- Opowiadanie: Ariz aka Zindir - Pan Samochodzik przemierza Devortis - Królewskie Berło

Pan Samochodzik przemierza Devortis - Królewskie Berło

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pan Samochodzik przemierza Devortis - Królewskie Berło

Pan Samochodzik zamknął za sobą drzwi i cicho pogwizdując udał się schodami na piętro gdzie mieściła się łazienka. Zimny prysznic zamieszkał w jego pamięci kilka godzin temu, gdy przemierzał lochy znajdujące się pod Wawelem. Był zmęczony, wyczerpany i czuć było od niego odór stęchlizny. Wezwanie okazało się całkowicie nie trafione, to co jego zleceniodawcy wzięli za tajemnicze znaki wyryte w kamieniach, które rzekomo miały prowadzić do tajemniczej komnaty, okazało się zwykłymi rysunkami wyrytymi zapewne przez jakiegoś więźnia. Przez dwie godziny opukiwali ściany lochu i nie trafili na nic po za ich chłodną, niewzruszoną obojętnością. Nic więc dziwnego że humor mu nie dopisywał po straconym dniu. Po kilkunastominutowym prysznicu Pan Samochodzik z zadowoleniem stwierdził, że czuje się przyjemnie odświeżony. Powłócząc stopami w papuciach zszedł powoli do jadalni i wyciągną z zamrażalki danie błyskawiczne. Posiekane mięso kurczaka wymieszane z ryżem w ostrym sosie, zaczęło uchodzić za podstawę jego diety, nie licząc tych posiłków, które udawało mu się skonsumować na mieście. Czując, że głód został w pełni zaspokojony, wyciągnął się na fotelu po czym wstał przecierając oczy. Nadeszła pora na sen, sen który miał zmienić jego życie.

 

Głuche dudnienie wyrwało go ze snu w samym środku nocy, dochodziła trzecia a powtarzający się odgłos dochodził z parteru. Pan Samochodzik zerwał się na równe nogi i pamiętając by nie robić hałasu założył szlafrok po czym przesuną się ostrożnie w stronę szafki nocnej gdzie stała oparta parasolka. Może nie na wiele się to zda ale czuł się pewniej zaciskając dłoń na gładkim mahoniowym uchwycie. Wsunął nogi w papucie i powoli ruszył w kierunku schodów. Korytarz toną w panującym mroku, nigdzie nie było śladu żywego ducha, tylko ten powtarzający się odgłos dudnienia. Umysł wskoczył na wyższy bieg napędzany adrenaliną, dopiero teraz Pan Samochodzik zdał sobie sprawę, że coś tu jest nie w porządku. Jakiś element nie pasujący do całości, który nie dawał mu spokoju, a którego nie potrafił rozpoznać. U szczytu schodów zatrzymał się w miejscu zdając sobie sprawę co go tak irytowało. Gdyby to był włamywacz, starał by się zachować idealną ciszę, natomiast dźwięki dochodzące z dołu wcale nie wskazywały na dyskrecję. Cóż było robić? Dzwonić na policję? Telefon niestety mieścił się na dole a komórki nie posiadał. Zaciskając mocniej palce na rączce parasolki powoli zaczął schodzić na dół. Migotliwy błysk ognia oświetlał drogę prowadzącą do salonu. W pierwszej chwili pomyślał że może ktoś chce spalić jego dom, w końcu naraził się nie jednej osobie poprzez wykonywanie swojej pracy. Intuicja jednak, której bezwzględnie ufał jako że już nie raz uratowała mu życie, podpowiadała że nic mu nie grozi. Ruszył więc dalej nieco śmielej przy okazji rozglądając się po mijanych pomieszczeniach czy przypadkiem gdzieś w cieniu nie zauważy intruza. Wyjrzał za framugę prowadzącą do salonu i spostrzegł postać siedzącą w fotelu, w kominku umieszczonym w ścianie, zazwyczaj służącemu mu jako ozdoba, prócz tych nielicznych zimowych wieczorów kiedy przesiadywał przed nim z książką, płoną z cichym trzaskiem ogień. Zdał sobie właśnie sprawę, że ten odgłos również towarzyszył mu od początku jego wędrówki z góry na dół. Właściwie nie wiedział co powinien zrobić, siedząca postać nie poruszała się, a twarzy nie był w stanie dostrzec gdyż fotel był odwrócony do niego plecami. Pomyślał że wróci do kuchni gdzie znajdował się drugi aparat i zadzwoni po władze żeby coś z tym zrobili, jednak dokładnie w tym momencie usłyszał cichy spokojny głos.

 

– Proszę się dosiąść, mam robotę dla pana.

 

Pan Samochodzik zmarszczył brwi i zastanawiał się chwilę, co powinien uczynić. W końcu jednak wrodzona chęć zaspokojenia ciekawości pchnęła go w kierunku kominka. Usiadł na znajdującym się tam drugim fotelu, który tak dobrze znał i spojrzał z zainteresowaniem na intruza. Zaskoczenie było duże, kiedy spostrzegł długą, siwą brodę , która sięgała niemal pasa przybysza. Twarz miał pomarszczoną i jakby zmęczoną w oczach zaś dostrzegał niezgłębiony smutek, który ścisnął go za serce. Oczy przybysza zwróciły się ku niemu a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech, uśmiech dodający otuchy. Pan Samochodzik sięgną dłonią w kierunku niewielkiego stoliczka gdzie leżała dębowa fajka i torebka tytoniu, na której napis głosił „Wyprodukowano dla Marllboro”. Ubił delikatnie cybuch i sięgną po mosiężną zapalniczkę z knotem w środku. Pojawił się niewielki płomień od którego odpalił fajkę i wypuści w powietrze kłęby dymu. „Interesujące” do jego uszu doszły słowa wypowiedziane przez nieznajomego. Ze zdziwieniem spostrzegł że nadal jest obserwowany więc odchrząknął i wyciągnął nogi przed siebie zsuwając ze stóp papucie.

 

– A więc cóż ma pan dla mnie za robotę? – Zapytał podsuwając drugą fajkę i torebkę z tytoniem w stronę starca, ten jednak odmówił uśmiechem i delikatnym kręceniem głowy.

 

– Mamy pewien problem w moim kraju. I nie jesteśmy w stanie rozwiązać go sami, przez zbieg okoliczności udało mi się trafić na informację o panu i myślę, że może mi Pan się bardzo przysłużyć.

 

– Ale w jakim sensie i o jakim kraju mowa?

 

– Po kolei. Mój kraj nie jest Panu z pewnością znany gdyż nie ma go na waszych mapach. A robota polega na odnalezieniu pewnej rzeczy, która niestety zniknęła i nie wiemy gdzie może się teraz znajdować.

W oczach Pana Samochodzika pojawiło się zrozumienie jednak nie dawała mu spokoju myśl o tym co dopiero usłyszał. W jaki sposób kraj jegomościa nie znalazł się do tej pory na mapach i dlaczego tak płynnie mówi polszczyzną skoro jest cudzoziemcem. Właściwie sam ubiór dawał wiele do myślenia i na pewno nie był tutejszy. Nieznajomego bowiem spowijała obszerna szata z za dużymi, szerokimi rękawami a na nogach miał buty…ze zwykłej skóry, krzywo zszyte i mizernie wyglądające.

 

– A właściwie jak pan się tu dostał panie…

 

– Aberlaft.

 

-Panie Aberlaft. – Skinął głową w kierunku pana Aberlafta i ponownie się zamyślił. Imię też z pewnością nie było polskiego pochodzenia. Dziwna sytuacja, której nie rozumiał i zaczynał się gubić, a nawet być może nie potrafił się odnaleźć od samego początku. Potok napływających myśli przerwał głos nieznajomego, który widocznie uznał za słuszne wyjaśnienie nieco bardziej powodów swojej wizyty.

 

– Dostałem się tu za pomocą czarów. Przybyłem z zupełnie innego świata i ostrzegam pana, że jeżeli podejmie się waść tego zadania, znajdzie się w miejscu które rządzi się innymi prawami.

 

Czary? To niemożliwe przecież…A może ktoś z jego znajomych robi sobie z niego żarty, jeżeli tak to on już da im popalić, po cholernie ciężkim dniu w taki sposób podnosić go w środku nocy to zwyczajny rozbój.

 

– Pan wybaczy ale nie jestem w nastroju do żartów.

 

– To nie żarty. – Jakby na potwierdzenie swoich słów, zaczął coś mruczeć pod nosem wykonując dłońmi szereg skomplikowanych gestów. Na koniec wymierzył palcem wskazującym w torebkę z tytoniem, która w niewyjaśniony sposób zamieniła się w butelkę wina. Butelkę starą, i zakurzoną, z dziwną nalepką pokrytą napisami w niezrozumiałym dla Pana Samochodzika języku. Kolejny gest dłoni i nagle napisy nie stanowił kłopotu a Pan Samochodzik bez problemu zdołał je odczytać. „Wino oberży – Za Plecami Króla”.

 

– Niesamowite. Powiedzmy że panu wierzę, czy byłby pan tak uprzejmy wyjaśnić mi właściwie co to za przedmiot i w jakich okolicznościach zaginą?

Aberlaft pokiwał skwapliwie głową składając dłonie w na kształt piramidy. Spojrzenie utkwił w płomieniach, które tańczyły na palenisku w przyjemny sposób, ogrzewając ciało i było widać że próbuje znaleźć odpowiedni moment, od którego powinien zacząć.

 

– Przedmiotem poszukiwań jest Berło króla, niezwykle potężny artefakt, który od dekad znajdował się strzeżony w pałacu królewskim. Posiada on tą niesamowitą moc że dzierżąca go osoba ma możliwość całkowitego opanowania jakiejkolwiek istoty, lecz tylko i wyłącznie jednej. – Zwrócił spojrzenie w kierunku Pana Samochodzika, który słuchał tego wszystkiego w osłupieniu, nie zdając sobie sprawy, że już w tej chwili był gotów przyjąć zlecenie. – Rozumie pan chyba, że dla władcy jest to niezwykle pożyteczna rzecz.

 

– Oczywiście. Berło króla. – Wymówił tę nazwę na próbę i uznał że brzmi ona zachwycająco. Rozejrzał się po pomieszczeniu zastanawiając się czy nie zabrać czegoś ze sobą, portfel leżał w kuchni, schowany w marynarce, jednak wątpił czy ta waluta na cokolwiek mu się tam przyda. – Obawiam się że nie będę dysponował odpowiednimi finansami.

 

– Proszę się tym nie przejmować, o wszystko zadbałem, będzie czekał na pana własny dom i finanse, którymi może pan dysponować wedle własnego uznania, oczywiście pod warunkiem, że zajmie się Pan tą sprawą. – Wytłumaczył dokładnie czarodziej, co na Panu Samochodziku wywarło niemałe wrażenie.

 

– Zatem ruszajmy.

 

– Proszę więc ująć mnie za ramię.

 

Czarodziej wstał a Pan Samochodzik zatrzymał się obok niego i ujął chude ramię w swoją dłoń. Wiedział co się teraz stanie, a raczej spodziewał się kolejnych czarów, które niewątpliwie miały swój urok i robiły wrażenie. W jednej chwili stał w swoim salonie przed kominkiem by w następnej znaleźć się w miejscu którego nigdy nie widział, a całe otoczenie przywodziło mu opisy średniowiecznych pisarzy.

Koniec

Komentarze

Opowiadanie całkiem sympatyczne. Jakichś większych "coś na przeciw" nie znalazłem.
(nie licząc dwóch, czy trzech literówek, czy przecinków w nieodpowiednich miejscach. ^^) 

1) Pan, pani, ty, ci, wy itp - wielką literą tylko w korespondencji (lub modlitwie).

2) Między "zamkną" a "zamknął" jest różnica.

3) Nadzaimkoza, powtórzenia, pomylone podmioty, fatalna interpunckaj - czyli, niestety, standardowo.

I wyraźna inspiracja Magią i Mieczem. Różdżka, za pomocą której można kontrolować jedną istotę :)
Jak na razie praktycznie brak treści więc z mojej strony 3/6

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Brak inspiracji Magii i Miecza ; ] A to z prostego powodu, nie czytałem. Ale widać mam z autorem podobne pomysły. Zdarza się.

Magia i Miecz to gra planszowa a nie książka :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Tym bardziej nie znam. Gram w  papierówki ale tylko D&D, Neuroshime i WFRP. Wampir Maskarada jeszcze ewentualnie.

Znak czasów - młode pokolenie nie zna najkultowniejszej polskiej gry planszowej :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Wyjrzał za framugę prowadzącą do salonu i spostrzegł postać siedzącą w fotelu, w kominku umieszczonym w ścianie, zazwyczaj służącemu mu jako ozdoba, prócz tych nielicznych zimowych wieczorów kiedy przesiadywał przed nim z książką, płoną z cichym trzaskiem ogień.
Gdzie można nauczyć się formułowania tak pięknych zdań? Biez samoj balszoj butyłki nie razbieriosz...

Założe się, że Andrzej Pilipiuk pseudonim Tomasz Olszakowski zrobił nam psikusa, chcąc sprawdzić, czy jako Mistrz Rzemieślnik Anonim zdobędzie sympatię...

Postacie zachowują się dla mnie mało wiarygodnie. Całość wygląda na początek historii. Popracowałbym nad budową zdań.

baazyl - I jak mi idzie? ; )
Dzięki za komentarze, rady wezmę pod uwagę i postaram się zaskoczyć czymś lepszym.

ujdzie :)

Widzę, że AdamKB poddał się. I wcale mu się nie dziwię. Wyłuskałem kilka ciekawszych zdań, ale zanim do tego dojdę, chciałbym zapytać, jaki jest właściwie przebieg akcji. I dlaczego akurat inspiracja "Pan Samochodzikiem"?
>W jednej chwili stał w swoim salonie przed kominkiem by w następnej znaleźć się w miejscu którego nigdy nie widział, a całe otoczenie przywodziło mu opisy średniowiecznych pisarzy.
W jednej chwili stał w swoim salonie przed kominkiem, by w następnej znaleźć się w miejscu, którego nigdy nie widział, a całe otoczenie przywodziło mu na myśl opisy średniowiecznych pisarzy.
- znajdź 3 różnice w obu zdaniach.
>Wytłumaczył dokładnie czarodziej, co na Panu Samochodziku wywarło niemałe wrażenie.
Chodzi o to, że na Samochodziku wywarło wrażenie to, co mu obiecano, czy to, jak mu to wytłumaczono? Bo to dwie różne sprawy.
>W końcu jednak wrodzona chęć zaspokojenia ciekawości pchnęła go w kierunku kominka.
Używając takich zwrotów nie kombinujemy. Po prostu wrodzona ciekawość.
>Głuche dudnienie wyrwało go ze snu w samym środku nocy, dochodziła trzecia a powtarzający się odgłos dochodził z parteru.
Jak na mój gust zbyt wiele informacji w tym jednym zdaniu zostało zawartych. Ale gdyby zmienić kolejność: Około trzecie w nocy głuche powtarzające się dudnienie dochodzące z parteru wyrwało go ze snu.
Właściwie to nad każdym prawie zdaniem trzeba przysiąść. Masz jeszcze czas na edycję, ale... Może lepiej zająć się następnym tekstem i napisać go staranniej. Nie gniewaj się za krytykę, ona jest dla Twojego dobra :)

Erreth.
Swoje opowiadania umieszczam tu właśnie dla krytyki. Chcę wiedzieć gdzie popełniam błędy, przeanalizwoać tekst jeszcze raz już z wytkniętymi błędami. Dla mnie takie wypowiedzi jak Twoja są bardzo budujące, motywują mnie bym starał się podnieść swój poziom z każdym naskrobanym tekstem. Więc dzięki za komentarz, to się ceni.

Oczywiście trzy różnice znalazłem, i zgadzam się z trafnymi uwagami co do budowy zdań.

Skoro Cię motywują i budują, to proszę, jeden konkretny przykład.
>> Rozejrzał się po pomieszczeniu zastanawiając się czy nie zabrać czegoś ze sobą, portfel leżał w kuchni, schowany w marynarce, jednak wątpił czy ta waluta na cokolwiek mu się tam przyda. <<
Rozglądać się po pomieszczeniu mógł w trakcie zastanawiania się, czy i ewentualnie co zabrać ze sobą, ale dlaczego po pomieszczeniu? Rozmowa toczyła się w saloniku czy też pokoju, więc po jakiego czorta to pomieszczenie, trącące raportem policyjnym?
Portfel leżał w kuchni, schowany w marynarce. Pierwsze zdanie tekstu mówi wprost, że Pan Samochodzik natychmiast po zamknięciu za sobą drzwi udał się do łazienki. Przeteleportował marynarę do kuchni? Nawet starzy kawalerowie i bałaganiarze nie porzucają marynarek w kuchni. To w końcu gdzie był portfel? Leżał sobie gdzieś na stole czy krześle w kuchni, czy był schowany w kieszeni marynarki, leżącej w kuchni?
Czy ta waluta mu się przyda. "Ta" odsyła czytelnika do marynarki, a chodzi o pieniądze, o złotówki, jak domniemywam --- nie możesz złotówek nazwać złotówkami? I czy Pan Samochodzik często cierpi na zaćmienia umysłu, skłaniające do zastanawiania się, czy złotówkami można płacić w krainie czarów? Na szczęście ratuje go domyślność gościa, czyli czarodzieja... Zadbałby, detektyw od siedmiu boleści, o jakieś narzędzia pracy, wypytałby czarodzieja o te sprawy, bo może głupia lupa z latarką by się przydała...

Cóż żadnych gadżetów nie zmierzałem przenosić do "Świata Magii". Chodzi o to, że świat jaki zostaje ukazany w dalszej części jest pełen smoków, mieczy, czarów, kultów odnoszących się do różnych Bóstw (tak, Bogów jest kilkanaście), piratów czy kilku fantastycznych ras. Czytałem kiedyś cykl zatytułowany "Pan Lodowego Ogrodu" i powiem szczerze, że o ile książka była udana o tyle umieszczenie w podbnym świecie, okularów przeciwsłonecznych było w moim odczuciu nie całkiem na miejscu, coś co nie pasowało do całości i psuło ogólny klimat powieści.
Tymczasem mój "Pan Samochodzik" miał się całkowicie zmienić, choć stopniowo. Z dnia na dzień odzwyczaja się od wygód świata współczesnego, dostosowuje się do warunków życia w tym innym świecie, do którego trafił z własnego wyboru (czy raczej mojego jako autora). Chodzi o to, że "Pan Samochodzik" nie miał już nigdy wracać do swojej ojczyzny, a jedynie wspominać ją.

Co do podanego przykładu. Oczywiście trafny, co wcale mnie nie dziwi, jednak wiele razy odbierałem uwagi, że zamieszczam za dużo informacji odbierając czytelnikowi sposobność do głębszego zastanowienia się nad treścią. Starałem się więc nie przesadzić, chociaż treści, która była zawierana w powyższym fragmencie, następnie kasowana było dosyć sporo. Jak zapewne rozumiecie, po napisaniu czegoś na początku sam zapoznaje się z tekstem jeszcze kilka razy, zanim "wypuszczę go w świat". Staram się ocenić tekst tak jakbym to nie ja go pisał, czy bi mi się wtedy spodobał. Następnie próbuję wyłuskać błędy ortograficzne, zjedzone gdzieś po drodze literki, potem leci interpunkcja. Nie wyrabiam po prostu ze wszystkim i wiem, że zanim będę pisał na (bądźmy szczerzy) znośnym poziomie, jeszcze wiele nauki przede mną. Dlatego piszę cały czas. Cały czas staram się wyciągać kolejne wnioski i właśnie dlatego tak lubię krytykę.

Jeżeli więc widzisz jeszcze jakieś wady mojego opowiadania, nie krępuj się i poinformuj mnie o nich. Dla mnie to naprawdę ważne i na pewno nie zrezygnuję z pisania jeżeli ktoś nie zostawi na moim tekście suchej nitki.

Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

Skoro tak, to proponuję zrezygnować z postaci Pana Samochodzika, a właściwie z samego nazwiska. O ile sam Samochodzik może się starszym czytelnikom w miarę dobrze kojarzyć, to już jego sequele w wykonaniu wspomnianego naczelnego grafomana mają konotację raczej wybitnie negatywną. Pomysł na 'nasiąkanie' tym fantastycznym światem nie jest zły, ale mam nadzieję, że przemiana bohatera nie ma się sprowadzać tylko do przyzwyczajenia się do konia zamiast automobilu? I dobrze, że masz do siebie dystans. Nawet wprowadziłeś część poprawek 'zgodnie z zaleceniami edycyjnymi'. Bądź dzielny, walcz.
PS. Nie pisz wielką literą słów typu Bogów, Bóstw i wszystkiego innego, co nie jest nazwą własną.

Pozwól sobie powiedzieć, Arizie, że pretensje o przeciwsłoneczne okulary mam za nieco przesadne. Czy w światach fantasy ludzie nie mogą myśleć i dokonywać wynalazków? Przenoszenie gadżetów. Zgoda, że targanie ze sobą motocykla to przesada, bo skąd weźmiesz benzynę (to akurat drobiazg, jeśli podróż do krainy fantasy nie jest podróżą w jedną stronę) i jak wytłumaczysz, że bez czarów toto śmiga --- lecz coś drobnego a przydatnego przenieść można. Dać to może korzyść dodatkową w postaci zainicjowania postępu technologicznego, na przykład, co nie jest zbyt często w fantasy spotykane. Skoro bohater ma tam zostać, niech mu się wygodniej żyje... Same czary i nic poza nimi?

"Przemoczenie" tego tekstu jest możliwe, ale skończyłoby się jego pisaniem od nowa. Przez Ciebie, oczywiście --- ale myślę, że wprowadzanie kilkudziesięciu poprawek jest żmudniejsze od sporządzenia konspektu i skrobnięcia rzeczywiście od początku. Kto, co, kiedy, jak, dlaczego. Bez nadmiaru ozdóbek, bez kwiecistości przesadnej. Pan Wiktor wracał do domu w nienajlepszym humorze. Wyprawa do podziemi starego zamku nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, znaki na ścianach nie prowadziły do tajnego przejścia, okazały się być czymś w rodzaju kalendarzy, wydrapywanych przez nigdyś osadzanych w lochach więźniów --- i tak dalej, na początek spokojnie, rzeczowo, konkretnie, pilnując podziału na zdania, a w zdaniach pamietając o podmiotach, orzeczeniach i całej reszcie. Jak w starej, dobrej szkole. Wodotryski uruchomisz potem, proponuję...

ale cię przeczołgali hehehe

Nowa Fantastyka