- Opowiadanie: Elzewier - Upadek Dostojewskiej

Upadek Dostojewskiej

Opowiadanie z uniwersum Metro 2033. Debiut.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Upadek Dostojewskiej

 

Niech moje świadectwo będzie przekazane tym, którzy jeszcze mnie nie spotkali.

Wszystko rozegrało się w ciągu dwóch dni. Drugiego maja 2032 roku nasz genialny wynalazca i dowódca stacji, prof. Vujakicic był niezwykle podekscytowany. Nasz stalker, Jegorow Nikaska, wyruszył dzień wcześniej na kolejną wyprawę do dawnego ośrodka badawczego Vujakicica, by przynieść mu kolejną porcję książek i sprzętów. Wszyscy byli zachwyceni, radosna atmosfera udzielała się zwykłym mieszkańcom. Nie była to bowiem pierwsza wycieczka na powierzchnię Jegorowa, a każda poprzednia owocowała we wspaniałe wynalazki i poprawiała znacząco życie na stacji. Vujakicic, jak na biotechnologa przystało, skonstruował wspaniały i niezawodny filtr wodny, dzięki czemu pitnej, uzdatnionej wody na naszej stacji nie brakowało nigdy. Z jedzeniem było nieco gorzej – większość wynalazków profesora w tej kategorii, poza fasolką i farmą grzybków, była niewypałami lub wywoływała zatrucia pokarmowe z nieznanych nikomu przyczyn. Na stacji panował lekki głód od paru dni, więc z wyprawą stalkera wiązano wielkie nadzieje.

– Dawno nie wrzuciliśmy nic na ząb, co Igor? – zwrócił się do mnie Panjier, ziewając i leniwie wycierając lufę karabinku o swoją koszulę. Zwykle nie tolerowałem takich zachowań u podwładnych jako dowódca wojskowy naszej stacji – niemniej ciężko było nie być znużonym, gdy wszystkie trzy posiłki w ciągu dnia składają się z śmierdzących grzybów i obrzydliwie gorzkiej fasoli, w dodatku w bardzo niewielkich ilościach.

– Spokojnie, dzisiaj będziemy ucztować. Jegorow obiecał, że obskoczy supermarket. Pewnie przyniesie parę puszek, nam na pewno też się coś dostanie. – powiedziałem cicho, zerkając przez zaszklony prześwit w śluzie, oddzielającej nas od świata zewnętrznego. Vujakicic warczał na nas długo, żebyśmy „zaklajstrowali to świństwo ołowiem”, ale spotkało się to z ogólną dezaprobatą. Tak mała dawka promieniowania jak ta, która wpadała przez szklaną szparkę na pewno nikomu nie zaszkodzi. Z rozmyślań wyrwało mnie bębnienie w ołowiane wrota.

– Co jest, cholera jasna! – warknąłem. Przez szybkę nie widać było nikogo. A walenie w drzwi nie ustawało. – To ty, Nikaska?!

Na chwilę stukanie ucichło. Po czym kolejne łupnięcie. A w polu widzenia nikogo. Przechylając się, spojrzałem pod kątem. Jegorow leżał, pięść oparta o drzwi. Ze śladów na pylistej, pokrytej gruzem i odłamkami drodze wynikało, że czołgał się przez ostatnie fragmenty drogi. I zostawiał za sobą całkiem pokaźne ślady krwi.

– Otworzyć śluzę! – ryknąłem w stronę trzeciego i ostatniego mojego podkomendnego o imieniu Rasiejev. – Migiem, do kurwy nędzy! Mamy rannego!

Z głośnym syknięciem ciężkie ołowiane skrzydła uchyliły się i zamknęły, a Nikaska wpadł do wewnątrz niczym worek kamieni razem z ciężką, wyładowaną po brzegi torbą stalkera.

– No, wrócił wreszcie! – profesor przybiegł na dźwięk krzyków. Na widok leżącego w bezruchu stalkera zaklął siarczyście pod nosem. Doskoczył w mig do rannego i przekręcił go na plecy. Przytknął palce do jego szyi.

– Trup. – orzekł krótko, twarz mu poszarzała. – I to zimny, jest martwy od ponad godziny. Skąd wiedzieliście, że leży pod drzwiami?

– Walił pięścią do drzwi. – odrzekłem zaskoczony.

– Chcesz zrobić ze mnie głupka, czy popisać się własnym upośledzeniem umysłowym? – warknął Vujakicic. – To nie jest dobry moment na żarty Markov. Pytam na poważnie, on na pewno był martwy na długo przed tym jak go wpuściliście.

– Ja nie żartuję. Ktoś się do nas dobijał. – powiedziałem spokojnie, chociaż rewelacje profesora przeraziły mnie do głębi. – Co to mogłoby być?

– Pewnie coś, co chciało dostać się na stację, a nie mogło z powodu zamkniętych drzwi. A wy to wpuściliście, imbecyle. – dowódca stacji był wyraźnie wzburzony. – Jegorow opowiadał, że na powierzchni są stwory, które potrafią się idealnie kamuflować, a wy pewnie wpuściliście jednego z takich bydlaków na stację. Miejcie się na ostrożności i pod żadnym pozorem nie mówcie o tym nikomu. Szybko capniemy sukinsyna i nie będziemy siać paniki. A przynajmniej nie mówmy o nim nikomu, dopóki nie będzie ofiar.

– Tak jest, profesorze. – przytaknąłem, przywołując gestem Rasiejeva, który był wyraźnie poruszony tym co podsłuchał. – Gdzie jest jego torba? Aha, tutaj. Proszę, profesorze. Rasiejev, idź z profesorem i dopilnuj, by nie stała mu się żadna krzywda.

Wygolony na łyso wojskowy podreptał za profesorem. Panjier przybliżył się do mnie i szepnął mi do ucha, bym poszedł za nim. Podążyłem za swoim podkomendnym i zagłębiłem się w wojskowym namiocie, rozstawionym w ciemnym tunelu wiodącym do śluzy.

– Patrz, Igor. – uśmiechnął się szeroko, wyrzucając z przepastnych kieszeni wojskowego płaszcza trzy puszki i torbę żelek, które pamiętały czasy sprzed Wielkiej Wojny. Oczywiście data ważności każdego z tych przysmaków minęła kilkanaście lat temu, niemniej i tak się ucieszyłem. Już dwa razy Jegorow przynosił jakieś przeterminowane pierdoły, niemniej nigdy nie było tego dużo. A tym razem mieliśmy to tylko dla siebie. – Co powiesz na to?

– Myślę, że bardzo źle poczyniłeś, nie pokazując tego profesorowi. To może być skażone czy coś. – na moje słowa Panjier uniósł brwi, dopiero po chwili, wychwytując ironię, ryknął śmiechem. – Myknij no to Geigerem i żremy. Tylko zostawmy trochę Rasiejevowi, za jakąś godzinkę pójdziesz do profesora go zmienić.

Licznik lekko piknął nad jedną z puszek, ale nad resztą nie zareagował. Napromieniowaną konserwę mięsną (w której mięsa akurat było tyle, co kot napłakał) zostawiliśmy naszemu koledze, ja wpieprzyłem żelki i pół puszki, zaś odstąpiłem półtorej Panjierowi – zasłużył sobie, wykradając żarcie dla nas. Posiedzieliśmy trochę, gadając o niczym, po czym posłałem chłopaka do profesora, zaś sam ruszyłem na patrol po stacji, bez większych nadziei na zlokalizowanie niewidzialnego gościa.

Bez żadnych incydentów, może poza rozdeptaniem ogniska, które jakiś idiota rozpalił przed swoim namiotem, obszedłem stację wzdłuż i wszerz. W połowie kolejnego obchodu wpadłem na zdyszanego Rasiejeva.

– Profesor chyba oszalał! Zaciukał Panjiera! – wydusił, blady i wstrząśnięty.

Kazałem mu zostać na stacji i uspokoić zbliżających się zewsząd do nas ludzi, zaś sam pobiegłem do budynku zajmowanego przez profesora, wyciągając pistolet z kabury. Jego siedziba była dawną budką sprzedawcy biletów, ale obecnie rolety były permamentnie opuszcone, więc w zasadzie wchodziłem w nieznane. Ale nie zdążyłem nawet wejść w owo nieznane, albowiem Vujakicic wybiegł mi na spotkanie.

– Igor, wybacz! – twarz profesora była mokra od łez. – Myślałem że to niewidzialne paskudztwo chciało wejść do mnie do gabinetu, więc kazałem temu idiocie Rasiejevowi wyjść na spotkanie tego gówna. Ale on stchórzył, więc wziąłem nóż i wyskoczyłem na to coś, co drapało w drzwi. Tylko, że…

– Pański gabinet zostanie zamknięty od zewnątrz do czasu, gdy zbadam tę sprawę. Trzeba szybko zakamuflować śmierć Panjiera. – odrzekłem oficjalnym tonem, ale i tak wiedziałem, że nie bardzo mam możliwość dokopać temu skurwielowi. Mogłem mu dać tymczasową kwarantannę, ale to on był przywódcą stacji i, jakkolwiek na to nie patrzeć, moim zwierzchnikiem. Mogłem tylko wykorzystać chwilowo jego przerażenie, by nim porządnie wstrząsnąć. Pewnie faktycznie zabił Panjiera niechcący, bo ten roztrzepany głupek brzydził się zabić nawet szczura. Kazałem mu wrócić do gabinetu i zawołać Rasiejeva, a sam podszedłem do zwłok, leżących u drzwi. Faktycznie, jeden cios w twarz nożem. Pewnie biotechnolog nawet nie myślał zbytnio nad tym co robi, ale rąbnął mocno, przebijając się przez kość czaszki aż do mózgu.

– Kapitanie, ja to mogę wytłumaczyć! – Rasiejev stanął przede mną skulony i przestraszony. Nie miałem siły ani ochoty chwilowo na niego wrzeszczeć. Rzuciłem kilkoma przekleństwami i kazałem mu wynieść zwłoki do tunelu w stronę Marjinej Roszczy. Zaskoczyło mnie, że coś takiego mi przyszło do głowy. Chrzanić to, potem będę nad tym myślał. Najpierw rozmówię się z profesorem. Zamknąłem za sobą drzwi i dałem upust swoim emocjom, wkładając w potok bluźnierstw i klątw pod adresem dowódcy cały gniew i frustrację, którą czułem. Bez Panjiera nic już nie będzie takie samo. I niech ten gnój się o tym dowie.

Gdy skończyłem tyradę, zostawiłem wyjącego ze strachu i rozpaczy starca w budce, a sam usiadłem przed jego gabinetem. Głowa bolała mnie jak cholera. Na szczęście nie uderzyłem gnojka – tak więc nie mógł mi zrobić nic poza zdegradowaniem. Skrzyżowałem nogi i zapaliłem skręta z aromatyzowanego wiśnią tytoniu. Aromatyczny, słodkawy dym wypełnił moje usta i płuca. Prawdopodobnie był to jeden z kilku, może kilkunastu takich skarbów w całym metrze. I z niemal stuprocentową pewnością ostatni aromatyzowany skręt w moim życiu – takie cuda kosztowały dziesiątki nabojów za sztukę i były wyłącznie dla koneserów i bogaczy. Miałem tylko jednego takiego i postanowiłem zachować go na czarną godzinę. Szkoda, że nadeszła tak wcześnie.

Rasiejev wrócił po jakiejś godzinie. Oddelegowałem go, by popilnował profesora, a sam udałem się na barykadę, wyznaczyć nowe zmiany na straży u wrót tunelu, po czym poczłapałem do swojego namiotu. Łeb gotowy był pęknąć mi na pół. Rzuciłem się na łóżko, upiwszy przed tym łyk wody z brązowego, metalowego garnka obok mojego materaca. Nie mogłem zasnąć, a byłem cholernie zmęczony… Mrówki bólu powoli i boleśnie wgryzały się w moje zwoje mózgowe…

Gdy się obudziłem, coś kazało mi ruszyć do budki, w której zamknąłem profesora. Jakby jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie tam, pozbawiając własnej woli. Puściłem się sprintem, choć nie miałem żadnego logicznego powodu by się spieszyć. Rasiejev drzemał oparty plecami o drzwi. Obudziłem go kopniakiem w tyłek i szarpnąłem za klamkę. Profesor siedział spokojnie na krześle, a jego wnętrzności i krew zdążyły zająć już większość pomieszczenia. Obrzydlistwo. Ale jak do tego doszło?… Oczy zaszły mi krwią…

– Kapitanie? – Rasiejev klepnął mnie w ramię i zachłysnął się z przerażenia. A może metalicznym smrodem krwi, flaków i gówna, które zostały jako pamiątka po profesorze.

– Zamknij… drzwi. – wykrztusiłem. Ból w głowie nasilił się… Drzwi trzasnęły i Rasiejev znów był przy mnie. Jednym ruchem złapałem go za gardło, drugą ręką zerwałem mu pas z nożem i spluwą. – Co tu się, kurwa mać, stało? Wyjaśnisz mi?

– Nihee… wie… – zagulgotał żołnierz. Jego twarz przeszła przez różne odcienie czerwieni i purpury, oczy wywróciły się do wnętrza czaszki, a oddech zamarł. Co ja robię?

–To ja ci powiem. – usłyszałem swój własny głos. Moje ciało nie reagowało już na moją wolę. – Pewnie się zastanawiasz, Igorze Markovie, dlaczego profesor i obaj twoi żołnierze nie żyją. Dlaczego stalker był martwy. Dlaczego po zeżarciu tej puszki zamiast brzucha boli cię głowa. Dlatego, że te puszki to nasz wytwór. Nikt nie wszedł na stację, gdy otworzyliście śluzę. To ty zabiłeś obu tych mężczyzn. Po prostu już nie pamiętasz, jak wyprułeś profesorowi flaki, po czym przebrałeś się w jego czyste ciuchy. Nasze pasożyty za chwilę wymażą z ciebie resztki jakiejkolwiek samoświadomości, a ty będziesz naszym narzędziem, za pomocą którego zniszczymy metro.

Wyszedłem z pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi. Wiedziałem co muszę zrobić. Zastąpić filtr wodny Vujakicica przez skażone Ich pasożytami mięso. Wziąłem puszkę, nóż i klucze do skleconej z blachy falistej konstrukcji, w której znajdowały się filtry. Wyciągnąłem z szuflad wszystkie pięć skonstruowanych przez profesora prostokątów i bezgłośnie ustawiłem je pod ścianą. W ich miejsce wrzuciłem rozdrobnione nożem kawałki mięsa, podpisując wyrok śmierci na rodzimą stację. Następnie udałem się w kierunku tunelu, prowadzącego do Marijnej Roszczy. Od patrolu, który sam ustanowiłem, dowiedziałem się, że tunel łączący nas z Trubną miał poważny zawał i trzeba skierować tam ludzi. Odburknąłem, że już to zrobiłem, po czym ruszyłem ciemnym tunelem w stronę kolejnej stacji.

Nazywam się Igor Markov. I jeśli mnie jeszcze nie spotkaliście, to znak, że jeszcze żyjecie, lub ja jestem martwy. Innych możliwości nie przewiduję.

Koniec

Komentarze

Metro 2033 to mój konik (jeden z), także (od uwag zaczynając):

dowódca stacji, prof. Vujakicic,[+]

wynalazków profesora w tej kategorii,[-] – [+] poza fasolką i farmą grzybków,[-] – [+]  była – myślniki zamiast przecinków

więc z wyprawą stalkera wiązano wielkie nadzieje. – informacja się powtarza

co,[+] Igor?

ciężko było nie być znużonym, gdy wszystkie trzy posiłki w ciągu dnia składają się – cz. przeszły i cz. teraźniejszy

ze śmierdzących grzybów i obrzydliwie gorzkiej fasoli – oni lecą na tym prawie dwie dekady, więc nie bardzo to zdanie tu pasuje

dostanie.[-] powiedziałem

„zaklajstrowali to świństwo ołowiem”, ale spotkało się to z ogólną dezaprobatą. Tak mała dawka promieniowania jak ta,

Tak mała dawka promieniowania jak ta, która wpadała przez szklaną szparkę na pewno nikomu nie zaszkodzi. – bzdura

było nikogo. A walenie – przecinek zamiast kropki

stukanie ucichło. Po czym kolejne łupnięcie. – kolejne łupnięcie ucichło po tym, jak ucichło wszystko?

wreszcie! – profesor przybiegł – z wielkiej litery

Doskoczył w mig do rannego i przekręcił go na plecy

– Trup.[-] – orzekł – kolejnych błędów w zapisach dialogów nie poprawiam, ale są, na tej samej zasadzie

orzekł krótko, twarz mu poszarzała. – I to zimny, jest martwy od ponad godziny. Skąd wiedzieliście, że leży pod drzwiami?

– Walił pięścią do drzwi. – odrzekłem,[+] zaskoczony  // powtórzenie

upośledzeniem umysłowym? – niepełnosprawnością intelektualną…

na żarty,[+] Markov

Pytam na poważnie, on na pewno był martwy na długo przed tym jak go wpuściliście. – jak on pyta, skoro ja tu widzę zdanie oznajmujące?

– Pewnie coś, co chciało dostać się na stację, – od tego fragmentu zwróciłem uwagę na bardzo słabe, objaśniające dialogi. Bardzo mi się to nie podoba. Sama treść też, galopuje.

Proszę, profesorze. Rasiejev, idź z profesorem i dopilnuj, by nie stała mu się żadna krzywda.

Wygolony na łyso wojskowy podreptał za profesorem. – może jakieś urozmaicenie? “naukowiec”?

Panjier przybliżył się do mnie i szepnął mi do ucha,

bym poszedł za nim. Podążyłem za swoim podkomendnym – powtarzasz się

Na moje słowa Panjier uniósł brwi,[-].[+] Dopiero po chwili, wychwytując ironię, ryknął śmiechem

Właściwie znaleźli trupa, coś ich wystraszyło, a oni bardzo sielankowo sobie poczynają. Brakuje napięcia. Całkowicie go nie ma, mimo takiej treści. Do tego zaimkoza.

Myślałem,[+] że

to niewidzialne paskudztwo chciało wejść do mnie do gabinetu, więc kazałem temu R wyjść na spotkanie tego gówna. Ale on stchórzył, więc wziąłem nóż i wyskoczyłem na to

Tylko,[-] że…

wyjącego ze strachu i rozpaczy – coś wspominałem, że nie ma emocji i napięcia? takimi opisami, wglądem z zewnątrz tego nie uzyskasz, bo jest zbyt hasłowo i bezpośrednio (i mało)

Przestałem wypisywać błędy i przeskanowałem do końca. Tekst jest mierny. Przez błędy i przez pomysł – ten drugi jest wtórny. Nie wiem, czy czytałeś ponad sto opowiadań zgłoszonych do obu edycji konkursów literackich (2013 i 2014) na stronie uniwersum metra, jednak takich jak “Upadek Dostojewskiej” było na pęczki.

Z plusów? Zgrabny język, więc jeśli zaczynasz, to tylko zachęcam. Uda Ci się w końcu pomysł, a i korektą ktoś przysłuży – będzie wtedy nieźle.

Autorze.

Byłoby znacznie ciekawiej, gdybyś wymyślił coś swojego, a nie stosował oklepanych jak kosa małorolnego chłopa, ogranych motywów. Muszę jedynie stwierdzić, że masz nie najgorszy styl, pomimo językowej nieporadności. Napisz coś takiego, co nie będzie powtórzeniem znanych aż do bólu wątków fabularnych. Pozdrawiam życzliwie.

Hmmm. Mnie uniwersum Metra nie pociąga, ale skoro to tylko szort, przeczytałam.

Trochę mi się mylili bohaterowie. Może to ja nie rozróżniam żołnierzy, a może postacie warto bardziej zróżnicować, napisać o nich coś więcej.

Robisz błędy w zapisie dialogów.

Jak się tytuł do treści? Bo słowo “Dostojewska” pada wyłącznie w tytule.

Babska logika rządzi!

Dostojewska to bodaj jedna ze stacji moskiewskiego metra. Ale fakt, to mogłoby się znaleźć choć raz w treści.

Tego się domyśliłam. Ale gdyby zmienić tytuł na “Puszkinskają” (jeśli taka istnieje) czy jakąkolwiek inną, czytelnicy nie zauważyliby różnicy.

Babska logika rządzi!

Ponieważ nie znam wspomnianego Metra 2033, nie umiem odnieść się do zaprezentowanego tekstu, tym bardziej, że słowem nie wspomniałeś, kim jest tytułowa Dostojewska, co spowodowało jej upadek i jak to się ma do opisanych wydarzeń.

 

Nie była to bo­wiem pierw­sza wy­ciecz­ka na po­wierzch­nię Je­go­ro­wa… – Czy Jegorow wiedział, że ktoś się wybiera na jego powierzchnię? ;-)

Proponuję: Nie była to bo­wiem pierw­sza wy­ciecz­ka Jegorowa na po­wierzch­nię

 

a każda po­przed­nia owo­co­wa­ła we wspa­nia­łe wy­na­laz­ki… – …a każda po­przed­nia owo­co­wa­ła wspa­nia­łymi wy­na­laz­kami… Lub: …a każda po­przed­nia obfito­wa­ła we wspa­nia­łe wy­na­laz­ki

 

we wspa­nia­łe wy­na­laz­ki i po­pra­wia­ła zna­czą­co życie na sta­cji. Vu­ja­ki­cic, jak na bio­tech­no­lo­ga przy­sta­ło, skon­stru­ował wspa­nia­ły i nie­za­wod­ny filtr wodny… – Powtórzenie.

 

Wy­go­lo­ny na łyso woj­sko­wy po­drep­tał za pro­fe­so­rem. – Masło maślane. Skoro wygolony, to jasne, że łysy.

Wygolić, to pozbawić włosów, zarostu.

 

Myślę, że bar­dzo źle po­czy­ni­łeś, nie po­ka­zu­jąc tego pro­fe­so­ro­wi. – Raczej: Myślę, że bar­dzo źle uczy­ni­łeś, nie po­ka­zu­jąc tego pro­fe­so­ro­wi.

 

ale obec­nie ro­le­ty były per­ma­ment­nie opusz­co­ne… – …ale obec­nie ro­le­ty były per­ma­nent­nie opusz­czo­ne

 

Za­mkną­łem za sobą drzwi i dałem upust swoim emo­cjom… – Czy istniała możliwość, by zamknął drzwi za kimś innym i dał upust cudzym emocjom?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Również nie czytałem “Metra 2033”. Sam tekst nie dostarczył mi w zasadzie żadnej rozrywki.  

Nowa Fantastyka