Cóż mogę powiedzieć... Napisałam, a jak wyszło, niech ocenią jurorzy :)
Cóż mogę powiedzieć... Napisałam, a jak wyszło, niech ocenią jurorzy :)
Dratewka wprawnym ruchem wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, otworzył i wybrał jednego, nie spuszczając wzroku z młodej osóbki siedzącej naprzeciwko. Miała długie, rudoblond włosy, duże, niebieskie oczy i gładką, jasną cerę. Ponadto mogła szczycić się wyśmienitą sylwetką, szczupłą, a przy tym mile zaokrąglona w odpowiednich miejscach, którą podkreślał starannie dopasowany, skórzany kostium.
– Palenie szkodzi – poinformowała go osóbka słodkim głosem.
Zignorował uwagę i wyciągnął zapalniczkę. Chwilę później schował ją z powrotem do kieszeni i zaciągnął się dymem.
Inaczej zapewne palnąłby głupotę w rodzaju: „Jesteś młoda, kobieto, a do tego piękna, masz przed sobą całe życie i możesz sprawić, że świat padnie przed tobą na kolana. Wykaż odrobinę rozsądku i wycofaj się, zanim skończysz jak setki frajerów przed tobą, którym zachciało się zgrywać bohatera. A ja ich do tego zachęcałem, bo taką mam robotę i tyle.”
Kiedy jednak otworzył usta, wydostał się przez nie tylko dym.
– Mógłbyś chociaż wyjść na zewnątrz – burknęła osóbka, marszcząc swój piękny nosek. – Wiesz, że ludzie wokół palacza wdychają jeszcze więcej świństwa niż on sam?
Powstrzymał westchnięcie.
– Masz chyba inne zmartwienia niż rak płuc – mruknął, po czym znów się zaciągnął.
„Kobieta”, myślał, wciąż nie mogąc tego przeboleć. Do tej pory zgłaszali się do niego sami faceci.
Osóbka wzruszyła ramionami.
– Mówisz o tym? – spytała, kładąc na stole ulotkę.
Była kolorowa aż do bólu, a napisy na niej krzyczały: „Poszukujemy bohatera! Zabij smoka, by wykazać się męstwem!”
– Zainteresowało mnie, bo nikt inny tego nie widział – stwierdziła.
– To dlatego, że nie nadają się na bohaterów. – Dratewka wzruszył ramionami.
„Amazonka”, pomyślał, przyglądając się kobiecie. „Te blond włosy… Jak Matkę kocham. Nie mam pojęcia, w jaki sposób znalazła się w Krakowie, i jeszcze gada po polsku, ale w sumie niewiele mnie to obchodzi.”
Westchnął i zgasił papierosa w popielniczce.
– No dobra. Jak się właściwie nazywasz?
– Anastazja.
– Jestem Szewczyk Dratewka, ostatni bohater, jakiego widział Wawel – powiedział monotonnym tonem kogoś, kto powtarza to po raz tysięczny. – Obecnie pracuję jako łowca talentów. Oczywiście bohatera poznaje się po czynach, dlatego najpierw musisz przejść sprawdzian i zgładzić smoka.
Anastazja uniosła brew.
– Myślałam, że już zdechł – rzuciła. – Jakieś milenium temu. Jest o tym cała legenda i w ogóle. Sam go niby zabiłeś.
– Tamten zdechł – przytaknął ze znużeniem. – Ale smoki to uparte bestie i nie chcą odpuścić. Nowy przylatuje krótko po śmierci poprzedniego. Ludzie zdążyli wyszkolić się w niewidzeniu rzeczy nieprzyjemnych, więc go nie dostrzegają, ale jeden zagnieździł się w jaskiniach pod wzgórzem. I siedzi tam tysiąc lat, bo jeszcze nie znalazł się bohater, który by go zgładził.
– Wiesz, mnie „wykazywanie się męstwem” specjalnie nie kusi – rzuciła Anastazja. – Ani ratowanie dziewic, bo w końcu ileż może ich tu być w tych czasach? Są jeszcze jakieś profity z tej zabawy w bohatera?
– Kilka – mruknął Dratewka. – Po pierwsze, oczywiście skarb. Bestia siedzi tam już tyle, że zapewne zdążyła sporo zgromadzić. W tym również oręż poprzednich śmiałków, który może okazać się sporo warty na jakiejś aukcji dla kolekcjonerów czy coś.
Anastazja ożywiła się lekko.
– To już bardziej kusząca perspektywa – uznała. – Przypuszczam, że w ten sposób mogłabym ustawić się do końca życia.
Dratewka skrzywił się.
– Względem końca… – Zawahał się, nim podjął. – Jak widać po moim przykładzie, zgładzenie bestii odwlecze go nieco. W pewnym momencie zgubiłem dokładną rachubę, ale strzelił mi już tysiak na karku.
Anastazja uniosła brew i przyjrzała mu się uważnie.
– Nie dałabym ci więcej niż pięćdziesiąt – przyznała. – Jakiś haczyk?
– Musisz pokonać smoka.
Kobieta uśmiechnęła się.
– No tak, rzeczywiście.
Wydawała się taka lekkomyślna… Na twarzy Dratewki ponownie pojawił się grymas.
„Mam tego dość”, pomyślał ponuro. „Naprawdę, mam już cholernie dość tej roboty.”
– To wcale nie takie proste – rzucił.
Anastazja nie zwróciła na niego uwagi. Zapewne wyobrażała już sobie, jak będzie bogata i niemal wiecznie młoda.
„Następna, co mówi ‘hop’, zanim przeskoczy”, pomyślał Dratewka z rezygnacją.
Miał ochotę sięgnąć po kolejnego papierosa, ale powstrzymał się. Do niedawna sądził, że około tysiąc lat tej roboty całkowicie zabiło jego uczucia, ale coś tam w głębi poruszyło się lekko. Może dlatego, że po raz pierwszy śmiałkiem miała być kobieta. Na ogół to mężczyźni rwali się do boju, nie zważając na ryzyko i podszepty zdrowego rozsądku, a przedstawicielki płci pięknej wolały spokojnie porozmawiać i doprowadzić do kompromisu.
– Podoba mi się – uznała Anastazja. – Podejmę się. Gdzie ta jaskinia?
– Nie tak szybko. – Dratewka uniósł dłoń. – Na początek dokończmy rozmowę kwalifikacyjną. Czym umiesz walczyć?
– Mieczem, łukiem, nożem i gołą pięścią – wyliczyła Anastazja. – Liczy się tylko tradycyjna broń, prawda?
– Po moim wyczynie dodali zasadę, że nie wolno używać chemii w żadnej odmianie – przyznał Dratewka. – Tylko miecz lub magia. No i konwencjonalna broń dystansowa, oczywiście.
– Kto niby dodał? – zdziwiła się Anastazja.
Skrzywił się z jawną niechęcią.
– Góra – burknął. – Sam nie wiem… Narrator?
Wypraszam sobie. Ja tylko opisuję sytuację. Może i jestem wszechwiedzący, ale to nie znaczy, że mam jakikolwiek wpływ na przebieg zdarzeń.
– Ach tak? – Dratewka spojrzał w sufit. – W takim razie sorry.
„Mógłbyś mi chociaż powiedzieć, jak się cała ta sprawa skończy”, przemknęło mu przez myśl.
Oczywiście, że nie. Wtedy zdarzenia mogłyby ulec zmianie.
– No to kto? – spytała Anastazja ze zniecierpliwieniem.
Dratewka znów skupił na niej uwagę, po czym sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów i zmiął ją w dłoni.
– Pojęcia nie mam – burknął. – Ale chętnie bym go spotkał i strzelił w pysk.
Anastazja uniosła brwi, lecz nie skomentowała. Zamiast tego wróciła do poprzedniego zagadnienia.
– Jak bardzo musi być konwencjonalna ta broń dystansowa? – zainteresowała się.
– Że co? – Dratewka był nieco wytrącony z równowagi, więc zareagował opryskliwie. Poprawił się szybko. – Po prostu konwencjonalna. Nikt tego nie precyzował.
Anastazja nie wydawała się usatysfakcjonowana.
– Posłuchaj. – Dratewka nachylił się nad nią. – Wchodzisz do jaskiń, zabijasz parę dziesiątek pomniejszych potworków, a potem smoka. Nie używasz chemii. Jak tego dokonasz, a im się nie spodoba twój sposób, to już ich problem. Następnym razem dodadzą kolejną zasadę, ale tobie muszą zaliczyć i tyle.
– Następnym razem? – wychwyciła Anastazja.
– Oczywiście. – Dratewka wyciągnął papierosa i wetknął sobie do ust, wciąż podirytowany. – Już mówiłem; zawsze jest jakiś następny raz, jeśli chodzi o smoki. Te bydlęta po prostu nie wiedzą, jak wyginąć. A każdy kolejny smok wymaga nowego bohatera.
Umilkł, a kobieta z namysłem pokiwała głową.
– Dobra – rzuciła. – Piszę się na to.
– W porządku. – Dratewka pogrzebał w kieszeni i wyjął parę wymiętych kartek. – Podpisz się we właściwych miejscach.
– Co to? – Anastazja spojrzała na kartki ze zdziwieniem. – Jakieś dokumenty?
– Tak. – Dratewka zapalił papierosa, którego dotąd tylko mielił w zębach. – Musisz podpisać, że jesteś świadoma możliwości odniesienia ran, w tym utraty kończyn, trwałego okaleczenia zarówno fizycznego, jak i psychicznego, i/lub śmierci.
Amazonka prychnęła pod nosem.
– Podczas walki ze smokiem? No coś ty, nie pomyślałam.
Dratewka wzruszył ramionami.
– Nic nie poradzę – burknął. – Biurokracja. Wierz mi, prawnicy są znacznie gorsi od smoków. Te przynajmniej zabiją cię szybko.
* * *
– O? – Aurelis uśmiechnął się swoim promiennym, a przy tym całkowicie pozbawionym emocji uśmiechem. – Więc znalazłeś kolejnego śmiałka?
– Mhm. – Dratewka zaciągnął się papierosem. – To amazonka.
– Może być kimkolwiek, byle zabił smoka.
Stali pośród drzew, nieopodal Wzgórza Wawelskiego. Dratewka, samotny mężczyzna z petem, nie rzucał się zbytnio w oczy. Aurelis natomiast, jeśli chciał, pozostawał na tle drzew całkowicie niewidoczny; nawet dla tych, którzy w innych warunkach mogliby go dojrzeć.
Był elfem. Miał twarz dwudziestolatka, dość długie, jasnoblond włosy, skośne, niebieskie oczy i bladą cerę. Cechowały go typowa dla jego rasy smukła sylwetka i wysoki wzrost; ponadto dysponował sprawnością fizyczną pięciu dorosłych, wyćwiczonych mężczyzn skondensowanych w jednym ciele. Obecnie – tak samo, jak tysiąc lat temu – pełnił funkcję strażnika smoczej groty. Przez to, przy drobnej pomocy zaklęcia, nie mógł oddalić się od Wawelu o więcej niż jakiś kilometr.
– W sumie, jak się w to wkopałeś? – zapytał Dratewka znienacka. – W tę robotę, znaczy się? Bo nie sądzę, żeby to była wymarzona praca elfa.
– Nie jest – przyznał Aurelis, wciąż ze swoim irytująco promiennym uśmiechem na twarzy. – Dostałem taką karę za błąd, który popełniłem jako młodziak.
Dratewka uniósł brew.
– Jaki?
– Przeleciałem Jej Wysokość Rilannę, córkę Królowej Elfów. Nie, żeby nie chciała współpracować.
Dratewka zakrztusił się dymem. Potrzebował kilku sekund, by odzyskać oddech.
– Ambitnie – wykrztusił w końcu. – Więc za karę każą ci tu sterczeć przez resztę życia?
– Nie do końca. – Aurelis pokręcił głową. – Nasza rasa nie zna pojęcia kary dożywocia. Istnieje natomiast kara śmierci dla zdrajców i dezerterów, ale to inna sprawa. Mam pełnić funkcję strażnika przez pięć smoków.
– Rozumiem. – Dratewka zmarszczył brwi. – I ile ci jeszcze zostało?
– Trzy. Jeżeli ta twoja amazonka się spisze, będą dwa.
– Jak to dalej będzie szło w tym tempie, zejdą jeszcze ze dwa albo trzy milenia – zauważył Dratewka.
– Cóż. – Aurelis wzruszył lekko ramionami. – Jestem elfem. My nie znamy pojęcia nudy, przy naszej właściwie nieograniczonej długości życia stanowiłoby to prawdziwą torturę. Dlatego wystarczy mi, że w końcu odzyskam wolność. Oczywiście o ile wy, ludzie, nie zniszczycie do tego czasu świata przez te głupie spory między sobą.
– Ha. – Dratewka parsknął pod nosem.
Przez chwilę milczeli.
– Kiedy ta twoja amazonka ma podejść do próby? – zapytał w końcu Aurelis.
– Jutro. Chciała dzisiaj, ale jej to wyperswadowałem. Powinna się przygotować. I przestań nazywać ją „tą moją”.
– Swoją drogą, ilu już straciłeś? – zainteresował się elf.
Dratewka skrzywił się i odrzucił peta między drzewa.
– Nie wiem – odparł ponuro. – Parę wieków temu straciłem rachubę. Ten smok… Nie mówię, że mój był bułką z masłem, ale obecny jest uparty niczym złośliwa choroba weneryczna. Wybija wszystkich po kolei.
* * *
Anastazja stanęła przed wejściem do jaskiń odziana w wygodny, skórzany kostium, z krótkim mieczem przypiętym do pasa. Co ciekawe, nie miała łuku, którego Dratewka spodziewałby się po amazonce. Wspominała przecież, że potrafi się nim posługiwać.
– To wszystko? – zdziwił się.
Kobieta wzruszyła ramionami.
– Mam więcej, niż się wydaje – zapewniła, klepiąc się po skórzanym kostiumie. – I wystarczy. Tachanie ze sobą tony ekwipunku, który tylko cię spowalnia, jest bezcelowe.
Dratewka przyglądał jej się przez dłuższą chwilę. Widział wielu bohaterów. Byli rycerze zakuci w zbroje, walczący długimi, lśniącymi mieczami; skrytobójcy z zatrutymi sztyletami; łucznicy i wszelkiej maści łowcy; a także magowie, którzy nosili sakiewki z dziwnymi proszkami i różnorakie mikstury. Raz pojawił się nawet młody elf z długim łukiem oraz rapierem. Wszyscy oni skończyli swój żywot w smoczym żołądku.
– Twoje życie, twoja wola – westchnął. – Pakuj się tam z takim ekwipunkiem, jak ci się podoba, ale potem nie miej do mnie pretensji.
– Cóż, jeśli mi się nie uda, raczej nie będę dysponować podobną możliwością – zauważyła Anastazja oschle. – A teraz mogę już iść?
– Dobra – prychnął Dratewka. – Jak sobie chcesz.
– W takim razie zapraszam – odezwał się Aurelis.
Mina amazonki wskazywała, że nie zauważyła go wcześniej, choć elf stał w pobliżu od początku rozmowy. Teraz zapukał lekko w skałę, a głaz, którego dotknął, zniknął.
– W środku jest światło – poinformował ją. – Inaczej nikt nie mógłby niczego zobaczyć, co byłoby nudne.
– Dobrze wiedzieć – mruknęła Anastazja, unosząc brew.
Zdecydowanym krokiem weszła do jaskini. Parę sekund później głaz zmaterializował się ponownie.
– To co teraz? – spytał Aurelis z uśmiechem. – Odczekamy godzinkę, a potem może skoczymy do pubu? Otworzyli jeden bardzo blisko…
– Może – burknął Dratewka. – Ale najpierw poczekamy.
* * *
Elf mówił prawdę – wewnątrz jaskini panował półmrok, ale nie całkowita ciemność, choć nie dało się dostrzec źródła światła. Anastazja przeszła spokojnie kilka metrów, po czym usłyszała przed sobą warkot.
– Pomniejsze potwory, co? – mruknęła.
Sięgnęła do kieszeni kostiumu i wyjęła pistolet. Strzeliła przed siebie, bezbłędnie w łeb włochatej bestii, która właśnie zamierzała się na nią rzucić. Ta przewróciła się i znieruchomiała, a krótko potem dołączyły do niej kolejne dwie.
– Broń dystansowa – rzuciła Anastazja do nikogo szczególnego, mijając truchła potworów. – Nie wiem, na ile konwencjonalna, ale działa bez zarzutu.
Droga do smoka nagle stała się bardzo prosta.
* * *
Jaskinia okazała się dłuższa, niż Anastazja początkowo przypuszczała. Zużyła dobrze ponad połowę nabojów, kiedy wreszcie korytarz zaczął się rozszerzać. W końcu stanęła u wylotu tunelu, za którym znajdowała się ogromna, również pogrążona w tym dziwnym półmroku grota. Amazonka przypadła do ściany i przygotowała się, by szybko pokonać ostatni metr korytarza. Zanim jednak rzuciła się przed siebie, dobiegł ją donośny, basowy głos.
– Następny? – Zabrzmiało to zrzędliwie. – Rany, ileż was tam jest? Co chwila pojawia się kolejny napaleniec i przerywa mi drzemkę. I nie, nie musisz się już chować, słucham twoich kroków od jakiś dziesięciu minut.
Anastazja zawahała się.
– I co? – rzuciła. – Czyli mam się pokazać, żebyś mógł mnie swobodnie spalić?
– Miło by było. To strasznie upierdliwe, ale co mam robić, skoro co chwila wyskakuje na mnie jakiś bysior z wielkim mieczem? Obrona własna, rozumiesz.
Anastazja zmarszczyła brwi.
– Czyli powinnam sądzić, że wcale nie sprawia ci przyjemności smażenie i pożeranie ludzi? – upewniła się.
– No pewnie. Żarcia jest tu dość, te włochate bestie mnożą się jak króliki. Albo karaluchy, jak kto woli. A was, rycerzy, zawsze ciężko wygrzebać z tych zbroi. Masz pojęcie, jak toto się wbija w zęby, jeśli tego nie zrobię?
– Nie – mruknęła kobieta, zbita z tropu. – Chyba nie.
Na chwilę zapanowała cisza.
– A co powiesz na mały układ? – odezwała się Anastazja po chwili. – Wyjdę i nie rzucę się na ciebie z mieczem, a ty mnie nie spalisz. Porozmawiamy przez chwilę po przyjacielsku, zgoda? Może się dogadamy tak, żeby smok był syty i owca cała.
Smok zastanawiał się przez chwilę.
– Jesteś pierwszą osobą, która zaproponowała coś takiego – przyznał w końcu. – Niech ci będzie. Właź. W razie czego i tak zionę ogniem szybciej, niż ty zdołasz mnie ranić.
„Niewiele wiesz o współczesnej broni palnej”, przemknęło Anastazji przez myśl.
Ostrożnie weszła do groty. Od razu zlokalizowała bestię, siedzącą dokładnie naprzeciwko. Nie była aż tak wielka, jak sobie to wcześniej wyobrażała – miała długość dwóch dużych ciężarówek i wysokość jednej z nich, jeśli nie liczyć błoniastych skrzydeł. Obecnie ułożyła się na stosie kosztowności, a jej łuski miały barwę podobną do złota, na którym leżała.
– No proszę – mruknął smok, przyglądając jej się uważnie. – Tak myślałem, że twój głos coś dziwnie brzmi. Jesteś samicą, prawda?
– Nie da się ukryć – przyznała Anastazja, zatrzymując się pośrodku groty i z wahaniem chowając pistolet. – A ty samcem?
– Tak. – Smok wypuścił z nozdrzy kłębek dymu, a ten rozpłynął się powoli pod sufitem. – Samotnym od przeszło milenium, ot co. To nie służy dobrze zdrowiu.
Anastazja przyjrzała mu się.
– Słuchaj, po co ty w ogóle tu siedzisz? – wypaliła.
Smok zamrugał.
– Jak to: „po co”? – zdziwił się.
– Jaki masz powód, żeby tutaj przebywać – spróbowała Anastazja ponownie, jednocześnie rozglądając się po grocie.
Choć wokół smoka i skarbu panował znany półmrok, ściany jaskini ginęły w prawdziwej ciemności.
– Nie możesz stąd wyjść? – zdziwiła się.
Smok machnął ogonem.
– Nie, za mną jest całkiem szeroki tunel, który prowadzi na zewnątrz – wymruczał. – Ale znudziło mi się wychodzenie, kiedy stwierdziłem, że nikt mnie nie widzi. Rozwalam budynek, a te tępaki myślą potem, że to terroryści czy coś. Bez obrazy. Ale zrozum, co to za zabawa, skoro i tak nikt nie krzyczy na twój widok?
Anastazja zmarszczyła brwi.
– Więc lubisz krzywdzić ludzi? – spytała.
– Niespecjalnie. – Smok westchnął. Podmuch uderzył kobietę w twarz, tak że odruchowo przymknęła oczy. – Po prostu chciałem zwrócić na siebie uwagę. Upewniłem się wcześniej, ze tamten budynek został opuszczony.
– To może powinieneś spróbować zwrócić na siebie uwagę w bardziej pokojowy sposób? – Kobieta zastanowiła się. – Bo ludzie nie widzą rzeczy nieprzyjemnych. Czy ja wiem… Spróbuj zatrudnić się w cyrku. Albo zagraj w jakimś filmie.
– Miałbym występować? – Zdumiony smok zamachał ogonem. – Wiesz, o tym też nigdy nie pomyślałem. Ale chyba nie da rady. Społeczeństwo by mnie nie zaakceptowało.
– Dlaczego? – nalegała Anastazja. – Przecież niezły z ciebie intelektualista.
– Mogę zmiażdżyć człowieka łapą, jak będę przechodzić…
– Masa ludzi i tak wpada pod samochód – stwierdziła kobieta lekceważąco. – Co za różnica?
Smok zawahał się.
– Mogę wywołać pożar…
– Podobnie jak byle pomyleniec z zapałką – odparowała Anastazja.
– Pożeram dziewice…
– I tak nie znajdziesz żadnej w sensownym wieku. Odpuść sobie.
Smok wypuścił kłąb dymu, wyraźnie podirytowany.
– No dobra, a co z zanieczyszczaniem środowiska? – burknął. – Zieloni będą wściekli, jak tylko się dowiedzą, ile dymu produkuję.
– Daj spokój. Spróbuj przejść się środkiem miasta i nie spotkać żadnego palacza. Ich są miliony, a ty tylko jeden. Poza tym, zieloni będą zachwyceni. Jesteś w końcu rzadkim gatunkiem na wymarciu, być może wręcz ostatnim przedstawicielem. Zaczną się do ciebie przywiązywać, jeśli ktoś spróbuje cię aresztować.
Smok zmarszczył śmiesznie czoło.
– Naprawdę zrobiliby coś takiego?
Anastazja pokiwała głową z śmiertelną powagą.
– Oczywiście. Ciągle robią takie rzeczy.
– No dobra – burknął smok. – A co pożywieniem? Jem dziennie tyle, co średnio czterech ludzi. To kupa żarcia.
– Ale jesteś silny jak czterdziestu. – Anastazja wzruszyła ramionami. – Niezły bilans.
– A dzieci? – spytał smok błagalnym głosem. – Uciekają na mój widok z krzykiem…
– Niestety, już nie. – Kobieta pokręciła głową. – Teraz stanowisz nieziemską atrakcję. Każdy maluch chciałby się z tobą pobawić, pozjeżdżać po grzbiecie i zobaczyć, jak zioniesz ogniem w niebo. Wierz mi. W Krakowie mają taką twoją kamienną rzeźbę i jest wręcz oblegana przez turystów. Dzieci kupowałyby maskotki w twoim kształcie i przytulały je co noc. Właściwie chyba nawet już to robią.
Smok jęknął i zamknął oczy.
– To koniec. Niniejszym straciłem moją wiarę w ludzkość. Możesz mnie już zabić, jeśli chcesz.
– Nie chcę – odparła Anastazja zdecydowanie.
Smok otworzył oczy.
– Dlaczego?
– Zmieniłam zdanie. – Niedoszła bohaterka wzruszyła ramionami. – Jesteś miłym typem. Jak masz na imię?
Smok siąknął nosem.
– Gerwazy – mruknął.
– Świetnie. Ja jestem Anastazja – przedstawiła się kobieta z zadowoleniem. – Będę twoją agentką.
– Oczekujesz ode mnie, że po tym, co od ciebie usłyszałem, wyjdę na zewnątrz? – upewnił się Gerwazy.
– Oczywiście. – Anastazja uśmiechnęła się. – Czeka nas świetlana przyszłość, zobaczysz. Z tym tutaj możesz założyć własną firmę i cały świat stoi przed tobą otworem. – Machnęła ręką w kierunku skarbów.
Następnie podeszła do smoka i zawahała się. Wskazała jego grzbiet z pytaniem:
– Mogę?
Smok jeszcze raz pociągnął nosem, po czym skapitulował.
– Jak sobie chcesz – mruknął.
* * *
– Minęło już dużo czasu – odezwał się Aurelis z nieruchomym, promiennym uśmiechem. – Sądzę, że zginęła.
Dratewka zapalił papierosa.
– Jeszcze chwilę – wymamrotał. – Poczekamy jeszcze chwilę.
W tej chwili wysoko nad nimi przemknął duży, złoty kształt. Dało się też słyszeć kobiecy krzyk, który brzmiał całkiem jak „Juhuuuuu!”. Elf i człowiek zamarli na chwilę i spojrzeli po sobie. W tym czasie z papierosa Dratewki odpadła końcówka.
– Czy my właśnie zostaliśmy bezrobotni? – spytał w końcu.
Aurelis już się nie uśmiechał.
– Tak. Chyba tak.
Nad nimi smok Gerwazy i amazonka Anastazja odlatywali w kierunku przyszłości.
Palenie szkodzi – poinformowała go osóbka swoim słodkim głosem.
Ależ byłoby ciekawie, jakby go nieswoim głosem poinformowała ;)
Mniej więcej taki ciąg myśli przewijał mu się przez umysł, domagając się wyjścia na światło dzienne.
Dziwnie brzmi ciąg myśli przewijający się przez umysł i chcący wyjść na światło dzienne. Po pierwsze samo przewijanie się myśli to niezbyt fortunne określenie. Po drugie ten Dratewka to taki ciemny umysł miał, że myśli pragnące z niego wyjść na światło chciały?
marszcząc swój piękny nosek.
Fakt, można czyjś nosek zmarszczyć. Pięścią na ten przykład ;)
Masz chyba inne zmartwienia na głowie niż rak płuc
Tym bardziej, że płuc na głowie darmo szukać ;) Może po prostu: Masz chyba inne zmartwienia niż rak płuc
„Amazonka”, pomyślał, przyglądając się kobiecie.
Znaczy nie miała jednej piersi? Bo tak po skórzanym ubranku tylko ocenił dziewczęce pochodzenie? A że po krakowsku gada go nie zdziwiło?
Ani ratowanie dziewic, bo w końcu ileż może ich tu być w tych czasach?
A to akurat całkiem ładne ;)
I mogłabym tak jeszcze długo, ale to strasznie wredne by było, a ja mam dzisiaj dość wredny nastrój. Przepraszam więc za to, co wyżej.
Ogólnie ciekawe, zabawne, chociaż – według mnie – nie poleżało należycie. Takie mam dziwne wrażenie, żeś popełniła ten błąd, który i ja zwykle robię – gorący towarek wypuściłaś w świat :)
Ale i tak życzę powodzenia w konkursie :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Świetlna przyszłość – i to dwa razy. Na pewno taka?
Dwie wstawki od narratora – skądinąd bardzo dobre! – proponuję wyróżnić italiką.
<>
Lekkie, z dowcipem i wdziękiem. Dziękuję za mile spędzony czas.
Przeczytałam.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To teraz nie wiem, czy poprawiać błędy czy nie XD Dziękuję za komentarze. Co do leżenia, to przeleżało nieco ponad tydzień, byłam zbyt niecierpliwa, by czekać jeszcze dłużej :)
Ależ poprawiać! Poprawiać, co sił w palcach! ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Opowiadanie bardzo dobre, czytało się przyjemnie. Spodziewałem się jakiejś “bomby” na końcu, ale w końcu nie samymi zwrotami akcji człowiek żyje ;)
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Sympatyczny, wesoły tekst. Przyjemnie się czytało. Garść świeżych pomysłów. :-)
Gdzie Dratewka już nie może… ;-)
Zwróć uwagę na była, był – trochę tego masz. Próbowałaś czymś zastąpić?
A błędy poprawiać! Do połowy stycznia masz czas.
Babska logika rządzi!
Nazgula ciężko rozbawić.
Doceniam lekkość i pomysł, ale nawet uśmiechu nie wywołało.
Pozdrawiam!
"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49
Koncepcja dość świeża i lekka. Wykonanie ma swoje przebłyski, ale ma też momenty, które powodują u mnie wywracanie oczami. W ostatecznym rozrachunku bilans wychodzi jednak na plus, co jest … hmm, plusem tego opowiadania.
Fajny, lekki tekst. Uśmiechnąłem się kilka razy podczas lektury. No dobra, więcej niż kilka. ;) Parokrotnie pokiwałem głową w reakcji na brak logiki (smok z jednej strony wie sporo o świecie, bo może go zwiedzać, z drugiej nie wie nic o broni palnej; podobnie bohaterka dopiero w XXI wieku wpadła jako pierwsza na pomysł pójścia tam z pistoletem/karabinem, a z tego co smok opowiada, gości ma raczej często, nie to, że ostatni był 500 lat temu… itp.). Jednak zarzut braku logiki można spokojnie odeprzeć stwierdzeniem, że tekst bazuje na absurdzie, prawda? Mimo że przydałoby się jeszcze nad opowiadaniem popracować, to i tak przypadło mi do gustu, a “dialog” z narratorem po prostu mnie rozwalił. I za to daję punkt do biblioteki.
Hej ho!
Sorry, taki mamy klimat.
Dziękuję za komentarze i miłe słowa :) Tekst postaram się poprawić możliwie jak najszybciej, Wasze wskazówki z pewnością się przydadzą :)
Jej, pierwszy raz dostałam punkt! :D
„Mam tego dość”, pomyślał ponur. – ponur to on może i był
„Następna, co mówi „hop”, zanim przeskoczy” – jakieś inne znaczki przy hop? może ‘hop’
Wierz, mi prawnicy są znacznie gorsi – przecinek po ‘mi’ a nie przed
Przeleciałem Jej Wysokość Rilannę, córkę Królowej Elfów. Nie, żeby nie chciała współpracować. – to po prostu boskie
Czeka nas świetlna przyszłość, i odlatywali ku świetlnej przyszłości.– świetlana/świetlanej
Wyedytuj tekst i popraw błędy, Elino.
Opowiadanie bardzo mi się spodobało i też dokładam biblioteczkę.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
:-) Elino, co z tą przyszłością? :-) Bo tylko ona powstrzymuje mnie przed kliknięciem wiadomo na co.
Mam czas dopiero wieczorkiem, więc właśnie teraz siadam i biorę się za poprawianie :) Wcześniej, niestety urwanie głowy z nauką, jak zwykle listopad/grudzień :/
całkowicie zabiło jego uczucia, ale coś tam w jego głębi
Drugie “jego” do wywalenia..
przy naszej właściwie nieograniczonej długości życia stanowiłoby to prawdziwą torturą.
torturę
Jaskinia okazała się dłuższa, niż się tego spodziewała
Zgubiony podmiot – jaskini się spodziewałą ;]
Nie była aż tak wielka, jak się tego spodziewała
Znowu zgubiony podmiot.
Poza tym świetny tekst! Błyskotliwy, zabawny, nic tylko przyklepać bibliotekę :)
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Dziękuję za wskazanie błędów, już poprawione, Zastanawiam się, czy ta rzeka ma kiedyś koniec XD I oczywiście dziękuję za miłe słowa i punkcik (jej, już trzeci!) :D
Jeszcze dwa i w…
…bibliotece się znajdziesz. <ogłosił odkrycie tysiąclecia>
Sorry, taki mamy klimat.
Jeszcze Adam obiecywał, po poprawieniu błędów, a to zrobiłaś!
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Hmmm, tak jak wszyscy mówią – lekko i z humorem, ale… tekst jakoś mnie nie porwał. Niemniej duży plus za trochę inne podejście do tematu. Jak na młodą autorkę zaczynasz dobrze. :)
Follow the White Rabbit!
A druga świetlna przyszłość jak była, tak jest… Hop hop, Autorko miła, poprawiaj!
Oczywiście. – Anastazja uśmiechnęła się. – Czeka nas świetlna przyszłość, zobaczysz. Z tym tutaj możesz założyć własną firmę i cały świat stoi przed tobą otworem. – Machnęła ręką w kierunku skarbów – zrób z tego świetlaną i będzie ok
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
A, sorki za to. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale zrozumiałam, że nie podoba się Wam powtórzenie XD. OK, jest już świetlana :) <cała podekscytowana>
Znakomity tekst! Satyryczny, zabawny, z pazurem. Trochę błędów, ale co tam! Łap punkcik :)
A teraz trochę ponarzekam, a może i co nieco jeszcze pochwalę :)
Dratewka wprawnym ruchem wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, otworzył ją i wybrał jednego, nie spuszczając przy tym wzroku z młodej osóbki siedzącej naprzeciwko niego. Miała długie, rudoblond włosy, duże, niebieskie oczy i gładką, jasną cerę. Jej sylwetka była szczupła, ale przy tym mile zaokrąglona w odpowiednich miejscach, co dodatkowo podkreślał starannie dopasowany, skórzany kostium.
Przy tym i niego wywaliłbym. Wprawny ruch też mi zgrzyta. W ostatnim zdaniu pozbyłbym się zaimka.
Propozycja:
Dratewka wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, otworzył i wybrał jednego, nie spuszczając wzroku z młodej osóbki siedzącej naprzeciwko. Miała długie, rudoblond włosy, duże, niebieskie oczy i gładką, jasną cerę. Oraz całkiem niezłą sylwetkę – szczupłą, lecz mile zaokrągloną w odpowiednich miejscach – co dodatkowo podkreślał starannie dopasowany, skórzany kostium.
Zignorował ją i wyciągnął zapalniczkę. Chwilę później schował ją z powrotem do kieszeni i zaciągnął się.
Do kieszeni schował zapalniczkę czy dziewczynę? Dymem się zaciągnął?
Może tak: Zignorował ją, podpalił papierosa, zaciągnął się dymem.
Notabene: czasami warto zastosować w zdaniu same przecinki (zamiast spójnika “i”) – nadaje mu to dynamiki.
Gdyby nie to, zapewne palnąłby głupotę w rodzaju: „Jesteś młoda, kobieto, a do tego piękna, masz przed sobą całe życie i możesz sprawić, że świat padnie przed tobą na kolana. Wykaż odrobinę rozsądku i wycofaj się. Inaczej skończysz jak setki frajerów przed tobą, którym zachciało się zgrywać bohatera. A ja ich do tego zachęcałem, bo taką mam robotę i tyle.”
Kiedy jednak otworzył usta, wydostał się przez nie tylko dym.
Kilka uwag:
Gdyby nie co?
Sporo zaimków.
Propozycja:
Już miał palnąć coś w rodzaju:”Jesteś młodą kobietą, do tego piękną, całe życie przed tobą. Wykaż odrobinę rozsądku i wycofaj się, zanim skończysz jak setki frajerów, którym zachciało się zgrywać bohaterów. Sam ich do tego zachęcałem, to prawda, ale taką mam robotę i tyle”. Kiedy jednak otworzył usta, wydostał się przez nie tylko dym.
Jak Matkę kocham. Nie mam pojęcia, w jaki sposób znalazła się w Krakowie [+,] i jeszcze gada po polsku, ale w sumie niewiele mnie to obchodzi.
Oczywiście bohatera poznaje się po jego czynach, dlatego najpierw musisz przejść sprawdzian i zgładzić smoka.
Zbędny zaimek. Bohatera poznaje się po czynach. Wiadomo, o kim mowa.
I siedzi tam tysiąc lat, czekając na bohatera, który go zgładzi.
Imo, z tego zdania wynika, że smok chce być zgładzonym.
Ani ratowanie dziewic, bo w końcu ileż może ich tu być w tych czasach? Są jeszcze jakieś profity z tej zabawy w bohatera?
Smutna prawda ;) Niemniej napisałbym to inaczej. Bo ja wiem… deficyt czy coś :)
Słysząc to, Dratewka skrzywił się.
– Co do tego końca, to właśnie kolejna sprawa
To, tego, to.
Dratewka skrzywił się.
– Względem końca – rzucił – jak widać na moim przykładzie, zgładzenie bestii odwlecze go nieco.
– Kto niby dodał? – zdziwiła się Anastazja.
Skrzywił się z jawną niechęcią.
– Góra – burknął. – Sam nie wiem… Narrator?
Wypraszam sobie. Ja tylko opisuję sytuację. Może i jestem wszechwiedzący, ale to nie znaczy, że mam jakikolwiek wpływ na przebieg zdarzeń.
To zajebiste! :D
Nikt tego nie precyzował dokładnie.
Precyzował dokładnie? Samo precyzował wystarczy.
Co ciekawe, nie miała łuku, którego Dratewka spodziewałby się po amazonce. Wspominała przecież, że potrafi nim walczyć.
Jakoś tak naiwnie dla mnie brzmi. Że potrafi się nim posługiwać? Że potrafi z niego korzystać?
– W takim razie zapraszam – odezwał się Aurelis.
Mina amazonki wskazywała, że nie zauważyła go wcześniej, choć elf stał w pobliżu od początku rozmowy.
Cholera, musiałem mieć podobną minę do amazonki, bo przez głowę mi przebiegło: WTF, koleś? A ty tu skąd? :)
– Dobrze wiedzieć – mruknęła Anastazja, unosząc jedną brew.
Skoro brew, to wiadomo że jedną.
– I co? – rzuciła. – Czyli mam się pokazać, żebyś mógł mnie swobodnie spalić?
– Miło by było. To strasznie upierdliwe, ale co mam robić, skoro co chwila wyskakuje na mnie jakiś bysior z wielkim mieczem? Obrona własna, rozumiesz.
To też super! :)
Jesteś w końcu rzadkim gatunkiem na wymarciu, być może wręcz ostatnim przedstawicielem. Zaczną się do ciebie przywiązywać, jeśli ktoś spróbuje cię aresztować.
A to najsuper! Uśmiałem się :D
– Niestety [+,] już nie. – Kobieta pokręciła głową.
Dało się też słyszeć kobiecy krzyk, który brzmiał całkiem jak „Juhuuuuu!” [+.] Elf i człowiek zamarli na chwilę i spojrzeli po sobie.
Tyle :) Pozdrawiam.
Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper
Obiecane, zrobione.
Powtórzenia rzeczywiście nie cieszą się naszą sympatią, ale w tym przypadku szło o literówkę, “zjedzoną” literę. A co do samych powtórzeń… przyszłość może być nie tylko świetlana, ale też wspaniała, jak wyjęta z marzeń, bajeczna i bajkowa, kolorowa też. Znasz hasło: napisz to samo, ale inaczej? :-)
Dziękuję z kolejne cenne uwagi (zastosowałam się do większości z nich, ale zostawiłam “wprawny ruch”, bo mi bez tego było jakoś smutno) i oczywiście awans do Biblioteki! :D Naprawdę nie wiem, co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to pompatycznie… Cieszę się, że opowiadanie się Wam spodobało :)
Dołączam do grona zadowolonych z lektury <3
Lekkie, szybkie i przyjemne, nie ma niczego za dużo i niczego za mało. Fajnie wykorzystałaś legendę :) Mają chyba rację, jak mówią, że w tych czasach nie chodzi o to, by wymyślać coś nowego, tylko pokazywać nowe na starym. Czy jakoś tak ;)
Aha, i plus za te całkiem trafne nawiązania do rzeczywistości. Naprawdę udany tekst.
Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.
Nawet fajne, choć nie do końca mnie przekonało. Podobały mi się niektóre sceny, jak choćby wstawka z narratorem, ale z drugiej strony dialog amazonki ze smokiem mnie znudził. Mam mieszane uczucia.
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Zgadzam się, że przyjemne, jednakże mnie nie specjalnie pasowała owa wstawka z narratorem, jak ją nazwałeś. Dialog ze smokiem był wcale dobry, a moje są odczucia pozytywne.
Mi osobiście bardzo się podobało. Lekkie, przyjemne. Do poczytania. W pełni zasłużona biblioteka moim gnoomim zdaniem.
"Nie wierz we wszystko, co myślisz."
I znów dziękuję za komentarze :) Feedback zawsze jest w cenie.
Czyta się szybko i przyjemnie. Treść sama w sobie, no cóż, nie jest jakaś przełomowa, ale styl masz naprawdę świetny. Zwłaszcza dialogi – napisane lekko i naturalnie, z fajnym humorem. Chciałbym, żeby więcej autorów miało taki dryg do pisania.
Lecę ze smokami po kolei i ten tekst na razie został moim faworytem. Bardzo sympatyczna i lekka historia. Podobał mi się styl i fajne dialogi.
Fajnie się czytało. Ciekawy pomysł i to pozytywne przesłanie, że nawet ze smokiem można się dogadać, ale trzeba mieć właściwe argumenty.
No dobra. Mnie się spodobało. Dopiszę więcej, jak przeczytam wszystkie teksty i będę układał listę nominacji.
I po co to było?
Zabawne, ale nie rubaszne; dowcipne i ironicznie, lecz nie sitcomowe; najbardziej przypadł mi do gustu sterany rekrutacją Dratewka.
Również moją uwagę zwróciła wiedza smoka o współczesnym świecie, przy jednoczesnym braku znajomości broni palnej – niby ludzie go nie widzą, ale… Na każdym telebimie, przy wiadomościach, pokazują gdzieś, coś, jakąś wojnę…
Bardzo przyjemna humoreska, znacząco poprawia przełykalność wieczornego kufelka :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Lekki, przyjemny w odbiorze tekst. Dialogi jak dla mnie najlepsze w całym tekście, budują fajny, zabawny klimat opowieści.:)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Widzę, że temat znowu się ożywił, ale w sumie nic dziwnego, skoro już po terminie XD Dziękuję za miłe słowa :)
Okazuje się, że o smoku wawelskim można na różne sposoby. Tym razem opowieść oparta na całkiem niezłym pomyśle, żwawo się toczy i bawi humorem w całkiem dobrym gatunku. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ponadto mogła szczycić się wyśmienitą sylwetką, szczupłą, a przy tym mile zaokrąglona w odpowiednich miejscach
ogonek :)
Dalej misia wciągnęło tak, że na nic nie zwracał uwagi. Dla tak przedsiębiorczej kobiety, jak widać, smok jak znalazł. Czy Anastazja nie była przypadkiem z rodziny którejś krakowskiej bizneswoman?
Autorko, jak łatwo stwierdzić, miś też jest z Krakowa. Twoje wytłumaczenie dlaczego aktualnie Smoka Wawelskiego nie ma, jest genialne. Końcowy wniosek Dratewki i elfa? – Mniam.