- Opowiadanie: Lexis93 - Dziwne przypadki...

Dziwne przypadki...

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dziwne przypadki...

Słyszę dzwo­nek budzi­ka. Ot­wieram oczy i wyłączam go. Pat­rzę na godzinę. Jest piąta czter­dzieści ra­no. Gdy­bym tyl­ko dor­wał człowieka, który wy­myślił tak wczesną godzinę. Siadam na łóżku i roz­ma­sowuję skro­nie. Bo­li mnie głowa. Słyszę jak na moją komórkę przychodzi SMS. Zakładam oku­lary i biorę komórkę do ręki. „Złaź na dół, cze­kamy”. Wiado­mość przysłał mój przy­jaciel. W tym mo­men­cie, mam ochotę za­cyto­wać Ju­liana Tu­wima i wrócić do łóżka. „Całuj­cie mnie wszys­cy w dupę”. Ten Tu­wim to był mądry gość. Od­rzu­cam te­lefon i idę do łazien­ki. Staję przed lus­trem i widzę niewy­sokiego, wychudzo­nego chłopa­ka. Muszę się ogo­lić. Włączam prysznic i myję się. Chwilę później suszę mok­re włosy. Znów staję przy umy­wal­ce. Biorę do rąk go­larkę i szyb­ko, niedokład­nie się golę. Zaw­sze dbałem o hi­gienę ja­my us­tnej. Myję więc zęby i słyszę, jak ktoś dzwo­ni na mój te­lefon. Zęby umy­te, ubieram się. Wchodzę do po­koju i ubieram na siebie za dużą, zieloną koszulkę i bojówki. Zakładam na szyję pa­cyf­ke. Znów dzwo­ni te­lefon. Od­bieram go i py­tam.

- Cze­go?

– No schodź. Już trze­ci auto­bus nam uciekł - mówi Alan.

Ala­na znam bar­dzo długo. Nie wiem na­wet jak długo. Ale ja­kie to ma znacze­nie?

-Spie­szy ci się gdzieś? - py­tam.

- No do szkoły - mówi Alan.

- Piep­rzysz. Cze­kaj grzecznie na do­le, za­raz zejdę - od­po­wiadam i rozłączam się.

Wkładam do tor­by książki, które leżą na biur­ku. Może to i nie są te, które są dzi­siaj pot­rzeb­ne, ale ja­koś to przeżyję. Ubieram bu­ty i na pożeg­na­nie budzę ko­ta. Nie będzie sierściuch wy­poczy­wał, sko­ro je­go właści­ciel nie może. Za­mykam drzwi na klucz i schodzę na dół. Przed drzwiami stoi Alan. Jest wyższy ode mnie pra­wie o głowę. Ma krótkie blond włosy i niebies­kie oczy. Wręcz ideal­ny przed­sta­wiciel ra­sy aryj­skiej. Hit­ler byłby za­dowo­lony. Tyl­ko ub­rać go w niemiec­ki mun­dur, dać ka­rabin do rąk i ideal­ny SSman. Za­raz obok mo­jego kocha­nego na­zis­ty stoi je­go zna­joma, a mo­ja przy­jaciółka. Ma na imię Al­ma. W dość niety­powy sposób far­bu­je włosy. Wbrew po­zorom zielo­ny to nie jest nor­malny ko­lor. Ma żółte oczy, ale to przez soczew­ki zmieniające ko­lor tęczówki. Jest nap­rawdę ład­na.

- Cześć - mówię.

- No cześć. Nie mogłeś się dłużej grze­bać? - py­ta Alan i po­daje mi rękę.

- Mogłem, ale uz­nałem że zaszczycę nau­czy­cieli moją obec­nością na pier­wszej lek­cji - mówię i ścis­kam je­go rękę.

Całą trójką idziemy na przys­ta­nek. W cza­sie dro­gi żad­ne z nas się nie odzy­wa. Sta­jemy na przys­tanku. Opieram się o szybę, Al­ma siada na ław­ce, a Alan spraw­dza o której jest naj­bliższy auto­bus.

- No ku…. - prze­jeżdżający sa­mochód zagłusza je­go przek­leństwo.

- Co jest? - py­tam.

– Cho­ler­ny auto­bus jest za pół godzi­ny - mówi Alan.

Pod­chodzę do rozkładu. Ten ge­niusz pat­rzył na zły auto­bus. Nie ma to jak in­te­ligen­tny przy­jaciel.

– Nasz auto­bus jest za ja­kieś dwie mi­nuty. Spoj­rzałeś na zły nu­mer przy­jacielu - mówię.

Alan ro­bi się czer­wo­ny. I pra­widłowo. Wstydź się. Siadam obok Al­my i py­tam.

- Jak tam?

– Chu…. - prze­jeżdżający sa­mochód tym ra­zem zagłuszył jej przek­leństwo.

- Dlacze­go? - py­tam.

- Bo mu­siałam wstać o piątej ra­no, żeby zdążyć po ciebie po­dejść - A pro­sił cię kto, żebyś przyszła? Nie mu­siałaś. Gdy­by nie fakt że cię tak moc­no kocham, to naw­rzu­całbym ci.

Pat­rzę przed siebie. Słyszę nad­jeżdżający auto­bus. Wstaję, auto­bus zat­rzy­muje się tuż przed na­mi. Wsiada­my, wszys­tkie miej­sca są zajęte przez uczniów jadących do szkoły. Pod­chodzę do jed­ne­go z nich i mówię.

- Zrób miej­sce mo­jej ko­leżan­ce - nie zro­bisz te­go to ukręcę się łeb. Obiecuję.

Chłopak pat­rzy na Almę po czym od­po­wiada.

– Mo­wy nie ma.

Tak? Jak chcesz.

- Alan możesz po­dejść? - py­tam przy­jaciela.

Tuż obok mnie sta­je mój na­zis­ta.

- Słucham Kaoru - mówi Alan.

Tak. Kaoru. Tak mam na imię. Nie śmiej się. Sam nie masz lep­sze­go.

- Więc, Ala­nie, ko­lega uważa, że nie mu­si ustąpić miej­sca Al­mie. Widzę tu pe­wien nietakt, mógłbyś mu go wytłumaczyć? - py­tam.

- Oczy­wiście - mówi Alan i sta­je przed chłopa­kiem. - Rusz się - mówi.

- Nie ma mo­wy - od­po­wiada chłopak. Aa widzę, jak bled­niesz chłopaczku. Rusz się.

– A może jed­nak byś ją puścił? - py­tam i przy­suwam się do niego.

Chłopak zaczy­na się trząść. No, o to chodzi. Wiesz już, że nie masz z na­mi wiel­kich szans.

- A całuj­cie wy mnie w dupę - mówi chłopak.

Też czy­tuje Tu­wima. Chy­ba. Może sam z siebie wpadł na ten po­mysł.

– Możesz powtórzyć? - py­ta Alan i schy­la głowę, żeby le­piej go usłyszeć.

- Całuj­cie mnie w dupę. Nie puszczę jej - mówi chłopak.

I tu się my­lisz par­chu.

- Alan, pomóżmy mu w ta­kim ra­zie - mówię i biorę go za jedną rękę.

Alan łapie go za drugą i py­ta.

- Co z nim zro­bimy?

– Sądzę, że po­możemy mu wy­siąść - mówię i nachy­lam się do chłopa­ka.

- A ty ciesz się, że szlachta po­maga ci wyjść z auto­busu - nie, nie jes­teśmy szlachtą. Ja po pros­tu mam się za lep­sze­go od nich. Przy mnie to jest chłop­stwo, a ja przy nich szlachtą. Nie uśmie­chaj się. Ty też jes­teś chłopem.

- Ale mój przys­ta­nek jest do­piero za osiem ki­lometrów - mówi cicho, przes­traszo­ny chłopak. Tu również się my­lisz.

- Nie wy­daje mi się. Zo­bacz, twój przys­ta­nek się zbliża - mówię i pod­noszę go ra­zem z Ala­nem. Pod­chodzi­my z nim do drzwi. Auto­bus zat­rzy­muje się, nikt nie wchodzi do środ­ka.

- Żeg­naj przy­jacielu. Bóg z tobą - mówię i wyrzu­camy chłopa­ka z auto­busu.

Nie wierzę w bo­ga. Jes­tem ateistą. Nie lu­bisz mnie ? Spo­koj­nie, ja ciebie też nie. Ale mo­jej opo­wieści nie skończę. Wra­camy z Ala­nem do Al­my. Już zdążyłaś zasnąć ? Mój boże, nieco szyb­ko. No dob­ra, obudzi­my cię na naszym przys­tanku. Staję przy niej i pat­rzę za ok­no. Czuję jak Alan sztur­cha mnie łok­ciem. Cze­go chcesz?

– Słucham przy­jacielu - mówię i pat­rzę na Ala­na.

Alan po­kazu­je pal­cem na dziew­czynę na dru­gim końcu auto­busu. Jest nieco wyższa ode mnie. Cze­mu ja muszę być ta­ki nis­ki? Ma długie, brązo­we fa­lis­te włosy. Jeśli znasz lep­sze ok­reśle­nie na ta­ki rodzaj włosów, to so­bie wstaw ge­niu­szu. Z te­go co widzę to ma również brązo­we oczy i jest nieco opa­lona.

- No fak­tycznie. Dziew­czy­na - mówię i znów pat­rzę przez ok­no.

- Jak sądzisz mam u niej szan­se? - py­ta Alan. A nie jest zbyt żydow­ska, mój ty Hit­lerciu?

– Skąd ja mogę wie­dzieć? - py­tam. - Jeśli nie ma spaczo­nego gus­tu lub jest ja­ko ta­ko nor­malna, to nie masz żad­nych. A wygląda na nor­malną - mówię.

Tak nap­rawdę, nie wierzę w coś ta­kiego jak nor­malność. Każdy człowiek jest in­ny, w sto­sun­ku do ludzi nie po­win­no używać się ok­reśle­nia nor­malny. Nor­malny to może być, na przykład auto­bus. Wol­ny, wiel­ki, prze­pełniony. Ta­ki jest nor­malny auto­bus.

- Kaoru, cze­mu ty zaw­sze mu­sisz być ta­ki złośli­wy? - py­ta Alan. Ja złośli­wy? Nie prze­sadzasz?

– Ta­ki już mam cha­rak­ter. Idź, zo­bacz. Może masz ja­kieś szan­se, choć oso­biście w to wątpię - mówię. Może ci się wy­dawać, że go nie lu­bię, ale to nie praw­da. To po pros­tu przy­jaciel­skie czułości. Byłbym w sta­nie rzu­cić go w ogień. Nie źle ! Ja byłbym w sta­nie rzu­cić się ZA nim w ogień, nie JE­GO w ogień.

– Kaoru, idź do­wiedz się, czy lu­bi ta­kich jak ja. Pot­ra­fisz roz­ma­wiać z ludźmi. Zwłaszcza z dziew­czy­nami. Proszę, sta­ry - mówi Alan. Ach, jak ja uwiel­biam gdy mnie o coś proszą.

- Dob­ra - mówię i idę w stronę dziew­czy­ny. Staję obok niej i uśmie­cham się.

- Dzień dob­ry - mówię.

- Dzień dob­ry - od­po­wiada dziew­czy­na. Pat­rzę jej w oczy i zaczy­nam mówić.

- Przy­darzyła mi się dzi­siaj cieka­wa rzecz. Od sa­mego ra­na mam zły nas­trój, tyl­ko wpa­dam w kłopo­ty. Gdy wszedłem do auto­busu, nie było le­piej. Aż w pew­nym mo­men­cie, zauważyłem wspa­niałą is­totę. Anioła, który spra­wił że mo­je smut­ki i tros­ki zos­tały roz­wiane - mówię na­dal pat­rząc jej w oczy. Jeśli te tek­sty zadziałają, to moc­no się zdzi­wię. - Pozwól że się przed­sta­wię. Na­zywam się Kaoru. A jak to­bie, na imię mój aniele? - py­tam. Słod­ki Je­zu, ona się czer­wieni. Czyżby zadziałało?

– Ki­liana - mówi dziew­czy­na i od­wra­ca wzrok. Czuję że się wstydzi.

- Miło cię poz­nać Ki­liana - mówię. Dob­ra dość.

– Dob­rze, wy­bacz ten wstęp. Widzisz te­go mężczyznę? - py­tam i wska­zuję pal­cem na mo­jego aryj­skiego przy­jaciela.

- Widzę. Co z nim? - py­ta za­cieka­wiona dziew­czy­na prze­suwając głowę, która znaj­du­je się niebez­pie­cznie blis­ko mo­jej twarzy. Hmmm…. Faj­ny szam­pon. Świet­ny wręcz. Daw­no nie czułem cze­goś ta­kiego. Ja­ki to za­pach ? Kur­de zna­jomy, ale ja­koś nie pot­ra­fię so­bie przy­pom­nieć. Ale za­raz, o czym to ja? A tak.

- Więc to jest mój przy­jaciel - mówię.

- Proszę wy­bacz mu, ale pop­ro­sił mnie, żebym cię z nim za­poz­nał. Jest strasznie wstyd­li­wy. Spo­dobałaś mu się. Sam wstydziłby się o tym po­wie­dzieć. Po­wiedz śliczna, lu­bisz ro­man­tyków? Ta­kich którzy pot­ra­fią cię zaw­sze ob­ro­nić, nieza­leżnie od sy­tuac­ji ? Ludzi wy­gada­nych, ot­wartych na in­nych? Nie chciałabyś mieć swo­jego wy­sokiego, blond ry­cerza, na białym ko­niu? - py­tam.

Dziew­czy­na pat­rzy mi w oczy i mówi.

- No nie wiem. Przed chwilą widziałam jak wyrzu­cił z auto­busu te­go chłopa­ka. Wiem gdzie on miał wy­siadać, a to trochę da­leko. Niez­byt miły jest - A mnie nie widziałaś? Jak go te­raz us­pra­wied­li­wi? Że też mu­siałaś spoj­rzeć, aku­rat w tym mo­men­cie.

- Widzisz dziew­czynę śpiącą na sie­dze­niu, tuż obok niego? Tą zielo­nowłosą? - py­tam.

- Widzę. Co z nią? - py­ta za­cieka­wiona dziew­czy­na. Jeśli to podziała, to obiecuję, że będę mil­szy dla ludzi.

- Jest w ciąży, nie może się przemęczać - mówię. Je­zu, co ja ga­dam? Al­ma wygląda na ano­rek­tyczkę, a ja mówię o ciąży ? Dziew­czy­na par­ska śmie­chem.

- To było dość słabe kłam­stwo. Jak­byś się bar­dziej pos­ta­rał, to może by ci się udało mnie prze­konać. A tak nap­rawdę, to cze­mu się sam o mnie nie pos­ta­rałeś? - py­ta.

- Słucham? - o czym ty bredzisz? Mnie się po­doba Al­ma, a przy niej wy­siadasz.

- No cóż, jak zacząłeś te gadkę o aniele i szczęściu, to byłam go­towa się w to­bie za­kochać. Jeszcze ta­kie dwa, no może trzy kłam­stwa i byłabym two­ja. Dob­ry jes­teś, nap­rawdę dob­ry - mówi Ki­liana.

– Dziękuję. A jak będzie z nim? Nie chcesz go na­wet poz­nać? - py­tam. Dziew­czy­no, al­bo tak dob­rze kłamiesz, al­bo fak­tycznie dałaś się nab­rać na te piep­rze­nie o aniołach.

- W su­mie mogłabym poz­nać. Ktoś ta­ki jak ty, na pew­no nie ma bar­dzo głupich, ani bru­tal­nych przy­jaciół - po­wie­działa. Jeszcze się zdzi­wisz. Może i w przypływach in­te­ligen­cji, Alan prze­wyższa swoją spos­trze­gaw­czością piłkę le­kar­ską, ale to niez­byt często się zdarza.

- No to chodźmy do niego - mówi Ki­liana.

Pod­chodzi­my do Ala­na i śpiącej Al­my.

- Ki­liana przed­sta­wiam ci Ala­na. Alan, to jest Ki­liana - mówię. Sta­ry, nie spiep­rz te­go! Daj radę, nie zwal naszej re­putac­ji. Tak, ma­my, w pew­nym sen­sie, wspólną re­putację. Rzad­ko zdarza się, żebyśmy osob­no gdzieś by­li.

- Miło cię poz­nać Alan - mówi Ki­liana, uśmie­cha się i po­daje mu dłoń.

- Mnie… mnie…. - Alan nie może z siebie wyp­luć ani jed­ne­go zda­nia. Świet­nie. Alan po­wiedz coś błagam.

- Mnie… również miło - mówi Alan.

– Słyszałam że po­dob­no ci się po­dobam - po­wiedz coś mądre­go przy­jacielu, błagam cię.

- No… więc ja…. - Alan na­dal ma kłopo­ty z wy­powie­dze­niem się. Dep­tam je­go stopę, może to mu po­może.

- Ja… ja…. Pot­ra­fię zjeść sześć ar­buzów w pięć mi­nut - mówi szyb­ko Alan. Toś się po­pisał. Te­raz na pew­no masz u niej szan­se. Ale, za­raz. Słod­ki Je­zu, sześć ar­buzów w pięć mi­nut? Jak to możli­we? Ki­liana wygląda na dość zdzi­wioną. Pat­rzy na Ala­na jak na wa­riata, po czym od­wra­ca się do mnie i mówi.

- To ja­kiś wa­riat - ja bym po­wie­dział de­bil. Dziew­czy­na pisze coś na kar­tce.

- Chy­ba jed­nak od­puszczę zna­jomość z nim. Ale ty zadzwoń do mnie, jak będziesz miał ochotę po­gadać - mówi i po­daje mi kar­tkę.

Biorę ją. Auto­bus zat­rzy­muje się, Ki­liana wy­siada sta­rając się nie pat­rzeć na Ala­na. Drzwi auto­busu za­mykają się.

– Co ci strze­liło do głowy? Czym ty chcesz się przed nią po­pisać? - py­tam. On nap­rawdę ma coś z głową.

- Wbrew po­zorom, sześć ar­buzów w pięć mi­nut to spo­ro, nie sądzisz? Ma się czym chwa­lić. Chy­ba z taką ilością, byłby w sta­nie po­bić re­kord świata - mówi do mnie wy­soki ras­ta­man siedzący nieda­leko.

– No spo­ro. Ale żeby opo­wiadać o tym dziew­czy­nie, z którą chciał się umówić? Co ona mogła so­bie o nim po­myśleć? - py­tam się ras­ta­mana.

– Nie wiem. Może na niektórych ro­bi to wrażenie. Ale za to widziałem, że to­bie nieźle poszło - mówi ras­ta­man.

- No tak. Ale wra­cając do ciebie Alan, sta­ry miałeś ją ja­koś kom­ple­men­to­wać - sześć ar­buzów w pięć mi­nut. Skąd mu to w ogóle przyszło do głowy ? Nie śmiej się, to­bie na pew­no zdarzyło się coś po­dob­ne­go. Nie ? No może nie.

- Oj od­puść mu, nie radzi so­bie chłopak z dziew­czy­nami - mówi ras­ta­man i po­daje nam dwa skręty.

– Wy­pal­cie so­bie wie­czo­rem, na roz­luźnienie. Wte­dy go dokład­nie nau­czysz co i jak - mówi i również wsta­je. Po­daje mi jakąś kar­tkę i mówi.

- Ład­ny jes­teś. Jak­byś pot­rze­bował miłego to­warzys­twa to zadzwoń - wy­siada na przys­tanku.

Pat­rzę z Ala­nem na niego zdzi­wiony, spoglądam na kar­tkę. Je­go nu­mer. Chrys­te, ja to mam szczęście. Ko­biety i mężczyźni się we mnie za­kochują. Świet­nie wręcz. Co będzie ko­lej­ne ? Pies ?

– Sta­ry, on był ja­kiś dziw­ny - mówi Alan. Weź ty mnie nie de­ner­wuj.

- Cicho siedź. Le­piej zas­tanów się nad tym, co od­wa­liłeś przed chwilą. A tak se­rio, z ty­mi ar­bu­zami to praw­da? - py­tam. Nap­rawdę mnie to cieka­wi. Ciebie nie?

– Tak. Kiedyś, jak byłem w skle­pie, to trochę zgłod­niałem. Później nieco mnie brzuch bo­lał, ale war­to było - mówi Alan. Czy to w ogóle możli­we? Czyżby mój przy­jaciel zap­rzeczał ja­kim­kolwiek pra­wom i pot­ra­fił zjeść więcej, niż po­mieści je­go żołądek? Cze­mu w tym świecie, ab­surd go­ni ab­surd?

Zbliża się nasz przys­ta­nek. Auto­bus zat­rzy­muje się i wy­siada­my.

- Wys­pałaś się ? - py­tam Almę.

- Tak - od­po­wiada dziew­czy­na. To dob­rze. Przechodzi­my przez ulicę i wchodzi­my do szkoły. Idziemy pros­to pod klasę.

- Kaoru! - słyszę wołanie oso­by, której dość moc­no niena­widzę. Od­wra­cam się i widzę wy­sokiego, mus­ku­lar­ne­go, łyse­go chłopa­ka.

- Cze­go? - py­tam grzecznie. Tak, to jest grzecznie. Pot­ra­fiłbym mniej grzecznie się go spy­tać. Może kiedyś usłyszysz, ale nie te­raz.

- Co tam słychać? Chcesz wpier…? - je­go przek­leństwo zagłuszył krzyk ra­dości, stojące­go nieda­leko mężczyz­ny. Nie będziesz mi gro­ził pa­jacu.

- No chcę. Może wreszcie mi go dasz, a nie bez przer­wy tyl­ko ga­dasz? - mówię.

Chłopak uśmie­cha się do mnie i pod­no­si za kołnierz go góry. O tak, o to chodziło. Stąd mogę cię kopnąć w kil­ka­naście dość czułych miej­sc. Więc co będzie pier­wsze. Splot słoneczny? Krocze? Szczęka? Skroń? Wy­bieraj.

- Sko­ro tak bar­dzo się pro­sisz… - przy­goto­wuje dłoń do uderze­nia, a ja w tym cza­sie łapię go za rękę, którą mnie trzy­ma i zaczy­nam mu ją wy­ginać.

- Ej przes­tań Kaoru… to niebez­pie­czne - mówi prze­rażony chłopak i mnie puszcza. Może i nie był to potężny kop­niak, ale zag­rożenie złama­nej ręki też dob­rze podziałało. A co miałem zro­bić? Dać się uderzyć? Te­raz cho­ciaż będzie wie­dział że, ze mną nie ma żartów.

- Masz świętą rację ko­lego. To było niebez­pie­czne - mówię i słyszę dzwo­nek.

Wchodzi­my wszys­cy do kla­sy. Nau­czy­ciel spraw­dza obec­ność, po czym wy­wołuje mnie do od­po­wie­dzi.

– Po­wiedz mi Kaoru, co to jest op­ty­ka? - py­ta nau­czy­ciel. To aku­rat łat­we.

– Op­ty­ka to dział fi­zyki zaj­mujący się światłem - od­po­wiadam.

- Dob­rze. Co byś myślał, siedząc w słoiku? - py­ta na­dal nau­czy­ciel. Słucham? Co to za py­tanie? Ty tak se­rio?

– Zas­ta­nawiałbym się, co pa­lił nasz nau­czy­ciel przed lek­cją - od­po­wiadam.

- Dob­rze. Jak prze­niósł byś górę, za po­mocą łyżeczki - py­ta nau­czy­ciel. E…

– Na­wet nie pot­ra­fię zna­leźć od­po­wied­niego ko­men­tarza - od­po­wiadam.

- Dob­rze. Os­tatnie py­tanie. Ja­ka jest różni­ca między kaczką? - no te­go się nie spodziewałem.

– Niewiel­ka - od­po­wiadam.

– Dob­rze. Siadaj, piątka - mówi nau­czy­ciel.

Wra­cam zdzi­wiony do ław­ki. Słod­ki Je­zu, co to było? Skąd te py­tania? Na czte­ry, trzy zu­pełnie niez­wiąza­ne z lek­cją. Żadną. Dlacze­go szkol­nic­two mu­si tak wyglądać?

– Słyszałeś to? - py­tam Ala­na.

- Tak - od­po­wiada Alan. I co? Ty­le od­po­wiesz?

– I co o nich sądzisz? - py­tam.

- Nic. Py­tania, jak py­tania - od­po­wiada Alan. W su­mie rac­ja. Ale cze­mu ta­kie głupie ?

Nau­czy­ciel wsta­je i mówi.

– Dzi­siaj przyj­dzie do nas no­wa uczen­ni­ca - pod­chodzi do drzwi i ot­wiera je.

Do kla­sy wchodzi dziew­czy­na, którą wie­dzieliśmy w auto­busie. Jak ona miała na imię ? Koala ? Kur­de, wy­leciało mi z głowy.

- To Ki­liana - No, byłem blis­ko.

- Od dzi­siaj będzie ra­zem z wa­mi chodzić do kla­sy. Ki­liana, usiądź obok Kaoru - mówi nau­czy­ciel. Ha­lo, nie zauważyłeś, że obok mnie sie­dzi Alan ?

– Przep­raszam, ale obok mnie sie­dzi Alan - mówię.

– To Alan się prze­siądzie. Ki­liana ma usiąść obok ciebie - mówi nau­czy­ciel. No dob­ra. Alan prze­siada się do przo­du, a obok mnie siada Ki­liana.

- Wi­taj. Co tam? - py­tam. Nieco so­bie po­gada­my. Lep­sze to, niż słuchać tych be­zużytecznych bzdur o kaczkach. Tak, dzi­siej­sza lek­cja jest o kaczkach. A dlacze­go? Nie wiem, a tak nap­rawdę mało mnie to in­te­resu­je.

- Wi­taj - mówi Ki­liana. - Nie sądziłam, że będziemy ra­zem chodzić do kla­sy - mówi. Oj tam, za­raz chodzić. Może i uczęszczam, od cza­su do cza­su do szkoły, ale trud­no naz­wać to chodze­niem.

- No ja również. Żałujesz? - py­tam.

– Raczej nie - mówi dziew­czy­na. Raczej? Może nieco więcej pew­ności, w tej od­po­wie­dzi.

- No ja również. Będziesz mogła się z Ala­nem zap­rzy­jaźnić - mówię.

Ki­liana uśmie­cha się do mnie i mówi.

- Mam nadzieję z waszą trójką się zap­rzy­jaźnić. Po­wiedz mi, cze­mu nau­czy­ciel opo­wiada o kaczkach? - py­ta. Bo to kraj, w którym ab­surd go­ni ab­surd. Ciesz się że nie przy­niósł kaczki na lek­cje.

- Sądzę że uczy tak, jak jest w prog­ra­mie. A że prog­ram jest bzdur­ny, to już nie je­go wi­na - mówię i pat­rzę przez ok­no. O, wiewiórka na drze­wie. Wiewiórki są faj­ne. Lu­bię je. A ty? Eh… Wkładam słuchaw­ki do uszu. Wrócę po lek­cjach.

Je­zu, co za nu­dy w tej szko­le. Praw­da jest ta­ka, że uczą tam tyl­ko te­go, co jest mi wyjątko­wo niepot­rzeb­ne. Siedzę na przys­tanku, obok mnie Al­ma, przed na­mi stoi Alan.

– Co ro­bimy? - py­tam. Nie chce mi się wra­cać do do­mu. Jak­byś miał lub miała czas, to możemy gdzieś wys­koczyć ra­zem, po­gadać, wy­pić coś. A rac­ja. Prze­cież się nie zna­my. Jeśli nie jes­teś ładną dziew­czyną, to nie żałuję.

- Kaoru słuchasz mnie? - słyszę py­tanie Ala­na.

– Nie, wy­bacz. Za­myśliłem się - od­po­wiadam.

- Tak więc, zap­ro­pono­wałem iść do ki­na - mówi Alan. Bar­dzo chętnie. Ale bez ciebie. Wo­lałbym iść tyl­ko z Almą.

- Nie mam ka­sy. Jeszcze ja­kieś pro­pozyc­je? - py­tam.

W par­ku nap­rze­ciw­ko widzę ja­kiegoś me­nela, biegnące­go za pa­tykiem. Al­bo mi się wy­daje, al­bo tam jest przycze­piona dycha? Me­nel wska­kuje do wo­dy za pa­tykiem. Widzę śmiejące­go się biz­nesme­na, trzy­mające­go jeszcze je­den pa­tyk, również z przycze­pioną dyszką. I ko­lej­ny me­nel lądu­je, tak sa­mo jak pop­rzed­ni. Nig­dy bym się tak nie po­niżył. A ty ?

– To może przej­dziemy się do cen­trum han­dlo­wego - mówi Alan. Hmmm…. Dob­ra, można iść.

– Ok, nie mam nic prze­ciw­ko. A ty Al­ma? - py­tam.

- Też nie - mówi zielo­nowłosa i ziewa. Ja­koś nadzwyczaj śpiąca dzi­siaj jest. Pew­nie znów bała się zasnąć. Pod­chodzi do nas Ki­liana.

- Cześć - mówi.

– Cześć - od­po­wiada­my całą trójką jed­nocześnie. Uwiel­biam, gdy między na­mi jest ta­ka zgod­ność. Tyl­ko cze­mu przy ta­kich bzdu­rach, a nie przy rzeczach ważnych ?

– Ro­bicie coś dzi­siaj po szko­le? - py­ta Ki­liana.

- Tak jak­by. Chce­my iść do cen­trum han­dlo­wego, ale niez­byt ktoś ma forsę - mówi Al­ma i wy­ciąga z kie­sze­ni paczkę pa­pierosów. Nie pal dziew­czy­no. Zab­ra­niam. Wy­ciągam jej z rąk paczkę i wrzu­cam do pob­liskiego śmiet­ni­ka.

– Kaoru! - krzyczy Al­ma.

- Nie będziesz pa­lić te­go sy­fu. Nie przy mnie. Za­leży mi na twoim zdro­wiu - mówię. Znam ją od urodze­nia. To już będzie szes­naście lat. Spo­ro.

– Dob­ra, masz rację - mówi Al­ma. Czuję, że jest nieco zła, ale przy­naj­mniej będzie zdro­wa.

- Może przyj­dziecie do mnie? - py­ta Ki­liana. Ja nie mam nic prze­ciw­ko. Możemy iść.

– Co wy o tym sądzi­cie? - py­tam przy­jaciół. Ala­nowi to bez różni­cy, więc na je­go zda­niu bar­dzo mi nie za­leży, głównie chodzi mi o Almę. No co? Kocham ją, więc wolę nie ro­bić nic co mogłoby ją w ja­kiś sposób męczyć.

- Ja nie mam nic prze­ciw­ko - mówi Al­ma. To możemy iść. Idziesz z na­mi ? No chy­ba nie masz wyjścia.

Wchodzi­my do po­koju Ki­liany. Ściany są różowe. Nie ma to jak ta­ki słodziuśki ko­lor wokół. Pod­chodzę do bib­lioteczki i pat­rzę na książki ja­kie ma. „Wład­ca Pierścieni”, „Wiedźmin”, „Har­ry Pot­ter”, „Za­macho­wiec”, „Saga Pieśni Lodu i Ognia”, „Wyścig Śmierci”. Cieka­we książki. Czy­tałeś któreś ? Ja wszys­tkie, każda świet­na. No, może nieco mniej Pot­ter mi się po­dobał. A te­raz spójrzmy na płyty. Hmmm… sam rap i me­tal. Na­wet niezłe zes­poły. Oso­biście uwiel­biam rap. Uwiel­biam ten prze­kaz. Nie lu­bisz ra­pu? Szko­da… i nie do­kuczaj mi z po­wodu tej mu­zyki. Jak się spot­ka­my to opo­wiesz mi co ty słuchasz.

- Siadaj­cie, proszę - mówi Ki­liana. Al­ma kładzie się na jej łóżku, Alan siada na krześle, a ja obok Al­my, na skra­ju łóżka.

– Ład­ny pokój - mówię.

Tak nap­rawdę śred­nio mi się po­doba, ale trze­ba zacho­wać ja­kieś za­sady grzeczności. Na ra­zie.

– Dziękuję - mówi Ki­liana.

– Na­pije­cie się cze­goś? - py­ta.

– Ja nie, dziękuję - mówię.

Al­ma śpi, więc raczej nie od­po­wie. Kur­de, mogła przyjść do mnie.

- Ja też nie - mówi Alan.

Ki­liana siada na podłodze, ko­lana pod­su­wa pod brodę i mówi.

- Proszę, opo­wie­dzcie coś o so­bie. Jes­tem cieka­wa, ja­cy jes­teście.

Alan, puść ją na krzesło. Zrób na niej wrażenie, wte­dy będzie miała o to­bie lep­sze mniema­nie. Eh… dlacze­go na to nie wpad­niesz. Pat­rzę na Ala­na. Je­go wzrok jest tępy, jak piłka le­kar­ska. Zaw­sze zas­ta­nawiało mnie co oz­nacza ok­reśle­nie „twarz poz­ba­wiona myśli”. Chy­ba właśnie się do­wie­działem.

– To może ja opo­wiem o Ala­nie, a on o mnie. Co wy na to? - pro­ponu­je.

Nie lu­bię za bar­dzo opo­wiadać o so­bie. W końcu jak mam jej, ot tak, po­wie­dzieć że gdy stoję przed lus­trem , to zas­ta­nawiam się, co kiero­wało bo­giem, gdy tworzył ko­goś tak świet­ne­go. O Ala­nie zde­cydo­wanie łat­wiej będzie mi się opo­wiadało.

– To może ja zacznę pier­wszy - mówi Alan.

Po­wodze­nia przy­jacielu, tyl­ko proszę nie kłam za dużo.

- Kaoru jest złośli­wy - mówi Alan.

Nie rób so­bie jaj. Ja, złośli­wy?

– Często cy­niczny. Cały aż ocieka sar­kazmem, jak ogórek kiszo­ny, oc­tem …

Grunt to od­po­wied­nie porówna­nie. Za to cię kocham Ala­nie. Ale prze­cież ja nie jes­tem ani cy­niczny, ani sar­kastyczny. Rac­ja? Dob­ra, kiedy in­dziej mi od­po­wiesz.

- Zdarza mu się być miłym, lecz tyl­ko gdy śpi.

Eee? A może coś miłego wreszcie?

– Ale zaw­sze można na nim po­legać. Kiedy masz prob­lem możesz się do niego zwrócić.

No wreszcie. Jeszcze coś? No proszę Alan, pos­ta­raj się. Po­wiedz jeszcze coś miłego o mnie.

- Po­za tym, jest po­ciągający dla obyd­wu płci - mówi Alan.

No to już mogłeś so­bie po­daro­wać. Po co jej to wie­dzieć?

– Wiesz, Alan to zab­rzmiało jak­by i ciebie po­ciągał - mówi Ki­liana.

Alan znów ro­bi się czer­wo­ny. Ja też po­winienem? Jak sądzisz? A dob­ra, nieważne. Mnie to niez­byt rusza.

- To może ja opo­wiem co nieco o Ala­nie - pro­ponuję i biorę głębo­ki wdech.

- Alan jest prze­ważnie przy­jaz­ny. Ma cza­sami przebłys­ki in­te­ligen­cji, choć niez­byt częste. Można na nim po­legać. Jest za­baw­ny, wier­ny. Wręcz stworzo­ny dla ciebie - mówię.

Ki­liana się śmieje. Dziew­czy­no, proszę zmień nieco sto­sunek do niego. Widzę jej wzrok wle­piony we mnie. Dziew­czy­no, nie pat­rz tak na mnie. To w nim masz się za­kochać, nie we mnie. No proszę. Kątem oka widzę spoj­rze­nie Ala­na. Sta­ry, nie smuć się. Coś na to po­radzi­my. Wiem. Za to po­win­na go bar­dziej po­lubić. W końcu, kto lu­bi ćpunów? Wy­ciągam z kie­sze­ni skręty i py­tam.

- Masz og­nia?

Dziew­czy­na wy­ciąga z szuf­la­dy za­pal­niczkę i pod­pa­la jed­ne­go ze skrętów. Czyżby to nic nie dało? Zaczy­nam pa­lić. Coś nie działa. Ale co się dzi­wić. Czuję tu her­batę. Cze­mu ten ras­ta nie dał tam cze­goś moc­niej­sze­go? Al­bo działające­go? Wy­palam do końca i zaczy­nam głupio się uśmie­chać. Chodzę po po­koju pat­rząc wszędzie. Niech to zadziała.

– Cze­mu tu tak zielo­no? - py­tam.

Biorę do rąk kwiatek, po­kazuję go Ki­lianie i mówię.

– Ja­kie to piękne - dziew­czy­na zaczy­na się śmiać.

Alan wychodzi z po­koju. Kur­de, wy­bacz sta­ry. Co ja na to po­radzę? Nie jes­teście naj­wy­raźniej dla siebie stworze­ni. Siadam na fo­telu i wzdycham.

- Proszę, cho­ciaż uda­waj że go lu­bisz - mówię.

Dziew­czy­na na­dal się śmieje.

– Z cze­go się śmiejesz? - py­tam.

– Wy fak­tycznie jes­teście przy­jaciółmi. Ro­bisz wszys­tko, by­le on le­piej wy­padł w moich oczach, niż ty. Na­wet uda­jesz ćpu­na. Szko­da tyl­ko, że przez to, mam do ciebie co­raz ciep­lej­sze uczu­cia.

Dziew­czy­no od­puść so­bie. Nag­le te­lefon Al­my dzwo­ni. Dziew­czy­na budzi się i od­biera.

– Słucham? - py­ta zas­pa­na. Po chwi­li odkłada te­lefon i mówi. - Wy­baczcie, ale musze wra­cać - widzę, że ma łzy w oczach.

- Od­pro­wadzę cię - mówię i pat­rzę na Ki­lianę. - Wy­bacz że tak wcześnie wychodzi­my. Kiedy in­dziej, dłużej po­sie­dzi­my - mówię.

- Dob­rze. Może cho­ciaż Alan, by zos­tał? - py­ta Ki­liana.

– Mu­sisz je­go o to za­pytać. My będziemy spa­dać. Do zo­bacze­nia - mówię i wychodzi­my ra­zem z Almą. Al­ma pat­rzy na mnie i mówi.

– Wrócę sa­ma. Idź do do­mu, prześpij się, czy coś - Smu­cisz mnie dziew­czy­no. Mar­twię się. Ale pa­miętaj, jak coś, to możesz się zwrócić do mnie.

- Na pew­no? - py­tam.

– Tak, na pew­no - od­po­wiada Al­ma.

- Dob­rze. Do zo­bacze­nia. W ra­zie cze­go zadzwoń - mówię. Al­ma całuje mnie na pożeg­na­nie i idzie w stronę swo­jego blo­ku.

Wreszcie w do­mu. Wchodzę do mie­szka­nia. Ściągam bu­ty i idę do swo­jego po­koju. Koło nóg plącze mi się Ka­liber. To mój kot. Może nieco niet­ra­fione imię, ale mi się po­doba. Jak wy­myślisz lep­sze, to po­wiedz. Chętnie do­wiem się ja­kie twoim zda­niem jest lep­sze. Która godzi­na ? Pat­rzę na ze­garek. Osiem­nasta. Nieco to zeszło. Głod­ny jes­tem. Idę do kuchni i ro­bię so­bie ka­nap­ki. Al­bo nie, nie chce mi się. Zamówię pizzę. Ale naj­pierw, zo­baczmy, co le­ci w te­lewiz­ji. Siadam przed te­lewi­zorem i włączam go. To syf. To też. Syf. O wiado­mości. Zo­baczmy, co w świecie się dzieje.

- Ka­tas­tro­fa w Zim­babwe, na sta­dionie piłkar­skim - mówi dzien­ni­karz. – Zginęło dwadzieścia ty­sięcy osób, w tym sędzia piłkar­ski .

A co dokład­nie się stało? Czyżby sędzia po­mylił żółtą kar­tkę z kra­ker­sem?

– Sędzia po­mylił żółtą kar­tkę z kra­ker­sem - mówi dzien­ni­karz.

Wy tak se­rio? Ja tyl­ko żar­to­wałem.

– Dwóch skinów ura­towało dzi­siaj sta­ruszkę - mówi ko­bieta w te­lewiz­ji.

Wreszcie coś dob­re­go. Jed­nak to porządni ludzie. Do tej po­ry myślałem, że zwykłe ce­py, a tu proszę jak się ład­nie po­kaza­li. A co dokład­nie zro­bili?

– Pew­nie wielu te­lewidzów zas­ta­nawia się, co dokład­nie zro­bili.

No dokład­nie. Możesz już po­wie­dzieć?

– Przes­ta­li ją ko­pać.

No w su­mie, mogłem się cze­goś ta­kiego spodziewać. Dość te­lewiz­ji. Sy­fu za dużo nie można oglądać. A może by się tak pou­czyć ? Co o tym sądzisz ? Hmmm… chy­ba masz rację. Fak­tycznie, zły po­mysł. Dob­ra, wiem, że wcześnie jest, ale idę spać. Idę do łazien­ki, myję się i zakładam piżamę. Idę do łóżka. Dob­ra­noc.

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie przemówiło do mnie. Dość szczegółowy opis czynności, które każdy zna, nie dzieje się nic ciekawego.

Interpunkcja kuleje. Wołacze, Lexis, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.

Ale przede wszystkim nie znalazłam w tekście fantastyki. Absurdalne wstawki nauczyciela i spikera nie wystarczą. Arbuzy w pięć minut też mnie nie usatysfakcjonowały.

Pewne rozjazdy z logiką. Kiliana zna chłopaka z autobusu, chociaż jest nowa. Wie, gdzie tamten zamierzał wysiąść, czyli sama zwykle wysiada dalej. Opuszcza autobus za wcześnie, ale i tak zdąża na pierwszą lekcję razem z bohaterem, mimo że ten dojeżdża autobusem do upatrzonego celu. Przed lekcjami wszyscy jadą (co najmniej osiem kilometrów), a po szkole idą do Kiliany i nie wygląda to na długą wycieczkę.

Szesnastolatki się golą?

Wchodzę do pokoju i ubieram na siebie za dużą, zieloną koszulkę i bojówki. Zakładam na szyję pacyfke.

Ubrań się nie ubiera. Butów też nie. I literówka przy okazji.

Babska logika rządzi!

Lexis, w życiu nie uwierzę, że nasz ponad 20 lat. Nie przy takim stylu pisania i takiej tematyce. Dzień z życia płytkiego nastolatka, do tego opisany kiepsko. Literówki, liczne powtórzenia, kulejąca interpunkcja, nadmiar zbędnych detali i czynności opisywanych jedna po drugiej – jak sucha relacja.

I najważniejsze pytanie – gdzie tu jest fantastyka? Jej brak to kropla, która przelała czarę i sprawiła, że czuję, że zmarnowałam na tę lekturę część wieczoru.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie dałem rady doczytać do końca. Śniąca ma rację, opowiadanie wygląda jakby zostało napisane po powrocie z rozpoczęcia roku szkolnego. 

Trochę mnie zdziwił już pierwszy akapit. Opisujesz całą masę czynności krótkimi zdaniami, lepiej wyglądałoby to gdybyś tę listę ukrócił do minimum i przeszedł od razu do akcji właściwej. Jest kilka momentów naiwnych, które w założeniu miały śmieszyć np. trąbienie aut, kiedy bohaterowie chcą rzucić mięchem. No i właśnie… bohaterowie… są gówniarscy i odpychający, a już zajście w autobusie było dla mnie kompletnie hollywoodzkie i nietrafione. Na plus na pewno kilka momentów w których się uśmiechnąłem, ale ogólnie opowiadanie dość słabe.

Autorze pewne czynności człowiek wykonuje automatycznie, nie zastanawia się nad nimi, np. otwieranie oczu, zakładanie butów przed wyjściem. Na takie rzeczy zwraca się uwagę, gdy przestają być czynione bez namysłu, np. założył przez przypadek dwa różne buty (choć i to nie zawsze musi być od razu zauważone). 

Poza tym, niektóre czynności da się skrócić do jednego zdania. 

Niestety nie trafiło, a wręcz chybiło, może dlatego, że nie jestem, od jakiegoś czasu, dzieckiem. Też nie bardzo potrafię w tym odnaleźć fantastykę.

F.S

A ja wierzę, że Lexis ma dwadzieścia dwa lata. A że opowiadanie jest strasznie szczeniackie i źle napisane? No cóż, pewnie powstało dawno temu, przeleżało w szufladzie jakieś siedem lat i dopiero teraz Autorka postanowiła je upublicznić. Szkoda tylko, że zaprezentowała tekst tak niechlujny, wyjątkowo słaby, zawierający wiele błędów i kompletnie pozbawiony fantastyki.

Może następnym razem zamieścisz coś, co napisałaś niedawno.

 

Chwi­lę póź­niej suszę mok­re włosy. – Czy suszyłby suche włosy?

 

-Spie­szy ci się gdzieś? - py­tam. – Brak spacji po pierwszym dywizie. Zamiast dywizów powinny być półpauzy.

Ten błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Za­mykam drzwi na klucz i scho­dzę na dół. – Masło maślane; czy mógł zejść na górę?

 

dać ka­rabin do rąk i ideal­ny SSman. – …dać ka­rabin do rąk i ideal­ny esesman.

 

Ma na imię Al­ma. W dość niety­powy spo­sób far­bu­je włosy. – Na czym polega nietypowość sposobu farbowania włosów?

 

to nie jest nor­malny ko­lor. Ma żółte oczy, ale to przez soczew­ki zmie­nia­ją­ce ko­lor tę­czów­ki. – Czy soczewki zmieniają barwę tylko jednej tęczówki? Powtórzenie.

 

Całą trój­ką idzie­my na przys­ta­nek. W cza­sie dro­gi żad­ne z nas się nie odzy­wa. Sta­jemy na przys­tanku. – Powtórzenie.

 

- No ku…. - prze­jeżdżający sa­mochód za­głu­sza je­go przek­leństwo. – Wielokropek ma zawsze tylko trzy kropki.

Ten błąd występuje w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

– Chu…. - prze­jeżdżający sa­mochód tym ra­zem za­głu­szył jej przek­leństwo. – Źle zapisujesz dialogi. Zajrzyj tu: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Zo­bacz, twój przys­ta­nek się zbli­ża - mówię i pod­noszę go ra­zem z Ala­nem. – Ten niewysoki i wychudzony szesnastolatek podniósł chłopaka i Alana???

To nie przystanek się zbliżał, to autobus zbliżał się do przystanku.

 

Może ci się wy­dawać, że go nie lu­bię, ale to nie praw­da. Może ci się wy­dawać, że go nie lu­bię, ale to niepraw­da.

 

Nie źle ! – Zbędna spacja przed wykrzyknikiem.

 

Jest strasz­nie wstyd­li­wy. Spo­dobałaś mu się. Sam wsty­dził­by się o tym po­wie­dzieć. – Powtórzenie.

 

No cóż, jak za­czą­łeś te gadkę o anie­le i szczę­ściu… – Literówka.

 

Dep­tam je­go stopę, może to mu po­może.Depczę je­go stopę, może to mu po­może.

 

Co bę­dzie ko­lej­ne ? Pies ? – Zbędne spacje przed pytajnikami.

Ten błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Przechodzi­my przez ulicę i wchodzi­my do szko­ły. Idzie­my pros­to pod klasę. – Powtórzenia.

 

Pod­chodzę do bib­lioteczki i pat­rzę na książ­ki ja­kie ma.Pod­chodzę do bib­lioteczki i pat­rzę na książ­ki, które ma.

 

Masz og­nia?Masz og­ień?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem spory fragment z okolicy środka.

Tekst jest, moim zdaniem, opowiadaniem niedostrzeżonych i być może dlatego nie wykorzystanych szans na całkiem udane, rozrywkowe, ubarwione lekkim absurdem opowiadanie. To nadal jest do osiągnięcia, ale wymagałoby napisania od nowa, aby oczyścić tekst z nazbyt licznych błędów pisarskich i usunąć potknięcia logiczne, jedne i drugie wskazane w komentarzach powyżej.

Domyślam się, że elementem fantastycznym miała być zdolność głównego bohatera do oddziaływania na innych ludzi, aby zachowywali się oni zgodnie z jego życzeniami. Autorka niezbyt jednak dopracowała szczegóły owego oddziaływania. Czy na przykład scenka w autobusie z chłopcem, który nie chciał ustąpić miejsca Almie, wynikała z ograniczeń mocy Kaoru, czy też miał on po prostu ochotę nad kimś się poznęcać, więc za pomocą myśli skłonił tego chłopaka do oporu?

 

Opowiadanie ma potencjał satyryczny. Należałoby jednak popracować nie tylko nad jego aspektem stylistycznym i ortograficznym, ale także nad logicznym związkiem między zaprezentowanymi zdarzeniami. Autorka opublikowała opowiadanie zbyt pospiesznie. Jeżeli jednak nie obrazi się na nas i napisze je od nowa, to może z tego wyjść coś naprawdę fajnego.

Nowa Fantastyka