No, jeśli nie dostanę za ten tekst bana, to już będzie sukces. ;-)
No, jeśli nie dostanę za ten tekst bana, to już będzie sukces. ;-)
– Czytałeś to?! – Prokor jeszcze nigdy nie widział szefa tak wkurzonego. Przełożony miętoszonym w ręku czasopismem tłukł o biurko.
– Jeszcze nie – odważył się bąknąć. – Co piszą?
– Zdradzają nasze plany. Punkt po cholernym punkcie!
– Ale skąd mogli to wiedzieć? Kto im wypaplał?
– O! I zajmiesz się szukaniem odpowiedzi na te właśnie pytania. Kto napisał ten tekst i od kogo dostał informacje. Chcę tutaj widzieć obydwu. Żywych, ale niekoniecznie zdrowych. Odmaszerować!
Prokor z ulgą zamknął drzwi gabinetu Bullusa. Nie tracąc czasu, pobiegł do czytelni po najnowszy numer Nowej Fantastyki. Bez problemów znalazł opowiadanie, o którym mówił… nie, wrzeszczał szef.
Rzeczywiście – wszystko wyłożone, krok za krokiem; od konieczności stworzenia odpowiednich skafandrów maskujących (ten etap szczęśliwie mieli już za sobą), przez wprowadzenie licznych agentów do społeczeństwa, dyskretne zapewnienie im wysokich pozycji, a wreszcie zawieranie rozmaitych umów. Niekorzystnych dla autochtonów, a mimo to wiążących.
Sprawa wyglądała niezmiernie poważnie.
***
– Jeszcze jedno… – Mcjpr odpiął coś, co wyglądało jak zegarek, ale z całą pewnością zegarkiem nie było. No, owszem pokazywało godzinę, ale ta funkcja znajdowała się w ostatnim decylu najważniejszych zalet urządzenia. – Włóż to i nie zdejmuj nawet pod prysznicem. Do zobaczenia.
Michał machinalnie wziął przedmiot, zamocował na nadgarstku, a potem wyszedł z pracy.
W domu powitała go cisza – żona wyjechała razem z dziećmi, aby umożliwić głowie rodziny terminowe zakończenie pracy nad książką.
Po trzech godzinach naparzania w klawiaturę pisarz miał już serdecznie dosyć. Wydrukował świeżo napisane strony i… bardzo szybko zdecydował, że korektę zrobi jutro. Ziewając rozdzierająco, powlókł się w stronę łazienki. Z satysfakcją rzucił ściągniętą bluzę na podłogę. Musnął palcami zapięcie zegarka, w głowie zabrzmiał mu głos Maćka: „nawet pod prysznicem”. Wzruszył ramionami; z pewnością legendarnemu nieomal cudeńku nie zaszkodzi odrobina wody. Michał podejrzewał, że urządzenie nie przestraszyłoby się nawet kwasu fluoroantymonowego pod ciśnieniem dwudziestu atmosfer.
Dwie minuty później gospodarz mógł podziwiać widok z balkonu i to z bardzo nietypowej perspektywy. Ale to nie panorama roztaczająca się z ósmego piętra wydawała się najdziwniejsza w całej tej scenie. Niespodziewany gość wyglądał jak człowiek, ale nim nie pachniał. W ogóle nie miał zapachu. A poza tym, jaki facet potrafi utrzymać za kostkę dorosłego (i usilnie próbującego chwycić cokolwiek) mężczyznę w wyciągniętej ręce nawet bez wysilonego drżenia? Opierał się wprawdzie o barierkę, ale i tak siła działająca na mięsień naramienny (o ile w ogóle nieznajomy czymś takim dysponował) musiała być koszmarna. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Michał nie potrafił satysfakcjonująco odpowiedzieć na pytania rozmówcy.
– Kto napisał to opowiadanie?
– Nie wiem! Przysięgam!
– Jesteś redaktorem literatury polskiej czy nie?
– Jestem! Ale to Jerzy znalazł ten tekst, nie ja!
– Kto może wiedzieć więcej o autorze?
– Nie wiem! Ten, kto podpisywał umowę. Pewnie Jerzy! Ja nie mam pojęcia! Uwierz mi!
– Wierzę ci – odpowiedział nie-człowiek i rozwarł palce.
Powietrze w uszach świstało na pożegnanie tak słodko…
Nagle przez szum przedarł się miły, kobiecy głos:
– Wykryto zagrożenie życia chronionej jednostki. Włączam tryb awaryjny. Uruchamiam grawikompensatory. Czy chcesz uchylić tę decyzję?
– Co? – Michał zdębiał.
– Czy chcesz uchylić decyzję o włączeniu grawikompensatorów? Zmieniam chronopercepcję, aby dać ci wystarczającą ilość subiektywnego czasu do namysłu.
Pisarz zatrzymał się w połowie drugiego piętra. Nie, nie zatrzymał. Spadał dalej, ale w tempie obżartego ślimaka na przechadzce. Na wszelki wypadek obrócił się nogami do dołu.
– Nie, niech sobie kompensują.
– Dziękuję, przywracam standardową chronopercepcję.
Parking znowu runął na spotkanie bosych stóp. Michał skulił się w oczekiwaniu na nieuchronne zderzenie. Ku jego zaskoczeniu nogi zetknęły się z dachem toyoty (dobrze, że to nie mój wóz, pomyślał) miękko, jakby zwyczajnie wstawał z fotela.
– Zakumulowano siedemnaście i czterdzieści dwie setne kilodżula energii. Pozostała część uległa rozproszeniu. Czy masz jakieś dyspozycje co do zastosowania zmagazynowanej energii?
– Nie, nie mam. Kim ty, do licha, jesteś?
– Jestem interfejsem ojo.
– Ojo?
– Osobista jednostka opiekuńcza. Urządzenie chroniące posiadacza przed dezintegracją lub uszkodzeniem powłoki cielesnej. Czy chcesz zapoznać się z instrukcją obsługi?
– Nie, dziękuję.
Instrukcję zawsze zdąży przeczytać później. Jeśli wszystko inne zawiedzie. Na razie miał poważniejsze problemy. Niby-facet już się zorientował, że jego ofiara przeżyła upadek. Gość z kocią gracją schodził po balkonach, ledwie chwytając za barierki. Jakie szanse na zgubienie się w tłumie miał człowiek odziany wyłącznie w slipki, tuż po północy, na osiedlowym parkingu? No właśnie. Na razie Michał zlazł z samochodu.
– Ojo?
– Słucham?
– Czy masz na wyposażeniu jakąś broń?
– Oczywiście. Czy mam wyświetlić wykaz?
– Nie! Czym najszybciej można zabić człowieka?
Przeciwnik minął czwarte piętro.
– W obecnej sytuacji proponuję promień lasera. Aby aktywować tę funkcję, powiedz: „laser”, nakieruj wylot minidziałka ojo na cel, a następnie powiedz: „strzelaj”.
– Gdzie jest to cholerne minidziałko?
– Wylot znajduje się w obudowie ojo, to ta ciemna plamka między dwoma przyciskami w części skierowanej w stronę dłoni. Czy chcesz zapoznać się z konstrukcją urządzenia?
– Nie! – Nieznajomy zeskoczył z połowy pierwszego piętra i wylądował z pięknym telemarkiem w pustym miejscu między autami. Sąsiad z czwartego chyba wyjechał na dłużej. – Laser! Strzelaj!
Fajerwerki okazały się niesamowite. Niby-człowiek zapłonął najpiękniejszymi barwami tęczy, zupełnie, jakby Michał nagle zobaczył aurę; w centrum klatki piersiowej, tam, gdzie trafiał promień, świeciła fioletowa gwiazdeczka, stopniowo przechodząca przez błękit, zieleń i żółć (tak, potrafił nazwać aż tyle kolorów, w końcu był pisarzem) aż do wiśniowej czerwieni nóg.
– Cel ekranizowany przed laserem. Czy chcesz kontynuować próby usunięcia przeciwnika?
– Tak. Co masz najsilniejszego?
– Antymaterię.
Obcy chyba już otrząsnął się z szoku, a przynajmniej feeria barw przygasła. Facet wstał z przysiadu i zaczął zbliżać się do Michała.
– Antymateria! Strzelaj!
– Polecenie anulowane. Strzał antymaterią z tej odległości stanowiłby zagrożenie dla użytkownika.
Pisarz zaklął nader wyszukanie, odbiegł kilka kroków i przyczaił się za jakimś samochodem.
– Czy możemy porozumiewać się ciszej? – szepnął.
– Oczywiście. Od samego początku wysyłam ci komunikaty telepatyczne. Ty możesz wypowiadać się na głos, ale nie jest to konieczne.
„Naprawdę?”
„Tak.”
Może i rzeczywiście przekaz nie docierał poprzez uszy. Ciekawe, jak w takim razie…
„Działalność twojego mózgu to tylko sygnały elektryczne. Można komunikować się, stymulując starannie wybrane neurony.”
„Nie podsłuchuj moich myśli!”
„Polecenie anulowane. Uniemożliwiałoby prawidłowe funkcjonowanie ojo.”
„W takim razie udawaj, że nie słyszysz tego, co nie jest skierowane do ciebie.”
„Wykonuję.”
Nieznajomy krążył po parkingu, nawołując:
– Hej! Pokaż się! Kim ty właściwie jesteś? Że nie człowiekiem, to pewne! Nie doceniłem cię! Już nie chcę cię zabijać! Porozmawiajmy!
Zdaniem Michała, nie brzmiało to wystarczająco przekonująco. Wolał się nie wychylać, przemykał między pojazdami najciszej jak umiał.
„Czym jeszcze możemy strzelić do tego palanta?”
„Niczym skutecznym. Jeśli zneutralizował promień lasera, to i z mniejszymi dawkami energii sobie poradzi.”
„A masz jakieś materialne naboje?”
„Nie. Twój model ojo jest zbyt mały, aby pomieścić magazynek.”
„Czyli mogę temu cholernemu supermanowi nakłaść po mordzie gołymi pięściami, licząc, że umrze ze śmiechu, zanim wyprowadzi kontratak?”
„Nie tylko. Możesz jeszcze wykorzystywać elementy otoczenia.”
„Telekineza?” To by rozwiązało wiele problemów gnębiących redaktora prozy polskiej.
„Nie, to niemożliwe na obecnym etapie rozwoju technologicznego. Zalecam zapoznanie się z instrukcją obsługi.”
„Nie mam teraz na to czasu! To co potrafisz zrobić z elementami otoczenia?”
– Przestań się przede mną chować! Już nie jestem twoim wrogiem. Chcę tylko informacji i dobrze cię wynagrodzę!
„Ojo może odciąć laserem jakąś część budynku, aby spadła na agresora.”
„Na parkingu? Chcesz go obrzucić martwymi ćmami? O, to straszliwa broń!”
„Mogę uruchomić samochody.”
„Wszystkie?!”
„Nie, tylko te nowszej generacji, sterowane komputerem.”
„Zrób to! Niech rozjadą sukinkota na płaściutką pizzę!”
„Nie rozumiem polecenia.”
„Co za tępe ustrojstwo! Jeźdź po nim różnymi autami, aż przestanie się ruszać! Tylko mój bolid zostaw w spokoju!”
„Wykonuję.”
Osiedlowy parking ożył. Zewsząd słychać było pomruki budzących się silników. Pierwszy samochód ruszył w stronę obcego. Po chwili drugi i trzeci. Nieznajomy przyspieszył, zdecydowanie bardziej niż potrafiłby to zrobić zwykły człowiek. Do dźwięku pracujących motorów dołączył huk zderzeń, jęki torturowanych karoserii i wycie coraz liczniejszych alarmów. W oknach najbliższych bloków zaczęły pojawiać się światła.
Skubaniec! Wyskoczył jakieś dwa i pół metra w górę. Z miejsca. Ale nie mógł unikać wszechobecnych maszyn w nieskończoność. Wreszcie któryś japończyk zdołał go popchnąć i przewrócić, ciężki dżip natychmiast przejechał facetowi po nogach. Chrupnęły kości, czy co tam zastępowało dziwakowi szkielet. Pierwszy sąsiad wybiegł z klatki.
„Spadamy stąd!”
„Czy twój napęd uległ awarii?”
„Moje co? Aaa! Nie, w porządku. Zabiłaś to… coś?”
Michał starał się niepostrzeżenie wycofać na obrzeża parkingu.
„Nakieruj wylot minidziałka na cel.”
„Chyba nie zamierzasz dobić tego gada na oczach całego osiedla?”
Ale posłusznie wyciągnął rękę w stronę mokrej plamy.
„Oczywiście, że nie. To tylko analiza. Aktywność życiowa na poziomie komórek trwa. Przewidywany czas regeneracji: czterdzieści osiem minut i piętnaście sekund.”
„Lepiej, jeśli wtedy będziemy gdzieś daleko stąd.”
Michał pomedytował nad swoim położeniem. Nie miał komórki, dokumentów, kluczy, pieniędzy ani… ubrań. Tylko gatki (dobrze, że cholernik nie zjawił się w łazience pół minuty później) i magiczny zegarek Maćka. Nie wyróżniał się specjalnie na tle rosnącego tłumu wkurzonych mężczyzn w piżamach i szlafrokach, ale wolał, aby nikt go nie zapamiętał. Lepiej nawet nie zbliżać się do mieszkania. Zresztą, całowanie klamki stanowiło niepotrzebne ryzyko. Dokąd może udać się facet w takiej paskudnej sytuacji? Do ukochanego miejsca pracy, oczywiście. Tam jest telefon stacjonarny, można zadzwonić do żony i wytłumaczyć, co się stało (taaak, jasne – „skarbie, nie uwierzysz… Włamał się do nas jakiś cudak i zrzucił mnie z balkonu. Ale nie martw się, rozjechałem go dziesięcioma samochodami i długo nie wstanie”), a przynajmniej namówić ją, by przywiozła ubrania. Tam są koledzy, którzy poratują stówką lub dwiema, może nawet pożyczą koszulkę i dres. Tam jest stary garnitur, używany w nagłych wypadkach. Tam jest Maciek, który kazał nie zdejmować zegarka… No, nieważne. Trzeba iść do roboty. A jeśli maniak tam też trafi i na przykład zanihiluje cały budynek, to cóż… Mówi się trudno i pisze się CV.
Podjąwszy decyzję, przekradł się słabiej oświetlonymi chodnikami w stronę wyjazdu z osiedla i skierował do redakcji. Do Rzymowskiego miał czternaście i pół kilometra. Taki dystans da się przejść, prawda?
Niby prawda… Tylko… Wrześniowe noce jeszcze nie zsyłały przymrozków, ale i tak klimat nie sprzyjał maszerowaniu w samych gatkach. Moment! Niby dlaczego miałby maszerować?
„Ojo! Potrafisz odpalić samochód i otworzyć drzwiczki?”
„Oczywiście. Uruchomienie silnika już obserwowałeś. Mechanizmy blokujące zamki są znacznie prostsze.”
„No to bierz się za to najbliższe auto!”
„Polecenie niewykonalne. Ten model nie jest sterowany komputerem.”
„A następny?”
„Niesprawna skrzynia biegów.”
„O rany, znajdź coś na chodzie, przyzwoicie zatankowanego i odpal!”
Samochód kilkanaście metrów przed Michałem mrugnął zapraszająco światłami. Pisarz podbiegł i z ulgą rozparł się w fotelu kierowcy. Najpierw włączył ogrzewanie. Od razu poczuł się lepiej. Skulił się, aby głowy nie było widać przez okno.
„Na Rzymowskiego!”
„Zapnij pasy.”
„Zwariowałaś? Masz te grawi-coś-tam, a upierasz się przy pasach?”
„Grawikompensatory zużywają wiele energii i ich wykorzystanie ograniczone jest do nagłych wypadków, którym nie dało się zapobiec.”
Człowiek westchnął i podporządkował się urządzeniu.
„W drogę!”
Zwodniczy spokój nie trwał długo. Już na trzeciej ulicy znudzony policjant machnął lizakiem. Szlag! Pewnie kolejna akcja przeciwko pijanym kierowcom. Michał wprawdzie trzeźwością mógł konkurować z noworodkiem, ale za to nie miał ubrań, dokumentów, siedział w kradzionym wozie, a pod jego blokiem koledzy krawężnika pewnie zastanawiali się, w jaki sposób auta bez ludzi w środku doprowadziły do potężnego karambolu.
Noga sama nadepnęła na gaz, ręce zacisnęły się na kierownicy.
„Kontroluj mnie, żebym w coś nie wyrżnął!”
„Wykonuję polecenie.”
Po kilkunastu minutach szaleńczej pogoni gliniarze odpadli na tyle, aby Michał zdążył zaparkować w jakiejś ciemnej uliczce, wyprysnąć z samochodu i schować się w bramie. Dwa radiowozy na sygnale popędziły dalej, redaktor ponownie gruntownie przemyślał swoją sytuację. Miał nadzieję, że nikt nie rozpozna go po (licznych zapewne) podobiznach z fotoradarów. Uciekając, pogubił się w uliczkach i nie bardzo wiedział, gdzie jest ani którędy do redakcji. Na pożyczanie kolejnego auta nie miał chęci. Jako golas rzucał się w oczy z daleka.
„Przepraszam, że ingeruję w tok twojego rozumowania, ale myślisz wyjątkowo intensywnie o problemie, który mogę rozwiązać.”
„Jak?”
„Mogę wyświetlić hologram ubrania.”
„Świetny pomysł. Zrób to.”
Nagle pojawiła się na nim odzież. Dokładnie te same rzeczy, które miał na sobie, wychodząc z pracy. Nie grzały, wyglądały trochę dziwnie, ale przynajmniej stwarzały iluzję, że ich właściciel jest przyzwoicie ubrany. Niby nic, ale poczuł się pewniej. Odczekał kilka minut, wyszedł z ukrycia, z ciekawością obejrzał tabliczkę na budynku. Stary Mokotów. Nieźle, trzy czy cztery kilometry do redakcji. Gdyby tak jeszcze wiedział, w którą stronę. W ogóle nie znał tej uliczki, nigdy wcześniej tu nie zawędrował, nazwa nic mu nie mówiła. Zorientowanie się po gwiazdach w dużym mieście to marzenie ściętej głowy.
„Ojo, wiesz, gdzie jest południe?”
„Mogę wyświetlić plan okolicy.”
„I dopiero teraz mówisz? Dawaj!”
„Nie chciałeś zapoznać się z instrukcją…”
Na niby-zegarku pojawiła się mapka z zaznaczoną północą i sugerowaną marszrutą zachęcająco świecącą na jasnoniebiesko. Malutka, ale Michał wcale nie musiał wczytywać się w nazwy wszystkich zaułków, aby trafić do redakcji. Raźnie ruszył wzdłuż wyznaczonej trasy.
Po kilku minutach uświadomił sobie, że wizerunek butów nic a nic nie chroni przed nierównościami chodnika, paskudnie wpijającymi się w podeszwy ostrymi kamykami i mnóstwem śmieci. O psich kupach wolał nawet nie myśleć.
Aua! Co za debil rozbił butelkę i nie posprzątał po sobie?! Noż kur… A nie, jest literatem i potrafi przytoczyć co najmniej pięć synonimów dla każdego słowa. Także dla tego. Noż nierządnica jego mać!
Oj! Tak nie da się chodzić. Z czego praktycznie nagi facet może wyprodukować coś zastępującego buty? Ze skóry upolowanego zwierzęcia. No tak, tylko środek miasta to nie najlepszy teren łowiecki. A poza tym, garbowanie chyba wymaga wiele czasu… Inne opcje? Słowianie wyplatali kapcie z łyka. Do kurtyzany nędzy! Przecież uczył się o ludziach zamieszkujących te tereny przed tysiącem lat, a później jeszcze czytał mnóstwo opowiadań na ten temat! Dlaczego nie pamięta tak istotnych rzeczy? Jedyne, co kojarzyło mu się z hasłem „łyko” to gumowata pieczeń wołowa… Ale chyba nie to wykorzystywali proto-szewcy. Co to jest, do damy lekkich obyczajów?!
„Czy myślałeś to do mnie? Łyko – żywa tkanka roślinna niejednorodna, wchodząca w skład zespołu tkanek przewodzących, pełniących funkcję przewodzącą w roślinach naczyniowych. Łyko przewodzi produkty fotosyntezy, czyli związki organiczne. Ze względu na pochodzenie wyróżnia się łyko pierwotne i łyko wtórne. Źródło: Wikipedia. Potrzebujesz bardziej szczegółowej definicji?”
„Nie, dzięki, to wystarczy.”
Czyli jednak rośliny, nie zwierzęta. No i dobrze, łatwiej będzie znaleźć materiał. Czy w pobliżu znajdą się jakieś wybujałe okazy flory?
„Możesz zmienić skalę mapki, pokazać więcej szczegółów?”
„Oczywiście. Wykonuję polecenie.”
O, proszę bardzo! Park Dreszera, nawet po drodze i niedaleko. Jest szansa, że doczłapie tam, zanim zacznie znaczyć trasę krwawymi śladami.
Doczłapał. Z licznymi przerwami, z krótkim (ladaczniczo zimno!) przysiadaniem na wszystkim, co się do tego nadawało, ale dotarł. No i co? No i park jest ogrodzony… Myślałby kto, że ludzie po nocy drzewa podprowadzą… Dalej. Po drodze, owszem, drzew bez liku, ale jakoś żadne nie przypomina kapci, nawet bardzo odlegle. A jeśli Michał zacznie się szarpać z gałęziami, na pewno ktoś usłyszy i wezwie gliny. O, wreszcie wejście. Furtki dla strudzonych wędrowców powinny być co dziesięć metrów…
Niedawno przez Warszawę przeszła wichura, może i tutaj coś złamała. A jak nie, to trzeba będzie ściąć jakieś drzewko laserem.
Tirówka! Czym wysypują te ścieżki? Tłuczonym szkłem? Przecież po tym się nie da chodzić!
Jest! Niemal oderwany, usychający konar. Wycelował niby-zegarek.
– Laser! Strzelaj!
Po chwili przyszłe łapcie łupnęły o glebę. I co dalej? Gdzie to całe łyko? A, chrzanić je! Zrobi sobie podeszwy z kory. Znalazł porzucony przez dzieciarnię kawałek cegły. Zdarł z konara ładny płat kory, postawił na nim nogę, obrysował. Powtórzył manewr z drugą kończyną. Teraz wycinanie… Gotowe! I pytanie za sto punktów: jak przymocować uzyskane pół-buty do stóp? Spróbował przywiązać cienką gałązką. Bezskutecznie – łamała się na supełku, nawet ta najbardziej giętka. Wyjąć gumkę z majtek? Ryzykowne. Zresztą, barchany odeszły w zasłużony niebyt i teraz elastyczna taśma stanowiła integralną część gatek. A gdyby tak nadpruć posiadaną sztukę garderoby i wziąć nitkę? Nie wytrzyma. Trawa? Nie ta długość. Co za zdupodajkisyn wymyślił, że trawniki należy ścinać na króciutko? Ukręciłby sobie piękne powrósła, ale przecież nie z kilkucentymetrowych źdźbeł! Trzcina, sitowie? Nie w tym parku, nawet przy fontannie nic pożytecznego nie rośnie. Podobno pokrzywy mają niezłe włókna. A tu, jak na złość, żadnych chwastów, same kwiatki. Właśnie! Girlandy, albo inne wieńce. Jak baby to plotą?
Coś tam wykombinował. Pewnie każda kwiaciarka dostałaby jakiejś ciężkiej choroby na widok tworu Michała, ale do jego celu nieforemne wiązki nadawały się znakomicie.
I voilá! Wspaniałe buty, sztuk dwie. Pierwsze w życiu robione na miarę. Nie to, żeby z tego powodu były jakoś nadzwyczajnie wygodne. Ale przynajmniej izolowały od upierdliwych nierówności podłoża. Może nawet odrobineczkę termicznie. I z całą pewnością oddychały!
Podbudowany i dumny z siebie, Michał ruszył w stronę redakcji. Wyświetlana przez ojo marszruta nęciła przyjemnym błękitem. Zresztą, już jej nie potrzebował – znał tę okolicę doskonale i nie musiał nikogo pytać o drogę. Wreszcie rozwiązał bieżące problemy i mógł poświęcić chwilę na przemyślenie ostatnich wydarzeń.
„Ojo! Jakim cudem facet, który mnie zaatakował, tak zręcznie zlazł po balkonach?”
„Jego rasa wyewoluowała w epifitycznej dżungli. Dodatkowo, niektóre umiejętności, na przykład siła, szybkość i wytrzymałość zostały u agentów operacyjnych wzmocnione genetycznie.”
„Jego rasa?! Czyli naprawdę nie jest człowiekiem?”
„Nie.”
„A kim?”
„Altairczykiem.”
„Chcesz powiedzieć, że nie pochodzi z Ziemi?”
„Tak. Dobrze zrozumiałeś.”
„Czy Altairczycy to jedyna obca rasa, której przedstawiciele pojawiają się na Ziemi?”
„Nie.”
„Ile jest tych ras?”
„Brak informacji.”
„A często spotykam jakiegoś ufoludka?”
„Brak wystarczająco dokładnych informacji.”
Literat chciał spytać o latające talerze, ale powstrzymał się. Ten dialog był już dostatecznie idiotyczny. Dobrze, że rozmawiali w myślach i nikt nie mógł tego podsłuchać! Zamknęliby go u czubków, zanim sandały własnej produkcji rozpadłyby się do końca. No właśnie. Kora kruszyła się w niepokojącym tempie. Może trzeba było wyciąć trepy z drewna? Eee, nie, nie wiadomo, czy po cięciu laserem zostają drzazgi, czy nie. Sznurki z kwiatów też nie trzymały się najlepiej, chociaż ten gatunek z żółtymi płatkami radził sobie całkiem nieźle. Już niedaleko, najwyżej trzy kilometry.
Na skwerze za Woronicza wymienił zużyte girlandy, przewidująco zaopatrzył się w zapas. Powinno wystarczyć aż do redakcji.
Na Wielickiej (co mu do łba strzeliło, żeby przechodzić tak blisko komendy?!) minął patrol policyjny. Mundurowi patrzyli podejrzliwie na faceta w wianku na głowie, ale go nie zatrzymali. No i dobrze, bo już przy pytaniu o dowód osobisty musiałby użyć… ojo.
„Tak na wszelki wypadek… Masz w swoim arsenale coś, żeby powstrzymać gliniarza? Nie zranić ani zabić, tylko obezwładnić. Bo ja wiem… Pozbawić przytomności na kilka minut?”
„Zależy, jakiego policjanta.”
„Na przykład takiego, jak ci dwaj, których przed chwilą minąłem.”
„Skieruj wylot działka w ich stronę. Wystarczy. Nie, nie posiadam nic nadającego się do obezwładnienia Diademisty. Oczywiście, antymateria…”
„Diademista? Kto to taki?”
„Przedstawiciel rasy pochodzącej z Diademu.”
„Znaczy… Coś jak dżin z lampy?”
„Nie. Diadem to druga co do jasności gwiazda w Warkoczu Bereniki.”
„Aha. No tak. Jak mogłem zapomnieć! Wygłupiasz się, prawda?”
„Nie. Alfa Comae Berenices to jasnożółty karzeł…”
„Do diabła! Nie o astronomię pytam! Czy mówiłaś poważnie, że ten gliniarz jest ufoludkiem?”
„Tak, zupełnie poważnie, w trybie awaryjnym moduł humoru się nie uruchamia. Diademiści często podejmują pracę w służbach mundurowych. Doskonale odpowiada ich predyspozycjom.”
„I naprawdę nie można ich pokonać?”
„Można, na wiele sposobów. Ale ojo ma za zadanie chronić użytkownika, nie służy do walki. Diademiści to rasa bardzo silna i wytrzymała, ale mało agresywna.”
„Rozumiem. Jesteś bardziej tarczą, niż mieczem, tak?”
„Metaforycznie – można tak opisać moje zastosowanie.”
„No dobrze. Co z tym pierwszym… No, z Altairczykiem?”
„Sprecyzuj pytanie.”
„Mówiłaś, że nie zabiłaś go do końca. Będzie mnie szukał?”
„Oczywiście. Już to robi.”
– Co takiego?! I dopiero teraz to mówisz?! Tak spokojnie?!
Michał zatrzymał się z wrażenia, rozejrzał czujnie, a potem rzucił biegiem. Korze niezbyt się to spodobało.
„Zaczął cię namierzać, jeszcze zanim odzyskał zdolność ruchu. Ale skutecznie rozpraszam promienie ksi tego agenta. Czy mam zaprzestać ekranizowania?”
„Nie. Kontynuuj, proszę.”
Pisarz zwolnił do poprzedniego tempa, uspokoił się odrobinę. Zlustrował obuwie, wymienił jedną wiązkę. Do zbawczej roboty było już naprawdę niedaleko. Zbawczej? Co tam się działo? Dlaczego Altairczyk tak wypytywał o autora tekstu? Nie wyglądał na fana spragnionego autografu. Zresztą opowiadanie wcale nie przedstawiało jakiejś wyjątkowej wartości. Sci-fi, jakich wiele, sto czterdziesta druga modyfikacja staruszka Wellsa. Czasy inne, uwarunkowania się zmieniły, więc podstępni Marsjanie (czy skąd tam pochodzili bohaterowie) nie zabijali Ziemian, tylko podporządkowywali ich sobie gospodarczo. Przy okazji pojawiła się kolejna kwestia; dlaczego Jerzy tak się upierał przy tym niezbyt zajmującym tekście?
Snując jałowe rozważania, dotarł do miejsca pracy. Portier bąkał coś o nietypowej godzinie, ale klucze wydał bez problemów. Nawet nie zwrócił uwagi na siniejące dłonie ani łańcuszek okruszków kory na zmianę z listkami i płatkami kwiatów.
„Całkiem niezła ta twoja imitacja ubrania. Facet nic nie zauważył.”
„Jaki facet?”
„Portier.”
„Ten Antaresanin? W ogóle nie widział ubrania. On postrzega świat głównie zmysłem zbliżonym do ludzkiego węchu.”
„On też?!”
Michał z całą pewnością nie oczekiwał widoku, który powitał go za redakcyjnymi drzwiami.
– Maciek?! Co ty tu robisz?! – Zerknął na ojo. – O czwartej trzydzieści cztery nad ranem?
– Czekam na ciebie. Oddaj jednostkę opiekuńczą.
Redaktor prozy polskiej posłusznie sięgnął do nadgarstka. Zawahał się.
– Ściga mnie jakiś świr. Podobno mnie namierza, a to coś mu przeszkadza.
– Nie przejmuj się. Cały budynek jest zabezpieczony. Nic ci tu nie zagrozi.
Michał odpiął urządzonko, przekazał koledze.
– Dzięki, uratowałeś mi życie.
– Nie sądzisz chyba, że pozwoliłbym ci zawalić następny numer?
Kiedy tylko przestał dotykać ojo, ubrania zniknęły. Miał na sobie tylko slipki, roślinne sandały i… sporo zaschniętego błota (skąd ono się wzięło?! Przecież omijał kałuże starannie, jak jeszcze nigdy w życiu!) oraz kurzu. Mcjpr wyglądał, jakby mu to ani odrobinę nie przeszkadzało.
– Zrób sobie kawy i zapraszam do mnie. Pewnie masz kilka pytań.
W ciągu kilku minut Michał ochlapał się wodą w mikroskopijnej łazience, włożył garnitur (goła klata widoczna spod marynarki wyglądała jak łysina u elfki, ale tego problemu chwilowo nie dało się rozwiązać), zaopatrzył w przyjemnie rozgrzewający dłonie kubek aromatycznego naparu i usiadł przed ojcem redaktorem.
– Dlaczego ten Altairczyk tak chciał poznać autora tekstu?
– Bo to wszystko prawda.
– Co?! Te wszystkie bzdury o inwazji ufoludków?
– Tak, właśnie te.
– No dobrze. Skąd wiedziałeś?
– O planach Altairczyków? To prymitywy opętane obsesją. Ten sam schemat, z drobnymi tylko modyfikacjami, powtórzył się już na wielu planetach.
– Niezupełnie o to mi chodziło. To znaczy, o to też, ale przede wszystkim… – Zawahał się, milczał przez chwilę, w końcu wypalił: – No, że pod prysznicem?
– Ach, to cię gryzie. Cóż, sposób działania altairskich agentów jest powszechnie znany. W niektórych kręgach – dodał na widok miny Michała. – Ty również jesteś przewidywalny. Prawdopodobieństwo spotkania akurat w twojej łazience wynosiło grubo ponad osiemdziesiąt sześć procent.
Redaktor prozy polskiej poruszył się niespokojnie – głupio usłyszeć, że ktoś potrafi przewidzieć twoje postępowanie tak doskonale, aby prognozować, w której minucie zechcesz się wykąpać.
– Zostawmy to. Dlaczego myśmy puścili ten tekst?
– Polityka, mój drogi, galaktyczna polityka. Altairczycy zbytnio urośli w siłę. Nie można im pozwolić na podbijanie kolejnych planet. Łatwiej powstrzymać te gady teraz niż za trzysta lat.
– I mieszamy się do jakichś durnych gwiezdnych wojen?! My, Nowa Fantastyka?!
– Ależ czasopismo właśnie po to powstało.
– Żeby hamować ekspansywne obce cywilizacje?
– I aby jednoczyć sprzyjające nam rasy, wysyłać do zainteresowanych komunikaty… Pomyśl o nas jak o ambasadorach. Nie sądzisz chyba, że periodyk utrzymuje się na rynku dla garstki fascynatów lubiących bajki?
Michał wolał nie przyznawać się, że owszem, tak właśnie sądził.
– Jakie komunikaty? – spytał zrezygnowany.
– No co ty? Nie czytasz wstępniaków własnego rednacza? Czekaj, czekaj, niech się tylko Jerzy dowie…
– No czytam przecież! I nie ma tam żadnych tajnych przesłań!
Zirytowany głupawymi insynuacjami pisarz rozejrzał się po pokoju, znalazł jakiś numer sprzed pół roku, otworzył na pierwszej stronie… I nagle to zobaczył. Kolumienka rednacza nie była wierszem, nawet najbielszym, więc nie dało się tego nazwać akrostychem, ale wszystkie duże litery układały się w napis. Bełkotliwy po polsku, za to całkiem sensowny po…
– Co to za język?
– No przecież pangalaktyczny, transkrybowany na łaciński. Czy tam polski…
– Skąd ja go znam?
– Nie wygłupiaj się. Rozumiem, że miałeś emocjonującą noc, ale bez przesady. Przecież każde dziecko uczy się tego w szkole. Albo znajomość wszczepia mu się do układu nerwowego jeszcze przed wykluciem, wykiełkowaniem, wypączkowaniem czy jak tam dana rasa rozwiązuje problem rozmnażania.
Michał żywił niezachwianą pewność, że w szkole uczono go angielskiego i rosyjskiego, lecz podczas edukacji nie usłyszał ani jednego słowa w pangalaktycznym. Ale tego tematu również nie chciał rozwijać.
– A skąd Jerzy wie, co ma pisać?
– Nie żartuj. Wszyscy przecież jesteśmy świetnie wyszkolonymi agentami.
– Ja też?
Nie zdążył ugryźć się w język. W spojrzeniu Mcjpr błysnęła zapowiedź kaftana z długimi rękawami i ścian wyłożonych miękkim materiałem.
– Michał! Dobrze się czujesz? A niech mnie! Jak mogłem zapomnieć!
– O czym?
– Przecież ty jesteś z Ageny!
– Nie, z Warszawy…
– Z Ageny! A w Centaurze macie taką dziwną strategię, żeby agent działający na obcej planecie przez cały czas myślał, że na niej przyszedł na świat. Podobno wtedy lepiej wtapia się w otoczenie, nawet nieświadomie nie może się zdradzić.
– Chcesz powiedzieć, że ja wcale nie jestem człowiekiem? – Teraz redaktor prozy polskiej podejrzliwie wpatrywał się w kolegę i zastanawiał, jak niepostrzeżenie zadzwonić po pogotowie.
– Oczywiście. Rozumiem, że to dla ciebie spora niespodzianka. Czym by cię tu przekonać… O! Węch macie znakomity! Nigdy nie zwróciłeś uwagi, jak bardzo górujesz nad kumplami pod tym względem?
Owszem, to był argument.
– Zauważyłem, ale myślałem, że to normalny rozrzut. Jedni szybciej biegają, inni świetnie rysują, a ja potrafiłem poznać emocje po zapachu… To naprawdę poza ludzką skalą?
– Zdecydowanie poza. Jak myślisz, po co ludziom psy do polowania?
– Faktycznie. Czyli ja też. Czy na Ziemi żyje jakikolwiek Homo sapiens?
– Też się czasem zastanawiam…
Michał nagle coś sobie uświadomił:
– Ale skoro jestem takim wyjątkowym i cennym agentem, to dlaczego zostawiliście mnie na pastwę tego Altairczyka bez żadnego wsparcia? Chociaż ubrania mogliście podrzucić!
– Skoro ich potrzebowałeś, to dlaczego nie zadzwoniłeś?
– Dwa razy w rynnę, raz w parapet? Nie wiem jak ty, ja nie biorę telefonu pod prysznic!
– Ale przecież miałeś ojo! Przy jego pomocy mogłeś nawiązać kontakt nawet z prezydentem USA.
– Skąd mogłem o tym wiedzieć?
– Nie przeczytałeś instrukcji?! Przejąłeś zbyt wiele ziemskich zwyczajów! No dobra, koniec na dzisiaj!
– Ale mam jeszcze mnóstwo pytań!
– Niestety, wyczerpaliśmy limit znaków. Sam rozumiesz.
– Jas…
Zaraz przeczytam, ale najpierw zerknęłam na ilość znaków…
No, koleżanko, szacun! :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Dzięki, miłej lektury.
Ja też za niedługo dotrę do Twojego tekstu.
Babska logika rządzi!
Cudne. Oj, cudne.
Nie, no, cudne!
Wróżyłam co prawda już jedną wygraną, ale chyba będę musiała się z tej wróżby wycofać. Strasznie mi się… Oj, strasznie :D
A ( uwaga spojler!) te teksty w szczególności:
Opierał się wprawdzie o barierkę, ale i tak siła działająca na mięsień naramienny (o ile w ogóle nieznajomy czymś takim dysponował)
Czy chcesz zapoznać się z instrukcją obsługi?
Czyli mogę temu cholernemu supermanowi nakłaść po mordzie gołymi pięściami, licząc, że umrze ze śmiechu, zanim wyprowadzi kontratak?”
A jeśli maniak tam też trafi i na przykład zanihiluje cały budynek, to cóż… Mówi się trudno i pisze się CV.
(goła klata widoczna spod marynarki wyglądała jak łysina u elfki, ale tego problemu chwilowo nie dało się rozwiązać),
Wyjąć gumkę z majtek? Ryzykowne
„Tak, zupełnie poważnie, w trybie awaryjnym moduł humoru się nie uruchamia
I moje ulubione:
A nie, jest literatem i potrafi przytoczyć co najmniej pięć synonimów dla każdego słowa. Także dla tego. Noż nierządnica jego mać!
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Dzięki, Emelkali.
Cieszę się, że się spodobało. I to aż tyle zdań! ;-)
Babska logika rządzi!
Eeeee tam, podobało mi się więcej, ale przecież nie będę przeklejała opka do komentarza, nie?
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
No faktycznie, lepiej nie. Zwłaszcza, gdyby ktoś chciał czytać wszystkie komcie, mogłoby to okazać się upierdliwe.
Babska logika rządzi!
Mnie się też bardzo podoba. Zawsze mam opory przy komentowaniu opowiadań w konkursach, w których sam biorę udział, ale chyba muszę się ich wyzbyć, bo parę opowiadań zasłużyło sobie na ciepłe słowa. Może daruję sobie tylko w przypadkach, gdzie by tych ciepłych słów zabrakło. A więc jeszcze raz – dobrze napisane, dynamicznie, z humorem – podoba mi się i już. :)
Dzięki, Unfallu.
Miło, że przełamałeś swój opór. I że Ci się. :-)
Wyzbywaj się do reszty. Doskonale Cię rozumiem. Kiedyś nawet nie chciałam zaglądać do konkurencyjnych tekstów przed wstawieniem własnego, ale mi przeszło. Doszłam do wniosku, że Rywale zasługują na sygnał ode mnie też. Bo po ogłoszeniu wyników nikt już nie pamięta swoich pierwszych wrażeń.
Babska logika rządzi!
Świetne :D I NF naprawdę jest tu istotnym elementem akcji ;)
Dziękuję, Bellatrix.
Cóż, starałam się trzymać założeń konkursu.
Babska logika rządzi!
Tylko Alkorianka mogłaby z taka znajomością rzeczy i rzeczywistości opisać przygodę Mcjpr…
A na Ziemi pozostał jeden HS. Ja. :-)
Ech, Adam, nie masz racji. Mój szef to co prawda kosmita, ale ja jestem w 100% HS. Znaczy jest nas dwoje :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Jak dobrze się złożyło, że Was jest parka. :) Nadzieja homo sapiens!
Mnie również bardzo, bardzo się podobało. Finklo, do Twych opowiadań bez wikipedii nie podchodzę, bo za cienka jestem (tak, Ryba już mi marną edukację wypomniał, oj, wypomniał). Tak czy inaczej bardzo ciekawy tekst upichciłaś, zabawny, pełen wartkiej akcji i doskonałych perełek (mam kilka ulubionych, jak np. “zcichodajkisyn”:)), które spróbuję przyswoić, bo piękne są i warte tego, by szersze grono je poznało. Chylę czoła.
Finklo, świetny tekst. NF pełni istotną rolę w fabularnej układance, akcja ładnie miesza się z dowcipami, elementy fantastyczne są przemyślane i atrakcyjne. Jedyne co mi zgrzytnęło to zbyt długi i chyba – moim zdaniem – w ogóle niepotrzebny motyw z szukaniem substytutu obuwia w parku. Poza tym tekst jak marzenie. Gratuluję. Lecę do tematu z nominacjami.
Sorry, taki mamy klimat.
Chlapnie czasem ryba coś głupiego, niezlosliwie, to go potem na pokojach wytykają… :-) Dowcipne opowiadanie, nie rodzaju rechotnikow głośnych a bardziej z podsmiechujek podnosnych ciągłych. NF kluczowa ;-) Wielkie brawa!
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Jakże przyjemnie czyta się porządnie napisane opowiadanie. A kiedy jeszcze treść podana jest jasno i czytelnie, w dodatku okraszona przednim humorem, no to sama radość! ;-)
Martwi mnie tylko, że teraz, kiedy już wiem i tak nie będę wiedziała kim tak naprawdę są ci wszyscy wokół mnie. :-(
Gratuluję znakomitego pomysłu i takiegoż wykonania, i uprzejmie informuję, że wyjątkowo spodobało mi się zdanie: …w centrum klatki piersiowej, tam, gdzie trafiał promień, świeciła fioletowa gwiazdeczka, stopniowo przechodząca przez błękit, zieleń i żółć (tak, potrafił nazwać aż tyle kolorów, w końcu był pisarzem) aż do wiśniowej czerwieni nóg. ;-D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję za wszystkie komentarze. :-) Bardzo się cieszę, że Wam się podobało. :-)
Adamie, nie bądź taki pewien. Michał też nie wiedział, że tak naprawdę jest z Ageny.
Emelkali – to samo. To się może tylko Wam tak wydawać…
Rooms, nie przesadzaj, tym razem chyba nie władowałam tyle nauki do tekstu. A neologizmy wyszukanej wiedzy do zrozumienia nie wymagają (zwłaszcza ten, który Ci tak przypadł do gustu ;-) ). Podobno się nie znasz, ale perełki wyłapałaś. Kobiety… ;-)
Seth, aż tak się spodobało? Jak miło… Czy elementy fantastyczne atrakcyjne? Kwestia gustu… Altairczycy nie w moim typie, ale ojo niekiedy by się przydało. Szukanie butów – może to babski kaprys, ale mi by się bardzo źle chodziło na bosaka po mieście, wrześniową nocką. Ale nie wykluczam, że Wy jesteście twardzielami i jednak dalibyście radę.
Psycho – od tego ryba jest, żeby chlapała. ;-)
Życzę wszystkim ciągłego podśmiechiwania. :-)
Edit: O, widzę, że i do Rooms tekst przemówił wyjątkowo gromkim głosem. Dzięki! :-)
Babska logika rządzi!
O, i Regulatorzy się dopisała w międzyczasie. Dziękuję.
Fajnie, że sprawiłam tyle samej radości. Traktuj wszystkich tak, jak dotychczas. Bo jeśli się zorientują, że Ty wiesz, to nie odpowiadam za skutki. ;-)
Dla każdego coś miłego, fajnie, że i Ty znalazłaś coś odpowiedniego. :-)
Babska logika rządzi!
A właśnie, zapomniałem wspomnieć o zakończeniu i limicie znaków – mistrzowskie! ;)
Sorry, taki mamy klimat.
O, cieszę się, że i ten motyw przypadł do gustu. Ale sam rozumiesz, że nie mogę wywalić roślinnych sandałków. ;-)
Babska logika rządzi!
Ano, nie da rady.
Sorry, taki mamy klimat.
Właściwie nie powinienem się wtrącać, bo nie ma sensu powtarzać opinii Tych, Co Komentowali Przede Mną. Ale nie mogę odmówić sobie przyczepienia się do jednej, raczej nieistonej rzeczy – gdyby ktoś trzymał mnie za kostkę poza barierką balkonu na ósmym piętrze, to za cholerę bym nie wierzgał. To, że nie znajduję poważniejszych powodów do krytyki, świadczy jeno o jakości tekstu. Pozdrawiam!
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Dzięki, Thargone.
Hmmm, obawiam się, że masz rację i chyba też bym nie wierzgała. Spróbuję to poprawić do północy.
Babska logika rządzi!
Przecież trzymany za kostkę był humanistą – nie musiał myśleć analitycznie, lecz mógł pozwolić sobie na zwyczajnie poddanie się nieracjonalnym emocjom i odruchom. ;)
Sorry, taki mamy klimat.
Dzięki, Seth! Jeśli nie zdążę przemodelować (ten limit znaków!) to właśnie taka będzie moja linia obrony! ;-)
Babska logika rządzi!
He, he, zatem humanizm wyłącza instynkt samozachowawczy :-) Gdyby ludzkość poddana była prawom doboru naturalnego, przeżyli by tylko ścisłowcy ;-) Eee… Zaraz… On nie był człowiekiem przecie! Ech, Finkla, ale namieszalaś…
Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!
Eeee, kiedy kształtowały się instynkty, nie było jeszcze ósmych pięter. ;-p
No dobra wiem – wysokie drzewa już się trafiały. Podobno dlatego, jak człowiekowi śni się, że spada, to się obowiązkowo budzi.
Dobra, postaram się zmienić i odkręcić, nie rozpaczaj.
Edit: Wierzganie zlikwidowane!
Babska logika rządzi!
Thargone, daj spokój, powszechnie przecież wiadomo, że wszyscy jaskiniowcy byli doskonałymi matematykami. ;)
Sorry, taki mamy klimat.
Coś w tym jest… Chyba humaniści pojawili się później niż literatura, filozofia i inne takie…
Babska logika rządzi!
Rewelka:) Napisane świetnie, bohaterowie nie z tej ziemi, perełków jak mrówków…
Tylko rozterki przy splataniu łapci mnie dziwiły – że też nie kazał ojo śmietników przeskanować, albo zlokalizować kontenera pck (kurde chyba lokalny klimat mi szkodzi). Ale w końcu co to za fantasta, co nie sika pod wiatr:)
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Dzięki, Alex. :-)
Nie, mój bohater miał opór przed grzebaniem w śmietnikach. Wolał sam sobie coś zmajstrować. Poza tym… Gdybym go zmusiła do czegoś takiego, to chyba prawdopodobieństwo małego banika by wzrosło… Nie przeginajmy… ;-)
Babska logika rządzi!
Przyjemne opowiadanko okraszone subtelnym humorem.
Scena na balkonie, a potem pod wieżowcem skojarzyła mi się z Łowcą snów Kinga, gdzie Jonesy ukrywał się przed Szarym w biurze braci Tracker.
Wydaje mi się, że ten pomysł mógłby nawet zostać rozwinięty, tak żeby można było lepiej poznać losy agentów pracujących w NF. “Więcej, niż myślisz” otwierałoby, dajmy na to, cały cykl. Michał dowiaduje się, że jest tajnym agentem (trochę jak Harry Potter, który nie wiedział, że jest czarodziejem) i w kolejnej części śledzimy jego przygody ;-) Zresztą można by uknuć wielką galaktyczną intrygę, z redaktorami NF w rolach głównych : ) Oczywiście rozumiem, że opowiadanie jest samodzielną całością stworzoną na potrzeby konkursu.
Swoją drogą: faktycznie, nieźle przeczołgałaś Michała ;D Dobrze, że mu chociaż te slipki darowałaś : )
Fajny pomysł z tym zakończeniem, już rozumiem dlaczego tekst liczy równiutkie 30 tys. znaków :-)
Dzięki, Domku.
Nie lubię horrorów i od lat Kinga nie czytam (może coś tam w dzieciństwie, na zasadzie eksperymentów), więc Twój przykład nic mi nie mówi.
Oczywiście, że pomysł można rozwijać, dopisywać prequele i sequele. Negocjuj z _mc_ i Berylem, niech zrobią dogrywkę. ;-)
Tak, trochę biedak oberwał. Ale przynajmniej buty sobie zrobił.
Ano musiało wyjść równo i nie było innej opcji. ;-)
Babska logika rządzi!
Sympatyczne. Końcóweczka bardzo zabawna. :) Ale z butami rzeczywiście coś przydługawo.
Dzięki. :-)
I Ty, kobieto, przeciwko mnie? ;-) No dobrze, może faktycznie za bardzo się na ten temat rozwodziłam. Trudno, teraz już nie będę zmieniać.
Babska logika rządzi!
Mam problem z tym opowiadaniem. Trudno mi się zdecydować, co jest w nim najbardziej rewelacyjne. Pomysł, żarty, a może zakończenie. Ciężka sprawa. ;)
Obuwniczy wątek też wydał mi się trochę za długi. Choć z drugiej strony, redaktor prozy polskiej nie szewc i w czymś chodzić musi…
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Dzięki, Szyszkowy.
Faktycznie, masz poważny problem. Zastanowię się, czy powinnam Ci współczuć.
Nie, chyba jednak nie. Rzuć kostką. ;-)
No dobrze, może powinien sobie zrobić te kamaszki szybciej.
Babska logika rządzi!
Men in Black.
Bardzo fajne. Ładnie i z dużym humorem napisane :-) Mam nadzieję, że w odpowiedzi nie stwierdzisz, że miało być na poważnie i że nie wiadomo dlaczego uważam Twoje opowiadanie za zabawne ;-)
<Finkla mode: on ;-)> Ta cała akcja z butami – nielogiczna. Michał mógł nie wpaść na to, że “zegarkiem” da się zadzwonić, ale dlaczego nie pożyczył sobie drugiego samochodu? :-) ;-) <Finkla mode: off>
Skwer, Wielicka, komenda – wszystko się zgadza. Mieszkałem kiedyś w tej okolicy :-) Google Maps to potęga :-)
Dobry dowcip z limitem znaków, chociaż bardziej abstrakcyjnie absurdalny niż reszta tekstu – przez co nagle wszystko wydaje się bardziej na niby.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Jerohu, “Finkla mode” wymiata. :)
Sorry, taki mamy klimat.
Dzięki, Jerohu.
Tak, jedno ze źródeł inspiracji odgadłeś bezbłędnie. Brawo! :-)
Nie, tym razem nie miało być poważnie, humor jest zamierzony i cieszy mnie, że Czytelnicy go widzą mniej więcej tak samo jak ja. :-)
Finklo, nie czytałaś uważnie – po wpadce z glinami wolał nie ryzykować po raz drugi. Miał już wystarczająco dużo problemów. A jeszcze w okolicy ciągle mogły się kręcić radiowozy… IMO, podjął słuszną (i logiczną! ;-) ) decyzję.
Zgadza się. Nie pamiętam, ile razy oglądałam tę mapkę podczas pisania. Mapa, widok z satelity, zdjęcia i da capo… W takiej skali, w owakiej…
Limit znaków. Po raz pierwszy w życiu pisałam dialog dwóch redaktorów i nie mogłam się powstrzymać. ;-) Tak, w tym momencie absurd dostaje +10. Ale za to miałam dodatkowe wyzwanko, żeby użyć dokładnie 30 kilo znaków. :-)
Babska logika rządzi!
Jerohu, “Finkla mode” wymiata. :)
Eeee tam, podróba… ;-p
Babska logika rządzi!
NMSP :>
Może i podróba, ale chyba nie taka łatwa do odróżnienia ;-) Polemizowałbym co do sensowności tej decyzji. Ale tak naprawdę to czy ja wiem, jak by w takiej sytuacji zachował się Michał? Chyba nie jestem najlepszą do rozstrzygania tej kwestii osobą na portalu ;-)
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Tak, właściwie tylko Michał może to rozstrzygnąć. Może się wypowie, jak przeczyta.
Ja tam odróżniłam bez problemów. ;-p
Babska logika rządzi!
Adam i Emelkali, do roboty, trzeba odbudować gatunek HS!:P REWELACYJNE opowiadanie, NF nie wpleciona na siłę, zabawne fragmenty i odniesienia do rzeczywistości. Bardzo, ale to bardzo podobał mi się dialog Michała (:P) z OJO i jego, jakże naturalna niechęć do przeczytania instrukcji:)
Jako kosmita z planety Mizernych Pisarzy, znany tu jako SFUN gratuluję opowiadania i na 87,9899 % prawdopodobnego wygrania!
Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.
Dzięki, Sfunie.
Miło, że Ci się podobało, i to aż tyle elementów. Ale który dialog? Bo oni dużo ze sobą rozmawiają. ;-) Tak, dziwna rzecz z tymi instrukcjami… Nie przesądzajmy wyników, pozwólmy zadecydować _mc_ i Berylowi.
Hmmm, jeśli mąż Emelkali pochodzi z jakiejś zazdrosnej rasy, to mogą mieć poważny problem i ludzkość ma pecha. No cóż, Alkorianie to bardzo miłe istoty… ;-)
Sfunie, Sfunie… Nad autoreklamą ciągle jeszcze musisz pracować. Ale nie zniechęcaj się. ;-p
Babska logika rządzi!
Świetny tekst, Finklo, jestem pod wrażeniem:) wartka akcja, błyskotliwe dialogi, przedni humor. Cóż więcej… Mogę się jedynie dołączysz do ochów i achów poprzedników;) podobało mi się bardzo
Każdy koniec daje szansę na nowy początek...
Dziękuję, Wiwi.
Miło, że Tobie też tekst się spodobał. :-)
Babska logika rządzi!
Achy, to i w liczbie mnogiej, ale Ocha jest tu jedna i niepowtarzalna:)
Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.
:-)
Babska logika rządzi!
Przeczytałam dopiero teraz.
O butach zdecydowanie za dużo, jak dla mnie ani to zabawne, ani wiarygodne. Doceniam pomysł, miejscami fajnie zrealizowany, jednak efekt całościowy jest dla mnie… neutralny, niestety.
(Obowiązkowy niezachwycony czytelnik sztuk jeden odhaczony ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Dzięki, Jose.
Wiedziałam, że świętego Jana nie może trwać wiecznie…
Ech, co się stało z kobietami… Następnej butów zbyt wiele… ;-)
Babska logika rządzi!
To ja chyba jestem nienormalny facet, bo mi fragment z butami się podobał:)
Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.
Gender… ;-)
A potrafiłbyś upleść wianek?
Babska logika rządzi!
Wianka nie, chociaż podobno pleść potrafię całkiem nieźle:)
Często słyszę nawet komplement: “Pleciesz”
Gender? My gender is man.
Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.
Czyli tylko androny? ;-)
No. Pomysły na opowiadania masz całkiem, całkiem. :-)
Babska logika rządzi!
Ech, co się stało z kobietami… Następnej butów zbyt wiele… ;-)
bo to niemodny fason był i nie ta marka :)
Takie ładne, ekologiczne? I z kwiatkami? Po prostu nowy trend… ;-)
Babska logika rządzi!
DIY :) ale mówimy o obuwiu męskim, prawda? To kobiety nie muszą się nim emocjonować ;)
Oj tam, oj tam… Nigdzie nie było na nich napisane, że to męskie. Widocznie rozmiar nie ten. ;-)
Babska logika rządzi!
Unisex, survival style :) Faktycznie może zaczniesz trend: już było, że jedzą tylko to, co znajdą w śmietnikach, to teraz: noszą tylko samoróbki.:)
O, to, to! ;-)
Babska logika rządzi!
Dzisiaj – specjalnie dla Ciebie, Finklo – bardziej niż Cieniem, co to przemyka niezauważony, będę Burzą; coś tam pomruczę, błysnę dowcipem, może wyrządzę kilka szkód i dopiero potem zniknę.
No więc Finkli w Finkli tyle, że aż cud, że się nie przelało poza limit. Opowiadanie świetne, a zakończenie – a banuj, Berylu; prostactwem wolę się popisać, niźli niegodziwym niedomówieniem zgrzeszyć wobec koleżanki – wręcz zakurwiste w swojej przewrotnej doskonałości. Od bardzo, bardzo dawna nie widziałem czegoś równie trafionego i zabawnego. Po prostu miazga.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Dzięki, Burzo. A gdzie te szkody?
O, aż tak się zakończenie spodobało? Fiu-fiu… Miło mi. :-) Nie mogło się przelać. Finklowatość wfinklonej Finkli pilnowała. ;-) No to już mamy dwoje kandydatów na bana. Ale ja liczę, że jeśli oberwę po łapach, to raczej od _mc_. :-)
Babska logika rządzi!
Ale ja liczę, że jeśli oberwę po łapach, to raczej od _mc_. :-)
Ach, więc marzy Ci się kolejne piórko? Słusznie, słusznie. Tradycyjnie nie wtrącam się między opowiadania a ich upierzenie, ale będę bardzo, ale to bardzo zdziwiony – i rozczarowany – jeśli za coś takiego Organy Uprawnione nie przyozdobią Ci kuperka kolejną – co najmniej – brązową lotką. Swoją drogą, jak rozwija się kariera srebrnego piórka? Skrobiesz tam co aby na tę Fantastykę?
Szkody, moja droga, są – gdybyś tylko zobaczyła jak w tej chwili wygląda mój mózg… Dość powiedzieć, że dalej stoi w poprzek.
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Przy piórku się nie upieram i nie zamierzam nic Uprawnionym Organom narzucać ani sugerować.
Jeśli oberwę, to od _mc_, bo to jego obsmarowałam i puściłam nawet nie w skarpetkach. A przeczytać powinien niezależnie od decyzji Loży, bo juroruje w konkursie.
Cosik naskrobałam i posłałam _mc_.
Ojojoj, to Ty świat przez ucho oglądasz? Przerąbane… Czytnij jakiś normalny tekst, może wróci…
Babska logika rządzi!
Ach, w ten sposób… Jakoś nie przyglądałem się za bardzo temu konkursowi – nie było jak ani kiedy. I nie martwiłbym się _mc_. Ja, na miejscu Pana Redaktora byłbym zachwycony, ba! – wniebowzięty. A na Twoim martwiłbym się raczej Mcjpr. A z drugiej strony z całego serca życzę i Tobie i jemu, by i on miał sposobność przeczytać ten tekst. Sobie natomiast życzę wejścia w posiadanie kompleksowej wiedzy, co też z tego wszystkiego wynikło.
Natomiast jeśli chodzi o piórka i Majestaty, to sugestie już padły – choćby z mojej strony – a narzucanie się raczej nie będzie konieczne.
Co do mojego mózgu, to czytanki, nawet z nurtu filozoficznego, raczej nie pomogą, jako że sam wciąż skrobię i skrobię. A – jak zapewne wiesz lub się domyślasz – moje skrobanie raczej nie służy stabilizacji umysłowej; ani postronnych ofiar, które zmuszam do czytania, ani tym bardziej mojej.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Może mieć inne poczucie humoru. No nic, pożyjemy, zobaczymy. A Mcjpr już mnie nie strasz. Temu tylko zabrałam “zegarek” a i to raptem na kilkanaście godzin. ;-) Sposobność ma. Czy z niej skorzysta, nie od nas zależy.
A tak, liczne sugestie padły. Wszystkim nominującym bardzo dziękuję. I cieszę się, że aż tak Wam się spodobało. :-)
Co do mózgu – przecież od razu zalecałam czytanie. Normalnych tekstów… ;-)
Babska logika rządzi!
_mc_. musiałby w ogóle nie mieć poczucia humoru, żeby zdjąć pasa i przełożyć Cię przez kolano. Zresztą nawet jeśli faktycznie nie ma poczucia humoru, to wszak nie brak mu rozumu i raczej nie zdradzi się z tym defektem publicznie. Ergo – jest skazany na zakochanie się w Twoim opowiadaniu i przyznanie do tego uczucia na forum całej Fantastyki. (No, bardziej Ci już chyba nie pomogę ;).
Czytam normalne teksty – Cobena w tej chwili – ale kim jest taki Harlan wobec mnie? (Buahahahaha!)
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Żeby zrobić to, co proponujesz, to trzeba mieć braki raczej w instynkcie samozachowawczym niż w poczuciu humoru.
Dzięki bardzo, faktycznie, już głośniej chyba się nie da wyrazić poparcia. :-)
No tak. Marność nad marnościami, a wszystko to marność… ;-)
Babska logika rządzi!
Być może jako opowiadanie konkursowe tekst się sprawdzi, być może nawet wygra zawody. Ale tak obok tego wszystkiego to mam podobne zdanie do jose. Ani się ubawiłem, ani się jakoś specjalnie wkręciłem. Przeczytałem bez bólu, ale nic ponad to.
Pozdrawiam
Mastiff
OK, dziękuję za opinię. Dobrze, że chociaż nie bolało. :-)
Babska logika rządzi!
Nie mam czasu czytać komentarzy, więc mogę się powtórzyć:
Najpierw włączył ogrzewanie. Od razu poczuł się lepiej. -
Mój to najpierw dmucha zimnym, dopóki silnik się nie rozgrzeje. Od razu to ja się czuję gorzej :) Bo wieje zimnym.
rozjechałem go dziesięcioma samochodami i długo nie wstanie -
48 minut to niezbyt długo. Zanim zadzwoni do żony to ludek już będzie na nogach.
Nie rozumiem też jak MC mógł być agentem i jednocześnie o tym nie wiedzieć.
Motyw z butami i dialogi z ojo rozciągają opowiadanie, zastanawiam się więc, czy są tu tylko po to, żeby dobić do limitu znaków. Agata wykorzystała motyw liczenia znaków tu. Nie był to więc dla mnie taki świeży pomysł.
https://www.martakrajewska.eu
Dzięki, Krajemar.
Ogrzewanie w samochodzie. Masz rację. Po zakończeniu konkursu zmienię. Albo i nie – tu sytuacja była nietypowa, najpierw uruchomił się silnik, potem człowiek wsiadł do środka. Długo trwa ta rozgrzewka?
48 minut. Tak, zanim zadzwoni, to… Ale myślał, jak brzmiałby aktualny komunikat, a nie po dotarciu do telefonu (i pewnie poczekaniu, aż żona wstanie, a bajzel pod blokiem trochę się uspokoi).
Nieświadomy niczego agent. Hmmm. Tam był tag “absurd”. Nie znamy technologii, którą dysponują Ageńczycy. Może zainfekowali człowieka programem, dali mu system wartości zapewniający, że będzie w przyszłości podejmował właściwe decyzje? Albo, korzystając z jakiejś operacji mózgu, wszczepili biologiczny komputerek, o którym nikt nic nie wie, ale który popycha nosiciela w odpowiednim kierunku? A może hodują półświadome byty duchowe zamiast piesków i jednemu z nich kazali opętać ludzkiego niemowlaka? Albo zrobiła to jakaś okrojona wersja ageńskiego pierwowzoru? Możliwości mnóstwo. Grunt, żeby agent kierował się określoną funkcją celu. Nie musi jej sobie uświadamiać. Tak, jak człowiek nie musi znać biochemii ani ilości kalorii na talerzu, żeby lubić słodycze i tłuszcze. ;-)
Limit znaków. Można twierdzić, że każde słowo jest tu po to, żeby limit znaków się zgadzał. Gdyby nie to, umieściłabym w tekście coś innego. Wyliczanka “O! Ten jest kosmitą! I ten też!” wydawała mi się nudna i mogłaby przedwcześnie zasugerować końcówkę. Możesz nie wierzyć, ale pomysł z butami był pierwszy (i zrodzony pod wpływem Twojego opowiadania!) niż celowanie dokładnie w limit. Pomyślałam o tym, bo nie cierpię chodzić boso i ja w takiej głupiej sytuacji próbowałabym zmajstrować sobie jakieś obuwie.
Nie upieram się, że nikt wcześniej nie wpadł na te pomysły. Są i opowiadania liczące dokładnie ileś tam znaków, i wtrącenia z rzeczywistości twórcy do dzieła; “Przecież główny bohater nie może umrzeć w drugim akcie” (czy jakoś tak). A tekst Twojej siostry kiedyś czytałam. :-)
Babska logika rządzi!
A, te nieszczęsne buty :) Cieszę się, że przydały się na coś dobrego.
Przy okazji – wszyscy widzą? Zainspirowałam Finklę ;p
Tekst Agaty… Obie (i Ty i ja) zarejestrowałyśmy się w odstępie chyba tygodnia, wiesz? W czasie Fantastów 2013 mało się znałyśmy. W ogóle, teraz Fantaści wyglądaliby inaczej. Wciąż czekam na ogłoszenie tegorocznej edycji.
https://www.martakrajewska.eu
Wciąż czekam na ogłoszenie tegorocznej edycji.
No chwila, no… ;)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Krajemar, w przyrodzie nic nie ginie… Pewnie Finkla zainspiruje kogoś innego… Może nawet ta karma kiedyś wróci do Ciebie w jakiejś niemożliwej obecnie do przewidzenia postaci.
Wiedziałam, że jakoś w pobliżu, nie myślałam, że to tylko tydzień.
Fantaści. Ech… Wtedy nie wzięłam udziału, bo się zbyt słabo orientowałam w Użytkownikach. Też czekam na drugą rundę. :-)
Berylu, a Ty nie offtopuj (zapewne wbrew woli i z niechęcią, bo wiem, że tego nie znosisz), tylko się wypowiedz o tekście.
Babska logika rządzi!
W ogóle! jak tak spojrzeć, to Ty jesteś srebrnopióra i zostałaś przyjęta do Loży. Ja również sobie jakoś radzę.
Zrobiłyśmy karierę jak się patrzy :D
Ale dobra, już nie offtopuję.
https://www.martakrajewska.eu
Finklo, patrz wątek Loży. Tam masz moje jedyne zdanie o tekście na jakie sobie pozwolę przed ogłoszeniem wyników konkursu.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Krajemar, taaaak to był dobry okres na rejestrację. A Ty masz złoto. :-)
Ależ możesz offtopować, jeśli chcesz. To o Beryla się troszczę, żeby nie robił nic na siłę. ;-p
Berylu, dobra, to już lecę obejrzeć, coś tam nasmarował.
Chociaż właściwie nie rozumiem, dlaczego nie chcesz się wypowiadać o tekstach. Przecież termin już minął, nikt chyba nie zacznie zmieniać swojego opowiadania, jeśli gdzie indziej przeczyta, jaki pomysł przypadł jurorom do gustu…
Babska logika rządzi!
Wolałbym, żeby wyniki pozostały nieznane do czasu… ich ogłoszenia.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
OK, jak tam sobie jurorzy chcą…
Babska logika rządzi!
Właśnie tak chcą! Trzymanie w niepewności jest fajniejsze od wyłożenia kawy na ławę przed oficjalnym werdyktem.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Byleby kiedyś to wyłożenie nastąpiło… Napisałeś już komcie do konkursu japońskiego? ;-p
Babska logika rządzi!
A nie napisałem?
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Pod moim nie.
Babska logika rządzi!
Napisałem komentarz z opiniami w wątku z ogłoszeniem wyników.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
No właśnie. A to nie to samo. :-)
Babska logika rządzi!
Coś mi się wydaje, że ktoś tutaj próbował być złośliwy i mu nie wyszło… ; )
Spoko, jutro przekopiuję Ci komentarz z ogłoszenia pod Twój tekst. A teraz idę spać – dobranoc!
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Ciekawe, kto to… Naprawdę chciało Ci się wyzłośliwiać? ;-)
No to czekam z niecierpliwością. Kolorowych snów. :-)
Babska logika rządzi!
Pomysł kojarzący się wybitnie z Facetami w Czerni i prawdę mówiąc w tej, nowofantastycznej, konwencji wcale jakoś lepiej nie wygląda. Chociaż pointa sugerująca, że właściwie już każdy jest kosmitą, całkiem niezła. Największą, niewybaczalną wadą tego opowiadania jest jego rozciągnięcie, które ewidentnie czuć, bardzo nudzi i irytuje. Tekst zaczął się obiecująco, pierwsza scena fajna, potem było coraz gorzej, bo nudno, a końcówka tego nie nadrobiła. Fajny pomysł z tym dobiciem co do znaku do limitu, ale jeżeli odbyło się to takim kosztem, to ja zdecydowanie mówię: nie było warto.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Dzięki. :-)
Tak, zgadza się – “Faceci…” to jedno ze źródeł inspiracji.
Rozciągnięcie, powiadasz? No, trudno.
Dobra, są wyniki, to w wolnej chwili przejrzę tekst i pousuwam drobiazgi, które wcześniej wpadły mi w oko.
Babska logika rządzi!
Zaiste ciekawy mają tam widok z balkonu. ;) A kojarzysz może lemowskiego “Wucha”?
Znowu antymateria… Jakaś ukryta filia?
Urzekł mnie moment kulminacyjny – ale dlaczego nie zapytałeś? :D Najciemniej pod latarnią!
Jeśli miałbym się czepiać, bohater wydawał mi się momentami zbyt kumaty. Wiele rzeczy jest dla niego nowe, przydałoby się czasem jakaś bardziej znacząca dezorientacja.
Ale Ty lepiej powiedz, na czym rośnie epifityczna dżungla? Istotą epifitów jest rośnięcie na drzewach, gałęziach, kablach telefonicznych.
“Jas…” – czyżby limit znaków?
Tacy trochę faceci w czerni. W ogóle rozważanie tego typu były mi bardzo bliskie w latach młodzieńczych, kiedy to zastanawiałem się czy aby na pewno nie jestem kosmitą i kiedy w końcu po mnie przylecą, bo chcę do domu. :D
Ten tekst uczy nas, że czasem warto jednak przeczytać instrukcję. 5/6.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Dzięki, Arhizie. :-)
A tam, parking, jakich wiele. ;-)
Od razu filia… Antymateria to świetna broń jest. Niesamowita koncentracja energii. :-)
Bohater kumaty, bo ma ojo. A zresztą, przecież jurorował w tym konkursie, nie mogłam z niego zrobić głąba. Wystarczyło, że poganiałam w gatkach po mieście.
Epifityczna dżungla rośnie na drzewach. Jeśli jakaś rasa tam wyewoluowała, to musi naprawdę świetnie sobie radzić ze wspinaczką, prawda?
Tak, wyczerpałam limit znaków, więc panowie nie mogli dłużej gadać.
I zgadza się – trochę inspirowałam się “Facetami w czerni”.
I jak ci Twoi krajanie przylecieli w końcu? ;-)
Instrukcje mogą się przydać, nie przeczę.
Babska logika rządzi!
Jak widzisz, krajanie chyba stoją w korku, czy coś…
Myślałem, że ta Twoja dżungla to błąd, a tutaj proszę. Ale obawiam się, że może rosnąc co najwyżej na drzewopodobnych grzybach, drzewa-podstawy umarłyby z braku światła.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Czekają, aż Seledynek da im zielone światło?
A skąd wiesz, jak tam u nich świat wygląda? Może te “roślinki” na dole czerpią energię geotermalną? Albo tylko one mają dostęp do wody, którą wymieniają z symbiontami na cukier?
Babska logika rządzi!
Ale to wtedy byłyby właśnie grzyby. :D
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Hmmm. Właściwie, to nie wiem dokładnie, jakim cudem grzyby rosną.
Babska logika rządzi!
Takim samym jak my. W końcu to nasza dalsza rodzina, nie to co te obce rośliny. ;D
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Kiedy chodziłam do szkoły, jeszcze wrzucano je do tego nie-naszego królestwa. Zwierzątka rosną, bo zjadają inne zwierzątka, rośliny i grzyby. Rośliny fotosyntetyzują. A grzyby czekają na deszcz, a potem rosną…
Babska logika rządzi!
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki, Anet. :-)
Babska logika rządzi!
Faaaaajnie się czytało z uśmiechem. :-) Polecam
Dzięęęęki, Koalo. :-)
Dobry uśmiech nie jest zły. ;-)
Babska logika rządzi!