- Opowiadanie: michal3 - Herezja Barallusa

Herezja Barallusa

Ciąg dalszy “Ostatniego kroku“.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Herezja Barallusa

– Zapłata za grzechy, te, tu na ziemi, musi być sprawiedliwa, bo inaczej, kiedy nadejdzie koniec świata, jak bogowie odróżnią nas, prawych, od tych przeklętych Śniących? – zapytał donośnym głosem Barallus. – Zapamiętajcie moje słowa: „Wraz ze śmiercią ostatniego Śniącego nieba nie spadną nam na głowy, nie nadejdzie żaden koniec świata, elfy nie powstaną zmarłych, a trolle czy inne stwory nie obudzą się w górskich otchłaniach, aby pourywać nasze malutkie główki i poprzegryzać je jak ząbki czosnku”. I chociaż to ja jestem uznawany za heretyka, ja jestem „złem, które panoszy się po świecie”, to jednak dopełniłem swej obietnicy. Dziś, na procesie przedostatniego Śniącego, to ja sądzę. A mnie nikt nie sądzi. Czy gdyby sprawiedliwość nie była ze mną, czy gdyby istniało boskie prawo zabijające grzesznych, to czy bym był sędzią dzisiaj? Przed wami wszystkimi? Pamiętajcie, że zabijamy tylko niegodnych! Oszczędzamy zwykłych ludzi, gdyż po co nam ich krew? Jest zupełnie niepotrzebna. Nie przyczyni się do osiągnięcia naszych celów. – Barallus uśmiecha się i spogląda na Travilusa. – Dzisiaj umrzesz. Chyba, że któryś z twoich bogów przyjdzie…

Zebrani ludzie patrzyli i czekali, cierpliwie niczym zainteresowane czymś dzieci. Ziemia się nie zatrzęsła. Niebo nadal było błękitne, przypominało spokojne morze. Ptaki świergotały wesoło.

– Twoja paplanina nie ma nic wspólnego z mową końcową. – Travilus splunął, po czym beknął donośnie. – W dupie mam wasz proces. Równie dobrze możesz przebić moje serce teraz.

Barallus zwrócił się do tłumu:

– Czy ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości co do werdyktu?

Ludzie poziomo kiwali głowami, zgodnie niczym orkiestra. Zawiał lekki wiatr. Kilka osób spojrzało ku kłębiastym chmurom, jakby oczekiwali płonących rydwanów, jednak nic takiego się nie zdarzyło. Słyszeli tylko zgrzyt stalówki. Spisywano ostatnie postanowienia procesu.

Barallus dyktował:

– Dnia trzeciego palleta 404 roku drugiej ery ja, Misjonarz Nieskalanej Góry, sędzia tego procesu, działając z mocy nadanej przez Prawo i Przeznaczenie, w obecności ludzi wolnej woli, uznaję Śniącego Travilusa za winnego następujących czynów: okłamywania Świata…

– Nie wierzysz w koniec świata?! – krzyknął Travilus. – Myślisz, że jesteśmy tak pyszni, aby manipulować przez tyle dekad?

– Wiem, że tak – odparł Barallus. Po czym podniósł ręce ku górze i przemówił równie głośno. – Wierzę, że tak! Nasz świat nie stanie w ogniu, bo wy w to wierzycie. Nic, ale to nic, się nie stanie. A nie, przepraszam, skończą się wasze podstępne gierki! Skończą się kłamstwa i gry, których nikt nie rozumie.

– „Najpierw przybędą elfy, z których kości jeno zostały” – zaczął Travilus – „potem mrok ogarnie ziemię, niczym płachta przysłaniająca wzrok”.

Zginiecie, pomyślał Travilus, wszyscy zginiecie.

– „A gdy nadzieja zniknie” – kontynuował – „nikt się nie zjawi, by pomóc”.

Kilka osób zaśmiało się z marnej jakości przepowiedni. Brakowało nawet rymów.

– To już wszystko, co masz do powiedzenia? – zapytał Misjonarz spluwając z pogardą. – Czy zaserwujesz kolejne żenujące kłamstwa?

Barallus był dobrze przygotowany do stoczenia sporu z Travilusem. Schylił się do tkanego grubą nicią worka, po czym wyjął opasłą księgę. Na jej okładce widać było żółty Księżyc i szare Słońce.

– Poznajesz?

Travilus się zawahał.

– „Zmrok Słońca” został znaleziony w waszym Klasztorze. Nigdy bym nie pomyślał, że będziecie tak głupi i go nie zniszczycie. Śmiem twierdzić, że to już ostatni egzemplarz. – podniósł wysoko, tak aby każdy widział. – Oprawiony ludzką skórą!

Travilus otarł pot z czoła.

– Tak – Na twarzy Barallusa zarysowuje się kpina ze Śniącego. – Nie spłonął…

Przyglądający się temu wszystkiemu ludzie mrużyli oczy, wyglądali przez to trochę śmiesznie. Chociaż słońce ich oślepiało, to jednak każdy wytężał wzrok. Nikt nawet nie puścił bąka w tej nieludzkiej ciszy.

Barallus prychnął z odrazą.

– Nic nie powiesz?

Travilus poczuł się złamany. Wiedział już, że przegrał.

– Ludzie, posłuchajcie, co jeszcze mam do powiedzenia! – Triumfował. – Dołożę coś jeszcze do licznych przewinień Klasztoru Tajemnicy…

Ktoś klasnął, ale zaraz przestał. Napięcia udzielało się każdemu.

– Ten proces będzie sztandarowym przykładem, jak należy postępować z kłamcami. Nasze dzieci będą się o nim uczyć z podręczników do historii współczesnej. Istnieje powiedzenie, że „każda sprawiedliwość wymaga wielkiej niesprawiedliwości”. Ktoś mógłby powiedzieć, że Śniący są… byli taką sprawiedliwością i kto wie, może mieliby rację. Jednak „Zmrok Słońca” pokazuje nam, iż u ich podstawy leży wielka niesprawiedliwość.

Z daleka, nie wiadomo dokładnie skąd, dobiegł publiczność odgłos źle nastrojonych skrzypiec.

Barallus upił trochę wina z bukłaka.

– Musicie wiedzieć ludzie, że Śniący, aby zasnąć, musi przejść skomplikowany rytuał. Zapewne wielu z was pomyślało teraz o morderstwie… – Barallus rozejrzał się po widzach. Część z nich uciekała wzrokiem. Zaśmiał się w duchu z tego faktu. – Ale nie… Nie chodzi o morderstwo, chodzi o coś zgoła odmiennego. Śniący czerpią moc…

W tym momencie Travilus przeskakuje nad ławą, omijając dwóch pilnujących go gwardzistów, i rzuca się z pięściami na Barallusa. I chociaż Śniący wygląda bardzo groźnie, to jednak Misjonarz stoi spokojnie. Po chwili słychać tylko i wyłącznie charkot, jęk i odgłos padającego na ziemię ciała.

Barallus rzucił czar.

Przedostatni Śniący leżał martwy. Ostatni spał w niewiadomym miejscu. Pozostało go tylko znaleźć i wyeliminować.

 

Nagi Barallus cofa się w myślach. O dwa lata. Kiedy to znaleźli ostatniego Śniącego. Spał nieopodal Varotten, w małej drewnianej chatce.

Dlaczego to zawsze musi być mała drewniana chatka, pomyślał Misjonarz.

Maszerując przez spaloną ziemię trzymał w rękach egzemplarz „Zmroku Słońca”, jedyną wartościową rzecz, jaka mu pozostała. Po chwili przypomniał sobie jak chciał skłamać podczas procesu Travilusa… Pomimo tego, że wiedział, iż Śniący mają rację. Wiedział, że nadejdzie koniec świata. Chciał tego. Myślał, że zapanuje nad elfami. Sprzymierzy się z nimi. Jednak nikt… ale to nikt nie mógł wejść w jakiekolwiek porozumienie z umarłymi.

Były przerażające.

Bał się ich.

Ciągle.

Każdego dnia.

Od dwóch lat.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Obawiam się, że nie zrozumiałam przesłania. Pierwsza scena nawet ciekawa, ale potem…

elfy nie powstaną zmarłych,

Coś tu nie gra.

Ludzie poziomo kiwali głowami,

A nie mogli zwyczajnie pokręcić przecząco?

 

Edit: A, zauważyłam, że to ciąg dalszy czegoś, czego nie kojarzę. Może dlatego nie załapałam.

Babska logika rządzi!

Przykro mi, Michale, bo choć drugi kawalątek da się dopasować do pierwszego, to nadal nie jestem w stanie domyśleć się, o co tu chodzi. :-(

 

„Lu­dzie po­zio­mo ki­wa­li gło­wa­mi, zgod­nie ni­czym or­kie­stra”. – Nigdy nie widziałam orkiestry, poziomo i zgodnie kiwającej głowami. ;-)

 

„Po czym pod­niósł ręce ku górze i prze­mó­wił rów­nie gło­śno”. – Masło maślane. Czy mógł podnieść ręce ku dołowi? ;-)

 

„Schy­lił się do tka­ne­go grubą nicią worka, po czym wyjął opa­słą księ­gę”.Schy­lił się do tka­ne­go z grubych nici worka, po czym wyjął opa­słą księ­gę.

 

„Opra­wio­ny ludz­ką skórą!” –  Wolałabym: Opra­wio­ny w ludz­ką skórę!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja pamiętam poprzedni opek. Wspominasz chyba o nim w ostatnim akapicie. Ten fortel podmiany śniącego i chata otoczona przez… łuczników.

 

Przyznam, że z odbiór tamtego tekstu miałem problem. Za to tutaj jakby… lepiej. Już trochę zacząłem pojmować o co chodzi z tymi śniącymi. Przepowiednia, jak to zwykle bywa, wyjaśnia dużo. Choć nadal nie wszystko jest jasne.

Odniosłem wrażenie, że fabuła, którą próbujesz nam sprzedać jest… zbyt rozbudowana, by karmić nas małymi ciasteczkami. By czytelnik pojął uniwersum musisz mu zaserwować nie przekąskę, po której zostaje tylko niedosyt, a całe ciasto. Może nie od razu olbrzymi tort, ale wypiek na tyle duży, by zapełnić nasze literackie żołądki i głód prozy!

:-)

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nazgul – toś się kulinarnie nametaforzył, fiu, fiu ;)

 

Autorze – nie rozumiem kim są Śniący, kim jest protagonista, a kim antagonista, i który jest którym. Odnoszę wrażenie, że zaprezentowany tekst jest fragmentem większej całości, toteż nie pokuszę się o ocenę.

 

Potknięcia:

 

elfy nie powstaną [ze?] zmarłych

 

– Tak [+.] – Na twarzy Barallusa zarysowuje się kpina ze Śniącego.

 

Nasze dzieci będą się o nim uczyć z podręczników do historii współczesnej

 

Dlaczego to zawsze musi być mała drewniana chatka [jakiś znak zapytania, może myślink?], pomyślał Misjonarz.

 

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Mądry fanatyk po szkodzie?

Dzięki za wszystkie komentarze.

Work smart, not hard

Nowa Fantastyka