- Opowiadanie: Hasz - Być sobą

Być sobą

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Bellatrix

Oceny

Być sobą

Na prawo i lewo ciągle słyszałem: – „Bądź sobą”, „Rób po swojemu”, itp, itd. Tak tego dużo było ostatnio, że w końcu i do mnie dotarło przebijając do mojego zakutego łba. Zacząłem myśleć. Zwykle tego nie robię, bo męczące, ale tym razem zrobiłem wyjątek. Mając nadzieję, że wszystko się uprości, rozbiłem problem na elementy pierwsze. Wtedy dopiero się zaczęło – pełna schizofrenia!

Bo być sobą to znaczy kim? Robić rzeczy po swojemu, to znaczy dokładnie jak?

– – -

Zwykle nie myślę, bo to działa na mnie jak narkotyk – jak już zacznę, to nie umiem przestać.

Myślałem dalej.

Jak mam być sobą to znaczy, że sobą nie jestem. Tak dużo mądrych ludzi mi to powtarza, że uznałem to za fakt.

Jestem nie sobą!

Popatrzyłem na siebie w lustrze.

Rzeczywiście. Jakby ktoś inny. Ten, ale nie ten. Może to uszy? – Przestań! – powiedziałem sobie. – Różne mądre, inteligentne osoby mówią, że nie jesteś sobą, to nie jesteś.

Jakoś przychodziło mi z trudnością, uznać to tak zupełnie, do końca.

Żeby poruszyć sprawę do przodu, zastosowałem na siebie sprytny chwyt, – Może uznaj to jakoś tymczasowo i zobaczymy co dalej. Zupełnie bez wysiłku zgodziłem się sam ze sobą. Nic dziwnego, zwykle bowiem mam takie same zdanie jak ja sam.

Czyli przyjąłem za postulat wyjściowy, że nie jestem sobą.

 

Czy całe życie dotąd spędziłem nie będąc sobą? – analizowałem problem.

Jak to? No tak! Do dzisiaj byłem nie sobą. Teraz mam być sobą. Hej, to może działa okresami. Dzisiaj jestem sobą a jutro nie. No dobrze, jeśli czasami nie jestem sobą, lub w ogóle nie byłem dotąd sobą, to pojawia się inne pytanie: – Wtedy gdy nie jestem sobą to jestem kim?

Może jestem sąsiadem? Albo co gorsza sąsiadką? – to akurat mi się niezbyt spodobało, bo jakkolwiek sąsiad jest OK, sąsiadka jest starą zołzą i sama już myśl o tym, że nią jestem wywołała w moim ciele żywy odruch protestu. Zaczęło mnie wszędzie swędzić.

Dla uspokojenia powiedziałem sobie, że może jestem i nie jestem sobą jednocześnie. Oho! Jesteśmy na dobrym tropie. – pomyślałem. Mam takie dwie części. Jedna to „Ja-który-jest-sobą” [JJS] a druga to „Ja-który-nie-jest-sobą” [JNJS].

 

Czyli tak naprawdę to jest nas dwóch: JJS i JNJS. Hej, to doskonałe rozwiazanie. Mamy ekipę. Ucieszyłem się. Dwóch to już grupa, po pierwsze, poczułem się raźniej, a po drugie, silniejszy. To jest moc myśli – pomyślałem. Przed chwilą byłem samotny, a teraz, hop, siup i już się rozmnożyłem.

Poczułem się naprawdę świetnie. Może to działa dalej? Bo, jeśli jest JJS i JNJS, czyli (bo już z podniecenia zapomniałem co znaczą te skróty) „Ja-który-jest-sobą” i „Ja-który-nie-jest-sobą”, to może jest jakieś trzecie ja, które to wszystko obserwuje. Tak, to tak musi być, bo przecież właśnie to poczułem i zaobserwowałem.

Czyli jest nas trzech. Dwaj dotychczasowi i ten, który to wszystko widzi, komentuje i zwija się chwilami w kłębek ze śmiechu.

 

Uff! Sięgnąłem po papierosa.

Cholera, zapomniałem, że rzuciłem palenie trzydzieści lat temu.

 

Moja myśl pochłaniała mnie i rozwijała się w zawrotnym tempie. Zupełnie zrozumiałe, bo już nie myślałem jako jednostka, było nas trzech. Skoncentrowani, w fazie, myśleliśmy jednocześnie i nasze myślenie wzrastało w postępie logarytmicznym.

Okazało się, że wymyślony przeze mnie obserwator całego procesu, może mieć drugiego obserwatora, który go też obserwuje, a ten z kolei następnego i tak do nieskończoności.

To trudne zadanie widzieć siebie jako nieskończoną hierarchię obserwujących siebie obserwatorów, ale nie na darmo miałem po swojej stronie nie tylko armię „Ja” kolejnych stopni wspomagających moje myślenie z rosnącą siłą, ale i długoletnie studia filozofii Wschodu, psychologii i innych dziwnych rzeczy.

Okkkkej! – zakrzyknąłem z zachwytem. Zatem jest nas nieskończona ilość i wszyscy wszystkich obserwujemy. Każdy widzi wszystkich pozostałych. Hurrah! To dopiero MOC!

Poczułem wdzięczność dla tych wszystkich osób, które mówiły mi, że mam „Być sobą”.

Jeśli takie są skutki, to sprawa warta świeczki. Zacząłem szukać książeczki czekowej, żeby wysłać im wszystkie pieniądze. Nie było tego wiele, ale wiedziałem, że zasłużyli na każdy grosz jaki mam i nawet na więcej.

Hola, hola! – Poczekaj chwilę, – powiedziałem do siebie. Nie to, że wtrąciło się moje skąpstwo, bo jestem raczej szczodrobliwy z natury, ale proces myślenia nie dobiegł jeszcze do ostatecznych konkluzji i rozwijał się z rosnacą szybkością.

Stanął przede mną nie tylko nieskończony szereg obserwatorów, ale w pewnym momencie siła i moc sprzęgniętych mózgów osiągnęła takie natężenie, że poczułem się tak potężnie, że aż nieludzko.

A Kosmici? Czemu mam wykluczać ze mnie nieskończoną ilość cywilizacji gwiezdnych? Samo pytanie, jego ogromna moc, sprawiła, że włączyły się dopalacze.

Jestem coachem, znam moc pytań, ale to czego doznawałem było nieporównywalne z niczym. Czułem, że do mojego procesu myślowego włączyły się nieznane cywilizacje żyjące na peryferiach mnogich Galaktyk i za chwilę całego Kosmosu. To już nie była moc. To był jakiś Super-Hiper-Giga-Meta ogromny wir wsysający w siebie i znane, i nieznane.

 

Szczególnie nieznane zaczęło się mnożyć z zastraszającą szybkością.

Dotychczasowe poczucie orientacji rozpuściło się i stanąłem w centrum Świata. Unosiłem się nad Wszystkim czując nieskończoną Moc i patrząc w jej mrok.

I powiedziałem: – „Niech stanie się Światłość!”

I stała się Światłość.

 

Szpitalny psychiatra zapalił żarówkę, wchodząc do pokoju. – Wypuścimy Pana jutro. – powiedział. – Ale proszę mi obiecać, że już nie będzie się pan zajmował tematem „bycia sobą”, bo następnym razem może się dla Pana skończyć jeszcze gorzej.

Obiecałem.

Wychodząc ze szpitala przejrzałem się w witrynie. Byłem sobą. Od samego początku.

Było tak jak powiedział lekarz. – Zawsze jest Pan sobą. – powiedział.

Odetchnąłem z ulgą. Świat nabrał zwyczajnych wymiarów, wiał jesienny wiatr, pachniało mokrymi liśćmi. Psie kupy świeciły wilgocią na chodnikach.

 

Zbliżałem się do domu. Będzie miły wieczór. Żona, dzieci, telewizja. Normalka.

W przydrożnym kiosku zwróciła moją uwagę okładka jakiegoś magazynu. Przeczytałem urywek tekstu: – „… możesz się zmienić tylko wtedy, gdy sam siebie zaakceptujesz.”

– To ja sam siebie nie akceptuję? – pomyślałem. – Jak to możliwe? – To kogo ja akceptuję? – Sąsiadkę?

Szybko zacząłem akceptować wszystkich i wszystko, znienacka spęczniałem, przybrałem na wadze. Siła tego procesu powaliła mnie na ziemię.

Stoczyłem się do przydrożnego rowu. Wyciągnąłem smartfona, napisałem powyższą wiadomość. Błagam pomóżcie. Nie mam już siły się ruszać. Mój adres …………

Koniec

Komentarze

Na prawdę zabawne! I inteligentne!

Świetna drwina z chorego systemu jaki próbują sprzedawać nam różne media.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Wbrew pozorom, pomysł nie nowy. Freud, Ego, Super Ego, Id, analiza transakcyjna… – żeby nie szukać daleko. IMO, można było ten cukierek opakować w bardziej efektowne sreberko. Pomysł był. Za to plus. Pzdr.

...always look on the bright side of life ; )

Genialne :) Świetnie skonstruowałeś wywód bohatera. Opisy jego emocji zaprezentowe zostały w przystępny sposób, co sprawia, że łatwo jest wczuć się w tekst. Drobne błędy: zbędny ogonek w "poczułęm" (chwilę później ten wyraz się powtarza), literówka w wyrazie "galaltyk" i wykrzyknik obok kropki po "MOC".

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tekst z jakimś pomysłem. Trochę gorzej z wykonaniem, ale nie jest beznadziejnie.

Zwykle tego nie robię, bo męczące, ale tym razem zrobiłem wyjątek.

Powtórzenie.

po pierwsze poczułęm się raźniej a po drugie poczułem się silniejszy.

Literówka, o której już wspominał Wicked i brak przecinków po pierwszym, drugim i raźniej. W ogóle nad interpunkcją warto jeszcze popracować.

Babska logika rządzi!

Ogólnie: uwielbiam Was wszystkich szczególnie tych co lubią mój tekst i pomysł – bo płynie on z serca i z inspiracji. Niewątpliwie macie rację sierdząc się na przecinki, ogonki i inne pierdułki, ale … – przemilczę. Filkla moja droga kobieto z miasta Łodzi (które uwielbiam). Wyobraź sobie, że uwielbiam powtórzenia i stanowią one część mojego stylu. Nie wiem co Cię w tym razi. Wiem, że kobiety lubią zmianę, ale ja najchętniej przechadzałbym się codziennie po tej samej trasie. Ale lubię Twój ton grzeczny, rzeczowy i pełen przekonania o własnej racji ;) . Całuski w łuski.

Aaaa, bo widzisz – zwykle powtórzenia wydają się świadczyć, że ktoś nie znalazł synonimu (chociaż powinien), więc mamy jakieś niedociągnięcie warsztatowe. Ale jeśli robisz to celowo, to w porządku, cofam zarzut.

Hej, łuski to ma PsychoFish, a nie ja. ;-)

Babska logika rządzi!

Podobało mi się, pomysł jest i to całkiem sensowny i na czasie. Prywatnie zawsze irytowała mnie lecąca czasem w radiu piosenka o ‘ambitnym’ tekście ‘chcemy być sobą’ więc dodatkowy plusik :p

Przeczytałem z bardzo umiarkowanym zainteresowaniem. Problem identyfikacji własnego istnienia i freudowskie dylematy są znane i temat jest zdarty jak podeszwy listonosza. I gdzie tu science fiction? Pozdrawiam rozczarowany lekturą.

Gdzieś tam brakuje paru przecinków, zwłaszcza przed “-ąc”. Poza tym fajny tekst. Do przemyślenia, do uśmiechnięcia się. Podaje czytelnikowi ciekawy temat w kolorowym pudełku i nie jest moralizatorskie w sposób oczywisty, co jest dużym plusem.

Interesujący tekścik. Najbardziej spodobała mi się końcówka. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Liczę się z tym Haszu, że chyba mnie nie polubisz, bo we mnie Twój tekst nie wywołał żadnych  żywszych odczuć. No, może poza wrażeniem bicia piany. ;-(

 

Tak tego dużo było ostat­nio, że w końcu i do mnie do­tar­ło prze­bi­ja­jąc do mo­je­go za­ku­te­go łba. – Drugi zaimek zbędny. Skoro dotarło do bohatera, to nie mogło do cudzego łba. ;-)

 

Nic dziw­ne­go, zwy­kle bo­wiem mam takie same zda­nie jak ja sam.Nic dziw­ne­go, zwy­kle bo­wiem mam takie samo zda­nie jak ja sam.

 

Czyli przy­ją­łem za po­stu­lat wyj­ścio­wy, że nie je­stem sobą. – Raczej: Czyli przy­ją­łem założenie wyj­ścio­we, że nie je­stem sobą.

 

Moja myśl po­chła­nia­ła mnie i roz­wi­ja­ła się w za­wrot­nym tem­pie. Zu­peł­nie zro­zu­mia­łe, bo już nie my­śla­łem jako jed­nost­ka, było nas trzech. Skon­cen­tro­wa­ni, w fazie, my­śle­li­śmy jed­no­cze­śnie i nasze my­śle­nie wzra­sta­ło w po­stę­pie lo­ga­ryt­micz­nym. Oka­za­ło się, że wy­my­ślo­ny prze­ze mnie ob­ser­wa­tor… – Czy to celowe powtórzenia?

 

…nie do­biegł jesz­cze do osta­tecz­nych kon­klu­zji i roz­wi­jał się z ro­sna­cą szyb­ko­ścią. – Literówka.

 

…na­stęp­nym razem może się dla Pana skoń­czyć jesz­cze go­rzej. – …na­stęp­nym razem może się dla pana skoń­czyć jesz­cze go­rzej.

 Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Było tak jak po­wie­dział le­karz. – Za­wsze jest Pan sobą.po­wie­dział. – Wolałabym: Było tak, jak po­wie­dział le­karz: – Za­wsze jest pan sobą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy:

Dziękuję za szczegółowe uwagi. Po części tylko się z nimi zgadzam

 

Tak tego dużo było ostatnio, że w końcu i do mnie dotarło przebijając do mojego zakutego łba. – Drugi zaimek zbędny. Skoro dotarło do bohatera, to nie mogło do cudzego łba. ;-)

 

=> Zbędny, ale jak dla kogo. Bohater zajmuje się mocno sam sobą – nic dziwnego że powtarza zaimki.

 

Nic dziwnego, zwykle bowiem mam takie same zdanie jak ja sam.Nic dziwnego, zwykle bowiem mam takie samo zdanie jak ja sam.

 

=> Racja. To przeoczenie.

 

Czyli przyjąłem za postulat wyjściowy, że nie jestem sobą. – Raczej: Czyli przyjąłem założenie wyjściowe, że nie jestem sobą.

=> postulat w logice “teza przyjmowana bez dowodu jako aksjomat” – czyli użyte zupełnie poprawnie – proszę wyjść poza słownikowe pierwsze znaczenie.

 

Moja myśl pochłaniała mnie i rozwijała się w zawrotnym tempie. Zupełnie zrozumiałe, bo już nie myślałem jako jednostka, było nas trzech. Skoncentrowani, w fazie, myśleliśmy jednocześnie i nasze myślenie wzrastało w postępie logarytmicznym. Okazało się, że wymyślony przeze mnie obserwator… – Czy to celowe powtórzenia?

 

=> to wszystko celowe. Bohater jest egomaniakiem.

 

Literówki pomijam milczeniem. Ciekawym skąd ten brak żywszych uczuć. Nie było nawet irytacji tylko wnikliwe, chłodne oko księgowego-korektora?

Haszu, to Twoje opowiadanie i wyłącznie Ty decydujesz jakimi słowami będzie napisane.

 

Byłam przekonana, że czytelnik, po zakończeniu lektury, ma prawo do własnych odczuć. Choćby nawet osobliwych i zdumiewających Autora. Przykro mi, że się nie zirytowałam, ale gdybym przewiedziała, że w ten sposób mogłabym sprawić Ci przyjemność… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Oczywiście, że to moje opowiadanie i ja decyduję jak je pisać. To zbyteczne przypomnienie. I mam też prawo odpowiedzieć na Twoje uwagi.

Nie napisałem, że nie masz prawa do własnych odczuć lub ich braku. Masz i owszem wszystkie prawa świata i żadnego z nich Ci nie odbieram ani też nie daję. Nie mam takiej mocy. Ciekawym tylko skąd się to bierze. ;)

 

 

Przykro mi, że mój post poirytował Cię zbędną wiadomością, ale jednocześnie cieszę się, że masz świadomość przysługujących Ci praw i w pełni z nich korzystasz. ;-)

Miło, że zostawiasz mnie z tym co miałam i choć wiem, że niczego nie dostanę, to mam pewność, że nic nie będzie mi zabrane. ;-)

Ja też żałuję, że nie masz takiej mocy, ale, niestety, w tej sprawie nie mogę pomóc, nie zaspokoję Twojej ciekawości – też nie wiem skąd się ją bierze. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No i tak sięśmy uprzejmie połupali.

Ja tłumacząc, że nie jestem wielbłądem (że się nie zirytowałem a ciekawym) a Ty, droga Czytelniczko uprzejmie pokazując mi plecy. ;)

Ależ ja stoję co najwyżej bokiem, profil pokazując, nie plecy. I zawsze gotowam stanąć do Autora pełną twarzą, na wprost, czyli en face. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A tak na marginesie.

W Twoim Czytelniczko zdaniu: – “Ja też żałuję że nie masz takiej mocy“ brakuje przecinka przed “że”. ;) Oj niedobrze z tą interpunkcją. ;)

 

Tekst. Można do niego podejść na dwa sposoby. Pierwszy zaprezentował ryszard, więc nie ma sensu powtarzać. Drugi to próba wniknięcia i opisania, do czego prowadzi nadmierne skupienie się na sobie. Bliższy mi jest sposób drugi, ponieważ przy takiej interpretacji znajduję w opowiadaniu elementy zabarwione przewrotnym, autoironicznym humorem.

Wykonanie nie satysfakcjonuje mnie w pełni. Powody można znaleźć w poprzedzających komentarzach.

Haszu, jeśli dzięki temu poczułeś satysfakcję, ja również się cieszę. ;-D

Dziękuję za uwagę, przecinek dopiszę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To ja też cieszę się z Twojego zadowolenia. Masz prawo dopisywać go (przecinek ) albo i nie – to Twój komentarz i Ty rządzisz zawartością. ;)

Podziękowanie przyjmuję twarzą w twarz. Zrobiłem to specjalnie dla Ciebie, żebyś miała jeszcze jeden brakujący przecinek do kolekcji.; )

Będę się opiekować kolekcją brakujących przecinków, do czasu znalezienia dla nich właściwego miejsca, we właściwym tekście. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka