Od pewnego czasu po mieście krążyły słuchy o dwóch uczniach szkoły podstawowej, którzy chcieli zbadać pewną miejską legendę, chętnie rozdmuchiwaną przez wszelkiego rodzaju fanów teorii spiskowych. Wszystko działo się wiosną, tuż po świętach.
Dwóch chłopców zmierzało do budki z lodami. Byli bardzo podekscytowani pierwszym zimnym deserem w sezonie, toteż nie zwracali uwagi na otoczenie. Wpadli na wysokiego mężczyznę, który ubrany był w długi, czarny płaszcz z wieloma guzikami, na głowie miał cylinder, a pod nosem obfity, zakręcony wąs. Nie przestraszyli się go, choć zatrzymał się i zagadał:
– Chłopcy, uważajcie, jak chodzicie.
– Przepraszamy, proszę pana! – odpowiedział grzecznie Paweł, odważniejszy z nich.
– Ach, skoro już na was trafiłem – chcecie poznać pewną historię?
– Nie, proszę pana. Mama zabroniła rozmawiać z obcymi!
Mężczyzna zaśmiał się wesoło.
– Rozumiem. Jeśli jednak lubicie straszne historie, przeczytajcie w dzisiejszej gazecie mój artykuł o tunelu.
Paweł kiwnął głową i pociągnął swojego kolegę – Rafała – za rękaw. Mieli do przebycia jeszcze długą drogę, podczas której świetnie się bawili. Rzucali się resztkami śniegu, który nie zdążył stopnieć, wpychali się nawzajem w czarne od spalin zaspy i przezywali się. W końcu dotarli do budki znanego na mieście cukiernika, zamówili dwa duże desery i usiedli na ławce tuż obok. Na parapecie leżał mały plik gazet, na których okładce chłopcy rozpoznali czarnego mężczyznę. Paweł chwycił jeden egzemplarz i przeczytał: Tunel pod kościołem – fakt, czy mit?. Rafał zainteresował się tematem i sięgnął po kolejną gazetę. Chłopcy z wypiekami na twarzach czytali:
Pan Edward Stański, badacz historii naszego regionu, opowiada o tunelu, jaki łączy kościół z pałacem. Nie od dziś wiadomo, że w mieście funkcjonowało getto, a miejscowi Żydzi niewolniczo harowali w pobliskiej fabryce. Jest też pewne, że w miejscu, gdzie obecnie stoi miejskie gimnazjum, siedemdziesiąt lat temu palono ich razem z Polakami. Stański odkrył jednak, że nie wszyscy Żydzi kończyli tak tragicznie. Wielu z nich zapracowywało się na śmierć, a ich zwłoki zakopywano rzekomo w okolicach dzisiejszego kościoła, hufca ZHP oraz liceum. Historyk twierdzi, że kościół jest połączony z pałacem w parku tunelem biegnącym pod rzeką. Wielu Żydów miało ukrywać się tam przed Nazistami. Tą wiosną część podziemnego traktu zawaliła się pod wpływem wody, odsłaniając kości wielu ludzi.
– Co to są Żydzi? – zapytał Rafał.
– Nie wiem, ale mój tata mówi, że to jacyś ludzie, których cały świat nie lubi.
– Iii, to pewnie rodzina Lańskiej od matmy – zaśmiał się Rafał.
– Nie wiem. Ej, choć zbadamy ten tunel!
– Ale jak to? Tak po prostu? Tu napisali, że widać kości! Bleee…
– Nie pękaj, Rafi. Chodź!
Chłopcy zjedli lody i pobiegli do kościoła, w którym miało znajdować się wejście. W bramie rozejrzeli się, czy nie zbliża się ksiądz Staszek i wkroczyli. Paweł przypomniał sobie o wielkim prostokącie zarysowanym tuż obok konfesjonału. Skojarzył szybko, że to mógł być strzał w dziesiątkę i rzeczywiście – klapa była lekka, chłopcy z łatwością ją unieśli i, nie widząc schodów, zawahali się. Skoczyć, czy nie skoczyć? Rafał wyjął z kieszeni małe zabawkowe radyjko.
– Po co ci to? – zaciekawił się Paweł.
– Cicho, mam tu latarkę!
Strumień światła przegonił ciemność i ukazał drabinkę. Zeszli i ruszyli przed siebie, oświetlając drogę. W tunelu było chłodno i wilgotno. Czuli dziwny zapach, choć nie wiedzieli, co to takiego. Nad głową, po bokach oraz pod stopami mieli tylko ubitą, wydrążoną ziemię, z której gdzieniegdzie sterczały głazy. W pewnym momencie światło zniknęło.
– Bateryjki! – krzyknął spanikowany Rafał. – Nie mam zapasowych!
Paweł zachował jednak zimną krew i odwrócił się do wyjścia będąc pewnym, że zobaczy snop światła sączącego się przez szparę między klapą a podłogą. Zdziwił się, bo betonowy prostokąt przylegał idealnie. Ktoś ich zamknął.
Nie mieli wyboru, musieli iść dalej, mając nadzieję, że dojdą do zawalonej części, którą wydostaną się na powierzchnię. Dziwny zapach stawał się coraz wyraźniejszy, wilgoć drażniła nozdrza, a chłód stawał się coraz bardziej przenikliwy. Była wiosna, tydzień wcześniej padał śnieg, a temperatury wciąż schodziły dużo poniżej zera. W końcu Rafałem zawładnęła myśl, że zostaną tam i zamarzną. Ale czekało ich coś gorszego.
– Co to było?! – krzyknął Rafał, słysząc trzask nad głową. Paweł też to odnotował i z przyzwyczajenia skierował w tamtą stronę wzrok. Zdając sobie sprawę, że nic nie widzi, zaczął badać teren ręką. Wymacał drewnianą belkę, która pod niezbyt silnym naciskiem jego dłoni jęczała. Chłopiec odetchnął z ulgą, gdy pod stopami odkrył ten sam element konstrukcji wydający podobne dźwięki.
– To tylko deski – uspokoił bojaźliwego kompana.
Nagle, nie wiadomo skąd, usłyszeli głośne stękanie, sapanie i warczenie. W pierwszej chwili Paweł pomyślał, że trafili na legowisko bezpańskich psów, jednak zdali sobie sprawę, że w tak krótkim czasie nie zdążyłyby się tu zadomowić. W końcu od zawalenia tunelu minęło niespełna kilka dni. Szli dalej w nadziei, że to dźwięki samochodów znad ich głów. Już po kilku metrach wiedzieli, że byli w błędzie. Stał przed nimi chudy chłopiec. Choć w ciemnościach nie widzieli go zbyt dokładnie, poczuli to, gdy na niego wpadli.
– Kim jesteś?! – zapytał odważnie Paweł.
– Małym, niewinnym chłopcem, który kiedyś żył, jadł i bawił się, jak wy. Źli ludzie zabili mnie i wrzucili tu. Teraz dzięki jakiejś nadludzkiej mocy mogę chodzić, rozmawiać – zupełnie jak dawniej. Nie mam przyjaciół, pobawicie się ze mną?
Paweł pomyślał, że to kolejna legenda, którą straszono dzieci. Zaraz obok diabła jeżdżącego czarnym samochodem i pytającego o godzinę stał mały chłopiec, który szukał kompanów do zabawy. Kto się skusił, już nigdy nie zaznał spokojnego życia.
Od tamtej pory słuch o Pawle i Rafale zaginął. Tajemniczy czarny mężczyzna zgłosił na policji, że opowiedział im do tunelu. Nikt jednak nie śmiał tam zaglądać. Uznano chłopców za zmarłych, a podziemne przejście na zawsze zalano i zasypano, by upiorne dziecko nie miało gdzie mieszkać