- Opowiadanie: Lily - Spis rzeczy lubianychcz.II

Spis rzeczy lubianychcz.II

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Spis rzeczy lubianychcz.II

To jest opowieść o człowieku nazwiskiem Daniel Wysoki i o tym jak mu się nie udało.

Daniel był człowiekiem, który brał rzeczy na powarzenie i powarzenie je rozwiązywał.

Miał wielkie poczucie humoru. Często zdarzało się, że jego żarty śmieszyły tylko jego, ale nie na tym polega przecież poczucie humoru.

Zupełnie nie rozumiem tego: on mnie za mało przytula.

Daniel był facetem tego typu.

Daniel nigdy nie golił sobie pach.

I uważał, że to wcale nie jest śmieszne.

Nie celował do niej. Stał wyprostowany na środku pokoju i dyszał lekko. Chyba cieszył się właśnie, że to on podniósł pistolet, który ktoś zostawił na kanapie przed telewizorem. Panasonic.

Daniel był człowiekiem, który ufał ludziom i uważał, że ci w gruncie rzeczy wcale nie chcą go wyruchać. Jednak pomału dochodził do wniosku, że może się mylił.

Zupełnie nie rozumiem tego: nasze małżeństwo przeżywa kryzys.

Takie rzeczy nie dotyczą Daniela.

Czerwone światło jest na tyle figlarne, że stara się maskować krew na chropowatych ścianach. Krwi nie jest dużo, to musiał być cios czymś ciężkim i tępym. Ładny cios w klatkę piersiową. Ten ktoś nie pierwszy raz miażdżył komuś klatkę piersiową.

Blondyn w domowym dresiku.

Nie zginął jako pierwszy.

Daniel zaczął także dochodzić do wniosku, że dla takich jak on Bóg nie ma miejsca w swoim pięknym domu. I choć Daniel naprawdę mocno się starał, to ani trochę nie żałuje.

I jest w tym momencie bardzo poważny.

Żona będzie musiała mu wybaczyć, a może znajdzie sobie w niebie jakiegoś ciekawego kolesia. Może podpowie jej kobieca intuicja, choć ona zwykła nie ufać tej zdradliwej intuicji.

Daniel jest naprawdę miłym człowiekiem, choć to nie jest jego pierwszy raz.

Kiedy delikatnie podniósł jej głowę za podbródek, nie dała mu nic powiedzieć.

– Daniel nie rób tego, proszę cię! Wiesz, jak to jest. Alan kazał mi siedzieć cicho, bo inaczej sama dostanę kulkę. Byłeś nam potrzebny. Boże, Daniel, proszę cię, mówię prawdę, błagam, zrozum!

– Błogosławieni cisi, albowiem oni Boga oglądać będą.

Daniel pomyślał później, że blondyn zginął dlatego, że się śmiał, a Daniel bardzo nie lubi, kiedy ktoś się z niego śmieje.

Kiedy szedł do drzwi, zbił jeszcze piątkę z siedzącym na krześle trupem. Miał dziurę w głowie.

Daniel był szybszy.

O, kurwa, jaki on był szybki.

Zupełnie nie rozumiem tego: on nie chce słuchać o moich problemach, on nie chce mieć ze mną dziecka, on nie chce zrobić mi tego językiem.

Takie rzeczy nie u Daniela.

Duży szczerze kochał Boga i rozumie, jeśli ten się od niego odwróci, w końcu zjebał drugą szansę. Daniel nigdy nie myślał w kategoriach: Bóg zawsze da mi szanse. Tak nauczyła go matka, a on szanował słowa swojej matki. I wiedział dobrze, że zjebał swoją szansę, drugą.

I to wszystko przez tą głupią sukę leżącą na podłodze, a ja daruję jej życie – pomyślał.

Daniel pomyślał też, że nie ma zbyt wiele czasu, zanim pierwszy ciekawski odważy się tu przyjść, zwabiony odgłosami wystrzałów. Dwoma odgłosami.

Odrzucenie Boga wcale nie oznacza łatwiejszego życia. Nikt też nie powiedział, że Bóg nie bierze do nieba tych, którzy wcale go nie lubią.

– Bóg jest dziwny i pewnie ma niezły ubaw patrząc na nas – mawiała matka Daniela, a on zgadzał się z nią całkowicie.

Wyszedł.

Pobiegła za nim.

Błogosławieni prześladowani w sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

 

Emila postanowiła usiąść przy stoliku numer dziesięć, nie tylko dlatego, iż uwielbiała jeść przy nim śniadania i siadała do niego zawsze, każdego ranka, o godzinie 9:40. Zazwyczaj najpierw zamawiała kawę, małą czarną, która nie miała ani za zadania postawić ją na nogi, ani nawet obdarować ją wątłym smakiem tutejszej „czarnej przymusowej", jak zwykła ją nazywać, gdyż Emila zwyczajnie musiała ją wypić. Tylko po to, by mogła powiedzieć, iż wypiła już kawę, nikogo nie okłamując. Emila nie lubiła kłamać. Z tego samego powodu, zawsze przed wejściem do kawiarenki paliła dwa papierosy, zawsze dwa Black Devie, których smak lubiła. Poświęcała na to dziesięć minut, niezależnie od pogody. Kiedy kelnerka przyniosła zamówioną kawę, Emila decydowała się na jedno ze śniadań, które wybierała zawsze; tosty z serem, bądź niskokaloryczne, kukurydziane płatki śniadaniowe. Prościej byłoby jej zawsze jeść płatki, które zdecydowanie bardziej lubiła od tostów z serem, jednak koleżanki mówiły jej, że należy urozmaicać posiłki, a śniadanie to najważniejszy z nich. Po za tym nie chciała dopuścić do sytuacji, kiedy znające jej zachowania na pamięć kelnerki, wyprzedzałyby jej zamówienia i przynosiły płatki razem z kawą. To była pewna forma obrony, Emila lubiła zamawiać na dwa razy. Nie była tu zbyt lubiana. Kelnerki kawiarenki „Całodobowa słodycz", której nazwa zawsze kojarzyła się Emilii z erotycznymi podtekstami, wiedziały także doskonale, że nie należy podawać jej kawy, dopóki sama o to nie poprosi, nie należy także podawać jej łyżeczki z wklęsłym spodem trzonka, których nienawidziła i których dotyku się brzydziła. Kelnerki „Całodobowej Słodyczy" pamiętały, że najbardziej nienawidziła wklęsłych łyżeczek po dziesiątej. Kiedy dokładnie trzy miesiące temu, o tej porze, po pomyłce kelnerki Mai, była tak sfrustrowana, że cisnęła jedną z nich przez całą kawiarenkę, trafiając jakiegoś mężczyznę, przeciętnej urody – dodała później, i opuściła lokal, nie zamówiwszy niskokalorycznych, kukurydzianych płatków śniadaniowych, które były stosunkowo drogie, a ich prawie codzienna sprzedaż Emilii, była, choć bardzo nieznacznie, zauważalna w wykazie tygodniowych dochodów „Całodobowej słodyczy" Od 9:10 dzisiejszego dnia, czyli dokładnie, gdy piętnaście minut po otwarciu kawiarenki pewien mężczyzna zajął stolik numer dziesięć, dwie pracujące w tych godzinach kelnerki, tkwiły w niesłabnącym niepokoju, czy pani Emila nie wybuchnie, widząc, że jej ulubiony stolik jest zajęty, co już jej się zdarzało. Jej wybuchy były tak naprawdę wyrazami pogardy i zniesmaczenia, bez jakiejkolwiek dozy agresji, którą Emila potępiała. Owe wybuchy wprawiały jednak sentymentalne kelnerki w zakłopotanie, gdyż Emila była jedną z dwóch jedynych stałych klientek „Całodobowej słodyczy" i uważały, ze Emilii należy się z tego względu choć odrobina szacunku. W końcu to ona i jej pieniądze, są częścią ich stałej pensji. Drugą stałą klientką była pani Dorota. Podstarzała, elegancka kobieta z zasadami, która nie przepadała za ekscentrycznością Emilii, ceniła ją jednak za to, że choć nie zawsze jej to wychodzi, stara się być elegancka i dystyngowana. Dorota zwana była „Milczkiem", gdyż prawie w ogóle się nie odzywała, chyba, że byłoby to absolutnie konieczne. Wydawała polecenia kelnerkom kiwnięciami głowy. Te nie zrażały się do starszej pani, bo choć niesłusznie twierdziły, że cierpi na nieustanne zapalenie gardła, to w takim wypadku same też by się oszczędzały. Pani Dorota jadała różnie, co Emila traktowała częściowo, jako kolejną oznakę dbania o siebie. Po części było to jednak dla niej również próżniactwo. Emila nie lubiła próżnych osób. Nigdy nie jadały razem. Tak czy inaczej kelnerki „Całodobowej słodyczy" martwiły się niepotrzebnie, gdyż tego dnia, Emila miała niezwykle dobry humor, a fakt, że mogła wypalić dwa papierosy przed wejściem do kawiarenki w pełnym słońcu, a nie w strugach deszczu, jak poprzedniego dnia, jeszcze ów humor poprawił. Sama Emila nie potrafiła dokładnie określić, co wprawiło ją w tak wyśmienity nastrój, jednak od kiedy otworzyła oczy w swoim nigdy nieścielonym łóżku i zajęczała nad kolejnym monotonnym dniem do przeżycia, coś mówiło jej, że akurat teraz jest w błędzie, a dzień będzie wyjątkowy. Takie przeczucie zawdzięczała swojej kobiecej intuicji, jednak Emila miała w zwyczaju nigdy nie ufać do końca tej podstępnej intuicji, gdyż już nie raz wpadała przez nią w kłopoty. Kłopoty te, co dziwne, zazwyczaj dotyczyły spraw damsko-męskich, których Emila bynajmniej nie unikała, choć nie wiedzieć czemu, dotyczyły jej dość rzadko. Była to sprawa, nad którą zdarzało jej się czasami ubolewać, nie mogła pojąć, co odstrasza od niej mężczyzn, którzy choć zaczepiają ją dosyć często, rzadko wytrzymują przy niej dłużej niż dwadzieścia minut. Zdawała sobie sprawę, że humor potrafi jej się zmienić kilka razy w ciągu godziny, ale nie mogła pojąć, dlaczego to doprowadza facetów do szału. Emila była pewna, że gdyby była lesbijką, kobiety wytrzymywałyby przy niej chociaż odrobinę dłużej, chociaż pół godziny. Jednak Emila nigdy lesbijką nie była i cierpiała na niedostatek mężczyzn. Zdarzało jej się mieć kochanka, może raz na dwa, trzy miesiące, ale to szczyt jej kokieteryjnych umiejętności. Nie mówiąc już o możliwości zatrzymania jakiegoś na stałe, co bardzo by się jej podobało. Mężczyzna-kochanek miał czas na ucieczkę do trzech dni, nikt nie wytrzymał dłużej. Pomimo tego wszystkiego Emila nie miała żadnego zamiaru się zmieniać, nie po to, by przyciągać do siebie więcej „maszyn do seksu", jak zwykła nazywać mężczyzn. Tych, którzy seksu unikali, nazywała „dziewicami" – wyróżniała tylko dwie kategorie mężczyzn. Nawet gdyby chciała się zmienić, nie wiedziałaby jak, a z samą sobą było jej bardzo dobrze, choć musiała przyznać, że czasami miała ochotę częściej padać ofiarą „seksualnych maszyn". Owe kłopoty, w które wpędzała ją jej sprytna kobieca intuicja dotyczyły oczywiście napotkania jednaj z „seksualnych maszyn," która mogłaby przynieść jej odrobinę rozkoszy. Jednak problem polegał na tym, by Emilii udało się nie odstraszyć maszyny, lub nie pomylić jej z „dziewicą", co było jednak raczej nie możliwe, gdyż „dziewice" występują niezwykle rzadko i można je zazwyczaj rozpoznać momentalnie. Choć Emila dziwiła się, że widuje ich coraz więcej, ten widok napawał ją wręcz obrzydzeniem. Tak naprawdę Emila nazywała „to" kłopotami, gdyż przy mężczyznach kompletnie nie wiedziała, jak się zachować, by ukazać, że jest potencjalną ofiarą, która da się dobrowolnie wykorzystać. Po pewnym czasie Emila zrezygnowała z bycia trudną i szukania męża, doszła do wniosku, że te sprawy nie są dla niej, a nie chce marnować okazji na chwilę radości. Emila traciła przy mężczyznach całe swoje opanowanie, a co gorsza zdarzało jej się nawet zapomnieć o przyzwyczajeniach. Dlatego bała się ufać swojej podstępnej intuicji. Tego dnia przeszła ona jednak samą siebie, 25 lipca 2001 roku usadziła „maszynę do seksu" dokładnie przy jej ulubionym stoliku, w dodatku, całkiem przystojną.

Kiedy skończyła palić i wkroczyła do kawiarenki eleganckim krokiem zdecydowanej kobiety, zaczęła od uspokojenia kelnerek rzuceniem im spojrzenia nie-jestem-zła-że-nie-wypierdoliłyscie-samca-od-mojego-stolika, które niewątpliwie przyjęły z ulgą, a przynajmniej tak jej się zdawało. Szczególnie uradowana tym faktem wydała się kelnerka imieniem Sandra, która pracowała tu dopiero od miesiąca, była także zapaloną czytelniczką literatury kryminalnej i romantycznej, w której ku jej zdziwieniu zawsze w restauracjach traktowano stałych klientów z szacunkiem, czego postanowiła się trzymać. Choć wiedziało o tym naprawdę niewiele osób, Sandra czytała książki nałogowo, lubiła to nawet bardziej niż dekorowanie ciast, co było jej wieloletnim hobby. Jednak nawet ci, którzy wiedzieli o literackim zamiłowaniu Sandry, a nawet o jej osobistych pisarskich zapałach nie mogli wiedzieć, że zginie potrącona przez ciężarówkę z lodami, kiedy zaczytana w „Nieskazitelnym romansie", wyjdzie na ulicę nie dostrzegając świata poza czytanym właśnie erotycznym fragmentem książki, gdzie główny bohater, młody Nick, pieści stopy swojej starszej o kilkanaście lat kochance, która tak naprawdę wykorzystuje jedynie naiwność chłopca. Zderzenie z ciężarówką będzie tak silne, że zmiażdży jej połowę ciała, Sandra będzie miała jednak złamany kark, zanim w ogóle zdąży upaść na ziemię.

Emila wybrała stolik numer dziesięć także dlatego, że siedziała przy nim przystojna „maszyna do seksu". Oczywiście uprzedzona wcześniej swą przebiegłą intuicją Emila, która zwykła jej nie ufać, zdążyła przygotować się na takie spotkanie. Kąpiel, umycie włosów, ułożenie ich, umalowanie paznokci (co zwykle sobie darowywała), lekki makijaż, delikatna szminka, krem wygładzający cerę, dobranie odpowiednich ubrań – będąc przebiegłą wykonała te wszystkie, obowiązkowe, według niej, czynności przed spotkaniem z machiną, dużo wcześniej. Bardzo rzadko stroiła się tak do śniadania. Widząc ją tu codziennie, kelnerki „Całodobowej słodyczy" oraz pani Dorota, która zawsze przychodziła dwadzieścia minut przed Emilą, doskonale wiedziały, że tego słonecznego dnia, z nieznanego im powodu, Emila postanowiła zaszaleć.

– Mogę się przysiąść?

Maszyna unosi lekko głowę i rzuca jej badające spojrzenie.

– Oczywiście.

Punkt dla mnie – pomyślała.

– Jestem Emila – mówi, wyciągając do niego dłoń nad czerwonym blatem stolika.

– Daniel – delikatnie ściska jej dłoń i przytrzymuje chwilę, by lepiej się jej przyjrzeć – ładne – mówi, uwalniając ją z uchwytu.

– Dziękuję – na chwilę zaciska dłoń w pięść, by znów ją rozluźnić i zwrócić na nią uwagę, wygląda na speszoną, po części naprawdę tak jest, nie sądziła, że coś takiego padnie od razu, maszyna która jej się trafiła musi być bardzo bezpośrednia, głównie jednak tylko chce wyglądać na speszoną.

Bo tak naprawdę Emila, choć wychowana w dobrej, katolickiej rodzinie, nigdy wstydliwa nie była. Pewnie nawet nie dlatego, że zerwała z wiarą w wieku lat piętnastu, czego rodzina nigdy do końca jej nie wybaczyła, ani nawet nie dlatego, że sama uważała swoje dłonie za całkiem ładne. Powodem było zapewne to, że Emila odbierała wstydliwość, jako całkowitą, bezsensowną stratę czasu, która do niczego się nie przydaje, a tylko utrudnia i zniesmacza życie. Wstydliwe są „Dziewice" – mawiała. Można powiedzieć, że Emila gardziła nieśmiałymi ludźmi, dlatego chciała wyglądać na speszoną tylko częściowo, wiedziała, że sporo facetów to lubi. Nie wiedziała, co można lubić we wstydliwości, ale to nie miało teraz żadnego znaczenia. Teraz maszyna musiała pojąć, że Emila pragnie być wykorzystana. Może to brzmi niekobieco, jednak to ją nie obchodzi, ona chce przyjemności, a teraz ma na to szanse i zamierza ją wykorzystać.

Gdy udała speszenie maszyna uśmiechnęła się lekko, odsłaniając beżowe żeby i przeczesała mleczne włosy. Ma równy zgryz, to dobrze – pomyślała. Nienawidziła krzywych zębów. Nie po to męczyła się w dzieciństwie ze stałym aparatem, by teraz czuć współczucie dla „krzywoli", ona nienawidziła nie ich, ale ich zgryzów. W samym uśmiechu „maszyny do seksu" było coś, co rzucało się w oczy. Nie rozdziawił szeroko gęby, jak tępy idiota, jego uśmiech był lekki, delikatny, może nawet inteligentny, zaryzykowałaby stwierdzenie, że uroczy.

– Jesteś studentką?

Czy wszyscy faceci chcą pieprzyc studentki?

– Nie. Skończyłam studia dwa lata temu.

– Wyglądasz na młodszą.

Niektóre machiny mają to do siebie, że czasami potrafią powiedzieć komplement i choć ten nie był szczególnie wyszukany, spodobał jej się. Jak zresztą poprzedni, choć uważała, że dwa komplementy przy tak krótkiej znajomości, to zdecydowanie za dużo. To nie przypadło jej do gustu. Miała wrażenie, że egzemplarz, który jej się trafił nie zwykł kierować się życiu tym, co mężczyzna powinien, aby zdobyć kobietę, a co jest raczej ruchem głupim i przekreślającym. Odpowiedziała skromnym uśmiechem. Emila uśmiechała się skromnie nie tylko do mężczyzn, była zdania, że jeżeli ktoś się nie śmieje, a jedynie uśmiecha, powinien to być uśmiech skromny. Elegancki.

– Jestem nauczycielką.

Emila lubiła oglądać reakcję ludzi na wiadomość, że jest nauczycielką. Szczególnie „maszyn do seksu". Zazwyczaj były to zniesmaczone miny, które zupełnie ignorowała, zdarzało się jednak, że była to dla niech miła niespodzianka. Każdy facet marzy o seksie z nauczycielką – mawiała czasami. Reakcja Daniela była pozytywna, czyli, jak określiłaby ją Emila – wywołana erotyczną fantazją – jednak nic erotycznego w tej reakcji nie było. Uznała, że maszyna, która jej się trafiła potrafi nad sobą panować.

Ku jej zdziwieniu, owa maszyna potrafiła również częściowo powstrzymać się od patrzenia na jej piersi. Nie całkowicie, ale jednak. Emila miała piękne piersi, a przynajmniej z takimi określeniami ze strony mężczyzn się spotykała. Była pewna, że „dziewica" powiedziałaby o nich, że są jedynie ładne. Nosiła 34C. Emila miała to do siebie, że kiedy już zdecydowała się przywiązywać większą uwagę do ubrań, wyglądała naprawdę oszołamiająco. Brązowy, dystyngowany sweterek, ciasno opinający piersi, kazał wlepiać w siebie wzrok. Tak naprawdę Emila była lekko zakłopotana. Nie wiedziała, czy to dobrze, że jej maszyna powstrzymuje się od patrzenie na jej piersi, czy nie. W sumie miała ochotę na przygodę na jedną noc, nie wyobrażała sobie, że facet wytrzymałby dłużej. Miała ochotę raczej na jednodniową zabawę, więc wolałaby, by był jej piersiami czysto zafascynowany. Utrudniał jej sprawę. Z drugiej strony to coś ją nęciło. To coś w nim nie dawało jej spokoju.

– Gdzie uczysz?

– W podstawówce, tak, jak zawsze chciałam.

– Jesteś zdecydowaną kobietą.

– Niezdecydowane kobiety marnują sobie życie.

Trzy lata później wyszła za niego za mąż.

 

 

Przez długi czas w mieszkaniu 15/21 na Nowakowskiej słychać było tylko nieprzerwany, głuchy wrzask.

Cała noga pulsowała na uwalonej krwią pościeli. Z wielkiego bąbla pod kolanem wystawała kość, na otwarte złamanie nie dało się nie patrzeć.

Pulsowała.

Pulsowała.

Pulsowała.

Karol bujał się jak w chorobie sierocej i darł się, głucho.

Matylda siedziała w kiblu, chyba się porzygała.

Dawid zaczął zbierać z ziemi porozrzucane pornole, które wcześniej wysypały się z szafy na Daniela, byle tylko się czymś zająć.

Daniel siedział przy stole. Żyrandol sprawiał, że padające światło było czerwone, jak w burdelu. Zastanawiał się, czy jego żona wiedziała, że to on. To on walnął.

On walnął.

On walnął.

Karol przestał się drzeć i pokój wypełniała tylko cisza.

– Kurwa, wyjmij mu tą szmatę z ust – Matylda drżała niespokojnie, kiedy wróciła, była blada.

Dawid posłuchał.

– Powiem wam – Karol gapił się w sufit, żeby nie oglądać nogi. Ból był nie do zniesienia – powiem wam, żeby było śmiesznie.

Słuchali.

– Daniel, obiecaj, że potem zabierzesz mnie do szpitala, jak już powiem. Mogę ci mówić Daniel, mogę prawda?

– Zabiorę.

– Powiem ci. Ale będzie śmiesznie.

Zaśmiał się nerwowo.

Pomimo tego, że królik był ofiarą, nikt nigdy nie powiedział, że był głupi. No i chciał zachować walizkę.

– Powiem ci, kto kropnął twoją żonkę. Twoją Emile.

Cisza jest taka ładna.

 

 

Koniec

Komentarze

Nowa Fantastyka