się obrócił do znajomych, uśmiechnął się i do nich dołączył.

To co chłopaki? Wracamy do domu?

No raczej, trochę zgłodniałem.

Poszli spokojnym krokiem do swojego vana, kiedy wychodzili zza rogu zobaczyli tłum ludzi lecz matki nie było, prawdopodobnie poszła zająć się swoją córką. Spakowali swój sprzęt do bagażnika i zaczęli się zbierać do drogi powrotnej. Kiedy już weszli do vana podbiegła do nich kobieta, to była matka dziewczyny.

Moja maleńka jest cała i zdrowa! Dziękuję, dziękuję, dziękuję, nie wiem jak mam się wam odwdzięczyć!

Wtedy z siedzenia pasażera wychylił się Marcus i z uśmiechem powiedział.

Nie trzeba, to nasz obowiązek, musimy strzec przed złem tych którzy sami siebie ustrzec nie mogą.

Na te słowa odjechali, ludzie jeszcze przez chwilę patrzyli jak światła ich samochodu rozpływają się w nocy.

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Jest mi bardzo przykro, Anonimie. Powodem jest, oczywiście, Twój tekst oraz to, co jestem zmuszony o nim napisać. 

Czytanie Twojego opowiadania przypomina przedzieranie się przez kolczaste i gęste krzaki. Budowa zdań niejednokrotnie wymaga trzykrotnego przeczytania, by uporządkować i zrozumieć, o co w nim chodzi. Przecinków, uwydatniających strukturę zdania, praktycznie nie stosujesz. W efekcie, jak nadmieniłem, opowiadanie czyta się z trudem i narastającą niechęcią, bo niczym, jak to się przyjęło określać, nie porywa. Ani tematem, ani jego przedstawieniem.

Do błędów interpunkcyjnych zalicza się także niepoprawny zapis dialogów.

Każdy kij ma dwa końce, więc trzeba przyznać, że ortografia w porządku, praktycznie w porządku, bo tylko kilka kiksów zauważyłem.

 

Mnie też jest przykro – pod tym i innymi względami zgadzam się w pełni z Adamem :(

Gdy napiszesz kolejne opowiadanie, odłóż je na tydzień lub dwa, potem przeczytaj na spokojnie kilka razy, szukając błędów. Część z nich na pewno samodzielnie wyłapiesz, choćby takie posypane zdania jak na przykład:

 

W międzyczasie kiedy jego towarzysze się przebierali kiedy młodzieniec wchodził do domu.

albo:

 

Po chwili Wilhelm zaczął kontynuować recytację modlitwy, a światło kostura wcześniej rozświetlającego cały pokój zaczął powoli się skupiać na dziewczynie.

 

Z pewnością udałoby Ci się też wyłapać i zlikwidować znaczną część powtórzeń, przykład:

 

Kierowcą był dwudziestopięcioletni blondyn o imieniu Wilhelm, był on egzorcystą Zakonu jego celem jest studiowanie i zrozumienie demonów i wykorzystywanie swojej wiedzy i wykorzystanie jej by wspomóc swoich towarzyszy.

 

Powyższe zdanie zresztą jest do przebudowy, zwróć tez uwagę, że w nieuzasadniony sposób zmieniasz czas – prowadzisz narracje w czasie przeszłym i nagle używasz słowa “jest”. Podobny błąd (oraz powtórzenie) masz tutaj:

 

Kobieta zaprowadziła go do małego przyciemnionego pokoju[+,] pod prawą ścianą którego stoi łóżko na którym przywiązana pasami leży młoda dziewczyna.

Zaznaczyłam też brakujący przecinek.

 

Generalnie polecam Ci szlifowanie zasad gramatyki i zapoznanie się z zasadami interpunkcji. Dużo czytaj – najlepiej dobrych tekstów. Pisz, ćwicz, jak opanujesz język, pomyśl co właściwie chcesz opowiedzieć…

Początkowo myślałam, że autor obraził się na przecinki, ale nie… zaraz, są! Szacuję, że na piętnaście tysięcy znaków, jest ich około dwudziestu.

 

pobladła długowłosa głowa oraz twarz ciemnoczerwona niczym utleniona krew

Włosy jej zbladły? Może się utleniły… Nie, przecież w tym świecie kolory utleniają się do ciemnoczerwonego…

 

Zlana łzami kobieta błagając i szlochając słuchała szelestu trawy

Pasem można zlać, łzami, co najwyżej, zalać się. Tylko, gdy do błagań i szlochów dojdzie zalewanie, to jak w tej histerii jeszcze szelest traw  usłyszeć?

Proponuję naukę od podstaw. Najpierw naucz się, Autorze, pisać zdania, a potem przejdź do form dłuższych. Po drugie czytaj, co napisałeś.

A mi, kurczaki, nie jest przykro, gdyż z radością odnalazłam bratnią duszę w dzisiejszym Anonimie. Do tej pory myślałam, że jestem głównym celem niecnych poczynań przecinków, a tu się nagle okazuje, że ktoś ma z tymi wredotami jeszcze gorzej na pieńku :D

Wiem, wiem – schadenfreude nie jest zdrowe dla duszy, ale… co się uśmiechnęłam to moje!

Niestety, przedpiścy mają rację. Zdania są tak kiepsko skonstruowane, że duszą historię.

dał się usłyszeć dźwięk zbliżającego samochodu. Z powodu wszechogarniającego mroku nie dało się dojrzeć

Powtórzenie.

W około stały kiełkujące pola

Pola rzadko stoją. Może raczej leżały, rozciągały się? I chyba wzdłuż drogi, a nie wokoło (razem).

kiełkujące pola oraz budzące się do życia lasy.

Wewnątrz siedzieli czterej młodzi ludzie,

Wewnątrz lasu czy wewnątrz pola siedzieli?

Ich przeciwnikiem nie były bezmyślne zwierzęta i czujna obserwacja i studiowanie nawyków zarówno tych już znanych jak i tych nowo nabytych była integralną częścią tej profesji.

A w tym zdaniu już całkiem straciłam wątek. Fajnie, że obserwacja nie była przeciwnikiem. Mieć ją przeciwko sobie to przerąbane… ;-)

Obawiam się, że im dalej, tym gorzej.

Przecinki przecinkami, ale reszta – o matulu kochana. Dawno czegoś takiego nie czytałam, a właściwie – przyznam szczerze – przeczytałam początek. Przy kiełkujących polach już wiedziałam, co mnie czeka i tylko przeskanowałam tekst.

Przykro mi, anonimie, ale baaaaaaaaaaaardzo dużo pracy przed Tobą.

Anonimie, już wiesz, że chaszcze wszelkich błędów, możliwych i niemożliwych, porosły Twoje opowiadanie tak gęsto, że nie nadaje się ono do czytania.

Do rad wcześniej komentujących dołączam sugestię, byś pilnie uważał na lekcjach polskiego i dużo czytał. Odłóż pisanie na jakiś czas i spróbuj ponownie dopiero wtedy, kiedy już opanujesz przynajmniej podstawowe zasady rządzące naszym językiem.

 

Fleurdalacour, źle oszacowałaś. Przecinków jest prawie dziewięćdziesiąt. ;-)

Ja orłem nie jestem w przecinkologii i pisaniologii, ale kurde bela to co napisałeś Anonimie to nawet wróbelek nie jest. 

Cóż, Anonimie, warto chyba wyskoczyć na imprezę do Zasad Języka Polskiego.

W lokalu na bramce stoi przecinek. Niby nic, ale jaki łomot potrafi spuścić… Można go jednak opanować. Jak? Ot, jest i sposób na Przecinkobiadesa, o, tu: http://sjp.pwn.pl/zasady/;629769 

 

Przy barze koniecznie pogadaj z Ortografią, zacznij od:

http://sjp.pwn.pl/szukaj/Woko%C5%82o.html 

 

Przy stoliku na lewo masz kilka długich zdań wyjących o podzielenie. 

 

Zwróć uwagę na źłe zapisywane dialogi (np. braki myślnika na początku… http://www.fantastyka.pl/loza/14 ).

Na parkiecie podryguje sporo powtórzeń.

 

Tekst bardziej na Grafomanię, niż na serio. Potrafisz jednak skonstruować fabułę od a do b. Musisz, moim zdaniem, naprostować trochę język polski, a potem wrócić do pisania.

 

Tekst? Sztampa, przez opisy postaci i ich rekwizyty, przewidywalny i schematyczny do bólu przebieg wydarzeń aż po przesłodzony finał. Niespecjalnie mi się. Ucz się, ćwicz, tylko tak polepszysz warsztat!

Tu gdzieś obok jest dyskusja o sztampie, jeden z wniosków to: dobra sztampa nie jest zła – ale musi być dobrze wykonana. Tutaj brakuje dobrego wykonania.

 

Na plus: jesteś w stanie stworzyć jakaś historię. Sprawdź, czy potrafisz się nauczyć, jak ją przyzwoicie opowiedzieć.

 

 

 

Co to jest “w nieopodal”?

 

“Wewnątrz siedzieli czterej młodzi ludzie, celem ich podróży był dom pewnej kobiety której córka została opętana przez demona, przynajmniej tyle przekazał ich zakonowi okoliczny ksiądz.“ – To zdanie jest za długie, a w każdym razie poszczególne jego części nie są ze sobą należycie połączone.

 

“Kierowcą był dwudziestopięcioletni blondyn o imieniu Wilhelm, był on egzorcystą Zakonu jego celem jest studiowanie i zrozumienie demonów i wykorzystywanie swojej wiedzy i wykorzystanie jej by wspomóc swoich towarzyszy.“ – Dwa “był” w jednym zdaniu to brzydki zgrzyt. Po “Zakonu” chyba miała być kropka, bo dalsza część zdana jest ewidentnie oderwana od ego początku. Z niewiadomych powodów nagle zmieniasz czas z przeszłego na teraźniejszy. W jednym zdaniu masz też trzykrotni spójnik “i”. I zupełnie bez sensu robisz masło maślane poprzez podwójne, niczego nie wnoszące “wykorzystywanie”…

 

“Ich przeciwnikiem nie były bezmyślne zwierzęta i czujna obserwacja i studiowanie“ – A więc czujna obserwacja i studiowanie nie były przeciwnikami bohaterów? Drogi Anonimie, przecinki są naprawdę bardzo, bardzo ważne.

 

“Wysiedli czterej ubrani w czarne garnitury postawni mężczyźni Wilhelm podszedł“ – Czemu zdań nie rozdziela tu kropka?

 

“-Dzi… dzień dobry, proszę wejść. Potrafiła tylko wydusić z siebie kobieta“ – To powinien być dialog. A to oznacza, że kwestia mówiona powinna być rozdzielona od części opisowej odpowiednimi znakami interpunkcyjnymi. Weź do ręki dowolną książkę, w której są dialogi i uważnie przestudiuj, w jaki sposób są zapisywane.

 

“W międzyczasie kiedy jego towarzysze się przebierali kiedy młodzieniec wchodził do domu.“

 

“Markus, postawny lecz zawsze wesoły ciemnowłosy mężczyzna” – Czy postawność z jakiegoś powodu wpływa na usposobienie?

 

był mentorem pozostałej dwójki i przywódcą drużyny. Był paladynem Zakonu, jego celem był nadzór nad młodszym pokoleniem. Jego główną bronią był wielki oburęczny miecz poświęcony przez najwyższych egzorcystów Zakonu, a przy pasie trzymał dwa zwykłe pistolety które trzymał na wszelki wypadek.“ – Stosowanie kilkukrotnie tych samych konstrukcji w kolejnych zdaniach sprawia, że tekst bardzo źle się czyta. Był, był, był… W ogóle powtórzenia nie są mile widziane. Język polski jest piękny i bogaty, zawsze da się znaleźć jakiś synonim.

 

Drogi Anonimie, przepraszam Cię serdecznie, ale nie dałam rady przebrnąć dalej niż przez początek. Chwali Ci się chęć przelewania pomysłów na papier, wspieram Twoją pasję całym sercem. Najpierw jednak, zanim zaczniesz opowiadać historię, musisz, po prostu musisz przyłożyć się do poznania podstaw języka polskiego. Tego etapu nie da się przeskoczyć. Konstruowanie zdań tak, aby miały sens, jest właśnie podstawą. Nawet najgenialniejsza i najbardziej oryginalna historia, jeśli zostanie ubrana w taką szatę, jaką tu zaprezentowałeś, nie da się czytać.

Zdania mogą być proste i niewyszukane, ale muszą być stworzone prawidłowo i kończyć się kropką. Zacznij od prostych zdań.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka