- Opowiadanie: Samuel Bakman - Piąte piętro

Piąte piętro

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Piąte piętro

22:00-22:25

 

– Kładziesz się?

– Powoli robię się śpiący. Ale poczekam, aż wrócisz z najbliższego obchodu. Nie chcę, by obudziło mnie jakieś dzwonienie na szlabanach.

 – Jak chcesz. To jeszcze dwadzieścia minut.

Dwaj mężczyźni zaczęli wpatrywać się w zawieszone na ścianach monitory. Cztery duże ekrany podzielone były na sześćdziesiąt cztery pola. Wyświetlał się na nich obraz z kamer rozmieszczonych w całym budynku, rozjaśniając małe pomieszczenie, w którym siedzieli.

– Nuda, nic się nie dzieje o tej porze – powiedział jeden z nich, ubrany w czarny T-shirt, opinający spory brzuch. Na szyi miał zawieszony identyfikator z napisem "Dowódca".

– To może pooglądamy na szybkim podglądzie zapis z wind? – spytał jego towarzysz, drobny blondyn.

– Dobry pomysł, Janku, zawsze się jakaś akcja trafi.  

Po paru minutach przewijania filmu z minionych godzin mniejszy z mężczyzn coś zauważył.

– Jest, winda numer trzy, cofnij kawałek.

Dowódca wcisnął kilka guzików na panelu sterowania i zaczął odtwarzanie w realnym tempie.

– Elegancko.

– Popatrz, jak się jej dobrał do dupy.

– W ogóle mu się nie dziwię.

– Ale namiętny pocałunek.

– Ciekawe, czy wiedzą, że są filmowani.

– Ona na pewno wie, zobacz, uśmiechnęła się do kamery.

– Koniec podróży, czwarte piętro.

– Pewnie skoczą do WC.

– Tam już niestety kamer nie ma.

– Ale i tak było nieźle jak na windę.

– Uroki pracy w ochronie.

– No nic, czas na obchód – Janek wstał, zabrał krótkofalówkę i wyszedł.

Dowódca śledził na monitorach, jak jego kolega wchodzi do windy i jedzie na piąte piętro. Po chwili sam odszedł od ekranów i zaczął rozkładać materac. Do końca obchodu zostało jeszcze pięć minut. Nagle kątem oka zauważył, że ekrany przygasły.

– Co jest? – powiedział do siebie.

Monitory wyłączyły się i w pokoiku zapanowała ciemność.

– Marcin, zgłoś – usłyszał przez radio głos Janka.

– Jestem. Padł u nas prąd.

– Padł chyba w całym budynku, na szczęście zdążyłem wyjść z windy.

– Gdzie teraz jesteś?

– W garażach.

– To możesz przerwać obchód i wracać tutaj. I tak nie będziesz mógł otwierać drzwi, bo elektroniczny system dostępu zablokował zamki.

– Zrozumiałem, wracam.

Po dwóch minutach był w środku.

– Pamiętaj, by nie wyłazić z budynku samemu, bo nie będziesz miał jak wrócić – powiedział grubas. – Zwłaszcza, że oczywiście nie naładowałeś stacji i wkrótce stracimy łączność radiową.

– No tak, cholera. To co robimy teraz?

– Zadzwonię do serwisu technicznego. Powinni mieć dyżur.

– Przynajmniej telefon jest naładowany – drobny ochroniarz podniósł ze stołu komórkę.

Dowódca wykręcił numer. Czekał sześć sygnałów, aż ktoś podniósł słuchawkę po drugiej stronie.

– Serwis mobilny Admin.

– Cześć, Tomek. Tu Marcin Czarnecki z New Tower.

– Witaj, co się stało?

– Prąd wysiadł w całym budynku i przydałoby się, żebyś podjechał.

– Niedobrze, mam sam dyżur całą noc i właśnie jestem w trakcie pilnej naprawy w centrum.

– No to pech… Kiedy mniej więcej będziesz mógł się zjawić?

– Najwcześniej za godzinę, półtorej. Wytrzymacie?

– Damy radę. Do zobaczenia.

Rozłączył się i zaczął świecić telefonem po szufladach. W jednej z nich znalazł dwie lampki patrolowe.

– Trzymaj – podał koledze. – Ja idę spać, ty czuwaj. 

Położył się na materacu pod ścianą i przykrył kocem. Jakiś czas jeszcze widział poświatę latarki i słyszał szelest przewracanych kartek. Potem zaczął oddychać równo i głęboko.

 

 

01:15-01:40

 

Obudził go odgłos grzmotu. Spojrzał na komórkę. Kwadrans po pierwszej. Podniósł się z posłania. Na stole obok otwartej książki leżała zapalona latarka, lecz większą jasność w pomieszczeniu dawały działające znów monitory. Rozejrzał się. Janka nie było, jego radia również.

Wyszedł z kanciapy i przyłożył kartę magnetyczną do czytnika przy drzwiach. Urządzenie zareagowało podwójnym krótkim dźwiękiem, zapaliła się niebieska lampka. Dostęp został przywrócony. Marcin uchylił drzwi. Wpadł przez nie zacinający z ukosa deszcz. Niebo przeszyła błyskawica i za chwilę rozległ się dźwięk kolejnego grzmotu.

Ochroniarz wrócił do swojego pokoju i wziął krótkofalówkę.

– Janek, zgłoś.

Cisza.

– Janek!

Wciąż nic.

Podniósł telefon i wybrał numer kolegi.

– Dodzwoniłeś się do Jana Kownackiego. Niestety, nie mogę teraz odebrać. Proszę zostaw…

Czarnecki rozłączył się.

Zapalił światło. Przez dziesięć minut chodził po pokoju tam i z powrotem, co jakiś czas bezskutecznie wywołując towarzysza przez krótkofalówkę. Wreszcie sięgnął ponownie po komórkę, nacisnął parę klawiszy i przyłożył ją do ucha.

– Halo, halo, śpiąca królewno.

– Cześć Tomek. Widzę, że zapisałeś sobie w końcu nasz numer.

– Zgadza się. Jak jeszcze mogę ci pomóc?

– Czy byłeś u nas naprawić ten prąd?

– No przecież. Janek ci nie powiedział? Spałeś jak zabity. Nie budziliśmy cię.

– Sęk w tym, że Janka nie ma. Nie odpowiada, gdy wzywam go przez radio, a telefon ma wyłączony. Dawno od nas wyjechałeś?

– Będą już prawie dwie godziny. Z tą awarią w centrum uporałem się dużo szybciej, niż zakładałem i byłem u was jeszcze przed jedenastą. Janek mnie wpuścił, powiedział, że właśnie zasnąłeś. Wziąłem tylko klucze i poszedłem do rozdzielni. Główny bezpiecznik był spieprzony. Zrobiłem go w kwadrans i pojechałem.

– I Janek był tu przez cały czas?

– Był, otwierał mi szlaban jak wyjeżdżałem. Może poszedł na stację benzynową?

– Może, ale nie wydaje mi się. On w zasadzie nigdy nie opuszcza obiektu, a tym bardziej bez działającego radia lub telefonu.

– To chyba musisz to zgłosić?

– No, powinienem. Ale jak to będzie wyglądać, gdy zadzwonię do kierownika i powiem, że spałem trzy godziny, a jak się obudziłem, to nie było już agenta?

– Faktycznie, raczej odpada ta opcja.

– Ale w ostateczności będę musiał tak zrobić.

– Możesz powiedzieć, że wyszedł na obchód i straciłeś z nim kontakt.

– Mogę, ale wtedy będę musiał skłamać, że stało się to dopiero co i dlatego od razu zgłaszam. A przecież nie wiem, od kiedy tak naprawdę go nie ma.

– A nie możesz tego sprawdzić na nagraniach?

– Ba, oczywiście, świetna myśl! – ucieszył się Marcin. – Nie obrazisz się, jak zacznę przeglądać już zapis i najwyżej potem pogadamy?

– Jasne, daj znać, jak coś będziesz miał.

– Dzięki, Tomek.

– Powodzenia.

Odłożył telefon i usiadł przed panelem sterowniczym monitoringu. Wybrał kamerę wskazującą główne wejście do budynku. Przewinął obraz do godziny wpół do dwunastej. Na ekranie pojawili się Janek z Tomkiem. Palili papierosy i rozmawiali, po czym pożegnali się i Tomek poszedł w kierunku samochodu, a Janek do budynku.

Za oknem znów zagrzmiało. Deszcz uderzał mocno o szyby. Marcin włączył obraz z kamery zainstalowanej w holu. W dolnym rogu ekranu było widać drzwi do ich portierni. W samej kanciapie kamery jednak nie zainstalowano. O 23:35 blond czupryna drobnego ochroniarza pojawiła się w drzwiach wejściowych.

– No dobrze, kolego – mówił pod nosem dowódca. – Teraz przyszedłeś do mnie. Popatrzmy, kiedy znowu wyjdziesz… Jeszcze nie… Wciąż nie… – Czarnecki przewijał obraz na szybkim podglądzie. – Oho, mam cię. Wychodzisz. 23:56. Dokąd idziesz? Zaraz się dowiemy… Przełączmy kamerę. Windy. Do której wsiądziesz? Do jedynki? Nie, trójka… No to przełączamy. I jedziesz sobie w górę, na piąte piętro. Ciekawe, po co? Oczywiście nie dowiem się, bo akurat musiałeś wybrać jedyne pieprzone piętro, na którym nie działa kamera. Trudno. Poczekajmy, aż wrócisz… Cholera, coś długo ci to zajmuje. Która to już jest… Dwie po dwunastej. Dziwne. Może wróciłeś inną windą? Popatrzmy… W jedynce nic, w dwójce też nic. A co to za zakłócenia? Chrzaniona przestarzała instalacja… No, już jest dobrze. Hmm, coś mi mówi, że nic tu nie wskóram. Spróbujmy inaczej.

Gruby ochroniarz włączył obraz z kamery w podziemiach. Przewijał zapis, patrząc jednocześnie na kilka ekranów.

– Tu jesteś, ptaszku… Pięć po północy. Jak tu się znalazłeś, nie korzystając z wind? I gdzie poszedłeś dalej?

W tym momencie jego wzrok padł na sąsiadujący ekran.

– Co jest, cholera?!

Monitor obok pokazywał obszar przed windami na piątym piętrze, z kamery, która jeszcze chwilę wcześniej nie działała. Czoło dowódcy zrosiły krople potu. Na filmie widział Janka, który odwracał głowę w kierunku obiektywu. Nagle ekran na powrót zrobił się czarny. Za oknem niebo rozświetliła błyskawica, rozległ się huk pioruna. Wśród bębniącego o szyby deszczu dało się słyszeć intensywne stukanie ludzkiej dłoni.

 

 

01:40-02:10

 

Marcin poderwał się z krzesła. Podbiegł do okna, ale nie wyglądał na zewnątrz. Stał oparty o ścianę. Po chwili stukanie powtórzyło się.

– Spokojnie – zaczął mówić do siebie. – Cokolwiek to jest, nie może tu wejść, bo gdyby mogło, już by weszło. Ja jestem w środku, a to jest na zewnątrz. Ja mam broń… No właśnie.

Otworzył drzwi metalowej szafki i wyjął z niej pistolet. Odciągnął zamek i zajrzał do komory. W lufie nie było jeszcze naboju. Przeładował Glocka i głośno odetchnął.

– Od razu lepiej – powiedział i wyszedł z kanciapy, gdy stukanie rozległo się po raz trzeci.

Przełykając ślinę, Czarnecki szybko wyłonił się zza załomu ściany i z bronią gotową do strzału spojrzał przez oszklone drzwi.

Na dworze stał Janek. Był przemoczony, trząsł się. Marcin powoli opuścił broń i nacisnął klamkę. Mniejszy ochroniarz wbiegł do środka.

– Co jest, człowieku, dlaczego nie otwierasz? I co znaczy ta broń, oszalałeś?!

Zmoknięty agent zaczął ściągać ubranie. Tymczasem dowódca odłożył pistolet do szafki.

– Gdzie się podziewałeś? – odpowiedział pytaniem na pytanie, patrząc na wkładającego suchy sweter kolegę. – Próbowałem do ciebie dzwonić, wołałem cię przez radio, szukałem na kamerach…

– Byłem na stacji benzynowej. Wyszedłem niecałe pół godziny temu. Tak jakoś dziesięć po pierwszej.

– I co ty tam tyle robiłeś?

– Zamawiałem hot doga. Ale jak tylko wszedłem na stację, rozpętała się ta wielka burza. Nie bardzo się na nią przygotowałem, więc chciałem przeczekać największy atak w środku. Zresztą tak jak dwóch innych gości.

– No to chyba teraz nie jest o wiele ładniej na dworze niż przed kwadransem?

– To prawda. Ale i tak wolałem już wyjść ze stacji, bo robiło się nieciekawie. Ci dwaj kolesie, którzy byli tam ze mną, dość nieprzyjaźnie reagowali na mój uniform…

– Co robili?

– Nic konkretnego, tylko jakieś głupie odzywki i komentarze. Nie chciałem zaostrzać sytuacji, więc pobiegłem w tę ulewę.

– To po cholerę stukałeś w szybę? Możesz przecież sobie otworzyć kartą.

– Szukałem jej po ubraniu, ale nie mogłem znaleźć na szybko – tłumaczył blondyn, przebierając spodnie. W tym momencie karta wypadła na podłogę. – O, widzisz, schowała się w tylnej kieszeni. Pogoda była mocno niezachęcająca, a zobaczyłem świecące się tu światło, więc pomyślałem, że i tak nie obudzę cię pukaniem i nie powinieneś się gniewać. Ale chyba się myliłem, bo wyskoczyłeś na mnie z giwerą.

– Stary, nawet nie wiesz, jak ja tu panikowałem. Obudziłem się ze dwadzieścia minut temu, nigdzie cię nie było. Wzywałem cię przez stację.

– Na stacji byłem za daleko od bazy i nie miałem zasięgu.

– Próbowałem do ciebie dzwonić.

Janek spojrzał na swoją komórkę.

– Rozładowana…

– W końcu zadzwoniłem do Tomka. Powiedział mi, że widzieliście się tutaj, ale też nie miał pojęcia gdzie jesteś. Poradził mi, bym sprawdził zapis z kamer.

Zapadła cisza wypełniona tylko odgłosami deszczu zza okna.

– No i co tam zobaczyłeś? – spytał po kilkunastu sekundach Janek.

– To było bardzo dziwne. Widziałem, że jedziesz na piąte piętro.

– Musiałem skorzystać z WC.

– Ale nie widziałem, żebyś wracał – Marcin spojrzał na kolegę.

– A bo tak mnie jakoś naszło, żeby się przejść schodami. W końcu jak by nie było, to też powinniśmy dwa razy dziennie kontrolować klatki schodowe, a prawie nigdy tego nie robimy.

– Zszedłeś aż do garaży…

– No tak, zamyśliłem się, a z perspektywy schodów wszystkie piętra wyglądają tak samo i zatrzymałem się dopiero na samym dole.

– A ja zacząłem sobie wyobrażać nie wiadomo co, twoje zachowanie wydało mi się dziwaczne. No i najbardziej schizowa sprawa: niedziałająca kamera z piątego piętra włączyła się na chwilę i…

– I co?

– I wydawało mi się, że kogoś tam widzę – skończył niepewnie dowódca.

– To pewnie ze zdenerwowania. A zresztą ta kamera raczej nie ma jak dawać obrazu. Jest na dobre spieprzona, z tego co wiem.

– Może, ale to było naprawdę niepokojące. Do tego ta burza. I wtedy zastukałeś w okno jak głupi.

– Ha, myślałeś że to upiór!

– W każdym razie jak kiedyś znowu będziesz sobie urządzał takie eskapady z rozładowaną komórką i niedziałającym radiem, to zostaw łaskawie jakąś kartkę, żebym wiedział co jest grane.

– Jasne, ale naprawdę byłem pewien, że wrócę, zanim się obudzisz. Nie spodziewałem się takiej burzy.

– Dobra, już wszystko gra.

Obaj mężczyźni zasiedli przed swoimi komputerami.

– Czas na mój ostatni obchód – oznajmił Janek po kwadransie. – Potem ty łazisz, ja śpię.

– Na to by wychodziło.

Agent opuścił portiernię, a dowódca zaczął znów wpatrywać się w ekrany.

– W dalszym ciągu coś mi tu cholernie nie gra – powiedział pod nosem.

Janek pojawił się na pierwszym monitorze. Szedł korytarzem, aż dotarł do wind położonych w przeciwległej części budynku. Przyłożył kartę magnetyczną do ukrytego za filarem czytnika, wysyłając sygnał do centrum monitoringu, że ma miejsce obchód. Wsiadł do windy i zjechał do podziemi. Czarnecki śledził teraz obraz na drugim ekranie. Jego kompan szedł przez pusty garaż oświetlany kilkoma jarzeniówkami. Nie przyłożył karty przy kolejnym punkcie kontrolnym, a zamiast tego doszedł do rogu garażu i uklęknął w nim twarzą do ściany. Gruby ochroniarz patrzył na to z szeroko otwartymi oczami. Sięgnął po krótkofalówkę.

– Janek! – zawołał.

Nie było żadnej reakcji, agent nadal nieruchomo klęczał w kącie.

– Stary, zgłoś się – spróbował Marcin raz jeszcze, również bezskutecznie.

Wtem znów włączył się obraz z zepsutej kamery na piątym piętrze. Ochroniarz zobaczył na nim Janka. Drobny blondyn tak samo jak wcześniej obracał powoli głowę w kierunku widza. Czarnecki zaczął krzyczeć, ale wciąż wpatrywał się w ekran. Jego towarzysz spoglądał nań teraz pustymi oczami i uśmiechał się. Monitor zgasł. Dowódca bezwiednie przeniósł wzrok na obraz z garażu. Janek powoli wstał z kolan i spokojnie kontynuował obchód. Marcin poczuł, jak robi mu się słabo i bezwładnie opadł na oparcie fotela.

 

 

02:15-03:15

 

Ocknął się i jęknął. Zaczął omiatać wzrokiem całe pomieszczenie. Jego przekrwione oczy spoglądały to na krótkofalówkę, to na szafkę, w której leżał pistolet, to na monitory.

– Spokojnie, zachowaj zimną krew – mówił do siebie. – Wszystko da się wyjaśnić. Jesteś zmęczony, wszystko na pewno przez chroniczny brak snu. Cholerne dwudziestoczterogodzinne służby. Zacznijmy od najważniejszego.  

Podszedł do szafki i wyjął Glocka. Usiadł przed ekranami i wpatrywał się w nie przez chwilę. Na jednym z nich zauważył Janka. Szedł przez dziedziniec w kierunku pomieszczenia, w którym stały kontenery ze śmieciami. Marcin spojrzał na tablicę z kluczami.

– Faktycznie, nie ma klucza do kubłowni…

Drobny ochroniarz brnął przez strugi deszczu i zatrzymał się przy śmietniku. Otworzył drzwi i wszedł do środka.

– Co robić? Wołać go? – zastanawiał się Czarnecki.

Chwycił radio, po chwili jednak odłożył je z powrotem na blat biurka.

Mijały minuty, a Janek wciąż był w środku.

Nagle zadzwonił telefon. Marcin wzdrygnął się i szybko podniósł słuchawkę.

– Halo?

– Hej, tu Tomek.

– Cześć.

– I jak tam, zguba się znalazła? – spytał technik.

– W zasadzie tak – odparł ochroniarz.

– Dlaczego "w zasadzie"?

– Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Jest jakiś dziwny. W ogóle dzieję się tu masa dziwnych rzeczy. Chyba tracę zmysły…

– Nie denerwuj się. O co dokładnie chodzi?

– Albo kamery wariują albo ja. Widziałem, jak Janek idzie na obchód i nagle… nagle zobaczyłem go na innej kamerze i to takiej, która nie powinna działać.

– Wasz system monitoringu jest nie pierwszej młodości. Pewnie były jakieś przebitki z archiwalnego zapisu. Nie możesz sprawdzić, z którego dnia i godziny był ten obraz?

– Nie odnotowałem tego niestety, byłem zbyt roztrzęsiony. A teraz nie ma już jak sprawdzić, bo ekran znów jest czarny.

– To faktycznie nietypowe, przyjrzę się temu, gdy przyjadę do was pojutrze.

– A to jeszcze nie jest wszystko. Janek podczas obchodu robił jakieś porąbane rzeczy, w ogóle nie odpowiadał na wezwania przez stację. Przeraża mnie. Jakby coś się z nim stało, gdy spałem. – Czarnecki przerwał na chwilę. – Mówi, że był na stacji benzynowej, gdy nie mogłem go znaleźć. A on przecież wypuszcza się na służbie poza obiekt raz na ruski rok. Ma zawsze dużo żarcia ze sobą.

– Racja, mama mu robi – zaśmiał się Tomek.

– Najchętniej pojechałbym już do domu. Naprawdę czuję się tu dziś niepewnie. Jeszcze ta pogoda.

– Może zadzwoń po patrol?

– Nie, bez sensu, co im powiem? Że boję się burzy i mają przyjechać potrzymać mnie za rączkę? Na pewno coś jest nie tak, ale nie umiem określić co.

– To pogadaj z Jankiem.

– Nie wiem, czy bym tego chciał. On zaraz wróci z obchodu, przynajmniej mam taką nadzieję, i położy się spać. Lepiej chyba przetrzymać to do rana.

– Hm, jeśli boisz się odpowiedzi, nie zadawaj pytań?

– Właśnie. W świetle dnia wszystko będzie wyglądać inaczej i za cztery godziny będę się z tego śmiał. A tobie dziękuję, że… – mówiąc to, zobaczył jakiś ruch na monitorze. Jego kompan wychodził z pomieszczenia z kontenerami na odpady.

– Jesteś tam? – usłyszał w słuchawce głos Tomka.

– Przepraszam cię, muszę kończyć.

– Słuchaj, w razie gdyby…

Ale Marcin już nie słyszał. Przerwał połączenie, ostrożnie odłożył komórkę na stół i śledził przez okno wracającego Janka. Przełknął ślinę. Wziął kilka głębokich wdechów. Zatknął pistolet za spodnie i zasłonił bluzą. I czekał.

Agent wszedł do kanciapy. Popatrzył na dowódcę. Woda ściekała mu po twarzy.

– Dlaczego ja w zasadzie nie ubrałem kurtki przeciwdeszczowej? – spytał z uśmiechem.

Czarnecki utkwił w nim wzrok.

– No co się tak gapisz? Dalej nie ochłonąłeś po moim zniknięciu? – Janek poklepał większego kolegę po ramieniu.

Ten odskoczył.

– Spokojnie, chłopie. Coś ty taki znerwicowany dzisiaj?

Marcin opanował się.

– Sorry, jakoś się zawiesiłem. Jak tam obchód?

– Bezproblemowo. Budynek pusty, drzwi zabezpieczone, wszystko w jak najlepszym porządku – usłyszał odpowiedź kompana, który wycierał twarz papierowymi ręcznikami.

– W porządku… – powtórzył Czarnecki. – To dobrze. A dlaczego nie odpowiadałeś, jak cię wołałem przez radio?

– Wołałeś mnie? Pewnie byłem w podziemiach albo w windach, wiesz, że często tam się gubi zasięg. A co chciałeś?

– W sumie nic. Zastanawiałem się tylko, gdzie jest kluczyk do śmietnika. Myślałem, że może jakaś sprzątaczka przez przypadek zabrała do domu. Ale potem zauważyłem, że ty idziesz do kontenerów. Po co w ogóle tam byłeś?

– Chciałem się upewnić, czy jest zamknięta. Wydawało mi się, że mogłem nie przekręcić klucza gdy otwierałem wcześniej śmieciarzom.

– Ale po co siedziałeś tyle… – zaczął Marcin, lecz szybko przerwał. – A zresztą, nieważne. Nie wiem, po co o to pytam.

– Naprawdę jesteś dziwny po przebudzeniu – skwitował Janek, odwieszając klucz na tablicę. – Ja uderzam w kimę. Mam nadzieję, że jak się obudzę, to wróci ci humor.

– Tak, przepraszam. Śpij spokojnie.

Agent rozłożył na ziemi kilka kurtek i położył się na nich.

O trzeciej nad ranem dowódca zabrał klucz od śmietnika, wyszedł z pomieszczenia ochrony i wsiadł do windy. Długo stał nieruchomo w środku, aż w końcu przyłożył kartę do czytnika i wcisnął na panelu numer pięć. Winda ruszyła. Marcin stanął przed lustrem. Jego ciało zaczęło drżeć. Winda była już na trzecim piętrze. Zaczął chodzić po kabinie. Z trudem oddychał. Wyświetlacz pokazał numer kolejnego piętra. Czarnecki gwałtownym ruchem wcisnął przycisk "stop" i usiadł na podłodze. Winda zawisła tuż przed piątym piętrem. Sięgnął ręką do panelu, przytrzymał przy nim kartę i wykrzywiając dłoń wcisnął guzik z napisem "-1". Zjeżdżał teraz na podziemny parking.

Wyszedł z windy i otworzył drzwi prowadzące do garaży. Zapaliły się jarzeniówki, dając słabe światło. Nie licząc kilku samochodów, parking był pusty. Kroki Marcina niosły się echem po rozległym pomieszczeniu. Powoli zbliżał się do narożnika garażu, w którym kilkadziesiąt minut wcześniej widział Janka. Wciąż drżał. Wnętrze rozświetliła na moment kolejna błyskawica, a po niej odezwał się głuchy grzmot. Na suficie widniało wiele świeżych plam wody, z niektórych ściekały na podłogę krople, tworząc brudne kałuże. Czarnecki stanął w rogu i pochylił się. Pod jego butami widniała kolejna plama, ale nie powstała wskutek deszczu. To była krew.

Dotknął lepkiej cieczy palcami. Spojrzał w górę. Krew była widoczna również na ścianie, na wysokości metra – tam, gdzie swoją głowę trzymał niedawno jego kompan.

Wyprostował się i zaczął biec przez parking. Zatrzymał się przy zamkniętej bramie, przyłożył kartę do czytnika i po chwili żelazna konstrukcja podniosła się, wpuszczając strugi deszczu do środka. Ruszył przed siebie. Dysząc, wbiegł podjazdem garażowym na dziedziniec. Przemierzył go w dwadzieścia sekund i stanął przed drzwiami do śmietnika. Położył ręce na kolanach i łapał oddech.

Drżącymi dłońmi włożył po kilku próbach klucz do zamka, przekręcił go dwukrotnie i wszedł do środka. Zapalił światło. Od razu zobaczył smugę krwi na posadzce. Urywała się przed jednym z kontenerów. Zajrzał do środka. Leżał tam Janek. Mężczyzna miał rozbitą głowę. Szyja była naznaczona sinymi śladami, z wyraźnie odciśniętymi palcami. Mundur zabarwiony był na czerwono. Ochroniarz był martwy.

– Jezu – powiedział Marcin – O mój Jezu…

– Wyglądasz na zaskoczonego – usłyszał głos dobiegający sprzed drzwi.

Odskoczył od kontenera i odwrócił się. Paląca się nad drzwiami lampa oślepiała go, uniemożliwiając dostrzeżenie stającej w nich osoby.

– Janek? – spytał Czarnecki, sięgając za pas po schowany tam pistolet. – Co zrobiłeś z Jankiem? – poprawił się od razu.

– Co ja z nim zrobiłem? – odparła postać, przestępując powoli próg. – Zupełnie nic. Pytanie powinno brzmieć: co ty z nim zrobiłeś?

Ochroniarz spojrzał na wchodzącego do środka fałszywego Janka.

Był wyższy niż martwy agent. Wyższy i grubszy. I nie miał jasnych włosów.

Marcin zaczął wyć. Patrzył teraz w oczy stojącego w odległości metra samego siebie.

Po chwili padł strzał.

 

 

05:00 – 05:30

 

Zaczęło świtać. Przed szlabanem wjazdowym stał biały samochód z napisem "Safe Home – Patrol".

– Nikt nie otwiera. Pewnie śpią obaj, pieprzone lenie – odezwał się jeden z dwóch siedzących w pojeździe mężczyzn, ściągając palec z przycisku domofonu.

– Trudno – odparł drugi. – Podejdziemy z buta i obudzimy ich.

– Na szczęście już nie pada.

Wyszli z samochodu i wkrótce stali przy drzwiach wejściowych.

– Na ten domofon też nikt nie reaguje – stwierdził pierwszy.

– No to zastukamy w szybę.

Po minucie zaniechali dalszych prób.

– Ty, Mały, tam chyba coś się musiało stać – powiedział pierwszy.

– Obawiam się, że masz rację, Paweł – przytaknął drugi. – Sprawdź teren, a ja otworzę ten zamek. Nie powinno mi to zająć zbyt długo.

– OK, to dawaj, a ja idę. I bądź cały czas na linii.

Mały wyciągnął przyrządy i zaczął manipulować przy drzwiach wejściowych.

W tym czasie Paweł ruszył w okół budynku.

– Mały, zgłoś się – wywołał wkrótce kolegę.

– Jestem. I jak tam?

– Na dziedzińcu stoi samochód Czarneckiego, więc raczej nigdzie nie pojechali. Zobaczyłem, że brama garażowa jest otwarta. Schodzę na dół. A jak u ciebie?

– Właśnie rozprawiłem się z zamkiem i jestem w środku. Wchodzę do pomieszczenia ochrony. Pusto, tylko rozłożony materac i kurtki. No i ktoś coś ostatnio sprawdzał na nagraniach z kamer.

– Ja idę przez garaż. Nikogo tu nie ma. Może śpią gdzieś w innej części budynku? – spytał Paweł.

– Nie wydaje mi się – odparł Mały. – Z tego, co wiem, to na piętra wynajmowane przez firmy nasi mają tylko dostęp awaryjny. Nie używaliby go po to, żeby sobie pospać. A zresztą przecież mogli spać u siebie i nawet to robili. Może utknęli w kiblu lub w windzie, no ale raczej nie byliby tam razem. Poza tym mają komórki…

– Cholera – przerwał mu Paweł. – Jestem w drugim garażu. Widzę krew na ścianie i na podłodze. To nie są żarty.

– W mordę. Szukaj dalej, a ja przejrzę monitoring. To najszybszy sposób, by ich zlokalizować.

– Dobra, rozłączam się. A ty melduj w razie czego.

Ochroniarz oglądał dość długo plamy krwi, a następnie ruszył jej śladem do wyjścia z garaży. Trop prowadził do wspólnej dla całego parkingu bramy i tam się urywał.  

– Mały, zgłoś.

– Zgłaszam.

– Szedłem za krwią, ale przy wyjściu z garażu nie widać dalszych śladów. Ten pieprzony deszcz na pewno wszystko zmył. A ty znalazłeś coś na kamerach?

– Właśnie znalazłem fragment, na którym widać ich obu. Godzina 02:11. Parking, na którym przed chwilą musiałeś być. Pod ścianą klęczy ten blondyn, który miał służbę z Grubym. Jak mu tam było?

– Janek…

– Właśnie, Janek Kownacki. Chyba zawiązuje sznurowadło, a Gruby podchodzi do niego od tyłu. O Boże… Paweł!

– Co się stało?

– On go… on go chyba zabił.

– Co ty mówisz?!

– Mocno uderzył jego głową parę razy o ścianę, a potem go dusił. Odwrócił się i poszedł w kierunku wind. Jakaś masakra.

– O matko, musiał ześwirować. Zawsze czułem, że z Czarneckim jest coś nie tak.

– Uważaj, bo możesz się na niego natknąć. Miej broń w pogotowiu.

– Spokojnie, nie dam się zaskoczyć. Ale jeśli on faktycznie go zabił, to będzie przerąbane. Policja, protokoły, papierkowa robota. A była już tylko godzina do końca naszej służby.

– Po tym, co widziałem na ekranie, jestem praktycznie pewien, że Kownacki nie żyje. Przewijam teraz na szybkim podglądzie i widzę, jak kałuża krwi się powiększa. Ale skoro nie znalazłeś tam ciała, to znaczy, że Gruby musiał je stamtąd usunąć.

– To przewijaj dalej. Zauważyłem przy tylnych szlabanach wyjazdowych otwarte drzwi. Chyba maja tam składowisko śmieci. Idę to sprawdzić.

– Bądź ostrożny. Właśnie widzę na monitorze, jak Czarnecki wraca na miejsce zbrodni i ciągnie gdzieś ciało Janka. Muszę przełączyć kamerę na inną, poczekaj chwilę… O tutaj mam pełny obraz… Wlecze go chyba właśnie tam, gdzie ty idziesz. To było o 03:10.

– Wchodzę do pomieszczenia – poinformował Paweł. – Cholera, widzę ciało Grubego. Definitywnie nie żyje. Wygląda na to, że się zastrzelił.

– Jezu, ale rzeź – odpowiedział Mały. – Czekaj, coś dziwnego stało się na monitorach… Obraz nagle sam się przełączył. Wyświetla się informacja, że to piąte piętro. 23:59.

– W kontenerze leży Kownacki. Potwierdzam, że nie żyje. No to teraz już na pewno musimy zgłaszać sprawę do centrum monitorowania i na policję.

– Zaraz to zrobimy – usłyszał głos kolegi Paweł. – Ciągle oglądam to dziwne nagranie. Winda otwiera się na piątym piętrze. Wysiada z niej Czarnecki. Jest północ. Jakiś błysk, jasność, nic nie widać. O, już obraz jest z powrotem… Gruby odwraca się do kamery. Aż mnie ciarki przechodzą, jak on patrzy, prosto na mnie… Ten wzrok. Cholera, poczekaj chwilę… Cholera, to… to nie jest Gruby! Paweł, uciekaj stamtąd szybko!

– Co? Co się stało?

– Tam na kamerze… jesteś ty.

Paweł zerwał się do wyjścia, ale było już za późno. W drzwiach spotkał samego siebie.

– Boże… – jęknął tylko, nim utonął w czerni diabelskich oczu i pękło mu serce.

 

2014/06/24 – 2014/07/08

samuelbakman@gmail.com

Koniec

Komentarze

Trochę “surowy” tekst, zwłaszcza dialogi.

Ale za to pomysł – ma potencjał! Końcówka trochę mnie rozczarowała. Ale wcześniej był fragment, że napięcie było! Brawo. 

Ciekawa, horrorowa tajemnica. Przydałoby się jakieś wyjaśnienie “zła”, jego geneza. I czemu piąte piętro?

Spoiler!

To ta zepsuta kamera “kradła” obraz ludzi i ten “demon” się do nich upodabniał?

Jak rozumiem, nie pracowali tam pierwszy dzień. Dlaczego akurat teraz stało się… To?

 

Opek jest dobry, ale mógłeś na tym pomyśle stworzyć coś świetnego.

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

@Nazgul

Dzięki za miłe słowa. I za uwagi oczywiście też.

Zdaję sobie sprawę z niedoskonałości dialogów, pracuję nad tym .

Wyjaśnienia źródła zła celowo chciałem uniknąć, bo nie ono było najważniejsze. Lepiej chyba czasem pozostawić coś niedomówionym niż dać rozwiązanie, które rozczaruje. 

Czemu piąte piętro? To nie ma żadnego szczególnego, czy symbolicznego znaczenia. Po prostu jakieś być musiało :)

 

SPOILER

Kwestię tego, dlaczego kamera się zepsuła akurat wtedy i czy to ona kradnie obraz ludzi i przekazuje go demonowi chciałem również zostawić otwartą. Na zasadzie: może to kamera, a może to jakiś obłęd bohatera, może to się dzieje tylko w jego głowie, a może w głowie każdego kto siedzi w tym pomieszczeniu z kamerami, może jakiś przekaz podprogowy, może faktyczne działanie demona, może coś związanego z burzą. W każdym razie to miało być  z założenia skromne opowiadanie nie aspirujące do naukowego wyjaśnienia mających miejsce wydarzeń. Bardziej miał być strach nieracjonalny, na takiej zasadzie jak w japońskich horrorach, gdzie nie wiadomo skąd biorą się duchy i inne potwory, ale są i straszą – a jeśli wiadomo, to odpowiedź jest bardzo prosta (klątwa, ktoś tam wcześniej umarł, ktoś został opętany, zamordowany itp.). Nie widziałem sensu dawania prostej odpowiedzi, bo każdy może taką dopowiedzieć sobie sam – więc nie dałem jej wcale. 

 

Ale oczywiście zdaje sobie sprawę, że można to poczytywać za niedostatek opowiadanka.  

Mam nadzieję, że będę się poprawiał.

Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam również!

Udało Ci się uchwy­cić kli­mat, może nie prze­ra­zi­łam się spe­cjal­nie, ale na pewno wcią­gnę­łam. Mimo nie­do­cią­gnięć prze­czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią. Sporo bra­ków w prze­cin­kach, dia­lo­gi chwi­la­mi sztyw­ne. W ogóle ich tro­chę za dużo, niby sami fa­ce­ci – a ga­da­ją jak na­ję­ci i mielą każdą in­for­ma­cję kilka razy (roz­mo­wa Mar­ci­na z Tom­kiem o za­gi­nio­nym Janku – dla mnie dziw­ne, kon­sul­to­wać się z pra­cow­ni­kiem innej firmy co zro­bić??). Nie­ści­sło­ści np. brak za­się­gu w ga­ra­żu, a widać bły­ska­wi­cę, woda się leje (skąd?). Mar­cin śpi na ma­te­ra­cu, a Janek roz­kła­da kurt­ki do spa­nia (potem mowa o dwóch ma­te­ra­cach).  Do krót­ko­fa­ló­wek mówią “zgłoś” i “zgła­szam”, nie wiem, wy­da­wa­ło mi się, że po­pu­lar­ne jest “zgłoś się” (ale nie upie­ram się). Po­dej­rze­wa­łam przez cały tekst, że to laska z windy bę­dzie mor­do­wać, in­ne­go sensu dla wspo­mi­na­nia o niej nie widzę.

EDIT: myślę, że autor i tytuł w polu tekstu niepotrzebnie powtórzone (na początku). A adres mailowy na końcu po co?

EDIT 2: Witam na portalu!! Niezły debiut :)

@rooms

Dziękuję za sporo cennych uwag. 

Co do braków w przecinkach, to chodzi o to, że jest ich za mało czy za dużo? Możesz dać przykłady jakieś?

Uwagę o sztywności dialogów przyjmuję z pokorą, zwłaszcza że wszyscy to zauważają. Ale co do ilości, to już tak mam, że nie lubię opisów i wolę jak najwięcej w dialogu oddać (a że mi to nie wychodzi, to inna sprawa).

Co do konsultowania sytuacji z Tomkiem, to to nie było na zasadzie radzenia się pracownika innej firmy tylko na zasadzie luźnej rozmowy z po pierwsze kolegą, a po drugie kimś, kto mógł mieć informacje na interesujący pytającego temat, więc myślę że jest to usprawiedliwione. 

Brak zasięgu w garażu urządzeń, typu popularna w większości agencji ochrony krótkofalówka Motoroli, jest czymś normalnym i często spotykanym (wzmocnione stropy, elementy blokujące sygnał znajdujące się na linii pomiędzy dwoma radiostacjami itp. – z tym jest podobnie jak z sygnałem z routera internetowego). Widoczna błyskawica również nie jest niczym niezwykłym, bo garaże podziemne mają bramy które mogą być zakratowane i nie zawsze są całe osłonięte.  A woda lać się może przez bramy właśnie lub z przeciekającego sufitu (jeśli garaż jest zbudowany bezpośrednio pod ziemią, a nie pod budynkiem, wówczas się to zdarza). 

To że Janek rozkłada kurtkę, a potem ktoś inny stwierdza że spał na materacu, to świadczy tylko o tym że jestem idiotą :) Dzięki za zwrócenie uwagi. Jednocześnie bardzo mi miło, że ktoś AŻ TAK uważnie przeczytał to co napisałem.

W ochronie mówi się “zgłoś” i “zgłaszam” bez “się”, inaczej niż np. w filmach to zawsze wygląda. Myślę że kiedyś było “zgłoś się”, ale naturalna ewolucja języka doprowadziła do uproszczenia i skrócenia.

Wspomnienie o lasce w windzie (z zaznaczeniem, że była w niej parę godzin przed opisywanymi zdarzeniami) miało tylko wprowadzić  w klimat, specyfikę pracy i postacie bohaterów, nic głębszego się za tym nie kryło. Co do tego kto zabijał i dlaczego to już pisałem w odpowiedzi na post Nazgula, że jest to kwestia otwarta, bo nie chciałem pisać kryminału, tylko horror, gdzie natura zła nie musi być wyjaśniona. Przy czym gdybym sam czytał taki tekst to niewykluczone iżbym się zirytował, że do końca nic nie wiadomo. Do zanotowania i wyciągnięcia wniosków na przyszłość.

Umieszczenie nazwiska autora i tytułu tekstu w samym tekście również świadczy o tym, że jestem idiotą. Nie zwróciłem uwagi, że po to wypełniam pole “autor” i “tytuł” by nie robić już tego po raz drugi – i skopiowałem z Worda tekst jak leci. Może też to świadczyć o megalomanii i chęci upewnienia się, że każdy na 100% zapamięta, kto to wiekopomne opowiadanie napisał.

A umieszczenie adresu mailowego na koniec to pewnie dlatego, że podświadomie miałem nadzieję, iż jakaś atrakcyjna dziewczyna przeczyta ten tekst i oszołomiona moim talentem będzie chciała napisać prywatną wiadomość celem umówienia się na randkę ;) Tak jakby nie mogła napisać prywatnej wiadomości przez portal. Czyli idiota po trzykroć.

Dziękuję za miłe powitanie i pozdrawiam serdecznie!

Oj, no nie bądź dla siebie taki okrutny. :) Każda świeżynka potyka się na początku (piszę to jak jedna świerzynka drugiej). :) Z chęcią zrobię korektę, tylko wieczorem, bo teraz jestem w pracy i tak tylko jednym okiem… przy kawce… zerkam sobie na portal.. Ale poza tym to pilnie pracuję, aż furczy!..

Widzę, że realia pracy ochroniarza są Ci znane, nie umiem ocenić, bo się nie znam – przyjmuję bez szemrania. Kwestie garażowe właśnie oceniałam po swoim prywatnym garażu pod blokiem, gdzie ani krat (solidne drzwi), ani przeciekającej wody, za to zasięg – jest. :)

Chciałam zaznaczyć, że masz wspaniałe podejście do krytyki – tylko tak dalej, na tym portalu naprawdę sporo można się nauczyć :)

A wracając do tekstu i uwag ogólnych: dużo „być” odmienionego przez wszystkie osoby – bardzo razi. Spróbuj zaznaczyć sobie w Wordzie (czy co tam używasz) każde odmienione „być” na czerwono i w większości przypadków poszukaj synonimów, tekst od razu będzie się lepiej czytało.

W ostatniej części natomiast ciągle powtarza się „widzę”. (Zaznacz i pozmieniaj :))

„Kubłowna” to słowo dla mnie nowe – nie znalazłam go w słowniku, wujek Google podaje tylko jeden (tak!) wynik. Myślę, że warto je zastąpić, szczególnie że często go używasz. 

Dominują proste krótkie zdania (niby fajnie, gdy narasta napięcie i tempo akcji, ale na dłuższą metę to męczy i jest mało literackie;) ). Częste zdania z „i” – spróbuj urozmaicić tekst, używając innych konstrukcji. 

Język postaci jest chwilami mało realistyczny – raz: „to pozwól, że..”, „podjąłeś go tutaj” (język wysoki, literacki), a potem: „nie wyłazić z budynku”, „dawać obraz”, „uderzać w kimę” (język mocno potoczny). Spróbuj indywidualizować język każdej postaci, niech ma swoje powiedzonka, niech używa jednego rodzaju języka (bardziej potocznego, trochę wyższego – jak wolisz). Konsekwencja to podstawa.

Z dialogami jest tak, że właściwie możesz obronić każdy błąd językowy, bo tak sobie wymyśliłeś postać i już. Ludzie mówią z błędami i takie błędy w tekście sprawiają, że wypowiedź wydaje się bardziej naturalna. Ale przyznam się, że i tak poprawiałam (decyzja i tak należy do Ciebie). Ludzie mają tendencję do skrótów myślowych  – wykorzystaj to, zamiast rozwlekać dialogi.

To teraz dokładniej:

Pamiętaj, by nie wyłazić z budynku samemu, bo nie będziesz miał jak wrócić – powiedział grubas. – Zwłaszcza, że oczywiście nie naładowałeś stacji i wkrótce nie będziemy mieli łączności radiowej.

powtórzenia

Wpadł przez nie zawiewający z ukosa deszcz.

deszcz raczej zacina, nie zawiewa

Niestety [+,] nie mogę teraz odebrać

Czy ty byłeś u nas naprawić ten prąd?

Usunęłabym „ty”

Możesz powiedzieć, że wyszedł na obchód i stracił się z nim kontakt.

straciłeś

To pozwól, że rozłączę się teraz i zacznę przeglądać zapis.

Moim zdaniem brzmi to drętwo.

Dzięki [+,] Tomek.

Popatrzmy [+,] kiedy znowu wyjdziesz

No [+,] to przełączamy

Hmm, coś mi mówi [+,] że nic tu nie wskóram

Przewijał zapis [+,] patrząc jednocześnie na kilka ekranów.

Monitor obok pokazywał obszar przed windami na piątym piętrze, [-,] z kamery, która jeszcze chwilę wcześniej nie działała.

Podbiegł do okna [+,] ale nie wyglądał na zewnątrz.

Ja mam broń… No [+,] właśnie [+…]otworzył Otworzył drzwi metalowej szafki wyjął z niej pistolet.

Co jest [+,] człowieku, dlaczego nie otwierasz?

Nie bardzo byłem pod nią ubrany,

Nie znam tej konstrukcji: ubrany pod coś” (raczej “ubrany na coś” – na bal itp.), ja bym zmieniła „ubrany” na „przygotowany na” lub w ogóle użyłabym innego synonimu, żeby zgubić kolejne „byłem”

No [+,] to chyba teraz nie jest [+o] wiele ładniej na dworze niż przed kwadransem?

Pogoda była mocno niezachęcająca, a zobaczyłem [+,] że świeci się już u ciebie światło, więc pomyślałem, że i tak nie obudzę cię pukaniem i nie powinieneś się gniewać.

powtórzenia

Powiedział mi, że podjąłeś go tutaj, ale też nie miał pojęcia [+,] gdzie jesteś.

Podejmować – strasznie oficjalnie… wydaje mi się, że w tym kontekście podejmować to można gościa (ucztą np.), a nie speca, który przyszedł naprawiać instalację.

A zresztą ta kamera raczej nie ma jak dawać obrazu

“Dawać obraz” mi się nie podoba, ale zawsze możesz takie rzeczy zrzucić na specyfikę języka ochroniarzy.

W każdym razie [+,] jak kiedyś znowu będziesz sobie urządzał takie eskapady

– Stary, zgłoś się – spróbował Marcin raz jeszcze, również bezskutecznie.

A jednak :P

Marcin poczuł, jak robi mu się słabo i bezwładnie opadł na oparcie fotela.

Serio, facet teraz zemdlał ze strachu?? Wiarygodniejsze byłoby, jakby się poślizgnął i walnął w łeb. :) A jak znalazł krew, a potem ciało Janka, to stał twardo na nogach…

Ocknął się i wydał z siebie jęk

Ocknął się z jękiem / ocknął się i jęknął

Wszystko musi być wyjaśnialne.

…da się wyjaśnić

Szedł przez dziedziniec w kierunku pomieszczenia [+,] w którym stały…

Widziałem [+,] jak Janek idzie na obchód…

To faktycznie nietypowe, przyjrzę się temu [+,] gdy przyjadę do was pojutrze.

Że boje się burzy i mają przyjechać potrzymać mnie za rączkę?

Że boję… (brak ogonka)

Światło dnia na pewno rzuci inną perspektywę

Światło nie rzuca perspektywy, można zobaczyć coś z innej perspektywy za dnia lub w świetle dziennym

Rozłączył rozmowę,

Rozłączył się / przerwał rozmowę / przerwał połączenie

A dlaczego nie odpowiadałeś [+,] jak cię wołałem przez radio?

Pewnie byłem w podziemiach albo w windach, wiesz [+,] że często tam się gubi zasięg.

A czego chciałeś? W zasadzie niczego.

A co chciałeś? W zasadzie nic. („w zasadzie” było powiedzeniem Janka, przejął je Marcin i w jednej wypowiedzi pojawia się dwa razy – powtórzenie)

Wydawało mi się, że mogłem nie przekręcić klucza [+,] gdy byłem otwierać wcześniej śmieciarzom.

otwierałem

wcisnął na panelu numer 5.

numer pięć

wpuszczając fale deszczu do środka.

Fale deszczu?  Raczej potoki lub strugi

odparła postać [+,] przestępując powoli próg.

W tym czasie Paweł ruszył obejść budynek.

obchodził budynek

Mały [+,] zgłoś się

Aha! Mam Cię  po raz drugi :)

Zobaczyłem, że brama garażowa jest otwarta.

Brama…

Widzę tylko dwa rozłożone materace.

Pusto, tylko…

Nie używali by go po to, żeby sobie pospać.

Nie używaliby go… (a może właśnie byłaby niezła kryjówka – brak kamer itp.:))

Może zablokowali się w kiblu lub w windzie

utknęli

To może być najszybszy sposób [+,] by ich zlokalizować.

To najszybszy…

 On go… on go chyba zabił.

– On  go… on go chyba zabił. (zgubił się myślnik)

Widzę [+,] jak uderzył mocno jego głową parę razy o ścianę [+,] a potem go dusił.

Mocno uderzył jego głową…

Patrząc na ekran [+,] jestem praktycznie pewien, że Kownacki nie żyje.

Po tym, co widziałem na ekranie…

Włączyłem teraz szybki obraz i widzę, jak kałuża krwi się powiększa.

Przewijam na podglądzie… ? Ten szybki obraz brzmi podejrzanie (Z Pratchettem mi się skojarzyło :))

Ja zauważyłem przy tylnych szlabanach wyjazdowych otwarte drzwi

Zauważyłem…

widzę na monitorze, jak Czarnecki wraca na miejsce zbrodni i ciągnie gdzieś ciało Janka. Muszę przełączyć kamerę na inną, poczekaj chwilę… O tutaj widzę wszystko…

powtarza się często „widzę”

Chyba możemy już zgłaszać sprawę do centrum monitorowania i na policję.

Chyba?! Jak na mój gust powinni wezwać policję, gdy tylko znaleźli plamy krwi…

Patrzę jeszcze na to dziwne nagranie.

Ciągle oglądam…

Paweł zerwał się do wyjścia z kubłowni, ale było już za późno. Po chwili w drzwiach spotkał samego siebie.

Zerwał się, by wyjść… (nie jestem pewna, czy można się zerwać do czegoś)

W drzwiach spotkał… (”za późno” sugeruje, że nie było przerwy między “zerwał się” a “spotkał”, natomiast “po chwili” trochę to zaburza)

 

Jeśli myślisz, że tego dużo to poczekaj, może będziesz miał szczęście i przeczyta Twoje opowiadanie Regulatorzy – ona zawsze znajdzie więcej! :)

@rooms

Wow, just wow! Jestem zszokowany i zawstydzony że poświęciłaś tyle czasu i uwagi, by tak drobiazgowo przejrzeć opowiadanie i dać tyle słusznych uwag (tak wiem, powtórzenie). Naprawdę szczere i wielkie dzięki! Teraz pozmieniam wszystko jak kazałaś i wrzucę w nowej wersji a potem będę udawał że nie wiem o co chodzi i że przecież od początku wszystko było dobrze, a Twój post jakoś usunę. Tak robią blogerki modowe, gdy ktoś znajdzie błąd w ich postach – żona mi często opowiada.

Ale na poważnie, to większość zasugerowanych przez Ciebie zmian wprowadziłem i niedługo umieszczę tutaj.

Co do "byciów" to pełna zgoda – jest ich masa, ale oczywiście nie zauważyłem nic podejrzanego zanim mi nie napisałaś.

Kubłownia – taaa, radosne słowotwórstwo bez cienia refleksji. Już zmieniam gdzie się da.

Mało realistyczny język postaci poprzez mieszanie jego odmiany wysokiej z niską – to chyba bezwiednie z siebie samego wziąłem i potem się dziwię, że mnie brzmi to naturalnie, a inni się krzywią. Popracujemy nad tym.

"Zawiewający deszcz" – nie pozostaje mi nic innego jak użyć powtórzenia: idiota.

Większość zasugerowanych przez Ciebie przecinków – a ja się naiwnie pytałem w poprzednim poście czy może chodzi Ci o to, że jest ich za dużo…

Ale dodawanie ich po prawie każdym "no" jawi mi się jako nieco obsesyjne. Correct mi if I'm wrong, ale czy w tekście pisanym naprawdę używa się przecinka między "no" a "właśnie" lub między "no" a "to"?

"Zgłoś się" – "Zgłoś używa się, gdy chce się kogoś pierwszy raz wywołać, a zgłoś się można użyć gdy to nie skutkuje lub gdy jest to sprawa większej wagi. Naprawdę w praktyce tak to wygląda. Poza tym sam czułem że czytelnik może być na tyle przywiązany do filmowego zgłoś się że wyrzucenie wszystkich się może wprowadzić u niego niebezpieczny dysonans poznawczy" – tłumaczy się przyparty do muru stary Bakman, mrugając nerwowo oczami; sam nie wierzy w swoje pokrętne tłumaczenia, ale ma nadzieję, że może inni to łykną.

"Boje" zamiast "boję" – tak to jest, gdy zamiast porządnie przeczytać kilkukrotnie własne wypociny, ufa się Wordowi, który przecież "boje" nie podkreśli, bo myśli, że to takie, co na morzu się unoszą…

"Fale deszczu" – najpierw zawiewał zamiast zacinać, a teraz się z niego utworzyły fale. Gratuluję sobie.

Co do tego, że facet omdlenia dostał, to będę go (czyli siebie) bronił. Ja sam bym się przestraszył duuuużo bardziej gdyby stało się coś niewyjaśnialnego i nieracjonalnego (mój kumpel wydaje się być w dwóch miejscach na raz i patrzy na mnie jak obłąkany ciesząc przy tym mordę) niż coś faktycznie niemiłego ale normalnego i wytłumaczalnego (krew, ciało). Krócej: dużo bardziej wystraszyłby mnie jeden niemogący mnie skrzywdzić duch niż 5 zarżniętych realnych osób.

Co do tego, że Marcin nagle zaczyna używać słówek, w których wcześniej lubował się Janek… Tak, na pewno stary idiota o tym myślał, pisząc. Pisał, co mu się podobało i to, co sam by mówił, wszelkie różnicowanie i personalizowanie języka mając w głębokim poważaniu (oczywiście nie z premedytacją a z czystej i bezinteresownej ignorancji).

Podsumowując: myślę, że jeśli ktoś poświęciłby jeszcze więcej czasu na przeglądanie i analizowanie mojego tekściku, niż zrobiłaś to Ty, byłby to po prostu creepy :) Poza tym jeszcze parę takich zmian i stracę wszelkie moralne prawa do copywritu… Już teraz połowa jest Twoja.

Raz jeszcze dziękuję i kłaniam się nisko!

Spitolone to opowiadanie, niestety. Sprawnie prowadzisz narracje, masakra z umiarem, ale te dialogi są fatalne. Opis sytuacji dialogiem jest spoko, jeśli nie polega na oficjalnych i sztucznych zdaniach. Niestety niszczy to odbiór całkiem ciekawie pomyślanej historii. Na plus powiem, że nie zarejestrowałem jakiś straszliwych błędów językowych [dialogi ciepią sztywnością, doborem słownictwa i łopatologią]. Tylko ten tytuł “dowódcy” troche śmieszny, ale może faktycznie tak to nazwali w firmie.

 

EDIT:Przeczytałem konwersację pod opowiadaniem i zrobiło mi sie trochę głupio barbarzyńskiego powitania debiutanta. Więc [nie zaczynamy zdania od więc :)] witaj! A powyższy komentarz, jakkolwiek podtrzymuje opinie, jest moim osobistym odczuciem i nie odbieraj go jako ataku.

@Rooms

Mnie scena początkowa z gadką o windzie wydaje sie najbardziej naturalna z zawartych tu dialogów i wydaje sie spełniać zadanie wprowadzenia postaci na scenę.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

– No nic, czas na obchód [+.] – Janek wstał, zabrał krótkofalówkę i wyszedł.

– Przynajmniej telefon jest naładowany [+.]Drobny [z dużej] ochroniarz podniósł ze stołu komórkę.

– Ba, oczywiście, świetna myśl! – Ucieszył [z dużej] się Marcin. – To pozwól, że rozłączę się teraz i zacznę przeglądać zapis.

– Ale nie widziałem, żebyś wracał [+.] – Marcin spojrzał na kolegę.

 

Klimatyczne opowiadanie. Niemal słyszałem tę burzę. Dialogi mnie nie raziły, a ciągłe mówienie do siebie Marcina wypadło, moim zdaniem, naturalnie i dodało jego postaci autentyczności. Podobało mi się, że nie wyjaśniłeś tajemnicy, pozostawiając czytelnikowi możliwość własnej interpretacji wydarzeń. Zwłaszcza że fantastyczne wyjaśnienia podobnych historii często nie działają na jej korzyść.

Szczęka nie opadła, ale czytało się przyjemnie.

Pozdrawiam.

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Cieszę się, że pomogłam. :) Jak mi ktoś wjedzie na ambicję, to tak mam, że robię ciut dokładniej. Nie przesadzaj, to tylko drobne popraweczki, tyci tyci. Jeśli masz wątpliwości, przed publikacją daj tekst na betowanie – dobrzy ludzie z forum pomogą. Z przecinkami po “no” – sama się zaczęłam zastanawiać, wstawiaj jak uważasz, bo w sumie z mojej strony to wszystko to tylko sugestie, nie jestem (jeszcze) profesjonalnym korektorem, brak mi doświadczenia i – obawiam się – wiedzy (BogusławEryk dobrze prawi o zapisie dialogu, jak mogłam to przeoczyć?!). O końcowej wersji opowiadania Ty decydujesz i nie daj się przekrzyczeć, jeśli czujesz inaczej niż komentator.

Co do sceny seksu w windzie, ok jest klimat, są panowie. Trzeba będzie się na przyszłość pilnować w publicznej komunikacji. ;) Ze “zgłoś się” – ot żartowałam sobie. :)

 

@Russ

Nie odebrałem Twojej opinii jako ataku, bynajmniej! Ja się z nią w dużej mierze zgadzam. Inna sprawa, że ten dialog w windzie, który Tobie się podobał, a rooms nie, był jedynym z kilku tego typu dialogów, który zostawiłem. Bo było tego typu rozmów jeszcze z pięć, ale uznałem, że różne takie żarciki itp. są żenujące, mnie mogą śmieszyć, ale innych pewnie nie będą,  a poza tym nie posuwają akcji do przodu i spowalniają tempo całości, więc wszystkie wyleciały. Ten dialog przy przeglądaniu filmu z windy zostawiłem tylko dlatego, że służył jako to wprowadzenie itp., gdyby nie to – też by poleciał. Za to wszystkie drętwe dialogi zostawiłem, a jakże! To się nazywa wyczucie :)

EDIT: Jeszcze co do tytułu “dowódcy” – tak to się w ochronie nazywa. Są agenci (zwykle nielicencjonowani ochroniarze), dowódcy zmiany (najczęściej muszą mieć licencję lub – po zmianie przepisów – być wciągnięci na listę “kwalifikowanych pracowników ochrony” przez komendanta wojewódzkiego policji), nad nimi dowódcy obiektów chronionych, jeszcze wyżej koordynatorzy, kierownicy itp. Nie ukrywam, że wiem to z autopsji :)

 

@BogusławEryk

Dzięki za korektę, wkrótce wprowadzę zmiany. I cieszę się, że w końcu trafiłem mniej więcej w czyjeś gusta i nawet Ci się spodobało. Choć nie wiem, czy to dobrze świadczy o Tobie ;P

Ale serio, bardzo mi miło z powodu Twojej opinii i oceny.

 

@rooms

Nie wiedziałem że jest taka opcja, by przed “oficjalną” publikacją zamieścić tekst gdzieś, gdzie ktoś pomoże w jego właściwym ukształtowaniu. Bardzo dobrze wiedzieć, będę mógł tego w przyszłości używać.

Gdy wrzucasz opowiadanie do edytora na stronie (”dodaj opowiadanie”) jest tam opcja “Betalista” do odhaczenia, jeśli zapiszesz status opka jako kopię roboczą. Wtedy możesz zaprosić konkretnych forumowiczów do betowania lub poczekać aż sami się zgłoszą (”opowiadania” rozwijają się w listę i tam jest “betalista” – zaglądnij, może Ty komuś pomożesz). Warto też ogłosić prośbę o betę w odpowiednim wątku w Hyde Parku (tutaj). W czasie betowania tekst opowiadania i komentarzy jest widoczny dla Ciebie, betujących i Loży (oraz Brajta) – reszta forum pozostaje w głębokiej niewiedzy. ;) Polecam!

@rooms

Aaaaaa…. Teraz wszystko jasne. A zastanawiałem się o co chodzi z tą Betą jak wrzucałem opowiadania,  ale uznałem że za świeży jestem na te sprawy i z czasem się pewnie dowiem. W sumie miałem rację,  ale mimo wszystko szkoda że nie wrzuciłem tam tego tekstu. Poodwiedzam sobie przez weekend Bety, Hyde Parki i inne opowiadania i zacznę działać :)

Dzięki za wszystko!

Wymyśliłeś zagadkę, stworzyłeś dobry klimat dla kolejnych wydarzeń i tylko wielka szkoda, Autorze, że nie uznałeś za stosowne rzucić na sprawę choć trochę światła, wyjaśnić cokolwiek, bo skończywszy lekturę pozostałam z rozwartym otworem gębowym, albowiem nijak nie potrafię się domyślić, co tam się tak naprawdę stało. :(

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka