- Opowiadanie: Elfinder - O wąpierzu ziemi smoleńskiej (Wampireza)

O wąpierzu ziemi smoleńskiej (Wampireza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

O wąpierzu ziemi smoleńskiej (Wampireza)

Krasnolud dopił wino. Uderzył kubkiem w stół. Beknął.

– Wasyl?

– Da, da siwobrody? – odezwała się postać przy kominku

– Gadają, żeś wąpierz. Prawda to?

Postać parsknęła śmiechem.

– Ni chuja ciebia… – odpowiedział Wasyl piłując zaciekle zęby o podkowę.

– Wasyl?

– Da, da siwobrody?

– Od rana jesteś, jaki nieswój

– Ech. Sraczka męczy po nocy.

– Znowu piłeś?

Wąpierz pokręcił głową

– Drżysz cały

– Och, siwobrody ja panicznie lękam się ciemności!!

– Zaraz zmierzcha, zapalisz?

– Cycatą Maryśkę zawsze! – wstał, schwycił stołek i przysiadł blisko towarzysza. Krasnolud nabijał ziele do cybucha opasanego nogami rzeźbionej ladacznicy.

– Jest li nadzieja na ugodę? – zagaił wąpierz, biorąc fajkę

– Nie ma we wsi rozsądnych chamów…

– Da, da…

– Gadali tutejsze, jakobyś z głową miał problemy, prawda?

Wąpierz nie zaprzeczył.

– Ponoć w dzień latasz w worku i lud straszysz. Nocą znowu przy świecach na ganku siedzisz z różańcem i czosnek zajadasz – krasnolud ściągnął bucha, cmoknął – Wasyl, uwierz mi na słowo wiele rzeczy widziałem, ale Twoje zachowanie…

– Na popa idę, jako mój ojczulek. Tedy biegam do cerkwi i nauki samotnie pobieram.

– Wasyl na Boga! Ty nowy gatunek krwiopijca tworzysz!?

– No, co Ty siwobrody?!

– Wiem ja swoje Wasyl. Mnie nie oszukasz. Tyś Wąpierz religijny.

Krasnolud wstał ze stołka, pyknął fajkę, skłonił nisko.

Zarecytował natchniony:

 

Wąpierz Wasyl z ziemi smoleńskiej, którego korzenie sięgają sławnego upira hrabiego Drakuli, uczynił krok milowy w ewolucyji niejakiej, kładąc podwaliny pod sumienie wyżej wspomnianych gadzin, popem ruskim się stając…”

 

– Da, da… – mruknął wąpierz i wgryzał się w blat stołu

– Wasyl? – krasnolud położył dłoń na ramieniu przyjaciela

– Spokojna dusza siwobrody, ino dziąsła swędzą…

– Tedy powiedz mi o co lud ma pretensyję? Przecie żyliście w wielkiej zgodzie.

– O wilcze zębiska, które trwogą tutejszych napełniają i…

– I?

– Zdupcenie kilku niewiast – uniósł palec – Po dobroci przysięgam na grób mateczki! – zamyślił – Właściwie to z przymuszenia do kupulacyji doszło.

– Zmusiłeś czarem? Wąpierz pokręcił głową

– Wpadły diablice w czas nieszpor i z chatki wyciągnęły na podwórze każąc na przemian, a to kąsać, a to pieprzyć. Wiesz, jak one nazywają takie zachowanie?

– Oświeć starego krasnoluda.

– Grą wstępną

Krasnolud zarechotał.

– Ja im gadam pochędożę po ożenku, ale krwi ludzkiej nie chłepce. One jeno śmiechem zaniosły, kołek osikowy pokazały – Wasyl wstał i zmienionym głosem zawołał:

W rzyci smakować będziesz ludową wyprawkę, jak się do roboty nie weźmiesz

– Mów dalej, przyjacielu?

– Wszystkie śmiertelne istoty z jednej gliny. Śmierci lękając chcą w łaski wkupić. Znam ja ich pokrętną dusze.

– Azali kapliczki z miseczkami pełnymi krwi, to dla was? Listy miłosne, wyznania na drzewach nożem dłubane?

– Wyobraź sobie, że nawet krew doprawiają szczyptą majeranku, liściem laurowym…

Wasyl nadgryzał podkowę.

– Poślę po kowala. Obcążkami zębiska z korzeniami wyrwie i po bólu.

– Kowala z wioski przegnali, bo chłop chciał pomóc. Narzędzia w piecu na krzyże przetopili i nad kuźnią ultimatum na świńskiej skórze wywiesili – popukał palcem w blat stołu, wskazując na skręconą w rulon skórę –

– Od kiedy lud prosty umowy pisuje?

– Umowa przez jezuitę pisana, on tu przybył z misyją przechrztu ludu prawosławnego na papieskie obrządki czynić. Ale nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.

– I on mieniony chce zostać w Wąpierza?

Wasyl pokiwał głową.

– Obiecał solennie pięściami w piersi grzmocąc na prawosławie przejść i zaprzysiężonym wrogiem papiestwa ostać. Tedy widzisz, mam ja na głowie pobliskie chamy od pługa oderwane i jezuitę, który zarzuca mi opluwanie moich ojców wiere! To istna komedyja!

Grzmotnął podziurawiona podkową o podłogę. Siwobrody czytał.

 

Gwarancyja na rzyci nietykalność od ludu smoleńskiego dla Wasyla, Wąpierza naszego.

Umowa na dwie części spisana – ugodowa „I do tańca i do różańca”, oraz w niezgodzie strony obie ostawiająca „Za jaj takowych tarmoszenie”.

Pierwej po dobroci żądania pisujemy:

W Imię Trójcy Przenajświętszej!

Wiadome jest, że człek śmiertelny chce wesół z gołą dupą wiecznie chadzać, aby problemy żywota swego dostojnie eksplikować. Tedy za diabelska miksturę w żyłach gorejąca oferujemy: pozycję popa we wiosce, trzy świnie i krowy, do tego konia z powozem i nadto ciepłe babunie kalesony.

Teraz żądania po niezgodzie:

Kołek osiowy na trzy warstwy w smole i pierzu maczany, następnie w rzyć wepchany.

Czas macie do północy.

Amen”

Siwobrody zacisnął zęby, minę miał nietęgą.

– Wasyl powiedz mi, a szczerze, co zamierzasz zrobić?

– Najpierw uciec chciałem. Domu między wilki szukać. Nie oszukujmy się, człowiek istota społeczna.

Krasnolud pokiwał głową

Wąpierz wyjął zza koszuli krzyż, ucałował stópki Chrystusa, przeżegnał. Podszedł do szafy. Narzucił strój popa, obmył twarz i ręce.

Zagadał smutkiem dogłębnie zdjęty.

– Jestem gotowy męczeńską śmierć ponieść.

Krasnolud usłyszawszy te słowa spokojnie przeczyścił palcem uszy i poprosił Wasyla, aby ten mu raz jeszcze powtórzył, bo niedosłyszał.

– Obrałem moją drogę siwobrody.

Krasnolud wciągnął tabakę. Kichnął.

– Wasyl dmuchałeś Ty kuśką harmoszkę, aż ci łeb zupełnie zapowietrzyło!?

– Zrozum. Nie zamienię nikogo z nich w upira! – wziął z komody biblię – Oni żądzy krwi w sobie nie pohamują. Wiesz, czym to grozi…

– Lis im kury ciągał! Bez walki pola i Ciebie nie oddam! – zakrzyczał krasnolud, podszedł do Wasyla i popchnął go w stronę szafy – Bacz Wasyl wiele krwi się poleje, tedy Ty sam czując jej zapach w bestie się mienisz…

– Nie czyń tego siwobrody, jako przyjaciela proszę!

– Prosić możesz zgarbioną babuszkę, aby Ci jaja Pawłowym grzebieniem wyczesała! – krasnolud, aż podskoczył z nerwów – Nie pójdziesz pod osąd pospólstwa! Nie godzę się na to!

– Da, da siwobrody. Wy i wasze liberum veto, da , da… – zagadał cicho, a melodyjnie, jakoby głos swój ważył w pucharze Morfeusza.

Krasnolud zachwiał się lekko na nogach i osunął na podłogę.

Wasyl poprawił suknie popa, krzyż ojcowy raz jeszcze ucałował, przeżegnał, krótka modlitwę zmówił i już drzwi miał otwierać, gdy za plecami znajomy głos zachichotał.

Wasyl wyszczerzył kły, odwrócił i osłonił krzyżem.

Na niewiele zdała się moc syna bożego – wobec krasnoludzkiej runy zaśpiewem cichym zainklinowanej – Wąpierz razem z nim pieprznął o ścianę po drugiej stronie izby.

– Na mnie biesie swoje sztuczki prawisz, Iwanie Groźny z przepiłowanymi kłami!?

Za oknem lunęła ulewa.

– Cholerny Sarmata! Wy i wasze uparte łby! Zejdź mi z drogi…

– Pierwej kostuchowi piszczel będę mlaskać nim pozwolę przyjacielowi spłonąć na stosie!

Siwobrody zatarasował drzwi szczerząc swoje małe siekacze – te w porównaniu do kłów Wasyla licho się prezentowały. Ale wąpierz wiedział, że w małym ciele przyjaciela wielki duch drzemie.

W końcu krew słowiańska.

– Odstąp w imię Boga! – błagalnie zawołał wąpierz

– Walcz – warknął siwobrody pod nosem.

 

**

 

Natarli z wielką furią.

Wasyl zamachał krzyżem na łańcuchu i grzmotnął nim prosto w twarz siwobrodego, aż pieluszka zleciała z bioder maluśkiego zbawiciela. Ten widząc z bliska naga prawdę pana wrzasnął i cofnął do tyłu.

– Perunie chroń mnie! – wezwał słowiańskiego Boga i zainklinował kilka run – rzucił je wprost na nacierającego Wąpierza. On odbił je krzyżem i począł wzywać pierzastego demona „Aniele boży, stróżu mój…”

Krasnolud bez namysłu opuścił młot na podłogę, zatknął uszy, aby demon nie wlazł mu do głowy i z okrzykiem typowym dla krasnoludów

– Na pohybel skurwesynom!! – walnął z barana w brzuch Wąpierza.

Temu, choć chrupnęło żebro, choć splunął krwią, schwycił mocno kompana za brodę, zakręcił i rzucił na drugi koniec izby.

Siwobrody całym ciężarem walnął o ścianę, ale krępy krasnoludzki woj zdołał wstać na nogi.

Splunął krwią, wytarł usta rękawem.

Wąpierz podniósł młot i posłał łukiem w stronę siwobrodego. Nim jednak siwobrody zdążył schwycić broń, Wasyl już stanął przed nim i pazurami rozorał ćwiekową zbroje. Oblizał z pazurów ciepłą krew kompana. Uśmiechnął obrzydliwie pewny wygranej, gdy młot opadał mu na łeb.

Wasyl przeklinał własną głupotę.

Krasnolud bez namysłu chwycił rękojeść runicznego młota i z rozmachem huknął w kolano kamrata.

Wasyl wrzasnął z bólu, a jego noga złożyła w pół. Mógł dużym palcem u stopy podrapać się za uchem. Zapanowała konsternacja. To patrzyli na siebie, to na stopę. Nagle obaj ryknęli śmiechem i padli w ramiona.

Ktoś załomotał do drzwi.

 

II

 

Wasyl skacząc na jednej nodze odemknął drzwi.

Chłop z babą padli na kolana. Nie podnosili wzroku.

– Gadajcie! – warknął wąpierz drapiąc się stopą za uchem

– Ratujta dziecko i pomóżta jezuicie, bo on rady diabłu nie daje! – uniżenie powiedział chłop sprawę naświetlając.

– Wasyl, wąpierzu kochany i wy dobry polski panie zmiłujta się nad małą Wierą. Ona opętana! – załkała baba i chustę z głowy zdarła

Wasyla oparł o ramie krasnoluda. Ten wprawnie nastawił mu nogę. Obaj bez słowa zgarnęli rzeczy i ruszyli z odsieczą dla jezuity.

Siwobrody trzymał się za bok, a Wasyl troszku utykał.

 

**

– W imię papieża Alfonsa Wspaniałomyślnego, który łyżkę fasoli nad żywot wieczny cenił, opuść to dziecko powiadam! – zagadał Jezuita przykładając drewniany krzyż do czoła dziewczynki.

Białą skóra dziecka zaskwierczała, izbę smrodem palonego ciała wypełniając. Drewno gwałtownie zajęło się ogniem, jezuita przeklął i rzucił krucyfiks na podłogę.

Zagasił tupiąc buciorami.

– Niestrawność mam nie tyle po fasoli co, po obłudnikach na złotym tronie – odrzekł diabeł wydymając usta

– O, świętym belzebubie gadasz!!

– O, belzebuba beatyfikowali? To Ci sprawa – zagadał diabeł usta wydymając

– Nie łap mnie za słowo skurwiały biesie! – chlast prast trzasnął jezuita dziewczynkę w niewyparzoną gębę

– Prawdę mówiąc od waszych świętych, to mi się ogon gładki robi! – odrzekła niewinnie mała i uniosła nad łóżkiem

– ARRRRRR!! – zawarczał jezuita, zakasał sutannę i do gardła opętanej skoczył.

Ta ucapiła go małymi rączkami, zakręciła i o sufit grzmotnęła.

Opadł na podłogę, a diabeł skakał wesoło po ścianach i suficie.

– Mee, mee… – prześmiewał czort Watykańczyka kwieciste bąki roznosząc. Nagle dziewczynka zawisła nad jezuitą i przemówiła chłodno, a dźwięcznie.

– Draco sunt mais quao libaes, ipoe venena bibes!!

Zebranym gapiom przed domem, oraz rodzinie w środku słowa zabrzmiały, jakoby diabeł do libacji i biby namawiał.

Watykańczyk, jakowo słowa w mig pojął:

„Smoku złe rzeczy czynisz, sam pij swoja truciznę!”

Dziewczynka nasikała mu w twarz

– Nie rozumiem… – zagaił przerażony jezuita słysząc, jak diabeł wprawnie miota egzorcyzmami wzgardę okazując Stolicy Piotrowej

Mała lekko opadła na podłogę, pstryknęła palcem. Krzyż zawieszony nad drzwiami wpadł jej w dłonie. Przyłożyła go do czoła jezuity, zagrzmiała niskim głosem

– Crux sancta sit mihi lux! Powtórz! – nakazała

– Niech krzyż święty będzie mi światłem!

I stała się rzecz dziwna.

Oto, jezuita drąc się i wijąc w niebogłosy pod ciężarem świętego krzyża wybuchł niespodziewanie czystym śmiechem i w oczach radość wielką mając oznajmił wszem i wobec:

– Non Vaticano Draco Sit Mihi Dux – po czym wstał i dodał – Idę pole orać…

Zrzucił sutannę i w portkach ostając wybiegł z chatki. Raz dwa oporządził konia, pług wrzucił na furę i pognał nocą w pole.

Zrozumiał bowiem jezuita, iż Pana winien szukać w pracy rąk ludu prostego.

 

III

 

Weszli do chatki drzwi z zawiasów kopniakiem wyrywając.

Mała dziewczynka w białej, mokrej halce zatrzepotała rzęsami, okręciła głowę.

Lewitowała.

– Schwycić za ręce i nogi! Na łóżko położyć i nie puszczać w imię Boga! – krzyknął wąpierz wydając rozkazy rodzinie dziecka

– Wiadro święconej wody, kilo soli, worek mąki, żywego kuraka i dzban dobrej gorzałki! Ino migiem! – nakazał gapiom siwobrody.

Za drzwiami ślepy dziad potrącał struny liry, dźwięk zeń mroczny i skoczny wydobywając.

 

**

 

Krasnolud pieczęć stawiał podług wiedzy tajemnej.

Mąkę z solą zmieszał i sypiąc mieszankę na deski krąg rozrysował. Kurakowi grdykę przegryzł i krwią drugi większy okrąg naniósł – pierwszy weń zamykając.

Wasyl siedząc w nogach dziecka biblijne przypowieści czytał. Diabeł darł okrutnie, pluł, klął i bluźnił moralnym naukom Chrystusa.

Siwobrody wytarł rękawem czoło.

Podniósł wiadro i upijając co chwila, łyk za łykiem biegał plując święcona wodą po izbie.

– Koniec! – zawyrokował, gdy puste wiadro padło na deski. Wasyl nakazał wyjść wszystkim z izby i pozamykać drzwi i okiennice

– A jeśli diabeł przeżyje, spalcie go razem z chatą i naszymi trupami – dodał wąpierz chłodno, a stanowczo.

 

**

Wąpierz Wasyl z polskim panem dobrodziejem tańcowali w mniejszym kręgu gorzałkę popijając z dzbana – diabła okrutnie przedrzeźniając. Bies zirytowany widokiem wesołków, którzy coraz bardziej trunkiem rozanieleni zaklął siarczyście, jakoby pieprz na języku ważył i przypadł zaśliniony do podłogi.

Dziewczynka zlizywała krew kuraka.

Gdy, całość jęzorem wysuszyła, zachichotała wstrętnie. Nie zrobiło to jednak najmniejszego wrażenia na śmiałkach, czym diabła bardziej rozjuszyło.

Wciągnął bies nosem kilka działek białego towaru pieczęcią wstrząsając – poczuł diabeł, że sigil gwałtownie tracił na sile. Łapczywie i łaso zaczął tedy mąkę z solą zażerać – ślinił, parskał i warczał straszliwie.

– Na to czekałem… – krasnolud walnął dzbanem gorzałki o podłogę i wspomagany krzyżem Wasyla, wymamrotał cygańską modlitwę.

„Niechaj kurak pieje, niechaj mąka z solą pęcznieje

Niechaj wyje z bólu zasrany bies, i poszedł hej – do piekła, cześć”

Diabeł zawył okrutnie i począł brzuch ściskać rękoma, a ten mu pęczniał i pęczniał, jakoby kto wodę do gardła wlewał, chcąc żar piekielny ugasić w trzewiach.

– Wyznaj swe imię szatanie! I idź precz! – zawołał gromko Wasyl nacierając z krzyżem na opętana dziewczynkę.

Diabeł wył okrutnie targany niestrawnością na podłodze. Zaciskał zęby na wargach wzbraniając, językowi imię swoje zdradzić.

Przypadł Wasyl pokrakę, krzyż do piersi docisnął i wrzasnął

– W imię Trójcy Świętej mów!

Dziecko pisnęło cichutko onieśmielone

– Archanioł Rafael…

Wąpierz odskoczył, jak oparzony. Krasnolud pogładził brodę.

– Jest to jeden z cherubinów waszego Boga?

Wasyl pokiwał głową, przetarł czoło.

Na tle dziewczynki pojawił się piegowaty mężczyzna o brązowych włosach w zielono-żółtej todze.

Błysnął zębami mówiąc, że okrutnie nudnawo w niebie, więc postanowił podgrzać atmosferę wygłupem. Poprosił o dochowanie tajemnicy, wzruszył ramionami, rozłożył skrzydła i zniknął.

Malutka Wiera spała smacznie na deskach podłogi.

 

IV

 

Wasyl przekonał prosty lud ruski, aby wszelkie starania na rzecz przemiany w upira porzucił – za przykład gniewu Pana wskazał opętanie malutkiej Wiery, a za dobrą kartę cudowne przemienienie jezuity w człowieka.

Siwobrody dwa dni później pożegnał przyjaciela i wyruszył w polskim zwyczaju do Moskwy – po koronę carów.

Koniec

Komentarze

Opowiadanie zaklasyfikowane do WAMPIREZY. :)
Pozdrawiam. 

Zabawne, fajne, moze nieco zbyt patriotyczne - krasnolud Polak? 5

Z powodu nieznajomoœci w tytule tekstu pojawił się wołacz „o, wšpierzu”, choć zapewne chodziło Ci o to, że jest to historia o wšpierzu.

Naprawdę przydałoby Ci się trochę wiedzy o stosowaniu przecinków.

> - Gadajš, żeœ wšpierz. Prawda to?

Postać parsknęła œmiechem.

- Ni chuja ciebia… - odpowiedział Wasyl piłujšc zaciekle zęby o podkowę.

Po „piłujšc” powinien być przecinek (zwykle stawiamy go przed imiesłowem współczesnym). Natomiast mam pytanie: o co chodzi w wypowiedzi wampira? „Ni ch***” to mocniejsze powiedzenie „wcale nie”, ale co tu robi „ciebia” - zgaduję, że to nie literówka, tylko rusycyzm, ale rosyjskie „tiebia” to i tak „ciebie”, więc „Wcale nie ciebie”? Nie rozumiem...

> - Od rana jesteœ, jaki nieswój

Przecinek zupełnie niepotrzebny. No i jednej literki zabrakło...

> - Eh. Sraczka męczy po nocy.

Ech. Po polsku ech (po rosyjski też). Eh, ah i oh majš rację bytu tylko w angielskim, francuskim i paru innych językach zachodnich.

> - Jest li nadzieja? – zagaił wšpierz, bioršc fajkę

- Nie ma we wsi rozsšdnych chamów…

- Da, da…

- Gadali tutejsze, jakoby z głowš masz problemy, prawda?

Dialog całkowicie niezrozumiały, poza tym ostatnie zdanie powinno brzmieć „Gadali tutejsze, jakobyœ z głowš miał problemy”.

> Wasyl uwierz mi na słowo, wiele rzeczy widziałem, ale Twoje zachowanie…

Po Wasylu powinien być przecinek (tradycyjnie obecny przed wołaczem i po nim – tutaj przed nie ma, bo to poczštek zdania, ale po zdecydowanie powinien być). A zaimki osobowe w prozie piszemy od małej litery. Wyjštkiem może być tylko list pisany przez któršœ z postaci.

> Krasnolud wstał ze stołka, pyknšł fajkę, skłonił nisko.

Skłonił SIĘ nisko.

> „Wšpierz Wasyl z ziemi smoleńskiej, którego korzenie sięgajš sławnego upira hrabiego Drakuli, uczynił krok milowy w ewolucyji niejakiej, kładšc podwaliny pod sumienie wyżej wspomnianych gadzin, popem ruskim się stajšc…”

Zaraz, zaraz. Wasyl stał się popem i tym samym położył podwaliny pod sumienie swoich... przodków? Jakże to możliwe?

> - Zdupcenie kilka niewiast

Kilku.

> One jeno œmiechem zaniosły

Się zaniosły.

> - Kowala z wioski przegnali, bo chłop chciał pomóc.

Komu pomóc i w czym?

> - Umowa przez jezuitę pisana, on tu przybył z misyjš przechrztu ludu prawosławnego na papieskie obrzšdki czynić.

Przybył misyję czynić. Uwierz mi: archaizacja języka nie polega na tym, że budujemy kulawe zdania. Starodawna polszczyzna też miała gramatykę i składnię.

> Ale nosił wilk razy kilka, ponieœli i wilka.

Co to oznacza w tym kontekœcie? Nawracał ludzi na katolicyzm aż i jego nawrócili? Bez sensu jakby...

> Tedy widzisz, mam ja na głowie pobliskie chamy od pługa oderwane i jezuitę, który zarzuca mi opluwanie moich ojców wiere!

Wiery.

> To istna komedia!

A dlaczego nie komedyja, skoro przed chwilš była misyja? Jak już stylizować, to konsekwentnie.

> „Gwarancyja na dupy nietykalnoœć

Rzyci, jeœli już.

> Umowa na dwie częœci spisana - ugodowa „I do tańca i do różańca”, oraz w niezgodzie strony obie ostawiajšca „Za jaj takowych tarmoszenie”.

Że co proszę? Powyższe zdanie jest kompletnie niezrozumiałe. Co to znaczy, że umowa jest spisana na dwie częœci? Dlaczego pozostawia strony w niezgodzie? O co chodzi z tarmoszeniem jaj i dlaczego „takowych”?

> Wiadome jest, że człek œmiertelny chce wesół z gołš dupš wiecznie chadzać

O rany, jacyœ starodawni smoleńscy naturyœci. Tak wiecznie chadzać z goła dupš? W czasie siarczystych rosyjskich mrozów też? O co w tym chodzi?

> Tedy za diabelska miksturę w żyłach gorejšca oferujemy: pozycję popa we wiosce, trzy œwinie i krowy, do tego konia z powozem i nadto ciepłe babunie kalesony.

A po co wampirowi œwinie i krowy?

> Teraz żšdania po niezgodzie:

Kołek osiowy na trzy warstwy w smole i pierzu maczany, następnie w rzyć wepchany.

Znaczy, że co? Żšdajš kołka? Chyba raczej grożš nim?

> - Da, da siwobrody. Wy i wasze liberum veto, da , da… - zagadał cicho, a melodyjnie, jakoby głos swój ważył w pucharze Morfeusza.

Metafora kompletnie niezrozumiała, poproszę o wyjaœnienie. Ze zwišzków frazeologicznych znam tylko objęcia Morfeusza, ale nie puchar.

> Krasnolud zachwiał i lekko opadł na podłogę.

Zachwiał SIĘ. A czemu opadł lekko? Taki krasnolud to chyba nieŸle waży, jakaœ antygrawitacja mu się włšczyła?

? Wasyl poprawił suknie popa, krzyż ojcowy raz jeszcze ucałował, przeżegnał, krótka modlitwę zmówił i już drzwi miał otwierać, gdy za plecami znajomy głos zachichotał.

Wasyl wyszczerzył kły, odwrócił i osłonił krzyżem.

Na niewiele zdała się moc syna bożego - wobec krasnoludzkiej runy zaœpiewem cichym zainklinowanej - Wšpierz razem z nim pieprznšł o œcianę po drugiej stronie izby.

Do jakiego rzeczownika odnosi się zaimek „nim”? No a już „pieprznšł o œcianę” zgrzyta strasznie: tak się silisz na archaizację, a tu nagle okreœlenie żywcem z XX wieku.

> - Na mnie biesie swoje sztuczki prawisz,

Hm... „prawić” to przypadkiem nie znaczy „mówić”?

> Ten widzšc z bliska naga prawdę pana wrzasnšł i cofnšł do tyłu.

Po pierwsze, cofnšł SIĘ (co Ty tak gubisz te zaimki zwrotne?), a po drugie, nie „do tyłu”, bo przecież nie można się cofnšć do przodu ani w bok.

> - Perunie chroń mnie! – wezwał słowiańskiego Boga

Mała uwaga: Bóg z wielkiej litery to wyłšcznie JHWH. Pogańscy sš bogowie. Z małych liter.

> zainklinował kilka run

Co zrobił? Chyba zaintonował? Ale zaraz, przecież runy to... litery. Jak można intonować litery?

> rzucił je wprost na nacierajšcego Wšpierza. On odbił je krzyżem

Hm, to ja już nie wiem, co ten krasnolud robił. Wyglšda na to, że stworzył jakieœ runy fizyczne (może odlane z metalu), które można było rzucać i odbijać. Dziwne. No, ale to w końcu fantastyka.

Tak czy siak, inklinowanie nadal nie pasuje.

> Temu choć żebro chrupnęło, choć splunšł krwiš, schwycił mocno za brodę kompana zakręcił i rzucił na drugi koniec izby.

le. Powinno być: Ten, choć mu żebro chrupnęło... itd., bo gramatycznie musi pasować do orzeczenia.

> Uœmiechnšł obrzydliwie pewny wygranej

Znowu „się” zginęło.

> gdy młot opadał mu na łeb.

Wasyl przeklinał własnš głupotę.

Krasnolud bez namysłu chwycił rękojeœć runicznego młota

Nie bardzo rozumiem, co się dzieje z tym młotem. Najpierw Wasyl posyła go „honorowo” (jak się posyła młot honorowo?) w stronę krasnoluda, potem młot opada mu na łeb, ale nim zdšży opaœć, krasnolud chwyta jego rękojeœć. Dziwne to wszystko jakieœ.

> Siwobrody trzymał za bok, a Wasyl troszku utykał.

Kogo trzymał? Zgaduję, że SIĘ. Czy masz jakieœ makro w Wordzie, które wycina ten wyraz?...

> - W imię papieża Alfonsa Wspaniałomyœlnego, który łyżkę fasoli nad żywot wieczny cenił, opuœć to dziecko powiadam! – zagadał Jezuita przykładajšc drewniany krzyż do czoła dziewczynki.

Białš skóra dziecka zaskwierczała, izbę smrodem palonego ciała wypełniajšc. Drewno gwałtownie zajęło się ogniem, jezuita przeklšł i rzucił krucyfiks na podłogę.

Zagasił tupišc buciorami.

- Niestrawnoœć mam nie tyle po fasoli co, po obłudnikach na złotym tronie - odrzekł diabeł wydymajšc usta

- O, œwiętym belzebubie gadasz!!

- O, belzebuba beatyfikowali? To Ci sprawa – zagadał diabeł usta wydymajšc

Zgaduję, że scena egzorcyzmu miała być zabawna, ale to się kupy nie trzyma. Błędy interpunkcyjne pomijam, bo nie mam już sił na ich prostowanie. Ale o co chodzi z niestrawnoœciš i belzebubem?

> Watykańczyk, jakowo słowa w mig pojšł:

Jakowo? O ile wiem, nie ma takiego słowa. Nawet w staropolszczyŸnie. Jest „jakowy”, ale nie pasuje tu z kontekstu.

> Weszli do chatki na wkurwie

No super, po prostu œwietnie: tam siedemnastowieczna archaizacja, a tu nagle gimnazjalna gwara. :-/ Zakończenie takoż zresztš gimnazjalne. Anioł zabawiajšcy się w opętanie, po prostu boki zrywać.

Achika - nie przeszedłem przez wszystkie Twoje sugestie, ale jestem pod wrażeniem Twojej cierpliwości i staranności. Skądinąd wiem, że na przecinkach prawie każdy potrafi się przejechać; pogodziłem się z tym, bo wiem, że od tego jest korekta.
Ale przyznam sie, że zaskoczyło mnie, że śmieszy Cię anioł zabawiający się w opętanie. Niby co w tym śmiesznego? Skoro diabeł może, anioł też może.

Mnie to właśnie NIE śmieszy, a podejrzewam, że w założeniu miało. Co do "skoro diabeł może, anioł też może", nie będę się wdawać w dyskursy teologiczne, ale opętanie przez anioła (w dodatku nudzącego się anioła!) to dość, hm, nowatorski pomysł. Oczywiście, pisarz może stworzyć świat, w którym anioły nie różnią się od diabłów, przydałoby się jednak jakoś to uzasadnić. No bo skoro jedne i drugie robią to samo, to znaczy, że właściwie w tym świecie nie ma aniołów ani diabłów, tylko jakieś byty ogólnoastralne.

W komentarzach niestety rozwaliło się kodowanie polskich znaków, przypuszczam, że to wina tego, że skopiowałam tekst do Worda i tam to wszystko pisałam.

Rozumiem, aczkolwiek nie zgadzam sie z nowatorstwem. To dość częsty przypadek, aczkolwiek nazywa sie to nieco inaczej (takie fragmenty jak "Pan go natchnął...", "Pan wysłał swojego anioła"). Ale to już są kwestie z innej bajki niż ocena opowiadania - jeszcze raz mówię, jestem pod wrażeniem jakości Twojej oceny, Achika).

@Maxencius – fajnie, że się podobało. Próbuje pisać w wolnych chwilach. Pomysł ma śmieszyć, a czytać winno się łatwo. Ciągle nad tym pracuje. Z czasem będę musiał stworzyć zarys całego świata - po którym chadza Siwobrody. Dziękuję za komentarz i ocenę.

@Achika – to miłe, że poświeciłaś swój czas nie skąpiąc mi uwag i oceny – niektóre rzeczy poprawiłem, niektóre ostawiłem (zajmę się nimi w tekście na dysku w wolnych chwilach).

Aczkolwiek:

Objęcia Morfeusza dobre są dla niewiast, dla krasnoluda raczej mocne wino z pucharu^^

Prawić - mówić, zatem prawisz Waćpanna słusznie. Zmieniam na czynisz!

To zgadnij komu kowal chciał pomóc, to nie trudna zagadka^^

Wierzę na słowo pannie, jeśli chodzi o reguły staropolskiego – będę zatem bardziej spolegliwy wobec zasad gramatyki i będę okładał się linijką po dłoniach za nierząd na nich (zasadach) czyniony^^

Jeśli chodzi o umowę – cześć pierwsza obie strony w ugodzie pozostawia, jeśli wąpierz zgodzi się uczynić ludu mu podobny (zamieni w upiry).

W niezgodzie natomiast ostawi dwie strony, jeśli ten odmówi im przemiany. Proste.

Lud smoleński mając, jakby tu rzec pojęcie interesu pojmowane ludycznie, tedy proponuje Wasylowi trzodę – powiedzmy, że składa ofertę korupcyjną^^

„Taniec i różaniec, oraz jaj takowych (wasylowych) tarmoszenie” – jest li polotem myśli ludu smoleńskiego^^

Powiedz mi proszę, gdzie w tekście jest powiedziane, że akcja dzieje się zimą, albo wskaż mi naturystę, który chadza w mrozach z gołą rzycią. A może chcesz mi powiedzieć, że nad ruska ziemią słońce nie nigdy wschodzi, ciepłem nie pieści?^^

Pytasz się „po co wampirowi świnie i krowy”. Mhm, mógłbym to pytanie całkowicie zignorować, ale…

- by krew z bydła popijał,

- by, hodował trzódkę w celach ogólnie pojętych^^

- lud smoleński na swój sposób rozumie „ubicie interesu” – zatem kusi Wąpierza, jak tylko umie – oferta, zaś dla samego Wąpierza jest śmieszna. Jednak widzę, że babunie kalesony nie zrobiły na Tobie takiego wrażenia.

Pytasz również, czy żądają kołka, czy nim grożą. Skoro jest to punkt umowy w niezgodzie dwie strony ostawiający, to odpowiedź sama się nasuwa – poza tym po, co miałby lud żądać od Wąpierza osikowego kołka?

Z tego co się orientuję, wampiry ich nie kolekcjonują. Chociaż….

Mam nadzieję, że naświetliłem trochę sprawę umowy.

Trochę przesada, że sile się na archaizacje. Ale, reszta uwag bardzo celna. Dziękuję.

Owe zaimki zwrotne to klątwa Kononowicza – on je tak wyświechtał, że strach używać^^

Fragment z „honorowym” młotem poprawiony. Natomiast do uwagi tyczącej opadającego młota. Rzecz ma się tak:

Wasyl rzucił go w stronę krasnoluda i nim ten zdążył go złapać, wąpierz (wiadomo bestia niezwykle szybka) stanął przed siwobrodym i zaatakował. Nie nacieszył się jednak tą chwilą długo, bowiem młot rzucony na niego opadł mu na łeb.

Wtedy to krasnolud chwycił go i huknął nim w kolano Wąpierza. Nigdzie przecież nie napisałem, że młot wbił się Wasylowi w łeb.

To tyle.

Runy, to znaki – rzec można pismo magiczne. Zatem przykładowo, (tłumaczę najbardziej obrazowo) jeśli wiedźmin rzuca znak Agni etc. to jest to pewien symbol – ma zatem kształt, coś sobą wyraża i niesie pewien ładunek magiczny, prawda? Więc, tak to widzę jeśli chodzi o siwobrodego. O wypalaniu run z żelaza nigdzie nie wspominałem. Ale zastanowię się, jakkolwiek nad pomysłem z runami.

Amen.

Do niestrawności i Belzebuba. Tłumaczę uniżenie.

Nie smakuje mu tak fasola, jak powoływanie się na obłudników na złotym stolcu w Watykanie. Owi znowu dla Jezuity są świętymi ojcami kościoła i egzorcysta jest wstrząśnięty brakiem szacunku diabła, jaki ten wykazuje papieżowi równając go do niestrawnej fasoli^^

Diabeł zaś jest „zaskoczony” i bawiąc się słowem, niedowierza, że beatyfikowali jego piekielnego brata.

Jaśniej teraz?

Anioł ma wolną wolę? Racja – kto bowiem stał się demonem? Kto w niebie narozrabiał i został zepchnięty w czeluście piekła? Tak, piękny Lucyfer, który używał do wolnej woli^^

Zatem, archanioł może sobie pozwolić na psoty, bo jego rzyć - jego kara. Z tego co mi wiadomo, Lucyfer ma się dobrze do dzisiaj w swoim królestwie. I błogosławi swoich wiernych, tak na ziemi, jak i w czeluściach piekielnych.

Reasumując: za czas mi poświęcony i tyczące tekstu należna jest pannie czerwona róża z kolcami 

Pozdrawiam.

Opowiadanie przeczytałem z zaciekawieniem, ale i komentarze pod nim też. :)

Postanowiłam skusić się na wypowiedz, choć nie uważam się za wyjątkowego znawcę.

Odnosząc się do wypowiedzi Achiki ( widać znawcę gramatyki i techniki pisarskiej) uważam, że słusznie zwraca uwagę na pewne szczegóły gramatyczne, co z drugiej strony jest dość łatwe do dopracowania (aż wzdrygam się, że i w mojej wypowiedzi znajdzie błędy - co jest dość prawdopodobne).

Jednak nie zgodzę się co do oceny merytoryki opowiadania. Do tego typu pisarstwa nie powinno się podchodzić 100% dosłownie. Za pomocą pewnych abstrakcji ujawnia się w nich podtekst, przekaz, drugie dno,...czy jak tam ktoś chce sobie to nazwać. W każdym bądź razie, nie jest to opowiadanie, w którym wszystko „podane jest na złotej tacy"- wystarczy przeczytać i już. Wymaga ono myślenia, wyobraźni i kojarzenia informacji, które otaczają nas każdego dnia.

Osobiście jestem fanką literatury, przy której czasem trzeba pomyśleć: "skąd się coś wzięło, dlaczego akurat tu i właściwie jaki jest przekaz autora?". Myślę, że ćwiczenie swego umysłu nie polega tylko na przestrzeganiu wyuczonej gramatyki, czy wzorców powszechnie akceptowanych sformułowań - odbieganie od nich i tworzenie czegoś nowego jest ciekawsze, zarówno dla pisarza jak i czytelnika. Taką właśnie inwencję twórczą dostrzegam w powyższym opowiadaniu.

Mimo licznych atutów tekstu „O wąpierzu ziemi smoleńskiej" mam jednak jedną uwagę do autora. Może to tylko moje indywidualne odczucie, ale tak mi się wydaję, iż szanowny Pan myśli szybciej niż pisze. Mianowicie czasem mam wrażenie, że pewne myśli nie zostały ujęte, choć z pewnością zaistniały. Z tego też powodu powstają fragmenty, które mogą być niezrozumiałe (Achika bodajże zwróciła na to uwagę, choć w trochę inny sposób to sobie tłumaczyła).

Podsumowując: czekam na dalszą „radosną" twórczość. Ćwiczenie czyni mistrza,....a gramatyka też ważna jest ( to tak co by sobie wrogów nie robić:).

Pozdrawiam      

@latimeria - panna uwagę słuszną rzuciłaś, iż słowo pisane nie zawsze nadąza za myślą. Muszę rzecz ową zgoła wypośrodkować. Dziękuję jednocześnie za docenienie merytoryki opowiadania i za czas, który poświęciłaś czytaniu.

Pozdrawiam

 

Nowa Fantastyka