- Opowiadanie: Gror2 - Krew i srebro

Krew i srebro

To pierwsze opowiadanie z serii.

Seria opowiada większą historię wielu bohaterów, ale to jest najwcześniejsze w wydarzeniach. Jeśli się wam spodoba, to proszę, napiszcie w komentarzach, czy zamieszczać kolejne części.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Krew i srebro

 Ogień był wszędzie. Pod nogami, wokół, na niebie, czy może raczej na suficie. Płonęły góry, lasy, jeziora, jedynie ulice miast były wolne od wszechobecnych języków ognia. Wschodnia Równina była naprawdę wielka, Sahara to przy niej piaskownica, a mimo to podróż zajęła mi tylko dwa dni. Fajnie jest być demonem i się nie męczyć. W Piekle ogólnie jest fajnie: można się napić czegoś porządnego, zabawić z jakąś ponętną demonicą, dorobić się majątku, a jak już się ma spory bagaż mocy, to w ogóle większość pada przed tobą na kolana. Ciekawe, czy w innych Piekłach też wystarczyło komuś dokopać, żeby zdobyć jego pozycję, czy jednak trzeba się było bawić w politykę? Cholera wie, nigdy się nie dowiem.

Miasteczko wyglądało, jak z westernu: szeroka prosta droga, a po bokach domy, knajpy i budynki użytku publicznego. Po krótkiej, acz męczącej podróży podszedłem do pierwszego, lepszego baru. „Mocne Uderzenie”, głosił napis nad wejściem. No, zaraz napiję się orzeźwiającego bimbru i zjem coś smacznego.

Wnętrze było jasne i utrzymane w ciemnych kolorach, typowy dla Piekła styl urządzania wnętrz. Pod wysokim sufitem mieściła się sala pełna stołów, z barem naprzeciw wejścia i niewielką sceną dla artystów, na której jakiś wędrowny bard (na oko upadły anioł) mruczał smętną pieśń do rytmu z równie smętnymi dźwiękami jego ukulele. Za kontuarem stał barman, rosły diabeł o ogromnych rogach i spojrzeniem klubowego bramkarza, a przy stoliku w kącie siedziało dwóch znanych mi demonów.

– Yeager! – zawołał jeden z nich na mój widok. – Siadaj, chłopie, mów co w wielkim świecie słychać?

Z lekkim uśmiechem spełniłem prośbę znajomego, który mógł poszczycić się zielonym zabarwieniem całego ciała, w tym białek oczu. Jego towarzysz słynął z małomówności, lecz kiedy się odzywał, zawsze była to jakaś mądrość ludowa lub tekst adekwatny do sytuacji.

– Cześć, Mordo! – uścisnąłem rękę zielonego i skinąłem cichemu. – Gladius.

Po drobnej wymianie uprzejmości, zanim przeszliśmy do rozmowy, najpierw zamówiliśmy kolejkę bimbru. Barman mruknął coś pod nosem, ale zaczął nalewać.

Lubiłem Wschodnią Równinę z jednego powodu: mieszkający tutaj piekielni byli dość tradycyjni, by nie polubić rozprzestrzeniających się wszędzie ostatnio komputerów i jednocześnie na tyle swobodni, by nie przejmować się moją pozycją. Mordo i Gladius to dwie moczymordy, które poznałem pięćset lat temu, kiedy musiałem rozmówić się z tutejszym suzerenem. Lucyferowi nie podobało się jego zachłanne podejście do zbierania podatków, więc kiedy pozbyłem się problemu, nowy suzeren całkowicie oddał się woli naszego kochanego króla i pozwolił mi, jako dworskiemu wysłannikowi, pić za darmo przez miesiąc. Wtedy zdobyłem przezwisko „Yeager”, gdyż tych dwóch śmiało się, że poluję na wszystkie bary i knajpy na Równinie. Właściwie, to mieli trochę racji…

Trzy kufle z mętnym płynem stuknęły o blat stołu, kiedy barman wreszcie przyniósł zamówienie, więc wznieśliśmy toast za ponowne spotkanie i przeszliśmy do właściwej rozmowy:

– To mów wreszcie, co tam słychać?! – powiedział Mordo radośnie.

– Lucyfer pojechał na zebranie Rady Galaktycznej, więc jeśli nie wydarzy się jakaś paskudna sprawa na większą skalę, mogę cieszyć się wolnym – opowiedziałem krótko powód mojej wizyty na Równinie.

– Co, znowu? – mój zielony przyjaciel najwyraźniej miał zdanie podobne do mojego w sprawie polityki. Tu w ziemskim Piekle, jeśli czegoś chcesz, płacisz za to lub walczysz o to. Wbrew opinii nie kradniemy, nie przepadamy za zabijaniem (oczywiście zdarzają się wyjątki), ale uwielbiamy przemoc, więc walenie po pysku obcego na dzień dobry jest u nas traktowane na równi z „uważaj jak chodzisz!”.

– Tym razem jednak ma coś do powiedzenia – rzuciłem, pogłębiając zainteresowanie Gladiusa, który sączył swój napitek tak wolno, że nie odsuwał kufla od ust.

– Cóż takiego ma do powiedzenia innym królom nasz groźnie i sprawiedliwie nam panujący Dawca Światła?

Pytanie było na miejscu. Choć w naszym Piekle polityka przypominała stan polskiej gospodarki, to w pozostałych siedmiu miała się całkiem nieźle i nasz pan, choć z wiadomych przyczyn nienawidził jej, musiał prowadzić mniej lub bardziej subtelne gierki podczas spotkań Rady Galaktycznej, kiedy to władcy wszystkich ośmiu Piekieł omawiali różne tematy i najczęściej zrywali obrady z powodu kłótni.

– Lucyfer ma zamiar zgłosić propozycję zerwania Kajdan – powiedziałem krótko, wywołując u nich mieszane uczucia.

Mianem Kajdan określało się stan, kiedy demon, diabeł lub upadły z nieznanych przyczyn zostaje przypisany do konkretnego Piekła. Tylko król może zerwać, lecz przez prawo ustanowione przez Pana musi to dotyczyć wszystkich mieszkańców danego terenu i zostać poparte przez pozostałych. Perfidny plan Stwórcy polegał na tym, że zawsze znajdzie się ktoś, kto z czystej złośliwości odrzuci wniosek lub zda sobie sprawę, że niektórzy piekielni na wolności mogą sporo narozrabiać, więc tak czy siak zerwanie Kajdan nigdy i nigdzie nie nastąpi.

– Uważam, że zrobi z siebie pośmiewisko – skomentował krótko Mordo. – To, że jesteś Trzecią Ręką, nie oznacza jeszcze, że musisz się obrażać za każde głupstwo, jakie powiem – Dodał pod moim karcącym spojrzeniem.

– Masz rację, to było głupstwo – powiedziałem, chwytając rękojeść mojej broni – które mogło kosztować cię życie. Jednak puszczę to mimo uszu.

– Przesadzasz – powiedział.

– Jak sam zauważyłeś, jestem Trzecią Ręką. Moim obowiązkiem, który z dumą wypełniam, jest ochrona honoru mego pana i naszego króla – moje słowa wyraźnie poprawiły humor barmanowi, diabły zawsze były wierne Dawcy Światła. – Gdybyś miał zwierzchnika, zrozumiałbyś.

– Cóż, drogi przyjacielu, jestem demonem chaosu i moim panem jestem ja sam, więc odpada – rzekł z uśmiechem, podnosząc kufel do toastu – Zasady, które można łamać!

– Za zasady! – stuknąłem się z nim wywołując falę śmiechu. Gladius w milczeniu przyłączył się do nas, poczym z poświęceniem godnym wyższej sprawy, zaczął sączyć dalej swój bimber.

– A ty masz co opowiadać? – spytałem Mordo. – Nie widzieliśmy się trzydzieści lat, trochę mogło się wydarzyć, prawda?

– Ano – stwierdził krótko i kontynuował dopiero po chwili – Jest taki jeden możnowładca, który sadzi czai się na naszą prowincję. Do tej pory nie robił niczego poważnego, ale teraz, kiedy nie ma króla, może sobie pozwolić na więcej. Kompletny dupek, nowobogacki i od tego polityk.

Cholera, takim to trzeba ręce ucinać przy narodzinach, inaczej nigdy nie przestaną brać. Fakt, że u nas panuje zasada „chcesz to bierz”, ale za brak umiaru trzeba słono płacić. Ja swoje pijaństwo niemal przypłaciłem tytułem Trzeciej Ręki. Mam wręcz samurajskie poczucie honoru i gdyby nie litość i sympatia Lucyfera, prawdopodobnie bym się zabił.

– Wybacz, ale jeżeli nie ogłosi się bezpodstawnie panem Równiny, nic nie mogę zrobić – powiedziałem smutno.

– E tam – Mordo machnął ręką. – Jakbyśmy potrzebowali pomocy, to byśmy pisali oficjała do Lucyfera.

– Czyli, że póki co jest bezpiecznie?

– Tak…

I jak na zawołanie do baru wpadł młody diabeł i wrzasnął na całe gardło:

– Malax wyzywa Mefistofelesa na pojedynek o prawo do władania prowincją!

Poczym wybiegł, by dalej ogłaszać smutne wieści.

– Malax, to ten dupek, którym mówiłeś? – spytałem, patrząc w pełny w jednej trzeciej kufel.

– Niestety.

– No to mamy przejebane – rzekł krótko Gladius i jednym haustem dopił bimber.

Mogłem tylko pójść w jego ślady.

***

Sala audiencyjna pałacu Mefistofelesa zasługiwała raczej na miano celi. Pomieszczenie dziesięć na dziesięć z litego białego marmuru było wyposażone wyłącznie w prosty stolik i komplet krzeseł. Wszystko sprawdzone pięćdziesiąt razy przez samego gospodarza, więc nie było szans na podsłuch. Nie, żeby często ktoś wyciągał ręce po jego tron, był po prostu paranoikiem. W sumie nigdy nie rozumiałem czemu posada gubernatora prowincji nie jest automatycznie przypisana do tronu księcia demonów. Teraz już wiem.

Mefistofeles wreszcie zaszczycił mnie i moich przyjaciół swą obecnością. Był ubrany w czarne szaty z czerwono-żółtymi zdobieniami tu i ówdzie wyszywanymi metalowymi dodatkami, przesuwał się w powietrzu, ciągnąc za sobą długą pelerynę, jego karmazynowa skóra głowy i dłoni lśniła w blasku magicznego ognia, podtrzymywanego jego mocą. Nigdy nie przestanę zazdrościć mu rogów.

– Twoja wizyta, mistrzu Yeager, jest dla mnie zarówno wybawieniem jak i niespodzianką – powiedział, pomijając ceremoniał (na szczęście dla mnie) i siadając.

– Proszę, Mefisto, nie nazywaj mnie mistrzem – skoro on pomijał grzeczności, to ja też mogę.

– Tak, wybacz proszę – powiedział patrząc w podłogę, poczym spojrzał na mnie. – Będzie lepiej, jeśli wszystko wyłożę w jak najprostszych słowach. Otóż znany ci już Malax od dłuższego czasu ostrzył sobie zęby na moją prowincję. Wschodnia Równina jest bardzo bogata w liczne surowce pozwalające na wzmocnienie mocy, lecz tylko magowie mojego kręgu potrafią je wykorzystać.

– Tak, wiem o tym – wtrąciłem, patrząc wymownie.

– Otóż Malax zaplanował sobie mój upadek ze stołka gubernatora, co pozbawiłoby mnie przychodów i pozycji. Wież zapewne, że bez mocy gubernatorskiej, moje prawa nie będą respektowane tak, jak do tej pory, gdyż znaczna część moich sił porządkowych to straż. Jedynie ćwierć moich podwładnych to gwardia.

W jego głosie czaił się smutek. Potrafiłem to zrozumieć i zyskałem dodatkową zachętę (jakbym jeszcze jakiejś potrzebował). Nie przyjaźniłem się z Mefisto, nawet nie byliśmy znajomymi, wszelkie nasze porozumienia i rozmowy wynikały tylko ze służby wobec Lucyfera, lecz mimo konfliktów na linii wojownik – mag, darzyliśmy się wzajemnym szacunkiem ze względu na łączący nas respekt do zasad.

– Mam pytanie, wasza demoniczność – wtrącił się Mordo z szelmowskim uśmiechem. – Czy jeśli Yeager wygra, to jako jego sekundanci możemy liczyć na nagrodę?

– O tym zadecyduje on – odparł Mefisto. Między demonami chaosu i gniewu zawsze panowała cicha wojna na tle rasowym. To właściwie cud, że tak skutecznie się kontrolują. Tak. Cuda zdarzają się nawet w Piekle.

– Możecie sobie wziąć wszystko, co przypadnie mi jako zwycięzcy – stwierdziłem. – Mnie wystarczy poczucie spełnionego obowiązku.

– Ty i te twoje zasady – skomentował mój zielony towarzysz, lecz błysk w jego oku mówił, że jest zadowolony.

Gladius tylko lekko skinął głową.

– A tak swoją drogą – rzekł nagle Mefisto – skąd pewność, że wygrasz?

– Cały czas powtarzamy, jeśli wygram – odparłem. – Jednak jestem członkiem Gwiazdy. Najsłabszym, ale nikt silniejszy ode mnie nie ma w tym swojego interesu.

Gwiazda to grupa pięciu najsilniejszych demonów w całym Piekle. W jej skład (od najsłabszego) wchodzą: demon (ja), demonica, upadły anioł, diabeł i smok. Ten ostatni załapał się ze względu na swoją unikalną i zabójczą zdolność, która czyni go nie tylko najpotężniejszym wojownikiem Piekła (w skład Gwiazdy mogą wejść wyłącznie skuteczni w otwartej walce wojownicy), lecz również najsilniejszym magiem, co umieszcza go w kategorii „wyjątek potwierdzający regułę”, gdyż tylko Lucyfer jest silniejszy od niego.

– Czyli, że mogę być spokojny o swój stołek?

– To się okażę za trzy dni, lecz wydaje mi się, że możesz spać spokojnie – odparłem.

***

Jakże żałowałem swojej pewności sprzed kilku dni. Dopiero na miejscu dowiedziałem się z kim mam walczyć i kolana ugięły się pode mną.

– Nie musisz tego robić – powtarzał jak mantrę Mordo, a Gladius popierał jego słowa wymownym trzymaniem ręki na moim ramieniu.

– Dobrze wiesz, że muszę – odpowiadałem za każdym razem.

Różnica w sile między poszczególnymi członkami Gwiazdy jest mniej więcej taka jak dystans z dna Piekła na szczyt Niebios dla grubasa, chcącego latać na rzęsach. Gdyby nie mój samurajski kodeks, spieprzałbym stąd jak najdalej i jak najszybciej, lecz w ten sposób przyniósłbym hańbę sobie i co gorsza Lucyferowi.

– Jako Trzecia Ręka nie reprezentuję siebie, lecz mego Pana – dodałem.

– Mówiłem, zawsze powtarzałem, że te twoje zasady wpędzą cię do grobu! – pieklił się Mordo.

– Do zobaczenia gdzieś tam – odparłem i wyszedłem na pole ubitego popiołu.

Na jego środku stał upadły anioł ze składu Gwiazdy. Z czwórką może jeszcze dałbym sobie radę, ale trójka, to jak… Właściwie nie ma porównania do głupoty, jaką jest samobójcza walka z tym gościem.

– Witaj, Patron – powiedziałem siląc się na obojętność, ale chyba zdradzały mnie roztrzęsione ręce i nogi.

– Yeager – odparł z uśmiechem sadysty. Nie wywalili go z Nieba za nic, prawda? Tylko, że tutaj stał się jeszcze gorszy, obdarzony demonicznymi mocami ruszył na podbój rankingów, zatrzymując się dopiero na pozycji trzeciego w Gwieździe. Dwójka jest aż tak potężna, żeby móc stawić mu opór?

– Zacznijmy już. Nie mam ochoty tego przeciągać.

– A ja przeciwnie – rzekł z morderczym błyskiem w oku. – Liczę, że dostarczysz mi kilku minut rozrywki.

Stanęliśmy do siebie plecami i ruszyliśmy dziesięć kroków przed siebie. Osiągnąwszy odpowiedni dystans, obróciliśmy się do siebie i chwyciliśmy za broń: ja za mój sztylet, Srebrną Strzałę, a on rozpostarł skrzydła i sześć jego mieczy wysunęło się z pochew, by otoczyć go niczym aureola. Trochę ironiczne: dawny zabójca piekielnych upadł, za swoje chore czyny, by zabijać jeszcze więcej naszych.

Moją jedyną szansą na odwleczenie śmierci o choćby ułamki sekund była manifestacja: wyzwolenie pełnej mocy, zrzucenie osłon i kamuflażu, odsłonięcie mojego prawdziwego demonicznego oblicza i walka na całego, więc jej dokonałem. Moje Różki zmieniły się w porządne, solidne rogi, oczy zmieniły kolor na niemal biały, a moje ciało otoczyła aura wirującej, srebrnej energii. Oby moja moc Srebrnego Demona była wystarczająca.

Rozpocząłem walkę, atakując z dystansu za pomocą wydłużającego się ostrza Strzały, które zalało Patrona setkami błyskawicznych pchnięć, które, dla obserwujących nas osób, były jedynie stożkowatą smugą. Jednak pomimo ogromnej prędkości i celności mojego ataku, upadły z łatwością blokował pchnięcia dwoma mieczami, choć jego uśmiech sugerował, że mógłby to robić tylko jednym.

W końcu znudziły go moje wysiłki i cisnął we mnie pozostałymi mieczami, złączonymi głowniami w czteroramienną gwiazdę. Ledwie zdołałem uskoczyć, lecz i tak zostałem zraniony w nogę, więc przy lądowaniu musiałem przyklęknąć. W tym krótkim czasie zdołałem zebrać dość mocy, by wydłużyć Strzałę raz, lecz o wiele szybciej i ze znacznie większą siłą, niż wcześniej. Cios był na tyle skuteczny, że odbite ostrze zdołało delikatnie skaleczyć jego prawy policzek.

Patron tylko się uśmiechnął ze współczuciem i pokręcił głową, poczym zdałem sobie sprawę, że leżę wbity w ziemię wszystkimi sześcioma mieczami dawnego anioła. Przebijały mi klatkę piersiową i brzuch, wirując wokół własnej osi, niczym wiertła. Ból poczułem dopiero, gdy wyciągnął je ze mnie, lecz to było nic w porównaniu z tym, co zaserwował mi chwilę później.

Podszedł do mnie, słabego, wijącego się z bólu, w zwykłej, niezamanifestowanej postaci.

– Miałeś zapewnić mi rozrywkę – powiedział z wyrzutem. – To nie koniec.

Szepnął coś pod nosem i splunął na jedną z moich ran, aktywując klątwę. Całe moje ciało w jednej chwili zmieniło się w krwawy strzęp bólu i rozpaczy. Cierpienie było tak ogromne, że nie byłem wstanie krzyczeć, tylko łzy wylewały się z moich oczu. W tej jednej chwili straciłem wszystko: moc, gdyż aby wyleczyć rany musiałbym osłabić duszę, pozycję, bo bez mocy nie mógłbym utrzymać się w Gwieździe, honor, ponieważ walczyłem w imieniu Lucyfera, mego pana, i przegrałem oraz życie, bo bez honoru czekała mnie tylko śmierć.

Wybacz, panie, mówiłem w myślach, zawiodłem cię. Moim zadośćuczynieniem będzie moja śmierć.

Nie, usłyszałem szept w głowie, będzie nim jego śmierć!

Naszyjnik ze srebrną monetą, którą otrzymałem dawno temu od mego pana, jako symbol mojej służby, rozjaśnił się. Moja ręka jakby sama powędrowała do niego i włożyła mi go do ust.

Rozgryzłem.

Moje ciało eksplodowało mocą, słup srebrzystego światła wbił się w sklepienie Piekła, a u jego podstawy wszelka materia zmieniła się w srebro. Kiedy zniknął, w tym samym miejscu stałem odmieniony ja.

Znów byłem zamanifestowany, lecz zamiast aury całe moje ciało zmieniło się w metalowy posąg. Nie było śladu po ranach, a w żyłach, zamiast klątwy krążyła czysta moc, nigdy dotąd nie byłem, ani nie czułem się tak silny.

Patron jakieś pięćdziesiąt metrów dalej właśnie cisnął we mnie promieniem zabójczej energii, wystrzelonym z połączonych sześciu mieczy, jednak zamiast choćby mnie dosięgnąć, rozpraszał się pół metra ode mnie, ujawniając wszystkim wokół neutralizujące właściwości srebra.

Jestem jedynym w tej połowie galaktyki Srebrnym Demonem, istotą zaprzeczającą wszelkim prawom natury Piekieł, gdyż ten pierwiastek jest dla demonów zabójczy, a diabły czy upadłe anioły cierpią, po kontakcie z nim i już nigdy nie wracają do zdrowia. Anioły w walce z piekielnymi używają srebrnego oręża, gdyż neutralizuje on naszą magię.

Odpowiedziałem na atak Patrona, ponownie zalewając go falą błyskawicznych pchnięć z dystansu, lecz tym razem były to dziesiątki tysięcy uderzeń. Mój przeciwnik nawet z sześcioma mieczami nie potrafił zablokować wszystkich i na jego ciele co chwila pojawiały się nowe rany.

– Dość! – krzyknął wreszcie, wysyłając falę mocy, która odepchnęła ostrze mojej Strzały.

Łaskawie zaczekałem na jego następny ruch, nieśpiesznie idąc w jego stronę.

Patron rozwścieczony do granic możliwości zamanifestował się: oczy rozbłysły mu czerwonym blaskiem, skrzydła stały się czarne i wyrosły mu jeszcze dwie pary, włosy zmieniły się w płomienie, a napisy na klingach jego żelaznych mieczy zaczęły emanować krwawym światłem.

Kiedy byłem w połowie drogi, zebrał w ręce latającą kulę krwi i cisnął nią we mnie. Zderzyła się z moją wyciągniętą lewą ręką, poczym wybuchła z siła stu kilogramów C4. Jego bezbrzeżne zdumienie, kiedy zobaczył mnie całego i zdrowego w miejscu eksplozji do dzisiaj należy do moich najprzyjemniejszych wspomnień, a kiedy żyje się milion lat, to trochę tych wspomnień się ma.

Wydłużone ostrze Strzały czekało wbite w ziemię. Naładowałem ją mocą tak, że moje ciało miejscami odzyskało dawne kolory. Pchnąłem rękojeść, zanurzając klingę jeszcze głębiej, poczym spod ziemi wystrzeliły w niebo gigantyczne kolce ze srebra, wyrzucając poranionego Patrona w powietrze. Nim zdążył zareagować znalazłem się za jego plecami i kopnąłem go, posyłając na ziemię. Ponownie nie dałem mu czasu na reakcję, gdyż mogłoby to dać mu szansę na przechylenie szali na swoją korzyść i zapikowałem w dół, koncentrując całą swoją moc w zaciśniętej pięści.

Wbiłem się w jego ciało niczym pocisk, pozostawiając mu w piersi ogromną dziurę, prze którą dotknąłem podłoża i w widowiskowym, wręcz pokazowym, stylu odbiłem się na jednej ręce i wylądowałem gładko na prostych nogach.

– To było niesamowite! – ekscytował się Mordo, który szybko znalazł się obok mnie z ręcznikiem dla otarcia twarzy. – Nie wiedziałem, że z ciebie taki morderca!

– Ja też… – chciałem dopowiedzieć „nie”, lecz przerwał nam wrzeszczący z bólu i szału Patron, podnoszący się z niewielkiego leja, stworzonego przez jego upadające ciało.

Będący kiedyś upadłym aniołem krwawy ochłap mięsa zbierał między na wpół opierzonymi skrzydłami wielką kulę z krwi i mocy.

– Nie pozwolę, by tytuł odebrała mi jakaś nędzna pią…!

Nie dokończył, ponieważ wykonałem szybki obrót na pięcie, jednocześnie wydłużając i otaczając ostrze Strzały mocą, więc kiedy napotkało szyję upadłego, ten został dekapitowany, a jego magia rozproszona, więc zginął jako wysuszone zwłoki zalane własną krwią zmieszaną ze srebrnym pyłem.

– Trójka – dopowiedział Gladius, zamykając całą historię.

***

– I to cała opowieść, panie – powiedziałem na koniec.

– Wygląda na to, że nie próżnowałeś – skomentował Lucyfer, lekko zamyślony. – Intryguje mnie ten tajemniczy szept, który usłyszałeś. Wiesz może coś więcej na jego temat?

– Z całym szacunkiem, panie – powiedziałem, wciąż wbijając wzrok w posadzkę – lecz miałem nadzieję, iż to ty wsparłeś mnie w tej trudnej chwili.

– Nonsens! – krzyknął, lecz takim tonem, jakim krzyczy fizyk, gdy dostrzega błąd w wypracowaniu swego ucznia. – Jesteś moją Trzecią Ręką, co oznacza, że bardzo cenię sobie twe usługi oraz świadczy to o moim znacznym zaufaniu do twej osoby, lecz nie potrzebuję na swych usługach słabeuszy.

– Czy to znaczy…? – w gardle zaczęła rosnąć mi kula smutku.

– Nie, wciąż jesteś moim sługą i wygląda na to, że jeszcze długo się to nie zmieni – rzekł, a ja poczułem się, jakby lżejszy o pół tony. – Tak czy inaczej, wszystko wskazuje na to, że masz tajemniczego sojusznika, który chce dla ciebie jak najlepiej lub ma wobec ciebie plany. W pierwszym przypadku obaj możemy się cieszyć, w drugim jeszcze się odezwie i wtedy wszystko wyjdzie na jaw.

– Tak, panie – powiedziałem krótko.

– To wszystko, możesz odejść.

– Tak, panie.

***

Opuszczając pałac prywatnej posiadłości Lucyfera, nie zdawałem sobie sprawy w tryby jak wielkiej machiny właśnie wepchnął mnie los. Piekło zawsze było tajemnicze nawet dla swoich najstarszych mieszkańców, a nawet dla samego Stwórcy. Przyszłe wydarzenia ukształtowały wygląd Nowego Systemu, obalając starych i powołując nowych bogów.

Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to Piekło ma kształt wieży, prawda? A skoro Lucyfer mieszka na najniższym piętrze, to może mieszkać w piwnicy tejże wieży, do której dostępu zabroniono samemu królowi Piekła?

 

 

 

 

The

End

Koniec

Komentarze

Czy ten tekst jest zamkniętym opowiadaniem, czy fragmentem czegoś większego?

Jeśli to fragment, bądź uprzejma dnotować to w oznaczeniach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jako samodzielne opowiadanie z planowanej serii nie jest fragmentem.

Pytanie do Autorki: czy masz rozplanowaną całą serię? Nie “w głowie”, ale na papierze albo dysku? Jeżeli polegasz tylko na pamięci, grozi Tobie zaplątanie się w postaciach i wydarzeniach. Już teraz zapowiadasz jakieś przemiany, przełomy, przesunięcia w hierarchii, a pamięć bywa zawodna, daje się omamić na przykład nową koncepcją…

Moim zdaniem tak niewiele da się powiedzieć na podstawie krótkiego tekstu o zaproponowanym przez Ciebie Piekle, że trzeba poczekać na na chociaż jedno opowiadanie więcej.

Ok, po pierwsze: w przedmowie wspomniałem już, że to część z serii i że JEST tego więcej.

Po drugie: kolejne opowiadania opisują wydarzenia ze wspomnianego tutaj Nowego Systemu.

Po trzecie: Jestem mężczyzną.

Po czwarte: Czyli ma być więcej, tak?

Grorze, ale w profilu jest napisane jak byk – kobieta. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cholera wie, nigdy się nie dowiem

Wnętrze było jasne i utrzymane w ciemnych kolorach, typowy dla Piekła styl urządzania wnętrz.

Powtórzenia, widzę, są ci niestraszne ;) było tego więcej, dwa dla przykładu wypisałam.

 

Dialogi zapisujesz często źle:

– Cześć, Mordo! – uścisnąłem rękę zielonego i skinąłem cichemu. – Gladius.

Duże “u” powinno być.

powiem – Dodał pod moim karcącym spojrzeniem.

małe “d”

– E tam.[+] – Mordo machnął ręką.

Brakuje kropki. Takich błędów również masz dużo więcej. Ogólnie polecam zajrzeć na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

musiał prowadzić mniej lub bardziej subtelne gierki podczas spotkań Rady Galaktycznej, kiedy to władcy wszystkich ośmiu Piekieł omawiali różne tematy i najczęściej zrywali obrady z powodu kłótni.

W tym miejscu zaczęłam się zastanawiać, czy mam do czynienia z groteską. Do tego używanie zwrotów z serii “fajne, pojebane” etc. nadaje tekstowi infantylnego charakteru. Opowiastka dla młodzieży? Może. Ale mnie nie przekonało. Napisane średnio, dialogi sztuczne, takie głupio zabawne, ale to nie mój humor. Choć scena walki z gwiazdo-mieczami wzbudziła moje rozbawienie ;]

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Na razie, przeczytawszy scenę w knajpie, opis pojedynku I otrzymawszy sygnał, że coś się jeszcze stanie, ale na razie nie wiadomo co, nie umiem ocenić opowiadania.

Mam nadzieję, że dalszy ciąg serii będzie napisany staranniej, a Autor zadba, by nie zawierał tak wielu błędów.

 

jakiś wę­drow­ny bard (na oko upa­dły anioł) mru­czał smęt­ną pieśń do rytmu z rów­nie smęt­ny­mi dźwię­ka­mi jego uku­le­le. –…do rytmu rów­nie smętnych dźwięków swojego uku­le­le.

 

Za kon­tu­arem stał bar­man, rosły dia­beł o ogrom­nych ro­gach i spoj­rze­niem klu­bo­we­go bram­ka­rza… – …dia­beł o ogrom­nych ro­gach i spoj­rze­niu klu­bo­we­go bram­ka­rza

 

lecz przez prawo usta­no­wio­ne przez Pana musi to do­ty­czyć wszyst­kich miesz­kań­ców da­ne­go te­re­nu i zo­stać po­par­te przez po­zo­sta­łych. – Powtórzenia.

 

Gla­dius w mil­cze­niu przy­łą­czył się do nas, po­czym z po­świę­ce­niem… – Gla­dius w mil­cze­niu przy­łą­czył się do nas, po­ czym z po­świę­ce­niem

 

Kom­plet­ny dupek, no­wo­bo­gac­ki i od tego po­li­tyk. – Czy tu nie miało być: Kom­plet­ny dupek, no­wo­bo­gac­ki i do tego po­li­tyk.

 

Malax, to ten dupek, któ­rym mó­wi­łeś? – Pewnie miało być: Malax, to ten dupek, o któ­rym mó­wi­łeś?

 

tu i ów­dzie wy­szy­wa­ny­mi me­ta­lo­wy­mi do­dat­ka­mi… – Metalowe dodatki/ ozdoby można naszywać, nie wyszywać.

 

po­wie­dział pa­trząc w pod­ło­gę, po­czym spoj­rzał na mnie. – …po­wie­dział pa­trząc w pod­ło­gę, po czym spoj­rzał na mnie.

 

Wież za­pew­ne, że bez mocy gu­ber­na­tor­skiej… – O jakich wieżach jest tu mowa? ;-)

Wiesz za­pew­ne, że bez mocy gu­ber­na­tor­skiej

 

Sta­nę­li­śmy do sie­bie ple­ca­mi i ru­szy­li­śmy dzie­sięć kro­ków przed sie­bie. Osią­gnąw­szy od­po­wied­ni dy­stans, ob­ró­ci­li­śmy się do sie­bie… – Powtórzenia.

 

chwy­ci­li­śmy za broń: ja za mój szty­let… – …chwy­ci­li­śmy broń: ja mój szty­let

 

Moją je­dy­ną szan­są na od­wle­cze­nie śmier­ci o choć­by ułam­ki se­kund była ma­ni­fe­sta­cja: wy­zwo­le­nie peł­nej mocy, zrzu­ce­nie osłon i ka­mu­fla­żu, od­sło­nię­cie mo­je­go praw­dzi­we­go de­mo­nicz­ne­go ob­li­cza i walka na ca­łe­go, więc jej do­ko­na­łem. Moje Różki zmie­ni­ły się w po­rząd­ne, so­lid­ne rogi, oczy zmie­ni­ły kolor na nie­mal biały, a moje ciało oto­czy­ła aura wi­ru­ją­cej, srebr­nej ener­gii.  Oby moja moc Srebr­ne­go De­mo­na była wy­star­cza­ją­ca. – Nadmiar zaimków.

 

po­krę­cił głową, po­czym zda­łem sobie spra­wę… – …po­krę­cił głową, po­ czym zda­łem sobie spra­wę

 

Cier­pie­nie było tak ogrom­ne, że nie byłem wsta­nie krzy­czeć… – Cier­pie­nie było tak ogrom­ne, że nie byłem w sta­nie krzy­czeć

 

Zde­rzy­ła się z moją wy­cią­gnię­tą lewą ręką, po­czym wy­bu­chła siła stu ki­lo­gra­mów C4.  – Zde­rzy­ła się z moją wy­cią­gnię­tą lewą ręką, po­ czym wy­bu­chła siłą stu ki­lo­gra­mów C4.

 

za­nu­rza­jąc klin­gę jesz­cze głę­biej, po­czym spod ziemi… – …za­nu­rza­jąc klin­gę jesz­cze głę­biej, po­ czym spod ziemi

 

na swoją ko­rzyść za­pi­ko­wa­łem w dół… – Masło maślane. Czy mógł zapikować w górę? ;-)

 

po­zo­sta­wia­jąc mu w pier­si ogrom­ną dziu­rę, prze którą… – Literówka.

 

zna­lazł się obok mnie z ręcz­ni­kiem dla otar­cia twa­rzy. – …zna­lazł się obok mnie z ręcz­ni­kiem do otar­cia twa­rzy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wizja piekła całkiem barwna, a przy tym groteskowa. Trudno coś więcej napisać, bo wszystko na razie ledwo naszkicowane. Zakończenie podobało mi się najbardziej, widać, że postarałeś się zainteresować widza, by sięgnął po kolejną część.

 

 

– Ano – stwierdził krótko i kontynuował dopiero po chwili – Jest

– Ano – stwierdził krótko i kontynuował dopiero po chwili: – Jest

który sadzi czai się na – sadzi czy czai?

nie rozumiałem czemu posada – nie rozumiałem, czemu posada

dowiedziałem się z kim mam – dowiedziałem się, z kim mam

Trochę ironiczne: dawny zabójca piekielnych upadł, za swoje chore czyny, by zabijać jeszcze więcej naszych. – dziwne zdanie

które zalało Patrona setkami błyskawicznych pchnięć, które – powtórzenie

nie byłem, ani nie czułem się tak silny – bez przecinka

Piekło ciekawie zarysowane. Ale właśnie – zarysowane. Przydałoby się więcej szczegółów.

Trochę się w tekście pogubiłam. Malax wyzywa na pojedynek Mefistofelesa, a walczyć musi Yeager z Patronem. Dlaczego?

Zakończenie walki trochę na zasadzie deus ex machina.

Wnętrze było jasne i utrzymane w ciemnych kolorach,

No to w końcu jasne czy ciemne?

Wież zapewne, że bez mocy gubernatorskiej,

Oryginalny ortograf. Takiego jeszcze nie widziałam.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka